Celem tego forum jest niesienie pomocy małżonkom przeżywającym kryzys na każdym jego etapie (także po rozwodzie i
gdy współmałżonkowie są uwikłani w niesakramentalne związki), którzy chcą ratować swoje sakramentalne małżeństwa
Portal  AlbumAlbum  NagraniaNagrania  Ruch Wiernych SercRuch Wiernych Serc  StowarzyszenieStowarzyszenie  Chat  PolczatPolczat
RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  FAQFAQ  SzukajSzukaj  UżytkownicyUżytkownicy  GrupyGrupy  StatystykiStatystyki
 Ogłoszenie 

Poprzedni temat «» Następny temat
Miało być ŚWIADECTWO, jest... BÓL
Autor Wiadomość
weronika
[Usunięty]

Wysłany: 2008-08-05, 16:57   

Zgadzam się z Wami Witku i Elzd...........Za kilka lat już nie damy rady przyjąć zdradzacza....jesteśmy jak te ptaki,którym obcięto skrzydła...
 
     
Małgorzta
[Usunięty]

Wysłany: 2008-08-06, 10:24   

Chmurko rozumiem Cię w 100 % bo mój maż odszedł w czwartek. I powiem Ci szczerze, że gdyby nie Chrystus to bym dawno była na prochach uspakajających juz w sytuacji jak zaczął się kryzys to po nie sięgnęłam, ale szybko sie opamietałam. Wiesz co zrobiłam wszystko oddałam Chrystusowi jestem codziennie na Mszy Św. i juz by mi było ciężko ją opuścić po przez modlitwę czuję jakby Chrystus niósł to moje cierpienie.
Oddałam Mu swoje życie i daje radę.
Pięknie napisał Darek1 zgadzam sie z tym tylko nawet ludzie wierzący tak jak mój mąż 15 lat ministrant mągą się zagubić.
JEZU UFAM TOBIE!
Pozdrawiam i pamietam w modlitwie.
 
     
Reniuszek
[Usunięty]

Wysłany: 2008-08-06, 11:54   

Wito pisze:
"Mnie sie wydaje, że Bóg nas nie opuści, nigdy. Że czasem czyjeś grzechy, tak silnie niszczą naszą psychikę, że nie potrafimy odnaleźć się w "nowej rzeczywistości", są przyczyną naszego "skrzywienia".Nie wiem, pytam."


Ja odpowiadam, bo ja WIEM, ze Bog mnie/nas nie tylko nigdy nie opusci ale nie i wpakuje nas i naszej psychiki w czyjes grzechy .

Czyjes grzeczy sa tylko swoistym wywabiaczem naszego myslenia i naszych grzechow, tez naszych skrzywien z dziecinstwa i pozniej.

Nie ma co sie troche usprawiedliwiac ze gdyby nie czyjes grzechy, patrz: zdradzacza, opuszczacza czy oszukiwacza pod kazda postacia

Moze to banal, co teraz powiem, ale dopoki nie wezmiemy sie za siebie i tylko za siebie i swoje osobiste nawrocenie, mam tez na mysli swoja zmiane myslenia na temat swoj, zony/ meza to nic z tego , to zawsze mozna powiedziec to nie moja wina, w sensie: zrobilam/em wszystko co trzeba bylo i nic z tego nie mam.

Ja wiem, wielu z nas na prawde zrobilo wszystko co trzeba bylo nic z tego dobrego nie wyniklo (na razie), nadal jest ciezki krzyz kojarzony tylko z cierpieniem.

Wiem, ze tak jest i nie po to pisze, zeby sie jakos specjalnie wymadrzac. Czuje podobnie. I samej czesto daleko mi do kojarzenia krzyza z wybawieniem, choc juz ciut blizej niz kiedys ....

Tylko tak mnie naszła refleksja taka zeby nie usprawiedliwiac sie za prosto, czyli w/g mnie nie poddawac i nie robic z siebie ofiary slepego losu i Pana Boga

W koncu czlowiek jest prowadzony do drugiego czlowiek "po cos" nie po byle co i nie po "branie czyichs grzechow na siebie" czy tez "uczestniczenie w tych grzechach"


Ale to z kolei moje pytanie calkiem otwarte:

po co/dlaczego dobry przeciez Bog prowadzi nas do ciezkich i przez ciezkie relacje, szcegolnie te malzenskie, intymne, najtrudniejsze z mozliwych?
 
     
Mirela
[Usunięty]

Wysłany: 2008-08-06, 12:51   

Reniuszek napisał/a:


Ale to z kolei moje pytanie calkiem otwarte:

po co/dlaczego dobry przeciez Bog prowadzi nas do ciezkich i przez ciezkie relacje, szcegolnie te malzenskie, intymne, najtrudniejsze z mozliwych?


Bardzo sie cieszę Reniuszku ,że pytasz ,ze szukasz,ze myślami biegasz za odpowiedzią.
Czasem jest tak,że wiele odpowiedzi mamy pod nosem i ich nie widzimy z różnych powodów.
Albo to jeszcze nie moment na przyjęcie prawdy , która jest odpowiedzią, albo nie chcemy takich czy innych oczywistych, może nawet nie dla nas odpowiedzi, albo po prostu musimy doświadczyc by móc z Chrystusem i tylko z Nim odpowiedź przyjąc .

"Tak, musimy zrobić wszystko dla pokonania cierpienia, ale całkowite usunięcie go ze świata nie leży w naszych możliwościach – po prostu dlatego, że nie możemy zrzucić z siebie naszej skończoności i dlatego, że nikt z nas nie jest w stanie wyeliminować mocy zła, winy, która – jak to widzimy – nieustannie jest źródłem cierpienia. To mógłby zrobić tylko Bóg: jedynie Bóg, który stając się człowiekiem sam wchodzi w historię i w niej cierpi. Wiemy, że ten Bóg jest i że dlatego moc, która «gładzi grzech świata» (J 1, 29) jest obecna na świecie. Wraz z wiarą w istnienie tej mocy pojawiła się w historii nadzieja na uleczenie świata. Chodzi tu jednak właśnie o nadzieję, a jeszcze nie o spełnienie; o nadzieję, która dodaje nam odwagi, byśmy stanęli po stronie dobra również tam, gdzie wydaje się, że to beznadziejne, ze świadomością, że w historii – takiej jaką widzimy – moc grzechu pozostaje ciągle straszną teraźniejszością."

"Możemy starać się ograniczyć cierpienie, walczyć z nim, ale nie możemy go wyeliminować. Właśnie tam, gdzie ludzie, usiłując uniknąć wszelkiego cierpienia, starają się uchylić od wszystkiego, co może powodować ból, tam, gdzie chcą zaoszczędzić sobie wysiłku i bólu związanego z prawdą, miłością, dobrem, staczają się w życie puste, w którym być może już prawie nie ma bólu, ale coraz bardziej dominuje mroczne poczucie braku sensu i zagubienia. Nie unikanie cierpienia ani ucieczka od bólu uzdrawia człowieka, ale zdolność jego akceptacji, dojrzewania w nim, prowadzi do odnajdywania sensu przez zjednoczenie z Chrystusem, który cierpiał z nieskończoną miłością. "

"Cierpieć z innymi, dla innych; cierpieć z powodu pragnienia prawdy i sprawiedliwości; cierpieć z powodu stawania się osobą, która naprawdę kocha – oto elementy fundamentalne człowieczeństwa, których porzucenie zniszczyłoby samego człowieka"


Oczywiście ,że to nie jest łatwe...ale możliwe z Chrystusem , nawet przebaczenie po wielu latach i przyjęcie współmałżonka w Miłości Chrystusowej, to zależy od nas ( "ze skrzydłami czy bez..."), od otwarcia się na Chrystusa.

To słowa z Encykliki "Spe Salvi" Benedykta XVI, bardzo polecam
http://www.vatican.va/hol...e-salvi_pl.html
Rozważanie tej Encykliki w połączeniu z modlitwą to nic innego jak rekolekcje bardzo krzepiące. :mrgreen:

Pozdrawiam :)
 
     
wito
[Usunięty]

Wysłany: 2008-08-06, 15:20   

Reniuszek napisał/a:
Ja odpowiadam, bo ja WIEM, ze Bog mnie/nas nie tylko nigdy nie opusci ale nie i wpakuje nas i naszej psychiki w czyjes grzechy .

A ja Reniuszku o tym, ze czyjeś grzechy nas wypaczają przeczytałem u pewnego mądrego księdza często cytowanego na tym forum. I zgadzam się z tym.
Nie żyjemy w jakiejś sterylnej rzeczywistości, jesteśmy narażeni, jedni w większym inni w mniejszym stopniu na to co sie dzieje wokół nas.
Co co czerpiemy z zewnątrz, zmienia nas, są to oczywiście rzeczy dobre i niestety również złe.
I nie jest to jak zauważyłaś:
Reniuszek napisał/a:
Tylko tak mnie naszła refleksja taka zeby nie usprawiedliwiac sie za prosto, czyli w/g mnie nie poddawac i nie robic z siebie ofiary slepego losu i Pana Boga

To pogodzenie sie właśnie z tym co nas spotkało w sensie - zrobiłem wszystko, co było w mojej mocy. Ktoś nie zrobił nic a często wręcz odwrotnie wciąż przeszkadza w pojednaniu. To że jestem obecnie w takiej a nie innej sytuacji nie dzieje się z mojej woli, Nie ja nakręcałem tę spiralę. Nie jestem w stanie już niczego zmienić. Więc podchodzę do sprawy realnie, godzę się z sytuacja w której się znalazłem. Jak postąpię dalej - nie wiem ale nie musiałbym dokonywać tego wybory, gdybym nie znalazł się w sytuacji w którą wepchnęła mnie czyjaś niewierność, pijaństwo... Będzie to świadomy wybór - owszem, ale dokonany w określonej sytuacji, będącej skutkiem czyjegoś postępowania.
Wydaje mi się, że nie ma tu usprawiedliwiania się tylko realne podejście do sprawy.
Nie ma tu patosu i samookłamywania. jest rzeczowe podejście do sprawy.
Mirela napisał/a:
Oczywiście ,że to nie jest łatwe...ale możliwe z Chrystusem , nawet przebaczenie po wielu latach i przyjęcie współmałżonka w Miłości Chrystusowej, to zależy od nas ( "ze skrzydłami czy bez..."), od otwarcia się na Chrystusa.

Jeszcze nie spotkałem się z faktem by ptak któremu podcięto skrzydła znów fruwał.

Zgadzam się, że cierpienia nie da wyeliminować, trzeba je przyjąć, ale nie wolno z siebie robić cierpiętnika. Właśnie zaakceptowanie tego, że cierpienie spadło na nas wskutek czyichś grzechów (lub naszych), że nie jest karą Bożą, nie mamy wpływu na to że cierpimy, że jest nam zadane, że nie każdy z nas ma siły by jednakowo je znosić, że nie każdemu będzie dane sprostać cierpieniu, że wielu z nas nie podoła, upadnie, że każdy z nas ma swoją drogę, że nie ma "jedynie słusznej" recepty jak sie pogodzić z opuszczeniem. Że nasze wybory w mniejszym lub większym stopniu wynikające z tego w jaką rzeczywistość nas wtłoczono, sa naszymi wyborami. Że Bóg bez względu jakiego dokonamy wyboru - nigdy nas nie opuści. On jest naszym największym przyjacielem.

Witek
 
     
Mirela
[Usunięty]

Wysłany: 2008-08-06, 15:38   

wito napisał/a:

Mirela napisał/a:
Oczywiście ,że to nie jest łatwe...ale możliwe z Chrystusem , nawet przebaczenie po wielu latach i przyjęcie współmałżonka w Miłości Chrystusowej, to zależy od nas ( "ze skrzydłami czy bez..."), od otwarcia się na Chrystusa.

Jeszcze nie spotkałem się z faktem by ptak któremu podcięto skrzydła znów fruwał.
Witek


Kraków...25.07.2008...
Kościół sw .Katarzyny...
Tłum , ścisk , pot, ludzie chorzy, niepełnosprawni, NADZIEJA, WIARA, MIłOSC...
Oni nie mieli "skrzydeł"....latali daleko dalej niż Ci którzy je mają...z prostego powodu...sięgają daleko dalej...mało tego ...potrafili mnie nakarmic sobą...byłam szczęśliwa kiedy słyszałam śmiech , krzyk ( to miał byc śpiew...) dziecka z porażeniem mózgowym, dziecko które nie mogło chodzic,byłam szczęśliwa ,że Ci "prostaczkowie" , "bez skrzydeł" podnieśli mnie do lotu...
Chwała Panu !!!" Błogosławieni , którzy nie widzieli a uwierzyli "!!!
Ostatnio zmieniony przez Mirela 2008-08-06, 15:53, w całości zmieniany 1 raz  
 
     
Ann3
[Usunięty]

Wysłany: 2008-08-06, 15:43   

Zgadzam się Z Tobą wito.
Reniuszku, pytałam kiedyś wielokrotnie i z żalem Pan Boga dlaczego "przydzielił" mi tak trudną osobę na współmałżonka. Pan Bóg odpowiedział i teraz wiem, że żyjąc z raniącą osobą mam szansę nauczyć się prawdziwej miłości. Mam szansę widzieć tę osobę bardziej oczami Pana Boga, który posłał na śmierć ukochanego syna z miłości do mojego trudnego męża, do trudnej mnie i nas wszystkich. że miłość do przykrej , raniącej, zdradzającej itd itp osoby to dopiero jest miłość !!!
Ale niech nikt nie myśli, ze namawiam do bycia ze współmałżonkiem, który nas, siebie, nasze małżeństwo zeszmacił. NIc z tych rzeczy. W takiej sytuacji dalej kocham GO jako człowieka ale nie chcę uczestniczyć w grzechu, brudnym życiu i się separuję.
 
     
Reniuszek
[Usunięty]

Wysłany: 2008-08-06, 16:07   

Mirela napisał/a:
"Cierpieć z innymi, dla innych; cierpieć z powodu pragnienia prawdy i sprawiedliwości; cierpieć z powodu stawania się osobą, która naprawdę kocha – oto elementy fundamentalne człowieczeństwa, których porzucenie zniszczyłoby samego człowieka"



Wszystko pieknie- ładnie wyglada i prawdziwie brzmi, zgadzam sie z zupelnosci, ale mysle tez ze :

Jest to bardzo trudne dla tzw "pospolstwa" nie piszacego encyklik tylko zyjacego w trudnych malzenstwach /zwiazkach ( z calym szacunkiem dla papieza i b.jego trafnej mysli filozoficznej)
Ja rozumiem, ze otwarcie sie na Chrystusa, ze przebaczenie - jasna sprawa. Bez tego nie ma chrzescijanstwa w ogole.

Powiedz mi Mirello, ale tak od siebie, prosto i jasno jak konkretnie sie mam otworzyc na Chrystusa, zeby umiec przebaczyc tak do konca, zeby umiec kochac tak przez wiele lat, tego ktory byc moze wroci, a byc moze nie, jesli taka bedzie jego (czytaj malzonka) wolna wola?

Piszesz za encycklika:
Mirela napisał/a:
Nie unikanie cierpienia ani ucieczka od bólu uzdrawia człowieka, ale zdolność jego akceptacji, dojrzewania w nim, prowadzi do odnajdywania sensu przez zjednoczenie z Chrystusem, który cierpiał z nieskończoną miłością. "


Zgadzam sie tez z tym, ale powiedz mi tak od siebie jak radzic sobie z bolem duszy i serca kiedy jeszcze nie dojrzala w nim zdolnosc akceptacji tylko na razie samodestrukcja?

Tylko Chrystus mial zdolnosc wspolcierpienia z nieskonczona miloscia, bo... byl Bogiem
Ja jestem, wybaczm tylko slabym czlowiekem i oczekuje bardzo ludzkich, konkretnych porad i odpowiedzi....

jednoczesnie za wszystkie wasze serdecznie dziekuje,

pozdrawiam

[ Dodano: 2008-08-06, 16:12 ]
Ann3 napisał/a:
Mam szansę widzieć tę osobę bardziej oczami Pana Boga, który posłał na śmierć ukochanego syna z miłości do mojego trudnego męża, do trudnej mnie i nas wszystkich.


dziekuje Ann3 za te slowa, - przypomialo mi sie co bardzo waznego, co umknelo juz mojej uwadze, aczkolwiek jest wazne, bardzo wazne
pozdrowionka serdeczne
 
     
wito
[Usunięty]

Wysłany: 2008-08-06, 16:32   

Mirela - Ty kompletnie nie zrozumiałaś o co chodzi z ptakiem i skrzydłami.

Ja rozumiem, że bycie z ludźmi niepełnosprawnymi pomaga nam często zrozumieć, że nasze cierpienie jest niczym. Że ich wiara może nas budować. Możemy czuć się mali. Ale czy o to tu chodzi???
My mamy takie a nie inne cierpienia. Ktoś, kto nie przeżył odrzucenia, zranienia w miłości powie - chłopie to pikuś jest, ktoś inny powie - to mnie zabija, nie daje mi żyć.
Okrzyk "Chwała Panu !!!" Błogosławieni , którzy nie widzieli a uwierzyli "!!!" przypomniał mi pewna przypowieść.
Pewien ksiądz pożyczył osła z cyrku by wsiąść na niego podczas procesji w niedzielę palmową. Podczas procesji, ludzie krzyczą "hosanna" - osioł staje dęba i ksiądz z hukiem spada na ziemię. Okazuje się że w cyrku był tresowany by na ten właśnie okrzyk stawać na tylnych łapach i maszerować. Ksiądz odkupił osła z cyrku i potrzeba było wiele lat zanim osioł spokojnie przeszedł procesje.
Tak jest też z nami - żyjemy w otaczającym nas świecie, czerpiemy jak gąbka, jesteśmy tresowani. Nie uciekniemy od tego. Niepełnosprawni maja inne spojrzenie na świat, my mamy inne. Owszem nasze światy sie przenikają są podobne ale każdy inaczej przeżywa, ma swoja ścieżkę. Nie ma Mirelo "złotej recepty". Ann napisała, że nie chce uczestniczyć w brudnym świecie swojego męża, ktoś inny powie a mnie to pikuś, niech sie szlaja, grunt, że ja jestem w porządku. Jeszcze inny postąpi inaczej.
 
     
Mirela
[Usunięty]

Wysłany: 2008-08-06, 17:07   

Reniuszku
Myślę ,że to wszystko wiesz...Tylko to wszystko trzeba ponazywac z Chrystusem...
Może sięgnę do swojego doświadczenia...
Jest taki moment w życiu, kiedy człowiek widzi ,ze nie daje sobie rady...,że wszystko co robi mija sie jakby z celem...wszystko sie ropada...sypie...cokolwiek by nie zrobił...Jest nawet przekonany,że tyle mogłem/ mogłam i to nie absurd.
Jest też i taka chwila kiedy człowiek oddala od siebie prawdę ,że nic co Dobre od niego nie pochodzi. Oddala od siebie myśl , która jest jasna i wyraźna" człowieku jesteś bezsilny, ale z Bogiem z całą pewnością zaradny. Doświadczałam zawsze tego samego skutku niepowodzenia, kiedy wszystko robiłam sama, bez Boga. Wiele to trwało...i za każdym razem kosztowało mnie to wiele bólu, cierpienia. Dopiero kiedy przestałam zakładac ,że to się nie uda, że to nie ma szans powodzenia myśląc zupełnie po ludzku wszystko zaczęło się zmieniac, WSZYSTKO!!!
Człowiek nie jest zdolny do przeżycia cierpienia sam, do przyjęcia tego cierpienia, do próbowania zrozumienia go...nie potrafi tego zrozumiec...to normalne, jednak kiedy zauważa swoje podobieństwo w cierpieniu z samym Chrystusem cała perspektywa się zmienia. Często ludziom wydaje się ,że ufają, że oddali, że kochają Boga, często tez bardziej by chcieli niż mogą...uświadamiając to sobie w wielkiej pokorze.Najważniejsze dla mnie jest przyjmowac te trudy i oddawac innym radośc , ale to możliwe jest tylko w Chrystusie, szczerze mówiąc nie chce inaczej...Wiem ,że to możliwe dla każdego...
Byłam tam w Krakowie...25 lipca, wierz mi...obraz który dla wielu stałby sie może powodem współczucia dla tych którzy niedomagali...ja podziwiałam ...Boga w ich sercu. U nich nie było żalu, poczucia krzywdy, niesprawiedliwości... To mnie zaskakiwało...Oni cieszyli się sobą , tym co mają i tym w stukrotny sposób potrafili obdarowywac innych. Tak właśnie pokazali mi Boga w sercu...bez wyrzutów na los, bez wyrzutów na ludzi, bez najmniejszej skargi...i byli szczęśliwi...Skupili się nie na sobie,nie na krzywdzie, nie na żalu , cierpieniu, skupili się na dawaniu radości innym...to dla jest uzdrawiające...
Zadziwiające...Czytałam kiedyś książkę "Oto wszystko nowe czynie", wtedy też bardzo mnie tresc doświadczeń i to co z nich owocowało zadziwiła. Ale przecież Boża moc jest taka, zadziwia, sprawia niejednokrotnie niedowiarstwo...Jednego bym chciała...cudu dla wszystkich , Pan Bóg tez tego chce...tylko nie robi tego tam gdzie nie ma wiary...

Pytałaś jak znieśc ból i cierpienie kiedy nie ma akceptacji...
Nie wiem dlaczego Ty chcesz go znosic???sama???po co???
Był taki moment w moim życiu...zupełnie rozchwiana...załamana...na dnie...bo wcześniej chciałam sama...To jest niepotrzebne... Poszłam wtedy do konfesjonału i powiedziałam ,że sama juz nie potrafię...i nie chce już sama... Przestałam sie zadręczac, codzienna Eucharystia dodawała mi sił, ale też odkrywała kim jestem, a kim jest Bóg. To pozwoliło mi zrozumiec ,że nie jestem sama,że nie muszę sie z niczym forsowac, że zawsze moge powiedziec : nie potrafię...Ty możesz...powiedz mi jak życ, jak byc, jak stawac na nogi człowieczeństwa? Modlitwa ta zwykła , prosta przeradzała się w modlitwę ufną...Z czasem zobaczyłam ,że moje problemy są maleńkie...aż mi wstyd było...Potem zobaczyłam swoja niedojrzałośc, nieumiejętności, słabości....potem i dalej zresztą prosze Boga , by je wszystkie uleczył...Kiedy Boża Miłosc jest wymagająca rozumiem wtedy innych słabych ludzi, bo poddac muszę się zaleceniom Bożym a to wymaga wysiłku woli, wtedy czuję jaka maleńka jestem we wszystkim i dziękuje Bogu ,że pokazuje mi moje chwasty...

Bóg bardzo chce człowieka, jego oddania, jego słabości i grzeszności...wszystkiego co w nim chore i słabe...wszystkiego, tylko ,ze człowiek nie dopuszcza do siebie myśli ,że naprawdę jest w tym wszystkim bezsilny...

Cytat:
Wito napisałeś...
Ja rozumiem, że bycie z ludźmi niepełnosprawnymi pomaga nam często zrozumieć, że nasze cierpienie jest niczym. Że ich wiara może nas budować. Możemy czuć się mali. Ale czy o to tu chodzi???

Można dużo więcej wydobyc z tego doświadczenia...

Mówisz ,że nie ma złotej recepty( w tym cały problem), a ja mówię ze jest : JEZUS CHRYSTUS, wszystkie ludzkie recepty będą trafiały w płot...dopóki człowiek nie uleczy duszy...Dotąd dopóki człowiek będzie myślał,ze wszystkiemu zaradzi sam,i że wszystko wie najlepiej i umie najlepiej i rozumie najlepiej, dopóty będzie w bagnie...

Cytat:
Tak jest też z nami - żyjemy w otaczającym nas świecie, czerpiemy jak gąbka, jesteśmy tresowani. Nie uciekniemy od tego


Od tego swiata nie uciekniemy, od konsekwencji też nie, ale ten świat nie odpowiada za to co wybieramy...to my otrzymaliśmy wolna wole. Doświadczenia są potrzebne...W dużej mierze zależy ode mnie od człowieka, co z tego świata wybieram...a co odrzucam.Gdy szukam w nim dobra to je znajde, gdy szukam w nim zła to tez je znajdę .
Pytanie czym chce się karmic ? Nawet z brutalnego doświadczenia...można karmic sie tym co dobre...

Ostatnio zmieniony przez Mirela 2008-08-06, 17:34, w całości zmieniany 1 raz  
 
     
wito
[Usunięty]

Wysłany: 2008-08-06, 17:33   

Oj Mirela - z Jezusem Chrystusem tez jest wiele recept. Tez jest wiele dróg. Niekoniecznie takich, które Ty jedynie akceptujesz, niekoniecznie te którymi ja podążam.
Szkoda, że każdą dyskusje sprowadzasz do jednego. Rzucasz hasło - Jezus Chrystus i zamykamy usta. Słowo bardzo często nadużywane na tym forum.

Czy wydobyłem kropelkę? Być może ale ta kropelka pozwoliła mi dostrzec, że być może nieświadomie, ale grasz na ludzkich uczuciach, sięgasz bardzo wysokich tonów. Temu też służy ciągłe wtłaczanie ludzi w poczucie ich bezsilności. Tacy jak ten osioł na głos słowa hosanna staną dęba, pójdą za treserem.
 
     
Mirela
[Usunięty]

Wysłany: 2008-08-06, 19:14   

wito napisał/a:
Oj Mirela - z Jezusem Chrystusem tez jest wiele recept. Tez jest wiele dróg. Niekoniecznie takich, które Ty jedynie akceptujesz, niekoniecznie te którymi ja podążam.
Szkoda, że każdą dyskusje sprowadzasz do jednego. Rzucasz hasło - Jezus Chrystus i zamykamy usta. Słowo bardzo często nadużywane na tym forum.


Czy wydobyłem kropelkę? Być może ale ta kropelka pozwoliła mi dostrzec, że być może nieświadomie, ale grasz na ludzkich uczuciach, sięgasz bardzo wysokich tonów. Temu też służy ciągłe wtłaczanie ludzi w poczucie ich bezsilności. Tacy jak ten osioł na głos słowa hosanna staną dęba, pójdą za treserem.


Wito...
Bardzo mylna ocena... łatwiej szukac w ludziach zła...
Nie jestem na forum po to by pozbawiac innych rozwijania dyskusji, sugestii, czy odkrywania Boga w swoim sercu na Jego sposób. Nie jest to zatem ucinanie, zamykanie ust- to jest TWOJA OCENA ! Tak Ty to widzisz...Ja mam inne zdanie na ten temat...
Jest mi bardzo miło , kiedy ktoś wypowiada o swoich bardzo w sumie intymnych doświadczeniach z Bogiem, kiedy Go poznaje, kiedy Go odkrywa za każdym razem inaczej.Dla mnie jest to nowe spojrzenie na Boga, nowe doświadczenie...
Nie ma mowy w moich postach czy takie , czy inne odkrywanie Boga akceptuje , czy neguje...to jest Twoja kolejna ocena.
Jest pewna różnica miedzy uznaniem bezsilnosci a wtłaczanie ludzi w poczucie bezsilnosci...
O tym pisałam dzielac się własnym doświadczeniem zaznaczając w poście do Reniuszka ,że możemy byc bezsilni, ale nie bezradni bez Boga. A to dwie różne sprawy. Jak widzisz Twoja interpretacja jest różna od mojej.
Możesz mnie oceniac jak chcesz...pamiętaj ,ze robisz to przez pryzmat swojej osoby...

I oświeciło mnie w kościele, bo myślałam o słowach jakie tutaj napisałeś...które mówiły o tym ,ze "tresowani" jesteśmy przez rzeczywistosc...Tak...Ona nas deformuje , jeśli chodzi o złe doświadczenia. Nawet można powiedziec ,że człowiek może wchodzic w dorosłosc zdeformowany np. nie zna doświadczenia ,które może przekonac go,że cżłowiek może byc dobry, nie zna doświadczenia pozytywnych emocji...szuka w ludziach złego...,tak potem spogląda na świat i ocenia go przez pryzmat swojej osoby raniąc przy tym innych...Czytałes tak jak ja Pelanowskiego "Wolni od niemocy" i wiesz tak samo jak ja ,że tą recepta jest Bóg. i TO JEST WSPANIAłE...i to jest najważniejsze.Odkrywanie jak działa w naszym życiu jest bardzo indywidualne ... ,że dla Niego nie ma sytuacji bez wyjścia.

Pozdrawiam :)
Ps. Pozostałą częśc tekstu pozostawiam bez komentarza, uważam ,że jest zbędana...
 
     
wito
[Usunięty]

Wysłany: 2008-08-06, 20:38   

Mirela napisał/a:
Ps. Pozostałą częśc tekstu pozostawiam bez komentarza, uważam ,że jest zbędana...

Widzisz Mirelo OCENIASZ TWOJA ocena tego, że ta część tekstu jest zbędna. Ty widzisz to tak. Natomiast ja widzę, że wielokrotnie ludzie na forum są manipulowani i pozbawiani możliwości wypowiedzi.
Pamiętasz jak nie tak dawno w złośliwy sposób mi odpowiedziałaś na co ja odpisałem Ci w pojednawczy sposób a następnie wykasowałaś bez śladu cały temat???
Nie chcę byś sie do tego odnosiła, tak samo admin. Pozostawiam to bez komentarza.
Spójrz tez na toczącą się dyskusję. Twój post z 17,07. moja odpowiedź o 17,33 i ty zmieniasz twój post z 17,07 o 17,34. Juz potem jak ja się do niego odniosłem o ten fragment:
Mirela napisał/a:
Cytat:
Tak jest też z nami - żyjemy w otaczającym nas świecie, czerpiemy jak gąbka, jesteśmy tresowani. Nie uciekniemy od tego


Od tego swiata nie uciekniemy, od konsekwencji też nie, ale ten świat nie odpowiada za to co wybieramy...to my otrzymaliśmy wolna wole. Doświadczenia są potrzebne...W dużej mierze zależy ode mnie od człowieka, co z tego świata wybieram...a co odrzucam.Gdy szukam w nim dobra to je znajde, gdy szukam w nim zła to tez je znajdę .
Pytanie czym chce się karmic ? Nawet z brutalnego doświadczenia...można karmic sie tym co dobre...


Wszędzie pisałem że to my dokonujemy wyboru - w określonej sytuacji ale my. Ale jakoś tego nie zauważasz.
I jeszcze jedno Twój post z 15,38 również zmieniłaś już po uzyskaniu odpowiedzi. Czy tak wygląda uczciwa dyskusja? Czemu się wycofujesz z czegoś co napisałaś wcześniej? Coś było tam nie teges???
Mirela napisał/a:
Nie ma mowy w moich postach czy takie , czy inne odkrywanie Boga akceptuje , czy neguje...to jest Twoja kolejna ocena.

Widzisz Mirelo ja niczego nie oceniałem:
Mirela napisał/a:
wito napisał/a:
Oj Mirela - z Jezusem Chrystusem tez jest wiele recept. Tez jest wiele dróg. Niekoniecznie takich, które Ty jedynie akceptujesz, niekoniecznie te którymi ja podążam.

Pokaż mi tu gdzie ja oceniam że Ty nie masz racji?????
Mnie się wydaje, ze właśnie wskazuje, że możemy podążać wieloma drogami, że niekoniecznie Twoja jak i moja droga są najlepsze.
Ale cóż TWOJA OCENA jest inna. Uznałaś, że oceniam.
Cytat:
Możesz mnie oceniac jak chcesz...pamiętaj ,ze robisz to przez pryzmat swojej osoby...
Nie oceniam CIę Mirelo, daleki jestem od tego. TO jest znów jakieś Twoje wewnętrzne odczucie. To że się nie zgadzam z Twoimi twierdzeniami nie oznacza, że Ciebie oceniam.
A zarzucanie mi, że to ja oceniam jest kolejną regułą forum. Kiedyś były to posądzenia o podążanie pod rękę z rogatym.
Pozdrawiam
 
     
Chmurka
[Usunięty]

Wysłany: 2008-08-06, 22:00   

Czy mój mąż traktuje mnie jak zabawkę, a nasze małżeństwo jak zabawę?

Wyprowadził się w piątek, mówiąc, że jest to decyzja ostateczna. Zabrał niewielką ilość rzeczy - część ubrań, kilka kosmetyków. Resztę zostawił. Przyjechał w sobotę po dosłownie kilka rzeczy, przyjechał w poniedziałek, przyjechał i dziś. Nie dzwoniłam do niego przez ten czas, on dzwonił kilka razy sam.

Mieliśmy przepisać na mnie nasze mieszkanie, skoro on podjął decyzję ostateczną. Dziś przyjechał i poprosił, abym wstrzymała się z załatwianiem formalności 2-3 miesiące. Zapytałam dlaczego? Powiedział, że bez powodu. Nalegałam, bo nic nie dzieję się bez powodu. Odpowiedział: "A jak bym chciał wrócić, to po co przepisywać? Nie tylko stracilibyśmy pieniądze, ale też nie moglibyśmy go sprzedać przez 5 lat i się wyprowadzić". (Rzeczywiście jest tak, że przez 5 kolejnych lat nie warto sprzedawać ze względu na bardzo wysoki podatek). Dodał "nie wiem co będzie, różne myśli są teraz w mojej głowie, gdy mieszkam sam". Zapytałam czy daje mi w ten sposób nadzieję, a on na to, że nie daje mi nadziei.

Przytuliłam się do niego na pożegnania, a on na to "Jak będziesz potrzebowała, abym, cię przytulił zadzwoń, to przyjadę".

Ps. Przepraszam, że zmieniłam temat.
 
     
lena
[Usunięty]

Wysłany: 2008-08-06, 22:07   

Zapytałam czy daje mi w ten sposób nadzieję, a on na to, że nie daje mi nadziei.
Chmurko nie pytaj, jego zachowanie mowi samo za siebie....tyle,że sie nie przyzna....meska duma.

Puściłas, nie prosiłas, nie dzwonilaś...i masz....widzisz zaleznośc?
 
     
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz załączać plików na tym forum
Możesz ściągać załączniki na tym forum
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  
Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group
Strona wygenerowana w 0,02 sekundy. Zapytań do SQL: 4