Celem tego forum jest niesienie pomocy małżonkom przeżywającym kryzys na każdym jego etapie (także po rozwodzie i gdy współmałżonkowie są uwikłani w niesakramentalne związki), którzy chcą ratować swoje sakramentalne małżeństwa
Wysłany: 2006-12-10, 21:02 stwierdzenie nieważności małżeństwa
W moim przykładzie widzę, że działalność sądów w praktyce przynosi raczej więcej szkód. Jeśli się do pricesu podchodzi nierzetelnie, nieprofesjonalnie tak bardzo po ludzku. Skądinąd jest też prawdą, że wyroki sądów kościelnych nie są objęte dogmatem nieomylności jak dekrety papieża. Więc w sumie wyrok jest, ale czy on coś tak naprawdę stanowi.
[ Dodano: 2007-07-17, 02:23 ]
Tylko zapewne idealne małżeństwa mogą żyć spokojnie bez obawy o to czy są ważnie zawarte. W przypadku trudniejszych małżonków droga do unieważnienia staje otworem: "W ostatnich zaś latach większość spraw wnoszona jest z tytułu niezdolności do podjęcia istotnych obowiązków małżeńskich z przyczyn natury psychicznej. Nie chodzi tu o chorobę psychiczną jednego ze współmałżonków, tylko o jego zachwianą osobowość, charakter, niedojrzałość emocjonalną itp. Ktoś taki, nawet jeśli ma dobre intencje i chęci, nie jest w stanie stworzyć wspólnoty życia małżeńskiego z powodu swojej psychiki, czy różnych uzależnień." (http://www.niedziela.pl/wiad.php?p=200707&id=42) Pytanie do wszystkich : Czy wobec powyższego trudny charakter małżonka winien skłaniać do poświęcenia się, pracy i modlitwy za/w małżeństwie czy może nie trudzić się zbytnio i od razu skierować swoje kroki do sadu metropolitalnego? W tym roku zostanie w Polsce uznanych za nieważne ok.13tys. małżeństw sakramentalnych, co stanowi 1/3 z ogółu rozwodów cywilnych (40tys.) O co tutaj chodzi?
Darek [Usunięty]
Wysłany: 2007-12-18, 14:19
Witam,
Choć jestem na tym forum prawie rok nie przeglądałem go do tej pory od deski do deski. Jestem katolikiem, może i nawet głęboko wierzącym, lecz nie określam się tak, bo różnie to w życiu może być i nigdy nie ma się pewności jak się dalej wszystko potoczy. Tak jak większość ludzi na tym forum znalazłem się tutaj z powodu kryzysu mojego małżeństwa, a właściwie jego totalnego rozpadu.
Ostatnio natknąłem się na posty dotyczące unieważnienia małżeństwa. Powiem szczerze, że po ich przeczytaniu zrobiło mi się niedobrze. Dla mnie jedynym wyznacznikiem wiary jest Pismo Święte. Nie znoszę manipulacji słowami, prób różnorakich interpretacji tego, co jest proste i oczywiste. Nie trzeba być specjalnie wykształconym żeby zrozumieć po przeczytaniu Ewangelii, że małżeństwo zawarte przed Bogiem jest nierozerwalne. Unieważnić można jedynie takie małżeństwo, które nie mogło być zawarte, bo samo w sobie jest grzechem, a jedynym powodem może być to, że jeden z małżonków pozostaje w sakramentalnym związku.
Chrześcijanin wstępujący w związek małżeński kocha współmałżonka ze wszystkich sił, okazuje pomoc i miłosierdzie, bez względu na sytuację wybacza mu wszystko, traktuje go tak, jakby byli jednym ciałem, decyduje się na wierność do grobowej deski. To, że druga osoba grzeszy nigdy nie usprawiedliwia naszego grzechu. Pan Jezus nakazuje wybaczać, a oddalenie (rozwód) dopuszcza jedynie w przypadku zdrady, ale nawet wtedy każe przebaczyć i pozostać razem. Sytuacja bez wyjścia występuje tylko wtedy, gdy współmałżonek nie ma ochoty wracać mimo chęci przebaczenia z drugiej strony. W Ewangelii jest mowa o narażeniu na cudzołóstwo w wyniku oddalenia. Co tak naprawdę oznacza oddalenie? Niewątpliwie życie osobno jest już oddaleniem. Naturalnie oddala ta osoba, która odchodzi, lub wyrzuca współmałżonka – idiotyczne jest tłumaczenie, bo nie dało się z nim/nią dłużej żyć. To Twój problem małżonku, żeby się starać doprowadzić do tego, żeby się dało, czy tego nie przysięgałeś? Rozwód w sądzie cywilnym jest jedynie oficjalnym potwierdzenie tego faktu wobec ziemskiego prawa. Wiele osób nakłania na tym forum i nie tylko do separacji. Czy nie wnosi ona takich samych skutków w nasze życie jak rozwód? Dodatkowo statystyki potwierdzają, że ogromna większość separacji kończy się rozwodem, a w sytuacjach, gdy jeden z małżonków wnosi o separację, a drugi chce rozwodu, to sądy z reguły przychylają się do tego drugiego. To, że żyjemy w separacji nie oznacza, że wszystko jest porządku wobec Boga, który na pewno chce widzieć małżonków razem. Bez wątpienia separacja pozostawia większą nadzieję niż rozwód, lecz praktyka potwierdza jak mała to różnica. Używając słowa separacja miałem naturalnie na myśli separację orzekaną przez sądy.
Mając na uwadze powyższe współczuję osobom, które uważają, że fakty takie jak niezdolność do założenia rodziny, niedojrzałość emocjonalna, choroba psychiczna i inne tego typu rzeczy miały by być powodem do unieważnienia małżeństwa. Drogi małżonku, jeśli Twój małżonek jest chory, popadł w alkoholizm itp. przede wszystkim Ty powinieneś okazać mu miłosierdzie i pomoc, a nie wnosić o unieważnienie małżeństwa, to samo się tyczy sytuacji, w których nie potrafi się znaleźć i z którymi nie potrafi sobie poradzić.
Okres narzeczeństwa jest po to by poznać bardzo dobrze drugą osobę i dopiero wtedy przysięgać przed Bogiem wierność do grobowej deski. Jeśli ktoś podejmuje pochopne decyzje to ponosi ich konsekwencje, a własnej głupoty nie da się unieważnić, czego sam doświadczyłem i pretensje mogę mieć tylko do samego siebie. Osoba wierząca powinna mieć świadomość, że każdy powinien starać się unieść swój krzyż, nie oczekiwać od życia samych przyjemności. Bóg nikomu nie obiecuje ani nie gwarantuje, ze będzie mu w życiu łatwo i przyjemnie.
Jak wszędzie tak i w kościele wśród duchownych są czarne owce, co potwierdza życie i historia. Kościół katolicki wyrządził ludziom wiele krzywdy i okrucieństwa w trakcie swojego istnienia, co na pewno nie było wolą Boga. Tam są tacy sami ludzie jak my i tak samo grzeszą i popełniają błędy włącznie z papieżami. Powyższy fakt nie powinien jednak stanowić do wiernych powodu do zmiany wiary, czy wyznania. Powinniśmy przede wszystkim ufać Bogu i zadbać o staranną edukację religijną, która nie powinna się kończyć na nauce religii w szkole (co uważam za absurd – zrównanie religii z innymi przedmiotami), a na regularnym studiowaniu Pisma Świętego, nie pozostawać przy malowaniu pisanek w Wielkanoc, strojeniu choinki i zjadaniu karpia w Święta Bożego Narodzenia. Powinniśmy także pamiętać, ze jesteśmy odpowiedzialni za wychowanie w wierze swoich dzieci i za wiarę współmałżonka, co na pewno jest sprzeczne z obowiązującymi liberalnymi trendami.
Nie ma takiej możliwości, żeby taka ilość unieważnień małżeństwa, jaka ma miejsce obecnie zachodziła zgodnie z wolą Boga i jego zasadami. Powinien być to niedostrzegalny margines, temat nieistotny. Osoba, która twierdzi, że jest to przyczyną większej świadomości społeczeństwa jest niepoważna. Po prostu wnoszą o to osoby, które chcą się za wszelką cenę oczyścić, mające słabą świadomość religijną, nie mające świadomości, ze takie oczyszczenie jest ważne tylko tutaj – na ziemi. Z drugiej strony leży ogromna wina władz kościelnych i sądów biskupich, które na to wszystko zezwalają i orzekają takie a nie inne wyroki, powodują ogromną dewaluację wartości chrześcijańskich. Żenujący jest fakt, że przeciwko osobie wyznającej nierozerwalności swojego małżeństwa świadczy ksiądz, jak to wyczytałem na tym forum. Jak tak dalej pójdzie, to zgodnie z nowoczesnymi trendami homoseksualiści dostaną ślub kościelny, co mnie wcale nie zdziwi. Osoba wierząca nie powinna ciągać nikogo po sądach, chyba, że nie mam innych możliwości, a sprawa jest poważna. Sądy biskupie ze swej natury muszą być tak samo ułomne, jak sądy cywilne.
Uważam, że lepiej żyć w grzechu z pełną świadomością i żalem, niż z uporem twierdzić, że wszystko jest w porządku i próbować naginać prawdy wiary do swoich potrzeb i wygód.
Pozdrawiam wszystkich, Darek
Mirela [Usunięty]
Wysłany: 2007-12-18, 14:38
Cytat:
Uważam, że lepiej żyć w grzechu z pełną świadomością i żalem, niż z uporem twierdzić, że wszystko jest w porządku i próbować naginać prawdy wiary do swoich potrzeb i wygód.
Ani jednego , ani drugiego nie polecam...
Pozdrawiam serdecznie:)
elzd1 [Usunięty]
Wysłany: 2007-12-18, 17:37
Petrus. Darku.
Ilość spraw o stwierdzenie nieważności w każdym budzi przerażenie. Ale też swiadomość ludzi jest przerażająca: niedawno uslyszałam stwierdzenie, iż alkoholizm małżonka jest powodem do stwierdzenia nieważności. Bzdura była oczywista, w tym konkretym przypadku alkoholizm ujawnił się po kilku latach małżeństwa. Ale ludzie głoszą takie "prawdy", inni z tego korzystają.
Ale bywają sytuacje, gdy naprawdę istniał nałóg, utajona choroba psychiczna czy inne ukryte fakty. Od tego jest Sąd by to wyjaśnić. Nie mnie ceniać, ale czy faktycznie ktoś, kto w tydzień po ślubie stwierdza, że właściwie, to on nie wie czy kocha tę żonę/męża był świadomy tego, co przysięgał?
Czy osoba, która faktycznie była chora na alkoholizm i ukrywała to przez okres znajomości narzeczeństwa ( a można to ukryć, uwierz), licząc na to, iż małżeństwo ją uleczy - czy ta osoba podjęła świadomą dezycję? I czy uczciwie?
Czy fakt, iż ktoś "zapomniał" o trzech aborcjach albo dwojgu dzieciach gdzieś tam zrodzonych z młodzieńczej miłości - nie stanowi dla Sądu wyznacznika?
Darku:
" Pan Jezus nakazuje wybaczać, a oddalenie (rozwód) dopuszcza jedynie w przypadku zdrady, ale nawet wtedy każe przebaczyć i pozostać razem. Sytuacja bez wyjścia występuje tylko wtedy, gdy współmałżonek nie ma ochoty wracać mimo chęci przebaczenia z drugiej strony. W Ewangelii jest mowa o narażeniu na cudzołóstwo w wyniku oddalenia. "
Właśnie, co zrobić, gdy ta druga strona nie chce ??
My nic nie możemy zrobić jeśli druga osoba chce odejść. Nasz protest nie przeszkodzi nikomu ani zdradzać, ani pić, ani żyć w grzechu.
Co my zrobimy ze swoją wolnością, to tylko od nas zależy.
Na tym forum przedstawia się różne opinie, w zależności od tego, co czuje na obecną chwilę piszący, jaka jest jego sytuacja materialna, prawna czy stan zdrowia.
Nie namawiamy ani do rozwodu ani do separacji. Tylko, każda sytuacja jest inna, przecież nie wszystko pisze się na forum, nie ujawnia wszystkiego ze wspólnego życia.
Poza tym każdy człowiek ma obowiązek moralny zabezpieczyć i siebie i dzieci - więc robimy to, na ile możemy. Zabezpieczamy się przed: przemocą, spłacaniem długów małżonka, okradaniem przez tegoż, przed wprowadzeniem w nasz dom kochanki/kochanka albo przed wyrzuceniem nas z domu.
Czy nie mamy takiego prawa?
"Okres narzeczeństwa jest po to by poznać bardzo dobrze drugą osobę i dopiero wtedy przysięgać przed Bogiem wierność do grobowej deski. Jeśli ktoś podejmuje pochopne decyzje to ponosi ich konsekwencje, a własnej głupoty nie da się unieważnić,"
Wiesz, nasza znajomość i okres narzeczeństwa to ponad cztery lata. Dziecko urodziło się po kolejnych czterech latach. Mało to czy dużo?
A mąż "sie zakochał" w innej pani nie od razu, zrobił to po dwudziestu sześciu latach małżeństwa. Tamta "pani" staż małżenski ma jeszcze większy niż nasz.
Więc niby nagle "dojrzał"? Nie sprawdziliśmy się w narzeczeństwie? Bzdura, odbiło mu na stare lata.
"Żenujący jest fakt, że przeciwko osobie wyznającej nierozerwalności swojego małżeństwa świadczy ksiądz, jak to wyczytałem na tym forum. '
Być może ów ksiądz poznał więcej danych niż my, tutaj na forum?
" Niewątpliwie życie osobno jest już oddaleniem. Naturalnie oddala ta osoba, która odchodzi, lub wyrzuca współmałżonka – idiotyczne jest tłumaczenie, bo nie dało się z nim/nią dłużej żyć. To Twój problem małżonku, żeby się starać doprowadzić do tego, żeby się dało, czy tego nie przysięgałeś?"
"Mając na uwadze powyższe współczuję osobom, które uważają, że fakty takie jak niezdolność do założenia rodziny, niedojrzałość emocjonalna, choroba psychiczna i inne tego typu rzeczy miały by być powodem do unieważnienia małżeństwa. Drogi małżonku, jeśli Twój małżonek jest chory, popadł w alkoholizm itp. przede wszystkim Ty powinieneś okazać mu miłosierdzie i pomoc, a nie wnosić o unieważnienie małżeństwa, to samo się tyczy sytuacji, w których nie potrafi się znaleźć i z którymi nie potrafi sobie poradzić."
Myślę, że nie nam oceniać nikogo, oskarżać, pouczać czy wpędzać w poczucie winy. Jesteśmy tylko ludźmi, a wiemy tylko tyle, ile ktoś napisze. Zresztą, i tak każdy może odczytać inaczej.
"Jeśli ktoś podejmuje pochopne decyzje to ponosi ich konsekwencje, a własnej głupoty nie da się unieważnić, czego sam doświadczyłem i pretensje mogę mieć tylko do samego siebie."
"Uważam, że lepiej żyć w grzechu z pełną świadomością i żalem, niż z uporem twierdzić, że wszystko jest w porządku i próbować naginać prawdy wiary do swoich potrzeb i wygód."
Te zdania mnie zaniepokoiły.
I nic nie usprawiedliwia świadomego życia w grzechu
Tylko ja decyduję jak będę żyła w oddaleniu.
bajka [Usunięty]
Wysłany: 2007-12-18, 23:04
darek1 napisał/a:
Mając na uwadze powyższe współczuję osobom, które uważają, że fakty takie jak niezdolność do założenia rodziny, niedojrzałość emocjonalna, choroba psychiczna i inne tego typu rzeczy miały by być powodem do unieważnienia małżeństwa.
Współczujesz Kościołowi ? Bo to mądrzy ludzie w Kościele tak postanowili... aha - i nie "uniewaśnienie małżeństwa" a stwierdzenie ważnosci bądź nieważności. Nie ma czegoś takie w nauce Koscioła jak unieważnienie małżeństwa.
[ Dodano: 2007-12-18, 23:08 ]
darek1 napisał/a:
Jeśli ktoś podejmuje pochopne decyzje to ponosi ich konsekwencje, a własnej głupoty nie da się unieważnić, czego sam doświadczyłem i pretensje mogę mieć tylko do samego siebie.
I tym właśnie Darku człowiek różni się od Boga, który założył Kościół. Bóg jest miłosierny. Kosciół też - również wobec ludzkiej głupoty. A czasami pomaga nieść Krzyż tym po prostu oszukanym. Bo niesieniem Krzyża jest również (a może przede wszystkim) życie z bagażem takiego doświadczenia.
Generalnie polecam Ci, abyś trochę mniej dosadnie ferował wyroki w ludzkich sprawach. Których tak naprawdę do końca nie znasz.
Zajmij się po prostu swoimi sprawami, swoją duszą i swoim sercem...
Daj innym żyć...
Pozdrawiam
Darek [Usunięty]
Wysłany: 2007-12-18, 23:44
bajka napisał/a:
Bo to mądrzy ludzie w Kościele tak postanowili...
To Bóg określa zasady, a nie kościół. My mamy zastosować się do zasad, które daje Bóg, a nie dostosowywać zasady Boga do własnych potrzeb. To nie żadne miłosierdzie, tylko manipulacja wiarą. Wiem, że jest to popierane przez masy, bo bardzo wygodne. Proponuję lekturę Pisma Świętego, a nie słów tzw. "mądrych ludzi", tam wszystko jest w bardzo prosty sposób wyjaśnione, bez żadnych manipulacji. Wiem, że to niewygodne, ale każdy ma prawo wyboru. Nie wyrokuję w niczyich sprawach, po prostu wyrażam swoją opinię. Wiara to nie technika, nie lubi postępu, lecz konserwatyzm. Nie odwracam się od kościoła katolickiego, ale nie mam zamiaru przyjmować wszystkiego, co wymyśli i głosi, widząc, że ma to niewiele wspólnego z Pismem Świętym. Kiedyś palili na stosie – to też było ok.? Może kiedyś sam wejdę w niesakramentalny związek, ale na pewno nie będę kombinować jak unieważnić moje (nie chwytaj mnie za słowa, bo to dokładnie to samo znaczy) małżeństwo, wiem, że byłaby to czysta obłuda, tak jak w 99% przypadków – statystyki są porażające. Kochałem (i kocham) swoją żonę, byłbym skończonym durniem i obłudnikiem wypierając się tego. Skuteczność każdego postępowania sądowego zależy przede wszystkim od pomysłowości stron, bardzo często ma niewiele wspólnego z prawdą. W ten sposób można unieważnić każde małżeństwo. Skoro ja mam się zająć swoimi sprawami, to dlaczego Ty wypowiadasz się na tym forum?
Pozdrawiam, Darek
elzd1 [Usunięty]
Wysłany: 2007-12-19, 00:03
Darku, a cóż to za odezwanie się:
"Skoro ja mam się zająć swoimi sprawami, to dlaczego Ty wypowiadasz się na tym forum?"
Przecież Bajka napisała wyraźnie: "Generalnie polecam Ci, abyś trochę mniej dosadnie ferował wyroki w ludzkich sprawach. Których tak naprawdę do końca nie znasz.
Zajmij się po prostu swoimi sprawami, swoją duszą i swoim sercem...
Daj innym żyć..."
Generalnie to i ja mam tę samą prozozycję, nie oceniaj, nie krytykuj, nie obrażaj.
Bo nie masz pojęcia co jest w ludzkich sercach.
EL. [Usunięty]
Wysłany: 2007-12-19, 11:09
Podpisuję sie pod tym, co napisał Darek ! Też tak uważam ! Nie zgadzam sie na unieważnienia małżeństw przez ludzi , nie podoba mi sie to. Nie wiem co mnie jeszcze w życiu spotka i jak będę zyła...ale cokolwiek się stanie kocham swojego męża i nie zgadzam sie na żaden rozwód ani uniważnienie mojej przysięgi !
Jak będzie kiedyś ...nie wiem ! Bo i mnie czasem sił brakuje, wysiadam i mam dosyć ! Jeżeli Pan mnie nie wesprze, nie pomoże, nie doda sił....to ktoś mi podpowie....niech będzie separacja, albo unieważnienie małżeństwa. kto tak może podpowiedziec ??
Być może i ja jutro powiem dosyć.....ale to też będe musiała wziąc na swoje własne sumienie . Nieelegancko będzie szukac winnych i "dobrych "pomysłów...bo to ja wysiądę i nie dam rady . Wierzę jednak mocno, że Bóg mi na to nie pozwoli ! EL.
elzd1 [Usunięty]
Wysłany: 2007-12-19, 20:51
EL.
Ja również jestem przeciwna i rozwodom i stwierdzaniu nie ważności. Z tego co wiem, to każdy na tym forum, kto żyje w związku sakramentalnym. Inaczej piszą tylko Ci, którzy żyją w związkach cywilnych.
Ale dlaczego NAM się wypomina grzechy całego świata?
Darek bardzo napastliwie potraktował wszystkich tu obecnych, a niby jakie ma do tego podstawy? I kto Darkowi dał prawo do oceny sytuacji, o których nie ma zielonego pojęcia? I oskarżania ludzi, o których nic nie wie?
Psik [Usunięty]
Wysłany: 2007-12-19, 22:54
Dobry wieczór,
wydaje mi się, że podobnie jak inne sprawy związane z wiarą, także sprawę ważności małżeństwa rozstrzygamy we własnym sumieniu: bo jeżeli ktoś decyduje się na taki krok, to znaczy, że zależy mu na postępowaniu w zgodzie z własnym sumieniem i nauką Kościoła. Jeżeli mu nie zależy, to takimi głupotami nie będzie sobie zawracał głowy.
Tyle ogólnie, teraz konkretnie: sakramentu małżeństwa udzielają sobie małżonkowie nawzajem. Ja wiem, że z mojej strony dopełniłem wszystkich "warunków". Jednocześnie mam świadomość (można to też nazwać wątpliwościami, niepewnością), że moja żona nie do końca wiedziała co robi (nie wiedziała co znaczy "aż do śmierci", stwierdziła że czuła wielką presję otoczenia). I gdybym napisał skargę na ważność małżeństwa, to mogłoby się okazać, że małżeństwa faktycznie nie było. Do tego miejsca rozumiałbym co się dzieje.
Ale co potem - co z 16 latami wspólnego życia, z trójką wspaniałych dzieci? Z jakiego związku się urodziły? Czy są to dzieci nieślubne?
Z tego powodu, i z jeszcze jednego, skargi nie złożę. Ten drugi powód to taki, że ja ślubowałem miłość, wierność i uczciwość TEJ kobiecie i wiedziałem co robię.
Swoją drogą chciałem skargę złożyć i potraktować ją w sposób instrumentalny - jako metodę zmuszenia mojej żony do zastanowienia się nad naszym związkiem i jego stanem. Ale, pomyślawszy o ewentualnych konsekwencjach, zrezygnowałem.
Marek
bajka [Usunięty]
Wysłany: 2007-12-19, 23:52
EL. napisał/a:
Podpisuję sie pod tym, co napisał Darek ! Też tak uważam ! Nie zgadzam sie na unieważnienia małżeństw przez ludzi , nie podoba mi sie to. Nie wiem co mnie jeszcze w życiu spotka i jak będę zyła...ale cokolwiek się stanie kocham swojego męża i nie zgadzam sie na żaden rozwód ani uniważnienie mojej przysięgi !
Jak będzie kiedyś ...nie wiem ! Bo i mnie czasem sił brakuje, wysiadam i mam dosyć ! Jeżeli Pan mnie nie wesprze, nie pomoże, nie doda sił....to ktoś mi podpowie....niech będzie separacja, albo unieważnienie małżeństwa. kto tak może podpowiedziec ??
Być może i ja jutro powiem dosyć.....ale to też będe musiała wziąc na swoje własne sumienie . Nieelegancko będzie szukac winnych i "dobrych "pomysłów...bo to ja wysiądę i nie dam rady . Wierzę jednak mocno, że Bóg mi na to nie pozwoli ! EL.
Ja też się nie zgadzam, mnie się to też nie podoba. Ale Kosciół na to zezwala. Nie wolno abstrahować Boga od Kościoła, bo stąd tylko chwila do - choćby animizmu czy New Age. Tam też wyabstrahowano Boga od "instytucji". Bo po co instytucja skoro Bóg jest wszędzie ? Bóg pozostawił nam Instytucję, Kościół. I ludzi, którzy go reprezentują. O ile wiem to biskupi - wraz z samym papieżem - mają prawo orzekać, czy małżeństwo było zawarte w sposób ważny czy nie. Chcecie polemizować z Katechizmem Kościoła Katolickiego ?
Możemy się zgadzać, że prawo bywa nadużywane (nie tylko w tej dziedzinie).
I powtarzam raz jeszcze - nie zgadzam się na pochopne ferowanie wyroków, ocenianie ludzkich czynów i UOGÓLNIANIE - czego dokonał Darek1.
Bo nikt z nas nie wie, co ci ludzie przeżywają.
Elżbieta [Usunięty]
Wysłany: 2007-12-20, 09:43
darek1 napisał/a:
Wiele osób nakłania na tym forum i nie tylko do separacji. Czy nie wnosi ona takich samych skutków w nasze życie jak rozwód? Dodatkowo statystyki potwierdzają, że ogromna większość separacji kończy się rozwodem, a w sytuacjach, gdy jeden z małżonków wnosi o separację, a drugi chce rozwodu, to sądy z reguły przychylają się do tego drugiego. To, że żyjemy w separacji nie oznacza, że wszystko jest porządku wobec Boga, który na pewno chce widzieć małżonków razem. Bez wątpienia separacja pozostawia większą nadzieję niż rozwód, lecz praktyka potwierdza jak mała to różnica. Używając słowa separacja miałem naturalnie na myśli separację orzekaną przez sądy.
Mając na uwadze powyższe współczuję osobom, które uważają, że fakty takie jak niezdolność do założenia rodziny, niedojrzałość emocjonalna, choroba psychiczna i inne tego typu rzeczy miały by być powodem do unieważnienia małżeństwa. Drogi małżonku, jeśli Twój małżonek jest chory, popadł w alkoholizm itp. przede wszystkim Ty powinieneś okazać mu miłosierdzie i pomoc, a nie wnosić o unieważnienie małżeństwa, to samo się tyczy sytuacji, w których nie potrafi się znaleźć i z którymi nie potrafi sobie poradzić.
Okres narzeczeństwa jest po to by poznać bardzo dobrze drugą osobę i dopiero wtedy przysięgać przed Bogiem wierność do grobowej deski.
Zgadza się, że separacja formalna jest często (ale nie zawsze) szybszym "czynnikiem" na uzyskanie rozwodu (ale nie zawsze).
Dlatego separacja nieformalna jest niekiedy (lub zawsze) błogosławieństwem dla małżonków (rodzice Świętej, czyli św.Joanny Molla mieli podobne separacje od siebie - separacja taka nie jest złem!).
Dla chorego małżonka takie miłosierdzie o którym piszesz może okazać się szansą dla niego, na jego wyzdrowienie i ratunek na jego uzdrowienie
jednak w pierwszej kolejności najważniejsze jest zadbanie o swoje serce, czyli emocje - leczenie emocji, które są wówczas silne, leczenie rany, która boli, leczenie duszy, która płacze.
Po zadbaniu o siebie - spełnieniu wobec siebie uczynku miłosierdzia, aby na tyle zbliżyć się do Jezusa, kiedy to On jest Lekarzem (własciwie jest Lekarzem doskonałym, lecz nie odwraca nas od pomocy ludzi w osobach terapeuty lub doradcy).
"Okres narzeczeństwa jest po to by poznać bardzo dobrze drugą osobę i dopiero wtedy przysięgać przed Bogiem wierność do grobowej deski"
to, co napisałeś raczej nie sprawdza się, z tej prostej przyczyny, że nawet wyobraźnią i wyczuciem czasu i empatią i wszelkimi siłami psychicznymi, a tym bardziej emocjonalnie nie da się
stanąć w wyobraźni i ujrzeć siebie z czwórką lub nawet dwójką dzieci, wyobrazić sobie przyszłość na miarę Pana Boga.
A ponieważ nie da się tego zrobić, nie można wiedzieć co będzie w przyszłości.
Bo to wszystko jest niewiadome. Nie da się tego poznać. Człowiek jest zbyt słaby i niedoskonały, aby jeden drugiego mógł poznać na tyle, żeby cokolwiek o nim wiedzieć. Niemożliwe. W ciągu okresu narzeczeństwa nie da się przewidywać wszystkich sytuacji, to jest niemożliwością. Dlatego tu potrzebna jest wiara i ufność Bogu.
"Boże, ja tego człowieka nie znam, tak jak i siebie nie znam.
Boże, daj mi poznać, bo głupi jestem, ja, człek marny."
o wszystkim
wie Bóg!
i dlatego
można uchwycić się
Jego
bardzo mocno.
On Jest i Czuwa.
I potrafi wesprzeć w każdej sytuacji.
To najlepsza terapia - przyjaźń z Tym, który już wie wszystko to, co dotyczy mnie.
Może mi powie teraz,
a może w innym terminie mi powie... co mnie czeka (przyszłość)
albo po co się stało, to, co się stało? (przeszłość)
EL. [Usunięty]
Wysłany: 2007-12-20, 13:22
Myślę, że Darek nikogo nie oceniał....pokazał ortodoksję kościoła, czy naszej wiary w Boga...bo kościól musi byc ortodoksyjny, a nie naginać sie pod naciskami współczesnego świata.
Kościół zezwala na unieważnienia małżeństw....pewnie...i ja tez nie wiem co mnie czeka...ani każdy z nas....ale też 13.tys unieważnień w jednym roku....Ło Matko...Sądy świeckie sie rozpędziły ale i kościelne również !
I oczywiście, ani ja , ani pewnie Darek , nie mówimy o patologii,....kiedy trzeba uciekać, walczyć o swoej zdrowie , czy zycie ( i naszych dzieci ), ale mówię o łatwości , jaką staje sie ostatnio unieważnienie związku ! A prada jest taka, że czasem i na forum sie szafuje takimi propozycjami , podpowiedziami.
Łatwiej jest już teraz (obserwuję) powiedzieć do kogoś - zgloś się do Sądu biskupiego , niż powiedzieć - trwaj !! I to miałam na myśli i tak też odebrałam Darka. Pozdro !! EL.
bajka [Usunięty]
Wysłany: 2007-12-20, 18:47
El,
czy Darek nikogo nie ocenił ?cytat:
darek1 napisał/a:
Jeśli ktoś podejmuje pochopne decyzje to ponosi ich konsekwencje, a własnej głupoty nie da się unieważnić,
Ocenił generalizują czyjeś decyzje. Skąd wie, że były pochopne ? A może nie. I nie ma prawa mówić o "głupocie".
Jednym słowem - zgadzam się z Elżbietą.
Więcej miłosierdzia - i tylko Bóg zna i wie... nie Darek, nie ja, nie Ty, i nie żaden inny człowiek. Tylko Bóg...
wabona [Usunięty]
Wysłany: 2007-12-20, 20:54
darek1 napisał/a:
Jeśli ktoś podejmuje pochopne decyzje to ponosi ich konsekwencje, a własnej głupoty nie da się unieważnić, czego sam doświadczyłem i pretensje mogę mieć tylko do samego siebie.
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum