Celem tego forum jest niesienie pomocy małżonkom przeżywającym kryzys na każdym jego etapie (także po rozwodzie i
gdy współmałżonkowie są uwikłani w niesakramentalne związki), którzy chcą ratować swoje sakramentalne małżeństwa
Portal  AlbumAlbum  NagraniaNagrania  Ruch Wiernych SercRuch Wiernych Serc  StowarzyszenieStowarzyszenie  Chat  PolczatPolczat
RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  FAQFAQ  SzukajSzukaj  UżytkownicyUżytkownicy  GrupyGrupy  StatystykiStatystyki
 Ogłoszenie 

Poprzedni temat «» Następny temat
zjednoczenie 3 lata po rozwodzie?
Autor Wiadomość
Kobieta74
[Usunięty]

Wysłany: 2008-08-19, 00:31   zjednoczenie 3 lata po rozwodzie?

Witam,
jestem tu nowa i na Waszą (a może i moja) strone trafiłam przypadkiem. czy sa tu osoby, ktore kilka lat po rozwodzie (z winy drugiej strony - zdrady,alkoholizm,negacja.mlody wiek,brak milosci do mnie i dziecka i inne) z pomoca Boga na nowo żyją razem? myśle intensywnie o stwierdzeniu nieważności, ponieważ po ludzku nie ma siły, aby scalic moje malzenstwo.jednak osoby wierzące odradzaja mi to. poleciły tę stronę.
mąż negował mnie prawie od początku. oddał sie uciechom cielesnym z innymi kobietami,wolności,mamonie, pracy.mamy wspolne dziecko. ja zaczelam dojrzewac do tego, aby się z kims zwiazac.na dzien dzisiejszy jestem sama. jest trudno. jednak wciąż slyszę opinie,aby walczyc.zaczelam sie modlic w intencji jego nawrocenia na rozancu. czy cuda sie zdarzaja? jakie macie doswiadczenia?piszcie proszę, co o tym sadzicie. jestem pełna podziwu dla wielu z osób, ktore tu piszą.
pozdrawiam i obiecuję modlitwę.
 
     
wabona
[Usunięty]

Wysłany: 2008-08-19, 03:45   

Kobieto74. Jeszcze nie tak dawno wierzylam, ze kazde malzenstwo jest do uratowania. Wg mnie to nie jest prawda - kiedy pojawia sie kwestia dziecka u tej drugiej - a tak jest w moim przypadku - malzenstwo przepadlo z kretesem.
Znam zdanie Andrzeja na ten temat, ale ja w tej chwili walcze juz tylko o godnosc - moja i naszego dziecka. Siedze w tej chwili i koncze odpisywac na pozew, ktory jest stekiem klamstw - standardowy pozew, napisany mezowi przez prawnika. To po to, aby szybciej - tak powiedzial maz. Szybciej, bo lada dzien urodzi sie dziecko....
I moze lepiej byloby powiedziec "tak", ulatwic mezowi sprawe... Ale nie potrafie... Jestem to winna i sobie, i dziecku - bede walczyc o udowodnienie winy.

Kobieto74 - cuda sie zdarzaja, nawrocenia sie zdarzaja. Modl sie. Bez modlitwy ani rusz. Ja juz sie nie modle o nawrocenie meza, o scalenie rodziny - to juz nie jest mozliwe. Prosze Boga o sily i wsparcie. Dla mnie cudem jest, ze zyje - mimo tego, co przeszlam i nadal przechodze. Cudem jest, ze moje dziecko - ktore przeszlo rownie duzo jak ja - jest usmiechniete, szczesliwe. Cudem sa ludzie, ktorych Bog stawia na mojej drodze - a jest mnostwo osob, na ktore moge liczyc - ktore zawsze sa gdzies obok. Doswiadczylam tyle dobroci od innych, ze juz mnie nie bola wulgarne slowa meza, ktorymi nadal mnie zasypuje. Nie wzruszaja mnie tak jak kiedys - znam swoja wartosc.

Stwierdzenie niewaznosci.... - przeciez mozesz zlozyc wniosek o to, aby zbadano Wasza sprawe - to nie grzech. Nie sluchaj osob, ktore nie przezyly tego, co Ty - to Twoje zycie, tylko Ty bedziesz sie z niego kiedys rozliczala, tylko TY.
 
     
Małgorzta
[Usunięty]

Wysłany: 2008-08-19, 09:03   

Witam Kobieto 74 tak cuda się zdażają! I ja w to wierzę chociaż na razie jestem na etapie, że nie kocha i nie chce i nie zależy, ale znam przypadek gdzie jeszcze rok temu pewna para małżeńska też nie umiała ze sobą rozmawiać a teraz rozmawiają.
Wiem jedno, że muszę trwać na modlitwie i zaufać Bogu bo On nas kocha i chce dla nas dobrze i porowadzi nas przez to cierpienie za rekę jeżeli oddamu Mu swoje życie. Tak nie ukrywam, że to trudne bo wcale nie mówię, że mi łatwo zachować spokój tak w takiej sytuacji jak osoba której oddaliśmy siebie której zaufaliśmy tak poprostu wychodzi to ciężko zachować spokój. Obecnie czytam kilka książek na raz aby mieć wiedzę na temat trudności polecam Chapmana, Pulikowskiego www.tolle.pl również wiele pieknych książek na temat sensu naszego życia ks. Kozłowskiego również polecam modlitwę przebaczenia dostepne www.odnowa.jezuici.pl, a przede wszystkim trwam na modlitwie która daje mi wiele siły to podstawa to jest jak pokarm już ciężko byłoby mi funkcjonowac bez codziennej Mszy Św. i składam Bogu wielkie dzięki za te łaski, którymi mnie obdażył i wierzę, że każde cierpienie ma sens i prowadzi do Zbawienia.
Pozdrawiam gorąco idź za Jezusem a On będzie dźwigał Twój ciężar i Cie poprowadzi.
JEZU UFAM TOBIE!
 
     
Mirela
[Usunięty]

Wysłany: 2008-08-19, 09:45   Re: zjednoczenie 3 lata po rozwodzie?

Kobieta74 napisał/a:
Witam,
jestem tu nowa i na Waszą (a może i moja) strone trafiłam przypadkiem. czy sa tu osoby, ktore kilka lat po rozwodzie (z winy drugiej strony - zdrady,alkoholizm,negacja.mlody wiek,brak milosci do mnie i dziecka i inne) z pomoca Boga na nowo żyją razem? myśle intensywnie o stwierdzeniu nieważności, ponieważ po ludzku nie ma siły, aby scalic moje malzenstwo.jednak osoby wierzące odradzaja mi to. poleciły tę stronę.
mąż negował mnie prawie od początku. oddał sie uciechom cielesnym z innymi kobietami,wolności,mamonie, pracy.mamy wspolne dziecko. ja zaczelam dojrzewac do tego, aby się z kims zwiazac.na dzien dzisiejszy jestem sama. jest trudno. jednak wciąż slyszę opinie,aby walczyc.zaczelam sie modlic w intencji jego nawrocenia na rozancu. czy cuda sie zdarzaja? jakie macie doswiadczenia?piszcie proszę, co o tym sadzicie. jestem pełna podziwu dla wielu z osób, ktore tu piszą.
pozdrawiam i obiecuję modlitwę.


Serdecznie Cię witam :)
Oczekujesz wykresu statystycznego ?
Bo gdyby tak po ludzku jak do tej pory próbowałaś, sprawdzac ile cudów na ...to myślę sobie,że otrzymasz całkiem logiczną odpowiedź. Mianowicie łatwiej szukac rozwiązań ludzkich" z czasem , z postępem i z osiągnięciami", bez bólu i wysiłku...to jest coś co rzuca się nie tylko we współczesnym świecie...trudno więc dziwic się ,że statystyki mogą przerazic...tym bardziej znając Pismo, gdzie pisze ,że "nie uczynił tam cudu z powodu ich niewiary". Z drugiej strony jak zastanawiam się na ile Ty sama chcesz...?
Bo dziecko moje jak chce to będzie drążyc......,będzie szukało niewyczerpanie wszelkich sposobów na osiągnięcie celu, przyznam ,że w tej rozgrywce jestem słaba...mimo ,że walka jest zacięta...
Kiedyś zaczynałam jak Ty , od różańca...językiem ekonomicznym można powiedziec "opłaciło się". Matka Boża prowadzi swoje dzieci do Boga Ojca z wielką miłością. A to zrozumiałe...przecież tylko Bóg potrafi Ciebie zrozumiec , nikt inny tego nie potrafi... I chociażby z tego powodu szukałabym Bożych rozwiązań.
Tak się składa ,że dziś wiem ,że nikt tak naprawdę po powiedzeniu sakramentalnego TAK nie wie i nie rozumie co to jest MIłOSC, jej dopiero się uczymy poznawac , odkrywac, smakowac, doświadczac... I to jest cel do osiągnięcia.
Natomiast współczesny świat jest na starcie takiego małżeństwa nastawiony na pewien model laicki relacji małżeńskich, czyli nastawiony tylko na osobiste szczęście. Trwałośc małżeństwa staje się względna, uzależniona od satysfakcji i poczucia szczęścia w relacji ze współmałżonkiem. Obserwuje się dziś w tak laickim związku brak wartości i brak dążenia do określonych celów, oraz brak wytrwałości, a co za tym idzie również jakichkolwiek obiektywnych norm i wartości, również wierności, uczciwości i nierozerwalności.
Szkoda ,że małżeństwo często jest rozumiane najczęściej jako zaznawanie przyjemności.

Myślę sobie ,że Ty sama najprościej jak potrafisz odpowiesz sobie czy pomimo tego ,że po ludzku patrząc jest jakby bez szans ,głupie i starcone, zadecydujesz czy CHCESZ podjąc próbę pełnego zaangażowania w ratowanie tego małżeństwa, czy też będziesz szukała innych rozwiązań...
Jeśli zdecydujesz się na tak , to nie warto zawalac się lękiem ,że nie wiem jak...Pan Bóg jest łaskawy i w Eucharystii daje nam siły i odpowiedzi.
Warto sobie przypomniec ,że to co głupie w oczach ludzkich jest mądre w oczach Bożych.
Sw. Paweł napisał w Liście do Koryntian takie ważne słowa:że , " mądrosc unosi się pychą, a Miłosc buduje". Warto więc zgłębiac pojęcie Miłosci ( 1 Kor 13 )
Pozdrawiam serdecznie, życzę Ci Twojego WOLNEGO wyboru co do decyzji ratowania małżeństwa, a w życiu codziennym wiele błogosławieństwa Bożego i radości chrześcijańskiej :)
 
     
Andrzej 
Mąż jednej żony


Imię małżonka/i: Kama
Wiek: 30
Dołączył: 22 Mar 2006
Posty: 156
Skąd: Warszawa
Wysłany: 2008-08-19, 11:27   Pokorna miłość

kobieta74 napisał/a:
Witam,
jestem tu nowa i na Waszą (a może i moja) strone trafiłam przypadkiem. czy sa tu osoby, ktore kilka lat po rozwodzie (z winy drugiej strony - zdrady,alkoholizm,negacja.mlody wiek,brak milosci do mnie i dziecka i inne) z pomoca Boga na nowo żyją razem? myśle intensywnie o stwierdzeniu nieważności, ponieważ po ludzku nie ma siły, aby scalic moje malzenstwo.jednak osoby wierzące odradzaja mi to. poleciły tę stronę.


Są takie osoby, które wybrały drogę wiernej miłości małżeńskiej i wiary w uzdrowienie swojego małżeństwa. Są to np. osoby, które należą do "Grupy Wsparcia" >>. W czerwcowym wydaniu pisma "Magazyn Familia" >> zawierającym artykuły i wypowiedzi nt. wierności znalazłem taką oto definicje wierności:

"Wierność to miłość, która wciąż wzrasta".


wanboma napisał/a:
Kobieto74. Jeszcze nie tak dawno wierzylam, ze kazde malzenstwo jest do uratowania. Wg mnie to nie jest prawda - kiedy pojawia sie kwestia dziecka u tej drugiej - a tak jest w moim przypadku - malzenstwo przepadlo z kretesem.


Każde trudne małżeństwo sakramentalne jest do uratowania tzn. każde ma szanse na uratowanie. A czy zostanie naprawdę uratowane, to zależy od samych małżonków, od ich aktywnej opartej przede wszystkim na modlitwie - wiary, od tego czy otworzą się na łaskę sakramentu. A to dotyczy ich teraźniejszego i przyszłego życia. Czas pokaże. Nawrócenie każdego może przyjść w każdym momencie i nigdy nie można wykluczyć, że tak się właśnie nie stanie. Dlatego postawa trwania w wiernej miłości jest tak ważna, bo dzięki niej zachowane są szanse na uzdrowienie. Niedzielne czytanie o uzdrowieniu córki kobiety kananejskiej, która je wybłagała u Boga, wzmacnia i uzasadnia nadzieję na uzdrowienie potencjalnie każdego człowieka w każdej sytuacji - dopóki człowiek ten żyje.

Przekreślanie z góry możliwości uzdrowienia współmałżonka zahacza o brak wiary - małą wiarę w moc Bożą lub jej wręcz całkowity brak.

wanboma napisał/a:
Znam zdanie Andrzeja na ten temat, ale ja w tej chwili walcze juz tylko o godnosc - moja i naszego dziecka. Siedze w tej chwili i koncze odpisywac na pozew, ktory jest stekiem klamstw - standardowy pozew, napisany mezowi przez prawnika. To po to, aby szybciej - tak powiedzial maz. Szybciej, bo lada dzien urodzi sie dziecko....
I moze lepiej byloby powiedziec "tak", ulatwic mezowi sprawe... Ale nie potrafie... Jestem to winna i sobie, i dziecku - bede walczyc o udowodnienie winy.


Na tej stronie jest ściągawka dla kochających "na dobre i złe" jak odpowiadać na pozwy rozwodowe. Dla tych co kochają - propozycja wzoru odpowiedzi na pozew rozwodowy >> Polecam. :)

To wielkie ryzyko pisać, że coś u Boga nie jest możliwe... , że Bóg nie odmieni serca bliskiej, związanej sakramentem, a więc przymierzem z Nim osoby. Takie powątpiewanie w Jego moc, to oznaka naszego zniecierpliwienia i braku nadziei. Warto jeszcze raz przeczytać o uzdrowieniu córki kobiety kananejskiej i zobaczyć kiedy Bóg spełnia nasze prośby. I jak pisałem wyżej Bóg oddziaływuje na serce człowieka próbując je przemienić w różny sobie znany sposób np. przez wydarzenia i innych ludzi, zawsze z poszanowaniem woli danej osoby. Nigdy z tej walki o nawrócenie naszych serc nie rezygnuje.
Czytanie wraz z komentarzem dostępne jest pod adresem: http://www.mateusz.pl/czytania/20080817.htm

Ja tu zacytuję tylko komentarz ks. Stańka:

Potęga pokornej miłości


Nie można przejść obojętnie obok ewangelicznej sceny przedstawiającej rozmowę Chrystusa z poganką. Trudno bowiem w duchu miłości zrozumieć słowa, jakimi w tej rozmowie posługuje się Jezus, i chłód, z jakim odnosi się do zbolałej kobiety. Jedynie najwyższa pochwała wiary owej matki, jaką Jezus kończy rozmowę, łagodzi nieco drastyczne kontury całego wydarzenia.

Kobieta zostaje upokorzona. Chrystus początkowo w ogóle nie reaguje na jej wołanie. Apostołowie interweniują: „Odpraw ją, bo krzyczy za nami”. Czy należy się dziwić, że kochająca matka, pragnąc zdrowia swego dziecka, zachowuje się tak głośno, iż zwraca uwagę otoczenia? To miłość każe jej krzyczeć. Jeśli krzyk zmusi proroka do działania, to nic, że ona zasłuży na naganę za niespokojne zachowanie.

Zlekceważenie jej krzyku to dopiero początek upokorzenia. Jeśli ktoś jest w stanie pomóc, a nie reaguje na wołanie o pomoc, pogłębia nieszczęście wołającego. Potrzebujący pomocy zostaje wówczas sam ze swoją biedą. Upokorzenie potęguje świadomość własnej bezsilności. Na wezwanie uczniów Jezus zabiera głos. Słowa Jego są jednak niezwykle ostre i nie tylko nie dają tego, o co prosi nieszczęśliwa matka, lecz jeszcze głębiej ją ranią. Jezus jako Żyd podkreśla uprzywilejowane stanowisko narodu wybranego i porównuje pogankę do psa. „Niedobrze jest brać chleb dzieciom i rzucać psom”. Porównanie jest drastyczne i upokarzające.

Miłość jednak przyjmie nawet najgłębsze upokorzenie, jeśli tylko tą drogą może uzyskać dobro dla osoby kochanej. Odpowiedź poganki jest zdumiewająca. Przyjmuje upokarzające porównanie do psa i wykorzystuje je dla siebie. „Tak, Panie, lecz i szczenięta jedzą z okruszyn, które spadają ze stołu ich panów”. Wyraziła tymi słowami swą autentyczną miłość do dziecka i niezwykle głęboką wiarę w Bożą moc chleba spoczywającego na stole narodu wybranego. Otrzymała to, o co prosiła.

Warto zatrzymać się przy tej kananejce, by odkryć potęgę serca wypełnionego pokorną miłością. Słusznie powiedziano: „pokora przebija niebiosa”. Słusznie też uczyniono z pokory sprawdzian autentyzmu miłości. Nie jest łatwo przyjąć upokorzenie, ani to pochodzące od Boga, ani to pochodzące od ludzi. Broni się przed tym nasza ambicja. Celem jednak miłości jest wciągnięcie wszystkiego, łącznie z ambicją, w troskę o cudze dobro. Gdy to osiągnie, ambicja staje się pokorna.

Prawdziwie kocha ten, kto potrafi spalić na rozżarzonych węglach upokorzenia swoją ambicję. Ona wówczas zamienia się w kadzidło, którego woń wyjednuje to, o co dla osoby kochanej zabiegamy. Ta właśnie miłość wyznacza granice, w jakich upokorzenie można przyjąć. Jak długo chodzi nam o cudze dobro, tak długo możemy się godzić na własne upokorzenie. Jeśli zabraknie miłości, upokorzenie nas zniszczy.

Trafnie ukazał to Henryk Sienkiewicz opisując przeżycia upokorzeń, na jakie zgodził się Jurand ze Spychowa chcąc ratować swoją ukochaną córkę. Autor „Krzyżaków” ukazał jeszcze jeden aspekt upokorzenia przyjętego w imię miłości – jego twórcze działanie w sercu upokorzonego. Zdawałoby się, że po wielkich upokorzeniach, i to daremnych, serce Juranda wypełni gorycz nienawiści. Tymczasem staje się coś wręcz przeciwnego, jego serce wypełnia przebaczająca miłość.

Chrystus również przyjął upokorzenie, i to aż do śmierci krzyżowej, dlatego że nas umiłował. Nagrodził kananejską kobietę za to, że przyjęła upokarzające porównanie do psa, a Ojciec niebieski nagrodzi Jego za to, że dobrowolnie zgodził się na los zgotowany łotrom. Chrystus uczy nas pokornej miłości. To w niej jest ukryta moc zbawiająca człowieka. W braku pokory należy upatrywać główne źródło słabości naszej miłości. Gdyby serca nasze były bardziej pokorne, modlitwa stałaby się znacznie skuteczniejsza, a odniesienie do ludzi nacechowane większym miłosierdziem.

Ks. Edward Staniek


_________________
"Módl się tak, jakby wszystko zależało od Boga, a działaj, jakby wszystko zależało tylko od ciebie" (Święty Ignacy Loyola)
"Najpierw modlitwa, potem przebłaganie, dopiero na trzecim miejscu - daleko "na trzecim miejscu"- działanie" (Święty Josemaria Escriva)
„Wszystko mogę w Tym, który mnie umacnia” (List św. Pawła do Filipian 4:13)
„I nie uczynił tam wielu cudów z powodu ich niewiary” (Ew. Mateusza 13:58)
www.separacja.org ::: www.sychar.org ::: www.modlitwa.info
Ostatnio zmieniony przez Andrzej 2008-08-19, 23:08, w całości zmieniany 2 razy  
 
 
     
agnieszka78
[Usunięty]

Wysłany: 2008-08-19, 11:57   

ja odczuwam to tak, że Bóg który oczywiście jako Bog mógłby zrobić cos takiego, ale myśle, że On nie odmienia naszych serc-to jakie one są to nasza wolna wola-a to na czym polega pomoc Boża to raczej otwieranie , przemycie oczu, przywracanie wzroku,pomoc w poznaniu prawdy,
myślę ze Bóg doprowadza do takich sytuacji w naszym życiu ze dochodzimy do wniosku-żyłem w kłamstwie, żyłem w amoku,bo naprawde jest tak i tak........
 
     
elzd1
[Usunięty]

Wysłany: 2008-08-19, 17:18   

wanboma napisał/a:
Znam zdanie Andrzeja na ten temat

To nie jest tylko zdanie Andrzeja, również moje i wielu innych osób na forum i tych, których spotkałam osobiście.
Pytam: po co badanie, w jakim celu?
Nawet gdyby okazało się, iż istnieje podejrzenie nieważności, co Ci to da? Będzie Ci lżej? Przestaniesz cierpieć, kochać, tęsknić? Będziesz czuła się mniej upokorzona? Czy czas się cofnie i znów będziesz dwudziestolatką z głową pełną marzeń?
Czy to ma zadziałać jak plaster na skaleczenie? A może jak cudowne lekarstwo, które "celnie trafia w każdy ból"?
Pytam, siebie też pytałam, czy takie badanie coś by mi pomogło. I wiem że nie, bo JA czuję, iż zawierałam małżeństwo ważne, może nie do końca świadomie co naprawdę to znaczy, ale jednak ważne dla mnie. Nie myślałam sobie o ew. drodze wyjścia, że może się nie udać, że może zostanę sama, nie było żadnej klauzuli w słowach " ... aż do śmierci".

Andrzej napisał/a:
Odpowiedź poganki jest zdumiewająca. Przyjmuje upokarzające porównanie do psa i wykorzystuje je dla siebie. „Tak, Panie, lecz i szczenięta jedzą z okruszyn, które spadają ze stołu ich panów”.

Bardzo m się podoba ta odpowiedź i dopiero teraz zrozumiałam jej znaczenie. Teraz, to znaczy gdy szanowny mąż odszedł. Zostałam przez niego upokorzona, czułam się właśnie jak zbity, porzucony pies, porzucony przez swojego pana. Ale dla Boga nie jestem psem, któremu rzuca się ochłapy, którego się porzuca. Dla Boga jestem najważniejszą osobą, godną szacunku i najlepszych kęsków ( porównując do tego fragmentu Biblii). jestem tak cenną jak najcenniejsza perła. I Pan słucha mojego głosu, chociaż z ludzkiego punktu widzenia pomaga niewiele: mąż coraz bardziej angażuje się w nowe życie. A jednak Pan dał mi coś, czego nie da żaden człowiek: dał mi Siebie. Czy nie jest to bardziej cenne, niż rzekome ludzkie szczęście?
Można uciec od krzyża. Ale, czy ucieknie się daleko?

Pozdrawiam. Życzę Ci Kobieto dużo siły.
-----------------------------------------------------
Krzyż jest wpisany w nasze człowieczeństwo.
Wystarczy stanąć prosto i wyciągnąć w bok ręce, aby się o tym przekonać.

Stoisz przed ścianą; po co nieustannie bić w nią głową? Popatrz na nią spokojnie, znasz ją. Jest mocna, za wysoka i nie do przebycia. Przyjmij ją. Ofiaruj przeszkodę Bogu, ofiaruj swój zawód, że nie możesz sobie z nią poradzić, i... pójdź inną drogą.
M.Quoist, Modlitwa i czyn, 232
 
     
wiki0701
[Usunięty]

Wysłany: 2008-08-19, 17:53   

elzd1 napisał/a:
wanboma napisał/a:
Znam zdanie Andrzeja na ten temat

To nie jest tylko zdanie Andrzeja, również moje i wielu innych osób na forum i tych, których spotkałam osobiście.
Pytam: po co badanie, w jakim celu?
Nawet gdyby okazało się, iż istnieje podejrzenie nieważności, co Ci to da? Będzie Ci lżej? Przestaniesz cierpieć, kochać, tęsknić? Będziesz czuła się mniej upokorzona? Czy czas się cofnie i znów będziesz dwudziestolatką z głową pełną marzeń?
Czy to ma zadziałać jak plaster na skaleczenie? A może jak cudowne lekarstwo, które "celnie trafia w każdy ból"?


znajomemu pomogło bo dzięki temu ożenił sie ponownie i wziął slub kościelny.

Rozumiem, że wg Ciebie i tak trzeba go ukamienować..?

Coraz ciekawiej tu się robi :shock:
 
     
Desdemona
[Usunięty]

Wysłany: 2008-08-19, 20:06   

[quote="elzd1"]
wanboma napisał/a:

Pytam: po co badanie, w jakim celu?
Nawet gdyby okazało się, iż istnieje podejrzenie nieważności, co Ci to da? Będzie Ci lżej? Przestaniesz cierpieć, kochać, tęsknić? Będziesz czuła się mniej upokorzona? Czy czas się cofnie i znów będziesz dwudziestolatką z głową pełną marzeń?
Czy to ma zadziałać jak plaster na skaleczenie? A może jak cudowne lekarstwo, które "celnie trafia w każdy ból"?
Pytam, siebie też pytałam, czy takie badanie coś by mi pomogło. I wiem że nie, bo JA czuję, iż zawierałam małżeństwo ważne, może nie do końca świadomie co naprawdę to znaczy, ale jednak ważne dla mnie. Nie myślałam sobie o ew. drodze wyjścia, że może się nie udać, że może zostanę sama, nie było żadnej klauzuli w słowach " ... aż do śmierci".


to TY czujesz...a nie wiesz co czują inni. I nie narzucaj tego co czujesz innym, bo inni mogą czuć inaczej. I może im być lżej, mogą przestać cierpieć, tęsknić i czuć sie upokorzonym. To ich prawo i jako katoliczka nie masz prawa tego podważać.

[ Dodano: 2008-08-19, 21:10 ]
wiki0701 napisał/a:
elzd1 napisał/a:
wanboma napisał/a:
Znam zdanie Andrzeja na ten temat

To nie jest tylko zdanie Andrzeja, również moje i wielu innych osób na forum i tych, których spotkałam osobiście.
Pytam: po co badanie, w jakim celu?
Nawet gdyby okazało się, iż istnieje podejrzenie nieważności, co Ci to da? Będzie Ci lżej? Przestaniesz cierpieć, kochać, tęsknić? Będziesz czuła się mniej upokorzona? Czy czas się cofnie i znów będziesz dwudziestolatką z głową pełną marzeń?
Czy to ma zadziałać jak plaster na skaleczenie? A może jak cudowne lekarstwo, które "celnie trafia w każdy ból"?


znajomemu pomogło bo dzięki temu ożenił sie ponownie i wziął slub kościelny.

Rozumiem, że wg Ciebie i tak trzeba go ukamienować..?

Coraz ciekawiej tu się robi :shock:



ano ciekawie...co niektórzy tworzą własną odmianę katolicyzmu tj. wybierając co pasuje do ich widzimisie i obrzucając błotem tych którzy mają inne zdanie.
 
     
Mirela
[Usunięty]

Wysłany: 2008-08-19, 20:12   

Wiki
Zapewniam Cię ,ze nie chodzi o to o czym myślisz...
Nie ma powodu ,żeby myślec WZAJEMNIE źle, i szukac tego czego nie ma...
Proszę Boga o potężny rozum w rozumieniu rzeczy Bożych i wyższych, abym mogła lepiej poznac i ukochac Boga. I jeśli poznanie rzeczy wymagac będzie z mojej strony czytelnego przekazu istoty i sedna problemu, wtedy będę wiedziała ,że tak trzeba... Nie można problemu o jakim wspominasz traktowac powierzchownie...Problem sięga daleko dalej niż może się wydawac...nie jest powierzchowny, nie da się go zmierzyc i zważyc...powiedziałbym ,że problem sięga dalej niż człowiek może...dlatego potrzeba modlitwy o Swiatło Ducha sw, za Kościół i kapłanów, za biskupów, za papieża.

I w dalszym ciągu przekonuje się , by zagłębic się w przymiocie Miłosierdzia i Miłości w swojej Istocie...

Wiki ...każdy może różnie się na to zapatrywac...każdy może miec swoje zdanie i powiem jedno...nie ma ono znaczenia...żadnego...najważniejsze jest to co sam Bóg o tym sadzi ...
Kościół daje taką możliwosc...i nie twierdze ,że nie jest potrzebna... Sedno leży niestety w czymś innym...
Kiedy nic nie wiem..., kiedy nic nie potrafię sobie uzmysłowic...rozwinąc w sobie...rozwinąc skrzydła w myślach....modle się i przeważnie wtedy otwiera mi się Pismo Sw na 1 Kor 13...

Z całą pewnością jak wspomina ów List ...przyjdzie czas ,że "będziemy poznawac tak jak sami zostaliśmy poznani"

Pozdrawiam serdecznie :)

Desdemona...plis...bez rzucania haseł ,ze ktoś kogo obrzuca...Problem sięga jak wspomniałam" istoty natury bardziej czułej..."
Myślę sobie ,że to w tym momencie jest bezsensowne...Jeśli zostałaś urażona w jakikolwiek sposób , to nie ogólnikuj tylko zwróc sie bezpośrednio do osoby , która Twoim zdaniem Ciebie uraziła...Taka prośba do Wszystkich ..., by załatwiac sprawy od razu , jest prv...można sobie wiele wyjaśnic i nie trzeba nakręcac zbytecznie...nie o to chodzi tutaj...
Kumulowanie negatywnych emocji jeszcze nikomu na zdrowie nie wyszło...
Proszę właśnie Ciebie o modlitwę za mnie o Swiatło Ducha sw w tak trudnym temacie...
Tez pozdrawiam:)
 
     
elzd1
[Usunięty]

Wysłany: 2008-08-19, 21:28   

wiki0701 napisał/a:
znajomemu pomogło bo dzięki temu ożenił sie ponownie i wziął slub kościelny.
Rozumiem, że wg Ciebie i tak trzeba go ukamienować..?


Żałosne. Tyle zrozumiałaś? Że chodzi o kamienowanie i zarzut ponownego związku?

Desdemona napisał/a:
to TY czujesz...a nie wiesz co czują inni. I nie narzucaj tego co czujesz innym, bo inni mogą czuć inaczej. I może im być lżej, mogą przestać cierpieć, tęsknić i czuć sie upokorzonym. To ich prawo i jako katoliczka nie masz prawa tego podważać.


Nie wiem co czują, mogę się domyślać, bo sama przez to przechodziłam. I nie uwierzę, że to doświadczenie może być zatarte.
Wiesz, znam kobiety, które po nieudanym małżeństwie, w drugim szczęśliwym związku, z którego są dzieci - te kobiety na wspomnienie o przeszłości nadal odczuwają dawny ból. Tego się po prostu nie zapomina. Można ułożyć sobie życie na nowo, i owszem. I "po ludzku" być szczęśliwym.
Jak myślisz, czy matka, która straciła dziecko, rodząc kolejne dzieci, zapomina to pierwsze?
Ostatnio zmieniony przez elzd1 2008-08-19, 21:39, w całości zmieniany 1 raz  
 
     
ketram
[Usunięty]

Wysłany: 2008-08-19, 21:32   

Przychodzi mi do głowy taki paradoks:
Ktoś stara się o uniewaznienie swego małżeństwa przed sądem biskupim. Jest pokrzywdzony, ma słuszne argumenty, próby ratowania związku zawiodły. Gromadzi niezbędne dokumenty, świadków etc. Wreszcie rozprawy, no i ... małżeństwo unieważnione.
Mija, dajmy na to, kilka lat. Małzonkowie są juz dawno po rozwodzie cywilnym, koscielnym i pewnego dnia zaczynają ze sobą rozmawiać. Zbliżają się do siebie. Chcą być znowu razem. Odnajdują ponownie swoją miłość i przeznacznie. Czy, mogą ponownie wziąść ślub kościelny? Gdyby mogli, czy oznaczałoby to, ze ich pierwszy sakramentalny związek jest nieważny? Dopiero drugi jest ważny?

Czy oznacza to, co napisałem, że Pan Bóg fatygowałby się dwa razy, aby ich połączyć?
Wątpię - co Bóg złączył, człowiek niech nie rozłącza.
 
     
Kobieta74
[Usunięty]

Wysłany: 2008-08-19, 22:05   

Dziękuje Kochani, że tak intensywnie piszecie. to miłe bardzo. WIKI, ja nie chcę kamieniować męża. przeciwnie - modlę sie za niego. wybaczyłam. ujrzałam go jako bezbronne dziecko, które nie potrafi samo kochac, poniewaz od łona swej matki tej miłości nie dostał. życze mu jak najlepiej.jak trzeba obiadem poczęstuje i auto pożycze.chciałabym tylko po Bożemu byc z kims, bo strasznie jest samemu. tak po prostu. a tak sobie myslę, ze to nie ja zawiodłam. walczyłam do końca. dłuższa walka oznaczałaby tylko totalne poniżenie własnej osoby. i po wnikliwej analizie doszłam do wniosku, że on nalezy do grupy tych, co to nie powinni sie wiązać. zły wybór i fałszywe ślubowanie. raz go przyjęłam do domu, jak wrócił od swej , cyt. "prawdziwej miłości życia". i było piekło. i w tym momencie byłoby nadal. mąż po prostu nie dorósł. i coraz głębiej wchodzi w świat seksu, pieniędzy, innych bożków.neguje Boga. buntuje dziecko, które zabieram ze soba na rekolekcje. jedyna wartością wg niego jest kasa. przyjaciele nasi, znacznie starsi od nas, niejednokrotnie probowali z nim rozmawiać. bezskutecznie. on nie chce mnie i dziecka. wg. niego to małżeństwo od poczatku było farsą. teraz dopiero jest szczęśliwy.
więc co w takiej sytuacji? ja się modlę. teraz wdrożyłam modlitwę różańcową w jego intencji. codziennie pięć dziesiątek. ja wciąż jestem wierna. ale tak po ludzku chciałbym być w kimś,kto wspiera.
stąd te dylematy.
w moim sercu on nadal jest mężem. mimo wszystko. i niedawno jeszcze nie zgadzał się na unieważnienie "bo musiałby sie żenić, bo kobitki chcą, a tak mówi, że nie może i daja mu spokój".
więc to tyle. wiem,ze jest forum dla małżonków samotnych chcących dochowac wierności. to kwestia wyboru. mi jest zle samej z dzieckiem. a nie umialabym być z kims bez błogosławieństwa.
i co Wy na to?
 
     
wito
[Usunięty]

Wysłany: 2008-08-19, 22:47   

ketram napisał/a:
Przychodzi mi do głowy taki paradoks:
Ktoś stara się o uniewaznienie swego małżeństwa przed sądem biskupim. Jest pokrzywdzony, ma słuszne argumenty, próby ratowania związku zawiodły. Gromadzi niezbędne dokumenty, świadków etc. Wreszcie rozprawy, no i ... małżeństwo unieważnione.
Mija, dajmy na to, kilka lat. Małzonkowie są juz dawno po rozwodzie cywilnym, koscielnym i pewnego dnia zaczynają ze sobą rozmawiać. Zbliżają się do siebie. Chcą być znowu razem. Odnajdują ponownie swoją miłość i przeznacznie. Czy, mogą ponownie wziąść ślub kościelny? Gdyby mogli, czy oznaczałoby to, ze ich pierwszy sakramentalny związek jest nieważny? Dopiero drugi jest ważny?

Czy oznacza to, co napisałem, że Pan Bóg fatygowałby się dwa razy, aby ich połączyć?
Wątpię - co Bóg złączył, człowiek niech nie rozłącza.



– Wczoraj jechałem tędy, tych domów jeszcze nie było.
– Tak mówicie? A gdyby tutaj staruszka przechodziła do domu starców, a tego domu wczoraj by jeszcze nie było, a dzisiaj już by był. To wy byście staruszkę przejechali, tak? A to być może wasza matka!
– Jak ja mogę przejechać matkę na szosie, jak moja matka siedzi z tyłu?
– Halo, tu "Brzoza", tu "Brzoza"! Źle cię słyszę! Powtarzam, powiedział, że matka siedzi z tyłu... "Matka siedzi z tyłu!" Tak powiedział!
Kobieta74 napisał/a:
myśle intensywnie o stwierdzeniu nieważności, ponieważ po ludzku nie ma siły, aby scalic moje malzenstwo.jednak osoby wierzące odradzaja mi to. poleciły tę stronę.
- Sąd Biskupi jest instytucja Kościelną więc nie rozumiem czemu osoby wierzące nie uznają instytucji Kościelnych.
Kobieta74 napisał/a:
mi jest zle samej z dzieckiem. a nie umialabym być z kims bez błogosławieństwa.
i co Wy na to?

a z trudnymi pytaniami na priv - nie nakręcaj atmosfery.
 
     
Mąż Zosi
[Usunięty]

Wysłany: 2008-08-20, 00:46   

Kobieto74
- cuda się zdarzają ale nie można żyć w oczekiwaniu na cud. Taka postawa to ogromne wyzwanie dla naszej wiary. Nie każdy jest w stanie żyć tylko nadzieją.

- Fajnie się ciebie czyta. Widać w tobie pokorę. Tak trzymaj. Wartościowa dziewczyna z ciebie

- "Módl się i Pracuj" tj. złóż wniosek do sądu biskupiego. Nie ma sensu trwać w nadziei jeżeli małżeństwo było nieważne. Nie przeszkadza to cały czas (całe życie) modlić się za swego nie-małżonka.

- często spotkasz na forum słowa - "zadbaj o siebie". To WIELKA PRAWDA. Zadbaj o siebie i złóż papiery do sądu biskupiego. Poddaj się osądowi Kościoła.

Będziesz jeszcze szczęśliwa. PAN BÓG WYNAGRADZA TYSIĄCKROTNIE. A jak Ciebie wynagrodzi tego nie wiem ale na pewno w najlepszy dla ciebie sposób. Tylko mądrze :)

pozdrawiam i życzę dotarcia do prawdy i mądrości.

Jarek
 
     
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz załączać plików na tym forum
Możesz ściągać załączniki na tym forum
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  
Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group
Strona wygenerowana w 0,02 sekundy. Zapytań do SQL: 10