Celem tego forum jest niesienie pomocy małżonkom przeżywającym kryzys na każdym jego etapie (także po rozwodzie i gdy współmałżonkowie są uwikłani w niesakramentalne związki), którzy chcą ratować swoje sakramentalne małżeństwa
El bardzo szanuje twoje zdanie w kwestii zakopania toporka wojennego, zaprzestania walki, rozpoczęcia budowania miłością. Nie wiem jeszcze czego.
Natomiast tak jak i zuza nie mogę sie zgodzić z ta wina leżącą pośrodku. Było już wiele sporów na ten temat.
Nie można Elu tłumaczyć pijaka, który siada po pijanemu za kierownicę i zabija kogoś kto stanął mu na drodze. jeden będzie się tłumaczył tym, po co tam sie znalazł ten "ktoś", drugi piłem bo miałem kłopoty w domu, dosięgła mnie tragedia, nie umiałem sie powstrzymać, trzeci z pokora przyzna - popełniłem ogromny błąd jestem w 100% winny tego co sie stało. Czyż każdy z nich nie ma swojej prawdy? Swojego usprawiedliwienia?
To bardzo obrazowy przykład, ale tak samo jest w małżeństwie. To że każdy ma swoją prawdę nie znaczy, że ta "prawda" upoważnia krzywdziciela do obarczania współmałżonaka połową winy za to że schrzanił komuś życie.
Nie twierdzę, że często zdarza się się winne są obie strony.
zuza napisał/a:
Nie dopraniaj opinii- to że ofiara nie umie udowodnić oznacza jedno- jest ofiarą która nie potyrafi czegoś ze swoich teorii wesprzeć dowodami a nie że jest współwinna sytuacji.
Doświadczyłem sądowych batalii i mogę potwierdzić, że zuza ma rację. W Sądzie trzeba udowodnić.
Elżbieta napisał/a:
eśli nie, to NIE PORÓWNUJ więc od tej pory czynu do zaniedbania
zgadza się w 100% są winy i zaniedbania.
Cytat:
Zuza a twój mąz nic Ci nie zarzuca?
Boże drogi Wanboma!!!
Wiesz z jakimi zarzutami ja się musiałem borykać?! Sędzia tłumaczył żonie - takie sprawy są ścigane z urzędu proszę pani. I wiesz Wan - to nie przekonało żony że nie ma racji. Dalej z uporem maniaka głosi "swoją prawdę".
Pozdrawiam - Witek.
weronika [Usunięty]
Wysłany: 2008-02-24, 10:02
El napisała;
Pięknie by było, gdyby nasze drugie polowy oglosiły tu na forum swoje racje i prawdy...wtedy mielibyśmy inny obraz sytuacji...wtedy i nam byłoby trudno ocenić...zająć stanowisko
Nie rozumiem Cię teraz El....czyli sugerujesz,że wysłuchawszy tylko jednej ze stron,nie można wierzyć w to,że ta osoba mówi prawdę,może oszukiwać,chciałabyś wysłuchać np.mojego męża,co ma do powiedzenia na ten temat,bo w moje słowa,opowiadania nie do końca wierzysz......tak to zrozumiałam......
wito [Usunięty]
Wysłany: 2008-02-24, 12:38
weroniko muszę wziąć El w obronę chociaż się z nią nie zgadzam. To nie o to chodzi. Czy wierzymy jednej stronie czy nie. El uważa, że nasze postępowanie skłania zdradzaczy do skoków w bok. Niejako ich usprawiedliwia i my za to poniekąd ponosimy winę.
czyli sławna - wina po środku.
[ Dodano: 2008-02-24, 12:40 ]
poczytaj co pisze Elżbieta - zdrada, wina, przewina, zaniedbanie, zaniechanie, przesolona zupa....
Maria Anna [Usunięty]
Wysłany: 2008-02-24, 13:41
A moje zdanie jest takie:
Naprawde bardzo czesto wina lezy po środku.
Ale takze czesto wina lezy tylko po jednej ze stron.
Bywa tak i tak.
A dalczego? Proste przeciez. Kazdy z nas ma inny związek i każdy z nas jest inny. Związek El i jej meza nigdy nie będzie miał znaku = z Moim.
To samo Elzd1 i mąz=El i mąz itd... Jestesmy indwywidualni i nasze związki tez.
nałóg [Usunięty]
Wysłany: 2008-02-24, 16:11
Wina............ nie wina.........wina jednostronna czy obustronna..............
Najcześciej,( a wyjatki potwierdzaja regułę) nie jest tak ,że jedna strona kryzysu małżeńskiego jest kryształowa i nie może mieć sobie nic do zarzucenia, a tylko druga jest winna rozpadowi.
Mam przyjaciół........... sa w kryzysie po 30 latach małżeństwa.......... on,człowiek światowy,artysta muzyk,obcokrajowiec,....ona Polka,też muzyk ale nie pracująca w zawodzie.On poszedł na zielona trawkę do kobity młodszej od jego syna...............
Teraz analiza.......... ona nie poczuwa sie do żadnej winy.On tez nie.
On robił karierę,zarabiał kasę ...........w domu bywał po 2-3 miesiące w roku........... ona sie na to godziła.......... bo kasa,bo sława,bo prestiż,bo on za mocno sie cenił by występować w Polsce (grał tylko premiery 1 lub 2 x w roku,jakies koncerty,festiwale) reszta na turnee............ Ona nie winna,on ją przecież zostawił........ Stawiam pytanie.....czy próbowała ,czy mogła ograniczyć swoje aspiracje ,zmniejszyć ilość występów męża za granicą kosztem może obniżki standartu zycia??kosztem jego sławy??? MOGŁA, ale jej i jemu było tak wygodnie zyć.
Czy wina za kryzys jest jednostronna( on zostawił żonę dla młodej ?...........) czy żona dołożyła należytej staranności aby pielęgnować małżeństwo?,by ściągnąć męża i poniekąd przymusić go do przebywania w domu nie tylko jako gościa?Ale jako ojca dzieciom,jako męża????
Przyjmując prosto ........... on zdradził,on zostawił .....on jest winien................ Ale małżeństwo to nie umowa zadaniowa,nie kontrakt.Małżeństwo wymaga kompromisów, wymaga pracy i ciągłej komunikacji.
Dla doraznych korzyści finansowych młodzi małżonkowie rozstają sie zaraz po slubie dla zarobienia kasy......... czy warto???? dla kasy????? żona wysyła meża,mąż wysyła żonę.............za granice ..........dla zarobienia kasy............ naraża jeszcze nie za mocną więż emocjonalną,naraża męża/żonę na walkę ze swoimi naturalnymi żądzami i instnktami................ a pózniej mówi że jest zupełnie bez winy........... bo tylko po kase wysłała/ał za granice małżonka............. nie poczuwa sie do winy.......
Nie można ropatrywac tylko winy w kategoriach: ja nie zdradziłem/am, on/ona zdradziła.......ja nie winien/na...........on/ona winna.
Nie ma w życiu małżeńskim raczej tylko winy jednostronnej.
Tak jak bardzo rzadko dochodzi do kryzysu małżeńskiego tam w małżeństwach, gdzie dobrze funkcjonuje sfera intymna,pożycia ,płciowości.
Gdzie mąż nie sprowadza żony do roli "pogotowia selsualnego", 'zaspokajacza żądz" ,a żona ma poczucie ,że ma oparcie w mężu i nie traktuje seksu jako zła koniecznego.
Gdzie mąż zrozumie że młoda matka często ślepnie prawie na męża, mając dziecko,a ta młoda żona nie jest w stanie zrozumieć, że jak mawia moja tesciowa :"lepszy mąż z karczmy jak dzieci z kościoła"(jest bardzo wierząca i ma 88 lat).
Tak że moi drodzy forumowicze............. jak sie dobrze popatrzy na siebie to znajdzie sie sporo takich spraw i rzeczy które można potraktować jako element kryzysogenny.
Ale człowiek ma to do siebie że więcej widzi u drugiego...........
Tak że El............... ja podzielam Twoje widzenie .......... i to niezależnie od tego czy ktoś tu na forum ma poczucie winy czy go nie ma.
Nie ma raczej jednostronnej odpowiedzailności za kryzys w małżęństwie................
Mój kolega zwykł mawiać............... wieczorny seks,( a za tym i komunikacja ) zaczyna sie od porannej kawy.
Jaka kawa ........... taka komunikcja,jaka komunikacja takie i malżeństwo.
I co Wy na to miłe Panie?Prawda to czy fałsz??????
Maria Anna [Usunięty]
Wysłany: 2008-02-24, 16:56
Popieram to co napisałeś. Podoba mi się, podobnie myslę, lecz nie mam siły/ochoty tak się rozpisywac jak Ty Ale to co napisałeś to mówimy ja tak to widzę przynajmniej o normalnych związkach, rodzinach.
A gdzie wina małzonka, który i owszem kryształowy nie był (za mało sprzatał, trochę w nerwach krzyczał), ale "winna" takich osob jest przecież niewspółmierna do winy współmałzonka, który np dopuszczał się: znęcania fizycznego, psychicznego , narkomanii, pedofilii... itp
EL. [Usunięty]
Wysłany: 2008-02-24, 18:13
Staram sie nie mówić o winie ale o odpowiedzialności za małżeństwo. Czy zaniedbanie jest odpowiedzialnością za małżeństwo ? Nie porównuję też win.
Nie Werko....to co wiem o Tobie nie znaczy, że Tobie nie wierzę.....ale gdybym usłyszała to co ma do powiedzenia Twój mąz, to pewnie słyszałabym go lepiej od Ciebie....bo nie ma we mnie emocji w tej sprawie i wtedy umiałabym Ci powiedzieć, pokazać co sie tak naprawdę stało...dlaczego i jak można uratować. Po to też są terapie małżeńskie obu małżonków razem.....Bo osoby poklócone ze sobą nie słyszą sie nawzajem....terapeuta wtedy jakby tłumaczy, pokazuje, uławia komunikację.
Średnio lubię czytać K.Grocholę....ale bardzo polecam "Osobowość ćmy"....tam własnie o tym.....jak małe nieporozumienia rosną do niebotycznych rozmiarów obrażania się na siebie, odwracania od siebie...aż do rozwodu. Bzdura i niepotrzebne....bo zacietrzewienie , bo hardość, bo nigy honor......bzdura i nieprawda !! Koniecznie polecam tę książkę....jasno i zwyczajnie....no ja niestety nie potrafie tak jasno opowiedzieć.
Nie czuję się winna za rozpad mojego małżeństwa....nic złego nie zrobiłam.....jednak uważam, że moje zaniedbania, uchybienia....przeoczenia....i różne drobiazgi , mogły spowodować smutek męża, odsuwanie się ode mnie, rozdrażnienie czasem, zniechęcenie...brak sił do walki o nas. Ot głupie niedogadanie się....a doprowadziło do wielkich skutków. Tak...mocno czuję, że za upadki małzeństwa odpowiedzialne są dwie osoby.
Zazdroszczę dobrego samopoczucia krysztalowym. Hm....może by rzucić kamieniem ??
O nic więcej mi nie chodzi jak o uczciwą postawę wobec swojego małżeństwa, wobec swojego męża/żony i swojej krysztowatości.
Oczywiście wypowiadam sie tu tylko za siebie , pokazuję swoje zdanie na ten temat i toleruję inne .
Finał naszego kryzysu..mąz odchodzi z domu do mlodej kochanki. Ja załamanie nerwowe...upadek całkowity....Próby podniesienia się....nic....terpia - nic, alkohol - nic, itp - nic , itp - nic.....
Kolejne załamanie.....ksiądz....zgodził sie mnie wysłuchać, ze mną rozmawiać , pomóc.....gadam , gadam, gadam....wyrzuciłam wszystko !!
Prosze księdza....ja piorę, zakupy, dzieci wychowuję....wszystko sama, wszystko dla mężą, żeby On mógł się rozwijać...swoje pasje= pracę. Robię wszystko...z milościa do Niego...sama i z ochotą.....a ksiądz do mnie...Ło Matko, jak pani( ja ) beznadziejna....
Ludzie...Ło Matko....ja nic złego nie zrobiłam !!!!!!!!!!!!!!!!!!! Wszystko poprawnie, dobrze, z milością.....NIe....ja nie mam tu swojego udziału w tym rozpadzie !!!!!!!!!!!!!
Ło Matko....jaka pani( ja ) bznadziejna !!
I wtedy przszło STOP.....zatrzymanie się....zastanowienie....
I jeszcze tylko pytanie księdza - chce pani( ja) ratować to małżeństwo ??
Ja ????????????? Przeciez ja nic złego...............
Pawnie, że nic złego....ale takie drobiazgi, drobiażdżki, takie mini, mini.....one sie nazbierały....Nie ma tu pani( mojego) męża....jemu ma też coś do powiedzenia...ale Jego tu nie ma...jest pani( ja)...mogę pomóc pani uratować to małżeństwo......
Dalej już wiecie....jest w świadectwie.
Wydawało mi się, że byłam krysztalowa....
Teraz mi lepiej, gdy wiem, że nigdy nie byłam i nie będę.....bo to mnie motywuje do tego, żeby ciągle...każdego dnia stawać sie lepsza! Żeby każdego dnia kochać bliźniego, mężą, dzieci tak mocno, jak siebie samą. A że czasem zmęczona, zdenerwowana, smutna, śpiąca i zupę przesolę......hahahahhahahahaha...i dobrze, mam prawo, zdarza się....jutro będzie lepiej !! Kaźdego dnia chcę być,lepsza.....dla siebie i dla wszystkich !! Jeszcze mi dużo do krysztowatości i cieszę się.....bo ciągle mam szansę na rozwój , przemianę siebie!! El.
Ostatnio zmieniony przez EL. 2008-02-24, 18:30, w całości zmieniany 1 raz
wabona [Usunięty]
Wysłany: 2008-02-24, 18:21
EL. napisał/a:
Nie Werko....to co wiem o Tobie nie znaczy, że Tobie nie wierzę.....ale gdybym usłyszała to co ma do powiedzenia Twój mąz, to pewnie słyszałabym go lepiej od Ciebie....bo nie ma we mnie emocji w tej sprawie i wtedy umiałabym Ci powiedzieć, pokazać co sie tak naprawdę stało...dlaczego i jak można uratować. Po to też są terapie małżeńskie obu małżonków razem.....Bo osoby poklócone ze sobą nie słyszą sie nawzajem....terapeuta wtedy jakby tłumaczy, pokzuje, uławia komunikację.
Ja zas uważam, że wina leży po stronie tego, kto nawet nie próbował ratować związku. Każdy popełnia błędy, ma do tego prawo - ale właśnie, Elu - po to są terapie, aby dac jednak sobie szansę - przynajmniej spróbować. Nie wiem, może patrzę na to z perspektywy swojej sytuacji, ale tak właśnie uważam.
zuza [Usunięty]
Wysłany: 2008-02-24, 18:24
El- jak ci sprawi przyjemnośc to sobie rzucaj kamieniami.
Ale czytając twoje wypowiedzi to już się pogubiłam.
To ty jesteś winna czy nie w swoim małżeństwie?
Bo raz piszesz że jesteś winna a drugi raz że nie- a czemu ty tak zdanie zmieniasz?
Tyle czasu upłynęło a ty nadal nie jesteś pewna co się stało?
Hm-
El- ja to sobie myślę że powinnaś chyba przestać wałkować ten temat- i zabrać się za życie.
Zrób sobie kobieto grubą kreskę i nauczona swoim doświadczeniem nie popełniaj- no straj się nie popełniać tych swoich zaniedbań.
Bo że mąz zdradził to wiemy- tylko jak na podstawie zaniedbań twoich to faktycznie- musisz się kobieto przykładać bardzio do dbania o małżeństwo- bo facet jest słabszym ogniwem czy jak? Taki jakiś wniosek dla postronnego czytacza płynie.
Poza tym że nic zdrady nie usprawiedliwia oczywiście.
Pogubiłam się w twoich opiniach- ale proszę- mnie już nie tłumacz.
Ja swoje zdanie sobie już wyrobiłam.
a skoro w swojego męża raczej nie mam zamiaru rzucać to wniosek jeden- ja zuch kobita jestem- nadal.
Nałogu- populizm wylewa się z ciebie ogromnie.
wiesz co?
Gdzie mąż nie sprowadza żony do roli "pogotowia selsualnego", 'zaspokajacza żądz" ,a żona ma poczucie ,że ma oparcie w mężu i nie traktuje seksu jako zła koniecznego. - tak u mnie było ale się zmyło .Było- należy rozumieć że mąż super facet inteligentny.
Gdzie mąż zrozumie że młoda matka często ślepnie prawie na męża, mając dziecko- nie musiał- bo nie oślepłam- rozumieć mądra jestem i byłam.
Nałogu,
Proszę cię- nie uderzaj w takie ckliwe i górnolotne tony- brzmi to fałszywie totalnie.
elzd1 [Usunięty]
Wysłany: 2008-02-24, 18:43
Tiaaaaa.
Tym sposobem każdego można usprawiedliwić:
pijany kierowca rozjechał pieszego na chodniku - piesz winny, akurat zachciało mu się chodnikiem spacerować
zgwałcili dziewczynę na przystanku - jej wina, nie musiała wracać wieczorem
pedofile - przecież tyle dzieci biega po podwórku, a przecież pedofilia to choroba
mąż tlucze żonę - jej wina - zupa za słona, a może mąż odbija sobie, że na flaszkę zabrakło.
zdrada - bo żona nie tak kręciła pupą jak życzył sobie mąż
Można by długo ciągnąć i usprawiedliwiać każdą podłość.
Widzę, że niektórym łatwo przychodzi wybielanie tych co robią źle i krzywdzą.
Może tak łatwiej?
Bo Ty EL, wolisz spojrzeć na męża jako ofiarę swojego zachowania, a Nałóg całkowicie uwolnić się od winy?
Ja kamieniami nie rzucam, ale podłość należy nazywać podłością, nie szukać ładniejszych określeń dla poprawy swojego samopoczucia.
Ale - to Wasz wybór.
Ja - do dziś nie wiem dlaczego szanowny poszukał sobie szlafmycy, nie umiał mi wytłumaczyć, " tak wyszło" - mówił.
Ostatnio zmieniony przez elzd1 2008-02-24, 18:50, w całości zmieniany 1 raz
EL. [Usunięty]
Wysłany: 2008-02-24, 18:48
Tak Wan, mam takie samo zdanie jak TY.....Uważam, że powinno sie dać szansę na naprawienie związku.....na rozmowę, wyjaśnienie sobie spraw, na naprawę. Osoba, która sie na to nie zgadza , nie daje szansy na naprawę....jest odpowiedzialna za rozpad małżeństwa.
Zuzo....ja byłam krysztalowa i nie było we mnie winy.....chociaz zdarzało mi sie przesolic zupę. Teraz wiem, że mój mąż bardzo nie lubi przesolonych zup, więc teraz bardziej sie staram, żeby ich nie przesalać !! Teraz czuję sie lepsza....jak sie tak staram, bo zrozumiałam męża, uzgodniliśmy to razem....i wiesz, ja tez nie lubię zup przesolonych.
Potrafię też podłość nazwać podlością i powiedzieć STOP i NIE...ostro i zdecydowanie. Nie przekreślam jednak nikogo...chcę usprawiedliwić, być może tak mi łatwiej jest wybaczyć i podać rękę. EL.
P.S. Wito, ja nie mówię tutaj o pijanych kierowcach i przechodniach, ani o pedofilach...mówię o małżeństwie i o odpowiedzialności za małżeństwo .
O zonach pobitych.....to trudny i konrowersyjny temat...jestem PRZECIW agresji, jednocześnie wiemy przecież, że osoby maltretowane zwykle stosuja bierną agresję ( przemoc) wobec oprawcy....Przcież zwykle narzeczona dobrze wie i zna narzeczonego...wie co to za gagatek i często przed slubem ręke na nia podniósł....a mimo wszystko godzi sie z nim być, licząc na jego cudowną przemianę. Ponadto człowek agresywny , stosujący przemoc często jest chory....nalezy go leczyć. Ech.....to inny temat.
Ola2 [Usunięty]
Wysłany: 2008-02-24, 19:30
No taak. Bardzo ciekawie się rozwija temat...
El., Ty z tym przesalaniem zup rzeczywiście musisz szczególnie uważać. Nie tak dawno pisałaś, że mąż zaczął rozglądać się ponownie za nieprzesoloną zupką.
Rzeczywiście odpowiedzialność za związek tkwi po środku. Odpowiedzialna byłam, a jakże. I z tej odpowiedzialności dbałam, żeby nie przesalać zupki. Nie pomogło.
Mają szczęście Ci, którzy wiedzą, "z jakich to ważnych powodów" zostali zdradzeni.
Niestety, zdarza się również, że bywają zdradzeni ludzie ... bez szczególnego powodu, niestety.
Króluje wyraźnie na forum pogląd o jaśnie oświeconej średniej arytmetycznej, czyli wina leży po środku. Zapominamy, że średnia artmetyczna niczego szczególnego nie powie nam o konkretnym przypadku. Ja mam 2 dzieci. Koleżanka ma 1. To znaczy, że średnio mamy po 1,5 dzieci?
Zgadzam się, że nie ma ludzi "krystalicznych", bo zawsze znajdziemy jakąś skazę po to chociażby, żeby... się poczuć lepiej. No bo jak nie ma ludzi krystalicznych, to ze mną nie jest tak źle. Można i tak.
Mogę odczuć winę proszę bardzo... Nie byłam jasnowidzącą, z fusów nie wróżyłam, z gwiazd nie czytałam... co też jeszcze mojemu małżonkowi do szczęścia potrzeba. Kurcze, najczęściej komunkował: telewizora chcem, satelitarną chcem...
Wiem, że się powtarzam, pisząc to wszystko, lecz "nie chcem, ale muszem".
zuza [Usunięty]
Wysłany: 2008-02-24, 19:42
Noo- to doszliśmy Proszę Państwa do miejsca w którym pasuje jak najbardziej dokonać dokładnego określenia terminu : kryształowy/kryształowa.
Bez tego nijak do przodu w analizie nie posuniemy się ciut nawet dalej.
ps El-????????????????
Ale czy ja muszę kumać? jak nie umiem?.
Teraz to już mi mętlik zrobiłaś.
I dołożono kwestię odpowiedzialności.
Ło Matko Kochana- się porobiło. Tyle wątków w jednym czasie i temacie.
Lubiem tak- bo mam podzielną uwagę- ale kryształowa nie jestem.
Jestem tylko niewinna tego co się stało- w moim małżeństwie.
byłam odporna na kryzys wieku- przeszłam samodzielnie- mąz nie.
[ Dodano: 2008-02-24, 19:55 ]
No El, a teraz z innej beczki- w pozytywnym znaczeniu słowa ci zazdroszczę- że masz szansę wykazać się inteligencją, uczuciami i takimi tam- w obecności i wobec małżonka.
W pozytywnym sensie.
Zrobiłam bowiem założenie- że dokopiesz się do pokładów inteligencji faceta i się uda
Wam obojgu.
I kciuki trzymam- jak nie popisuję tutaj.
Alda [Usunięty]
Wysłany: 2008-02-24, 20:04
Po przeczytaniu tego wszystiego co napisałiście - stwierdziłam - że jestem winna....
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum