Celem tego forum jest niesienie pomocy małżonkom przeżywającym kryzys na każdym jego etapie (także po rozwodzie i
gdy współmałżonkowie są uwikłani w niesakramentalne związki), którzy chcą ratować swoje sakramentalne małżeństwa
Portal  AlbumAlbum  NagraniaNagrania  Ruch Wiernych SercRuch Wiernych Serc  StowarzyszenieStowarzyszenie  Chat  PolczatPolczat
RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  FAQFAQ  SzukajSzukaj  UżytkownicyUżytkownicy  GrupyGrupy  StatystykiStatystyki
 Ogłoszenie 

Poprzedni temat «» Następny temat
Poradźcie jak nie szarpac dziećmi
Autor Wiadomość
zuza
[Usunięty]

Wysłany: 2008-09-19, 13:36   

Małgorzta napisał/a:
Witam Was serdecznie i dziekuję za tą dyskusję. Elżbieto zgadzam sie z tym co piszesz. Widzisz i własnie dlatego, że Bóg Miłosierny obdarował mnie wielką łaską ufności, daje radę ale to nie moja zasługa to własnie On pokazuje mi, że oddając Mu całe swoje cierpienie On poprowadzi mnie za rękę i tak jest. Teraz wiem jedno chce trwać na modlitwie chce wsłuchiwać się w Jego głos.


Moja Droga- Bóg jest bezinteresowny- nie musisz mu przekazywać swojego cierpienia- aby dostać jego miłość.

Powiem Wam jedno Bóg mnie prowadzi wyprowadza mnie z każdej syuacji naprawde ją rozwiązuje.


Nie wyprowadził Cię z kryzysu małżeńskiego- więc myslę że przesadą jest taka interpretacja.Co więcej- kryzys nie powsdtał dlatego że Bóg cię tam wprowadził- tylko ludzie - mąz i ty zachowaliście się tak- że jest co jest. To nie jest "zasługa" Boga tylko0 ludzi


Syn szlochał strasznie jak się dowiedział nie mogłam na to patrzeć i myślałam jak ojciec może zrobić coś takiego dziecku i uklęknełam z dziećmi i zaczeliśmy się modlić powiedziałam że będziemy się modlić za tatę. Jak mąż dzwonił to mu mówiłam jak dzieci cierpią ale kończyło sie ostrą wymianą zdań i obrzucaniem mnie ze strony męża i przestałam z nim dyskutować.

Normalne zachowanie mężczyzny w takiej sytuacji- twoja informacja że dzieci płaczą i dlaczego je krzywdzi wzbudziła agresję- bo tak się facet bronił.Atakując Nadal nie wiem co ma Bóg do tego?


Teraz zaakceptowałam sytuacje w jakiej się znalazłam dbam o dom dzieci jak zawsze pracuję ale to Bog to wszystko układa .

No popatrz- ja nie akceptuję a nie wadzi mi tenm brak akceptacji. I też mi sie super układa- to jak to wreszcie jest?


Teraz rozpoczął się rok szkolny mąż nie chciał mi zostawic samochodu to przyjeżdża po dzieci przywozi odwozi, zawozi na tańce chociaż dalej jest dla mnie szorstki, ale dzięki Bogu już umiem z Nim rozmawiać na tyle na ile muszę.

Ja też umiem- ale dzięki swoim wiadomościom a nie Bogu. Dzięku swoim wysiłkom.
Oczywiście - jeśli ocenic to z persepktywy piszących powyżej- to widać taka Łaskę Boską otrzymałam .




A niestety mam problem bo dał mi na dzieci dopiero we wrześniu małe pieniądze i mamy problem z dogadaniem się co do finansów i muszę zrobić rozdzielność majatkową a pózniej pewnie podział majątku ale ja bym tego nie chciała chciałabym, aby wrócił On mnie straszy że nie sprzeda budynku który kupili nam rodzice i w którym pracuje najwyżej pójdzie przeze mnie do więzienia.

To gdzie twoja wiara?



Jak On może tak mówić

normalnie- otwiera usta i mówi- co mu ślina na język przynosi- i lepiej abyś zdała sobie sprawę- im więcej ty chcesz, tym bardziej jest zły.
Bo to normlane- nikt nie lubi czuć się winny- więc atakuje.





przecież ja nie chce Go niszczyć on mnie zostawił z kredytem który płacę jeszcze 10 lat za remont domu dobrze , że dom dostałam od rodziców.

I tu podpowiedż- chotycznośc wypowiedzi pozwala tylko mniemać że dom jest darowizna od twoich rodziców- jeśli tak i jesli tylko dla ciebie- to nie masz problemu- jest to majątek odrębny.



Ale wiecie jakoś się nie martwie składam to wszysto w sercu Jezusa i Jego Matki ja naprwdę czuje ich ogromną łaskę. Nie wiem jak będzie dalej wiem jedno, że jak Bóg jest na pierwszym miejscu to wszystko będzie na swoim miejscu.


Teraz się proponuję skupić i skorzystać z dobrodziejstw informacji dotyczących praw majątkowytch- aby się nie okazało że pod mostem zamieszkać przyjdzie- i nie mieszać Boga- a działać.


Staram się z dziećmi odmawiać różaniec odmawiamy wspólnie pacierz i wierzymy że Pan Bóg wie co dla nas dobre i z każdego cierpienia wyciąga dobro i wiem że cierpienie ma sens.


Mówienie dzieciom że cierpienie ma sens ( nie wiem ile mają lat)- jest dość ryzykowne- bo w przyszłości może doprowadzić na przykład do prostego dla dziecka skojarzenia- Bóg jest cierpieniem- uciekamy od cierpienia, i zaburzyc umiejętnośc obrony swojego stanowiska- co w kosekwencji może na przykład spowodwać że dzieci będą unikać wszelkiej konfrontacji w zyciu- bo jakiekolwiek postawienie się otoczeniu- w tym również w słusznej sprawie spowodować może odrzucenie a wykluczenie z grupy to samotność, a samotnośc to cierpienie- takich przykładów jest dużo. I zrobią coś złego- aby nie zostać wykluczonymi.
Więc nie radzę ryzykować- a modlić się ogólnie- bez roszczeniowej postawy.
Mnie na religii uczono że Bóg jest miłościa i to mi w głowie utkwiło.



Bardzo trudne są te nasze przypadki, bardzo trudna jest twarda miłość o której tu tak dużo się pisze, ale ja naprawdę wiele zrozumiałam i zblizyłam się jeszcze bardziej do Pana Boga i czuję jak mnie przytula i wlewa nadzieję. Daję radę tylko dzieki Bogu który się o nas troszczy i ukazuje mi swoją miłość.

Moim zdaniem- nie jest to słuszna teoria.

To jest niesamowite Jezus żyje i czyni cuda i chcę Go wielbić za to co mi ukazał.
Bogu dzięki składam i wierzę że On wszystko może i wierzę w cud.
Pozdrawiam was i pamietam w modlitwie.
JEZU UFAM TOBIE!



a sobie ufasz?
 
     
Elżbieta
[Usunięty]

Wysłany: 2008-09-19, 13:57   

Małgorzta, dzięki za wieści jak u Ciebie.
Jak już obiecałam w niedzielę pomodlę się za wspólnotę Sychar, a więc i Twoje sprawy złożę Bogu na Ołtarz.
Jesteś bardzo dzielną i mądrą kobietą, i takie świadectwo jak Twoje może co najwyżej umocnić!
Chwała Panu Bogu.
Różaniec św. to piękna modlitwa, która czyni cuda.
Ludzie słabi i błądzący odzyskują wiarę w Boga (lub umacniają się nią) :
zarówno ci, którzy się modlą tą modlitwą, jak i ci którzy są w tej modlitwie polecani.



Małgorzta! Twoja postawa, ta twarda miłość, zwróci męża serce do Boga w momencie, w którym się nie spodziewasz.
A wiesz dlaczego w takim właśnie momencie? (w którym się nie spodziewasz?)
BO PAN BÓG LUBI ROBIĆ NIESPODZIANKI.
BÓG jest BOGIEM ZASKOCZENIA.


pozdrowienia, z Bogiem
 
     
mami
[Usunięty]

Wysłany: 2008-09-19, 14:27   

nie moge sie oprzec..
Małgorzata piszesz, że wspólnie z dziecmi w trakcie kryzysu modlicie i to ci pomaga i z naciskiem jak piszesz Tobie pomaga skąd pewnośc że twoim dzieciom modlitwa daje tyle samo ukojenia co tobie? może ich odczucia i radzenie sobie z tym w kwesti odejscia ojca sa inne? tylko nie potrafią tego zobrazowac, opowiedziec... wydaje mi sie, że wiem na pewno, że sama modlitwa nie załatwi za nas i nie zażegna kryzysu... dlatego jak w temacie jak pomóc dziecku w czasie kryzysu...
ja otrzymałam prostą odpowiedz od psychologa żeby pomóc dziecku najpierw Pani musi by wolna od problemu inaczej wszystko przenosimy na dzieci... proste mądre słowa pomogły w zrozumieniu wielu rzeczy a modlitwa owszem jestesmy katolikami i ona pomaga nam sie wyciszyc w chwilach słabości co daje nam siłe do dalszej walki ale dzieciom potrzeba czegos wiecej niz modlitwy by zrozumiały kryzys w małżeństwie
 
     
EL.
[Usunięty]

Wysłany: 2008-09-19, 16:40   

Lenko....dobry specjalista psycholog, jest specjalista tylko w jednej dziedzinie.
Choremu dziecku w chorym związku potrzeba jeszcze specjalisty od ciała i specjalisto od ducha. Działamy na trzech róznych frontach. Nasze dzieci często zapadaja na rózne choroby, co również jest spowodowane zaburzeniem wszystkiego...naruszeniem, nieprawidłowościa funkcjonowania.
Oczywiście, że nie tylko modle się za moje dzieci...ale daje im jeść, dbam o rozwój fizyczny, psychiczny.....ale jakże często we współczesnym świecie rodzice raptem tylko daja jeść...albo nawet i o to nie dbają, a gdzie reszta ?

Specjalista od dzieci - psycholog, powiedział 4 letniemu dziecku znajomej, że to norma, że rodzice się rozwodzą. We współczesnym świecie, to norma i już.
Hm....nie chcę takiego specjalisty dla swoich dzieci.


Mami, a czyz nie rodzic pokazuje swojemu dziecku drogę ??
Pewnie, że są inne sposoby na unikanie, zabijanie bólu.
Dziecku pozostawionemu samemu sobie , na ulicy, bez opieki i wsparcia rodzica- grupa rówieśnicza pokazę jak zabic ból. Alkohol, narkotyki....niezłe sposoby...co ??
Jeżeli matka ( ojciec) nie pokazą dziecku granic, nie pokażą i nie naucza norm, zasad, nie naucza modlitwy.....to ktos inny nauczy ich ćpac, pic, bic, mordowac itp.
To dobry sposob- modlitwa. Nikomu nie szkodzi a może pomoc. Pewnie....zaproszenie na lody to tez niezły sposob. Niech więc każdy jak uważa.

Myslę, że nie ma zbyt wiele czasu na to, żeby pozostawiając dziecko, najpierw zając się tylko sobą....Uleczenie siebie, odrodzenie to długi proces...w tym czasie nasze dziecko , pozostawione , czekające na nasza przemianę, może zginąc w bagnie nieodpowiedniego towarzystwa. Wydaje mi się, że trzeba owszem zając się sobą...ale jednocześnie mieć uwagę na dzieci i byc z nimi aby i one mogły byc z nami i wspierac sie nawzajem.Pozdro !! EL.
 
     
nałóg
[Usunięty]

Wysłany: 2008-09-19, 17:37   

Małgorzato??? a jak było u Ciebie z modlitwą przed kryzysem??
Mam wrażenie że piszesz o róznych rzeczach w Twoim kryzysie. Najpierw zwróciłaś sie do Niego w pokorze,oddałaś mu kierownicę swojego życia,uznałaś swoją bezsilność,przestała sie szarpać i wtedy odzyskałas względny spokój.Otworzyłas się.Ale to Ty musiałaś zrozumieć poprzez ból że sma sobie nie poradzisz..........poprosiłas o pomoc.Dostałaś spokój.Bo jak juz nie trzymasz w rekach kierownicy to i mniej musisz uważać na drogę,mniej rządzisz.Otworzyłaś się.
I wcale nie jestem pewien czy cierpienie ma sens.........szczególnie gdy chodzi o dzieci.
A Bóg jest -wg mnie- Bogiem miłości...nie cierpienia.Cierpiał na krzyżu abym ja nie cierpiał.Ale ja sam chciałem być sobie i kierowca i pilotem.I walnąłęm w dno............i cierpiałem.....na własne życzenie poniekąd.A i dzieci tez cierpiały.............
i gdzie tu sens??????????????
Twoje tez cierpią............jak piszesz....... przez Boga? czy przez tatusia i mamusie bo nie potrafili sie dogadać?????
A tatuś??? jak byk cielęciu......jak mawiał nie żyjący już Pietia(repartian ze wschodu)... ......uciekał od cierpienia dzieci we wrzaski......bo sie boi cierpienia,a raczej świadomości że zadaje cierpienie.
 
     
EL.
[Usunięty]

Wysłany: 2008-09-19, 17:58   

Ale też Nałogu Jezus mówi- kto chce mnie naśladować, niech weźmie swój krzyż i idzie ze mną. I to właśnie zrobiła Małgorzata. Jezus wie, że nasze życie, jest nazanczone krzyżem, cierpieniem....sami sobie je fundujemy....ale łatwiej nam iśc przez trudy zycia z Jezusem.
Dlatego też tu jesteśmy, na tym forum....bo wszędzie Go szukamy!!
Małgorzata przyjęła taką filozofię swojego życia( tak myślę)....wzięła ten krzyż, wzięła dzieci i poszła za Jezuem, kiedy to mąż, osoba która miała wspierać - zawiodła.
Chyba dobra droga...co Małgorzato ? Kiedyś zrobiłam to samo co Ty. Mnie sie udało....wytrwałam przy Jezusie , a On mi pomógł.
Trzymam kciuki za Ciebie ! Dużo sił ! I mimo upadków, które jeszcze przed Tobą ,nie poddawaj się !! Pozdrawiam !! EL.
 
     
elzd1
[Usunięty]

Wysłany: 2008-09-19, 19:26   

Ręce mi opadają, jak czytam podobne wywody, że Bóg wszystko uleczy i wszystko załatwi, że wystarczy się modlić i już sprawy "same" się rozwiążą - nie, nie same, Bóg rozwiąże.
Czy na tym forum już nie można dzielić się swoimi troskami, szukać rady, jak korzystając z ludzkiej wiedzy, sobie i dzieciom pomóc?
Czy trzeba Boga mieszać w każdą rozmowę, każde słowo?
Zrozumcie dziewczyny, że Wasze wstawki i cytaty są dobre w dziale "życie duchowe", gdyż bardzo często nie dotyczą omawianej sprawy. te wstawki są po prostu żenujące. Świadectwo JPII, albo opowieść o wujaszku - to jest zupełnie nie w temacie, wypaczenie głównej treści "jak pomóc dziecku", dziecku, które zostało przez rodzica PORZUCONE, bo tatuś wybrał inny dom, inne życie. Tatuś nie umarł, jak w podawanych przykładach, tatuś pojawia się gdy ma czas i ochotę, odchodzi, gdy zaczyna być znudzony. I co to ma wspólnego ze śmiercią matki czy ojca?
I żeby było jasne: dziecko nie przytuli się do krzyża czy figury, aby otrzymać miłość i ciepło matczyne czy ojcowskie. Dzieci potrzebują żywego człowieka, nie kawałka drewna. Dorośli ludzie zresztą też. Ba, nawet obecność przyjaciół jest czymś innynm, niż obecność męża czy żony.Przytulenie do męża/żony nie jest tym samym, co wsparcie innych osób. O tym jest tutaj mowa, nie o przyjmowaniu, bądź odrzucaniu cierpienia.
Nie, nie chcę obrażać Waszych uczuć religijnych, tak samo jak pozostali czczę Krzyż i Matkę Bożą, ale staram się przedstawić swoje zdanie z punktu widzenia i uczuć dziecka. A pojęcie dziecka o Bogu jest różne od dorosłego człowieka. Zaś namawianie, by tylko się modlić i nic więcej nie robić, nie pomaga, wręcz przeciwnie, odstrasza od Boga, który nie odpowiada na gorące modlitwy dziecka. Dziecka, które całym serduszkiem prosi "Bozię" o powrót taty czy mamy, często wbrew sobie zmuszne do tego przez matkę, która źle pojmuje powierzenie Bogu swojego życia, matkę, która tak się zapętla w sidła wiary, że z religii często robi sobie bożka, zamiast szukać konkretnej pomocy dla siebie i dzieci.
W tym temacie dziecko ma dwa i pół roku, więc ono nie rozumie znaczenia modlitwy, Krzyża czy cierpienia. I cała ta dyskusja nijak nie pomoże dzieciom.

Zuza napisała "nie można nawracać kogoś kto nie zbłądził." Nawet to musiałaś Elżbieto poddać pod lupę, pisząc "Zuza, nie nawraca się nikogo na siłę,"
A któż dał Ci takie prawo, żeby oceniać wiarę czy niewiarę innej osoby? Czy trzeba głośno trąbić na forum o swoich modlitwach, żeby poświadzcyć swoją wiarę? Czy trzeba opowiadać, kiedy i z czego będzie się spowiadać, z jaką intencją idzie się na Eucharystię, nawet jeśli jest to oderwane od tematu? Byleby tylko wtrącić swoje zdanie? By pokazać swoją wyższość nad innymi? O ile mi wiadomo, na tym forum są do takich tematów inne miejsca.
"Błogosławieni cisi ....."
Dodać jeszcze kilka cytatów?

Nałogu., Proponujesz Elżbiecie warsztaty. Zapewniam, nie skorzysta. Prawda Elu?
Bo po co? Żeby się okazało, iż wcale nie jest się tak silną osobą? Że wcale nie zapomniało się doznanych krzywd, nawet jeśli były to tylko krzywdy zadane przez obcych, niekoniecznie przez najbliższych? Że wszelkie emocje i przeżycia leżą sobie pod przysłowiowym dywanem i czekają na sprzątnięcie?
Przeżyłam takie warsztaty. I widziałam jak płaczą i ponownie przeżywają traumę dorośli ludzie, na pozór silni, którzy doskonale sobie radzą w teraźniejszym życiu, jak wyłażą z nich tamte omocje i wspomnienia. Ludzie z silną wiarą, mocno zjednoczeni z Bogiem.

EL. Jeśli chodzi o Twojego syna. On się po prostu zabrał za naukę, gdyby tego nie zrobił, mogłabyś leżeć krzyżem 24 godziny, odprawić tuzin nowenn i modlić się nieustannie, i tak by nie zdał tej matury. Modlitwą pewnie i pomogłaś, ale całą pracę wykonał tylko on sam.
"Módl się jakby wszystko zależało od Boga, a pracuj jakby wszystko zależało od ciebie" Jest to formuła Ignacego Loyoli.
I nie oczerniaj wszystkich psychologów, jeśli Tobie jakiś nie odpowiadał, nie znaczy, iż każdy jest zły. Może po prostu Tobie nikt nie odpowiada, bo jesteś "samosia"? A może w ogóle brak zaufania do ludzi? Jak można poddawać w wątpliwość wiedzę i uprawnienia zawodowe całej grupy specjalistów, których się w ogóle nie zna? Poza tym, jak w każdym zawodzie, są lepsi i gorsi, pracujący z przymusu i z powołania. Są psycholodzy świeccy i chrześcijańscy, a i pośród świeckich nie każdy uważa, że rozwód jest czymś normalnym.
Księża również bywają różni, wiesz o tym? Fakt, iż trafiłam na kilku niepodpowiednich księży nie oznacza, iż miałym prawo wątpić w powołanie innych.
A skoro tak podajesz w wątpliwość możliwość udzielenia pomocy przez specjalistów, to idziesz do lekarza gdy masz grypę, czy czekasz aż Ci przejdzie, nawet bez leków ( bo przecież Bóg uzdrawia). Ze złamaną nogą udasz się do szpitala, czy jednak położysz się i poczekasz na pomoc Boga?

El. Każdy z nas, tutaj piszących, lub choćby czytających wziął swój krzyż. I wielu innych, o których nawet nie wiemy. Inaczej by tu nas nie było, mielibyśmy już nowe hmm... "rodziny", nowych partnerów.
Racz przyjąć to do wiadomości.
W ogóle proponuję, gdy ktoś szuka konkretnej odpowiedzi, pisać bez wzniosłych cytatów i haseł, będzie wtedy bardziej wiarygodne.

EL. piszesz:
"Doświadczyłam tej łaski, tak mi sie wydaje....ja rozumiem, czuję i nie trzeba mi nic wiecej. Ale widzę, że nieraz mimo tego, że wydaje mi się, że mówie jasno, ludzie mnie nie rozumieją.....natomiast zawsze rozumiem Mirelę, Elżbietę i jeszcze niektórych."
Powiem o sobie: rozumiem, gdy mówi się/pisze po ludzku, prostym językiem, na temat. Nie rozumiem nikogo, kto odpowiada cytatami, zupełnie nie na temat. Jak poproszę o przepis na sernik, nie oczekuję opowiastki o hodowli krów i przetwórstwie mleka. A tutaj często właśnie tak bywa.
A z tą łaską, kto otrzymał, komu nie jest dana.... byłabym ostrożna z oceną czy rozgłaszaniem, że się ją otrzymało. Bóg ma własne sposoby działania, w tym temacie również.
 
     
lena
[Usunięty]

Wysłany: 2008-09-19, 19:29   

El....Małgorzta pytała o dziecięcego psychologa, poniewaz nie wie jak ustalic spotkania dzieci z ojcem.... chce, nie chce, a własciwie to chcialaby aby te kontakty prowadziły raczej ku powrotowi męża....
Załóżmy,że nie wróci(teoretyzuje), co zrobi Małgorzta mając taką świadomość?....zabroni spotkań?
Dzieci to nie karta przetargowa i słusznie piszesz,ze potrzebują obojga rodziców .
Twoja odpowiedź jest jak najbardziej ok , kontrowersje wywołało jedno zdanie .......

Jednoczesnie uważam, że rozejście się rodziców jest wielka i NIEODWRACALNĄ traumą dla dzieci i ściele się sladem na całe ich zycie...na zawsze !!
podpisuję sie pod powyższym , jak rowniez zgadzam sie z tym co napisała Elzd , nałóg.
Zuza przedstawiła sytuację od strony psychologicznej,a jej cel jest jednoznaczny..... ochrona i dobro dzieci
Nie trzeba byc psychologiem aby o tym wiedzieć, wystarczy odrobina empati, wystarczy siegnąc wstecz do czasów dzieciństwa....odczuć stosownych do wieku.
Nie wszyscy z nas otrzymali bezwarunkowa miłośc, solidne wychowanie, pomoc, nie wszyscy mieli beztroskie dzieciństwo....itp Czasem własnie to doświadczenie chroni nas przed powielaniem błędów naszych rodziców.
Nic tez nie zwalnia nas od należnej pomocy zagubionemu/skrzywdzonemu dziecku, które w bolesnej dla siebie sytuacji nie zawsze potrafi uwierzyć i zaufać Bogu.....dorosli maja z tym problem a cóż dopiero dzieci.One nie potrafią dziekowac za cierpienie, nie rozumieja jego znaczenia, nie potrafią dziekować za wszystko i cieszyć sie kolejnym przeżytym dniem bez mamy, czy taty.
Na litość boską...nie narzucajmy na te małe barki ciężaru krzyża....one jeszcze się nanoszą.

Nasze dzieci często zapadaja na rózne choroby, co również jest spowodowane zaburzeniem wszystkiego...naruszeniem, nieprawidłowościa funkcjonowania.
Oczywiście, że nie tylko modle się za moje dzieci...ale daje im jeść, dbam o rozwój fizyczny, psychiczny.....ale jakże często we współczesnym świecie rodzice raptem tylko daja jeść...albo nawet i o to nie dbają, a gdzie reszta ?


właśnie El....proporcje!!!....jakze często rodzice raptem daja tylko jeść....tylko karmią ducha.....dbaja tylko o rozwoj fizyczny,badź tylko o psychiczny.....każda skrajnośc jest niszcząca i przeszkadza.

W zdrowym środowisku zdrowe dzieci....i nie musisz mi tego tlumaczyć, bo nie od dziś sie znamy , nie tylko na forum rozmawiamy....i nie o mnie tu chodziło.
To środowisko, życie....to nie tylko jedna strefa i nikogo nie przekonamy, póki sam się nie rozejrzy i nie zobaczy.

Piszesz.....o działaniu na trzech frontach, o specjalistach od ciala,psychiki i ducha...... a zaraz potem negujesz jednego z nich.
Jeden zły psycholog nie świadczy o normie, tak samo jak jeden zły ksiądz nie przesądza ze wszyscy są źli.

Wiesz jak postępować z dziećmi z racji swojego zawodu, nie potrzebujesz korzystać z tego typu porad, ale są sytuacje gdzie ta pomoc jest niezbedna, zwłaszcza kiedy rodzic nieuporządkowany.Ograniczanie sie do jednej sfery w takim przypadku może wywołać odwrotny skutek do zamierzonego.


Ps.
Bardzo nieładne było zahaczenie o wartości chrześcijańskie zuzy, a raczej ich brak.
 
     
elzd1
[Usunięty]

Wysłany: 2008-09-19, 19:29   

Elżbieta napisał/a:
Małgorzta! Twoja postawa, ta twarda miłość, zwróci męża serce do Boga w momencie, w którym się nie spodziewasz.


Elu, to wiedza czy pobożne życzenie?
Ja życzę tego Małgorzacie i kazdej innej osobie.

http://www.opoka.org.pl/b...807-radosc.html
Mirelo. Piękny tekst. Tylko mało przydatny w tej dyskusji, mówi o tym, jak być powinno, a my o tym, jak jest w rzeczywistości.
 
     
Elżbieta
[Usunięty]

Wysłany: 2008-09-19, 23:36   

EL. napisał/a:
Chyba dobra droga...co Małgorzato ? Kiedyś zrobiłam to samo co Ty. Mnie sie udało....wytrwałam przy Jezusie , a On mi pomógł.

świadectwa najmocniej "przemawiają" - trudno nie widzieć daru Bożego w tym co piszesz i trudno nie widzieć Twoich zmagań,
widać wiarę i zmagania, widać zwycięstwo
El.,
cieszę się, że wciąż emanujesz wdzięcznością Bogu i rozdajesz to świadectwo innym!
 
     
EL.
[Usunięty]

Wysłany: 2008-09-20, 15:32   

Widzisz Elzd....chodzi o to, że mój syn nie wziął sie do nauki, a zdał maturę ! Więc to mi wytłumacz , proszę ! gdyby się wziął do nauki, to bym była spokojna....a tak to jestem zdziwiona i tyle....a może raczej wdzięczna. Mój syn zwyczajnie jest bardzo inteligentny....hahahaha....to po mamusi !!
Elu, mój syn od 6 lat sie nie uczy i do szkoły chodził czasami tylko ! Więc wytłumacz mi, proszę .
Za to ja przez ostatni rok regularnie, co piętek o 15 .00 byłam przez cały rok na Koronce do Milosierdzia i codziennie rożaniec rodziców za dzieci. Moje dzieci miały dobry rok szkolny, szcczęśliwie zakończony. Czyja zasługa ? czy to ważne ? W tym roku szkolnym będze znowu regularnie chodziła na Koronke do Milosierdzia przez rok - żeby dziękować !!Komu ? Za co ?? Ja mam Komu i mam za co ! I to moja decyzja .

Więc ta formuła dla mnie ma sens "Módl się jakby wszystko zależało od Boga, a pracuj jakby wszystko zależało od ciebie" - oddałam Bogu, ale nie siedziałam z załozonymi rękami i nie patrzyłam bezmyslnie w niebo ...ani w gwiazdy.

I nie oczerniam Elu wszystkich psychologów....napisałam o jednym i o sytuacji którą ja znam i ktora mnie dotknęła. I przypominam co czlowiek to ma inne poglady ...co lekarz to ma inne metody, co psycholog, czy ktokolwiek...ma swoje. Z jednymi się zgadzam z innymi nie.

Jak mam złamana nogę to idę do lekarza, jak mam grypę do lekarza nie idę....a jak moje dziecko ma zaburzone zachowanie to wiem co robić...oraz modlę sie ....bo to mój wybor i moja decyzja. krzywdy dziecku nie zrobilam....a wręcz odwrotnie.
W swojej praktyce zawodowej miałam juz takie dwa przypadki, gdy dałam dzieciom różaniec.....nie miałam juz innego pomysłu ( wyczerpały mi się !)....i wiesz....na dobre to tym dzieciom wyszlo. Mają juz po naście lat a nadal sie przyjaźnimy i nadal mam z Nimi kontakt....jest juz z Nimi wszystko ok.
To nie jest metoda psychologa, pedagoga, ani terapeuty....ale wtedy taka myśl mi przyszła o różańcu....i tyle. Ot mała dygresja.

O Janie Pawle II i wujku....tak mi przyszlo więc napisalam. Nie opisuję tu wymyslonych historyjek, pisze co wiem, co czuje , co doświdczam, co mnie porusza.
Pozwól mi Elzd pisać jak umiem, jak potrafię . Nie potrafie tak jak Ty.

A co do łaski i jej otrzymania....to ani Ty ani ja nie wiemy ile każda z nas dostała, czy dostanie. To juz nie w naszej gestii. Jeżeli na mnie będą te łaski spadać...to będę je łapać ile sie da ! Pozdro !! EL.

WSZYSTKIM BARDZO DZIĘKUJEMY , ZA ŻYCZENIA Z OKAZJI ROCZNICY NASZEGO ŚLUBU !! El. i Piotr
 
     
nałóg
[Usunięty]

Wysłany: 2008-09-20, 17:05   

El...piszesz:"chodzi o to, że mój syn nie wziął sie do nauki, a zdał maturę Więc to mi wytłumacz , proszę ! gdyby się wziął do nauki, to bym była spokojna....a tak to jestem zdziwiona i tyle....a może raczej wdzięczna. Mój syn zwyczajnie jest bardzo inteligentny....hahahaha....to po mamusi "

Nie moge negować inteligencji mamusi ani synka(hhhhaaa) ale czy jego zdany egzamin należy przypisywać aż interewencji nadnaturalnej????

El......zły przykład podałaś wg mnie...... Czyżby można było tylko liczyć na efekty modlitw mamusi? a może ściąg poprostu?ewentualnie tzw."farta" podsuniętego przez "kusego",utwierdzającego młodego człowieka w tym że można coś uzyskać bez pracy,lawirując .A jak w dorosłym życiu???? Też można lawirować???? Bo ktos inny zaniesie błagalno-dziekczynna modlitwę?

Natomiast zgadzam się ze zdaniem Elzd1............. z sugestiami innych piszących,nie tylko w tym wątku............... Ludzie,nie przywołujcie cytatów,czy całych książek.Może wystarczy jak już -to podać bibliografię.
Te cytaty,te ksiażki nie służą do pomocy w kształtowaniu własnej osobowości,własnego zdania,do wyciagania wniosków.Forum -wg mnie- powinno być miejscem do dzielenia sie swoim doświadczeniem,swoją siłą czy bezsilnością,swoimi przemyśleniami z życia .

I nie można wszystkiego zwalać na Boga.On udżwignie......nie wątpię.......... ale te zwalanie zwykle jest roszczeniowe.
Bo czym innym jest powierzanie siebie,bliskich,róznych spraw osobistych,swoich starań ,a czym innym modlitwa o zastąpienie modlącego w wysiłkach,zwolnienie się z pracy własnej.

[ Dodano: 2008-09-20, 17:27 ]
El....napisałaś wyżej:"Ale też Nałogu Jezus mówi- kto chce mnie naśladować, niech weźmie swój krzyż i idzie ze mną."

El. i gdzie każe iść? w którą stronę? Za Nim.......... a za Nim to znaczy że nic nie robiac ze soba?Jak naśladować ,to naśladować.
W braniu odpowiedzialności za siebie też........... w przyjmowaniu cięzarów też,konsekwencji też............ aż do końca ,mimo tego że na końcu był krzyż.Naśladować to iść drogą ku świętości??? Naśladować to przyjmować z pokorą to co mnie spotyka?. Bez podejmowania próby zmiany swojego życia? Czy naśladować to ciągle pracowaćnad swoim rozwojem?zmieniać siebie......pracowac.....nad swoim 'JA' pomijając egocentryczne "mnie"???
 
     
elzd1
[Usunięty]

Wysłany: 2008-09-20, 19:55   

Elusia. Skoro syn nie uczy się od tak dawna a szkołę odwiedzał sporadycznie, wiesz, ja bym się zastanowiła, skąd ta zdana matura, czy aby na pewno zdana, czy może inne źródło zaliczenia. Bo niestety, inteligencja wiedzy nie zastąpi. A już na pewno bym nie mieszała tutaj Boga, nie On musiał rozwiązywać zadania za syna.
Słowa Nałoga również warto przemyśleć. I wiesz, nie chciałbym iśc do lekarza, który "cudem" ukonczył studia, czy też mieszkać w domu, który był zaprojektowany przez architekta, "cudownie"zaliczającego kolejne egzaminy.
EL. napisał/a:
oddałam Bogu, ale nie siedziałam z załozonymi rękami i nie patrzyłam bezmyslnie w niebo ...ani w gwiazdy.

Ale w tym przypadku, nie Ty zdawałaś maturę, prawda? Więc Twoja modlitwa mogła pomóc, jednak nie Ty siedziałaś przed komisją egzaminacyjną.
Wiesz, moja córka też niby się nie uczyła, wciąż gdzieś biegała, a tylko przed klasówkami posiadywała nad książką kilka godzin, później przed egzaminami zarywała kilka nocy. Według mnie, ona się w ogóle nie uczyła, co wciąż jej wyrzucałam. A szkołę skończyła z wysoką średnią, na studiach miała stypendium naukowe. I do dziś nie rozumiemiem, jak to było możliwe, skoro "sie nie uczyła"? Więc nasze patrzenie może nie dostrzegać wszystkich faktów.
Ale cieszę się, że Ty się cieszysz.

Psychologów Elu negujesz, podawałaś na to przykłady, kilkakrotnie pisałaś, że oni tylko szkodzą, bo Tobie jeden zaszkodził i pisałaś również o tym, że tylko Bóg może uleczyć wszystko. Pamiętasz co pisałaś o pomocy psychologicznej dla siebie, gdy zdecydowałaś się na wizytę w czasie twojego kryzysu? Raz źle trafiłaś, to i reszta jest be. Tak było?

Elu, i modlitwa potrzebna, i czasem różaniec podarowany, gdy już wszystkie inne sposoby zawiodły. Ja to rozumiem, nie neguję icieszę się że propagujesz. Ale nie zapominaj, że człowiek musi z siebie dać wszystko co możliwe w ludzkiej mocy, bo inaczej nic się nie zrobi samo. Trzeba działać rozumnie na wszystkich płaszczyznach.

nałóg napisał/a:
pracowac.....nad swoim 'JA' pomijając egocentryczne "mnie"???

Nie do końca się z Tobą zgodzę. Dziś widzę, że "mnie" było przez całe lata ukrywane, spychane na bok, jako mniej ważne. Teraz pracuję nad tym, że i "mnie" się wiele należało i należy.
Chyba potrzebna jest równowaga.
 
     
EL.
[Usunięty]

Wysłany: 2008-09-20, 20:33   

A widzicie....bo co ja jako mama mogłam zrobić dla syna, który kończy szkołę średnią ? Wg mnie sie nie uczył....ja uczyłam sie inaczej....Uczyć się za Niego nie mogę i na maturę iść nie moglam....zresztą nie moja matura, nie moja broszka. Mogłam tylko modlitwą wesprzeć...bo na przekonywania, udowadniania, bicie i krzyki już za późno. Mnie została modlitwa....bo tak postanowiłam rok wczesniej. A co Bóg zrobił z moja modlitwą ( zresztą ja nie prosiłam wcale o to, żeby dziecko zdało maturę !, raczej o rozumek, rozsądek itp)....No i cos Pan pewnie z moja modlitwa zrobił.....synka przemienił....jak nasze małżeństwo wczesniej. I o tym piszę. I to też cud....dziecko jakby przemienio-ne....hm....dojrzało ! Pewnie i czas na Niego, bo i wiek odpowiedni !
Święta Monika modliła się za swojego syna -Augustyna 30 lat....Niezły drań był z Niego...bił swoją matkę. No i wymodliła sobie świętego....no...czy to święty byle jaki, bo przez cud modlitwy ??

Elzd....spoko, teraz matur sie nie załatwia....chyba...nic o tym nie wiem.

Ale wiesz....synek cudem dojrzały, odratowany ( byle trwale i skutecznie- wymodle i to!) , wybiera się na studia ! Spoko , lekarzem nie będzie !! Hahhahahahaha. Pozdro!! EL.
 
     
elzd1
[Usunięty]

Wysłany: 2008-09-20, 21:11   

Nic nie mogłaś więcej niż zrobiłaś. I dobrze.
Ela, ja myślę, że często nie doceniamy naszych dzieci, one są mądre i świadome, tylko nie zawsze działają, jakbyśmy chciały.
 
     
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz załączać plików na tym forum
Możesz ściągać załączniki na tym forum
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  
Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group
Strona wygenerowana w 0,02 sekundy. Zapytań do SQL: 4