Celem tego forum jest niesienie pomocy małżonkom przeżywającym kryzys na każdym jego etapie (także po rozwodzie i
gdy współmałżonkowie są uwikłani w niesakramentalne związki), którzy chcą ratować swoje sakramentalne małżeństwa
Portal  AlbumAlbum  NagraniaNagrania  Ruch Wiernych SercRuch Wiernych Serc  StowarzyszenieStowarzyszenie  Chat  PolczatPolczat
RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  FAQFAQ  SzukajSzukaj  UżytkownicyUżytkownicy  GrupyGrupy  StatystykiStatystyki
 Ogłoszenie 

Poprzedni temat «» Następny temat
Poradźcie jak nie szarpac dziećmi
Autor Wiadomość
Małgorzta
[Usunięty]

Wysłany: 2008-09-23, 14:45   

Hej Lena widzisz to nie tak, szkoda, że tak odebrałaś moje posty, bo nie masz racji, ale cóż ja mogę.
Ja właśnie Wam piszę, że mimo tych problemów które są to daję radę to nie jestem na psychotopach to pracuje zajmuję się domem itd itd a to nie moja zasługa. Bo widzisz mam spokój mimo trudnych momentów. Nie wiem jak można ufać Bogu i nie iść drogą, którą On wskazuje dla mnie to się łączy.
Widzisz Lena Bóg chce naszego dobra i ja wiem, że ta sytuacja po ludzku nie do zniesienia zaowocuje po stokroć dobrem. Bóg ma wobec nas plan i ja właśnie ufam że ten plan jest dobry , bo Bóg pragnie naszego Zbawienia, ale również tych ludzi których spotykamy na swojej drodze, a my... my mamy pokazać na ile jesteśmy godni nazywać się Jego uczniami.
 
     
zuza
[Usunięty]

Wysłany: 2008-09-23, 16:10   

Dodano: 2008-09-23, 12:08 ]
A jeszcze do Zuzy no własnie widzisz ja wiem co to znaczy ufać, ale sama napisałaś :

"Nie wiesz co to jest zaufanie? Nigdy nikomu nie ufałaś?"

No, własnie ufa się komuś. I ja Ci napisałam komu ufam. A ja nie pokładam ufności w sobie samej nie jestem wpatrzona w siebie natomiast dzięki Bogu mam siłę do opieki nad dziećmi do pracy do życia w sytuacji w jakiej się znalazłam, bo właśnie zaufałam Najwyższemu.



Odnośnie tekstu pogrubionego:
no miło czytać że nie jesteś w siebie wpatrzona- ale to by oznaczało zadufanie a nie ufność.

To nie jest to samo a wręcz coś innego.

Czemu ufność w siebie przedstawiłaś jako wpatrzenie w siebie? Żadnego związku nie widać.

To pisząc- ufam Jezusowi- masz na myśli że jesteś w niego wpatrzona? :shock:
 
     
elzd1
[Usunięty]

Wysłany: 2008-09-23, 16:31   

Zuza, czasem sobie dokopujemy, wszyscy tutaj, Ale nie po to, by dokuczyć, tylko zmobilizować do działania. Ty mnie zawsze głaszczesz, czasem tylko szorstką łapką. Nałóg też wali, i niektórym się to podoba, mnie nie. Ale wiem, że chce pomóc, tylko nie zawsze trafia sposobem do osoby. Osoba o nicku Nadzieja zrobiła coś innego: chciała dokuczyć, może tylko mnie, może kilku innym. To już nie moja sprawa, nie moje sumienie.
 
     
lena
[Usunięty]

Wysłany: 2008-09-23, 18:57   

Małgorzta....
Nie o racje chodzi...to nie żadna racja, ale moje spostrzeżenia.

Wiesz ....wg mnie nie robisz niczego nadzwyczajnego, zachowujesz sie jak wiele osob z tego forum, ufasz Bogu, wierzysz w jego moc,modlisz sie, ale....niektorzy robią coś jeszcze....działają.
Zauważasz działanie Boga....bo, dajesz rade, bo pracujesz, zajmujesz sie domem, dziecmi i nie jestes na psychotropach.....to nie Twoja zasługa jak piszesz, więc co robisz Ty jako Ty, dla siebie i dzieci.
Czy robisz wszystko aby dzieci były szczęsliwe, aby zapewnic im warunki....?
Czy robisz wszystko abyś Ty była szczęsliwa, co robisz dla siebie ?
Czy kazde Twoje działanie jest uzależnione od męża...zrobisz wszystko, albo nie zrobisz nic, aby tylko wrócił....taki warunek ?
Dlaczego o to pytam?....dlatego poniewaz często piszesz...ja nie chce(coś tam) ale chce zeby wrocił.
Mam wrazenie,że wszystko... Twoje modlitwy,dzieci modlitwy,prośby, decyzje....że to wszystko kreci sie wokól męża i tylko jego dotyczy.

Cokolwiek robisz.... czy ufasz sobie, że robisz dobrze, ze tak powinnaś, czujesz spokoj, nie masz wątpliwości?
Nie odpowiadaj mi , to mają być Twoje przemyslenia.

Kochana....nie miałam lekkiego życia, począwszy od dziecinstwa które do beztroskich nie należało (alkohol, awantury,przemoc...), przez nieustający małżeński kryzys na który złożyło sie wiele czynników.
Byłam i jestem wierząca,bywało że nie chodziłam do Kościoła, miewałam chwile załamań i bezsilności,ale nie zeszłam na złą droge, żyłam w cieniu ale godnie.Pracowałam dokąd mogłam, zajmowałam sie domem i dziećmi, i póki co dobrze je wychowałam.
Mimo wszystko .......dawałam rade.
Wiadomośc o zdradach dobiła mnie, ale.... wciąz dawałam rade, bez psychotropów.
Były cięzkie chwile, przypłaciłam to zdrowiem, ale ...dawałam rade.... musiałam ze wzgledu na dzieci....na męża pomoc w owym czasie liczyć nie mogłam, wrecz odwrotnie.
Dawałam rade, bo gdybym nie dawała... skończyłabym na dnie, albo by mnie nie bylo.
Wykorzystałam każdą dostepną pomoc.....Bóg , psycholog, ksiadz, lektura i to forum...... dostosowałam sie do wskazówek....rozpoczęłam swoją zmiane, uczę się i "doskonale" każdego dnia.
Nie nawróciłam sie, bo tak naprawde nigdy wiary nie utraciłam....wzmocnilam w wierze,ale czyz my wszyscy nie doskonalimy/umacniamy swojej wiary przez całe życie?

Moje cierpienie miało sens.....dziś jestem szczęsliwą osobą
Wiele potrafie i na wiele mnie stać.
Nie mam wiekszych problemów...czasami ogarnia mnie lenistwo i potem muszę sie nieźle nagonić.
Nie jestem szczęsliwą żoną.....ale moze kiedyś jeszcze będę.
Nie jestem ideałem....nie będe ...i nie muszę.

Zmieniłam co zmienić musiałam i zapewniam Cie ,że byla to ciężka praca, poniewaz trudno było zmienić coś co w moim mniemaniu było dobre przez tyle lat.Gdybym wczesniej posłuchała księdza, gdybym wczesniej ...kilka lat wczesniej posłuchała psychologa....nie musiałabym tyle razy obrywać po głowie. Czy uniknęłabym bólu zwiazanego ze zdradami?....Nie, ponieważ zaczęły sie bardzo dawno temu w momencie w którym najmniej sie spodziewałam.....ale,możliwe jest,że nie trwały by przez tak dlugi okres czasu.
Stało się, z Bożą pomocą wybaczyłam, ale czy dojdzie do pelnego pojednania, czy teraz juz zawsze razem i do konca....nie wiem.
Jestem spokojna, nie boje sie przyszłości,bedzie co ma być.
Nie tylko daje rade...ale żyję, cieszę się i jestem szczęśliwa

Nie wszystkim pasuje moja zmiana i nie szkodzi....mnie pasuje, taką siebie lubię, akceptuje i tak mi dobrze.....widać o to chodziło.

Na koniec moge powiedziec tylko jedno.... nie zrozumiałaś przekazu...ale cóż ja moge.
Życzę pomyślności.
 
     
Małgorzta
[Usunięty]

Wysłany: 2008-09-24, 10:02   

Widzisz Lena, to że dajesz radę to właśnie Boża łaska. Ja staram się czekać nie czekając i już nie kręci się wszystko wokół mojego męża zaakceptowałam sytuację i dzieki Bożej łasce potrafie się uśmiechać a siła, którą czerpię z Eucharystii udziela się i moim dzieciom to jest niesamowite.
Pozdrawiam
Jezu Ufam Tobie!
 
     
Elżbieta
[Usunięty]

Wysłany: 2008-09-24, 10:17   

Tak, Małgorzato...
To oddawanie Jezusa w Eucharystii jest darem, o którym się nie zapomni.
Najbardziej smuci to, że wielu czuje się niegodnych tego, aby przyjąć Pana.
A przecież...:

cytat:
Kenoza Chrystusa
"Wiara pozwoli ci zobaczyć, że twoje ręce i usta, które przyjmują Jezusa, są zawsze brudne - zawsze, również wtedy, gdy jesteś w stanie łaski uświęcającej, bo grzesznikiem jesteś zawsze, a ręce i usta grzesznika pozostają zawsze niegodne, i w tym sensie brudne. Przecież przyjmujesz Jezusa ustami, które potrafią zabijać słowem, przecież twoje słowa nieraz zamiast błogosławić ranią, są źródłem zła i nieszczęścia. I oto te grzeszne usta stykają się z najwyższą świętością Boga. Poznasz wtedy tajemnicę tego, co teologia określa słowem kenoza (od greckiego kenosis - wyniszczanie się). Eucharystia jest kenozą, czyli wyniszczaniem się Boga-Człowieka, ponieważ Jego największa świętość styka się z twoją grzesznością i twoją niegodnością.
To jednak nie znaczy, że masz unikać Eucharystii, przecież będziesz tym bardziej godny, im będziesz częściej do Niej przystępował. Jezus z miłością czeka na ciebie, On chce przychodzić, aby ciebie przemieniać, by cię uświęcać, byś stawał się coraz bardziej godnym Jego przyjścia. Święty Jan Apostoł powiedział: "Jeśli mówimy, że nie mamy grzechu, to samych siebie oszukujemy i nie ma w nas prawdy" (1 J 1, 8).
Wszyscy jesteśmy grzesznikami i wszyscy jesteśmy niegodni, aby przyjmować Jezusa. Pomyśl, twoje usta są brudne, ale ty powinieneś oczekiwać, że Eucharystia będzie ten brud, ten trąd grzechu, trąd egoizmu usuwała z twoich ust, z twojego serca i twojej duszy. Jezus tak bardzo tego pragnie, że chce, by dokonywało się to nawet za cenę Jego tak wielkiego wyniszczenia, za cenę Jego kenozy.
To w świetle wiary zobaczysz, w jak wielkim stopniu Eucharystia jest wyniszczaniem się Chrystusa. On ogołaca się i wyniszcza już przez sam fakt, że ukrywa swój majestat i swoje człowieczeństwo pod postacią kawałka materii - chleba i wina. Ogołaca się z należnej Mu czci i hołdu. A kiedy do Niego przychodzisz z grzeszną dłonią, z grzesznymi ustami i grzesznym sercem, to jest dalszą dla Niego kenozą."




I jak nie kochać Chrystusa?
 
     
atama
[Usunięty]

Wysłany: 2008-09-24, 12:33   

Leno...
Twoja sytuacia i Małgorzaty wbrew pozorom są bardzo do siebie podobne...
Obie nie jesteście skończone, doskonałe i do końca szczęśliwe....zresztą..... nie znam nikogo doskonałego, po tej Ziemi stąpającego.... ;-)
Gorsze byłoby stwierdzenie....jestem ideałem...i kropka...


Jest ważniejsza rzecz, która nas łączy... Nadzieja pomimo wszystko...mimo trudnego małżeństwa, mimo słabości.... trudności....upadków...
Nie moją mocą Panie...lecz Twoją....i dzieje się....najczęściej baaardzo powoli, a czasem zupełnie inaczej niż byśmy chcieli....

Często mówi się tu na forum o działaniu...takim zewnętrznym...
Tylko, że nasze działania i decyzje wypływają ze środka, z wnętrza.....i jak będzie tam chaos, to takie będą nasze działania....
Najczęściej przychodzą tu ludzie....rozbici....kompletnie załamani....i oni nie będą działać...., bo samo to, że weszli na to forum jest już wielkim osiągnięciem....
Potrzebna im po prostu pomoc, żeby uwierzyli, że są Ważni i Kochani, pomimo swojego "pogibania", bo to jest fundament....
Są też tacy, do których trochę ostrzej trzeba....żeby się "przebudzili"....ale to już polecam ogólnemu wyczuciu...
My możemy mówić o Miłości... i sobie i wszystkim wokół, ale tego nie da się przyjąć do wiadomości...tego trzeba doświadczyć... i nieustannie doświadczać....
Z kolei, żeby doświadczać.... trzeba zapragnąć.....każdy w swoim czasie i na swój sposób...
Długa droga przed każdym z nas... :mrgreen:
Życzę nam powodzenia :mrgreen:
 
     
lena
[Usunięty]

Wysłany: 2008-09-24, 13:57   

atama napisał/a:
Często mówi się tu na forum o działaniu...takim zewnętrznym...
Tylko, że nasze działania i decyzje wypływają ze środka, z wnętrza.....i jak będzie tam chaos, to takie będą nasze działania....

Oczywiście atamo..... i o tym pisałam..
.
Bóg jest dawcą ciszy i spokoju ....uspokaja i pozwala odpocząć.
Tylko w ciszy człowiek wolny od emocji potrafi stanąć w prawdzie,potrafi wejrzeć w siebie i siebie usłyszeć.
Tylko w ciszy jesteśmy w stanie usłyszeć głos swego sumienia...głos Boga
Tylko w ciszy ...z czystym sercem...potrafimy odczytać Jego wskazówki i za nimi podążać...wedle nich działać.


Zaufać...czekac nie czekając...nie znaczy nic nie robić.
To przyjecie Bożej woli, to ufnośc, nadzieja, cierpliwość i akceptacja tego co jest bez stawiania warunków, bez oczekiwan.
Na wiele spraw nie mamy wpływu,trzeba je przyjąc i przeżyć tak jak potrafimy najlepiej.
Nie mamy wpływu na wszystko co się wydarzy,ale tam gdzie to możliwe,czasami wręcz konieczne powinniśmy się o to zatroszczyć....

Cytat:
Najczęściej przychodzą tu ludzie....rozbici....kompletnie załamani....i oni nie będą działać...., bo samo to, że weszli na to forum jest już wielkim osiągnięciem....
Potrzebna im po prostu pomoc, żeby uwierzyli, że są Ważni i Kochani, pomimo swojego "pogibania", bo to jest fundament....
Są też tacy, do których trochę ostrzej trzeba....żeby się "przebudzili"....ale to już polecam ogólnemu wyczuciu...

...i najczęściej tak własnie jest

Równiez pozdrawiam :-)

Małgorzta....
Ja staram się czekać nie czekając i już nie kręci się wszystko wokół mojego męża
czyli ok....dbaj o sie :-) bie i dzieci jak najlepiej potrafisz
 
     
nałóg
[Usunięty]

Wysłany: 2008-09-24, 18:30   

Atma piszesz:"Najczęściej przychodzą tu ludzie....rozbici....kompletnie załamani....i oni nie będą działać...., bo samo to, że weszli na to forum jest już wielkim osiągnięciem.... "

Wiesz??? nawet najdłuższa podróż zaczyna sie od 1 kroku,od postawienia stopy............ i to że ktos tu wchodzi to juz jest działanie.Może to nie pierwszy krok,może to tylko spuszczenie nóg z pościeli,może tylko myśl o oderwaniu sie stopą od ziemi.................. ale to już jest działanie
 
     
atama
[Usunięty]

Wysłany: 2008-09-25, 11:37   

lena napisał/a:
Zaufać...czekac nie czekając...nie znaczy nic nie robić.
To przyjecie Bożej woli, to ufnośc, nadzieja, cierpliwość i akceptacja tego co jest bez stawiania warunków, bez oczekiwan.
Na wiele spraw nie mamy wpływu,trzeba je przyjąc i przeżyć tak jak potrafimy najlepiej.
Nie mamy wpływu na wszystko co się wydarzy,ale tam gdzie to możliwe,czasami wręcz konieczne powinniśmy się o to zatroszczyć....


całkowicie się z Tobą zgadzam leno :-D

nałóg napisał/a:
Wiesz??? nawet najdłuższa podróż zaczyna sie od 1 kroku,od postawienia stopy............ i to że ktos tu wchodzi to juz jest działanie.Może to nie pierwszy krok,może to tylko spuszczenie nóg z pościeli,może tylko myśl o oderwaniu sie stopą od ziemi.................. ale to już jest działanie


więc działajmy :-D

Małgorzato piękne świadectwo...Twoja ufność, pomimo wszystko....
U mnie też wiele się zmieniło, ale życie w zawieszeniu nie jest łatwe, wiem coś o tym....
Myśli....często przyczepiają się do męża, ale już inaczej niż kiedyś.... myślę coraz mniej paskudnie..... i na pewno trochę rzadziej, a to też cud :mrgreen: , tym bardziej, że mąż nie zamienił się w Anioła.... i z tego co pisałaś.... Twój też nie....

W końcu nikt nie jest bez skazy, a wszyscy jesteśmy w drodze i tak już będzie do końca... ;-)

:-D pozdrawiam cieplutko, bo za oknem plucha...brrrrrr
 
     
Małgorzta
[Usunięty]

Wysłany: 2008-09-26, 09:51   

Witam Was ufność to wielka łaska i Bogu za to składam dzięki. Jezus Chrystus żyje i gorące dzięki składam Mu za to, że Go doświadczyłam, że ukazał mi swoją miłość, to On jest najlepszym lekarzem i tylko z Nim życie ma sens.
Pozdrawiam Was.
JEZU UFAM TOBIE!
 
     
zuza
[Usunięty]

Wysłany: 2008-09-26, 10:25   

Małgorzta napisał/a:
Witam Was ufność to wielka łaska i Bogu za to składam dzięki. Jezus Chrystus żyje i gorące dzięki składam Mu za to, że Go doświadczyłam, że ukazał mi swoją miłość, to On jest najlepszym lekarzem i tylko z Nim życie ma sens.
Pozdrawiam Was.
JEZU UFAM TOBIE!



Chyba z nasty raz powtarzasz- my już to wiemy i już nas o tym zapewniłaś wielokrotnie- ze swej strony dodam- że dotarło do mnie za pierwszym razem.

Hm- czy ty potrafisz rozmawiać o czymś innym?
Czy tylko zawsze jedną odpowiedż masz? Obojętnie jaki jest temat?
To może powodować problemy w komunikacji.

Wracając do tematu- napisz może co zrobiłaś w celu unormalnienia anormalnej sytuacji dzieci?
Ja ostatnio trenowałam wspólne oglądanie Ratatuj oraz odnośnie ksiązek- Akademię Pana Kleksa.
Zycie nie znosi próżni- dziecięce zaś wymaga wyjątkowego starania.
 
     
atama
[Usunięty]

Wysłany: 2008-09-26, 11:57   

zuza napisał/a:
Wracając do tematu- napisz może co zrobiłaś w celu unormalnienia anormalnej sytuacji dzieci?


Wiem...to nie do mnie pytanie.....ale będę niegrzeczna i wtrącę się.... :mrgreen:
Z tego co czytałam...Małgorzata zajmuje się dziećmi i domem.. i jestem pewna, że robi to najlepiej jak potrafi....
A czy to ważne....
czy przeczytała dzieciom Akademie Pana Kleksa....
czy poszła z nimi na spacer....
czy uczy ich sprzątać po sobie...
czy przeczytała im fragment Pisma Św.....
czy ładnie się do nich uśmiechnęła (chyba że uśmiech się nie liczy)
A może jest w stanie ich "tylko" przytulić....?

Skoro to takie ważne dla Ciebie Zuza...to Małgorzata sama o tym napisze jak będzie chciała... i już zostawiam ten temat, bo to nie moja sprawa.....i nie oczekuję odpowiedzi...

W tym wszystkim chodzi mi o coś innego...

Rodzice też niestety popełniają błędy wobec dzieci, nawet kochające się małżeństwa...
Nie będzie tak...że będziemy tylko i wyłącznie tymi, którzy coś "unolmalniają" w swoich dzieciach...
Są różne sytuacje, gdzie emocje biorą górę...
Sama dzisiaj wkurzyłam się na moje dziecko, bo...wyprawa do szkoły...do przedszkola...
bo bałagan....bo zębów nie chce umyć, a trzeba już wychodzić...itp...
Po chwili wytłumaczyłam im spokojnie dlaczego się zdenerwowałam, ale wiem, że moje wcześniejsze zachowanie nie powinno mieć miejsca..
Chcę przez to powiedzieć, że nie można sobie "z góry" założyć, że od tej pory będzie super i zrealizuję mój super dwudziestopunktowy... plan
Cała przemiana i nas i dzieci ściśle wiąże się z zaufaniem o którym pisze Małgorzata...i nie tylko ona..
A ta przemiana niestety jest rozciągnięta w czasie, z tym, że jak się tylko zacznie, jak zrobimy chociaż pierwszy..... choćby maleńki kroczek....to dzieci natychmiast to odczują....

Tym kroczkiem....a może wielkim krokasem... niech będzie..... promienny uśmiech ich własnej mamy...
a może....cały dzień bez łez ich własnej mamy...

Miłego dnia życzę, słonko dzisiaj fajnie grzeje.. :-D
 
     
zuza
[Usunięty]

Wysłany: 2008-09-26, 12:14   

atama napisał/a:
zuza napisał/a:
Wracając do tematu- napisz może co zrobiłaś w celu unormalnienia anormalnej sytuacji dzieci?


Wiem...to nie do mnie pytanie.....ale będę niegrzeczna i wtrącę się.... :mrgreen:
Z tego co czytałam...Małgorzata zajmuje się dziećmi i domem.. i jestem pewna, że robi to najlepiej jak potrafi....
A czy to ważne....
czy przeczytała dzieciom Akademie Pana Kleksa....
czy poszła z nimi na spacer....
czy uczy ich sprzątać po sobie...
czy przeczytała im fragment Pisma Św.....
czy ładnie się do nich uśmiechnęła (chyba że uśmiech się nie liczy)
A może jest w stanie ich "tylko" przytulić....?

Skoro to takie ważne dla Ciebie Zuza...to Małgorzata sama o tym napisze jak będzie chciała... i już zostawiam ten temat, bo to nie moja sprawa.....i nie oczekuję odpowiedzi...

W tym wszystkim chodzi mi o coś innego...

Jedyny fragment z którym się zgodzę- chodzi o coś innego- nie o to o czym napisałaś- bo nie zrozumiałaś mojej wypowiedzi i nadałaś jej swoją interpretację.
Wystarczyło spytać- tak jak ja to robię- aby nie interpretować cudzego wedle swojego widzimisię.
Musisz liczyć się jednak- że podobnie jak ja-
- albo nie otrzymasz odpowiedzi.
-albo ktoś niepytany ci odpowie,
-albo otrzymasz odpowiedż w zupełnie innym niż pytałaś temacie.



Rodzice też niestety popełniają błędy wobec dzieci, nawet kochające się małżeństwa...
Nie będzie tak...że będziemy tylko i wyłącznie tymi, którzy coś "unolmalniają" w swoich dzieciach...
Są różne sytuacje, gdzie emocje biorą górę...
Sama dzisiaj wkurzyłam się na moje dziecko, bo...wyprawa do szkoły...do przedszkola...
bo bałagan....bo zębów nie chce umyć, a trzeba już wychodzić...itp...

Mnie to nie wkurza- bo jest to normalne i traktuję to normalnie.
Po chwili wytłumaczyłam im spokojnie dlaczego się zdenerwowałam, ale wiem, że moje wcześniejsze zachowanie nie powinno mieć miejsca..

Mam cię podziwiać bo potrafisz przyznać się do niewłaściwego zachowania jako dorosła?
No więc dobrze- skoro to ważne - podziwiam cię że potrafisz przyznać się do niewłaściwego zachowania.
To nadzwyczajne.

Chcę przez to powiedzieć, że nie można sobie "z góry" założyć, że od tej pory będzie super i zrealizuję mój super dwudziestopunktowy... plan


Gdzie pisałam o jakich kolwiek planach? Rozmowa dotyczy zupełnie czegoś innego i wtrąciłaś jeszcze inny temat Moja Droga- ale ponieważ to forum otwarte- to twoje prawo. :shock:
Cała przemiana i nas i dzieci ściśle wiąże się z zaufaniem o którym pisze Małgorzata...i nie tylko ona..


Raczej nie wiąze się z zaufaniem o którym pisze MaŁgorzta- MOIM ZDANIEM OCZYWIŚCIE- DO KTÓREGO PODOBNIE JAK TY- MAM PRAWO.
A ta przemiana niestety jest rozciągnięta w czasie, z tym, że jak się tylko zacznie, jak zrobimy chociaż pierwszy..... choćby maleńki kroczek....to dzieci natychmiast to odczują....

Tym kroczkiem....a może wielkim krokasem... niech będzie..... promienny uśmiech ich własnej mamy...
a może....cały dzień bez łez ich własnej mamy...

Wzniosłe tony- a temat inny. Ale zawsze jakaś odmiana.
Miłego dnia życzę, słonko dzisiaj fajnie grzeje.. :-D
 
     
Małgorzta
[Usunięty]

Wysłany: 2008-09-26, 15:09   

Atmo dziękuje . Właśnie chodzi o to że potrafię sie uśmiechać, spokojnie zrobić lekcje ,pobawić się, zrobić im naleśniki, na które mają ochotę, a ja właśnie zdążyłam posprzatać i na chwilę usiąść, ale to nie ważne, że jestem zmęczona, bo dzieki właśnie Bogu tak Zuza powtórzę to kolejny raz dzięki Jego łasce jest we mnie radość z tego co robię. Jezus zabierając ten cieżar dał mi chęć do życia- dobrego i pełnego miłości. Bo widzisz Zuza umiem spojrzeć na męża, który wyspany staje w drzwiach codziennie rano bo przyjeżdza po córkę i zawozi ją do przedszkola a syna czasami do szkoły ,a wczesniej myślalam, że nie wytrzymam patrzeć na Niego codziennie rano, a teraz wiesz odpowiadam dzien dobry z uśmiechem na twarzy i mówię Duchu Św. działaj kieruj moimi słowami i dotykaj Jego serca, ulecz je i rozpal miłość i ja wierzę i ja doświadczam i ja czuję, że Duch Św. działa.
Atmo rozumiem Twoje nerwy rano, ja też biegam syn wstaje bez problemu, ale córka o ludzie nie mogę ściągnąć później zęby śniadanie witaminki oj rozumiem Cie ja jeszcze jak syn idzie do szkoły na 8.30 lub pózniej to biegnę na 7.00 na Eucharystię przybiegam 7.40 daję śniadanie i lecę do pracy na 8.00 mąż przyjeżdza o 7.55 i zawozi dzieci. Ale nie narzekam jest we mnie radość z tego wszystkiego.
Życze Wam wszystkiego dobrego.
Pozdrawiam
JEZU UFAM TOBIE!
 
     
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz załączać plików na tym forum
Możesz ściągać załączniki na tym forum
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  
Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group
Strona wygenerowana w 0,02 sekundy. Zapytań do SQL: 5