Celem tego forum jest niesienie pomocy małżonkom przeżywającym kryzys na każdym jego etapie (także po rozwodzie i gdy współmałżonkowie są uwikłani w niesakramentalne związki), którzy chcą ratować swoje sakramentalne małżeństwa
Ponieważ grzech jest wewnętrzną, świadomą i dobrowolną decyzją, dlatego trzeba się powstrzymać z oceną stopnia winy drugiego człowieka, z osądem (por. Mt 7,1-2). Należy odróżnić ocenę samych czynów drugiego człowieka od zakazanego przez Zbawiciela sądzenia innych, czyli określania ich winy. Ten zabroniony przez Jezusa osąd polegałby na stwierdzeniu, że drugi człowiek, dopuszczający się jakichś zauważanych przez nas złych czynów, na pewno popełnił ciężki grzech i odłączył się od Boga. Nigdy nie możemy powiedzieć, że drugi człowiek na pewno popełnił grzech ciężki, gdyż nie wiemy, czy działał w pełnej świadomości i dobrowolnie. Nie znamy przecież intencji drugiej osoby. Nikt z nas nie ma wglądu w serce drugiego człowieka. Nasz bliźni nie musi być w swoim wnętrzu tak zły, jak jego czyny. Możemy najwyżej powiedzieć, że czyny bliźniego — w swym zewnętrznym wyrazie — nie są zgodne z nauką Chrystusa, a przez to szkodliwe dla niego i dla społeczeństwa, np. bez oceniania stopnia winy pijaka można powiedzieć, że rujnuje on swoje zdrowie oraz niszczy życie rodzinne, czyli żyje niezgodnie z wymaganiami Jezusa.
Co mówi z kolei na ten temat Katechizm Kościoła Katolickiego:
Cytat:
Grzeszących upominać... Kościół uczy nas, że czynem miłosierdzia względem duszy jest upominanie grzeszących. W ten sposób możemy uniknąć odpowiedzialności za rozszerzanie się grzechu w świecie. Jak wiemy, milcząc wobec pojawiającego się zła, nie sprzeciwiając się mu, pozwalamy, aby się zakorzeniło wśród nas. Jesteśmy moralnymi współsprawcami. Z drugiej zaś strony, upominając błądzących, unikamy odpowiedzialności przed Bogiem za ich grzechy. Możemy mieć sumienie spokojne, gdyż postąpiliśmy właściwie. Rzadko pamiętamy o tym, że istnieją grzechy, które nazywamy "cudzymi". Są to grzechy, które popełniają inni, ale i my jesteśmy za nie moralnie odpowiedzialni przed Bogiem. Kiedy? W Katechizmie Kościoła Katolickiego czytamy: "Grzech jest czynem osobistym; co więcej, ponosimy odpowiedzialność za grzechy popełnione przez innych, gdy w nich współdziałamy: uczestnicząc w nich bezpośrednio i dobrowolnie; nakazując je, zalecając, pochwalając lub aprobując; nie wyjaśniając ich lub nie przeszkadzając im, mimo że jesteśmy do tego zobowiązani; chroniąc tych, którzy popełniają zło" (KKK nr 1868).Trzeba mieć odwagę, aby upominać swoich najbliższych. Jezus zdawał sobie sprawę z tego, że Ewangelia może poróżnić nawet najbliższych i podzielić rodziców i dzieci. Mówił: "Do każdego więc, który się przyzna do Mnie przed ludźmi, przyznam się i Ja przed moim Ojcem, który jest w niebie. Lecz kto się Mnie zaprze przed ludźmi, tego zaprę się i Ja przed moim Ojcem, który jest w niebie. Nie sądźcie, że przyszedłem pokój przynieść na ziemię. Nie przyszedłem przynieść pokoju, ale miecz. Bo przyszedłem poróżnić syna z jego ojcem, córkę z matką, synową z teściową; i będą nieprzyjaciółmi człowieka jego domownicy. Kto kocha ojca lub matkę bardziej niż Mnie, nie jest Mnie godzien. I kto kocha syna lub córkę bardziej niż Mnie, nie jest Mnie godzien" (Mk 10, 32-37). Są to słowa trudne do przyjęcia. Twarde. Trzeba jednak pamiętać, że kompromis ze złem; udawanie, że grzech nim nie jest, lekceważenie zła, mści się na człowieku. Nikt nie znalazł prawdziwego, trwałego szczęścia w grzechu. Przeciwnie. Zrujnował on życie niejednemu człowiekowi. Wystarczy tylko przypomnieć sobie historię syna marnotrawnego, który opuścił dom rodzinny wiedziony pragnieniem szczęścia w obcej krainie. Znalazł je - ale na krótko. Rychło "nastał głód w owej krainie" (Łk 15,14) i zmusił go do wykradania strąków ze świńskiego koryta. Co jest więc lepsze? Milcząca zgoda na grzech ("dla świętego spokoju", "by nie urazić współmałżonka") i czekanie na jego rujnujące konsekwencje? Czy też ostrzeżenie i sprowokowanie (choć to przykre) do refleksji etycznej nad własnym postępowaniem, w nadziei, że może się wycofa z grzechu?
Ewangelia zakazując potępiania drugiego, rzucania na niego kalumni mówi bardzo wyraźnie o obowiązku braterskiego upominania, a więc oceniania czynów brata i ostrzegania innych przed złem.
Już w Starym Testamencie Bóg mówi bardzo zdecydowanie o tym obowiązku:
Cytat:
(Ez 33,7-9)
To mówi Pan: Ciebie, o synu człowieczy, wyznaczyłem na stróża domu
Izraela po to, byś słysząc z mych ust napomnienia przestrzegał ich
w moim imieniu. Jeśli do występnego powiem: Występny musi umrzeć - a
ty nic nie mówisz, by występnego sprowadzić z jego drogi - to on
umrze z powodu swej przewiny, ale odpowiedzialnością za jego śmierć
obarczę ciebie. Jeśli jednak ostrzegłeś występnego, by odstąpił od
swojej drogi i zawrócił, on jednak nie odstępuje od swojej drogi, to
on umrze z własnej winy, ty zaś ocaliłeś swoją duszę.
W Nowym Testamencie mówi tak:
Cytat:
(Mt 18,15-20)
Jezus powiedział do swoich uczniów: Gdy brat twój zgrzeszy [przeciw
tobie], idź i upomnij go w cztery oczy. Jeśli cię usłucha, pozyskasz
swego brata. Jeśli zaś nie usłucha, weź z sobą jeszcze jednego albo
dwóch, żeby na słowie dwóch albo trzech świadków oparła się cała
sprawa. Jeśli i tych nie usłucha, donieś Kościołowi! A jeśli nawet
Kościoła nie usłucha, niech ci będzie jak poganin i celnik!
O. Gabriel od św. Marii Magdaleny, karmelita bosy tak komentuje oba powyższe fragmenty Biblii (Żyć Bogiem, t. III, str. 156):
Cytat:
Miłość troszczy się
nie tylko o dobra materialne braci, lecz także o duchowe i wieczne.
Jak każdy pragnie dla siebie zbawienia, tak też jest obowiązany
pragnąć go dla innych; co więcej jest to warunek zbawienia osobistego.
Pierwsze czytanie omawia ten punkt (Ez 33, 7-9). Bóg ustanawiając
Ezechiela strażnikiem swojego narodu, mówi do niego: "Jeśli do
występnego powiem: występny musi umrzeć - a ty nic nie mówisz, by
występnego sprowadzić z jego drogi - to on umrze z powodu swej
przewiny, ale odpowiedzialnością za jego śmierć obarczę ciebie" (tamże
8). Wielka odpowiedzialność spoczywa na tym, kto ma zadanie podobne do
misji proroka: pasterze Ludu Bożego, przełożeni zakonni, ojcowie
i matki rodzin, wychowawcy. Ich zbawienie zależy od gorliwości
w strzeżeniu swojej trzody, jakakolwiek by była, wielka czy mała.
Pozwolić zginąć w grzechu synowi lub bratu nie podając im ręki jest
zdradą, jest podłością i egoizmem, które Bóg będzie sądził. Bojaźń,
że się zostanie odepchniętym, że straci się uznanie i będzie się
pomówionym o surowość, nie usprawiedliwia "umycia rąk" lub
"zostawienia rzeczy własnemu biegowi". Kto miłuje, nie będzie miał
pokoju, dopóki nie znajdzie sposobu, by dotrzeć do winnego i upomnieć
go z dobrocią i stanowczością. A jeśli mimo własnych wysiłków,
dobrych słów i próśb nie osiągnie zamierzonego celu, to nie
przestanie się modlić i pokutować, by wyjednać mu łaskę od Boga.
Ewangelia (Mt 18, 15-20) czyni krok naprzód i rozciąga ten obowiązek
na każdego wiernego, który widzi brata upadającego w grzech. "Gdy
brat twój zgrzeszy, idź i upomnij go w cztery oczy. Jeśli cię
usłucha, pozyskasz swego brata" (tamże 15). Jednak upomnienie powinno
być tajemne, by zabezpieczyć dobrą sławę winnego. Niestety,
w praktyce dzieje się często przeciwnie: rozmawia się i szemrze
z innymi ujawniając to, co było ukryte, a niewielu tylko ma odwagę
ostrzec zainteresowanego. Cóż pomoże rozprawiać o chorobie innych,
jeśli nikt nie leczy chorego? Trzeba natomiast starać się "pozyskać"
brata; jego zguba jest szkodą dla niego i dla wspólnoty, lecz
pozyskanie jest "zyskiem" dla wszystkich. Dlatego jeśli prywatne
upomnienie nie przyniosło skutku, Jezus poleca, aby powtórzyć je wobec
dwóch lub trzech świadków, a jeśli i ten środek zawiedzie, uwiadomić
Kościół. A to nie w celu oskarżenia czy potępienia, lecz aby
przyprowadzić winnego do opamiętania i zabezpieczyć dobro wspólne.
Zauważyłem, że szczególnie tam, gdzie w grę wchodzą duże emocje np. wywołane wypowiedzeniem jakiejś trudnej prawdy - prawdy odrzucanej lub trudnej do zaakceptowania, do zastosowania w swoim życiu - pojawia się problem z odróżnieniem tych jakże dwóch różnych spraw: osądu czynu ludzkiego od osądu samej osoby. Nawet zaryzykowałbym takie twierdzenie, że przeciwnik Boga robi w takich przypadkach wszystko, by te dwie różne sprawy wymieszać, by nie można było ich odróżnić. By bezpodstawnie oskarżać tych, co nie boją się mówić prawdy w imię miłości i dobra drugiego człowieka. No ale, taka jest rola największego kłamcy wszechczasów, by mieszać dobro ze złem, rozmydlać Boże prawdy.
W tej sprawie występuje jeszcze jeden ważny wątek, by prawdy szczególnie te trudne wypowiadać w duchu wielkiej miłości, szukając odpowiednich form przekazu. Myślę, że jest to problem każdego człowieka w tym także mój... No, ale to jest temat na zupełnie osobną dyskusję: "Jak ze sobą rozmawiać?"
_________________ "Módl się tak, jakby wszystko zależało od Boga, a działaj, jakby wszystko zależało tylko od ciebie" (Święty Ignacy Loyola)
"Najpierw modlitwa, potem przebłaganie, dopiero na trzecim miejscu - daleko "na trzecim miejscu"- działanie" (Święty Josemaria Escriva)
„Wszystko mogę w Tym, który mnie umacnia” (List św. Pawła do Filipian 4:13)
„I nie uczynił tam wielu cudów z powodu ich niewiary” (Ew. Mateusza 13:58)
www.separacja.org ::: www.sychar.org ::: www.modlitwa.info
Ostatnio zmieniony przez administrator 2008-04-25, 00:10, w całości zmieniany 1 raz
lena [Usunięty]
Wysłany: 2008-04-08, 16:08
Trafne spostrzeżenia Andrzeju
Prościej i krócej.....
- grzeszących upominać
- panować nad emocjami.....”emocje to nasz wróg”
- widze że lubisz cytaty...więc
W tej sprawie występuje jeszcze jeden ważny wątek, by prawdy szczególnie te trudne wypowiadać w duchu wielkiej miłości, szukając odpowiednich form przekazu. Myślę, że jest to problem każdego człowieka w tym także mój....
.......nareszcie ....ufff
Myśl przewodnia forum....panowanie nad emocjami i staranna analiza formy przekazu..........tak aby nikomu „nieświadomie” nie sprawić przykrości
....i bedzie git
MKJ [Usunięty]
Wysłany: 2008-04-11, 13:21
Andrzeju! Dobra robota - muszę spokojnie przeczytać.
EL. [Usunięty]
Wysłany: 2008-04-11, 15:25
Do tego wszystkiego o czym piszesz Andrzeju , potrzeba jeszcze łaski Bożej.
Jedni dostają dar mówienia , innym brak daru zrozumienia i odwrotnie.
Daru mówienia nie mam , rozumienia...nie wszystkich....taka sobie jestem....ale o tym Bóg zdecydował i tak niech będzie.
I jeszcze ten dar, żeby mówic i nie ranić....mówic z miłością.....o to tez proszę ! Pozdro !! EL.
nałóg [Usunięty]
Wysłany: 2008-04-11, 15:27
El???? a talenty? zakopać? do banku oddać? czy pomnozyć?????
EL. [Usunięty]
Wysłany: 2008-04-12, 19:22
Mnożyć !! Bierę się do roboty !! Hahahahhaha...EL.
Mirela [Usunięty]
Wysłany: 2008-04-12, 19:59
EL. napisał/a:
Do tego wszystkiego o czym piszesz Andrzeju , potrzeba jeszcze łaski Bożej.
Jedni dostają dar mówienia , innym brak daru zrozumienia i odwrotnie.
Daru mówienia nie mam , rozumienia...nie wszystkich....taka sobie jestem....ale o tym Bóg zdecydował i tak niech będzie.
I jeszcze ten dar, żeby mówic i nie ranić....mówic z miłością.....o to tez proszę ! Pozdro !! EL.
Warto sięgnąc...
Volker Kessler "Krytykowac nie raniąc. Nauka płynąca z przypowieści Salomona"
Pozdrawiam:)
Ola2 [Usunięty]
Wysłany: 2008-04-12, 21:03
W imieniu swoim i Zuzy proponuję "Stanowczo, łagodnie, bez lęku" M. Król-Fijałkowską.
My już jesteśmy po "stanowczo" i "bez lęku". Jesteśmy na etapie ćwiczenia "łagodnie".
zuza [Usunięty]
Wysłany: 2008-04-12, 21:04
Ola2 [Usunięty]
Wysłany: 2008-04-12, 21:05
Zuza, pisałam, że "łagodnie", a więc nie tak: , tylko tak:
zuza [Usunięty]
Wysłany: 2008-04-12, 21:08
Ola2 [Usunięty]
Wysłany: 2008-04-12, 21:09
Ale bez przesady, daj trochę mocniej, ale łagodniej.
zuza [Usunięty]
Wysłany: 2008-04-12, 21:09
Ola2 [Usunięty]
Wysłany: 2008-04-12, 21:10
Miałam na myśli usta, nie oczy. Oczy zostaw w spokoju!!!!
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum