Celem tego forum jest niesienie pomocy małżonkom przeżywającym kryzys na każdym jego etapie (także po rozwodzie i
gdy współmałżonkowie są uwikłani w niesakramentalne związki), którzy chcą ratować swoje sakramentalne małżeństwa
Portal  AlbumAlbum  NagraniaNagrania  Ruch Wiernych SercRuch Wiernych Serc  StowarzyszenieStowarzyszenie  Chat  PolczatPolczat
RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  FAQFAQ  SzukajSzukaj  UżytkownicyUżytkownicy  GrupyGrupy  StatystykiStatystyki
 Ogłoszenie 

Poprzedni temat «» Następny temat
Czy ktoś potrafi mi wytłumaczyć
Autor Wiadomość
wabona
[Usunięty]

Wysłany: 2007-06-24, 09:00   

Wiem, wiem - tak powinno być. Całe szczęście, że ja też w pracy się realizuję. Dlatego przeraża mnie perspektywa dwóch nadchodzących, wolnych miesiecy.
 
     
bajka
[Usunięty]

Wysłany: 2007-06-24, 09:39   

Oj Wanbomka, jak ja Ci zazdroszczę tych dwóch miesięcy wakacyjnej laby :lol:
 
     
_zosia_
[Usunięty]

Wysłany: 2007-06-24, 17:19   

Ja tak samo, bardzo bym chciala miec dwa wolne miesiace, aby moc je spedzic z corka.
 
     
wabona
[Usunięty]

Wysłany: 2007-06-24, 17:23   

No to tylko taka pociecha, że będę z córką - z tego się akurat cieszę bardzo.
 
     
bajka
[Usunięty]

Wysłany: 2007-06-24, 18:23   

wanboma napisał/a:
A chciałoby się, aby to ten jeden adorował. Jakoś nie obchodzą mnie spojrzenia innych mężczyzn - wcale nie czuję się lepiej.


Wanboma,
w obecnej sytuacji to chyba trzeba pomyślec, że mąż umarł. Nie ma go i nie będzie. NIE WOLNO patrzeć wciąż w przeszłość. Oglądajac się do tyłu, nie widzisz tego, co przed Tobą. I bardzo łatwo wtedy możesz walnąć się w łeb o jakąs latarnię albo drzewo, która/które rpzed Tobą. Jednym słowem: trzeba patrzeć przed siebie. Inaczej za parę lat będziemy starymi i zgorzkniałymi babami, a tego przecież nie chcemy, prawda ???
Poza tym Twoja córka nie powinna mieć przykładu zgorzkniałej i smutnej mamy, prawda ?
Ostatnio zmieniony przez bajka 2007-06-24, 18:48, w całości zmieniany 1 raz  
 
     
Mikula
[Usunięty]

Wysłany: 2007-06-24, 18:28   

bajka napisał/a:
możesz wlanąć się w łeb o jakąs latarnię albo drzewo, która/które rpzed Tobą


Bajeczko, aż szczerze się sama do siebie uśmiałam (kot na mnie dziwnie patrzy :shock: ). Ty to potrafisz mądrze napisać.

A tak poważniej już, dzisiaj op tym własnie myślałam. Ze lepiej by chyba było, gdyby mój mąż zniknął, rozpłynął się w powietrzu, wyjechał...Mniej byśmy z Mikołajkiem cierpieli. A tak, jak mam myśleć, że go nie ma, skoro co jakiś czas się pojawia.

Tak czy siak nie mam zamiaru być zgorzkniałą babą, to pewne.
Czy ktoś jeszcze ma taki plan :-) ?
 
     
bajka
[Usunięty]

Wysłany: 2007-06-24, 18:52   

Mikula,
bo Ty mas ztrudniej niż ja. Z tego względu, że łączy Was dziecko i dlatego go widujesz. Ale tu trzeba obmyślec jakiś scenariusz w stylu, że to jakiś pan, który przychodzi opiekować się dzieckiem, bo takie są zwyczaje w społeczeństwie, w którym jest wiecej kobiet: faceci widują kilkoro dzieci (nawet obcych), żeby dzieci wiedziały, co to facet. Wiem, że science-fiction , ale trzeba robić wszystko, aby wytrzymac w trakcie taich wizyt.

Z tym walnięciem się w latarnię to nie ja wymyśliłam. To mój psycholog. Obmyslaliśmy scenariusze na życie przyszłe, a ja mówię, że mam tylko jeden: aby nie być starą zgorzkniąłą babą. A on mi: że jeśli będę tak asekuracyjnie i ucieczkowo planować to nie będę patrzyła w przód i rozwale się na jakims drzewie. czyli: mimo wszystko życie przed nami i trzeba je jak najlepiej wykorzystać: w sferze zawodowej, religijnej lub społeczno-politycznej. Ty Mikulo - jeszcze mimo wszystko - w rodzinnej, bo masz/macie synka.
Powolutku i się "zagospodarujemy"...
 
     
elzd1
[Usunięty]

Wysłany: 2007-06-24, 19:36   

Mikula, jak widzę buzię Twojego dzieciaczka to od razu odzyskuję humor i lepsze widzenie świata. Śliczny jest i taki szczęśliwy. Ma Ciebie i w tej chwili jesteś całym światem dla maluszka.
Wiem że Ci ciężko. Ale żeby uśmiech z buzi maluszka nie zginął - Ty musisz też się uśmiechać.
Miłego wieczoru.
 
     
Mikula
[Usunięty]

Wysłany: 2007-06-24, 19:50   

Bajeczko - w takim razie miałaś/masz świetnego psychologa. Moja mama teżmnie wysyła do psychologa - choć ja twierdzę, ze mi nie trzeba. Gdzy jednak czytam Twoje słowa wyciagnięte z terapii zaczynam myśleć, ze może jednak powinnam pójść. Gorzej, jak trafięna jakiegos patałacha.

Mnie rzeczywiście jest trudniej, bo męża będę widywać, czy tego chce, czy nie. Trudniej mi także ponieważ myśląc o przyszłości, myślę o moim synu, dorastającym w rozbiotej rodzinie. Choć od takich myśli staram sięuwoplnić, bo jak to dzisiaj stwierdzi ła moja mama, nie warto myśleć o przyszłości, bo Bóg jeden wie, jak top będzie (i tego już powinnam się nauczyć).

Elzd, kiedyś już tu pisałam, ze mój syn jest wiecznie uśmiechnięty. Naprawdę obdarowuje swoim uśmiechem kazdego. Ludzie powtarzają, że nie widzieli tak wesolego dziecka. On śmiał się już w dniu narodzin - jak tylko się najadł, zamykał oczy i się uśmiechal od ucha do ucha. Teraz sobie myślę, że to moje błogosławieństwo - to dziecko, śmiejące się na przekór wszystkiemu....

Pozdrawiam (też Elżbieta ;-) )
 
     
bajka
[Usunięty]

Wysłany: 2007-06-24, 19:58   

Mikula napisał/a:
jak to dzisiaj stwierdzi ła moja mama, nie warto myśleć o przyszłości, bo Bóg jeden wie, jak top będzie (i tego już powinnam się nauczyć).


Kochana moja - DOKŁADNIE TAK !!!
Trzeba się nauczyć tak zyć. Planowałysmy już i co ? Jajco... Po co planować... Trzeba żyć. Myśleć o przyszłości na tyle, żebyś Ty i Wasz syn mieliście gdzie mieszkać i co jeść. Ale nie układac scenariuszy na sto lat do przodu...
 
     
Mikula
[Usunięty]

Wysłany: 2007-06-24, 21:48   

Bajka, uwielbiam czytać Twoje posty :-)
Dokładnie - jajco. I to wielkie.
 
     
ania z belgii
[Usunięty]

Wysłany: 2007-06-24, 22:17   

Dziewczyny,
W dziesieciostopniowej skali do okreslania poziomu stresu smierc malzonka to 9, rozwod (zakladajac ze strona na niego sie nie godzi) 9,5-10.
Smierc to koniec. Nie ma powrotu.
Rozwod to zycie ze swiadomoscia, ze ktos kogo kocham gdzies tam jest, ze budzi sie i zasypia kolo kogos innego, ze patrzy na kogos innego tak, jak kiedys patrzyl na nas, ze ktos inny wywoluje usmiech na jego twarzy. Ze my jestesmy w najlepszym wypadku matka/ojcem jego dzieci. Czesto sami sie katujemy przy kazdej okazji, a moze jesli ja X to on sie usmiechnie do mnie, moze przytuli, moze pozwoli poglaskac sie po glowie, moze dotknie, moze wroci, zrozumie.... bo on/ona wciaz zyje...
Skoro zyje moze wroci i sami sie nakrecamy.
Nie ma co sie nakrecac, bo w koncu peknie sprezyna i wyladujemy w wariatkowie.
Moje plany sa krotkofalowe - poki co, bo nie wiem co bedzie za jakis czas. Poki co nie planuje na dluzej niz dwa lata, bo tyle czasu potrwa badanie waznosci mojego malzenstwa. Dwa lata temu odzyskiwalam nadzieje na wspolna przyszlosc z mezem, rok temu stawialismy fundamenty nowego zycia, 9 dni temu orzeczono rozwod.
Jeden planowal puscic baka, a sie z...
 
     
Ola2
[Usunięty]

Wysłany: 2007-06-24, 22:31   

Kiedyś czytałam, że odejście współmałżonka do innej, to tak jakby dla nas umarł i w związku z tym przeżywa się coś jakby żałobę. Moja żałoba dobiega końca.
Kiedy zapytałam koleżankę, ile czasu potrzebowała dojść do siebie po takich przejściach, powiedziała mi, że jak dobrze "popracuję" to od roku do dwóch lat (ona potrzebowała ponad trzech lat). Miała kobita rację.
 
     
zuza
[Usunięty]

Wysłany: 2007-06-24, 22:37   

Taka prawda- łatwiej mi chyba bo już to wiem od dawna- ale z drugiej strony inaczej- ciężej- bo juz wiem.
Kto to zrozumie- ten wygrany chyba- więc sie staram.
Deprechę za pysk i o ziemię. Mysli mi umysł- a raczej psychika( niektóre mysli oczywiście) wywaliła już dawno- pewnikiem kiedys powrócą- mam nadzieję że jak najpóźniej- jak będę gotowa.
Teraz natomiast pomagam sobie oraz otoczeniu- nie forum mam na mysli ale tez troszkę.
Zycie jest piękne- to fakt- ale bywa ciężkie i niebezpieczne i tylko w moich rękach jest władza- nad moim własnym życiem- póki co- staram się.
Jeszcze nie jestem przekonana że idzie mi okejaśnie- aczkolwiek mi mówią że całkiem całkiem- oraz podziwiają.
Ja jestem raczej ostrożna w ocenie- ale zdewterminowana- coby strach okiełznać.
Pozdrawiam przestraszonych- stojących na rozdrożu.
Się daje wybrać mimo strachu.
zuza strachulec okropniasty



hm- sie przeczytałam po opublikowaniu- dziwne to- ale co się będę przejmować- nie powinnam chyba tym brzmieniem akurat- są ważniejsze sprawy.
Anuska pozdrawiam Cię "serdelecznie".
Olcia2- ciebie już dzisiaj pozdrowiłam he he he .
Ostatnio zmieniony przez zuza 2007-06-24, 22:40, w całości zmieniany 2 razy  
 
     
ania z belgii
[Usunięty]

Wysłany: 2007-06-24, 22:39   

Olus:)
Bardzo dobrze, jesli potrafisz to w ten sposob skategoryzowac. Niestety wiele dziewczyn dziala wg wyzej opisanego schematu i same sie katuja i same sie dobijaja. Nie pozwalaja sobie na zakonczenie zaloby.
Ja sie troszki uwstecznilam w moim 'oplakiwaniu', zdarza mi sie prowadzic rozmowy zza grobu - ot takie tam pierdoly o zaglach z sakramentalnym... Wlasciwie nie wiem kto mial wieksza trzesawke rozwodowa - ja czy moja rodzina. Odnosze wrazenie, ze raczej moi rodzice bardziej przezywali to wszystko niz ja - ich nerwy i mnie sie troszke udzielily. Wracam jednak do siebie. Rozwaznie. Zeszlam pod powierzchnie na moment, ale juz wyplywam...
 
     
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz załączać plików na tym forum
Możesz ściągać załączniki na tym forum
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  
Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group
Strona wygenerowana w 0,01 sekundy. Zapytań do SQL: 5