Celem tego forum jest niesienie pomocy małżonkom przeżywającym kryzys na każdym jego etapie (także po rozwodzie i gdy współmałżonkowie są uwikłani w niesakramentalne związki), którzy chcą ratować swoje sakramentalne małżeństwa
Witam Was serdecznie po kilku tygodniach milczenia Dziekuję za ten portal raz jeszcze. Modlę sie , chociaż czasami za mało. Przebacz Panie moją niewdzięczność, bo przecież poza wszystkim innym mam za co byc wdzięczna. Troszkę u mnie bowiem drgnęło in plus. Mój mąż chyba rozluźnił kontakt z tamtą kobietą. Nie wiem dokładnie jak to jest, bo przede wszystkim ja jestem inna. Za to dzięki największe...nie śledzę,nie wypatruję, nie drżę. Nie jest ze mną oczywiście idealnie, ale już nie mam tych skurczów żołądka i innych fizycznych objawów. Ciągle jeszcze huśtawka nastrojów się zdarza, ale dużo rzadziej. Naprawdę jest inaczej. Od 5 stycznia, kiedy dowiedziałam się wprost, ze kocha tamtą (a "z uczuciami do mnie ma kłopoty")...i świat runął na łeb , wiele się zmieniło. Przede wszystkim dlatego , że trafiłam tutaj, dowiedziałam się, ze nie tylko ja jestem taka dziwna, ze mimo wszystko kocham i że to nie musi oznaczac, że jestem uzależniona. Bardzo, bardzo pomogła mi Jgoda... i pomaga (Jagódko dziękuję!). Dzięki też Ado. Pan jest bardzo łaskawy, bo ciągle otwiera mi oczy na mnie samą i na męża. ja jestem inna i mąż mój chyba to w końcu dostrzegł. Bywa lepiej. Często jest bardzo zimny i niedobry, ale ostatni weekend to prawie jak "powrót do przeszłości". Nie no pewnie, że nie tak samo, ale jakoś cieplej, normalniej. już tak było kilka razy. To z miejsca się czuje. Nasza córka tez od razu odżywa. Czy to oznacza, że może być jeszcze dobrze? tak naprawdę, to nie wierzyłam, ze mi też może sie zdarzyć cud. kiedy inni o takich syt. opowiadali, myślałam oni tak, ale nie ja. U mnie to już koniec. Długo tak myślałam...i teraz też mam chwile zwątpienia, że za wcześnie się ciszę, że to jakieś pozory..ale wiecieco, ja ciesze się także dlatego, że dzisiaj już wiem, że paradoksalnie to wszystko jakoś pomaga mi dojrzeć, drastycznie ale pomaga. No i to, że rzestałam patrzeć na męża jak na pepek swiata. tak przez kilka lat było. Im bardziej ja sie przysuwałam tym bardziej on się odsuwał. Od jakiegoś czasu Pan sprawił, ze nie potrzebuję bliskości męża jakoś tak panicznie. To pamaga, bo to on teraz częściej cmoknie mnie na "do widzenia" , oczywiście bez żadnej wylewności. Chyba coś stało się takiego, o czym kiedyś Elżbieta mówiła, ze zaczęłam traktowć go jak chorego. Przykro mi tylko nadal , bo dzieciom tego robić nie wolno na pewno...no ale to już razem z mężem zgotowaliśmy im ten los. Ciągle myślę - mimo tego, że wiem , że to on uległ chorym klimatom i nie umiał z nimi walczyć- ale ja pewnie byłam w tym wszystkim za bardzo pewna siebie i w siebie zapatrzona. Nie wiem jak to wszystko się skończy. Bardzo potrzebna mi jest mądrość, rozwaga, cierpliwość i czas. Bo to święta prawda co napisała kiedyś Jagódka : CZAS I CISZA- one leczą, no i najpierw Pan Bóg oczywiście. Czekam na swoją kolejeczkę w modlitwie tygodniowej. Bardzo czeka. Modlę się do Św. Judy (Ado dziękuję raz jeszcze) i do Matki Najświętszej. To daje siłę i wytrwałość. Poroszę Boba o to, żeby otworzył szeroko oczy mojemu mężowi, żeby dał mu łaskę prawdziwej wiary. Gdyby to się stało zniknęłyby nasze problemy. Wiem to z własnego doświadczenia. Takie to moje świadectwo nieświadectwo. Proces trwa. Życzę Wam chociaż tego. Ale Pan jest WIELKI I DOBRY, to trzeba miec nadzieję... Dunia
Małgorzta [Usunięty]
Wysłany: 2008-05-14, 08:39
Dunia własnie widzisz myślę, że te wszystkie trudności też mają sens. Choć to wszystko często bardzo tudne i po ludzku nie do wytrzymania to Bóg daje nam siłę i chce nam napewno też ukazać nasze błędy w świetle kryzysu je poprostu zauważamy.
A także , a może przede wszystkim chce naszej wierności chce naszego zawierzenia i bezgranicznej ufności. Wielokrotnie przekonałam się, że mówiąc Jezu zajmij sie tym wytrzymałam coś co wydawłoby sie po ludzku nie do wytrzymania. Ale w tym wszystkim podstawą jest modlitwa stały konakt z Bogiem łaska uświecająca i częsta Komuia Św. za współmałżonka to wszystko składa się na złozenie swego zycia w ręce Jezusa.
Pamietam w modlitwie.
JEZU UFAM TOBIE!
[ Dodano: 2008-05-14, 08:43 ]
Dunia trzymaj się Jezusa a będzie dobrze, pamietaj zło dobrem zwyciężaj, cieszę się że coś drgnęło.
atama [Usunięty]
Wysłany: 2008-05-14, 10:43
Dziękuję Duniu za to świadectwo.
Zaufanie, każdego dnia....właśnie z zaufaniem mamy największe kłopoty....
Sama też łapię się na tym...bo jak długo można...to już 3 lata nie rozmawiamy z mężem...
Zmieniłam się przez ten czas, jestem spokojniejsza...mąż nic nie zauważa, atakuje..., jest zimny....
Widzę jak sam się męczy, choruje, a mnie nie stać na okazanie mu zwykłego współczucia...
Cały czas mam dystans...on jeszcze większy....
Małgorzato...właśnie, tak jak piszesz....Jezu zajmij się tym...Jezu ufam Tobie, zajmij się moimi lękami, spal je w ogniu Twojej Miłości.....
"Pan jest wspomożycielem moim, nie ulęknę się, bo cóż może mi uczynić człowiek?"- List do Hebrajczyków 13,6
Dunia [Usunięty]
Wysłany: 2008-05-14, 11:26
Atamo,
tak to jest. U mnie też. Zauważyłam, ze tak naprawde jest mi gorzej, gdy sama sie nakręcę, bo pozwolę wyleźć moim strachom. One tylko czekają. Jak jest wokół zimniej trudniej mi z nimi walczyć. Najgorsza dla nas, dotkniętych, jest panika. A paniki pozbywamy sie dzięki modlitwie. Wtedy pozwalamy działać Jezusowi.
U mnie to wszystko wlecze się od prawie 4 lat. Największe tompinięcie było , jak mi się wydaje, w styczniu tego roku. Codziennie myślałam, że to właśnie dzisiaj będzie ten dzień, kiedy mąż (albo ja) sie wyprowadzi. Od kilku tygodni są jakieś przejaśnienia. Tzn. głównie pochmurno i ponuro z krótkimi chwilami słońca. Ale od niedzieli to mam wrażenie jakby coś w mojego męża wstąpiło. Jest dobry, umiarkowanie, ale zaczyna przypominać mi człowieka, za którego wyszłam. Nie wiem co to jest. Cieszę się w środku a na zewnątrz jestem normalna. Nie mówimy o tym co sie dzieje. Chyba obydwoje dajemy sobie czas. ja raczej nie chcę nic wyjaśniać i zaznaczą, że to właśnie jest ten moment kiedy będzie lepiej. W czoraj tylko, w zupełnie innej sprawie powiedziałam:" to moze jest momement , kiedy odbijemy od dna" , a on ochoczo potwierdził. Ja to powiedziałam dwuznacznie, a mąż być może też dwuznacznie odpowiedział. Wcześniej, w czasie niżu, przemilczałby po prostu.
Wiem, trzeba ostrożnie z tą euforią. Wiem jedno. To jest moja droga do Jezusa. I tylko z nim mogę ją przebyć. Tak chciałabym, żeby mój mąż również to zrozumiał.
Atamo, trzymaj się. Bądź spokojna. Bądź radosna. Bądź szczęśliwa...chociaż wewnętrznie. Ciesz się z czego się da.
atama [Usunięty]
Wysłany: 2008-05-17, 19:18
Duniu , to jakbyś pisała o mnie...
Właśnie....jest takie wyczekiwanie....i wiem przy tym, że droga, którą idę jest jedyna....
Już nie tylko odczuwam spokój, ale powolutku czuję się coraz bardziej wolna, nawet w obecności męża.
Pewnie, że różnie bywa, jakaś głupia myśl przefrunie przez głowę, ale najważniejsze, że nie zagnieżdża się tam... ....że jest Ktoś, kto sobie z tym poradzi, jak na to pozwolę...
Ostatnio przeżywaliśmy z mężem trudną sytuację.
Chodziło o wyjazd do teściów,
Mąż chciał pojechać tylko dziećmi, nie mogły się doczekać, chciały bardzo jechać szczególnie starszy.
Oznajmiłam, że ja też jadę ....wtedy mąż bardzo się zdenerwował, nie przebierał w słowach, a było to przy dzieciach.
Na koniec stwierdził, że jak ja chcę jechać, to żadnego wyjazdu nie będzie i zostajemy w domu!!!
Kiedyś w podobnej sytuacji zamilkłabym z gulą w gardle, bo zostałam potraktowana niesprawiedliwie, po chamsku i na dodatek przy dzieciach....żal w takich sytuacjach zamykał mi usta...
Teraz....potrafię mówić i to ze spokojem wyjaśniłam...najpierw sprawę jego fatalnego zachowania w obecności dzieci, póżniej przeszłam...również spokojnie do uzasadnienia mojego zdania.
Po chili mąż też już jakby spokojniejszy, ale dalej swoje....
Wszystkiemu przysłuchiwały się dzieci...po raz pierwszy tak mocno przeżyły nasz kryzys...
Starszemu-10 lat zaszkliły się oczka i widać w nich było wielką złość w kierunku męża, potem tę złość wykrzyczał i wypłakał, nawet posłużył się wyzwiskami....
Młodszy....był smutny i pierwszy przybiegł do mnie, potem starszy i tak wtulali się we mnie i ja już też nie powstrzymywałam łez....płakaliśmy.
Mąż nie wytrzymał...., wyszedł z domu.
Syn zaraz pobiegł pytać męża gdzie idzie...?, powiedział mu, że na spacer...
Po jakiś piętnastu minutach przyszedł.
Myślę, że mąż zaliczył swoje kolejne dno...bo teraz i dzieci zobaczyły to, co jakoś było ukrywane do tej pory...
Wytłumaczyłam dzieciom przed snem, że tata ma kłopoty, że przestał lubić mamę i dlatego pomodlimy się za niego i o to przede wszystkim, aby odzyskał wiarę (nie wiem czy kiedykolwiek wierzył)
Potem wszyscy już wszyscy byliśmy w dobrym humorze (dzieci i ja)...czytanko i lulu...
Mój 10-cio letni syn pięknie się modlił, powiedziałam, że liczę na jego modlitwę....
Na drugi dzień starałam się obserwować dzieci....czy są smutne, zamyślone, ale............. i one i ja byliśmy w świetnym humorze
Czułam, że mąż zmieni zdanie i "pozwoli" mi jechać.
Rzeczywiście po przyjściu z pracy tak mi powiedział...tyle, że teraz to mi się odechciało....
Powiedziałam mężowi, że za póżno się zdecydował , a dzieciom wyjaśniłam, że pojadę następnym razem i wszystko bobrze się skończyło...
Po co o tym piszę...?....bo Ktoś mi zabrał gulę, którą nosiłam w gardle przez prawie 10 lat i powoli zaczynam mówić
a
Ada [Usunięty]
Wysłany: 2008-05-20, 11:49
Duniu - modlitwa do św Judy Tadeusza ma ogromną moc.
Bądź cierpliwa. Dbaj o siebie i o córkę.
Trzeba dać czas czasowi. Nie podejmować pochopnych decyzji.
Dobrze, że sie wyciszyłaś teraz tylko "nie dać się zwariować złym myślom".
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum