Celem tego forum jest niesienie pomocy małżonkom przeżywającym kryzys na każdym jego etapie (także po rozwodzie i
gdy współmałżonkowie są uwikłani w niesakramentalne związki), którzy chcą ratować swoje sakramentalne małżeństwa
Portal  AlbumAlbum  NagraniaNagrania  Ruch Wiernych SercRuch Wiernych Serc  StowarzyszenieStowarzyszenie  Chat  PolczatPolczat
RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  FAQFAQ  SzukajSzukaj  UżytkownicyUżytkownicy  GrupyGrupy  StatystykiStatystyki
 Ogłoszenie 

Poprzedni temat «» Następny temat
Początek końca ?
Autor Wiadomość
nałóg
[Usunięty]

Wysłany: 2008-05-05, 09:37   

miriam.... pozwolisz na małą polemikę...piszesz :"Usłyszałam kiedyś takie mądre słowa : Bóg kiedy chce nas zmusić do działania to zostawia nas samych "

Myślę że to nie jest tak........ może poprostu Bóg pozwala nam na ponoszenie konsekwencji,przykrych konsekwencji.......bo miłe są "nasze" a z przykrymi chcemy sią podzielic najcześciej.
Nie chce powiedzieć że nie powinno być pomocy od najbliższych....tylko najcześciej najblizsi nie potrafią nam pomóc w sposób właściwy...boja się.Nie potrafią i czesto ich pomoc jest tak po ludzku negatywna,choć wydaje sie "pomagierom" ze chca dobrze.
Najlepiej zrozumieja kryzys ,ból ci ,co go w jakim tam stopniu doznali.Ci potrafią sie utożsamić z tym co boli poprzez pryzmat własnego bólu.
 
     
miriam
[Usunięty]

Wysłany: 2008-05-05, 09:42   

Nałóg ....a ja myśle inaczej i nie mam zamiaru z Tobą polemizowac na ten temat , a pomocy nie potrzeba wiele wiesz ????-----wystarczy żeby po prostu być--tyle i aż!!!Pozdrawiam . Miłego dnia !!!!
 
     
agnieszka78
[Usunięty]

Wysłany: 2008-05-05, 10:33   

ci którzy nie doswiadczyli takiego kryzysu nie mogli mi pomóc, szczególnie rodzina-zła na mojego męża z pytaniami czy nie mogłabym go znienawidzieć, ze ułoże sobie jeszcze życie-w domysle- z kimś innym...w samotności jeszcze jakoś wytrzymywałam a potem znalazłam to forum....a potem zaczęłam rozmawiać z kasią1 z tego forum, bardzo mi ona pomogła, Anioł zesłany przez Boga :) , naprawde czasami wystarczy w pewnych chwilach pare słów, nawet co słychac?-od kogos kto cię rozumie i już zyskuje się nadzieje, nawet zadzwoniła do mnie kiedy on sie wyprowadził...nie wiem jakbym przetrwała te najgorsze końcowe momenty bez tego forum, bez rozmów z kasią1
 
     
Małgorzta
[Usunięty]

Wysłany: 2008-05-05, 11:06   

No właśnie, czy ktokolwiek z nas nie doświadczył Boga?
Myślę, że po głębszym zastanowieniu się zauważmy, że nie zostaliśmy sami, że w tych trudnych chwilach doświadczamy Go jeszcze bardziej po przez różne sytuacje.
Tylko On wymaga od nas bezgranicznej ufności, której nam niestety brakuje to czasami myślenie po ludzku zadręczanie się burzy nasz pokój serca dlatego musimy się modlić o tą ufność i dać się poprowadzić Duchowi Św.
Pozdrawiam.
 
     
Mirela
[Usunięty]

Wysłany: 2008-05-05, 21:03   

nałóg napisał/a:
miriam.... pozwolisz na małą polemikę...piszesz :"Usłyszałam kiedyś takie mądre słowa : Bóg kiedy chce nas zmusić do działania to zostawia nas samych "

Myślę że to nie jest tak........ może poprostu Bóg pozwala nam na ponoszenie konsekwencji,przykrych konsekwencji.......bo miłe są "nasze" a z przykrymi chcemy sią podzielic najcześciej.
Nie chce powiedzieć że nie powinno być pomocy od najbliższych....tylko najcześciej najblizsi nie potrafią nam pomóc w sposób właściwy...boja się.Nie potrafią i czesto ich pomoc jest tak po ludzku negatywna,choć wydaje sie "pomagierom" ze chca dobrze.
Najlepiej zrozumieja kryzys ,ból ci ,co go w jakim tam stopniu doznali.Ci potrafią sie utożsamić z tym co boli poprzez pryzmat własnego bólu.


Zaciekawiły mnie te spojrzenia...
Człowiek nie chce byc sam...i czy do samotnosci został stworzony?
Kiedy Bóg "pozostawia " nas samych, to my pozwalamy Bogu działac...NARESZCIE...
Do samotności człowiek też potrzebuje czasu...żeby znaleźc się w niej ,żeby odkryc ,że nie jest się samemu, żebu zobaczyc niezgłębione pokłady talentów...i co najważniejsze...odkrywanie tych talentów to odkrywanie łask Bożych...a umiejętne korzystanie z nich to ich pomnażanie. Ta pozorna samotnośc nie jest żadną karą, niczym strasznym...
Co do pomocy innych...Myślę sobie,że nie darmo Faustyna pisała o trzech uczynkach miłosierdzia...czyn, słowo , modlitwa...Nie ma człowieka na świecie , który nie może odnaleźc sposobu realizowania empatii, współczucia, pomocy...tak jak potrafi najlepiej...To znaczy nie szuka swego... I to nie jest łatwe...

Prosto i jasno pisze o tym ks. Dziewiecki
http://www.opoka.org.pl/b.../md_dobrer.html

"Celem każdej dobrej rady jest pomaganie człowiekowi, by odróżniał dobro od zła. Upewnia nas o tym historia grzechu pierworodnego, która rozpoczęła się od tego, że człowiek zaczął szukać rady tam, gdzie mógł znaleźć jedynie kłamstwo i pokusę. W kwestii odróżniania dobra od zła pierwsi ludzie nie skonsultowali się z Bogiem, lecz z tajemniczym, syczącym głosem, który jest symbolem szatana. Głos ten był najgorszą radą, jakiej udzielono kiedykolwiek w całej historii ludzkości. Szatan wmówił bowiem pierwszym ludziom to, że własną mocą potrafią oni odróżnić dobro od zła i że będą jak bogowie, gdy tylko w to uwierzą. Tymczasem okazało się, że własną mocą człowiek potrafi jedynie pomieszać dobro ze złem i wyrządzać krzywdę samemu sobie oraz innym ludziom."


Pozdrawiam.
Czasem wystarczy chocby wysłuchanie... bycie tak, by nie zabierac przestrzeni drugiego człowieka...chociaż łapię się i na tym,jak zrobic to zwyczajnie...
 
     
WieK
[Usunięty]

Wysłany: 2008-06-02, 15:45   

9 maja miałem spotkanie z psychologiem – biegłym sądowym.
Okazało się, że żona miała wyznaczone spotkanie na wcześniejszą godzinę.
Pani psycholog była bardzo miła. Skrupulatnie notowała odpowiedzi na jej pytania , ale nie odnosiła się do tego co było powiedziane podczas rozprawy sądowej.
Widać było, że wszystko toczy się według schematu, a pod koniec spotkania miałem wrażenie, że „wyrok” zapadł już wcześniej, a to, co zostało powiedziane podczas rozmowy, miało być tylko przypieczętowaniem.
Na koniec otrzymałem test do wypełnienia – ksero kartki jak z lat siedemdziesiątych, szare mało wyraźne.
Pytań było ponad setka (podczas wypełniania testu chciałem notować niektóre pytania i podać je na forum, ale nie miałem możliwości).
Do wyboru miałem odpowiedź: tak/nie – nie było możliwości wyboru odpowiedzi pośredniej.
Ogólnie mówiąc (pisząc) kilka razy dość cwanie pytano o to samo np.:
Czy czytasz prasę związaną ze swoim zawodem ? tak/nie
Potem pojawiały się kolejne pytania dotyczące innych spraw i wracano do pytania związanego z czytaniem:
Czy artykuły humorystyczne są jedynymi działami które czytasz w prasie ? tak/nie
Czasem można było zaprzeczyć samemu sobie.
Było też pytanie czy łatwo denerwujesz się, a po kilkunastu innych: czy reagujesz rozstrojem żołądka pod wpływem stresu.
Pytano także: czy słyszysz głosy wokół siebie, długo, długo coś innego i: czy masz wrażenie, ktoś ci podpowiada co masz zrobić ?
Czy zdarzało wykonywać ci się prace, którą inni mogli wykonać lepiej ?
Czy potrafisz odłożyć zaplanowane prace na inny termin ?

W miniony piątek otrzymałem odpis opinii pani psycholog.
Dwie strony żali żony (przepraszam za obcesowość, ale nie potrafię tego w tej chwili inaczej wyrazić), potem jedna strona moich żali...

Punk III opinii jest zatytułowany: Wnioski
Zacytuję ten punkt w całości i nie piszę go po to, aby wywołać dotyczące mnie lub żony komentarze. Piszę dla potencjalnych zainteresowanych:

Na podstawie zebranych materiałów i przeprowadzonego badania w sprawie stwierdzam, co następuje:
- powódka przejawia obojętność uczuciową wobec męża i zdecydowanie dąży do uzyskania rozwodu. Pozwany deklaruje pozytywne uczucia do żony, chciałby zintegrować rodzinę i kontynuować małżeństwo, choć wskutek zdecydowanej postawy żony stopniowo przyzwyczaja się do możliwości rozwodu.
- szanse uratowania związku z uwagi na negatywne nastawienie powódki wobec pojednania oraz pełną separację małżeńską, w tym mieszkaniową, są nierealne.
- przyczyn rozpadu małżeństwa upatruję w poważnych problemach finansowych, z jakimi borykały się strony przez wiele lat. Istotny wpływ na pożycie stron miały również odmienne cechy osobowości, utrudniające im nawiązanie porozumienia i konstruktywnej rozmowy oraz odmienne oczekiwania co sposobu funkcjonowania związku i realizacji potrzeb członków rodziny. Zaniedbanie więzi uczuciowych w związku i nie liczenie się z potrzebami psychicznymi partnerki spowodowało, że powódka czuła się osamotniona, niedoceniona, brak jej było ciepła, troski i zainteresowania.

I tak właśnie brzmi wyrok….
W piśmie z sądu otrzymałem polecenie o odniesienie się do opinii biegłego w ciągu siedmiu dni, co oczywiście uczynię. Nie wiem czy coś jeszcze zmienię, bo już obszernie wszystko wyjaśniałem, ale co mam do stracenia…
Najbardziej zabolały mnie „wnioski” pani psycholog, brzmią jak z któregoś na liście szablonu odpowiedzi…
W każdym razie uważam, że tego typu problemami powinni zajmować się ludzie, którzy chcą uratować małżeństwo, których ratowanie rodzin cieszy.

A rozwód ? Jakie to proste:
- brak więzi uczuciowych,
- brak pożycia,
- odmienne cechy osobowości utrudniające nawiązanie porozumienia,
A może to się „czepiam”…

9 czerwca odbędzie się zapewne ostatnia rozprawa sądowa…
Nie będę ukrywał, że się łamię, krzyczę w stronę Pana Boga: Dlaczego nie ratujesz !
A potem próbuję się modlić, ale mam wrażenie jest klepanie kilku zdań a nie rozmowa pełna szacunku należna Stwórcy…
Poniekąd po części sam sobie zgotowałem ten los, ale to tak bardzo boli, gdy 22 lata okazują się zmarnowanym czasem…
 
     
Alda
[Usunięty]

Wysłany: 2008-06-02, 18:18   

Przykre to wszystko co piszesz.
Nie znam się na psychologii, ale również przeżyłam podobny niesmak, po wizycie w rodzinnej poradnii diagnostyczno-konsultacyjnej.
Pani psycholog uznała, że to nic takiego że ojciec nie interesuje się dzieckiem.
Dowiedziałam się również, że to że tatuś nie przejawia zainteresowania synkiem, to dlatego, że ja go wyręczam we wszystkim.
To, że musiałam dbać o cały dom sama, bo mąż wybrał lżejsze życie to wszystko wygląda na to obróciło się przeciw mnie. - bo za bardzo dbałam, za dużo robiłam, wyręczałam męża - głupie to wszystko.
 
     
nałóg
[Usunięty]

Wysłany: 2008-06-02, 18:37   

Alda.....może i przykre to,ale czy zupełnie nie prawdziwe?(co nie zmienia faktu że ojciec powinien wychowywac dziecko)
 
     
elzd1
[Usunięty]

Wysłany: 2008-06-02, 21:59   

Jestem przerażona tym, co napisał Wiek.
Przecież, jakby dobrze poprowadzić sprawę, każdego można w ten sposób uniewinnić, z każdego zdjąć odpowiedzialność.
Nie zaspakajanie przez małżonka potrzeb drugiej osoby - a któż z nas czuł w pełni, że jego potrzeby są zaspakajane? Czyż nie mamy, nie mieliśmy marzeń i pragnień, które nigdy nie mogły liczyć na realizację, bo były zbyt wygórowane i nierealne? Czy to jest powód, by kogoś skazywać na rozwód? Czy możliwe jest zawsze mówienie o uczuciach? Czyż to, co się robiło dla małżonka, nie jest najleoszym dowodem miłości?
I jeszcze "odmienne cechy osobowości utrudniające nawiązanie porozumienia"
To przecież można takim argumentem manipulować do woli.

I z każdego można zrobić osobę nie nadajacą się do życia w rodzinie. Bo przecież powinien/powinna czytać w myślach, realizować pragnienia, zanim się pojawią w głowie małżonka?

To jakaś paranoja.
A ja za trzy dni mam udawadniać, dlaczego nie chcę rozwodu :cry:
W świetle tego, to nie mam żadnych szans, intuicja u mnie kiepska, w myślach czytać nie umiem, wróżenie się nie nauczyłam.
Czyli - nie spełniałam mężowskich oczekiwań? Czuł się samotny? A niby skąd miałam wiedzieć , czy chciał akurat przytulenia czy spokoju, żeby obejrzeć mecz w telewizji, jeśli mi tego nie powiedział?
 
     
GregS
[Usunięty]

Wysłany: 2008-06-02, 23:56   

elzd1 napisał/a:

I jeszcze "odmienne cechy osobowości utrudniające nawiązanie porozumienia"
To przecież można takim argumentem manipulować do woli.
I z każdego można zrobić osobę nie nadajacą się do życia w rodzinie. Bo przecież powinien/powinna czytać w myślach, realizować pragnienia, zanim się pojawią w głowie małżonka?
To jakaś paranoja.


Niestety taki jest chyba urok tego typu spraw. Twoje małżeństwo w dużej mierze zależy od tego czy ktoś uczciwie podejdzie do swojej pracy i rzetelnie oceni wszystkie zebrane materiały.
2 czerwca miałem kolejna rozprawę rozwodową, na której ja i moi świadkowie starali się potwierdzić to, że byłem i jestem dobrym mężem i ojcem.
W RODK ja mam badania 5 czerwca i napewno podzielę się swoimi doświadzeniami. Badania odbędą się na mój wniosek, gdyż w wyniku mojego NIE dla rozwodu, żona postanowiła mi odebrac prawa rodzicieleskie do dzieci. Upatruję w tym jakąś szanse dla mnie, ale jak widać wyżej może być różnie.
Mam jeszcze jedną obawę związaną z stereotypami jakie "zalegają" w głowach sądziów. Niestety w polskim sądzie uparty mąż, który cały czas mówi NIE dla rozwodu bo kocha żonę i dzieci, to dla większości sędziów "złośliwiec" który nie chce dać upragnionej wolności małżonce, mówiącej na każdej rozprawie, że JUŻ nie kocha.
 
     
Andrea
[Usunięty]

Wysłany: 2008-06-03, 07:19   

GregS napisał/a:
Mam jeszcze jedną obawę związaną z stereotypami jakie "zalegają" w głowach sądziów. Niestety w polskim sądzie uparty mąż, który cały czas mówi NIE dla rozwodu bo kocha żonę i dzieci, to dla większości sędziów "złośliwiec" który nie chce dać upragnionej wolności małżonce, mówiącej na każdej rozprawie, że JUŻ nie kocha.


Może i każdy, kto mowi NIE dla rozwodu, to złośliwiec czy też wariat. Nie wiele pewnie tym wnosząc, pozwolcie, ze podziele sie doswiadczeniem, bylem świadkiem (oboje chcieli rozwodu, otrzymali, a po roku zamieszkali ponownie razem) i po dziwnych dla mnie pytaniach sędziny, mniej więcej takich:

- co ma pan do powiedzenia ?
- nie wiem o co sąd pyta
- no jak to, nie wie pan po co tu jest !!! ??
- wiem, jestem świadkiem
- dlaczego panstwo X sie rozwodza ??
- nie mam pojęcia, ja bym się na ich miejscu nie rozwodził, ich problemy są do rozwiązania

,po opuszczeniu sali moje zachowanie zostało źle dla mnie skomentowane. Wspolczuje kazdej/kazdemu z Was. Albo niekompetencja, albo proces jak u .. Franza Kafki.
 
     
nałóg
[Usunięty]

Wysłany: 2008-06-03, 07:41   

Greg.....napisałeś:"Mam jeszcze jedną obawę związaną z stereotypami jakie "zalegają" w głowach sądziów. Niestety w polskim sądzie uparty mąż, który cały czas mówi NIE dla rozwodu bo kocha żonę i dzieci, to dla większości sędziów "złośliwiec" który nie chce dać upragnionej wolności małżonce, mówiącej na każdej rozprawie, że JUŻ nie kocha"

Czy masz dowody na takie stwierdzenia? Przecięz w sadach sieddzą tez ludzie,kobiety najczęściej,pewnie spora część z nich jest wierząca,praktykująca i z bólem te rozwody orzeka(zanaczam że nie jetem fanem rozwodów).Sędziowie orzekają ,maja obowiązek orzekać zgodnie i kodeksami,prawem stanowionym przez wybieralne organy .Sędzia nie ma mozliwości dowolnej iterpretacji prawa.Sedzia ma obowiązek orzekania na podstawie DOWODÓW,które czasami mają mało wspólnego z tym co potocznie nazywa sie" prawadą".Na sali sadowej nie ma prawdy obiektywnej........jest tylko prawda sądowa,dowodowa.
I kolejna sprawa................. sąd jest tylko sądem i nie jest w stanie zmusić człowieka ,mającego wolną wolę z nadania Boskiego i korzystającego z tej wolnej woli do pozostania wiernym i prawowitym małżonkiem wbrew woli stron stawających w sądzie.Nawet Bóg tego nie czyni w sposób besposredni.
Ciężar przedstawienia dowodów w takich sprawach leży po stronie stron(wielokrotnie pisała o tym zuza,ola),to strony maja przedstawić dowody za lub przeciw rozwodowi.To nie sąda ma szukac tych dowodó..................sąd ma je dostać do rozważenia,one maja pomagac w sodowo-obiektywnym spojrzeniu na sprawę(vide wito i jego sprawa).

Elzd1. pisze:'A ja za trzy dni mam udawadniać, dlaczego nie chcę rozwodu"............ no i udowodnij ,baz przygotowana,połóz dowody na stół,dokumenty a nie tylko słowa.Życzę Ci powodzenia i jasności umysłu na sali sądowej oraz przed i po rozprawie.
 
     
elzd1
[Usunięty]

Wysłany: 2008-06-03, 22:10   

nałóg napisał/a:
Elzd1. pisze:'A ja za trzy dni mam udawadniać, dlaczego nie chcę rozwodu"............ no i udowodnij ,baz przygotowana,połóz dowody na stół,dokumenty a nie tylko słowa.Życzę Ci powodzenia i jasności umysłu na sali sądowej oraz przed i po rozprawie.


Nałóg, to do mnie?
Jeśli tak to odpowiadam: nie mam dowodów na to, że:
kocham męża
wybaczyłam,
jeszcze mamy szansę,
jest to sprzeczne z moim sumieniem......

Mogłabym jeszcze trochę pisać, ale co to da?
Jeśli szanowny nie chce, jestem bezsilna.
Pamiętasz - to pierwszy krok: uznać swoją bezsilność ( nie mylić z bezradnoscią).
Zrobiłam co mogłam - po ludzku, reszta należy do Boga. I do sędziów.

Miałabym dowody, gdybym chciała się zgodzić. Wtedy i winę szanownego mogłabym udowodnić.
Dzięki za życzenia. Postaram się, niezależnie od obrotu sprawy.
 
     
Małgosia
[Usunięty]

Wysłany: 2008-06-04, 14:26   

Ela, czy to dzisiaj?
Pamietam :-)
 
     
elzd1
[Usunięty]

Wysłany: 2008-06-04, 15:03   

Małgosiu. To jutro - znaczy w czwartek o 11.
 
     
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz załączać plików na tym forum
Możesz ściągać załączniki na tym forum
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  
Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group
Strona wygenerowana w 0,02 sekundy. Zapytań do SQL: 9