Celem tego forum jest niesienie pomocy małżonkom przeżywającym kryzys na każdym jego etapie (także po rozwodzie i
gdy współmałżonkowie są uwikłani w niesakramentalne związki), którzy chcą ratować swoje sakramentalne małżeństwa
Portal  AlbumAlbum  NagraniaNagrania  Ruch Wiernych SercRuch Wiernych Serc  StowarzyszenieStowarzyszenie  Chat  PolczatPolczat
RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  FAQFAQ  SzukajSzukaj  UżytkownicyUżytkownicy  GrupyGrupy  StatystykiStatystyki
 Ogłoszenie 

Poprzedni temat «» Następny temat
Nie wolno oddalić żony ani męża
Autor Wiadomość
Elżbieta
[Usunięty]

Wysłany: 2008-02-26, 17:55   

elzd1 napisał/a:
Elżbieto. O ile pamiętam - był ktoś zwany Tomaszem. I nie został w żaden sposób napiętnowany za swoje niedowiarstwo.
A może się mylę?

Elzd! A kto Cię piętnuje?!
Bynajmniej nie ja! :-D

Z Panem!
 
     
nałóg
[Usunięty]

Wysłany: 2008-02-26, 18:06   

El........... daj spokój........... racja jest jak plecy.......każdy ma swoje.
Zawsze piszę............. nie zmuszam nikogo do czytania moich postów,nie zmuszam do stosowania się do moich przemysleń.............


Twoje widzenie ,Twoja wizja wychodzenia z kryzysu małżeńskiego jest raczej taka, że za komunikację w małżeństwie odpowiadają obie strony...........(ja tak rozumię Twoje świadectwa),moja jest zbierzna z Twoją,za małzeństwo obu stron....męża i żony.
Nie wszyscy podzielaja ten pogląd,nie muszą.
Ale popatrz na efekty........ Ty ze swoim rozumieniem -po cięzkiej pracy -jednak tworzysz całą,kompletną rodzinę............. bo -jak pisałaś- poczuwasz sie do odpowiedzialności czy jak tu było pisane do -winy lub niewiny.
Ja też-mimo przypisywnego mi czasami zła wszystkich nałogów -mam dalej tę samą żonę.
A może to poprostu objaw zawiści????
Najbardziej przeszkadza w innych to,co jest niezałatwione u siebie.Jak piasek w butach.
Można z nim iść,narzekać że wpadł........ obwiniać piasek.Można też uznać że to ja wchodząc w piasek przyczyniam sie do tego że on wpadł do buta............

Wina piasku..................
 
     
EL.
[Usunięty]

Wysłany: 2008-02-26, 18:15   

Widzisz....tak bardzo chciałabym każdemu powiedzieć, pokazać....że taką drogą warto spróbować....bo są efekty....że szkoda czasem czasu.....że mozna naprawić, gdy zabierze się najpierw za siebie i w sobie wszystko sie od nowa poukłada....że są efekty....że szkoda czasu iść po omacku, skoro droga wyryta......ech....Taka wola Pana, żeby jedni zrozumieli Twoje i moje ( pewnie zbyt zawiłe ) słowa....a inni ich nie usłyszeli wcale...a jeszcze inni, by poszli w ciemny las....tego mi szkoda....ale skoro taka wola Pana..... i wolę innych ludzi też muszę szanować . EL.
 
     
zuza
[Usunięty]

Wysłany: 2008-02-26, 18:28   

Nałogu- mylisz odpowiedzialnośc za małżeństwo

z poczuciem winy i

oraz faktyczną winą.

To są trzy różne sprawy- wniosek jeden-manipulujesz.

Najprawdopodobniej jesteś zezłoszczony- za ten kubeł zimnej wody- ale cóż- bywa i tak że oblewającego poleją.


Dodatkowo obrażasz wszystkich adwersarzy- oskarżając o zawiść.
Z tego to chyba wyspowiadać się trzeba.

A kryształowa El- nie widzi.
El kryształowa- mało lub tendencyjnie widząca jest- to drugi wniosek.
Taka dokładna a nie zauważyła niegrzecznego kawałka-o zawiści ?????????? :shock:
O jakiej drodze piszesz El? Bo doprawdy czytam i tak jak poprzednio napisałam- zaczęłam cię dopytywać wcześniej-= bo z postu na post zmieniasz zdanie- raz wina jest a raz niknie- to ja taka zwykła się pogubiłam.


ps: napisałam tak aby nie obrażać- w łagodnej formie.
to jest moja opinia i mam do niej prawo.
zdrowia życzę obojgu wspaniałym.
Jesteście cudowni wprost- oboje tacy fantastyczni. Nieludzko wprost doskonali.
to skąd te problemy? U was?
Bo skąd u mnie- właśnie po raz n-ty przeczytałam.
 
     
nałóg
[Usunięty]

Wysłany: 2008-02-26, 19:48   

OPj,Zuzka -Łobuzka................. a pisałaś ze juz skończyłaś produkcję w temacie z nałogiem.......... piasek uwiera?
A co wiadra.......... hhhiiiiii......... jak duże to cięzkie ......... i oblać sie zimną wodą możesz...... przeziębienie gotowe,goraczka.

Odpuść sobie........... szkoda zdrowia mnie
 
     
lena
[Usunięty]

Wysłany: 2008-02-26, 20:27   

Przyglądam sie waszej dyskusji coby mysli na inny tor nakierować............. i po mojemu to jest tak:
Droga o ktorej pisze El to droga miłości, bez złości, bez udowadniania,obwiniania, wzajemnego obrzucania....droga z Bogiem przy ramieniu..... droga spokojna......
Taką drogę obrała i taka droga w Jej przypadku przyniosła efekty. Taka droga przynosi efekty,
daje spokoj i ukojenie nam samym, cudownym było by gdyby działało to rownież w drugą strone, a wynikiem tego było szczęsliwe pojednanie....no czasami nie działa.
Tu zaczyna sie miłość twarda, stanowcza o jakiej często pisze nałóg. Nie wadzi rowniez przyjrzeć sie sobie, zastanowić nad własnym postepowaniem, moze znajdzie sie coś co w naszym mniemaniu jest normalne, ale wadzi drugiemu. Sęk w tym że ktoś musi nam to zakomunikować....gorzej jesli tego w pore nie zrobi i weźmie sprawy w swoje rece, czyli....... pojdzie na zieleńszą trawe.Wtedy dramat.... obwinianie......bo własnie ta przesolona zupa , czy cos tam jeszcze skierowało Go za płot.
Gbybys człowieku powiedzial tobym jej tyle nie soliła, ale przekonana bylam ze taka Ci właśnie smakuje.Przykład banalny, ale z braku laku do wszystkiego można sie przyczepić, zeby znaleźć usprawiedliwienie.....i o tym własnie pisze miedzy innymi zuza .Nie jest winna rozpadowi bo nie zdradziła, zdradził mąz więc on jest winny i nie ma dla niego usprawiedliwienia.
Za zdrade winny jest tylko i wyłącznie sam zdradzajacy bo robi to z własnej i nieprzymuszonej woli. Za kryzys po zdradzie tez on odpowiada, bo jest to konsewkencja jego wyborów.Inaczej sie ma rzecz kiedy nie doszlo do zdrady, a jest kryzys.....odpowiedzialne(nie winne) sa dwie strony w mniejszym lub większym stopniu. Kto bardziej , kto mniej, czy może tylko jeden.....tego nie wiemy i nie mamy prawa wciskać nikomu winy na siłe, bo nie słyszeliśmy, nie widzieliśmy, bo nas tam po prostu niebyło.................a o to chyba toczy sie dyskusja.
Po mojemu jest to kwestia źle dobranych słów, może czasami nieumiejetne przekazanie tego co myslimy i co chcemy przekazać.................i kłótnia, spór ...jak zwał tak zwał.... gotowa.
A teraz panowie i panie to sie juz wzajemnie obrażacie, więc......graba na zgode i szlus ;-)

ps. zapomniałam dodać ze takie moje zdanie ino :-) ... a i jeszcze że nikt nie jest kryształowy,nawet El, ale ona chyba sama sie do tego przyznała. Niema ludzi bez wad, wiec niema kryształów.... chyba że na stole, czy półce jakiej.
 
     
Elżbieta
[Usunięty]

Wysłany: 2008-02-26, 20:54   

lena napisał/a:
Za zdrade winny jest tylko i wyłącznie sam zdradzajacy bo robi to z własnej i nieprzymuszonej woli. Za kryzys po zdradzie tez on odpowiada, bo jest to konsewkencja jego wyborów.Inaczej sie ma rzecz kiedy nie doszlo do zdrady, a jest kryzys.....odpowiedzialne(nie winne) sa dwie strony w mniejszym lub większym stopniu. Kto bardziej , kto mniej, czy może tylko jeden.....tego nie wiemy i nie mamy prawa wciskać nikomu winy na siłe, bo nie słyszeliśmy, nie widzieliśmy, bo nas tam po prostu niebyło.................a o to chyba toczy sie dyskusja.


Leno, Twoje wnioski co do kryzysu i zdrady są właśnie kluczowe.

Zdrada - czyn
kryzys - gdy dobra wola zawsze można wyjść

Lecz chcę o czym innym

"za zdradę winny"
zauważ sprzeczność w tych słwoach
Jak winny? Czego winny?

Czego jest winny, skoro np.zdradza i odchodzi, porzuca.

Winny byłby, gdyby został (NIE MA ŻYCIA - zbiera swoją winę prosto na głowę)

Dlatego, gdy odchodzi nie jest winny.
Gdyby został zebrałby karę ZA WINĘ.

Dlatego - nie ma rozwiązania - dobrego.
Jedynie z Bogu - jest ZAWSZE.
Droga w Bogu prowadzi przez miłosierdzie i przebaczenie.
I to jest własnie to niemożliwe, a możliwe.
Wspólnota Sychar "głosi" - dla Boga nie ma nic niemożliwego, ale to zdanie działa poprzez ludzi!
Więc teraz tak - dla ludzi nie ma nic niemożliw....
czy na pewno?

Jeszcze raz:
dla ludzi nie ma nic niemożliwe....
Da się?

Dla ludzi czy dla Boga?

To klucz!
Czy dla nas nie ma nic niemożliwego? czy dla Pana Boga?
Bo jak ma być dla Boga nic niemożliwe, skoro my przebaczyć - na przykład - nie umiemy?

Lenko, nie wiem czy zrozumiałaś, niemniej pozdrawiam. :-)

ps. kluczem jest przebaczenie - jak my będziemy umieli przebaczać (codziennie!), to wówczas
czy będzie niemożliwe niemożliwym?
 
     
micszpak
[Usunięty]

Wysłany: 2008-02-26, 21:16   

A co siem tyczy kryształów, Moi Drodzy, też swoje 3 grosze wcisnę:

Każdy "Byłby jak kryształ - bez skazy
gdyby szlif podziwiając
nie dotykano go tyle razy".
 
     
lena
[Usunięty]

Wysłany: 2008-02-26, 21:16   

Fakt.... za zdrade winny......nie wiem jak to napisać, ale przeciez Ty doskonale wiesz o co mi chodzi.

Zdrada - czyn
kryzys - gdy dobra wola zawsze można wyjść
.......dobra wola to podstawa, oby dwoje chciało chcieć

Czego winny, jesli zdradza, odchodzi i porzuca?..... krzywdzie jaka wyrządzil własnej rodzinie, żonie dzieciom!

Dlatego, gdy odchodzi nie jest winny.
Gdyby został zebrałby karę ZA WINĘ.
....... Elzbieto, gdyby został, czy tylko on zebrałby kare za wine?
Tak czy inaczej krzywda pozostaje.
A co jesli zostaje , wcale nie czuje sie winny i na domiar złego nie zamierza ponieść konsekwencji?....dalsze rozpisywanie jest chyba zbedne.

Reszty chyba nie zrozumiałam bo placzesz strasznie jak dla mnie. ....mozliwe, niemozliwe...?
Ma byc prosto i jasno jak mawia El i choć sama czasami sie poplącze, to mimo wszystko jakby jasniej.
A nie mówiłam żem mało kumata :-D .... a Ty zakolorowa


a moze winno być...za zdrade odpowiada... zdrada to własny wybor...niewiem
 
     
micszpak
[Usunięty]

Wysłany: 2008-02-26, 21:54   

Leno, może to tak, że po ludzku chciałoby się określić winę (to ON - nie JA!) i - karać, karać, karać - aby MOJE było na wierzchu (cudza wina usprawiedliwia odwet, a jeśli nie odwet, to chociaż cierpienie, które tak czy siak nie pozwala na dobre relacje). Po Bożemu trzeba inaczej.
Ale nawet Bóg, Dla Którego Wszystko Jest Możliwe, wymaga od nas współdziałania... Więc bierzemy tę winę swoją i nie swoją, i to wszystko, co nam przeszkadza, ten nasz cały piach w butach, i głazy jak młyńskie koła, i idziemy pod Krzyż. I zrzucamy pod tym Krzyżem jak kamienie=grzechy pod Cruz de Ferro.
I MOżEMY BYć wolni.
To jest proste?
Marzenie czy Droga, Don Kichocie i Donno Kichotko?
 
     
wabona
[Usunięty]

Wysłany: 2008-02-26, 22:00   

micszpak napisał/a:
Leno, może to tak, że po ludzku chciałoby się określić winę (to ON - nie JA!) i - karać, karać, karać - aby MOJE było na wierzchu


...nie zauważając przy tym, jak się samu siebie krzywdzi.........
 
     
Elżbieta
[Usunięty]

Wysłany: 2008-02-26, 22:07   

lena napisał/a:
Elzbieto,
Tak czy inaczej krzywda pozostaje.
A co jesli zostaje , wcale nie czuje sie winny i na domiar złego nie zamierza ponieść konsekwencji?....dalsze rozpisywanie jest chyba zbedne.

Reszty chyba nie zrozumiałam bo placzesz strasznie jak dla mnie. ....mozliwe, niemozliwe...?
Ma byc prosto i jasno jak mawia El i choć sama czasami sie poplącze, to mimo wszystko jakby jasniej.
A nie mówiłam żem mało kumata :-D .... a Ty zakolorowa


a moze winno być...za zdrade odpowiada... zdrada to własny wybor...niewiem

" gdyby został, czy tylko on zebrałby kare za wine?"
WŁASNIE OBAWIAM SIĘ, ŻE MASZ RACJĘ..
gdyby został musiałby zebrać karę za winę (przebaczenie bowiem to raczej długi proces, a kto wybacza zdradę lekko? chyba tylko taki podobny, co lekko zdradzi)

dlatego odchodzi i porzuci, bo nie chce KARY, ewentualnej kary (jesteśmy ludźmi i nie umiemy wybaczać jak Bóg natychmiast, zresztą, jak pisałam Bóg wybaczył w dniu Ukrzyżowania Swojego Syna i W Dniu Jego Śmierci)

Lenko, w tamtym poście W OGÓLE nie byłam kolorowa, no coś Ty?! hej

Dlatego są dwa tory
drogą sprawiedliwości - tak jak w sądach (co w sądzie - obrona, walka, pewnie trzeba, ale w sercu INNA DROGA! Patrz niżej więc)
i drogą miłości - ale nie samej - tylko miłości miłosiernej - od Chrystusa Miłosiernego. Ta, jest przebaczająca.
Miłość Miłosierna jest przebaczająca.
 
     
wito
[Usunięty]

Wysłany: 2008-02-26, 22:15   

Elżbieto - jeżeli zdradzający małżonek odchodzi z domu - to sie nazywa fachowo "porzuca rodzinę"
oprócz tego, że złamał przysięgę małżeńską, doprowadził swojego małżonka do depresji, spieprzył życie swoim dzieciom, skrzywił ich życiorys - to jest winny szeregu zdarzeń, które maja miejsce i są następstwem zdrady. Takie jest moje zdanie i tak też kwestie winy za rozpad związku uzasadniał sędzia.
Uważam, też że ktoś kto porzuca rodzinę i zamyka sie na pojednanie, często stara się przeciągnąć na swoja stronę dzieci. Szuka u nich zrozumienia, usprawiedliwienia i często znajduje. Dlaczego? Ogólny upadek ideałów. Strona tytułowa periodyku dla nastolatek "Dziewczyna" = Znajdź sobie faceta @ on line. I często nie my jesteśmy temu winni, że takie "rady" są atrakcyjniejsze jak normy moralne przekazywane przez nas lub na nauce religii.
Uważam, że my powinniśmy sie nauczyć nazywać zło! Koniecznie - po imieniu. Nie rozmywać jego znaczenia szukaniem przesolonej zupy, niedogotowanych ziemniaków albo nie na czas podanych kapciuszków.

"Wito.......Zostałes skrzywdzony i teraz broniac się udowanonieniasz komuś że jest zły - co jest zwyczajnym oddaniem ...czyli wet za wet.....żebyć się nie zagalopował w tym oko za oko....bo przerośniesz swoją krzywdzicielkę. Wito....za uderzenie z policzek, my katolicy, mamy nadstawić drugi.....a nie walić obuchem w łeb. To nie tak. Pozdrawiam !! EL."
El ja już niczego nie chce udowadniać, koniec. I tak nie zrozumieją. Co do nadstawiania policzka - to dziś się dowiedziałem, że apelacja została złożona. Czy ktoś posiadający taka wiedzę jak moja żona, potrafiący rewelacyjnie nawiązywać kontakty z młodzieżą, ze studentami. mający (a może właśnie nie?) świadomość tego czego sie dopuścił - potrzebuje aż pisemnego uzasadnienia wyroku by wreszcie odpuścić???? jak można żyć taka nienawiścią. Jak można niszczyć - jestem raczej pewien - celowo i w bardzo inteligentny sposób relacje ojca z dziećmi. To jest właśnie zemsta, za to że rozwód nie został orzeczony, za moja postawę, za pisemne uzasadnienie, po zapoznaniu się z którym żona apelację wycofała (ja jeszcze nie znam jego treści). Toż Elu niedługo Borowski zawoła - Wito! Mordo ty nasza.... :mrgreen: :mrgreen: :mrgreen: Toż ta morda już tak obita że nie ma miejsca na kolejne razy.
 
     
lena
[Usunięty]

Wysłany: 2008-02-26, 23:00   

No Duuuuuużo lepiej Elzbieto ;-) ......... a własciwie całkiem jasno.

Jedni zwiewaja bo sie boja kary i jesli nawet nie jest im dobrze to i tak sie nie przyznaja,
udaja że sa szczęśliwi.... czyli wychodzi........ze kara tak czy siak jest...bo co?
Bo za wszystko kiedys przyjdzie nam zapłacic, wszystko co czynimu w życiu zostawia jakiś ślad.

Wiesz problemem wielu ludzi jest brak .......juz nie mowie tej słynnej komunikacji(która jest jedna z podstawowych umiejetnosci, własciwie wymogiem do stworzenia udanego zwiazku)...ale brak odpowiedzialności!!!
Odpowiedzialnośc to ponoszenie konsekwencji za swoje czyny.
Kazdy wie co robi, po co to robi,ma wolna wole i rozum, wiec nie trzeba byc czarodziejem, żeby przewidziec skutki swojego działania, ale trzeba też być na tyle odważnym aby dobrowolnie ponosić jego konsekwencje.
zadna filozofia
Za brak odpowiedzialności zdradzacza....niestety płacą wszyscy, cała rodzina, włącznie z samym zdradzającym, czyli winnym.
Tylko dlaczego musza cierpiec te bezbronne dzieci?.........ech

a tory...pewnie ze są dwa...tylko tez trzeba umiec je połączyć

[ Dodano: 2008-02-26, 23:16 ]
Micszpak.... nie zauwazyłam Twojego postu........

obronic sie i owszem, ale po cóz karać...... czyż oni nie ukarali sie sami?
Jesli nawet teraz tego nie czują to przyjdzie ich czas.
Ja nie karze i nie zamierzam

Obrona, kara, wina, odpowiedzialnośc..... niby inne slowa,o innym znaczeniu, ale wszystkie jakby ze soba połączone.
 
     
micszpak
[Usunięty]

Wysłany: 2008-02-27, 00:02   

Wan, TAK, samemu krzywdzi się siebie okrutnie - takim zachowaniem.

Leno, pokrzywdzony może karać mimowolnie, niechcący, np. brakiem wybaczenia, obnoszeniem się ze swoim bólem itp.

Wito, masz 200% racji. Nazwij zło. Musisz, ja to wiem. Domagaj się sprawiedliwości. Ludzkiej. Możesz, ja to wiem.
Sądy, obrona, życie minuta po minucie - nie wolno Ci teraz od tego uciec. Masz takie zadania i wykonujesz je najlepiej, jak potrafisz. Do końca - albo nawet: DO KOŃCA (Rudy? Też jestem harcerzem, prowadziłam drużynę Nieprzetartego Szlaku dla dzieci z rodzin zagrożonych patologią, też kilka razy towarzyszyłam tym, którzy musieli przez coś przejść do końca, nawet poza rozwód - i wcale się tego nie wypieram, tak musiało być! Piszę o tym, żeby uzmysłowić Ci, że dużo w nas podobieństw, więc może i wyłażenie z kryzysu podobne).
Więc jesteś TY ze swoimi uwikłaniami rodzinno - społecznymi.

Ale jesteś jeszcze TY sięgający poza te uwikłania:
Ty pracownik,
Ty przyjaciel
Ty narciarz
Ty kierowca
Ty telewidz
Ty Don Kichot
Ty smakosz... itd
Ty katolik wreszcie.

Zaczerpnij jedno ziarenko satysfakcji z tego, kim jesteś w tych dziedzinach, zajmij się tym przez jedną minutkę, dziś, jutro, codziennie, tak aby ukraść tę jedną minutkę bólu swojej obitej mordzie. Mnie to pomaga.
A konkretnie dobrze na mnie wpływa:
praca fizyczna - oj, ciężka, ciężka i prosta
jazda na rowerze - do upadłego
zaangażowanie w cudze problemy (palec między drzwi)
robienie na drutach
wyzwanie, najlepiej trudne i nagłe, typu: petycja w sprawie wodociągu na wsi lub: ratowanie zabytkowej chałupy...

A te wszystkie krzywdy - wyrzuć, oddaj, spłucz, jak ja na swojej Drodze do Composteli, którą odbywam duchem póki co, ale o przejściu której marzę, jak w Rybnie, które JEST MOJE, odkąd się o nim dowiedziałam, jak El. w swojej Miłości, jak Elżbieta pod Krzyżem... Każdy inaczej i każdy gdzie indziej może szukać oczyszczenia. To jest symboliczne, to nie zastępuje działań.
Może i stłuczono Ci jedną gębę, ale Gombrowicz twierdzi, że mamy ich wiele na różne okoliczności, więc zadbaj o te rumiane, głupio radosne, szczęśliwe (czy szczęśliwy gracz jest szczęśliwym mężem? a nieszczęśliwy mąż nie może BYWAĆ szczęśliwym piwoszem?)
I nakarm Wito Witka, zadbaj o niego, kurczę.
Przecież Ty o tym wszystkim wiesz.
Truję - jak powie Zuza.
Ale nie potrafię być dziś bezczynna. Roznosi mnie gniew. Że tyle tutaj krzywdy.
I nic nie mogę oprócz trucia. Przepraszam Was. Przepraszam.

Czekaj, Wito. Pisemne uzasadnienie wyroku jest potrzebne nie dla zemsty, tylko do apelacji. A wycofanie apelacji może być związane z treścią tego uzasadnienia. Pewnie jest ono dla Twojej żony trudne do zaakceptowania i pogarsza rokowania na uznanie apelacji, czyli na chłopski rozum nie masz się o co denerwować - to po prostu konsekwencje Twojej "wygranej" na sprawie rozwodowej.
Łatwo mi mówić :-(
No, ale... hmmm wszystko idzie wg Twoich założeń...
A sprawy w sądzie nijak się mają do spokojnych refleksji - teraz są nerwy i upór, eskalacja roszczeń - zrozumienie przychodzi później...
Trzymaj się i rób swoje!

Wan, a lubisz siostrę Łucję? Jej religijność i wiara były takie pogodne.
Św. Rita jest dla mnie zbyt mroczna.
 
     
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz załączać plików na tym forum
Możesz ściągać załączniki na tym forum
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  
Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group
Strona wygenerowana w 0,01 sekundy. Zapytań do SQL: 9