Celem tego forum jest niesienie pomocy małżonkom przeżywającym kryzys na każdym jego etapie (także po rozwodzie i gdy współmałżonkowie są uwikłani w niesakramentalne związki), którzy chcą ratować swoje sakramentalne małżeństwa
Wysłany: 2008-01-20, 00:49 Co stało się z przykazaniem: "Nie cudzołóż"
"Co stało się z przykazaniem: "Nie cudzołóż" w naszym polskim życiu? Czy małżonkom naprawdę zależy na tym, ażeby ich dzieci rodziły się z czystych rodziców? Czy nosimy w sobie poczucie, że ciało ludzkie jest wezwane do zmartwychwstania i że winniśmy troszczyć się o zachowanie jego godności? Czy potrafimy sobie uświadomić, że ludzka płciowość jest dowodem niesłychanego wręcz zaufania, jakie Bóg okazuje człowiekowi, mężczyźnie i kobiecie, i czy staramy się tego Bożego zaufania nie zawieść? Czy pamiętamy o tym, że każdy człowiek jest osobą i że nie wolno drugiego człowieka sprowadzać do roli przedmiotu, który z pożądliwością można oglądać lub którego się po prostu używa? Czy narzeczeni budują swoją przyszłą jedność małżeńską, tak jak się to robić powinno, to znaczy zaczynając od budowania jedności ducha? Czy małżonkowie pracują nad pogłębieniem swojej małżeńskiej jedności - pomimo całego trudu, a także obiektywnych trudności, jakie niesie z sobą życie, pomimo różnych ułomności, jakimi oboje są obciążeni? Czy pamiętają o tym, że w momencie ich ślubu przed ołtarzem sam Chrystus zobowiązał się być z nimi zawsze, być ich światłem i mocą? Czy małżonkom naprawdę zależy na tym, aby ta Boska obecność Chrystusa napełniała ich życie małżeńskie i rodzinne? Pytania te stawiam przed Bogiem, stawiam je wszystkim rodzinom katolickim, wszystkim małżonkom, wszystkim rodzicom w całej Polsce!
6. Siewca z Ewangelii jest zarazem Pasterzem. Jest Dobrym Pasterzem. W swojej pasterskiej trosce o człowieka Kościół szczególnie skupia się na sprawach pracy rolników. Znajdujemy wyraz tej troski na przykład w encyklice Mater et Magistra Jana XXIII, który sam był chłopskim synem z licznej rodziny. Kościół liczy zarazem na zdrowe tradycje moralne ludzi pracujących na roli, związanych z ziemią i przez to bliższych Stwórcy. Wrażliwych na Jego prawo, na Dekalog i na Ewangelię Chrystusa.
Chrystus Dobry Pasterz staje pomiędzy mężczyzną a kobietą w tym wielkim sakramencie, przez który stają się oni mężem i żoną, a z kolei rodzicami swych dzieci: ojcem i matką.
Ten, który uczy: "Nie cudzołóż", jest Dobrym Pasterzem, Pasterzem ludzkiej miłości, którą chce uczynić piękną, trwałą, wierną, nierozerwalną. Jeśli ślubujecie sobie wzajemnie, "iż cię nie opuszczę aż do śmierci", to On, Dobry Pasterz, staje się w sakramencie najwyższym poręczycielem tych waszych ślubów. Sakrament jest źródłem moralnej mocy dla człowieka, dla mężczyzny i kobiety, aby oboje sprostali swym ślubom. Aby przezwyciężyli słabości i pokusy. Aby nie dali się uwieść żadnej modzie. Trzeba tylko wytrwale współpracować z łaską sakramentu małżeństwa. Trzeba tę łaskę stale odnawiać!
Oby całe nasze społeczeństwo uwolniło się od tego złudzenia wolności, wolnej miłości, którą usiłuje się przesłonić rzeczywistość cudzołóstwa i rozwiązłości. Zbyt dużo kosztuje ta ułuda. Zbyt wiele dzieci, które muszą tracić zaufanie do rodziców, a tak obsuwa się ten nieodzowny grunt, na którym sami mają budować swą przyszłość i przyszłość społeczeństwa. I niszczeje owa zdrowa tkanka obcowań i układów międzyludzkich.
Dobry Pasterzu! Co mamy czynić, aby ten proces narastający poprzez całe lata zatrzymał się i odwrócił? Co mamy czynić, aby słowo Bożego przykazania i głos chrześcijańskiego sumienia nie był dalej zagłuszany, wyrywany, wydziobywany przez drapieżne ptaki? Co mamy czynić, aby ten głos trafiał na glebę podatną?
Co mamy czynić? Matko z Kany Galilejskiej, Ty, którą dziś wypada nam ukoronować w Twoim wizerunku z łomżyńskiej katedry, Ty powiedziałaś: "Cokolwiek wam rzecze On, mój Syn, Siewca i Pasterz, to czyńcie" (por. J 2,5)." Homilia JP II , Lomża 1991r. http://www.opoka.org.pl/b...a_04061991.html
Elżbieta [Usunięty]
Wysłany: 2008-01-20, 12:59 Re: Co stało się z przykazaniem: "Nie cudzołóż"
Mirela napisał/a:
Chrystus Dobry Pasterz staje pomiędzy mężczyzną a kobietą w tym wielkim sakramencie, przez który stają się oni mężem i żoną, a z kolei rodzicami swych dzieci: ojcem i matką.
Ten, który uczy: "Nie cudzołóż", jest Dobrym Pasterzem, Pasterzem ludzkiej miłości, którą chce uczynić piękną, trwałą, wierną, nierozerwalną. Jeśli ślubujecie sobie wzajemnie, "iż cię nie opuszczę aż do śmierci", toOn, Dobry Pasterz, staje się w sakramencie najwyższym poręczycielem tych waszych ślubów. Sakrament jest źródłem moralnej mocy dla człowieka, dla mężczyzny i kobiety, aby oboje sprostali swym ślubom. Aby przezwyciężyli słabości i pokusy. Aby nie dali się uwieść żadnej modzie.Trzeba tylko wytrwale współpracować z łaską sakramentu małżeństwa. Trzeba tę łaskę stale odnawiać!
Sam Chrystus jest poręczycielem ślubu. Skoro jest poręczycielem, to nie może zachwiać się nasza wiara w to!
Dlaczego więc wiara chwieje się?
Czy Bóg nie umocni? ...
Dla Pana Boga nie ma nic niemożliwego POD WARUNKIEM chęci naszej współpracy,
a może nawet i nie ...
Wszak to Bóg Ojciec. Kiedy widzi słabość dziecka swojego (nas),
kiedy nie zechcemy współpracować, co zrobi wtedy Ojciec "z nami"?
Mirelko, dzięki za ten tekst. Trzeba słowa naszego Papieża wciąż sobie przypominać!
Jeśli ślubujecie sobie wzajemnie, "iż cię nie opuszczę aż do śmierci", to On, Dobry Pasterz, staje się w sakramencie najwyższym poręczycielem tych waszych ślubów.
Mirelko - jak życie pokazuje i takie śluby przed Chrystusem człowiek rozwiązuje . Nazywa to niedojrzalościa do miłości , odpowiedzialności ...... i po prostu daje rozwód .
Sam fakt istnienia rozwodów kościelnych wzbudza we mnie obawę, że moje małzeństwo też można zakwalifikować do tych nadających sie do Sądu Biskupiego , po prostu - że moje małżeństwo jest nieważne . Tak więc nawet tu nie ma tej pewności ............
Pozdrawiam :)
[ Dodano: 2008-05-31, 00:56 ] Wszak to Bóg Ojciec. Kiedy widzi słabość dziecka swojego (nas),
kiedy nie zechcemy współpracować, co zrobi wtedy Ojciec "z nami"?
Elu - pozostawi nam wolny wybór ............ nie naruszy naszej wolności .
Elik [Usunięty]
Wysłany: 2008-05-31, 10:25
Anula napisał/a:
Sam fakt istnienia rozwodów kościelnych wzbudza we mnie obawę,
Anulo o czym piszesz, wszak nie ma rozwodów kościelnych, jesteś długo już na forum, zapewne niejednokrotnie o tym czytałaś choćby tu. Dlaczego więc piszesz w ten sposób?
Mirela [Usunięty]
Wysłany: 2008-05-31, 12:06
Cytat:
[quote="Anula"]Jeśli ślubujecie sobie wzajemnie, "iż cię nie opuszczę aż do śmierci", to On, Dobry Pasterz, staje się w sakramencie najwyższym poręczycielem tych waszych ślubów.
Mirelko - jak życie pokazuje i takie śluby przed Chrystusem człowiek rozwiązuje . Nazywa to niedojrzalościa do miłości , odpowiedzialności ...... i po prostu daje rozwód .
Sam fakt istnienia rozwodów kościelnych wzbudza we mnie obawę, że moje małzeństwo też można zakwalifikować do tych nadających sie do Sądu Biskupiego , po prostu - że moje małżeństwo jest nieważne . Tak więc nawet tu nie ma tej pewności ............
Pozdrawiam :)
[ Dodano: 2008-05-31, 00:56 ] Wszak to Bóg Ojciec. Kiedy widzi słabość dziecka swojego (nas),
kiedy nie zechcemy współpracować, co zrobi wtedy Ojciec "z nami"?
Elu - pozostawi nam wolny wybór ............ nie naruszy naszej wolności .[/quot
e]
Będę odnosiła się do Twojej obawy...dotyczących stwierdzenia nieważności małżeństwa ( rozumiem ,że nie miałaś na myśli rozwodów kościelnych , bo takich nie ma). Jednak ważne jest by tak nie mówic i nie pisac, bo stwarza to zgorszenie i ogólny zamęt we wspólnocie kościelnej do której należymy.
To o czym napisałaś ...Sądy Biskupie...stwarzają niepokój w sercach osób trwających...to również niebezpieczny objaw. Można jednak sobie z tym poradzic.
Jeśli chodzi o stwierdzeni nieważnosci z powodu tego ,że ktoś jest niedojrzały to jest to wielka , WIELKIE JAWNE NIEPOROZUMIENIE, NAZWAłABYM TO NAWET CYNIZMEM!!!
Własnie po to Bóg jest obecny w Skarmencie MAłżęNSTWA , by nie tylko karmic nas Eucharystycznym Chlebem, ale wspomagac łaską, właśnie abyśmy zmierzali ku MIłOSCI, która jest rozumna.
ROZMOWY O MIłOŚcI - Michel Quoist
fragment:
O miłości
Bo kochać, mój drogi:
To chcieć uczynić drugiego wolnym, a nie uwodzić go,
to uwolnić go z jego więzów, jeśli pozostawał więźniem,
Aby on także mógł powiedzieć: „kocham ciebie”,
nie będąc do tego zmuszonym nieposkromionymi pragnieniami.
Kochać to wejść do drugiego, jeśli otwiera tobie
bramy swego tajemniczego ogrodu,
po drugiej stronie okrężnych dróg,
kwiatów i owoców zrywanych na skarpie,
Tam, gdzie zadziwiony potrafisz wyksztusić:
to „ty”, moje kochanie, ty jesteś moją jedyną...
Kochać to chcieć ze wszystkich sił dobra drugiej osoby,
nawet z pominięciem siebie,
to czynić wszystko, by ona wzrastała i rozwijała się,
Stając się z każdym dniem człowiekiem, jakim być powinna,
a nie takim, jakiego chciałbyś ukształtować według swoich marzeń.
Kochać to ofiarować swoje ciało, a nie zabierać
ciało drugiej osoby, lecz przyjąć je, gdy daje siebie,
To skoncentrować siebie i wzbogacić,
aby ofiarować ukochanej całe swoje życie
skupione w ramionach twojego „ja”,
co znaczy więcej niż tysiące pieszczot i szalonych uścisków.
Kochać to ofiarować siebie drugiej osobie,
nawet jeśli ona przez moment się wzbrania,
To dawać, nie licząc tego, co inny ci daje,
płacąc bardzo drogo, nie domagając się zwrotu.
Największa miłość wreszcie to przebaczyć,
gdy ukochana niestety odchodzi,
usiłując oddać innym to, co przyrzekła tobie.
Kochać to zastawić stół, aby przy nim zasiadł twój
gość i nie sądzić, że możesz obejść się bez niego,
Ponieważ pozbawiony żywności, jaką on ci przynosi,
na twoje świąteczne przyjęcie nie postawisz dań królewskich,
lecz tylko suchy chleb biedaka.
Kochać to wierzyć drugiej osobie i ufać jej,
wierzyć w jej ukryte siły, w życie, które posiada,
jakiekolwiek byłyby kamienie do usunięcia dla wyrównania drogi.
To zdecydować się rozsądnie i odważnie wyruszyć
na drogi czasu, nie na sto, tysiąc czy dziesięć tysięcy dni,
Ale na pielgrzymkę, która się nie skończy,
bo jest pielgrzymką, która trwać będzie ZAWSZE.
Powinienem ci to powiedzieć, aby oczyścić twe marzenia,
że kochać to zgodzić się na cierpienie,
śmierć sobie samemu, aby żyć i ożywiać,
Ponieważ tylko ten, kto może bez bólu zapomnieć
o sobie dla drugiego, może wyrzec się życia dla siebie tak,
żeby nie umarło w nim cokolwiek z niego.
Kochać wreszcie to jest to wszystko,
o czym powiedziano i jeszcze więcej,
Bo kochać to otworzyć się na nieskończoną MIŁOŚĆ,
to pozwolić się kochać, być przejrzystym
wobec tej MIŁOŚCI, która przychodzi zawsze w porę.
To jest, o wzniosła Przygodo, pozwolić Bogu kochać tego,
którego ty w sposób wolny decydujesz się kochać!
Anulko jestem pewna za siebie ,że w dniu naszego ślubu z wolną wolą i całym sercem pragnęłam i dalej pragnę "Tak". A ponieważ jak pisze Pismo Sw."nie tak bowiem człowiek widzi, jak widzi Bóg, bo człowiek patrzy na to co widoczne dla oczu, Pan natomiast patrzy na serce" ,więc żaden człowiek tak naprawdę nie odkryje co mieści sie w sercu drugiego człowieka. Skoro dalej chcę...i brzmi "SAKRAMENTALNE TAK" czy mogę się martwic, obawiac ?To odbiera siły do działania, do kochania.To ,że trafiamy na niedojrzałych ludzi nie jest powodem do tego żeby ich nie kochac...Piękny wiersz mówi ile może nas nauczyc Jezus Chrystus...a postawił nam tylko jednego człowieka obok siebie...ON ma ich znacznie więcej...i ciągle chce...ciągle mówi "PRAGNę" i cieszę się ,że wierzy w nasze ukryte siły do miłowania.
Tak Anulko sobie radzę z tymi "obawami", te chce je wypiera...i powiem szczerze,że otrzymuję wtedy więcej łask niż mogłam sobie wymarzyc...
Ciągle będziemy narażeni na uderzenia w nasz Sakrament, ciągle wątpliwości będą się pojawiac w różnych postaciach...bo to co piękne dla Boga jest odrażające dla szatana , który zawsze będzie uderzał w JEDNOSC...WSPóLNOTOWą.
A tak na marginesie...Anulko Droga...szatan zawsze dzieli to co Bóg błogosławi.
Wszystkich nas dotykac mągą wątpliwości...ale nie pozostajemy sami do walki z nimi
http://www.youtube.com/wa...DEh7Rj5Di0&NR=1
Faustyna zaczynała i konczyła dzień walką, ale nie sama...tak dzielnie walczyła o NIEBO dla CHWAłY BOżEJ i tez nie było jej łatwo...jednak UFNOSC pozwoliła jej otworzyc BRAMY NIEBIOS w duszy swojej.
Agnieszka2 [Usunięty]
Wysłany: 2008-06-01, 09:18
Mirela napisał/a:
Będę odnosiła się do Twojej obawy...dotyczących stwierdzenia nieważności małżeństwa ( rozumiem ,że nie miałaś na myśli rozwodów kościelnych , bo takich nie ma).
Widzisz, Elik, Mirela zrozumiała, a Ty nie.
A tak w odniesieniu do postu Petrusa (w innym wątku).
Czasem mam wrażenie, że ta nasza wiara w nierozerwalność małżeństwa jest ... Nie umiem tego wyrazić. Ale... Po co podejmować trud życia w samotności, gdy małżonek nas opuścił, jesli może się okazać, że małżeństwo nie zostało zawarte. Tj. ludzie (sędziowie) orzekną, że nie było ważnie zawarte.
Czyli, żeby wiedzieć , czy mam w imię czego skazywać się na samotność chcąc dochować wierności sakrementowi i Bogu, powinnam najpierw sprawdzić , czy moje małżeństwo jest ważne. A żeby to sprawdzić , musze się najpierw rozwieść (podobno jest taka procedura, ale może ktoś mnie sprostuje). Czyli błędne koło.
A tak na marginesie. kto w dzisiejszych czasach, tak na prawdę w głębi serca wierzy w nierozerwalnośc małżeństwa. Kto naprawdę nie dopuszcza możliwości opuszczenia kiedyś małżonka, "jak będzie źle". A jeśli z takim założeniem idzie się do ołtarza, tj. w braku woli zawarcia małżenstwa do końca życia, to nie jest ono ważne. (Chyba?). To przy takim załozeniu mao które małżeństwo byłoby ważne, tj. większość nadawała by się do stwierdzenia nieważności.
Mirela [Usunięty]
Wysłany: 2008-06-01, 15:14
Agnieszka2 napisał/a:
Mirela napisał/a:
Będę odnosiła się do Twojej obawy...dotyczących stwierdzenia nieważności małżeństwa ( rozumiem ,że nie miałaś na myśli rozwodów kościelnych , bo takich nie ma).
Widzisz, Elik, Mirela zrozumiała, a Ty nie.
A tak w odniesieniu do postu Petrusa (w innym wątku).
Czasem mam wrażenie, że ta nasza wiara w nierozerwalność małżeństwa jest ... Nie umiem tego wyrazić. Ale... Po co podejmować trud życia w samotności, gdy małżonek nas opuścił, jesli może się okazać, że małżeństwo nie zostało zawarte. Tj. ludzie (sędziowie) orzekną, że nie było ważnie zawarte.
Czyli, żeby wiedzieć , czy mam w imię czego skazywać się na samotność chcąc dochować wierności sakrementowi i Bogu, powinnam najpierw sprawdzić , czy moje małżeństwo jest ważne. A żeby to sprawdzić , musze się najpierw rozwieść (podobno jest taka procedura, ale może ktoś mnie sprostuje). Czyli błędne koło.
A tak na marginesie. kto w dzisiejszych czasach, tak na prawdę w głębi serca wierzy w nierozerwalnośc małżeństwa. Kto naprawdę nie dopuszcza możliwości opuszczenia kiedyś małżonka, "jak będzie źle". A jeśli z takim założeniem idzie się do ołtarza, tj. w braku woli zawarcia małżenstwa do końca życia, to nie jest ono ważne. (Chyba?). To przy takim załozeniu mao które małżeństwo byłoby ważne, tj. większość nadawała by się do stwierdzenia nieważności.
Agnieszko...
Tak jak Anulka , tak wielu ludzi Sądy Biskupie pojmują, traktują...jak Sądy rozwodowe.
To moralnie niebezpieczne, to sieje wiele złego...chocby z tego powodu, że ludzie szukają w tym rozwiązania nie tylko uczciwego....To dla mnie osobiście bardzo ważny temat...temat który Kościół będzie musiał uściślic...Nie może byc mowy w takim delikatnym temacie o braku precyzji..., bo nie dziwi nic wtedy ,że wkrada się zło, zamęt, nieporozumienia i wszystko to co zaprzeczeniem jest samej Miłości. Najgorsze jest to ,że u podstawy Sądów Biskupich SAKRAMENT MAłżEńSTWA staje się czymś jak domek z kart...jak coś co nie ma mocy, jak coś...co przemija...albo wcale nie jest...Mam wiele oczekiwań do Kościoła, do Wspólnoty Kościelnej , mam wiele oczekiwań co do odpowiedzialności za orzekanie stwierdzenia nieważności SAKRAMENTU MAłZEńSTWA.
Agnieszko ...przeczytałam Twoje pytania, rozważania,poszukiwania odpowiedzi...
Dopóki KOśCIół JASNO I CZYTELNIE, czyli po Bożemu nie ustali precyzyjnie granice , chodzi o jeden kanon,oraz niesakramentalnych, dopóty będzie zamęt, a z cała pewnością Bóg go nie sieje... Modle się za Kościół Boży, za Całą Wspólnotę Kościelną i OCZEKUJE na czytelnie sprecyzowane granice i wprowadzone w życie, które nie będzie uderzało w SAM SAKRAMENT pod żadną postacią...nawet wątpliwością. I tu już nie chodzi o same Sądy Biskupie, ale o przygotowanie nowożeńców ...związki niesakramentalne...to jakby cały proces...który MUSI NABRAC DOJRZAłOSCI BOżEJ!!!
Agnieszko pozdrawiam...nie mam na ten temat jasno postawionych granic...bo wiele jest niewiadomych...ale dzięlę się tym co mi zalega na duszy ufajac ,że PRAWDA ZWYCIEZY...
A tak na marginesie. kto w dzisiejszych czasach, tak na prawdę w głębi serca wierzy w nierozerwalnośc małżeństwa.
WIERZę W NIEROZERWALNOśC SAKRAMENTU MAłżENSTWA całą sobą !!!
Cytat:
Czasem mam wrażenie, że ta nasza wiara w nierozerwalność małżeństwa jest ... Nie umiem tego wyrazić.
Nie dziwię się ,ze nie umiesz tego wyrazic...wiara nie opiera sie na wrażeniach..., stąd brak objęcia tego rozumem , zmysłem... i wszystkim czym człowiek mógłby sobie pomóc... Człowiek raczej przekonuje się w doświadczeniu. Prawda jest taka ,że Bóg jest tak WIELKI ,ze nie nadążamy podążac... za wszystkim,szczególnie dary jakimi nas obsypuje, takie jak SAKRAMENTY są dla nas niedostępne zmysłowością i naszym ograniczonym rozumem...UFNOśC otwiera te najtrudniejsze drzwi jaką jest WIARA.
Elik [Usunięty]
Wysłany: 2008-06-01, 18:03
Agnieszka2 napisał/a:
Widzisz, Elik, Mirela zrozumiała, a Ty nie.
Agnieszko nie wiem co zrozumiała Mirela, jednak ja przyjęłam to co zostało napisane i do tego się odniosłam.
Agnieszka2 napisał/a:
Czyli, żeby wiedzieć , czy mam w imię czego skazywać się na samotność chcąc dochować wierności sakrementowi i Bogu, powinnam najpierw sprawdzić , czy moje małżeństwo jest ważne. A żeby to sprawdzić , musze się najpierw rozwieść (podobno jest taka procedura, ale może ktoś mnie sprostuje). Czyli błędne koło.
Jeśli bardzo chcesz sprawdzić, czy ważnie przyjęliście sakrament małżeństwa nie musisz się cywilnie rozwodzić, by zwrócić się do Sądu Biskupiego nie musisz być po rozwodzie.
elzd1 [Usunięty]
Wysłany: 2008-06-01, 19:10
Mirela napisał/a:
To dla mnie osobiście bardzo ważny temat...temat który Kościół będzie musiał uściślic...Nie może byc mowy w takim delikatnym temacie o braku precyzji...,
Mirelko. Temat rzeczywiście bardzo ważny. Tylko, jaki masz wpływ na decyzje Kościoła? Co to znaczy "będzie musiał"? Kto zmusi?
Mirela [Usunięty]
Wysłany: 2008-06-02, 16:30
elzd1 napisał/a:
Mirela napisał/a:
To dla mnie osobiście bardzo ważny temat...temat który Kościół będzie musiał uściślic...Nie może byc mowy w takim delikatnym temacie o braku precyzji...,
Mirelko. Temat rzeczywiście bardzo ważny. Tylko, jaki masz wpływ na decyzje Kościoła? Co to znaczy "będzie musiał"? Kto zmusi?
Jeden ze sposobów to taki:
http://www.kryzys.org/viewtopic.php?t=2532
Czy wydaje się byc banalny?
Mamy wpływ no to co dzieje sie w Kościele...zaczynając o najbliższej wspólnoty jaką jest RODZINA.
PRAWDA zobowiązuje ELZD1, ona nie zmusza...Te "musi" o którym wspomniałam wynika z zobowiązania, to jest odpowiedź na PRAWDę.
Anula [Usunięty]
Wysłany: 2008-06-02, 20:54
Będę odnosiła się do Twojej obawy...dotyczących stwierdzenia nieważności małżeństwa ( rozumiem ,że nie miałaś na myśli rozwodów kościelnych , bo takich nie ma)
Mirelko - Przepraszam za błędne użycie słów . Oczywiście chodziło mi o stwierdzenie nieważności małżeństwa . Czasami jednak myślę , że orzekanie o nieważności małżeństwa jest po prostu zawoalowaną formą zwykłego rozwodu . Zaznaczam jednak że jest to TYLKO I WYłACZNIE moje odczucie w tej chwili .
Elik - wszak rozwód cywilny i nieważność małżeństwa czym się różnią oprócz swej nazwy? Czy w ostatecznym rozrachunku nie prowadzą oba te zjawiska do rozdzielenia dwóch osób , czyż nie powodują przewrotu w ich życiu , bólu , cierpienia , czyż nie pozwalają ponownie zawrzeć związek małżeński ......
Pięknie piszesz Mirelko, ale niestety ja mam wielkie obawy . Niestety obawiam sie , że mąż nie był świadomy swojej decyzji i postąpił z taką myślą , o której pisze Agnieszka 2 ( rozwiodę sie jak będzie źle ) . Wierzę , że Bog był przy mnie w chwili mojego ślubowania ale czy był z moim mężem ??? Jeśli mąż nie był szczery.........????????????? Wierzę , że Bóg pomoże mi wytrwać w wierności ale jeśli mój mąż nie zaprosił Go szczerze wówczas do swojego serca to nie jest związany ślubami ( istnieje takie prawdopodobieństwo ) , ja tkwię w nieważnym małzeństwie i Jezus nie naprawi , nie uzdrowi naszego małzeństwa - bo jest ono tylko moje ( a nie mojego męża ) a woli drugiego człowieka nie naruszy .
Tak to dziś pojmuje , mimo iż jestem tutaj od bardzo dawna . Moze nie odrobiłam jakiejś pracy domowej skoro jeszcze czegoś nie pojęłam ......
I ja również WIERZę W NIEROZERWALNOśC SAKRAMENTU MAłżENSTWA pod warunkiem , że został on zawarty ważnie .
Ale wierzę w Boga .
Przestałam jedynie wierzyć w mojego męża .
Agnieszka2 [Usunięty]
Wysłany: 2008-06-02, 21:01
no właśnie... mój mąż odpowiadając na pytanie w ankiecie przedślubnej, na pytanie czy wierzy w nierozerwalnośc małżeństwa i zamierza być w nim az do śmierci ( nie dokładnie ale jakis taki sens był) powiedział "na razie tak" . wtedy myślałam, a właściwie chciałam wierzyć , że żartował. Teraz myślę, że on po prostu odpowiedział szczerze na pytanie. I jak to jest z moim małżeństwem????
elzd1 [Usunięty]
Wysłany: 2008-06-02, 21:18
No i wracamy do punktu wyjścia, Mirelo: jest Prawda i są Fakty. NIKT NIC NIE MUSI, każdy robi co chce, a my nie mamy na to wpływu. Na Kościół również.
Prawda zobowiązuje, ale czy zobowiązania nie można unieważnić albo zmienić, dostosować do własnych potrzeb? Życie mi pokazało że można, poza tym dowodów na forum jest wystarczająco dużo, a to tylko malutki przekrój społeczenstwa.
Prawda - dla każdego jest inna, każdy ma własną. Zwłaszcza, jeśli służy to zaspokojeniu osobistych celów.
Piszesz w poprzednim poście:
".Mam wiele oczekiwań do Kościoła, do Wspólnoty Kościelnej , mam wiele oczekiwań co do odpowiedzialności za orzekanie stwierdzenia nieważności SAKRAMENTU MAłZEńSTWA."
Możesz sobie mieć oczekiwania. I żadnej gwarancji, że kogoś to będzie obchodziło, co myśli kilkoro ludzi z tego forum, co myśli Mirela, Elzd, co myśli pani Iksińka czy pan Kowalski.
Życie jest życiem, a ludzie w każdej instancji kierują się prywatą, Mirelo. Albo innym postrzeganiem Prawdy.
Na temat rodziny dość długo rozmawiałyśmy.
A sposób nie jest banalny, trzeba chwytać się wszystkiego.
Elik [Usunięty]
Wysłany: 2008-06-02, 21:35
Anula napisał/a:
Elik - wszak rozwód cywilny i nieważność małżeństwa czym się różnią oprócz swej nazwy? Czy w ostatecznym rozrachunku nie prowadzą oba te zjawiska do rozdzielenia dwóch osób , czyż nie powodują przewrotu w ich życiu , bólu , cierpienia , czyż nie pozwalają ponownie zawrzeć związek małżeński ......
Anula nie jestem teologiem, jednak dla mnie to jest różnica rozwód cywilny a nieważnie zawarty sakrament małżeństwa. W drugim przypadku małżeństwo po prostu nie zaistniało.
Anula napisał/a:
czyż nie pozwalają ponownie zawrzeć związek małżeński ......
rozwód nie pozwala na zawarcie ponownie małżeństwa wedle wiary katolickiej ponieważ masz już mężą/żonę zaś nieważnie zawarty sakrament faktycznie powoduje, że możesz zawrzeć związek małżeński
Anula napisał/a:
Wierzę , że Bog był przy mnie w chwili mojego ślubowania ale czy był z moim mężem ??? Jeśli mąż nie był szczery.........????????????? Wierzę , że Bóg pomoże mi wytrwać w wierności ale jeśli mój mąż nie zaprosił Go szczerze wówczas do swojego serca to nie jest związany ślubami ( istnieje takie prawdopodobieństwo ) , ja tkwię w nieważnym małzeństwie i Jezus nie naprawi , nie uzdrowi naszego małzeństwa - bo jest ono tylko moje ( a nie mojego męża ) a woli drugiego człowieka nie naruszy .
. Nie bardzo to rozumiem, Czy Anulo według Ciebie Bóg był tylko z Tobą w chwili ślubu? Czy jeśli robimy coś złego, czy jeśli grzeszymy to Bóg nas opuszcza, nie jest z nami, zostawia nas samym sobie? Czy jeśli przyjmuję sakrament Bierzmowania np nawet nie bardzo w niego wierząc na jakimś tam etapie, to on przestaje być ważny?
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum