Celem tego forum jest niesienie pomocy małżonkom przeżywającym kryzys na każdym jego etapie (także po rozwodzie i
gdy współmałżonkowie są uwikłani w niesakramentalne związki), którzy chcą ratować swoje sakramentalne małżeństwa
Portal  AlbumAlbum  NagraniaNagrania  Ruch Wiernych SercRuch Wiernych Serc  StowarzyszenieStowarzyszenie  Chat  PolczatPolczat
RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  FAQFAQ  SzukajSzukaj  UżytkownicyUżytkownicy  GrupyGrupy  StatystykiStatystyki
 Ogłoszenie 

Poprzedni temat «» Następny temat
Miało być ŚWIADECTWO, jest... BÓL
Autor Wiadomość
Ola2
[Usunięty]

Wysłany: 2008-08-08, 13:20   

Mnie tam dało nadzieję: jeśli ktoś jeszcze raz mnie wypchnie, nie będę się pytała dlaczego i zwlekała, tylko od razu zacznę się chwytać wszystkiego po drodze.
I mam nadzieję, że już mi się to nie przytrafi. W końcu przecież nauczyłam się latać - nawet bez skrzydeł!!
 
     
miriam
[Usunięty]

Wysłany: 2008-08-08, 14:22   

Kiedy mówisz
Aleksandrze Iwanowskiej

Nie płacz w liście
nie pisz że los ciebie kopnął
nie ma sytuacji na ziemi bez wyjścia
kiedy Bóg drzwi zamyka - to otwiera okno
odetchnij popatrz
spadają z obłoków
małe wielkie nieszczęścia potrzebne do szczęścia
a od zwykłych rzeczy naucz się spokoju
i zapomnij ze jesteś gdy mówisz że kochasz


1988 ks.Jan Twardowski

Ten wiersz otworzył mi kiedyś "oczy" mej duszy i pomógł przetrwać najgorsze chwile ...
warto czerpać z takich mądrych darów , bo poezja to przecież esencja życia --polecam serdecznie tego autora .

http://www.twardowski.poezja.eu/poezje_wybrane.htm

A ten dedykuję wszystkim miłośnikom czworonożnych przyjaciół (moje psiaki nauczyły mnie kochać ....pomimo;)

Czekanie

Popatrz na psa uwiązanego przed sklepem
o swym panu myśli
i rwie się do niego
na dwóch łapach czeka
pan dla niego podwórzem łąką lasem stoi
oczami za nim biegnie i tęskni ogonem
pocałuj go w łapę bo uczy jak na Boga czekać


Pozdrawiam .Miriam
 
     
Ola2
[Usunięty]

Wysłany: 2008-08-08, 14:37   

Tego okna, przez które zostałam wypchnięta, nie otworzył Bóg. Nie on mnie popchnął. Za to nie pozwolił bym została mokrą plamą. To też metafora. Nie tak wspaniała, jak ks. J. Twardowskiego, ale metafora - odnosząca się do mojego życia.
 
     
elzd1
[Usunięty]

Wysłany: 2008-08-08, 19:40   

Sie podpisuję pod tym, co Olusia napisała: i mnie wypchnięto. Nie została co prawda mokra plama ze mnie, ale poturbowana mocno jestem nadal. Teraz uczę się latać. Ot, latawicą na starość zostanę :-)
Miriam, ks. Jan ma rację - od psa można się uczyć, nawet należy: jak czekać na Boga, i jeszcze uczy miłości. I jest wierny ........ jak to pies.
 
     
wito
[Usunięty]

Wysłany: 2008-08-09, 08:26   

Czyli potwierdza się, że nie zawsze życie zależy od nas. Zostajemy przez okno wypchnięci. Wepchnięci w sytuacje, których się nie spodziewaliśmy. Zmuszeni do decyzji, których w innej rzeczywistości nigdy byśmy nie byli zmuszeni podejmować.
Elu - dużo sił byś się pozbierała z Twojego poturbowania.
 
     
elzd1
[Usunięty]

Wysłany: 2008-08-09, 10:13   

Wito.
Życie zależy od nas, tylko od nas. I żaden zły uczynek innego człowieka nie ma na to wpływu. Jakość tego życia ( w sensie nie tylko materialnym) - cóż, pogorszyła się znacznie przez głupotę i egoizm innych. Ale możemy to poprawić i zmnienić na lepsze, czego jesteś najlepszym przykładem. Oczywiście najpierw to Pan Bóg decyduje o naszym życiu, ale jest to tak oczywiste, że nie ma co nawet wspominać.

Chmurko, w Twoim temacie, ale mam nadzieję, że coś z tych tekstów pomoże Ci wytrwać, przeżyć, wyjść na prostą.
Codzienność stawia mnie przed problemami, które wcześniej rozwiązywał szanowny mąż. A teraz ja muszę sobie poradzić bez niego. Do pewnych decyzji dojrzewam dłużej, niektóre podejmuję po krótkim namyśle. Ot, choćby wybór modelu telefonu: to on zawsze mi wybierał, ja się na tym zupełnie nie znam, bo mam awersję do wszelkich nowości. Teraz jestem zmuszona dokonać sama wyboru, wiesz jakie to dla mnie trudne? Że nie wspomnę o sprawach poważnych: awarie w domu, remonty, większe zakupy. Można sobie poradzić, można i to załatwić.
Chmurko. Masz teraz czs dla siebie, na realizację swoich planów i drobnych marzeń. Coś dla siebie możesz zrobić, pomimo, iż jesteś sama. Więc działaj, rób cokolwiek, bo rozmyślanie zabija.
 
     
wito
[Usunięty]

Wysłany: 2008-08-09, 14:35   

Elu - życie tak (źle to ująłem) to my podejmujemy decyzję. Chodziło mi o to, że bywają sytuacje, w których nasze decyzje są zależne od okoliczności w których się znaleźliśmy.
 
     
elzd1
[Usunięty]

Wysłany: 2008-08-09, 15:02   

Zgadzam się, Wito.
 
     
_zosia_
[Usunięty]

Wysłany: 2008-08-09, 16:56   

[quote="Andrzej"]

Zosiu, wiara w uzdrowienie małżeństwa nie jest iluzją.

A skąd Ty to wiesz Andrzeju? Siedzisz w duszy, głowie, sercu danej osoby? Aby wiedzieć czy to co buduje jest trwaniem w rzeczywistości czy w iluzji? Może być jednym i drugim.

A i mąż jak wróci zastanie ją radosną, umocnioną na duchu i ciele.

To znaczy kiedy wróci? Za 10, 20, 30, 40, 50 lat? O ile wróci...

Być może w tym trudnym czasie z pomocą Bożą rozwinie w sobie nowe talenty. A z pewnością i mężowi będzie łatwiej wrócić jak zorientuje się jak wspaniałą żonę porzucił.

Może powróci,a moze nie powróci... Z pewnościa rozwinie talenty, ale dla siebie.

wito napisał/a:
dopóki nie pogodzimy się ze stratą - będziemy gnuśnymi woskowymi figurami.
dopóki nie spojrzymy realnie na możliwości naprawy naszego sakramentalnego małżeństwa - będziemy dreptać w miejscu i wołać "niech by pił niech by bił - byle był".


Owszem zgadzam się, że musimy mieć pewność, że zrobiliśmy wiele, nawet wszystko, by uratować nasz sakramentalny związek. Ale nie powinniśmy trwać w czymś co tylko nas niszczy.
Najpierw nasz małżonek z piedestału nas krzywdził gdy był z nami. A teraz kiedy poszedł był sobie precz, nie rokuje nadziei na powrót tworzymy sobie nierealny świat, w którym gdzieś tam po bliżej nieokreślonym czasie nasz krzywdziciel, skruszony wraca do nas i żyjemy piękni i szczęśliwi.


Przeżycie straty (odejście męża/żony) w języku psychologii oznacza pogodzenie się z faktem, że nie będzie tak jak było. Ale to również oznacza, że można przeżyć żałobę po nieudanym okresie małżeństwa po to, by tworzyć je na nowo z tym samym człowiekiem, ale na zupełnie innych warunkach.

Jak sobie wyobrazasz tworzenie czegos nowego np. po 40 latach? Co ci ludzie będą mieli sobie do powodzenia? Poza problemami zdrowotnymi i ze lamie ich w krzyzu?
Nie po to się przezywa zalobe, aby powracac do tego samego, bo to jest powrot do tego samego. Mowisz Andrzeju tak, jakby caly czas trwala ognista milosc...


Przeżycie żałoby jest koniecznym etapem uzdrowienia, aby stworzyć warunki do nowego życia z tym samym mężem/żoną.

Przejscie zaloby jest konieczne do tego, abyzyc dalej, ale nie taplac sie w tym samym blotku.

wito napisał/a:
I tak stajemy się powoli automatami - Rano - modlitwa za zdradzacza, śniadanie, praca, obiad, wyczowanie dzieci, samotne popołudnie wypełnione wytrwałym czekaniem aż książę z bajki powróci, kolacja, modlitwa za zdradzacza, samotne małżeńskie łóżko...

Opisujesz jakiś niesamowicie cierpiętniczy i czarny scenariusz. A może być to przecież życie w tym czasie rozłąki piękne, pogodne, twórcze i pełne nadziei. W takim samotnym ale szczęśliwym życiu jest wtedy miejsce na: modlitwę za ukochanego współmałżonka, gimnastykę, uprawianie sportów, skupienie się na działaniach, które budzą zdrowe pasje, spotkania z przyjaciółmi, służenie jakiejś wielkiej sprawie, by nie dopadła frustracja. Jest to czas na dokonanie niezbędnych zmian w swoim życiu. Ten czas rozłąki - nawet jak zostanie orzeczony rozwód bez naszej zgody - powinien być czasem inwestowania w siebie na każdej płaszczyźnie życia, a szczególnie rozwijaniem swojej relacji z Bogiem, gdyż to Bóg będzie nas przemieniać, umacniać i dawać nadzieję (o ile Mu na to pozwolimy).

Widzisz Andrzeju jakie tworzysz piekne iluzje sobie i innym? Widzisz to?

Jesteśmy na swoim miejscu tzn. trwamy w wierności i cieszymy się życiem, odkrywamy bądź rozwijamy w tym czasie talenty, które nam Bóg dał. Ci co się całkowicie zawierzają Bogu, są posłuszni Jego woli, praktykują aktywną wiarę, pokładają w Nim ufność, kochają swoich współmałżonków, mogą żyć z Bogiem pełnią życia i mieć niegasnącą nadzieję na uzdrowienie małżeństwa.

Tak tez mozna, o ile nie jest to podyktowane strachem, ale wewnetrznym przekonaniem i wolnym wyborem. Moza czekac, ale tez mozna nie czekac. I w jednej i drugie postawie trzeba odzielic prawde od strachu i iluzji. Nie mozna jednak Andrzeju mowic, ze tyulkojedna postawa jest jedyna, prawdziwa i sluszna

Nigdy nie jest na za późno, aby ratować małżeństwo,

Jest, bardzo czesto jest juz za pozno.

ale zawsze jest za wcześnie, aby się poddawać…

Umiejetnoscia jest poddanie sie, ogloszenie swojej bezsilnosci, to tez wymaga odwagi i staniecia w prawdzie.[/quote]

_zosia_
 
     
wito
[Usunięty]

Wysłany: 2008-08-10, 08:24   

Zosiu - daj spokój. Gimnastykuj sie, uprawiaj sport. Koniecznie zabierz się za siebie. Rozwijaj swoje pasje. Dokonaj niezbędnych zmian. Jak już zostaniesz idealną Zosią, cały czas robiąc coś po to by powrócił małżonek - bo przecież po to "jest ten czas", to małżonek powróci w try miga. I będziecie żyli długo i szczęśliwie dalej uprawiając sporty i gimnastykując się.
A co będzie jak nie powróci? Wpadniesz Zosiu w depresję - bo przecież: gimnastykowałam się, uprawiałam sporty, zrzuciłam te przeklęte 5 kg - po to by wrócił a on nie chciał!!! I widzisz Zosiu wtedy by wyjść z depresji - Gimnastykuj sie, uprawiaj sport. Koniecznie zabierz się za siebie. Rozwijaj swoje pasje.

Za cel życia postaw sobie czekanie na powrót skruszonego małżonka. Gimnastykuj sie, uprawiaj sport. Koniecznie zabierz się za siebie. Rozwijaj swoje pasje. w międzyczasie jak kura jedz, pij, śpij, pogrzeb pazurem, rób kupę.

Jam jest Pan, twój Bóg, który cię wywiódł z ziemi egipskiej, z domu niewoli.
I. Nie będziesz miał bogów cudzych przede Mną.
Niekiedy człowiek staje się sam dla siebie "cudzym bogiem". Niekiedy tym bogiem staje się drugi człowiek, niekiedy staje się nim cel jaki sobie wyznaczył.

"Pociągnąłem ich ludzkimi więzami, a były to więzy miłości." Zosiu lekarstwem na nasze zranienia w miłości może być też doświadczenie Boga jako miłości. Uświadomienie sobie, że jest Ktoś, kto nas akceptuje w sposób bezwarunkowy. Kocha Zosię, z całym bagażem jej pokręconego życia. Jezu ufam Tobie
 
     
elzd1
[Usunięty]

Wysłany: 2008-08-10, 09:58   

Witek, gorzej Ci?
 
     
EL.
[Usunięty]

Wysłany: 2008-08-11, 10:34   

Wito, błagam Cie....nie gimnastykuj się, nie jedz i nie pij po to by żona wróciła !!! Nigdy nie wróci !
Taki cel tylko Ja przestraszy i ucieknie jeszcze dalej !

Czas kryzysu i odejścia współmażonka jest nam dany między innymi po to, żebyśmy zadbali przede wszystkim o siebie !! O swoja fizyczność = piękność, atrakcyjność, psychikę = uniezaleznienie się, wyzwolenie np od zazdrości, nalogów itp, i o ducha= naprawienie relacji z Bogiem.

Gdy ten czas nalezycie sie sporzytkuje....czlowiek stanie się INNYM czlowiekiem, narodzi sie na nowo....wtedy byc może zainteresuje od nowa swoja innością, świeżoscią, tajemniczością swojego współmałżonka....i wtedy byc może wróci, jeżeli taka będzie wola Boga ! A jak Jego wola będzie inna....to co ?? Pozdro !! EL.
 
     
Ola2
[Usunięty]

Wysłany: 2008-08-11, 11:00   

Wito, Ty jedz dobre żarełko i pij mineralną jak najwięcej, żeby Cię pająki nie włóczyły po skałach.

Czas kryzysu nie jest nam „dany”, ale po chamsku na siłę wciśnięty i nie przez Boga, ale przez człowieka. Fakt, że nie ma innego wyjścia, jak go jakoś spożytkować albowiem... nie ma innego wyjścia – najlepiej go konstruktywnie wykorzystać dla... siebie, dzieci.

No i jest pewne niebezpieczeństwo, bo jak już się stanie innym człowiekiem, to i odzyskuje ostrość widzenia. A to że zdradzacz się zainteresuje? Owszem – najczęściej kasą, bo sam przepuści z kochanką majątek rodzinny. Pobawi się, poszaleje. Nie interesowało go, czy dzieci co miały jeść, czy miały gdzie mieszkać, jak wyszarpywał kasę przy podziale majątku. A potem wróci po 3, 5, 10 latach – odżyje, boczki podpasie u żonki i pewnego dnia znowu zda mu się, że zupka przesolona, a trawka zieleńsza za płotem... A co tam... i tak żonka wybaczy, bo... musi. Bo taka wierząca, bo taka świadoma.

Bóg rzadko ingeruje w decyzje człowieka, a więc mąż może wrócić, jak taka będzie wola męża. A jeżeli rzeczywiście już Bóg ingeruje – to to nazywa się cudem – przypadek jak w totolotku.

„A jak Jego (Boga) wola będzie inna....to co ??”

To nico! Będzie się żyło dalej, może nawet fajniej niż ze współmałżonkiem.
Może tak Bóg zdecydować? Ano może.
A więc „Bądź wola Twoja”.

Zresztą po co się nakręcać problemem: wróci/ nie wróci. Jak nadejdzie taki czas, to się wtedy nalezy zastanawiać. Po co mnożyć problemy dziś i tracić pozytywną energię.
 
     
EL.
[Usunięty]

Wysłany: 2008-08-11, 11:14   

Wito, Ty jedż i pij, bo Cie pająki ciagna juz po skałach !! Dla siebie i tylko dla Siebie Wito !!
Po co zadręczać się myslą, wróci, czy nie wróci ?
Zdradzi znowu, czy juz nie zdradzi ?
Po remisji nowotworu zachoruje od nowa, czy nie ?

Życ dniem dzisiejszym, cieszyc się z pieknego lata, urlopu i zdrowia !

A jak wróci, to będzie super !!
A jak nie wróci, to będzie super !! Bo mam na kogo czekać z nadzieją, bo mam kogo kochać !! Bo umiem juz zyć i ustawiłem/ ustawiłam priorytety w swoim zyciu i.......i jest super !

Twoje życie Wito i Twoje Olu i moje i nas tu wszystkich , ma byc radością i wielką przygodą....i ja juz nie dopuszczę, żeby ktos miał mi to zepsuć !! EL.
 
     
Ola2
[Usunięty]

Wysłany: 2008-08-11, 11:38   

Twoje życie Wito i Twoje Olu i moje i nas tu wszystkich , ma byc radością i wielką przygodą....i ja juz nie dopuszczę, żeby ktos miał mi to zepsuć !!

:-D :-D :-D :-D :-D :-D :-D :-D :-D :-D :-D :-D :-D :-D :-D
 
     
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz załączać plików na tym forum
Możesz ściągać załączniki na tym forum
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  
Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group
Strona wygenerowana w 0,02 sekundy. Zapytań do SQL: 5