Celem tego forum jest niesienie pomocy małżonkom przeżywającym kryzys na każdym jego etapie (także po rozwodzie i gdy współmałżonkowie są uwikłani w niesakramentalne związki), którzy chcą ratować swoje sakramentalne małżeństwa
Czytam te Wasze wypowiedzi i właściwie u mnie jest podobnie. Jesteśmy razem bo są dzieci (Ona tak twierdzi, wolałaby być ze swoim ukochanym...) Oschłość i obojętność z jej strony są chlebem powszednim, mimo iż ogólnie atmosfera jest miła. Ja juz też staram się nie okazywać aż tak jak kiedyś mojego uczucia do Niej. Ona wie że Ją kocham, a ja wiem że moje wyznania powodują u Niej zmianę nastroju. Gotuję więc obiady, zajmuję się dziećmi (właściwie prawie codziennie je usypiam i wstaję do nich w nocy), robię to co powinienem, wierząc, że w końcu zobaczy, że prawdziwe szczęście jest u boku rodziny. Myślicie, że choć raz usłyszałem miłe słowo, że zrobiłem obiad czy coś innego. Nie, a zamiast tego pretensje jak jakiś drobiazg jest nie tak jak powinien.
Do Kościoła chodzę sam z dziećmi, Ona nawet nie chce o chodzeniu do Kościoła słyszeć. Wcześniej to Ona chętniej chodziła, a teraz broni się jak może by nie iść. Modlę się cały czas o Jej nawrócenie i opamiętanie. Ta modlitwa pomaga mi przetrwać jej obojętność i brak ciepła. Dzięki modlitwie jestem juz dużo spokojniejszy, łatwiej znoszę jej cierpkie słowa i ciężkie sytuacje.
Nie wiem tylko jak postępować w sytuacji, gdy wychodzi na ściankę wspinaczkową, na której się „relaksuje”. Wiem, że on też tam chodzi, a ja mam możliwość zostawania dłużej w pracy i narazie to wykorzystuję, ale widzę że żona zaczyna podejrzewać że celowo zostaje w pracy w dzień, gdy ma iść na ściankę. Zabranianie i stawianie zakazów niczego dobrego nie przynosi, ale z drugiej strony wiedza, że jest tam z nim jest dobijająca. Tylko modlitwa mnie wtedy uspakaja.
Dzięki Waszym postom udało mi się wiele rzeczy zmienić, w końcu wielu przeżywa to samo w sercu. Pozostała mi tylko ufność, że Bóg pokieruje tak Naszymi losami, żeby wszystko zakończyło się dobrze.
Dzięki za Twoje świadectwo trwania w Miłosci...
Dzieki Twoim postom również może się zdarzyc, że ktoś wiele rzeczy zmieni...
Pozdrawiam serdecznie i pamiętam w modlitwie:)
Małgorzta [Usunięty]
Wysłany: 2008-04-04, 07:46
Dawid widzisz, a mnie sie wydawało , że nie ma takich mężczyzn którzy gotują, zajmuja sie dziećmi i wstaja do nich w nocy. Musisz być naprawdę dobrym mężem za dobrym. Pewnie ta obowiązkowość wynika też z wychowania z charakteru z tego co się wyniosło z domu rodzinnego, ale ja zrozumiałam jedno, że jeżeli daje człowiek z siebie wszystko tz. wyręcza tę drugą osobę bo ona jest zmeczona ja nie, bo ona musi rezlizować to czy to co postanowiła, a ja ciągle rezyguję ze swoich potrzeb rozumiejac potrzeby jej to to po jakimś czasie zostaje wykorzystane przeciwko. Wszystkimi obowiązkami w małżeństwie powinno się dzielić i tak samo jak żona tak samo mąż powinien wstawać w nocy czy myć dzieci czy chociaż pomóc przy obiedzie.
Niestety zrozumiałam to dopiero teraz, a teraz kiedy mężowi nie zależy nic nie mogę zrobić nic nie mogę wymagać. Teraz kiedy chciał odejść i został po błaganiu matki to ja wiem jedno, że wszystko to całe cierpienie muszę złożyć w sercu Jezusa bo normalnie po ludzku to bym tego nie wytrzymała. Zawsze chciałam i robiłam wszystko aby był szczęśliwy. Czuje i wiem, że modlitwa to pdstawa. Ja czuje, nadprzyrodzona siłę napewno dzięki modlitwie i dzięki temu, że Ufam Jezusowi. Każdą Komunię Św. ofiaruję w Jego intencji rozpoczęłam odprawianie 9 Komunii Św. codziennie bedąc w kościele taką nowennę w Jego intencji i nie spocznę modlitwa czyni cuda.
Dawid, a może Pan Bóg stawia nas obok takich potrzebujących ludzi, abyśmy ich ciągneli ku niebu, abyśmy ich ratowali przed zagubieniem przed grzechem, a może aby też sprawdzić nas jak Go kochamy czy potrafimy Mu zaufać dlatego trwajmy na modlitwie i UFAJMY JEZUSOWI.
Polecam strone www.mojemalzenstw.pl
Pamietam o Was w mdlitwie.
dobrze, dobrze [Usunięty]
Wysłany: 2008-04-04, 08:14
wszystko pięknie - Bóg, Jezus...i Wszyscy Święci.
Mają to za was załatwić?
A może zacznijcie od pozbycia się swego egoizmu? Przykro czytać te teksty, i przykro czytać jak wielkie oczekiwania od Boga macie myśląc tylko o własnym szczęściu.
Ja, ja, ja...a skąd wiecie co myśli druga strona? Skąd to wiecie? Nie jesteście Duchem Świętym. Nie wiecie, co druga strona czuje.
Macie tylko własny zraniony egoizm a mieszacie do tego Boga.
To nie tak, kochani.
Nie tak.
Zacząć od siebie. Zanim zmieszacie swoich mężów/żony z jakimiś diabłami razem.
To Bóg wie, co dla zbawienia człowieka jest dobre.
Skąd wiecie, że to co dzieje się w waszych małżeństwach nie pochodzi właśnie od Niego?
Bo co?Bo nie po waszej myśli?
Nasze myśli i zachciewajki nie są równoznaczne z Wolą Bożą.
Tego chyba KK uczy.Prawda?
[ Dodano: 2008-04-04, 08:19 ]
Do moderatorów:
Wy też nie wiecie, który post bedzie w istocie pomocny w przezwyciężoniu kryzysu albo zapobiegnie czyjejś tragedii,
Zastanówcie się długo i dogłębnie zanim wciśniecie guzik i skasujecie czyjś post tylko dlatego, że wam się "wydaje" nieodpowiedni.
Pokory, pokory.
Bo takie działania są PYCHĄ a za pychę Bóg strącił Aniołów do piekieł
ekola [Usunięty]
Wysłany: 2008-04-04, 08:56
Piszecie, że rozmowa jest bardzo ważna.
Małgorzato, zgadzam się z Tobą że na poziomie kryzysu rozmowa nic nie daje. To ja naciskałam na rozmowy, ja chciałam wyjaśniać, co się dzieje, namawiać do naprawy. A jego to tylko męczyło. I w końcu - tak jak piszesz - kończyło się odbijaniem piłeczki. Okazało się że pamięta jakies moje słowa sprzed lat, ba, że to właśnie te słowa, rozmowy które nie wychodziły są przyczyną kryzysu, a nie to że pojawił się ktoś inny.
Więc staram się nie rozmawiać. Te wszystkie żale - tak jak oceniam - to własnie to co napisał Nałóg - próba usprawiedliwienia własnego zachowania. Ale dopóki mu wierzyłam, że to moja wina, nie mogłam się wziąć w garść.
Właściwie dalej nie mogę. Ale powoli dociera do mnie, że złem było postawienie go na pierwszym miejscu w moim życiu. Może to za duże obciążenie dla faceta? Chciałam być odpowiedzialna, dobra matka i żona. Wiadomo, nigdy nie jest tak, żeby wszystko wychodziło. Więc frustracja, niezadowolenie. A odpowiedzialna żona chyba staje się trochę nudna...
Teraz staram się żeby na pierwszym miejscu był Bóg. ta myśl pomaga mi, kiedy mijamy się w mieszkaniu, kiedy nawet na mnie nie patrzy, kiedy nie pyta się jak minął dzień. Od dwóch miesięcy mnie nie przytulił. Więc szukam opieki u Pana.
Ja też pracuje nad sobą, nad cierpliwością której zawsze mi brakowało - teraz też chciałabym żeby już! Już koniec koszmaru! Już dobrze! Nad swoją popędliwością - bo nieraz mówiłam rzeczy których żałowałam.
Modlę się, żeby każdy dzień był dobrym dniem. Modlę się, zeby nie oczekiwać od innych, ale próbować dać coś z siebie. Może wreszcie doszło do mnie, że przecież najważniejsze jest Tam, a nie tutaj. O duszę trzeba walczyć, swoją i jego. Bo oprócz smutku i bólu, moją duszę niszczy zazdrość, podejrzliwość, żal... Mimo że jak mi się wydaje, wybaczyłam mu...
Tylko czasem boję się że już jest za późno...
miriam [Usunięty]
Wysłany: 2008-04-04, 09:30
Zgadzam się z Tobą Ekolo i potwierdzam - pięknie to napisałaś !
I prawdą jest,że jeżeli Boga postawimy na pierwszym miejscu w naszym życiu, to wszystko inne znajdzie się na właściwym
Ale nie znaczy to wcale ,że mamy siedzieć z założonymi rękoma i patrzec jak nam z nieba coś skapnie-NIE! Mamy zrobić wszystko ,co w naszej mocy . A bez Boga ani rusz !!! nie da sie po prostu .Dlatego my się mamy zmienić i naszego współmałżonka ,ale z Bożą pomocą właśnie!!!
Czy to jest mój egoizm??? no ja sobie zasług nie przypisuje żadnych , jeśli już, to tylko dzięki Bożemu wsparciu uratowałam swoje małżeństwo.
Pozdrawiam .Miriam.
dobrze, dobrze [Usunięty]
Wysłany: 2008-04-04, 09:45
Żaden człowiek nie posiada mocy sprawczej ABY ZMIENIĆ INNEGO CZŁOWIEKA.
można wskazywać drogę, modlić się do Boga o siłę do zmian dla innego, ale nikt nie zmieni INNEGO.
MOŻEMY TYLKO ZMIENIAĆ SIĘ SAMI.
Jeśli postawię sobie za zadanie "zmienić kogoś" niechybnie czeka mnie rozczarowanie i oczekiwania niespełnione doleją tylko żółci i bólu. Niczego więcej.
Ja nie stawiam się wyżej Boga i nie próbuję zmieniać innych.
Za to praca nad sobą - wytężona - pozwala miz Bogiem i Pogodą Ducha przyjmować każdy dzien. Nawet ten, który zdaje się mi (wg własnych wyobrażeń) zły, wiem, że po coś mi jest on dany. Wtedy staram odczytać Wolę Bożą w tym dniu.
A niespełnione oczekiwania...no cóż, gdy ich nie mam nie mam też rozczarowań.
[ Dodano: 2008-04-04, 09:49 ]
Ja w tym zobaczyłam nie tyle egoizm co wiarę w to, że człowiek może mieć "większe" uprawnienia od Boga.
miriam napisał/a:
.Dlatego my się mamy zmienić i naszego współmałżonka ,ale z Bożą pomocą właśnie!!!
Czy to jest mój egoizm??? no ja sobie zasług nie przypisuje żadnych , jeśli już, to tylko dzięki Bożemu wsparciu uratowałam swoje małżeństwo.
Pozdrawiam .Miriam.
miriam [Usunięty]
Wysłany: 2008-04-04, 10:06
Przepraszam ,a czy ja się stawiam "wyżej od Pana Boga"??? Gdzie tak napisałam? Chyba wręcz przeciwnie !!! Najpierw jest Bóg potem mąż dopiero ja dzieci i rodzina .
Pozdrawiam .Miriam .
dobrze, dobrze [Usunięty]
Wysłany: 2008-04-04, 10:20
Ja nie wiem, kto stawia się czy nie stawia wyżej Boga.
Ale wiem, że podejmowanie prób z zewnątrz zmiany INNEGO CZŁOWIEKA to nadludzkie przedsięwzięcie.
Obserwuję swoje małżeństwo i wiele małżeństw wokól.
Ponad 3 dekady.
I widzę taki szymel:
Akceptuję narzeczonego - jego wady i zalety. Mam jakieś oczekiwania wobec niego - nie informuję go tekstem otwartym. W domyśle - miłość tak wielka jak nasza odgadnie bez słów.
Potem Sakrament Małżeństwa, przysięga przed ołtarzem. Czasami weselisko.
A już drugiego dnia po ślubie w niepamięć idzie wszystko:
zaczyna się pracowita manipulacja: masz robić tak jak ja chcę, mmasz spełniać moje oczekiwania i odgadywać je.
Obserwuję tak wiele małżeństw, gdzie ludziska biorą sobie za punkt honoru ZMIANĘ CHARAKTERU, PRZYZWYCAJEŃ, HOBBY, GUSTU...ITD tego, którego przecież pokochałi, którego zaakceptowali przed ślubem z całym bagażem.
Nie ma innej obcji.
W podejmowaniu "rządów" i "kierowaniu wg własnych oczekiwań" drugiego, myślącego, czującego, mającego własną duchowość człowieka tylko dlatego, że uzurpuję sobie prawo nierozerwalnością mąłżeństwa - małżeństow muuuuuuusi przechodzić kryzys! Małżeństwo najczęściej rozpada się
Bo małżeństwo nie nie lepienie z gliny, jaką dostajemy w postani narzeczonego, męża wg własnych wyobrażeń.
Gdy dojrzałam w swoim mężu takiego samego człowieka co w sobie i zaakceptowałam go takim jakim jest bez naginania, wszystkie kryzysy odeszły.
Pozostały rozmowy - o uczuciach (co czuję np.gdy mnie rani), on też ma prawo niezbywalne powiedzieć, czego mu brakuje w naszym małżeństwie. Wszystko jest do wypowiedzenia.
Tylko trzeba chcieć dojrzeć drugiego człowieka.
A Bóg wtedy jest z nami, w nas i obok.
Zawsze!
[ Dodano: 2008-04-04, 10:29 ]
A wchodzenie w Boże kompetencje i "wymuszanie modlitwą" własnego "koncertu życzeń" od Boga, to trochę nie tak.
Ja nauczyłam się w modlitwie dziękować Bogu.
I tylko dziękuję, nie proszę.
Bo ufam w to, że ON wie lepiej co dla mnie dobre. Dla mnie, mojego męża, dzieci.
Wie lepiej, w którym momencie życia ma i dać chorobe, kiedy problem do rozwiązania.
Więc proszę najwyżej o siłę do spełnienia Jego Woli i umiejętność jej odczytania.
a za resztę dziękuję, dziękuję, dziękuję, bo jest za co! Każdego dnia!
Uśmiechu Wam życze.
Braku oczekiwań i zrozumienia - próbujcie rozumieć innych a nie oczekiwać zrozumienia dla siebie.
Warto!
Żegnam i powodzenia
EL. [Usunięty]
Wysłany: 2008-04-04, 10:52
Ekolo, pięknie napisałaś, bardzo mi sie to podoba !!
Dobrze-Dobrze, mam podobne zdanie do Twojego. Też wyszłam z krysysu przemieniając siebie, dzięki wsparciu i pomocy Boga. Dziękuję Mu za to każdego dnia, ale tez i proszę....hahaha...mój koncert życzeń jest ciągle ten sam....żeby zawsze juz był, pozostał przy mnie, przy nas. Czasem może to egoizm...bo trzymam sie Go jak mamy za spódnicę. Proszę o opiekę nad moimi dziećmi, o siłe dla siebie, wytrwałoc dla męża, prosze o wsparcie dla przyjaciół z naszego forum. Często proszę i często dostaję....i zawsze dziękuję. Pozdrawiam !! EL.
ekola [Usunięty]
Wysłany: 2008-04-04, 11:49
Och, nie chodzi o to żeby kogos zmieniać!
Ba, wlaściwie to u mnie nie było podziału na okres narzeczeński i po slubie. Było cudownie i wtedy i potem. Starałm się dzielić jego zainteresowania, robiliśmy wspólnie mnóstwo rzeczy i mnóstwo czasu spędzalismy razem. Jesli kiedys zaczęło się psuć, to wtedy kiedy pojawiły się problemy. Bo wcześniej - nasze życie było chyba zbyt beztroskie.
Choć pewnie masz rację Dobrze, Dobrze, że usiłujemy dopasować współmałżonka do swoich wyobrażeń. Tyle że często nieświadomie.
A co do modlitwy...
Ja proszę Boga o przemianę, swoją przemianę. Tak jak niewidomy spod Jerycha proszę "Chcę przejrzeć Panie". I dziękuję za to co się stało, bo dzięki temu zauważyłam rzeczy, które wcześniej były dla mnie zakryte - z mojego zaniedbania. Dziękuję za to, że wreszcie robię to co powinnam już dawno (to może kryzys by nie nadszedł) czyli modlę się. Teraz Bóg jest właściwie w każdej chwili mojego życia. Modlę sie o czujność, bo widzę że szatan w każdej chwili gotowy jest podpowiedzieć myśl czy gest, który niszczy... Tak, tak - duszę.
CZasem się tylko wstydzę, że jestem jak w tym przysłowiu: "Jak trwoga, to do Boga" .
A to co pisałam o walce o dusze moją i jego, to własnie przez modlitwę, przez zmianę siebie.
Nie wiem co Pan dla nas zaplanował. Nie wiem jakimi ścieżkami podążymy - ja i mój mąż. Czasem trudno wyzbyć się tego egoizmu i nie prosić o jego powrót. Ale też, choć ze łzami, mówię "bądź wola Twoja". A to że chciałabym, żeby była dobra dla mnie... No cóż. Uczę się dopiero odgadywać wolę Pana i uczę się przyjmować ją z radością i dziękczynnieniem.
Chyba jestem dopiero na początku tej drogi.
miriam [Usunięty]
Wysłany: 2008-04-04, 12:38
Zgadzam sie z Tobą i jesteś na tej właściwej drodze myślę Ekolo .Wytrwaj tylko i trzymaj się mocno Pana Jezusa , bo On nie skąpi nam łask .Od nas samych tylko zależy, ile zaczerpniemy.
W tych wszystkich "zmianach" tu przytaczanych chodzi o to ,że pod wpływem kryzysu właśnie nasi współmałżonkowie zmieniają się przecież często nie do poznania i to na gorsze. Prawda? Bo wcześniej byli inni : kochający ,czuli , troskliwi itd..
Ale coś ten kryzys spowodowało, a przyczyn jest wiele ( piszę ogólnie ).Musimy je rozpoznać w miarę swoich możliwości , aby wiedzieć co było złe w naszym związku i starać się to zmienić. A zacząć trzeba od siebie najpierw i przewartościowac sobie pewne sprawy . Nasza przemiana ma duże szanse na to , aby swoją postawą i miłością tak wpłynąć na współmałżonka ,aby się odnalazł i wrócił do normalnści. Ale do tego jest potrzebna wspólpraca z Panem Bogiem .
Prawdziwa miłość zaczyna się dopiero od kochania "na złe" , musi się odnowić w nas i dojrzeć .I dopiero TAKA miłość jest w stanie odrodzić drugiego człowieka--naszego małżonka.
W moim małżeństwie ja swoim spokojem , miłością i pokorą pomogłam mężowi "odrodzić się"- nawrócił się i wrócił do mnie .Sama jednak wcześniej musiałam w sobie wiele zmienić --podejście do życia przede wszystkim. Udało się !!! ale tylko ,powtarzam ,dzięki współpracy z łaską Bożą!
I dostaliśmy "lepsze wino" na koniec i jest tak jak w przypowieści o Kanie .Zaświadczam i potwierdzam !!!
I warto przecierpieć ,bo wszystko ma sens ,żeby potem było lepiej- za co jestem wdzięczna Panu Bogu niezmiernie !!!
Pozdrawiam .Miriam.
Mirela [Usunięty]
Wysłany: 2008-04-04, 13:04
dobrze, dobrze napisał/a:
wszystko pięknie - Bóg, Jezus...i Wszyscy Święci.
Mają to za was załatwić?
A może zacznijcie od pozbycia się swego egoizmu? Przykro czytać te teksty, i przykro czytać jak wielkie oczekiwania od Boga macie myśląc tylko o własnym szczęściu.
Ja, ja, ja...a skąd wiecie co myśli druga strona? Skąd to wiecie? Nie jesteście Duchem Świętym. Nie wiecie, co druga strona czuje.
Macie tylko własny zraniony egoizm a mieszacie do tego Boga.
To nie tak, kochani.
Nie tak.
Zacząć od siebie. Zanim zmieszacie swoich mężów/żony z jakimiś diabłami razem.
To Bóg wie, co dla zbawienia człowieka jest dobre.
Skąd wiecie, że to co dzieje się w waszych małżeństwach nie pochodzi właśnie od Niego?
Bo co?Bo nie po waszej myśli?
Nasze myśli i zachciewajki nie są równoznaczne z Wolą Bożą.
Tego chyba KK uczy.Prawda?
[ Dodano: 2008-04-04, 08:19 ]
Do moderatorów:
Wy też nie wiecie, który post bedzie w istocie pomocny w przezwyciężoniu kryzysu albo zapobiegnie czyjejś tragedii,
Zastanówcie się długo i dogłębnie zanim wciśniecie guzik i skasujecie czyjś post tylko dlatego, że wam się "wydaje" nieodpowiedni.
Pokory, pokory.
Bo takie działania są PYCHĄ a za pychę Bóg strącił Aniołów do piekieł
Pomódl sie za mnie bardzo proszę, jeśli możesz to nawet Koronkę do Miłosierdzia Bożego wypraszając Miłosierdzie Boże dla mnie .Proszę o wsparcie właśnie również w kierunku pokory.
Serdecznie Ci dziękuje:)
http://eupathor.wrzuta.pl...sancte_spiritus
Ps. Chciałam się podzielic z Tobą ( dotyczy tekstu pogrubionego).
Dziś mam po południu ważną wizytę lekarską, rano nie mogłam byc na Mszy, zmartwiłam się ,bo wieczorna Msza o 17 więc mogłam na nią nie zdąrzyc, a dzis Swiętujemy i oddajemy cześc Najświętszemu Sercu Pana Jezusa. Weszłam do kościoła i wiesz co...była Msza o 10, o godzinie kiedy nie ma Mszy, kiedy nie ma pogrzebów, tym razem był pogrzeb. Byłam na Mszy Sw. Zupełnie niepotrzebnie sie niepokoiłam wcześniej. To jeden przykład.
Potem miałam cos do załatwienia, jadąc autem zobaczyłam siostrę zakonną, czekała na autobus...okazało sie ,że właśnie sporo musiałaby czekac...jechała do przychodni i czas również był dla niej cenny... Bóg działa dla nas w sposób najlepszy, niewyobrażalny, niepojęty ...jakże troskliwy...Bóg działa ciągle, nawet załatwia wiele...Wiara jest rozumna i ona nie mówi ,że mamy nic nie robic ...juz o tym kiedys pisałam jak szatan próbuje wmówic ludziom,że wiara jest nierozumna , że modlitwa i zawierzenie Bogu jest nierozumne, że nadzieja jest naiwna...Przecież modlitwa i wiara nie wyklucza działania ku Dobremu.
Zawsze cieszy mnie kiedy człowiek oczekuje wiele od Boga...i nie ważne to na ten moment czy to rozumne, czy pokorne...Pan wszystkie niedoskonałości w człowieku prostuje:)I dobrze ,że sługa nie może byc większy od PANA, chciałabym właśnie żeby mnie prostował tylko Mistrz. Cieszmy się ,ze ludzie chcą czegokolwiek od Boga...To Bóg przede wszystkim w Sakramentach Swiętych uczy nas Miłosci, którą powoli dla każdego w sposób indywidualny objawia w życiu codziennym.
Pozdrawiam serdecznie:)
Małgorzta [Usunięty]
Wysłany: 2008-04-04, 13:23
Dobrze, dobrze jakoś dziwnie czyta sie te Twoje posty jakoś dziwnie przeinaczas sens tego co piszemy. Dla mnie zawsze na pierwszym miejscu zaraz po Bogu był drugi człowiek zawsze liczyłam się z potrzebami innych moje były na samym końcu. Oczywiście uważam, że popełniłam dużo błędów odciążając zbytnio męża i licząc się z Jego przede wszystkim potrzebami w ten sposób się rozleniwia drugą osobę każdy ma i mąż i żona obowiąki wobec rodziny i trzeba się nimi dzielić. To właśnie raczej mąż w moim przypadku patrzy na swoje ego bo zawsze było istotne co On musi, ale ja tego nie rozpamietuję z miłości jestem gotowa służyć drugiej osobie chociaż czasami marzy mi sie odrobina wsparcia to byłoby łatwiej. To miałabym siłę obejrzec wspólnie film, a tak moje zmeczenie mi na to nie pozwalało.
Ja nie uważam że chciałam zmieniać męża a nad soba to każdy człowiek powinien pracować.
Ekola tak nie wiemy jaka jest wola Boża, ale Jezus Miłosierny mówił proście a otrzymacie kołaczcie a otworzą wam czyli daje nam NADZIEJE daje nam wskazówkę, że krocząc za Nim, że zawierzając Mu swoje sprawy On nami pokieruje. I nie zgadzam sie z tonem Dobrze, dobrze że nie mamy mocy zmienić kogoś My nie, ale Jezus może uczynic cud i On czyni cuda w dzisiejszych czasach znam takie przypadki sama doswiadczyłam Jego obecności wiele razy, ale napewno dzieki wielkej Ufności pokładanej w Jezusie. Oczywiście ja nie mówię, że wola Boża nie jest ważna, że może nas spotkać rozczarowanie, ale nie w ten sposób myslimy.
NIE!
Ufność Jezusowi wlewa w nas również zrozumienie woli Bożej. Dlatego modlitwa i modlitwa za małżonka to podstawa, a Bóg jest litościwy i tą nadzieją trzeba żyć ona nam daje siłe do przetrwania trudności. Głęboko w to wierzę i ufać nie przestane i również pracować nad sobą nie przestanę, ale ja już czuje nadprzyrodzona siłę która we mnie jest dzięki napewno ufności. Ja całe cierpienie złożyłam w sercu Jezusa w intencji mojego męża.
Pamiętam o Was w modlitwie.
JEZU UFAM TOBIE!
Mirela [Usunięty]
Wysłany: 2008-04-04, 15:29
miriam napisał/a:
Sama jednak wcześniej musiałam w sobie wiele zmienić --podejście do życia przede wszystkim. Udało się !!! ale tylko ,powtarzam ,dzięki współpracy z łaską Bożą!
I dostaliśmy "lepsze wino" na koniec i jest tak jak w przypowieści o Kanie .Zaświadczam i potwierdzam !!!
I warto przecierpieć ,bo wszystko ma sens ,żeby potem było lepiej- za co jestem wdzięczna Panu Bogu niezmiernie !!!
Pozdrawiam .Miriam.
W Pieśniach nad Pieśniami nie bez powodu znalazły się Słowa:"Przyciągnij mnie , a pobiegniemy ku Twoim zapachom"
gratuluję Miriam , wspaniałe świadectwo:)
pozdrawiam serdecznie:)
lena [Usunięty]
Wysłany: 2008-04-04, 16:20
Dobrze,dobrze.... zgadzam sie z Tobą, że takie małzeństwa o jakich piszesz, jakie sama zaobserwowałaś.... że takie istnieją, a nawet sa bardzo powszechne.Dopuszczam jednak i inną ewentualność, czego nie widzę u Ciebie(popierając sie tym jak piszesz)
"Gdy dojrzałam w swoim mężu takiego samego człowieka co w sobie i zaakceptowałam go takim jakim jest bez naginania, wszystkie kryzysy odeszły.
Pozostały rozmowy - o uczuciach (co czuję np.gdy mnie rani), on też ma prawo niezbywalne powiedzieć, czego mu brakuje w naszym małżeństwie. Wszystko jest do wypowiedzenia.
Tylko trzeba chcieć dojrzeć drugiego człowieka."
Czy wzięłaś może pod uwagę,że grono osób również dostrzega we wspołmałżonku takiego samego człowieka, z takimi samymi prawami i przywilejami.Czy bierzesz pod uwage ,że widziały to od samego poczatku?
Masz racje pisząc ,że każdy ma prawo niezbywalne powiedzieć....sęk w tym ,że nie każdy potrafi, bądź nie każdy chce z tego prawa korzystać.
Do powyższego dodałabym jeszcze ,ze ma nie tylko prawo,ale i obowiązek powiedzieć..... czego mu w tym małzeństwie brakuje.Wola i umiejetność rozmowy, bo to przez jej brak zwykle się zaczyna. Jak rozmawiać,lub jak te rozmowę wyegzekwować od partnera....na to juz recepty nie mam, bo sama walczyłam o to latami i rożnymi sposobami.
Małgorzta pisze...
Dobrze, dobrze jakoś dziwnie czyta sie te Twoje posty jakoś dziwnie przeinaczas sens tego co piszemy.
też tak myśle......bo choć czasami inaczej odbieramy.......to i tak, jesli nie wszyscy, to w wiekszości robimy to samo ...modlitwa + działanie. Czasami zapominamy o tym wspomnieć, badź zwyczajnie nie chcemy sie powtarzać uznając że to jasne........... i stąd tyle nieporozumień. Pisząc "nie wszyscy", mam na myśli przede wszystkim osoby "nowe", ktore często są w tak ogromnym szoku i rozpaczy, że nie potrafią nic innego jak tylko ukleknąć i prosić.....ale też mają Nas, to forum.... po to aby zmobilizować się do działania.
Od nas tez poniekąd zależy czy pozostaną tylko w stanie "modlenia i proszenia" czy zrobia cos ponadto.
.... a prosic równiez trzeba zgodnie z...."Proście, a będzie wam dane; szukajcie, a znajdziecie; kołaczcie, a zostanie wam otworzone. Każdy bowiem kto prosi, otrzymuje; kto szuka, znajduje, a kołaczącemu zostanie otworzone"
Dobrze,dobrze pisze...
Braku oczekiwań i zrozumienia - próbujcie rozumieć innych a nie oczekiwać zrozumienia dla siebie.
Próbuje zrozumieć innych i oczekuje próby zrozumienia mnie.....wciąz będe próbować i wciąż będę tego samego oczekiwać.
Jesli to jest egoizm to jestem egoistka...i dobrze mi z tym.
Pisząc to nie miałam na myśli ani Ciebie, ani siebie.... ale właśnie inne osoby, które w różny sposób mogłyby odebrać takie , a nie inne słowa
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum