Celem tego forum jest niesienie pomocy małżonkom przeżywającym kryzys na każdym jego etapie (także po rozwodzie i
gdy współmałżonkowie są uwikłani w niesakramentalne związki), którzy chcą ratować swoje sakramentalne małżeństwa
Portal  AlbumAlbum  NagraniaNagrania  Ruch Wiernych SercRuch Wiernych Serc  StowarzyszenieStowarzyszenie  Chat  PolczatPolczat
RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  FAQFAQ  SzukajSzukaj  UżytkownicyUżytkownicy  GrupyGrupy  StatystykiStatystyki
 Ogłoszenie 

Poprzedni temat «» Następny temat
Potrzebna mi rozmowa z "fachowcem". Problem, to ni
Autor Wiadomość
Ola2
[Usunięty]

Wysłany: 2008-05-13, 21:57   

Słuchaj, Teor, Ty się przestań w końcu modlić za nieślubne dziecko i jego matkę, Ty lepiej się pomódl sama za siebie, bo już dawno nie widziałam na forum osoby tak pokaleczonej. Nadal potwornie cierpisz i prawdopodobnie my na tym forum sami bezwiednie – wyciągnęliśmy Twoje lęki. Ta kobieta zniszczyła Twoją rodzinę, bo nawet jeśli Twój mąż wrócił do Ciebie to i tak potwornie się boisz. Tak, wyraźnie widać w Tobie ogromną złość. Masz rację, że faktów nie da się zmienić, ale Ty, mam wrażenie, że zaczynasz je naginać, po to żeby swoje lęki wyciszyć.

„Myślę, że Wasza reakcja, moje drogie współtoważyszki niedoli, wynika z tego, że postrzegcie moją sytuację przez pryzmat własnych, przykrych doświadczeń.”

A jak mamy na to patrzeć? Zostałyśmy tak samo skrzywdzone jak Ty. Mogę Ci zaręczyć, że to iż mój zdradzacz nie posiada nieślubnego potomka (jeszcze nie posiada), nie sprawiło, że moje cierpienie było lżejsze od Twojego. Cierpienie jest cierpieniem i nie można go porównywać.

Ty owszem pogodziłaś się z faktem zdrady, ale prawdopodobnie nie do końca. Nie wiem, jak aktualnie zachowuje się Twój mąż w stosunku do Ciebie, czy rzeczywiście stara się o rodzinę, jest czuły dla Ciebie? Mogę założyć chyba, że tak? Acha, jeszcze jedno. To że ktoś się nie wyprowadził z domu, nie oznacza, że nie odszedł. Odszedł, bo zdradził. Mam jeszcze jedno spostrzeżenie - tak jakbyś uważała, że seks/zdrada bez zobowiązań, jest mniejszy od seksu mocniej zaangażowanego, a przecież i to, i to jest grzechem.
Coś mi się wydaje, że Twój mąż jednak mimo wszystko czuje się winny w stosunku do tej kobiety, a Ty jej się potwornie boisz.
Twojego męża nikt nie uznaje za potwora, tylko za osobę-głównego sprawcę sytuacji, w jakiej się znalazłaś. I nie oznacza, że buntujemy Cię przeciwko mężowi.

„Jeśli chodzi o branie pod uwagę przy ustalaniu wysokości alimentów moich wynagrodzeń, to moje drogie Panie Sąd wykazał się większym rozsądkiem niż Wy.”

Co Ty wypisujesz za bzdury, kobieto?! Nie muszę iść do sądu, żeby to wiedzieć. A niby dlaczego Twoje dochody miano wliczać. Kodeks to wyraźnie reguluje.

A na koniec zacytuję jeszcze raz fragment Twojego postu i mojego, bo wyraźny masz problem nie tylko z emocjami, ale i czytaniem ze zrozumieniem.

TEOR napisała:
„Proponuję jednak dokładnie przeciczytać ten post, w którym jest napisane, że kochanka mojego męża cierpi teraz tak samo, jak ja cierpiałam, gdy mnie zdradzał! Wydaje mi się, że osoba, która to napisała nie ma bladego pojęcia, co czuje zdradzona żona i z pewnością nie można tych uczuć porównywać z sytuacją kobiet lekkich obyczajów! O ironio, czy można w ogóle mówić o zdradzie w odniesieniu do osób, których nic nie łączy oprócz przygodnego seksu?”

Twoje pytanie na forum:
„Jeżeli kobieta godzi się na uprawianie seksu z żonatym mężczyzną i dopuszcza do poczęcia dziecka, to dlaczego ma później pretensje do żony tego mężczyzny (w pozwie o alimenty zarządała, aby uwzględniono moje wynagrodzenia!!!!)?”

Moja odpowiedź:
Jak to dlaczego? Bo jest zdradzona i porzucona. Przed tym skokiem do łóżka musiała się nasłuchać, jaka jest wyjątkowa, a żona jego jest be. Głupia baba uwierzyła, a teraz przechodzi wszystkie stadia odrzucenia – teraz jest na etapie buntu i być może chęci wyładowania się. Być może teraz się tak czuje, jak wiele tu zdradzonych kobiet na forum. To nie jest hipokryzja – dla nas może tak, ale dla niej nie, bo ona teraz tak cierpi, jak Ty, kiedy Cię mąż zdradził."

Mój komentarz dodatkowy: jeżeli utniesz sobie palca to Ciebie będzie bardziej bolało, niż ucięcie palca kobiecie lekkich obyczajów?

Zapytałaś, dlaczego ta kobieta tak się zachowuje, a ja odpowiedziałam z punktu widzenia psychologii.

Bardzo Ci współczuję, bo jest w Tobie tyle agresji, wściekłości, buntu, żalu, strachu, pretensji, że nie jesteś w stanie zrozumieć, co ludzie do Ciebie piszą. W zasadzie Ty całą sobą krzyczysz, a jak się krzyczy, to się nie słyszy ani siebie, ani innych.
 
     
TEOR
[Usunięty]

Wysłany: 2008-05-14, 10:38   

Hm, mam wrażenie, że po tym poście Ci ulżyło. To dobrze, przynajmniej odniósł jakiś skutek. Jeśli chodzi o modlitwę, to oczywiście za siebie też się modlę, a od dzisiaj także za Ciebie!
Problemów, o których piszesz nie mam - kochanki mojego męża się nie boję, bo po pierwsze, nie uważam jej za rywalkę, a po drugie, gdyby mój mąż chciał z nią być, to by był. Proste, jak drut!
Jeśli chodzi o to, co mój mąż mówił swojej kochance, to, no cóż, wiem tyle ile mi powiedział, że mówił. Mam wrażenie, że Ty wiesz o wiele więcej, pytanie tylko skąd? Słyszałaś kiedyś na własne uszy, co mówią mężczyżni do swoich kochanek? Kobietki, nie nakręcajcie się, ja myślę, że mężczyźni mówią swoim kochankom raczej niewiele, bo mają przyjemniejsze zajęcia, a czasu przecież szkoda, bo trzeba wracać do żony i dzieci!
Po lekturze postów nasuwa mi się kilka refleksji.
1. Nie czytamy postów uważnie. W moim pierwszym poście napisałam o tym, że mój mąż nie chce zajmować się wychowaniem swojego nieślubnego dziecka, a w kolejnych postach pisałam też dlaczego. Ja nie nakłaniałam go do takiej decyzji, a wręcz przeciwnie, wiele przegadaliśmy na temat tego, czy podjął właściwą decyzję i jak powinna postąpić w takiej sytuacji osoba wierząca. Mając wiedzę na temat okoliczności sprawy (moja wiedza nie wynika tylko z relacji męża, ale także z wielu innych źródeł), decyzji męża ani nie pochwałam, ani nie potępiam, ale ją rozumiem. Pisząc ten pierwszy post, chciałam otrzymać odpowiedź od "fachowca", to znaczy od osoby, która poznała dogłebnie tajniki wiary i na tej podstawie może sugerować, jak w takiej sytuacji, z punktu widzenia wiary, należy postąpić. Taką odpowiedź otrzymałam prywatnie i jestem bardzo za to wdzięczna. Z postów dowiedziałam się jedynie, jaka jest postawa zdradzonych żon wobec ich niewiernych mężów - dokopać, po woli dobijać i napawać się tym, że cierpią, w żadnym razie nie wolno nawet próbować ich zrozumieć!
2. Zdradzone żony, nie wiedzieć czemu, bardziej solidaryzują się z kochankami swoich mężów niż wzajemnie ze sobą. Zamiast wzajemnie wspierać siebie w kryzysie, to odczuwają satysfakcję w "dokładaniu" sobie nawzajem. Czy taki jest cel tego Forum? Dlaczego nie próbujecie cieszyć się moim szczęściem, że mój mąż przejrzał na oczy i dokonał właściwego wyboru wycofując się z romasnu i pozostając z własną rodziną? Czy dlatego jestem godna pożałowania, że przebaczyłam? (w postach przeczytałam: że Wam mnie żal; że jestem pokrzywiona i zaślepiona; że nienawiść mnie zżera; że jestem naiwna, bo wierzą niewiernemu mężowi; że jestem bez serca, bo uznaję, że współwinną zdrady mojego męża jest jego kochanka; że jestem bez serca, bo nie zmuszam męża do kontaktów z nieślubnym dzieckiem, że jestem niesprawiedliwa, bo uważam, że kochanka mojego męża też powinna ponosić konsekwencje swego niewłaściwego postępowania itd.)
Tyle na dzisiaj. Miłego dnia, pomimo wszystko!
 
     
Maria Anna
[Usunięty]

Wysłany: 2008-05-14, 14:28   

W zyciu tak jak Ty nie odebrałabym tych postów...

Dobrze, ze na priv otrzymałaś - co chciałaś:)

Pozdr.
 
     
lena
[Usunięty]

Wysłany: 2008-05-14, 15:09   

Po lekturze postów nasuwa mi się kilka refleksji.
...mnie też....z punktu widzenia osoby postronnej,nie uczestniczącej w rozmowie wnioskuję że.....
poczułaś sie urażona i zaatakowana.......niesłusznie,bo nikt Cię nie atakuje,wręcz "współczuje" bowiem znalazłaś się w mało komfortowej sytuacji.

Czy dlatego jestem godna pożałowania, że przebaczyłam?
...nie TEOR i dobrze o tym wiesz.Przebaczenia to dar...to nie lada "wyczyn",wyzbycie się gniewu,urazy,odwetu....to klucz do szczęścia.......ale to również przyjęcie konsekwencji niestety.Nie jest godny pożałowania ten kto przebaczył,raczej godny"pozazdroszczenia"(w dobrym tego slowa znaczeniu) że takowy dar otrzymał.
Współczucie dotyczy właśnie "niekomfortowej sytuacji" oraz tego o czym wyżej pisała Olka.Żal,złość,pretensje przysłaniają Ci własciwe widzenie i odbiór tego o czym piszą dziewczyny.

Pisząc ten pierwszy post, chciałam otrzymać odpowiedź od "fachowca", to znaczy od osoby, która poznała dogłebnie tajniki wiary i na tej podstawie może sugerować, jak w takiej sytuacji, z punktu widzenia wiary, należy postąpić.
...otrzymałaś odpowiedź od osób wierzących,które nie pochwalają ani Twego męża ani kochanki,ale skupiają się na niewinnym dziecku,które samo na świat się nie prosiło.Zostało poczęte z głupoty dwojga dorosłych ludzi ktorzy w jednakim stopniu są za to odpowiedzialni,a co za tym idzie winni być odpowiedzialni za jego dalsze zycie,rozwój i wychowanie.Oboje zarówno Twoj mąz i kochanka winni ponieść konsekwencje swego postepowania,ale rowniez Ty .Owszem niesprawiedliwe,bo dlaczego Ty?.....właśnie dlatego że przebaczyłaś.
Niestety nie ma tu "fachowców"....sa poranieni ludzie,dzielący się doświadczeniem,wzajemnie się wspierający....probujący na trzeźwo(z boku) ocenić daną sytuację.Osobą dogłębnie znającą tajniki wiary jest osoba duchowna....i skoro masz tyle wątpliwości może do takowej powinnaś się zwrócić.

Z postów dowiedziałam się jedynie, jaka jest postawa zdradzonych żon wobec ich niewiernych mężów - dokopać, po woli dobijać i napawać się tym, że cierpią, w żadnym razie nie wolno nawet próbować ich zrozumieć!
Zdradzone żony, nie wiedzieć czemu, bardziej solidaryzują się z kochankami swoich mężów niż wzajemnie ze sobą. Zamiast wzajemnie wspierać siebie w kryzysie, to odczuwają satysfakcję w "dokładaniu" sobie nawzajem. Czy taki jest cel tego Forum?

...nie ...to nie jest cel tego forum i niczego podobnego tu nie wyczytałam.
Zastanów sie nad tym co napisałas,bo Twoja opinia odnośnie zdradzonych żon jest nie na miejscu...co wiecej jest krzywdząca i obraźliwa.

Dlaczego nie próbujecie cieszyć się moim szczęściem, że mój mąż przejrzał na oczy i dokonał właściwego wyboru wycofując się z romasnu i pozostając z własną rodziną?
....cieszymy sie TEOR....cieszymy się z każdego uratowanego małżeństwa.....szkoda ze tego nie widzisz.
Chwała Twemu męzowi ,że w końcu przejrzał na oczy i wycofał sie z romansu,postapił właściwie,ale nie znaczy to że ma sie wycofać z obowiązków wobec dziecka....tego niestety zrobic nie może....właśnie z punktu widzenia wiary.

Kwestią sporną w owej sytuacji są "obowiązki" i konsekwencje.......kochanka wychowuje samotnie(ponosi konsekwencje),mąż płaci,utrzymuje(ponosi konsekwencje)....pozostaje sprawa kontaktów z którymi największy problem masz chyba Ty sama....nie bronisz, nie zmuszasz,ale wolisz NIE (z wiadomych względów)
Myślę,że nie rozwiąże tego ani sąd,ani forum, w grę nie wchodzą również żadne zakazy czy nakazy......Jego(męża) dziecko, Jego sumienie, Jego wola i Jego decyzja. Będzie chciał widywać...to bedzie,bo ma do tego prawo......z czym Ty skolei winnaś się pogodzić .....to Twoje konsekwencje(poza finansowymi) jakimi obarczył Cię mąż swoimi nieodpowiedzialnymi i niemoralnymi czynami...........przyjęłaś je(konsekwencje) wybaczając.

Wczesniej napisałas,że dziecko jest ewidentnym dowodem zdrady i wszystko co sie z nim wiąże jest dla Ciebie bardzo bolesne....rozumie i współczuję,ale nie możesz ew.kontaktów odczuwać jako zdrady Ciebie i waszego wspólnego dziecka.....mąż kocha Ciebie, wybrał Ciebie i Waszego syna,to Wy jesteście, tworzycie rodzinę.
Bolesne wspomnienia owszem będą, ale dzieki przebaczeniu z czasem bolało będzie coraz mniej.

TEOR jeśli jest tak jak pisałas.......mąż twierdzi,ze nie chce widywać dziecka,a Ty nie bronisz, nie zmuszasz i chciałabyś o wszystkim zapomnieć.......to odpuść temat bo zadręczysz sama siebie.
Powodzenia zyczę.
 
     
agnieszka78
[Usunięty]

Wysłany: 2008-05-14, 15:57   

piszesz: Czy dlatego jestem godna pożałowania, że przebaczyłam?

zastanowiły mnie te słowa, albo po prostu też kołatały mi się po głowie co do mnie
to że w sytuacji zdrady moja miłość do męża staje się moją słabością, to że w tej sytuacji staje sie źródłem mojego poniżenia i żałosności bo przez nią pragnęłam jego powrotu i przez nią boję sie kazdego dnia, bez wzgledu jak dobre by było jego zachowanie, że znowu spotka mnie ten koszmar, to że czuję ze on trzyma mnie przez to w szachu

doczytałam, że spotkania twojego męża z synem maja być jedynie w obecnosci tej kobiety, szkoda...może mąz powinien złożyc wniosek do sądu o to by spotkania odbywały sie tylko ojciec -syn bez matki bo przeciez jakie ona ma przeciwko temu argumenty???
 
     
TEOR
[Usunięty]

Wysłany: 2008-05-14, 18:31   

Bez komentarza.
Za wsparcie, chociaż osobliwe, serdecznie dziękuję.
 
     
Mirela
[Usunięty]

Wysłany: 2008-05-14, 18:38   

TEOR

Zapewne znasz opowieśc o HAGAR I SARZE...Pisma Hebrajskie...Myślę ,że jest warta przypomnienia. Nie ma znaczenia przeszlośc, teraz ma znaczenie chwila obecna. Jesteście razem z mężem, to błogosławieństwo. Myślę sobie Teor ,że o kierunek życia dalszego warto szukac u Najwyższego. Jestem przekonana Teor, że nikt z nas nie ma tej mocy ,by zapewnic Wam przekonanie o Waszym wyborze i dalszym postępowaniu...Oboje z mężem podjeliście decyzję.
Wszystkie niepokoje i wątpliwosci, słabości i zapytania warto kierowac do Boga.
Przeszłośc nie jest jeszcze wszystkim...Ocenianie Twojego męża, Ciebie w tej sytuacji, czy nawet tej kochanki , czy kogokolwiek jest zbyteczne. Jako osoby wierzące jesteśmy rozradowani w Miłosierdziu Bożym, które jest początkiem i końcem wszystkiego...to czas MIłOSIERDZIA...Bóg uzdrawia wszystko najmądrzej ,rozważnie i najlepiej, bo zawsze Miłośnie, zawsze ze spojrzeniem na człowieka jak na swoje dziecię.
Rekolekcje są dla Was wskazane teraz jak najbardziej...i wspólne kierownictwo duchowe, nawet sięgnęłabym po wspólną terapię małżeńską.

Zyczę Wam wytrwałości w Bogu Najwyższym, Stwórcy , Miłośniku ZYCIA...który rozjaśnia nam umysły i serca MOCA DUCHA SW. Jemu czesc i chwała , teraz i na wieki. Amen.
Pozdrawiam serdecznie:)
 
     
TEOR
[Usunięty]

Wysłany: 2008-05-14, 18:50   

Dzięki.
 
     
zuza
[Usunięty]

Wysłany: 2008-05-14, 19:11   

Tak z innego punktu widzenia: te dzieci to jest rodzeństwo.
 
     
Ola2
[Usunięty]

Wysłany: 2008-05-14, 19:21   

„Hm, mam wrażenie, że po tym poście Ci ulżyło. To dobrze, przynajmniej odniósł jakiś skutek. Jeśli chodzi o modlitwę, to oczywiście za siebie też się modlę, a od dzisiaj także za Ciebie!”

A niby dlaczego mi miało ulżyć lub zaciążyć? Raczej smutno mi jest, że być może spowodowałyśmy Twoje „nakręcenie się”. A za modlitwę za mnie – Bóg zapłać.

„Problemów, o których piszesz nie mam.”

Ja tylko snułam przypuszczenia, więc mogłam się pomylić. Ale jak piszesz, że nie masz takich problemów, to się bardzo cieszę. Aż dziw bierze, że zamiast iść do prawdziwego fachowca, piszesz na forum ludzi, którzy sami o sobie bez wstydu, z podniesioną głową potrafią napisać: tak, jestem potłuczona/potłuczony. Nie szczycą się tym, o nie, ale i nie zamierzają całe życie rozdzierać szat, popadać w zgorzknienie czy plucie jadem lub pełzać po ziemi ze wstydu, że zostali zdradzeni.

„Jeśli chodzi o to, co mój mąż mówił swojej kochance, to, no cóż, wiem tyle ile mi powiedział, że mówił. Mam wrażenie, że Ty wiesz o wiele więcej, pytanie tylko skąd?”

Tu też pogdybałam. Tak najczęściej jest, chyba że baba, z którą uprawia facet „seks bez zobowiązań”, otrzymuje za niego sowite wynagrodzenie. No, ale jak piszesz, u Twojego męża było inaczej, a ja nie mam podstaw, żeby Ci nie wierzyć.

„Kobietki, nie nakręcajcie się, ja myślę, że mężczyźni mówią swoim kochankom raczej niewiele, bo mają przyjemniejsze zajęcia, a czasu przecież szkoda, bo trzeba wracać do żony i dzieci!”

Komunikat powinien raczej brzmieć: kobitki, nie nakręcajcie mnie.
Popatrz, zarzucałaś mi to moje gdybanie, po czym sama opisujesz, co się dzieje między zdradzaczem, a jego kochanką. Mogłabym zdać identyczne pytania jak Ty mi: skąd to wiesz? Byłaś przy tym? Nie zrobię tego.



„Pisząc ten pierwszy post, chciałam otrzymać odpowiedź od "fachowca", to znaczy od osoby, która poznała dogłebnie tajniki wiary i na tej podstawie może sugerować, jak w takiej sytuacji, z punktu widzenia wiary, należy postąpić. Taką odpowiedź otrzymałam prywatnie i jestem bardzo za to wdzięczna.”

To znaczy, że się ktoś znalazł, kto odgadł. Niestety, ja bym w życiu nie wpadła na to, że szukasz porady „fachowca”. Źle zakomunikowałaś swoje zamiary, dlatego źle zrozumiałam. A swoją drogą, może lepiej zastanowiłabyś się nad takim problemem: tyle osób pisało w Twoim wątku i wszystkie podobnie odebrały Twoje posty. Zbieg okoliczności? Oj, chyba nie. Było/jest coś takiego w Twoich postach, że odbiera się je właśnie tak, a nie inaczej. Coś w tym musi być. Pomyśl o tym. O szukaniu fachowca trafnie napisała Lena.

„Z postów dowiedziałam się jedynie, jaka jest postawa zdradzonych żon wobec ich niewiernych mężów - dokopać, po woli dobijać i napawać się tym, że cierpią, w żadnym razie nie wolno nawet próbować ich zrozumieć!”

O mnie nie dowiedziałaś się niczego. Moja postawa w obliczu zdrady, była podobna do Twojej. Niestety, miałam mniej szczęścia od Ciebie – i wybrał kochankę. O tych innych rzeczach, które niby miałabym czynić wobec męża, to tylko chyba Twoje gdybanie? Zrozumieć męża? Nie, nie rozumiem i nie zrozumiem, dopóki sam mi nie zakomunikuje, dlaczego mnie zdradził. Ja mu tylko mogę współczuć, tak jak prawdopodobnie Ty swojemu mężowi. Napisałaś, że Twój głupio postąpił, mój też z głupoty zdradził, tylko Twój miał większego pecha (wpadka z dzieckiem) niż mój, a zarazem większe szczęście, bo zmądrzał i dba teraz o prawdziwą rodzinę, stara się naprawić krzywdy. Mój raczej dokłada krzywd, ale mnie już to nie rusza – uporządkowałam hierarchię wartości w moim domu (mąż przestał być bożkiem).


O pozostałych rzeczach bardzo trafnie i dokładnie opisała Lena, więc nie będę się powtarzać i Cię zanudzać. Przykro mi Teor, ale nadal podtrzymuję swoje zdanie: sprawiasz wrażenie kobiety cierpiącej, której rany jeszcze się nie zabliźniły. Ja między innym, włożyłam łapę w Twoje ledwo zabliźnione rany i za to Cię serdecznie przepraszam.
 
     
zuza
[Usunięty]

Wysłany: 2008-05-14, 19:59   

Ola- ano Teor szuka tylko potwierdzenia swojej opracowanej teorii- nie szuka porady.
Szuka poklasku- dla skrystalizowanego zdania.
A zdanie się skrystalizowało dziwnie:
1. Teor się modli za dziecko nieślubne- jak ktoś sie modli za kogoś to przyjmuje sie że ma bardzo dobre intencje a tymczasem:
Teor ogłasza:
Powinien uczestniczyć w wychowywaniu dziecka?! A niby dlaczego? Jak raz zgrzeszył, to powinien grzeszyć nadal - zaniedbując swoją rodzinę?!
Czyli co- jak ojciec ma mieć kontakt z dzieckiem to jest to grzech? Jakie to będzie zaniedbanie własnej rodziny- kontakt z własnym dzieckiem?
To jest tak po linii- bo według mnie- osoba modląca się powinna wiedzieć- jak to brzmi- hm- hipokryzja.


Hm- do Teor!

Ty z pewnością musisz iść do fachowca- księdza i fachowca psychologa.
Ksiądz naświetli ci jakie niestety ale zaciążyły obowiązki na twoim mężu zaś psycholog być może pomoże tobie w uporaniu sie z tym co sie stało.
Bo wybacz- jesteś niespójna- Panu Bogu coś tam a diabłu ogarek.
Jest to duży problem i zdaję sobie z tego sprawę- stąd taka moja opinia.
 
     
TEOR
[Usunięty]

Wysłany: 2008-05-15, 09:57   

Hm, dziewczyny, no to sobie podyskutowałyśmy. Nie obrażajcie się na mnie, pewnie macie trochę racji. Dzięki za to, że w ogóle się odezwałyście. Problem w tym, że chyba nie bardzo możemy się zrozumieć, być może niewłaściwie odczytujemy swoje intencje, ja nie rozumiem Was, kiedy bronicie kochanek swoich mężów i całą winę zwalacie na nich, Wy nie rozumiecie mnie, kiedy piszę, że jeśli robimy coś, co musimy, tylko z przymusu i z obowiązku, a nie z odruchu serca, to żeby nie wiem co, to i tak to nie wyjdzie. Tak jest w przypadku mojego męża. Możecie wierzyć lub nie, możecie też interpretować Jego decyzję i zachowanie (nie chce żadnych kontaktów z matką dziecka, ani też z dzieckiem), jak chcecie. To wcale nie znaczy, że losy dziecka go nie obchodzą, tylko w tej konkretnej sytuacji nic dla tego dziecka nie jest w stanie więcej zrobić niż płacić alimenty i się za nie modlić, m.in o to, żeby mu kiedyś przebaczyło. Ja go rozumiem, bo wiem ile złego zrobiła nam i robi nadal matka dziecka. Wiem, powiecie, że kochanka to jedno, a dziecko to drugie, tylko, że takie rozdzielenie możliwe jest tylko w teorii, a w praktyce, gdy dziecko jest nimowlakiem kontakty ojca z dzieckiem oznaczaja także kontakty z kochanką. I bynajmniej nie chodzi mi teraz o moje odczucia, bo do prawdy, po tym, co przeszłam już nic gorszego nie może mnie spotkać. Chodzi o to, że kochanka, od momentu zajścia w ciążę, wymuszała i wymusza na mężu pewne zachowania zupełnie nie licząc się z jego zdaniem i tym samym osiąga skutek odwrotny od zamierzonego. Krótko mówiąc bagno, to bagno i trudno z niego wyjść, jeśli się tam wpadnie.
A z tą kobiecą solidarnością, o której pisałam to, myślę że jej podstawę powinny stanowić zasady takie jak, np. "nie czyń drugiemu, co tobie niemiłe", "kto pod kim dołki kopie, ten sam w nie wpada". Gdyby wszystkie kobitki kierowały się takimi zasadami, to nasi mężowie nie mieliby z kim nas zdradzać! Wiem, teraz powiecie, że nasi mężowie też powinni kierować się tymi zasadami. No pewnie, że powinni! Tyle tylko, że psychika mężczyzn jest inna niż kobiet (to nie są moje wymysły, potwierdzają to badania naukowe) i dla nich zdrada nie oznacza tego samego, co dla nas. Ich myślenie jest płytsze, bardziej powierzchowne i krótkowzroczne. Po prostu mniej od natury dostali. I dlatego, moim zdaniem, bardziej odpowiedzialne w swoich zachowaniach powinny być właśnie kobiety, które zostały przez naturę obdarzone większą zdolnością odczuwania, przeżywania i rozróżniania dobra i zła. Takie są moje przemyślenia na dzisiaj. Pozdrawiam.
 
     
Ola2
[Usunięty]

Wysłany: 2008-05-15, 22:31   

„ja nie rozumiem Was, kiedy bronicie kochanek swoich mężów i całą winę zwalacie na nich, Wy nie rozumiecie mnie, kiedy piszę, że jeśli robimy coś, co musimy, tylko z przymusu i z obowiązku, a nie z odruchu serca, to żeby nie wiem co, to i tak to nie wyjdzie. Tak jest w przypadku mojego męża.”

Nigdy w życiu nie broniłam i nie bronię kochanki mojego męża, bo ona mi już dawno wisi i powiewa chorągiewką na wietrze. Nie życzę sobie takich insynuacji!!!

„I bynajmniej nie chodzi mi teraz o moje odczucia, bo do prawdy, po tym, co przeszłam już nic gorszego nie może mnie spotkać.”

Moje zdanie: nigdy nie mówić w życiu, że już nic gorszego nie może mnie spotkać.

„Wiem, teraz powiecie, że nasi mężowie też powinni kierować się tymi zasadami. No pewnie, że powinni! Tyle tylko, że psychika mężczyzn jest inna niż kobiet (to nie są moje wymysły, potwierdzają to badania naukowe) i dla nich zdrada nie oznacza tego samego, co dla nas. Ich myślenie jest płytsze, bardziej powierzchowne i krótkowzroczne. Po prostu mniej od natury dostali.”

Moje przemyślenia: w większości badania naukowe zostały przeprowadzone przez facetów. Owszem psychika jest i może różna, ale guzik z pętelką mnie obchodzi, że zdrada dla faceta oznacza, co innego. Za mąż wyszłam za człowieka-faceta, a nie małpę z buszu (chociaż z perspektywy czasu zaczynam mieć wątpliwości). Wystarczająco popatrzyłam sobie na kobiety i mężczyzn, którzy zdradzili (zachowywali się podobnie) lub zostali zdradzeni (zachowują się podobnie). Kochanką mojego męża jest wspólniczka zdrady, ale głównym sprawcą jest mąż.

„I dlatego, moim zdaniem, bardziej odpowiedzialne w swoich zachowaniach powinny być właśnie kobiety, które zostały przez naturę obdarzone większą zdolnością odczuwania, przeżywania i rozróżniania dobra i zła.”

Odpowiedzialni powinni być wszyscy, a nie z racji płci – jedni mniej, drudzy więcej, bo to tylko prowadzi do pobłażliwości.
 
     
Maria Anna
[Usunięty]

Wysłany: 2008-05-16, 13:54   

dokładnie Olu.

Po to nam Bóg dał rozum, abysmy z niego korzystali i nie ma żadnej taryfy ulgowej dla feceta - bo to własnie facet jest...

Jeszcze czego.
 
     
TEOR
[Usunięty]

Wysłany: 2008-05-16, 16:37   

Przyznaję Wam rację, jak równouprawnienie, to równouprawnienie - pod każdym względem. Także jeśli chodzi o rodzenie dzieci - jeśli wszyscy jesteśmy tacy sami, to dlaczego niby nie?
A tak a pro po, jeśli dla tych zdradzających mężczyzn nie ma żadnego wytłumaczenie (Według Was nic ich nie tłumaczy), to dlaczego chcecie, żeby wychowywali Wasze dzieci? Czy po to, żeby przekazywali swojemu potomstwu wszystko to, co jest w nich złe i nie do przyjęcia? Dziewczyny, w każdym człowieku jest coś złego i coś dobrego. Każdy może zbłądzić, ważne jest tylko żeby zrozumieć własne błędy i starać się ich więcej nie popełniać. Najgorzej jest wtedy, gdy człowiek człowiekowi "wredzi" z premedytacją!
Tyle na dzisiaj.
 
     
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz załączać plików na tym forum
Możesz ściągać załączniki na tym forum
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  
Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group
Strona wygenerowana w 0,02 sekundy. Zapytań do SQL: 8