Celem tego forum jest niesienie pomocy małżonkom przeżywającym kryzys na każdym jego etapie (także po rozwodzie i
gdy współmałżonkowie są uwikłani w niesakramentalne związki), którzy chcą ratować swoje sakramentalne małżeństwa
Portal  AlbumAlbum  NagraniaNagrania  Ruch Wiernych SercRuch Wiernych Serc  StowarzyszenieStowarzyszenie  Chat  PolczatPolczat
RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  FAQFAQ  SzukajSzukaj  UżytkownicyUżytkownicy  GrupyGrupy  StatystykiStatystyki
 Ogłoszenie 

Poprzedni temat «» Następny temat
Miało być ŚWIADECTWO, jest... BÓL
Autor Wiadomość
elcia73
[Usunięty]

Wysłany: 2008-08-13, 10:52   

Olu zgadzam sie 100 procentach z toba
 
     
EL.
[Usunięty]

Wysłany: 2008-08-13, 12:20   

Myślę podobnie jak Ola.
Kiedy nasz współmałonek został przez nas ( lub sam się wepchał) postawiony na piedestał....często wyżej od nas samych i wyżej od samego Boga....to jak ucieknie nam z tego piedestału, bo mu sie odechciewa być naszym bogiem...to dla nas dramat , ból i cierpienie !!
A cóż może być w naszym życiu ważniejszego od Boga i od nas samych !! Życie nam darowano....NAM, po to by o nie dbać ! O siebie !! O swoje zdrowie, swoją psychikę i swojego ducha !!
Owszem....dano nam drugiego człowieka...ale on ma swoje zycie, swoją wole....niech se żyje jak se chce.
Ja sama jestem dla siebie najważniejsza....dla mnie najważniejszy jest Bóg....potem moje dzieci, rodzice, jest dla mnie ważny mąż, przyjaciele itp.....Ale gdy wszystkich ich zabraknie...to ciągle jestem ja i musze coś ze swoim zyciem dalej zrobić, żeby było fajne i dobre !!
No i przede wszystkim jest Bóg....wiara, nadzieja i miłość. To są wartości, dla których warto żyć.
Z Bogiem nigdy nie czuję się samotna ! Nawet wtedy, gdy mąż sobie poszedł....było źle, bo szok, bo ja Go pod niebiosy, a On uciekł.....to raczej złość.....Ale nauczyłam się, doświadczyłam bliskości Kogoś, kto daje poczucie bycia blisko i zawsze !!
Aha....nie było seksu....ale jakoś wtedy mi sie nie chciało, byłam zbyt obolała, zawiedziona przez człowieka. Przy Bogu chciało mi się czegoś innego....bliskości... i to dostałam, bo bardxo prosiłam. I dostałam wiele innych rzeczy. EL.
 
     
wito
[Usunięty]

Wysłany: 2008-08-13, 13:23   

A ja staram się zrozumieć zarówno lodzię jak i Olę.
Troszki latek - El mamy więcej, inaczej patrzymy na życie niż lodzia, która została sama jak palec, bez męża, dzieci - w wieku 20 kilku lat życie się jej zawaliło. Nie wiem...

Olka ma również rację - czasem okazuje się że cała reszta była g... warta. Czasem też może się okazać, że ten ktoś tak nam życie spaprał, że nie jesteśmy się już w stanie otworzyć na nowe, inne. Że nie mając całej reszty łatwiej jest nam powiedzieć, że była g... warta, bo wtedy mniej boli strata tego - przecież sami sobie wmówiliśmy - g... (wierzę że u Oli jest jak napisała - Ona nigdy nie ściemnia).

Co do seksowania - masz rację pierwszy etap to zniechęcenie, zranienie całkowite. Ale czas biegnie i rany zaczynają się goić. Rodzi się bunt... to ludzkie El jest a lodzia ma dwadzieścia kilka lat, nie ma dziecka, nie ma rodziny... Staram się ja zrozumieć. Nie tylko ją zresztą...
Pozdrawiam Witek.
 
     
EL.
[Usunięty]

Wysłany: 2008-08-13, 16:35   

Też staram się zrozumieć....ale jak pomóc ? Tylko wysłuchać ?
Pamiętam jak mi pomagano. Gdy mi przytakiwano, to rosła we mnie złość ! Jak to spacjalista, profesjonalista tylko wysłuchał i przytakiwał, że rzeczywiście mąż beznadziejny a ja taka biedna...i po kolejnej sesji stałam ciągle w miejscu ! Nic się nie działo....mąż beznadziejny a ja biedna , bo samotna !
Ło Matko, dopiero jak mnie ks Pawlukiewicz wziął w obroty....jaka samotna ?? Ło Matko....do teraz pamiętam, jak mną potelepał....to było jak elektrowstrząsy i wcale nie było delikatnie. W kilka godzin postawił mnie do pionu !! I do teraz trzymam pion !!

Wito....samotność.....
Samotność od kogo ? Od czego ? Jeden człowiek nas zawiódł a został nam cały świat !!

Dobra, Elzd twierdzi, że ja nie łapię i nie potrafię. Ok. Sie nie wtrącam . Jak mi Bóg da siłę to będę umiała pomóc, widać, póki co tej siły mi brak !

Ale rozumiem porzucenie i zranienie.....doświadczyłam, przeżyłam !

Dobra Wito, chociaż przytulam....mogę ?...chcesz ?? Cmoook !!
A Lodzie, to Cmoooooooooooooooooooooooooooooooooooookkkkkkkkkkkkkkkkkkkkkkk!! EL.
 
     
Mychha
[Usunięty]

Wysłany: 2008-08-13, 18:58   

El bądź uprzejma i przestań drażnić ludzi swoim wciskaniem kitu jak to super być samotnym bez męża/ żony ... bo nie budzi z gotową kawą żeby olimpiadę pooglądać... za chwilę wszyscy będziemy wołać hurra ... małżonek nas zostawił, nareszcie sami.... huurrra nasze dzieci zostały bez rodzica, nie ma to jak rozbita rodzina.... bo przecież można się rozwijać dla siebie, żyć z przyjaciółmi itd. dawno na tym forum nikt mnie tak nie wyprowadził z rónowagi.
 
     
EL.
[Usunięty]

Wysłany: 2008-08-13, 20:25   

Mycha, przeciez nie mówię z euforią o porzuceniu i samotności ! Ale jednak trzeba wziąć się w garść....chociażby dla tych dzieci, dla siebie. Wiem, przeżyłam, ale dopiero wtedy jak udło mi sie podnieść zaczęłam żyć....inaczej, lepiej..dla siebie, dzieci. Wtedy też wszysto zaczęło sie zmieniać wokół mnie. Wiem, że potrzeba czasu, ale można komus pomóc, wesprzeć...są tacy , którzy tego potrzebują. Pamiętam siebie z tamtego okresu, potrzebowałam własnie takiej pomocy i wsparcia. Rozumiem, że Ty nie takiej pomocy chcesz....potrafisz inaczej, sama , po swojemu....ok. Pozdrawiam !! EL.
 
     
bajka
[Usunięty]

Wysłany: 2008-08-13, 21:18   

mmm...
Ostatnio zmieniony przez bajka 2008-11-04, 18:23, w całości zmieniany 1 raz  
 
     
Chmurka
[Usunięty]

Wysłany: 2008-08-13, 21:20   

lodzia napisał/a:
To ja wtrące trzy grosze...
Rodzice mnie uczyli, że po pracy (cy jest się szefem wielkiej firmy, czy może tylko tam sprząta) wraca się do domu i cały sens życia polega na tym, aby w domu ktoś czekał na nas........ I w du....... mam moje pasje, moje zainteresowania kiedy nie mam komu o nich opowiedzieć!!
Źle się żyje samemu, bez przytulania, bez seksu, bez wspólnej herbatki co rano, śniadania i obiadu przy jednym stole!!


Zgadzam się, Lodziu... Mój mąż nie jest już moim bogiem, ale z ludzi jest dla mnie najważniejszy. I nie dlatego, że jestem od niego uzależniona. Ale dlatego, że jest moim mężem. Tym, któremu z własnej woli ślubowałam miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz to, że go nie opuszczę AŻ DO ŚMIERCI.
To przy nim pragnę zasypiać i budzić się.
To z nim jeść śniadanie, obiad, kolację.
To jemu pragnę opowiadać o swoim dniu.
To z nim pragnę mieć dzieci.
Z NIM PO PROSTU ŻYĆ...

Jestem sama, czasami czuję się całkiem dobrze, może nawet częściej niż czasami. ALE ZAWSZE GO BRAK. ZAWSZE JEST BÓL, TĘSKNOTA, PRAGNIENIA. I gdybym miała wybór, wybrałabym inaczej. Ale to on podjął decyzję za nas oboje.

I tak sobie myślę, że troszkę inaczej jest gdy małżonek odchodzi gdy się ma 40, 50, 60 lat, gdy ma się dzieci, wnuki, a inaczej gdy ma się lat dwadzieścia kilka, gdy nie ma się dzieci, gdy ma się tylko pragnienia, marzenia, które jeszcze tak niedawno bliskie były spełnienia.
 
     
weronika
[Usunięty]

Wysłany: 2008-08-13, 21:27   

Dziewczyny kochane...współczuję Wam bardzo,a w szczególności tym,które nie mają pociech...jestem z Wami w modlitwie...mogę sobie tylko wyobrazić,jaki to ból..pozdrawiam.
 
     
Chmurka
[Usunięty]

Wysłany: 2008-08-13, 21:37   

Nie wiem czy mogę to napisać, ale napiszę.

Dziś czuję się źle, okropnie, fatalnie, beznadziejnie... Czuję się opuszczona, tak bardzo samotna. Nie potrafię być ciągle SILNA. Nie potrafię ciągle być radosna. Nie potrafię ciągle myśleć optymistycznie. Jestem słaba... I tak bardzo brakuje mi męża mojego, który gdzieś jest i coś robi...
 
     
bajka
[Usunięty]

Wysłany: 2008-08-13, 21:45   

Chmurko,
więc po prostu pozwól sobie dziś na ten fatalny nastrój. Rozpłacz się, wyrzuć to z siebie na zewznątrz. ja tak robiłam. To jednak oczyszcza. Masz całkowite prawo do takich odczuć.
U nas kobitek to wszytsko jest jak jedna wielka sinusoida. Może to okres się zbliża a lbo coś i stąd takie samopoczucie ? Ja też to miewam i po prostu wtedy skupiam się tylko na przetrwaniu. Bo wiem, że to mija. Ale rpzetrwać nie jest łatwo.
I trzymaj się !
 
     
elzd1
[Usunięty]

Wysłany: 2008-08-13, 22:06   

Chmurko. Masz prawo. Nie jesteś cyborgiem, który zaprogramowany na radość będzie funkcjonował z przyklejonym uśmiechem na twarzy. Jesteś czlowiekiem, którego dotknęło nieszczęście, zostałaś skrzywdzona , to niby jak masz nie odczuwać smutku? Ile można być silną?
Masz prawo do smutku, do łez, krzyku, wyrzucenia z siebie tego co boli. Nie tylko dziś, nawet jutro, pojutrze i za tydzień.
W międzyczasie będzie i spokój, i nawet czasem uśmiech, później przyjdzie chęć do życia. Życia innego niż planowałaś, marzyłaś, do jakiego dążyłaś. Ale na to potrzeba czasu, masz go, jest Ci dany, tyle ile potrzebujesz.
Bajka wie co mówi, pamiętam jak rozmawiałyśmy rok temu, pól roku, jak kilka tygodni temu. Sie stara dziewczyna, rośnie w siłę :-)

[ Dodano: 13-08-2008, 22:26 ]
Wiesz Chmurko. Zastanawiałam się nad tym co napisałaś: "I tak sobie myślę, że troszkę inaczej jest gdy małżonek odchodzi gdy się ma 40, 50, 60 lat, gdy ma się dzieci, wnuki, a inaczej gdy ma się lat dwadzieścia kilka, gdy nie ma się dzieci, gdy ma się tylko pragnienia, marzenia, które jeszcze tak niedawno bliskie były spełnienia."
Jest inaczej. Mam za sobą wiele lat życia. I dziecko, już dorosłe, mieszka ze mną. I nie ośmielę się powiedzieć że jest mi łatwiej czy trudniej, zresztą tego nie piszesz. Inaczej jest. Tobie zabrano marzenia o przyszłości, mnie zdeptano wspólną przeszlość. Tobie odebrano możliwość posiadania dziecka, ja patrzę na minę córki, która się miota między uczuciami i tęsknotą za ojcem, a poczuciem odrzucenia, bo szanowny tatuś porzucił nie tylko mnie, ale i ją, swoją ukochaną córeczkę. Niby mam wsparcie, a jednocześnie nie potrafię przekonać córki, żeby nawiązała z ojcem bliższy kontakt. Bo on nie chce tego, dopóki córka nie zaakceptuje jego kochanki. I widzę, jak ta sytuacja wpływa na relacje młodej do innych ludzi, jak czarno widzi swoją przyszłość. Odebrano jej poczucie bezpieczeństwa, wiarę w trwałość uczuć - tak samo jak Tobie, jak Bajce, wielu innym kobietom.
Masz rację, jest inaczej, chociaż równie ciężko. A gdy jeszcze myślę o tych kobietach, które porzucone, walczą o przetrwanie, o codzienny chleb dla dziecka, chce mi się krzyczeć ze złości nad głupotą i egoizmem szanownych małżonków.
Masz dziś "mokry dzień", zdarza się. Weź sobie coś na zaśnięcie, idź do łóżka. Bo przeca rano znów trzeba wstać, iść między ludzi. I znów udawać cyborga.
 
     
Elżbieta
[Usunięty]

Wysłany: 2008-08-13, 22:41   

Chmurka napisał/a:
Nie wiem czy mogę to napisać, ale napiszę.

Dziś czuję się źle, okropnie, fatalnie, beznadziejnie... Czuję się opuszczona, tak bardzo samotna. Nie potrafię być ciągle SILNA. Nie potrafię ciągle być radosna. Nie potrafię ciągle myśleć optymistycznie. Jestem słaba... I tak bardzo brakuje mi męża mojego, który gdzieś jest i coś robi...

Chmurko, to zdarzyło się naprawdę:

"Mąż ułożył już sobie życie i do nas nie wróci...

Pochodzę ze Śląska Opolskiego. Jestem mężatką, mamy z mężem dwoje dzieci. Zarobki nasze nie pozwalały nam spokojnie żyć. Postanowiliśmy więc, że mąż wyjedzie do Niemiec, by poprawić naszą kondycję finansową. Pojechał po nadzieję. Po trzech miesiącach wrócił. Były chwile radości i smutek koniecznego rozstania. Ale czego nie robi się dla rodziny. Bałam się o męża, bo słyszałam różne rzeczy o mężczyznach przebywających długo poza domem, ale starałam się mojemu mężowi wierzyć. Zawsze mu ufałam i czułam, że nas kocha tak bardzo, iż swojego serca od nas nie odwróci. Po pewnym czasie mąż poinformował mnie telefonicznie, że nie może przyjechać, bo jest zapracowany. Następne telefony były podobne, a jego głos nie był już jego głosem. Wiedziałam, że nie mówi już prawdy. Podświadomie czułam, że coś zakradło się do jego serca. Jednak tego, że mnie zdradził, wypowiedzieć nie chciałam
i udawałam, że dalej nic nie wiem. Intuicji kobiety, która pracuje wśród chorych osób, nie da się oszukać. W końcu nadszedł sądny dzień, kiedy to mąż oznajmił mi przez telefon, że ułożył już sobie życie w Niemczech i do nas nie wróci.
Współpracuję z pewną siostrę zakonną, której się zwierzyłam. Powiedziała, że będzie się za nas modlić. Poprosiła też o zgodę na zwrócenie się do pana Jurka z wrocławskiej fundacji. Zaufałam jej całkowicie. Po nawiązaniu kontaktu z fundacją, siostra przekazała mi, że w tak trudnych sytuacjach bardzo pomocną jest Matka Boża Gidelska i to do Niej będzie się zwracał pan Jerzy, prosząc także swoich znajomych i przyjaciół o modlitwę. Do tego samego zachęcił również mnie i siostrę zakonną.
I nagle wszystko się zmieniło. Mąż zadzwonił do mnie po trzech dniach, mówiąc, że za cztery dni wraca. W niedzielę był już w domu. Przeprosił mnie, powiedział, że mnie kocha i do Niemiec już nie wróci. Po paru dniach okazało się, że musi wrócić po swoje rzeczy do Niemiec. Wystraszyłam się. Zadzwoniłam do siostry, przedstawiając swoje obawy, ale ona po konsultacji z wrocławską fundacją powiedziała, że mam zaufać mężowi. Mąż pojechał i zgodnie z obietnicą wrócił.
Do tej pory niby wiedziałam, że można prosić Matkę Boską o pomoc, ale była to dla mnie tylko teoria. Nie miałam bowiem większych problemów w swoim życiu. Jednak całe to doświadczenie z mężem sprawiło, iż Matka Boża Gidelska od lutego 2006 roku ma w moim sercu stałe miejsce."


http://www.gidle.dominika...5_w_jednym.html
 
     
wito
[Usunięty]

Wysłany: 2008-08-13, 23:13   

Chmurka napisał/a:
Nie wiem czy mogę to napisać, ale napiszę.

Dziś czuję się źle, okropnie, fatalnie, beznadziejnie... Czuję się opuszczona, tak bardzo samotna. Nie potrafię być ciągle SILNA. Nie potrafię ciągle być radosna. Nie potrafię ciągle myśleć optymistycznie. Jestem słaba... I tak bardzo brakuje mi męża mojego, który gdzieś jest i coś robi...


Daj sobie dziewczyno luz. Nikt - nikt nie potrafi zaprogramować swojego życia by ciągle myśleć optymistycznie. Masz prawo do swojego bólu i cierpienia. Masz prawo tak długo jak Ci to będzie potrzebne. Aż przerobisz zadanie "odejście mojego męża". Wtedy dopiero jak wyostrzy Ci sie wzrok dostrzeżesz, że dajesz sobie coraz lepiej radę, że czujesz sie samotna ale ta samotność jest inna jak rok, dwa, lata temu. Wtedy będziesz mogła podjąć decyzje co dalej. Na razie chmurko - to Ty potrzebujesz wsparcia.

Przestań wymagać od siebie za wiele. Stawiać sobie poprzeczkę wyżej niż Isinbajewa jest w stanie skoczyć. Kto Ci każe być ciągle silną, radosną i broń Boże nie przyznawać się do tego, że brakuje Ci męża??? Każdy ma swój czas. Twój jeszcze nie nastał.
Twój post wskazuje wyraźnie: - postawiłam sobie cel - mam być SILNA, wytrwać i udawać, że jestem hapy - jestem jednak słaba i o zgrozo boję sie do tego przyznać!!! Kogo sie boisz dziewczyno???

Czyżbyś na poważnie wzięła uwagi że robiąc codziennie 10 przysiadów i 10 pompek możesz zapomnieć co wydarzyło sie w Twoim życiu???

Pozdrawiam i życzę dużo siły. To że dziś nie masz siły, nie oznacza, że Twój czas nie przyjdzie. Przyjdzie Chmurko. Tylko że nasz gimnastyk Blanik - nie od razu skoczył swojego "blanika". Wierzę, że i Tobie się uda.
 
     
EL.
[Usunięty]

Wysłany: 2008-08-14, 11:43   

Chmurko , miłego dnia !! EL.
 
     
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz załączać plików na tym forum
Możesz ściągać załączniki na tym forum
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  
Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group
Strona wygenerowana w 0,02 sekundy. Zapytań do SQL: 9