Celem tego forum jest niesienie pomocy małżonkom przeżywającym kryzys na każdym jego etapie (także po rozwodzie i gdy współmałżonkowie są uwikłani w niesakramentalne związki), którzy chcą ratować swoje sakramentalne małżeństwa
Chodzi mi o to,ze najlepsza terapia to terapia MIłOSCI , A ONA JEST WYMAGAJąCA, co dla wielu na starcie jest to moment do wyboru...typu...może zacznę od czegoś prostszego...mniej wymagającego...
Fundament Boży jest najzdrowszy, ja nie widzę powodu szukania innego. Jeśli terapia to ta , która Boga nie przekreśla, a nawet o Nim mówi.
Terapia MIŁOŚCI jak powiadasz.... jednak wymaga czasu...jak każda inna terapia....
I myślę, że Ezd1 i Sasance chodziło o to, że potrzebny jest czas...
Może ktoś chciałby już osiągnąć więcej, niż jest w stanie teraz zrobić...
To może być najpierw miłość Boga do nas samych, czasem nasi bliżni (zdradzacze) muszą poczekać..... i to też proces....ale czy to znaczy, że jest to łatwiejsze....?
Przecież to bezwarunkowe zawierzenie Bogu nas samych też jest darem...., wymaga odwagi...bo to też podjęcie Chrystusowego Krzyża....i z Krzyżem wiążącego się przebaczenia.......to trudne dla nas....
Oddanie wszystkiego....nawet takich zakątków naszej duszy, do których sami nie zaglądaliśmy od lat...... też wymaga czasu....i odwagi...
Nawet nasze chcenie to dar.....i czasami trzeba czekać...żeby chciało się chcieć...
Być może MIŁOŚĆ przychodzi pomalutku, stopniowo i delikatnie, żebyśmy się nie przestraszyli JEJ PIĘKNA
Już Duch Święty wie jak to zrobić.....a samemu trzeba JĄ przeżyć i wypełnić się NIĄ po same brzegi, aby w końcu nadmiar rozlewał się na innych....(np.zdradzaczy)
Trzeba konkretnie i na co dzień tego DARU doświadczać....i na nowo ciągle zawierzać, mimo naszych upadków i słabości....
Owoce wtedy same dojrzeją....i taki zdradzacz będzie mógł nawet spróbować..... jak smakują
Już nasza modlitwa za nich jest takim smacznym owocem....
Tak to pojmuję, ale obawiam się czasem....czy nie jest to jakaś asekuracja z mojej strony...
Po prostu mam wątpliwości czy rzeczywiście daję z siebie wszystko....czy nie zasłaniam się myślą, że jeszcze nie przyszedł odpowiedni czas.....na coś....
Dlatego czujność i otwarcie na Ducha Świętego jest tak ważne....
Czy to będą jakieś zdarzenia czy ludzie, i ich słowa, czyny, czy nasze myśli, czy Słowo Boże......tak trzeba być czujnym....i budzić się ze snu, jeśli w taki zapadamy....zadowoleni z samych siebie.....
Pozdrawiam
a
elzd1 [Usunięty]
Wysłany: 2008-05-10, 20:19
Mirelo, napisałaś:
"Dla katolika jest to DEKALOG. Nasze wybory albo są kontrastem , albo są wydźwiękiem tych zasad. I też według tych wartości można poznac czy staram się miłowac i na ile mocne są te starania. '
Zobacz jaka to manipulacja:
ja się zastanawiam, rozważam, chcę wybrać najlepsze wyjście. No i po Twojej wypowiedzi coż mi zaraz przychodzi do glowy, jak sądzisz?
Może jestem złym katolikiem, przecież mam Dekalog, muszę się trzymać właśnie tego.
Wybieram, zastaniawiam się, więc nie ufam w pełni Bogu?
Piszesz:
"W każdej sytuacji można powiedziec "tak", można powiedziec "nie" . Mówienie "tak" lub "nie" ,zależy od hierarchii wartości .'
Tu się mylisz, nie zawsze jest możliwe. Zależy od okoliczności, sytuacji, miejsca, osób.
Powiem wprost: moje "tak" albo "nie" zupełnie nie kłóci się z nauką Kościoła. Nie na to nic wspólnego z hierarchią wartości, odbieram takie słowa jako wpuszczanie "w krainę winy" - jak mawia moja przyjaciółka.
Czasem jest to moje być albo nie być.
Tutaj często stosuje się tę metodę, pewnie nieświadomie, ale .... któż wie, jakie są inencje piszącego.
[ Dodano: 10-05-2008, 20:20 ]
atama napisał/a:
trzeba być czujnym....i budzić się ze snu, jeśli w taki zapadamy....zadowoleni z samych siebie.....
Od dawna nie byłam zadowolona z siebie.
Mirela [Usunięty]
Wysłany: 2008-05-10, 20:38
Atmo:)
Całe życie jest nauką Miłosci...ciagle uczymy sie czegoś nowego...każdy w swoim czasie...
Tak czas ma ogromne znaczenie...Tak jak w małżeństwie...zaczynamy...dopiero zmierzamy w kierunku Miłosci... Dzięki...
Elzd1
Bardzo chciałabym miec możliwosc porozmawiania na live...żeby posłuchac Ciebie...poznac Ciebie taką jaka jesteś...Słowo pisane jest dla mnie ograniczające...Pozdrawiam serdecznie:)
Mam nadzieję ,że to sie spełni...
Miłego wieczoru życzę Wszystkim...
elzd1 [Usunięty]
Wysłany: 2008-05-10, 20:44
Mirelo. Przecież się widziałyśmy, w Leśniewie
A ja będzie taka wola Boża, znów się spotkamy.
chris [Usunięty]
Wysłany: 2008-05-14, 09:51
tylko co zrobić, gdy druga strona mówi, że już nie kocha. przecież nie można jej zmusić.
atama [Usunięty]
Wysłany: 2008-05-14, 10:54
masz rację, nie można...bo jest zaślepiona, chora, bo....
ale Ty jesteś nadal jej mężem, jej rycerzem, który kocha, broni i trwa... kiedy jest najtrudniej...do końca...
chris [Usunięty]
Wysłany: 2008-05-14, 12:44
pewnie kiedyś by jej to imponowalo, że tak walczę, ale teraz zupełnie odwrotnie.
Nie wiem czy to się może jeszcze zmienić na dobre, czy będziemy razem? pytanie bez odpowiedzi...
pewnie z tego wyjdziemy, bo nie będzie to trwało wiecznie, tylko jak bardzo poranieni.
atama [Usunięty]
Wysłany: 2008-05-15, 15:42
chris ważna jest Twoja postawa...a co żona o tym myśli teraz...? nie ma znaczenia....
wiesz w jakim jest stanie.....
a rany zawsze będą, już teraz są....kwestia tego co z nimi zrobisz.....
rzaba [Usunięty]
Wysłany: 2008-05-15, 22:32
chir... nalezy miecnadzije, ze przynajmiej kiedys naszedrugie polowki zrouzmieja nasze intencje... wiesz, ja mysle, ze kiedys to do nich dotrze, choc nie wiem kiedy to : kiedys nastapi....
chris [Usunięty]
Wysłany: 2008-05-15, 22:40
cały czas ją mam...
Nadzieja podobno umiera ostatnia... i pierwsza zmartwychwstaje...
rzaba [Usunięty]
Wysłany: 2008-05-15, 22:52
wiem Chirs... i aby tak dalej... moze kiedys nasza wiara, nasza nadzija, modlitwa okaza sie skuteczne, moze kiedys Bog wysłucha naszych prosb i beda one zgodne z Jego wola... moze to jeszcze nie czas przemiany serc naszych wspolmalzonkow...
mika1 [Usunięty]
Wysłany: 2008-05-16, 08:09
ja mam caly czas jeszcze nadzieje ze maz zmieni myslenie i wroci do nas tzn.mnie ii 2 letniej corci ale.....
wczoraj mnie odwiedzil bez zapowwiedzi po 20/ej troche bylo juz dla nas pozno bo chodzimy wtedy juz spac z corcia...
dziiecko b.sie ucieszylo a ja sie juz tak zdenerwowalam ze od razu zaczelam od wyrzutow ze dlaczego nie zadzwonil czemu w zeszly weekend tez nie zadzwonil do dziecka ????
mowilam takim podniesionym glosem ale nie krzyczalam chyba na szczescie bo to juz by byla porazka....
on wyszedl zdenerwowany a ja tym bardziej i cala noc o tym myslalam
nie wiem co zrobic zeby jakos innaczej patrzec na niego zebym potrafila sie odciac od przeszlosci i normalnie bez nerwow rozmawiac
czuje zal i pretensje do niego
pompozcie
atama [Usunięty]
Wysłany: 2008-05-16, 13:04
mikuniu...rozumiem Twoje zdenerwowanie....nieodpowiednia pora wizyty, byłaś nie uprzedzona....i masz prawo do stawiania warunków w tej materii....
Piszesz też o przeszłości i żalu do męża.... i to jest chyba największy problem z którym się zmagasz tak jak większość z nas.....
mika, to są Twoje rany....na pewno bolesne i głębokie, więc powolutku leczyć je sobie pozwalaj...a Komu to już wiesz....
Nie dokopuj sobie jeszcze wyrzutami sumienia....jest Ktoś kto przebacza... jest tkliwszy i delikatniejszy od wszystkich super mężów na świecie...
Najtrudniejsze jest jednak to, że leczenie zazwyczaj wymaga CZASU..
elzd1 [Usunięty]
Wysłany: 2008-05-16, 16:45
Mika. Miałaś prawo do zdenerwowania.
Nie krzyczałaś, nie obrażałaś, nie używałaś siły - mam nadzieję.
Więc dlaczego wyrzuty sumienia?
Nie można pozwolić, by mąż traktował dom jak dworzec, gdzie można przychodzić o każdej porze i wychodzzić, gdy się znudzi.
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum