Celem tego forum jest niesienie pomocy małżonkom przeżywającym kryzys na każdym jego etapie (także po rozwodzie i
gdy współmałżonkowie są uwikłani w niesakramentalne związki), którzy chcą ratować swoje sakramentalne małżeństwa
Portal  AlbumAlbum  NagraniaNagrania  Ruch Wiernych SercRuch Wiernych Serc  StowarzyszenieStowarzyszenie  Chat  PolczatPolczat
RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  FAQFAQ  SzukajSzukaj  UżytkownicyUżytkownicy  GrupyGrupy  StatystykiStatystyki
 Ogłoszenie 

Poprzedni temat «» Następny temat
Już nic nie wiem
Autor Wiadomość
lena
[Usunięty]

Wysłany: 2008-12-19, 22:00   

teraz po prostu zyj,ę obok meza a nie jego problemem. dotyk mnie on o tyle, ze nei mam seksu, choc go pragnę. i tyle.

Czy powodem dla ktorego chcesz Go doprowadzić do lekarza jest brak sexu ?...czy to Twój jedyny problem?.. poza ew. brakiem ojca w przyszłości?
a rodzina....a sakrament malżeństwa....a upadek duchowy człowieka/męża ?
Z innego postu wnioskuje,ze jestes blisko Boga...a mąż?
Ponadto...
Znasz mechanizmy, znasz przyczyny...chwilowa przyjemnośc(lekarstwo) to jedno ....problem który go nakręca to drugie...najwazniejsze.
Ten ew. problem nierozwiazany, tuszowany tylko...może byc tragiczny w skutkach.
Może się rownież okazać, że to(przyczyna) z czym sobie nie radzi, jest nonsensem, jego wyobraźnią,złą interpretacją, bądź nadinterpretacją....i wystarczy jedynie kilkakrotna wizyta u dobrego psychologa i siła woli.

nie boję się samotności, wychowywania sama dziecka. jestem zaradna, niegłupia, ceniona w swoim srodowisku - dam radę jakby co.
chodzi mi o to, by uniknąc spustoszenia w psychice chłopca, jakei tworzy brak ojca w domu.


dasz rade jakby co?...wiec zaradź teraz, póki czas, póki słucha, bądź jeśli zaczął słuchać.
Zaradź póki jest ojcem i to dobrym ponoć.
Dojrzała miłośc, stanowcza postawa...i jego konsekwencje.
 
     
mami
[Usunięty]

Wysłany: 2008-12-20, 07:49   

Branie na siebie odpowiedzialności za zaspokajanie potrzeb innych, nawet kosztem niezaspokojenia swoich własnych,
silnie rozwinięty mechanizm zaprzeczania,
tłumienie uczuć,
to mechanizmy zaprzeczania współuzależniania,
zmanipulowałas by nie czuc sie winna
jestes silną osobowością dlatego tak trudno ci przyjąc do wiadomości iż nie masz wpływu na to ze jestes bezsilna a na dodatek sama swoim postępowaniem albo raczej brakiem w tym go umacniasz
piszesz jak każda współuzalezniona ja to robie....
-dla rodziny dziecka... a jakie dobro wyniesie syn z dzieciństwa....
syn uczy sie swojej seksualności od ojca, niestety na dzień dzisiejszy nie widzi żadnych pozytywnych relacji między rodzicami, niestety ojciec nie uczy go jak kochac i okazywac uczucia bo sam ich nie potrafi okazac, z takim wyuczonym mechanizmem okazywania miłości wejdzie w dorosłe zycie
najprawdopodobniej swojej żonie tez nie będzie umiał okazywac uczuc bo tego sie nie nauczy w dzieciństwie a Ty zobaczysz jak syn traktuje swoją żone i co powiesz cały ojciec... nie to nie geny to wyuczony sposób przekazany przez rodziców
my jestesmy pierwszymi osobami, które uczą dziecko jak kochac... syn uczy sie od ojca bycia mężczyzną.....
ale rozumie mechanizm zaprzeczania bo przez to przeszłam i zaprzeczałam na wiele mozliwości tak jak widze inne kobiety, które to robią nieświadomie...

nie ty a on ma chciec tyle że ciągłe mówienie o tym sprawia że on sie zamyka, i przerzuca na ciebie swój nałog
to przez nią musze to robic, gdyby była inna nie musiałbym tego robic... zamiast pomagac odwracasz czas by poczuł wstyd, który na dzień dzisiejszy ty czujesz do siebie i za niego.

Masturbacja to seks z kimś, kto jest najbliżej i nie budzi lęku, bo jest dobrze poznany i rozpoznawalny. Taka intymność nie tylko nie zbliża, ale powiększa pustkę, obcość, samotność. Budowanie bliskości z drugim, otwartość i zależność stają się coraz trudniejsze, coraz boleśniejsze. Erotomani boją się bliskości, bliskość oznacza dla nich ból. Zranieni, ranią innych. Obawa przed poznaniem i byciem poznanym rodzi potrzebę zastępczych, wyrazistych samookreśleń

Istnieją określone fazy, przez które przechodzą wszyscy erotomani. Pierwszą nazywamy „fazą dojrzewania”. Ludzie zaczynają dostrzegać, że mają problem, nasila się poczucie bezsilności, lecz nie są jeszcze gotowi zaprzestać, jeszcze wierzą, że sami sobie poradzą. Drugi etap to „faza kryzysu i decyzji”. Przychodzi moment, gdy erotomani mówią sobie: „nie mogę tak dłużej żyć”.

– Zazwyczaj jakaś tragedia, która dotyka dzieci, kompromitacja zawodowa i utrata pracy, jakiś wstrząs. Wtedy dopiero są skłonni szukać ratunku. Nie zawsze udaje im się od razu. Ale wiedzą, że zrobią wszystko, by się zmienić. Trzecia faza to szok. Zaprzestając swoich zachowań, widzą całe spustoszenie, jakie spowodowali. Jest w tym wstyd, rozpacz, niedowierzanie
Po tym następuje faza odżałowania, kiedy czują złość, ból i żal po stracie. W czwartej fazie nałogowcy seksu konfrontują się ze swoim bólem. Jeśli zdarzają się wpadki, to najczęściej w tym okresie. Zaczyna szwankować zdrowie – tak wiele przeżywają wtedy cierpienia. Ból ten sprowadza ich w głąb siebie i skłania do dokonania znaczących zmian w życiu. Ten etap nazywamy fazą odbudowy. W miarę, jak poznają samych siebie, przechodzą do etapu szóstego – fazy wzrostu, gdy stają się dostępni dla swoich bliskich. Dla rodziny, dzieci, współmałżonka, rodziców.

Leczenie erotomanii bardziej przypomina zdrowienie z obżarstwa niż z alkoholiz-mu. Zamiast się głodzić, musisz nauczyć się jeść w inny sposób. Uczysz się doświadczać swoje uczucia, być intencjonalnym w tym, co robisz, i rozumieć, w jaki sposób jesz. To samo dotyczy seksualności. Erotomani muszą zmierzyć się ze swoim unikaniem bliskości. Pewien okres celibatu w zdrowieniu jest konieczny. Po pierwsze, celibat przerywa seksualny trans, pomaga odzyskać kontrolę nad swoim życiem. Po drugie, dzięki celibatowi zaczynają powracać wyparte wspomnienia nadużyć z dzieciństwa. Po trzecie, w celibacie erotomani uczą się nowego odczuwania i rozumienia swojej seksualności. Uczą się siebie i swoich potrzeb, których nigdy dotąd nie odkryli. Czasem wystarczą 2-3 miesiące, ale celibat może trwać rok lub więcej. Jeśli rezultatem ma być udany związek, żaden okres wstrzemięźliwości nie jest zbyt dużą ceną. Wielu erotomanów próbuje się wykłócać. ”. Ważna jest jawność i odpowiedzialność. Erotomani nie umierają z braku seksu.
 
     
zona_i_mama
[Usunięty]

Wysłany: 2008-12-20, 10:26   

To cytat z Carnesa, znam tę ksiązkę
Nadinterpretowujesz co do mnie - nie czuję się winna, a maz nie wini mnei za swój nałóg. Oboje wiemy, ze to jego problem
Bóg, rodezina, dziecko - to wsyztsko sa czynniki dla mnie wazne, w tym Bóg najwazniejszy. uprościłam, pisząco tylko o seksie, a to dlatego, ze nie mam zbyt duzo czasu an forum (pracuję zarobkowo w domu0 i musze sie streszczać.
uważam jednak, ze od postawienia diagnozy współuzależnienia jest psycholog 9a z takowym juz rozmawiałam, stąd wiem,z ę współuzalezniona JUZ nie jestem), a nei osoba na forum, która zna - bądź co bądź - tylko wycinek sytuacji, nei widzi, jak mój maz zachowuje sie an co dzień, do mnei, do dziecka itd.
szcezrez mówiąc nie piszecie tu niczego, czego bym już nei wiedziała, niepotrzeban ta cała teoria, ja to wsyztsko wiem, rozumiem, naprawdę przez 7 lat obeznałam sie w temacie dobrze i z róznych stron i punktów widzenia, z samokrytycznej strony równiez.
ja tu zajrzałam tylko po to, by znaleźć pomoc w rozeznaniu: czy powiedzieć, czy jest sens powiedzieć:
albo sie leczysz, albo wynosze się z dzieckiem i faktycznie sie wynieść.
czy to jednak go nei wystraszy i nie pogorszy. ty;lko o to pytałam, nei o wiedze na temat erotomanii i współuzależneinia, bo to znam, wiem, przerobiłam z psychologiem, z księdzem, sama itd itp.
nie zmiaerzam tez problemu tuszować, mam wrażenie, ze wrzucacie mnei do jednego worka z osobami, które sa na początku drogi, przerazonymi nałogiem męza, tuszującymi, biorącymi winę na siebie itd. patrzycie schematycznie. JA JUZ TO WSZYSTKO PRZESZŁAM
teraz szukam pomocy tylko w kwestii na ile warto podjąc tak radykalną decyzję. i tu oczekuję waszego zdania.
 
     
mami
[Usunięty]

Wysłany: 2008-12-20, 12:09   

myślisz, że jestes inna niz wszystkie,które stoją przed takim dylematem......
to, że dajesz sobie rade w zyciu nie koniecznie musi oznaczac iz psychicznie dasz
sobie rade z pogodzeniem sie, że mi nie wyszło, że jestem sama, że nałóg męza mnie pokonał...
i myśle, że tego sie boisz mimo całego tego mówienia jestem silna
nie boję się samotności, wychowywania sama dziecka. jestem zaradna, niegłupia, ceniona w swoim srodowisku - dam radę jakby co.
nie ma innego wyjscia choc naprawde chciałoby sie by było.... jak tu weszłam tez myslałam o cudownym sposobie skłonienia nałoga do tego by dojrzał ale takiego
nie ma jest tylko czysta prawda tylko on sam musi chciec a by to dojrzał musi zacząc mu byc żle zobaczyc do czego go to doprowadziło
zona matka wszystko to wiesz bo jestes mądra osoba wyedukowałas sie w temacie tyle, że ty chcesz na
skróty i bez bólu a tak nie idzie
niestety ich nałogi i zdrowienie dotykają Nas także
 
     
Macius
[Usunięty]

Wysłany: 2008-12-20, 15:43   

zona_i_mama DZISIAJ napisał/a:
ja tu zajrzałam tylko po to, by znaleźć pomoc w rozeznaniu: czy powiedzieć, czy jest sens powiedzieć:
albo sie leczysz, albo wynosze się z dzieckiem i faktycznie sie wynieść.
czy to jednak go nei wystraszy i nie pogorszy. ty;lko o to pytałam

teraz szukam pomocy tylko w kwestii na ile warto podjąc tak radykalną decyzję. i tu oczekuję waszego zdania.

zona_i_mama PIERWSZY POST napisał/a:
Wiem, nikt nie powie mi co mam zrobic, ale cos zrobic musze.


To się zdecyduj czego oczekujesz? Rady konkretne przecież już dostałaś, tylko do nich ustawiasz się na 'nie'... bo gdzies za daleko, bo dziecko, bo coś tam... może to znaczy że problem nie jest taki wielki?

Właściwie sama napisałaś że chodzi tylko o seks... Czy z twojej strony tez nie ma miłości do męża, chęci żeby on poddał swoje życie woli Boga, żeby znalazł samo źródło nadziei i uzdrowienia... to może być ważniejsze niż terapia o której pisałaś i raczej nie dałoby się pogodzić z nałogowa masturbacją czy innymi dysfunkcjami.

Moja konkretna rada byłaby taka - jeśli rzeczowa rozmowa nie pomaga, jeśli nie ma między wami 'wspólnoty łoża' a ty jasno pokazujesz jaki to duży problem, to odsuń się od niego, może wyprowadź albo złóż pozew o separację, albo najpierw powiedz mu że to zrobisz - to mógłby być dla niego ogromny wstyd, bo przecież w przypadku separacji jasno podasz powody.

Tak jak napisała mami, tego nie da się zrobić bezboleśnie... nie oczekuj jakiejś złotej rady. No i nie złość się na osoby które dobrze ci życzą i odpowiadają na twoje posty.

PS. Z mojego doświadczenia - moja żona przez wiele lat bardzo się modliła, pewnie również za mnie i za zmianę mojego postępowania i charakteru. Wiem że rozważała odejście, miała takie sytuacje, ale się nie zdecydowała. W końcu wybrała rozwiązanie sądowe... no i teraz to ja bardzo się modlę i staram się być jak najlepszym mężem i ojcem - póki jeszcze mogę - i bardzo zmieniam swój stosunek do niej i do rodziny... tak to u nas zadziałało. Ale nie jest to gotowa recepta., a do tego jak na razie bez happy endu w postaci scalenia naszej rodziny.

Jeszcze pozwolę sobie na taki cytat z pewnego świętego: Módl się tak, jakby wszystko zależało od Boga, a działaj, jakby wszystko zależało tylko od ciebie.
 
     
elzd1
[Usunięty]

Wysłany: 2008-12-20, 16:46   

Macius napisał/a:
albo najpierw powiedz mu że to zrobisz - to mógłby być dla niego ogromny wstyd, bo przecież w przypadku separacji jasno podasz powody.


Maciusiu, niech Cię nie martwi ewentualny wstyd osoby która źle robi, która niszczy rodzinę, która znieważa i poniża swoją żonę czy męża. Raczej trzeba pomyśleć o wstydzie żony, która właśnie musiałaby podać powody swojej decyzji, gdyby wystąpiła do sądu. Powody: mąż woli seks ze sobą niż z żoną.

Macius napisał/a:
Tak jak napisała mami, tego nie da się zrobić bezboleśnie

Właśnie.
Tylko dlaczego znów żona ma się martwić, aby szanowny mąż nie cierpiał, żeby jego nie bolało?


Żono i mamo.
Nikt za Ciebie nie podejmie decyzji, nikt Ci nie podpowie, bo to Twoje życie.
Jeśli kochasz męża, walcz, stawiaj warunki. Jeśli przeszłaś terapię, wiesz co możesz zrobić. Jeśli przeszłaś, a nie tylko liznęłaś tematu współuzależnienia.
Poczytaj forum, było tutaj kilka przypadków, nadal są żony współuzależnione, porozmawiaj na priva.
A jeśli mąż Cię kocha, zrobi to, co powinien zrobić, nie pozwoli Ci odejść.
 
     
Macius
[Usunięty]

Wysłany: 2008-12-20, 17:01   

elzd1 napisał/a:
niech Cię nie martwi ewentualny wstyd osoby która źle robi, która niszczy rodzinę, która znieważa i poniża swoją żonę czy męża

??? ależ mnie to nie martwi, wręcz odwrotnie - właśnie może to byłby bodziec do zmiany. Gdyby mnie martwiło, to bym chyba tego nie radził?
 
     
NORBERT
[Usunięty]

Wysłany: 2008-12-20, 19:42   

zona_i_mama napisał/a:
teraz szukam pomocy tylko w kwestii na ile warto podjąc tak radykalną decyzję. i tu oczekuję waszego zdania.
..no własnie a jakiego zdania sa psycholodzy..im w zasadzie winnas najbardziej zaufac..choc nadal nie rozumiem czemu nie seksuolog...przeciez oni zajmuja sie tez takimi sprawmi..chyba ze sie myle....ale w konkretnej odpowiedzi uprzedziła mnie Elzd1..to proste nikt nie wezmie na siebie odpowiedzialności za takie doradzenie...bo tak naprawde nikt nie zna całej sprawy nawet rozmawiając z toba przez telefon czy raz bądz dwa razy spotykając sie z wami nie zyjemy na codzien w waszej rodzinie i nie znamy wszystkiego....decyzja winna byc twoja ..nasza ocena to tylko taka ..i porada taka aby to wszystko dokonało sie najmniejszą ilościa ofiar...rodzine łatwo rozwalic ..ale zbudowac na nowo podwaliny jest bardzo trudno!!!!!

[ Dodano: 2008-12-20, 19:46 ]
Macius napisał/a:
a do tego jak na razie bez happy endu w postaci scalenia naszej rodziny.
..Macius nie katuj sie tym ciagle wiem ze smutno..wiem ze to gryzie ..ale ja to wiem i ty to wiesz do tego trzeba dwojga
 
     
elzd1
[Usunięty]

Wysłany: 2008-12-20, 20:27   

Macius, to dobrze że się nie martwisz, niech oni sami odczują skutki swojego postępowania.
 
     
bolek
[Usunięty]

Wysłany: 2008-12-27, 13:58   

żono i mamo
może zamień się miejscami z moją Żoną.
Przepraszam, że tak wprost, ale ja też żyję bez sexu, (moja Aga tego nie chce). Żyję i nie sex jest najważniejszy, choć bardzo go brakuje. Moja Aga chce odejść, ale póki co jeszcze mieszkamy razem choć obok siebie. Piszesz, że nie boisz się samotności. Nie okłamuj siebie samej, nie ma nic gorszego niż samotność. Aga mnie nie kocha, ale jest obok i to mi wystarcza. Pewnie; nie przytuli nie pocałuje, ale co tam jest obok.
 
     
martin
[Usunięty]

Wysłany: 2008-12-29, 12:35   

bolek napisał/a:
żono i mamo
może zamień się miejscami z moją Żoną.
Przepraszam, że tak wprost, ale ja też żyję bez sexu, (moja Aga tego nie chce). Żyję i nie sex jest najważniejszy, choć bardzo go brakuje. Moja Aga chce odejść, ale póki co jeszcze mieszkamy razem choć obok siebie. Piszesz, że nie boisz się samotności. Nie okłamuj siebie samej, nie ma nic gorszego niż samotność. Aga mnie nie kocha, ale jest obok i to mi wystarcza. Pewnie; nie przytuli nie pocałuje, ale co tam jest obok.


bolek
Przepraszam, ze ja tez tak wprost, ale odnosze nieodparte wrazenie, ze przyjales wizje zycia "jest do bani, no i bedzie, no i trudno".
Napisales, ze Aga Cie nie kocha, ale jest obok i ok.
Ale sam piszesz, ze planuje odejsc.
Wtedy juz nawet tej namiastki nie bedziesz mial.
Pracuj nad soba albo Wami jesli sie tylko da (chociaz jesli zamknieta na Ciebie to moze nie chciec dla zasady). Idz do psychologa katolickiego na terapie, zmieniaj sie i poki masz ten znikomy kontakt pokaz, ze sie zmieniasz, pokaz mocna prace.
A nie rezygnacje, ze jest jak jest, ale ok.
Powodzenia
 
     
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz załączać plików na tym forum
Możesz ściągać załączniki na tym forum
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  
Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group
Strona wygenerowana w 0,02 sekundy. Zapytań do SQL: 9