Celem tego forum jest niesienie pomocy małżonkom przeżywającym kryzys na każdym jego etapie (także po rozwodzie i
gdy współmałżonkowie są uwikłani w niesakramentalne związki), którzy chcą ratować swoje sakramentalne małżeństwa
Portal  AlbumAlbum  NagraniaNagrania  Ruch Wiernych SercRuch Wiernych Serc  StowarzyszenieStowarzyszenie  Chat  PolczatPolczat
RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  FAQFAQ  SzukajSzukaj  UżytkownicyUżytkownicy  GrupyGrupy  StatystykiStatystyki
 Ogłoszenie 

Poprzedni temat «» Następny temat
Piekło po zdradzie
Autor Wiadomość
sasanka
[Usunięty]

Wysłany: 2008-06-15, 17:13   

witaj mariah!

uważaj na siebie,
jeśli masz problem - pytaj!
lepiej spytać przed niż po awanturze ;-)

pozdrawiam Cię serdecznie
 
     
elzd1
[Usunięty]

Wysłany: 2008-06-15, 19:46   

Napisz coś więcej. I czytaj, czytaj wypowiedzie, oczy otworzysz szeroko ze zdziwienia, jak bardzo można być oszukiwanym.
Życzę wytrwania i powodzenia. Może, skoro mąż boi się awantury, wszystko się ułoży?
 
     
Mariah
[Usunięty]

Wysłany: 2008-06-16, 15:20   

Witaj Sasanko,

tak sie ciesze, ze sie tutaj znalazlam, troche sobie poczytalam wypowiedzi i moze to dziwne, ale troche sie uspokoilam.


Mariah
sasanka napisał/a:
witaj mariah!

uważaj na siebie,
jeśli masz problem - pytaj!
lepiej spytać przed niż po awanturze ;-)

pozdrawiam Cię serdecznie


[ Dodano: 2008-06-16, 15:25 ]
elzd1 napisał/a:
Napisz coś więcej. I czytaj, czytaj wypowiedzie, oczy otworzysz szeroko ze zdziwienia, jak bardzo można być oszukiwanym.
Życzę wytrwania i powodzenia. Może, skoro mąż boi się awantury, wszystko się ułoży?


Witaj Elzbieto,

dziekuje za mile slowa, tak mi tego brakowalo. Uwazasz ze to dobry znak, ze maz sie boi awantury? Trudno mi to zrozumiec.
Moim celem byla rozmowa, pocieszenie, ewentualna skrucha z jego strony, bo to mi pomoze jakos zniesc ta zdrade, ale nie przyjde, bo nie chce awantury.
W sumie jednak przyszedl za moja namowa, potem probowal jeszcze wszystkiemu zaprzeczac, ale gdy juz wiedzial, ze mam niezbite dowody wyrazil skruche. Ale jak tu odbudowac zaufanie?

Mariah
 
     
wito
[Usunięty]

Wysłany: 2008-06-16, 16:31   

Zaufanie można odbudować. Do tego stopnia, że traci się czujność i przed tym chciałem Cię ostrzec.
Ja modliłem się dużo, także za tego z którym żona mnie zdradziła. Prosiłem, bym w swoim sercu nie zasiał ziarna nienawiści. Nie patrzyłem na Nią jak na zdrajcę. Widziałem kochaną osobę, która się pogubiła. Z czasem przyszło zapomnienie. Obraz zdrady wracał coraz rzadziej a wierz mi nie było łatwo. Do tej pory mam kontakt z "kochasiem".
Dlatego, że po kilkunastu latach sytuacja sie powtórzyła uważam, że w przypadku zdrady należy stosować zasadę "ograniczonego zaufania".
 
     
Rita
[Usunięty]

Wysłany: 2008-06-16, 18:51   

To straszne! Współczuję Ci. Przeczytałam i rozpłakałam się, bo dotyka mnie to boleśnie - już wiem, co przed Tobą... U mnie ciągle bardzo źle, czasami nawet gorzej niż źle. Podziwiam wszystkie osoby, które tu piszą, że potrafiły przebaczyć. Ja jestem wciąż od tego bardzo daleko. Rozpamiętuję, jestem pełna nienawiści i agresji i prawie wcale nie potrafię się modlić. Wciąż sobie zadaję pytanie dlaczego? Zawsze myślałam, że zdrada następuje w jakimś kryzysie, a mój mąż nawet dzień przed tym zanim ją poznał mówił mi, że jest najszczęśliwszy od lat i mówił to wcześniej przez dłuuuugi czas. Teraz mówi, że był nieświadomy swoich uczuć i potrzeb i że ten kryzys był, tylko on był nieświadomy (!!!!) To co robił na terapii przez 1,5 roku , na trzech grupach terapeutycznych i na studiach psychoterapii?!!!!! Czy nie powinien tam pogłębiać świadomości?! I "odmówił pójścia na terapię małżeńską, kiedy to zaproponowałam, kiedy nagle po powrocie z grupy nieoczekiwanie oznajmił, że rozważa odejście? I po trzech tygodniach już z tą kobietą!!! Jak to może zrobić człowiek tak "terapeutyzowany", chrześcijanin, który przez cały ten czas chodził ze mną do kościoła i modlił się, no i wreszcie człowiek bardzo inteligentny?! To jakiś absurd! Jestem zupełnie zdezorientowana i teraz naprawdę nie wiem kto to jest. No, a ona? Jaki macie stosunek do "tych trzecich"? Dlaczego zawsze znajdzie się ktoś, kto bez skrupułów kradnie komuś męża? Czy robicie coś z "nią"? Piszecie? Rozmawiacie? Ja miałam pomysł na przesłanie paczki "z tezą". Ale wciąż tego nie robię, bo nie wiem czy warto się "brukać", ale z drugiej strony ona sobie żyje w swoim luksusowym świecie (wiem kim jest) i myśli, że jest biedna i nieszczęśliwa, bo on ją
rzucił, a poza tym nic się nie stało. Pomijając co zrobiła mnie i dzieciom, to nawet nie wie, mój mąż, czyli jej kochanek cierpi teraz strasznie z powodu wyrzutów sumienia, że chciałby zrobić wszystko, żeby cofnąć czas i że chciał popełnić samobójstwo ze wstydu. Może warto jej to uświadomić zanim zapoluje na kolejnego żonatego faceta? Jakie macie opinie w tej sprawie?
No i ostatnia sprawa. Jestem teraz przez miesiąc poza domem, bo mój mąż ma tu staż i połączyliśmy to z
urlopem. Tu, czyli w Trójmieście. Brakuje mi przyjaciół, pracy, terapii i momentami czuję, że wariuję. Próbuję spędzać czas sama, ale brakuje mi ludzi. Nawet internetu nie mam (jestem w kafejce) i nie mam z Wami stałego kontaktu. Dlatego mam pytanie: czy ktoś stąd jest i chciałby gdzieś ze mną pójść i pogadać, a może znacie chociaż jakiegoś spowiednika albo inny "ludzki" punkt zaczepienia, żebym mogła
z kimś porozmawiać? Proszę o ewentualne kontakty. Dzięki.
 
     
elzd1
[Usunięty]

Wysłany: 2008-06-16, 18:51   

Mariah napisał/a:
gdy juz wiedzial, ze mam niezbite dowody wyrazil skruche

Na początek dobre i to, skrucha. Znaczy, dociera że źle zrobił. Oby zechciał wyciągnąć nauczkę i nie wmówił sobie, że zdrady nie można wybaczyć.
Mariah napisał/a:
Ale jak tu odbudowac zaufanie?

Na to pytanie nie odpowiem, nie dane mi było tego doświadczyć. Ale Wito ma rację, ograniczone zaufanie, tak myślę.
Mariah napisał/a:
Moim celem byla rozmowa, pocieszenie,

Pocieszenie, powiadzasz?
A niby jak to sobie wyobrażasz? Ty masz go pocieszać? Oj, uważaj, to prosta droga do tego, żeby siebie obwiniać za jego występki. Wiem coś o tym, bo przeszłam ten etap na początku romansu, gotowa byłam przepraszać męża za to, że on zdradził.
 
     
Mariah
[Usunięty]

Wysłany: 2008-06-16, 20:58   

elzd1 napisał/a:
Mariah napisał/a:
gdy juz wiedzial, ze mam niezbite dowody wyrazil skruche

Na początek dobre i to, skrucha. Znaczy, dociera że źle zrobił. Oby zechciał wyciągnąć nauczkę i nie wmówił sobie, że zdrady nie można wybaczyć.
Mariah napisał/a:
Ale jak tu odbudowac zaufanie?

Na to pytanie nie odpowiem, nie dane mi było tego doświadczyć. Ale Wito ma rację, ograniczone zaufanie, tak myślę.
Mariah napisał/a:
Moim celem byla rozmowa, pocieszenie,

Pocieszenie, powiadzasz?
A niby jak to sobie wyobrażasz? Ty masz go pocieszać? Oj, uważaj, to prosta droga do tego, żeby siebie obwiniać za jego występki. Wiem coś o tym, bo przeszłam ten etap na początku romansu, gotowa byłam przepraszać męża za to, że on zdradził.

Witaj Elzbieto,

zle mnie zrozumialas. Chcialam, aby on mnie pocieszyl, bo widzial ze strasznie to mnie bolalo. Okazal ograniczona skruche (te maile sa bez znaczenia, a dlaczego do nich zagladalas, a zreszta jej nie spotykalem) a ja mam zdjecia.
Potem dopiero powiedzial, ze mu bardzo przykro ze mnie tak zranil.
Niestety nie potrafie mu w to uwierzyc. Wiem, ze jest mu glupio ze odkrylam jego tajemnice.
Uwazal, ze dopuki nic nie wiem nie ma sprawy: przeciez ja ciebie kocham i nic sie nie zmienilo.
Probowal mnie oskarzyc: no bo w domu taki stres (3 dorastajacych dzieci) wiec szukal ucieczki.
Ach, raz lepiej, i potem mam znowu te maile przed oczyma, co robicß

Mariah


[ Dodano: 2008-06-16, 21:05 ]
Rita napisał/a:
To straszne! Współczuję Ci. Przeczytałam i rozpłakałam się, bo dotyka mnie to boleśnie - już wiem, co przed Tobą... U mnie ciągle bardzo źle, czasami nawet gorzej niż źle. Podziwiam wszystkie osoby, które tu piszą, że potrafiły przebaczyć. Ja jestem wciąż od tego bardzo daleko. Rozpamiętuję, jestem pełna nienawiści i agresji i prawie wcale nie potrafię się modlić. Wciąż sobie zadaję pytanie dlaczego? Zawsze myślałam, że zdrada następuje w jakimś kryzysie, a mój mąż nawet dzień przed tym zanim ją poznał mówił mi, że jest najszczęśliwszy od lat i mówił to wcześniej przez dłuuuugi czas. Teraz mówi, że był nieświadomy swoich uczuć i potrzeb i że ten kryzys był, tylko on był nieświadomy (!!!!) To co robił na terapii przez 1,5 roku , na trzech grupach terapeutycznych i na studiach psychoterapii?!!!!! Czy nie powinien tam pogłębiać świadomości?! I "odmówił pójścia na terapię małżeńską, kiedy to zaproponowałam, kiedy nagle po powrocie z grupy nieoczekiwanie oznajmił, że rozważa odejście? I po trzech tygodniach już z tą kobietą!!! Jak to może zrobić człowiek tak "terapeutyzowany", chrześcijanin, który przez cały ten czas chodził ze mną do kościoła i modlił się, no i wreszcie człowiek bardzo inteligentny?! To jakiś absurd! Jestem zupełnie zdezorientowana i teraz naprawdę nie wiem kto to jest. No, a ona? Jaki macie stosunek do "tych trzecich"? Dlaczego zawsze znajdzie się ktoś, kto bez skrupułów kradnie komuś męża? Czy robicie coś z "nią"? Piszecie? Rozmawiacie? Ja miałam pomysł na przesłanie paczki "z tezą". Ale wciąż tego nie robię, bo nie wiem czy warto się "brukać", ale z drugiej strony ona sobie żyje w swoim luksusowym świecie (wiem kim jest) i myśli, że jest biedna i nieszczęśliwa, bo on ją
rzucił, a poza tym nic się nie stało. Pomijając co zrobiła mnie i dzieciom, to nawet nie wie, mój mąż, czyli jej kochanek cierpi teraz strasznie z powodu wyrzutów sumienia, że chciałby zrobić wszystko, żeby cofnąć czas i że chciał popełnić samobójstwo ze wstydu. Może warto jej to uświadomić zanim zapoluje na kolejnego żonatego faceta? Jakie macie opinie w tej sprawie?
No i ostatnia sprawa. Jestem teraz przez miesiąc poza domem, bo mój mąż ma tu staż i połączyliśmy to z
urlopem. Tu, czyli w Trójmieście. Brakuje mi przyjaciół, pracy, terapii i momentami czuję, że wariuję. Próbuję spędzać czas sama, ale brakuje mi ludzi. Nawet internetu nie mam (jestem w kafejce) i nie mam z Wami stałego kontaktu. Dlatego mam pytanie: czy ktoś stąd jest i chciałby gdzieś ze mną pójść i pogadać, a może znacie chociaż jakiegoś spowiednika albo inny "ludzki" punkt zaczepienia, żebym mogła
z kimś porozmawiać? Proszę o ewentualne kontakty. Dzięki.


Witaj Rito,

dziekuje za slowa otuchy. Powiedzialam, ze chce wybaczyc i zapomniec, ale tego nie moge. Mam to wciaz przed oczyma. Poprosilam meza o pomoc. Jesli okaze mi teraz wiecej milosci, zrozumienia i czulosci to bedzie latwiej mi to zapomniec. Problem w tym, ze on pracuje daleko, widzimy sie tylko w weekendy, wiec caly tydzien rozpamietuje i cierpie.
Jak sobie z tym poradzic i jak doprowadzic do tego, aby on naprawde z tym skonczyl i skoncentrowal sie na naszym malzenstwie


Mariah
 
     
miriam
[Usunięty]

Wysłany: 2008-06-17, 09:24   

Kochane dziewczyny ...wszystko o czym tu piszecie przerabiałam i cierpiałam .
Cierpiał tak samo mój mąż. I o tym nie zapominajcie , że zdradzacze też cierpią .
Nie czas roztrząsać , kto bardziej , bo to do niczego nie prowadzi naprawdę . Można jedynie przyspożyć sobie niepotrzebnych katuszy i jeszcze badziej pogłębić kryzys.
Jedna uniwersalna moim zdaniem i skuteczna rada ---być blisko Boga i z tego czerpać siłę dla siebie i małżeństwa. Nie skupiać się na zdradzie ani na romansie , starać się ( wiem jakie to trudne) ale-- nie roztrząsać , nie rozpamiętywać , nie rozdrapywać i nie ranić siebie na wzajem ,a skupić się na tym co można tu i teraz zrobić dla waszego małżeństwa i co zacząć naprawiać . Przede wszystkim co naprawić w sobie i w swoim podejściu do życia i świata .
Jest tu na forum w Duchowości post pt.Żałoba --kiedyś Błękitna tu opisywała etapy przeżywania zdrady ----ale to jest b.podobne , mnie pomogło zrozumieć swoje odczucia i zachowania w tym czasie.

To co teraz przeżywacie --gniew , ból poczucie krzywdy , lęk , to są uczucia, na które w większości nie mamy nawet wpływu .Ale nie wolno ich ani tłumić w sobie , ani pielegnowąć i podsycać ,żeby nie przerodziły się np. w nienawiść , w agresję, w poczucie winy itd. Spokój jak najbardziej wskazany i nie robić i nie mówić nic pod wpływem tych emocji --starajcie się tego nie robić ! Im mniej mostów za sobą spalimy , tym łatwiej potem do siebie wrócić.
Pozdrawiam --jestem , służę swoją osobą.
Wszystko jest do przeżycia , ale z Bogiem najłatwiej .
Miriam.
 
     
elzd1
[Usunięty]

Wysłany: 2008-06-17, 22:40   

miriam napisał/a:
I o tym nie zapominajcie , że zdradzacze też cierpią .


Hmm......?
W bajki przestałam wierzyć już dawno. A w cierpienia zdradzaczy nie wierzę od czasu, gdy szanowny mąż przekreślil całe nasze wspólne życie dla pewnej ..... pani.
Owszem, cierpiał, gdy nie mógł jawnie się z nią prowadzać, gdy musiał wracać do domu, mieszkać ze mną i naszą córką pod jednym dachem.
Żeby odczuwać cierpienie, trzeba z sumieniem być w porządku.
Zdradzacz nie cierpi, cieszy się z cierpienia zdradzanych.
 
     
TEOR
[Usunięty]

Wysłany: 2008-06-18, 00:26   

Moje refleksje na dziś są takie.
Przebaczyć zdradę jest bardzo trudno - wiem to, bo doświadczyłam zdrady, której skutkim jest nieślubne dziecko mojego męża. Jednak przebaczenie jest warunkiem naszego szczęścia. Czy nie chcemy być szczęśliwe? Jeśli tak, to musimy przebaczyć. Można więc powiedzieć, że to, czy będziemy szczęśliwe, pomimo wszystko, zależy wyłącznie od nas. Im szybciej i pełniej przebaczymy, tym lepiej dla nas.

Dążenie do zrozumienia zdradzaczy jest drogą do nikąd, bo oni sami najczęściej nie wiedzą, dlaczego zdradzili. To nie prawda, że zdradzacze nie cierpią - może właśnie dlatego zdradzają, bo cierpią z jakiegoś powodu i nie mogą sobie z tym cierpieniem poradzić? Zdradzacze są biednymi ludźmi - trzeba im współczuć i modlić się za nich, aby przejrzeli na oczy, no i kochać, kochać, kochać.

Kontakt z kochanką męża - raczej odradzam. Proponuję nie zauważać i zdecydowanie ignorować.
 
     
Mariah
[Usunięty]

Wysłany: 2008-06-18, 08:18   

Droga To,

wiem, ze przebaczenie jest tutaj bardzo wazne. Kochac, kocham bardzo mocno, ale sama mysl o zdradzie sprawia taki bol, ze ciezko isc do przodu. Uczucia sa teraz jak hustawka: jak spokojniej, potem znowu straszny smutek i zal.
Chce wreszcie odzyskac spokoj ducha i moc patrzec optymistycznie w przyszlosc. Ale jak?

Mariah





TEOR napisał/a:
Moje refleksje na dziś są takie.
Przebaczyć zdradę jest bardzo trudno - wiem to, bo doświadczyłam zdrady, której skutkim jest nieślubne dziecko mojego męża. Jednak przebaczenie jest warunkiem naszego szczęścia. Czy nie chcemy być szczęśliwe? Jeśli tak, to musimy przebaczyć. Można więc powiedzieć, że to, czy będziemy szczęśliwe, pomimo wszystko, zależy wyłącznie od nas. Im szybciej i pełniej przebaczymy, tym lepiej dla nas.

Dążenie do zrozumienia zdradzaczy jest drogą do nikąd, bo oni sami najczęściej nie wiedzą, dlaczego zdradzili. To nie prawda, że zdradzacze nie cierpią - może właśnie dlatego zdradzają, bo cierpią z jakiegoś powodu i nie mogą sobie z tym cierpieniem poradzić? Zdradzacze są biednymi ludźmi - trzeba im współczuć i modlić się za nich, aby przejrzeli na oczy, no i kochać, kochać, kochać.

Kontakt z kochanką męża - raczej odradzam. Proponuję nie zauważać i zdecydowanie ignorować.
 
     
TEOR
[Usunięty]

Wysłany: 2008-06-18, 13:42   

Uwierz mi, świetnie Cię rozumiem. Huśtawki nastrojów - to normalka w takiej sytuacji. Zdrada boli i boleć będzie, ale, jeśli kochasz męża i jeśli kochasz też siebie, to musisz przebaczyć. To jedyna droga do dobrej wspólnej przyszłości. Na pocieszenie powiedz sobie tak - jestem dla mojego męża najważniejszą i najbardziej kochaną kobietą. Uwierz w to, bo tak naprawdę jest. Masz dobrego męża, który popełnił błąd. Czy Ty nigdy nie popełniasz błędów? Wiem, możesz powiedzieć, że nie takiego kalibru, ale czy można precyzyjnie zmierzyć siłę błędów? To przecież kwestia subiektywnego odbioru. Trzymam kciuki. Ciesz się, że jesteście razem. Pomyśl, czy to nie jest szczęście?! Pa.
 
     
Mariah
[Usunięty]

Wysłany: 2008-06-18, 16:56   

TEOR,
Witam To,

to co piszesz zniewala mnie. Czasami wiem, ze maz mnie naprawde kocha, ale czy mozna kochac i probowac laczyc sie z inna kobieta?
Skad w Tobie tyle optymizmu?
Dzisiaj przed praca wyszukalam w internecie najrozniejsze modlitwy, do Sw. Rity, za trudnego malzonka itp. itp. i poczulam, ze cos mnie unosi, dodaje sil i nadziei.
Tak sie ciesze, ze tu jestem, modle sie za Was i prosze o modlitwe za mnie.

Mariah
 
     
_zosia_
[Usunięty]

Wysłany: 2008-06-22, 19:28   

Rita napisał/a:
No i ostatnia sprawa. Jestem teraz przez miesiąc poza domem, bo mój mąż ma tu staż i połączyliśmy to z
urlopem. Tu, czyli w Trójmieście. Brakuje mi przyjaciół, pracy, terapii i momentami czuję, że wariuję. Próbuję spędzać czas sama, ale brakuje mi ludzi. Nawet internetu nie mam (jestem w kafejce) i nie mam z Wami stałego kontaktu. Dlatego mam pytanie: czy ktoś stąd jest i chciałby gdzieś ze mną pójść i pogadać, a może znacie chociaż jakiegoś spowiednika albo inny "ludzki" punkt zaczepienia, żebym mogła
z kimś porozmawiać? Proszę o ewentualne kontakty. Dzięki.


Jestem z okolic, jakbyś chciała nie ma problemu. Szczerze polecam przeora Dominikanów w Gdańsku - Ojca Jacka Krzysztofowicza. Idź do niego.

Pozdrawiam
_zosia_
 
     
Rita
[Usunięty]

Wysłany: 2008-06-30, 11:56   

Znowu udało mi się dostać na chwilę do internetu i mieć kontakt z tym forum. Czytam sobie Wasze wypowiedzi i jestem pełna podziwu, że udaje Wam się wybaczać i tak naprawdę chrześcijańsko przeżyć tę sytuację. U mnie ciągle źle. Co ciekawe w sobotę po sześciu tygodniach odkąd się dowiedziałam pierwszy raz było naprawdę dobrze. Po pierwsze już kilka dni wcześniej zaczęłam odzyskiwać kontakt ze sobą samą jako silną kobietą, a nie smieciem wyrzuconym przez męża. Po drugie poszłam do Dominikanów do spowiedzi - z przeorem nie wiedziałam jak się skontaktować, ale ta spowiedź mi bardzo pomogła, a potem czytania w czasie mszy - o tym jak Jezus uzdrawia - bardzo się modliłam o to uzdrowienie dla siebie i dla nas i pierwszy raz podczas dnia udało mi się nie koncentrować cały czas na cierpieniu. Ale niestety - wieczorem mieliśmy niemiły zgrzyt w sprawie słuchania płyty, która się mojemu mężowi kojarzy z tamtym czasem, a potem jeszcze go poprosiłam o wyjaśnienie jednej tajemniczej sytuacji z tamtego czasu - jak było naprawdę. Odpowiedział mi, a następnego dnia rano powiedział, że dużo się modlił i musi mi coś powiedzieć - znowu mnie wieczorem okłamał i było inaczej niż powiedział... I znowu wszystko się zawaliło, bo po prostu zrozumiałam, że on jest kłamczuchem i że to nie koniec tego zła...
 
     
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz załączać plików na tym forum
Możesz ściągać załączniki na tym forum
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  
Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group
Strona wygenerowana w 0,02 sekundy. Zapytań do SQL: 9