Celem tego forum jest niesienie pomocy małżonkom przeżywającym kryzys na każdym jego etapie (także po rozwodzie i gdy współmałżonkowie są uwikłani w niesakramentalne związki), którzy chcą ratować swoje sakramentalne małżeństwa
chciałam Was poprosić o kilka informacji, bo pewnie znajdzie się tu ktos, kto bedzie mógł mi pomóc.
straciłam już nadzieję, na uratowanie małżeństwa i bardzo poważnie myślę o próbie jego unieważnienia. moze moglibyście mi podpowiedzieć, jakie przesłanki są konieczne do tego, poza tym chodzi mi też o informacje na temat formalnego załatwienia tego. jak to się robi, co z rozwodem, kto musi o niego wystąpić, czy musi być orzeczenie winy. i w ogóle proszę o jakieś szczegóły, ew. informację, gdzie mogę zasięgnąć porady w takiej sprawie. bardzo Wam z góry dziekuję.
chciałam Was poprosić o kilka informacji, bo pewnie znajdzie się tu ktos, kto bedzie mógł mi pomóc.
straciłam już nadzieję, na uratowanie małżeństwa i bardzo poważnie myślę o próbie jego unieważnienia. moze moglibyście mi podpowiedzieć, jakie przesłanki są konieczne do tego, poza tym chodzi mi też o informacje na temat formalnego załatwienia tego. jak to się robi, co z rozwodem, kto musi o niego wystąpić, czy musi być orzeczenie winy. i w ogóle proszę o jakieś szczegóły, ew. informację, gdzie mogę zasięgnąć porady w takiej sprawie. bardzo Wam z góry dziekuję.
chciałam Was poprosić o kilka informacji, bo pewnie znajdzie się tu ktos, kto bedzie mógł mi pomóc.
straciłam już nadzieję, na uratowanie małżeństwa i bardzo poważnie myślę o próbie jego unieważnienia. moze moglibyście mi podpowiedzieć, jakie przesłanki są konieczne do tego, poza tym chodzi mi też o informacje na temat formalnego załatwienia tego. jak to się robi, co z rozwodem, kto musi o niego wystąpić, czy musi być orzeczenie winy. i w ogóle proszę o jakieś szczegóły, ew. informację, gdzie mogę zasięgnąć porady w takiej sprawie. bardzo Wam z góry dziekuję.
Stefanko, a co to znaczy uratować małżeństwo?
Jak chcesz, to napisz.
pozdrowienia
wabona [Usunięty]
Wysłany: 2008-01-22, 12:34
Elu, a co tu rozumieć? Uratować małżeństwo - chodzi o to, by trwało ono, nie tylko w rozumieniu tak górnolotnym - "bo Sakrament", "bo przysięga", "bo przed Bogiem zawsze trwać będzie". Chodzi o to, by mąż był przy nas i zachowywał się jak mąż. To chyba proste.
Elżbieta [Usunięty]
Wysłany: 2008-01-22, 12:50
Wan, w małżeństwie nie chodzi o to, aby małżonek był przy nas.
Nie mógłby wówczas nawet na chwilę wyjść z domu, np. do pracy.
Nie chodzi również o to, aby zachowywał się jak mąż, bo właściwie na początku, co to znaczy zachowywać się ja mąż/żona? mąż i żona nie wiedzą - na początku mają tylko taki dodatkowy "przydomek"... (piszę patrzać na staż Stefanki - 1 rok)
W małżeństwie chodzi najpierw o miłość.
Gdzie miłość wzajemna, tam Bóg (śpiewamy tak w kościele, "Gdzie miłość wzajemna, tam znajdziesz Boga Żywego")
Chodzi więc zawsze najpierw o miłość wzajemną.
Miłość wzajemna - Bóg Żywy.
To trudny temat.
Miłość - Bóg.
Mamy miłować się jak Bóg, który jest samą Miłością.
A miłość wzajemna nie wie, jak ma wyglądać.
Dopiero uczy się/nauczy się. Ma (miała) przed sobą życie do nauki.
To najdłuższa lekcja miłości - "ślubuję aż do ... śmierci" ufff najdłuższa lekcja
Można urwać się z lekcji, można.
każdy szuka miłości, ale w sumie znajdzie ją gdzie? w sobie? czy w innych?czy w Bogu?
wabona [Usunięty]
Wysłany: 2008-01-22, 12:52
No ok - żeby mąż mnie kochał. Wystarczy?
stefanka [Usunięty]
Wysłany: 2008-01-22, 12:58
Wanboma odpowiedziała dokładnie to, co ja o tym myślę. chodzi o to, zeby był przy mnie człowiek, którego pokochałam. i żebyśmy trwali przy sobie z radością, miłością i wiarą, że razem możemy wszystko. we mnie nie ma już tej wiary. mąż mnie nie kocha. a ja nie chcę żyć jak ofiara, bo przysięgałam. kocham, ale nie mogę. czuje się oszukana, sponiewierana. mam nadzieję, ze istnieje realna szansa na unieważnienie tego sakramentu. to dla mnie bardzo ważne. a jeśli chodzi o krótki staż małżeński, faktycznie, chociaż byliśmy ze sobą 5 lat przed slubem, więc znaliśmy sie na wylot. tak sie przynajmniej wydawało...widocznie za mało...:(
Elżbieta [Usunięty]
Wysłany: 2008-01-22, 13:01
Uratować małżeństwo to znaczy, żeby mąż mnie kochał?
Czy uratować małżeństwo to znaczy, żebym ja kochała jego (trudnego - dla mnie trudnego)?
Są dwie wersje.
Zaczynamy zawsze... to już wiemy... na tym forum. OD SIEBIE.
Od swojej Miłości w nas. Innej drogi nie ma ...
Zaczynamy od siebie i ....
dlatego tak trudno, bo siebie nie da się tak łatwo zmienić. Pstryk. Nie da się. To ciężka praca!
Jak chcemy, żeby ktoś nas kochał, to my kochamy jego.
No, a co zrobić, jesli ktoś nie kocha? (lub kocha inaczej niż my TO SOBIE WYOBRAŻAMY)
stefanka napisał/a:
Wanboma odpowiedziała dokładnie to, co ja o tym myślę. chodzi o to, zeby był przy mnie człowiek, którego pokochałam. i żebyśmy trwali przy sobie z radością, miłością i wiarą, że razem możemy wszystko. we mnie nie ma już tej wiary. mąż mnie nie kocha. a ja nie chcę żyć jak ofiara, bo przysięgałam. kocham, ale nie mogę. czuje się oszukana, sponiewierana. mam nadzieję, ze istnieje realna szansa na unieważnienie tego sakramentu. to dla mnie bardzo ważne. a jeśli chodzi o krótki staż małżeński, faktycznie, chociaż byliśmy ze sobą 5 lat przed slubem, więc znaliśmy sie na wylot. tak sie przynajmniej wydawało...widocznie za mało...:(
Stefanko, 5 lat przed ślubem, ślub w kościele z udziałem Chrystusa i co się stało?
Chrystus zaproszony przez Was - Jest. Nie odszedł.
Zdrowi nie potrzebują Chrystusa. Skoro po ślubie w kościele stało się "coś" (to Ty o tym wiesz, co się stało), to oznacza tylko jedno - teraz Chrystus ma Wam pomagać. Od dnia ślubu, w kościele, wydarza się jeszcze coś - został zaproszony Pan. Co dalej?
stefanka [Usunięty]
Wysłany: 2008-01-22, 13:13
nie wiem, co sie stało...ja już nie umiem tego analizować. spędziłam na myśleniu o tym miliardy sekund. rozdzierało mnie to na strzępy, ale nie dało mi odpowiedzi. nie wiem, jak on mógł po prostu odejść, przestać kochać. nie rozumiem i nie zrozumiem.
walczyłam jak lwica o jego miłość. zmieniłam się, byłam gotowa na każde poświęcenie, żeby znowu było dobrze, bo nie myśłałam o tym w kategoriach mojej ofiary, ale czegoś, co jest drogą do naszego szczęścia. on nie chce. a ja straciłam już wolę walki. szybko, widocznie zniszczył mnie aż tak.
nie mam sił. zasługuję na szczęście, a nie na cierpienie, czekanie, czy wróci wieczorem, w jakim stanie. chcę żyć na nowo. zabił część mnie, skrzywdził mnie, mimo to kocham go i pewnie będę zawsze. w końcu to z nim chciałam żyć na zawsze...ale nie mogę, złamał mnie.
Elżbieta [Usunięty]
Wysłany: 2008-01-22, 13:27
stefanka napisał/a:
nie wiem, co sie stało...ja już nie umiem tego analizować. spędziłam na myśleniu o tym miliardy sekund. rozdzierało mnie to na strzępy, ale nie dało mi odpowiedzi. nie wiem, jak on mógł po prostu odejść, przestać kochać. nie rozumiem i nie zrozumiem.
walczyłam jak lwica o jego miłość. zmieniłam się, byłam gotowa na każde poświęcenie, żeby znowu było dobrze, bo nie myśłałam o tym w kategoriach mojej ofiary, ale czegoś, co jest drogą do naszego szczęścia. on nie chce. a ja straciłam już wolę walki. szybko, widocznie zniszczył mnie aż tak.
nie mam sił. zasługuję na szczęście, a nie na cierpienie, czekanie, czy wróci wieczorem, w jakim stanie. chcę żyć na nowo. zabił część mnie, skrzywdził mnie, mimo to kocham go i pewnie będę zawsze. w końcu to z nim chciałam żyć na zawsze...ale nie mogę, złamał mnie.
Idź z tym do Jezusa, Jego też złamali. Dlatego On zna odpowiedź na Twoje złamanie. Poskarż Mu się, idź do Niego. On Cię zna.
micszpak [Usunięty]
Wysłany: 2008-01-22, 14:05
Eee, gdybyśmy chcieli kochać bez wzajemności, bezinteresownie, poszlibyśmy dawać swą miłość np. jako wolontariusze w schronisku dla zwierząt. A nawet i tam oczekiwalibyśmy na merdanie ogonem i nie chcielibyśmy być pogryzieni.
Nam chodzi jednak o miłość małżeńską. A ta wymaga wzajemności.
Jan Paweł II mówiąc o zagrożeniach dla współczesnej rodziny nie miał na myśli zagrożenia teologicznej istoty sakramentu, ale zupełnie realne i przyziemne sprawy, dotykające człowieka (zdrada, nałogi, rozłąka, aborcja, przemoc, uprzedmiotowienie partnera). Przekonywanie o sakramencie małżenstwa, który byłby źródłem łaski BEZ CIAŁA to wg mnie nadużycie - nieskonsumowane małżeństwo nie jest chronione sakramentem (łatwo stwierdzić jego nieważność).
Elżbieta [Usunięty]
Wysłany: 2008-01-22, 14:31
Mona, więc o co chodzi:
że mąż nie kocha Ciebie?
czy że Ty nie kochasz jego?
Bo mam wrażenie, że chcesz napisać:
kocham męża pod warunkiem, że on mnie kocha.
Jak mnie kocha, to ja jego także,
jak mnie nie kocha, to ja jego też nie.
W innych wątkach El. dużo napisała o miłości bezinteresownej i rzeczywiście taka miłość ma szansę stać się miłością dojrzałą. MIŁOŚĆ BEZINTERESOWNA.
kocham nie za coś, tylko pomimo
micszpak napisał/a:
Eee, gdybyśmy chcieli kochać bez wzajemności, bezinteresownie, poszlibyśmy dawać swą miłość np. jako wolontariusze w schronisku dla zwierząt. A nawet i tam oczekiwalibyśmy na merdanie ogonem i nie chcielibyśmy być pogryzieni.
Nam chodzi jednak o miłość małżeńską. A ta wymaga wzajemności.
Jan Paweł II mówiąc o zagrożeniach dla współczesnej rodziny nie miał na myśli zagrożenia teologicznej istoty sakramentu, ale zupełnie realne i przyziemne sprawy, dotykające człowieka (zdrada, nałogi, rozłąka, aborcja, przemoc, uprzedmiotowienie partnera). Przekonywanie o sakramencie małżenstwa, który byłby źródłem łaski BEZ CIAŁA to wg mnie nadużycie - nieskonsumowane małżeństwo nie jest chronione sakramentem (łatwo stwierdzić jego nieważność).
nie rozumiem tego co napisałaś zazn. na czerwono
właśnie wtedy pragniemy łaski Bożej, kiedy są problemy - właśnie w tych sytuacjach o jakich napisał Jan Paweł II chorzy potrzebują lekarza - łaski od Chrystusa, nie zdrowi
Mona, mijamy sie w rozumieniu i w słowach - pisząc mniej więcej o tym samym
Na przykład Rybno - jedziesz do Rybno odnaleźć Boga, prawda?
Ja odnajduję Boga-Chrystusa na każdej mszy świętej, dlatego nie jadę (teraz ;) )do Rybna (zresztą nie mam czasu, pieniędzy i możliwości)
poza tym , jeśli odnajdziesz Boga w Rybnie (dzięki siostrom) przyjedziesz do siebie i zrobi Ci się smutno, że tam było fajnie i dobrze...
a to chodzi - o - ODNALEŹĆ BOGA (Chrystusa, który do niego prowadzi) I JUŻ GO NIE ZAGUBIĆ. Tego Ci życzę, na zawsze.
wito [Usunięty]
Wysłany: 2008-01-22, 15:30
Micszpak w pełni sie z Tobą zgadzam. W pełni rozumiem o co Ci chodzi. Żyjemy tu na ziemi. Nie oderwani od realiów i rzeczywistości.
A swoją drogą lubię jak kocica mi myszki przynosi. Ciekawe dlaczego nie zanosi ich sąsiadowi?
Elżbieta [Usunięty]
Wysłany: 2008-01-22, 15:51
micszpak napisał/a:
Jan Paweł II mówiąc o zagrożeniach dla współczesnej rodziny nie miał na myśli zagrożenia teologicznej istoty sakramentu, ale zupełnie realne i przyziemne sprawy, dotykające człowieka (zdrada, nałogi, rozłąka, aborcja, przemoc, uprzedmiotowienie partnera). Przekonywanie o sakramencie małżenstwa, który byłby źródłem łaski BEZ CIAŁA to wg mnie nadużycie - nieskonsumowane małżeństwo nie jest chronione sakramentem (łatwo stwierdzić jego nieważność).
Mona, a cóż to jest???
"zagrożenie teologicznej istoty sakramentu"
Mona, nowe pojęcia tworzysz? gratuluję Ci,
bo ja nie znam takiego pojęcia!...
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum