Celem tego forum jest niesienie pomocy małżonkom przeżywającym kryzys na każdym jego etapie (także po rozwodzie i
gdy współmałżonkowie są uwikłani w niesakramentalne związki), którzy chcą ratować swoje sakramentalne małżeństwa
Portal  AlbumAlbum  NagraniaNagrania  Ruch Wiernych SercRuch Wiernych Serc  StowarzyszenieStowarzyszenie  Chat  PolczatPolczat
RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  FAQFAQ  SzukajSzukaj  UżytkownicyUżytkownicy  GrupyGrupy  StatystykiStatystyki
 Ogłoszenie 

Poprzedni temat «» Następny temat
Tylko dla facetów ;-)
Autor Wiadomość
Darek
[Usunięty]

Wysłany: 2008-04-30, 19:25   

nałóg napisał/a:
Po za tym to w ogromniej większości jak facet należycie dba kobietę,o jej bezpieczeństwo,o nią,o jej potomstwo,słucha tego co ona ma do powiedzenia,utrzymuje własciwą komunikację to żona nie skacze jak małpa z jedego drzewa,z jednej gałezi na drugie drzewo.Nie zdradza,nie szuka innego goryla.

Dziękuję za taką żonę i takie relacje. To o czym piszesz, to zwykłe wyrachowanie i egoizm, mający niewiele wspólnego z miłością i wiernością o której się dowiesz tylko wtedy, gdy nadejdą trudne chwile. Czy pijak nie jest otoczony "przyjaciółmi" gdy ma kasę i stawia? A czy to są przyjaciele? A pomyślałeś jak zachorujesz lub pogorszy się Twoja sytuacja finansowa, czy taka miłość będzie trwać dalej? Jakie są fundamenty takiej miłości? Tym się właśnie różnią ludzie trafiający na to forum - gdyby postępowali według zasad które przytoczyłeś to dawno byliby po rozwodzie. Właśnie tym powinniśmy się różnić od zwierząt i tego Pan Bóg od nas oczekuje. Z tym, że o kobietę trzeba dbać, zapewnić bezpieczeństwo zgadzam się, ale jeśli to ma zapewnić wierność, to już jakieś nieporozumienie.
 
     
Mirela
[Usunięty]

Wysłany: 2008-05-01, 09:33   

wito napisał/a:
To zdradzacze chcą nas wpędzić w poczucie winy - po to by usprawiedliwić siebie, przed samym sobą. Bo są tchórzami. Nie potrafią się przyznać, powiedzieć przepraszam.


Czy jeśli"zdradzacz" powie przepraszam...,jeśli się przyzna ... ile i co to zmieni w Twojej postawie Wito?

Pozdrawiam, dziś piękne słonko.... :-D
 
     
nałóg
[Usunięty]

Wysłany: 2008-05-01, 10:34   

Wito...pytasz:"nałogu - to dlaczego facet pije jak ma wspaniałą żonę?
dlaczego szuka "zieleńszej trawy"?
dlaczego bije dzieci? "

Ja moge Ci odpowiedzieć dlaczego piłem mając wspaniałą żonę,rodzinę:

Bo pomyliłem żądze (władzy,pieniędzy,sukcesu) z moim celem życiowym.Pomyliłem kolejność. Pierwsze stało sie "mieć" przed "być".
Skupiłem sie egocentrycznie na sobie,na swoim "MNIE" zamiasta na "ja"jak pisze de Mello.
Swoimi pragnieniami,żadzami tak mocno rozbujałem swoje wachadło życia że uderzyłem w bandę którą jest alkoholizm.
Na szczęście mój kregosłup był jeszcze na tyle mocny że wytrzymałem uderzenie,że uderzenie o "dno" rozjasniło mi troszkę umysł,ściągneło bielmo z oczu.........ale poprzez ból,poprzez załamanie sie moich odczuć,pragnień,żądz.Oj,bolało,bolało Wito....

Może i wzorce wyniesione z dzieciństwa ,z domu rodzinnego miały swoje piętno.Ale głównie to jednak pozytywne piętno.

Piszesz:"DDA i DDR - bardzo często to jest przyczyną"
Nie jestewm DDA....jak juz to może DDD z racji chorób (Mamy)w rodzinie.Ale jak widać nie ustrzegło mnie to od nałogu.

Darek........ a wiesz dlaczego tak mocno cierpisz???? Bo zostały zawiedzine Twoje pragnienia,Twoje wizje,Twoje widzenie rzeczywistości.
Bo żona zrobiła coś kiedys i pózniej co nie mieściło sie w Twojej skali wartości.Twojej,ona miała widocznie inną. Cierpisz bo nie zgadzasz sie na to że ktoś mógł zrobić inaczej( nie piszę że dobrze,nie usprawiedliwiam.......żeby była jasność) jak Ty sobie wymyśłiłeś.Ale to sie stało........... i koniec. Masz prawo do obrony swojego terytorium,ale nie zmienisz tym żony.A Ty,My większość chcemy zmieniać otoczenie wg naszych,Twoich wizji.A jak sie nie daje zmienić otoczenie to .........cierpimy katusze.
A świat jest taki jaki być powinien,czy nam sie to podoba czy nie...............
Zobacz,,,,,, umiera człowiek,ktos z rodziny .......rozpaczają najblizsi tylko najcześciej,dalsi krewni,znajomi,koledzy po wyjściu z cmentarza zaimuja sie swoimi sprawami............. świat idzie dalej.
A co sie dzieje z rodzinami w kryzysie?? Darek....czy interesowało Cię że gdzieś w Twoim otoczeniu ktoś się kłóci,zdradza,rozwodzi? zapewne nie..... do czasu aż Ciebie to dotkneło.Bo to jest taka prawidłwość.Boli to, co nas bespośrednio otacza.
Im szybciej ten ból przyjmiemy jako swój,jako coś co jest w nas,co jest nieodłączną stroną życia,jak bedziemy mogli spojrzeć na ten ból(zdrade,nałóg) jako coś co jest nasze,i tylko nasze, tym szybciej wstaniemy z kolan ,otrzasniemy sie z użalania sie nad sobą,tym szybciej przestaniemy obwiniac otoczenie za ból którego doznaliśmy.
Bo ból za czymś co tracimy może przerodzić się w pychę uzalania sie.Bo mnie tak boli,tak mnie to zraniło.
Mnie pomaga pomedytowanie przy pomocy Modlitwy o Pogodę Ducha
Pogody Ducha
 
     
elzd1
[Usunięty]

Wysłany: 2008-05-01, 10:38   

Mirela napisał/a:
Czy jeśli"zdradzacz" powie przepraszam...,jeśli się przyzna ... ile i co to zmieni w Twojej postawie Wito?


Mirelo.
Czy chodzi tylko o słowa?
A może o postawę i zrozumienie swojego postępowania?
 
     
Mirela
[Usunięty]

Wysłany: 2008-05-01, 12:01   

Elzd1

Zeby coś uznac, rozpoznac, dostrzec...trzeba nazwac... I Wito napisał,że "zdradzacze" nie chcą się przyznac..., przeprosic...Rozumiem ,że gdyby zaistniała taka sytuacja przeprosin...to relacja jest oczekująca, wymagająca , odpowiedzialna jak i ze strony krzywdziciela tak i pokrzywdzonego...to proces...
Najpierw jednak jest SłOWO..."przepraszam"..."tak, zawiniłem/am".Słowo to bardzo wiele...często wymaga wiele odwagi...ale oczywiście ,że to nie wszystko, od tego słowa bierze sie początek , szansa na uzdrowienie relacji...
Pozdrawiam :)
 
     
wito
[Usunięty]

Wysłany: 2008-05-01, 13:21   

Mirela napisał/a:
Czy jeśli"zdradzacz" powie przepraszam...,jeśli się przyzna ... ile i co to zmieni w Twojej postawie Wito?

Nic nie zmieni. Już raz wybaczyłem kilkanaście lat temu, pozostawiając "sprawę" do przemyślenia żonie. Nie usłyszałem przepraszam, nie było zadośćuczynienia. Za to teraz, po kolejnych rogach słyszę, że "tamto" to była nieprawdą, że to sobie wymyśliłem... A sprawy bieżące nie miały wpływu na sytuację w naszej rodzinie. Ja jestem winien rozpadu, jestem... i ..., temu winien i tamtemu...
Typowe dla zdradzaczy - zwalenie winy na pokrzywdzonego. Niestety, mamy i my w tym udział, gdyż zbyt łatwo rozgrzeszamy naszych małżonków. Do tego szerzący się relatywizm moralny, przyzwolenie na zdradę - bo "czegoś tam nie dopatrzyliśmy", "wina leży po środku" więc zdradzacz jest usprawiedliwiony.
A nie u nas powinien szukać usprawiedliwienia tylko u Boga. Nas może prosić o przebaczenie, o wyrozumiałość ale powinien, jak sama zauważyłaś, stanąć w prawdzie inaczej wróci do skoków w bok - bo jest tylko "trochę winny", bo to my "nie zapewniamy mu" - nałóg wymienił czego.
To dobrze nałogu, że miałeś kręgosłup, że kierowałeś się dobrymi wzorcami. Dlatego wychodzisz z kryzysu. Ci, którzy zatracili się a nie mieli takich wzorców, którzy w dodatku poszukali pomocy u podobnych sobie mają marne szanse na uzdrowienie. I nie oznacza to, że otoczenie zmuszało do grzechu, że jest winne naszemu bólowi. Otoczenie dało ciche a często głośne przyzwolenie, często czynnie włączyło sie w proces rozpadu. Skrzywdzili nas nasi bliscy i to oni są winni.
 
     
Mirela
[Usunięty]

Wysłany: 2008-05-01, 14:05   

Zastanawiam się...
Gdybym była Twoją żoną i wiedziałabym ,że to nic nie zmieni, zastanawiam się czy w ogóle bym próbowała...powiedziec przepraszam...bo nie przychodzi się mówic przepraszam dla usprawiedliwienia, to z całą pewnością nie daje spokoju wewnętrznego...przychodzi się z innego powodu...
Wspomniałeś o tym ,że nie przepraszają i nie przyznają się, bo to między innymi Cię boli, a mimo tego gdyby taka sytuacja nastąpiła, piszesz...nic to nie zmieni...
Nie rozumiem, ale próbuje zrozumiec.
Rozumiem ostrożnosc z zaistniałego faktu, ale może też działac taka postawa destrukcyjnie.
 
     
wito
[Usunięty]

Wysłany: 2008-05-01, 14:55   

Mirelo - wydaje mi się, że wytłumaczyłem, dlaczego samo przepraszam nic nie zmieni. Bo co ma zmienić? Czy tymi przeprosinami żona rozkocha mnie w sobie?
Na to czy Ona mnie przeprosi czy nie mam minimalny wpływ. To jest jej problem. A to że nie przeprasza już dawno nie boli. Piszę o tym, bo uważam, że szukanie "winy w sobie", "połówkowanie winy" i podobne rewelacje prowadzą w prostej linii do utraty resztek wiary w siebie w swoją wartość skrzywdzonych małżonków.
Osoba pisząca że mąż czy żona ją zdradziła, zignorowała, porzuciła itp. częstokroć wie, jest pewna, że jej wina w rozpad rodziny jest minimalna. Częstokroć to te osoby próbują naprawić związek przy zerowym zaangażowaniu krzywdzicieli. Sytuacja bezsilności wpędza takie osoby w depresję, poczucie krzywdy sie potęguje. A tu masz - każą szukać winy w sobie, dopatrywać się drugiego dna. I szukają tracąc coraz bardziej siły i tracą wiarę w siebie bo nie mogą znaleźć - zadają więc pytania "co jest ze mną nie tak"?
To, że nazwiemy po imieniu krzywdę jakiej doznaliśmy, że wskażemy, krzywdzicieli, że staniemy w prawdzie, nie będziemy przypisywać sobie cudzych grzechów - nie oznacza wcale że nie kochamy, że chcemy ukarać lub skrzywdzić współmałżonka lub, że nie jesteśmy miłosierni.

lena napisał/a:

Przebaczenie i pojednanie to droga, którą Chrystus proponuje w obliczu każdego grzechu i każdej krzywdy. Droga ta nie może mieć jednak nic wspólnego z naiwnością czy z tolerowaniem zła. Prawdziwe pojednanie jest możliwe wyłącznie wtedy, gdy małżonek, który dopuścił się zdrady, uznaje swoją winę oraz radykalnie się zmienia.

Większy fragment tej wypowiedzi kś. Dziewieckiego wyżej w poście leny.
Myślę, że po trosze rozjaśniłem Ci dlaczego "nic nie zmieni".
 
     
elzd1
[Usunięty]

Wysłany: 2008-05-01, 15:12   

Wito.
Chyba nie ma sensu tłumaczyć. Są ludzie zamknięci na zdanie innych, bo nie wiedzą o czym mowa, oświeceni a jednak ślepi. Więc teoretyzują i dają "dobre rady".
Mirelo. Nie wiesz o czym mowa, uwierz mi.

Poznacie Prawdę a Prawda was wyzwoli.

My już poznaliśmy, inni muszą poczekać.

[ Dodano: 01-05-2008, 16:15 ]
Mirela napisał/a:
Elzd1

Zeby coś uznac, rozpoznac, dostrzec...trzeba nazwac...


Właśnie czekam, aż szanowny uzna, dostrzeże, nazwie.
 
     
Darek
[Usunięty]

Wysłany: 2008-05-01, 15:40   

nałóg napisał/a:
Darek....czy interesowało Cię że gdzieś w Twoim otoczeniu ktoś się kłóci,zdradza,rozwodzi? zapewne nie..... do czasu aż Ciebie to dotkneło.
Otóż interesowało. Moja styczność z rozwodem nie miała pierwszy raz miejsca w moim, osobistym przypadku, zrobiła to moja matka i boli mnie to od dawien dawna. Nie miałem okazji mieć możliwość pomocy komuś w takiej sytuacji, ale bądz pewien, gdybym miał to na pewno bym zareagował. Swoją drogą taka postawa jest nieakceptowana przez tolerancyjne kręgi ludzi świeckich - tak jak homoseksualizm, aborcja tak i rozwód jest przecież według nich prywatną sprawą każdego człowieka, czymś ludzkim, co się zdarza, przez to wielu z nas bałoby się odezwać, bo można zostać za to ukamienowany.
nałóg napisał/a:
Bo żona zrobiła coś kiedys i pózniej co nie mieściło sie w Twojej skali wartości . . .
No pewnie, że mnie to dotknęło i dotyka bez przerwy i chyba nie ma w tym nic dziwnego. Nie zmieniam jej i nie będę tego robił, jak będzie chciała to zrobi to sama.
wito napisał/a:
Nic nie zmieni. Już raz wybaczyłem kilkanaście lat temu, pozostawiając "sprawę" do przemyślenia żonie. Nie usłyszałem przepraszam, nie było zadośćuczynienia. Za to teraz, po kolejnych rogach słyszę, że "tamto" to była nieprawdą, że to sobie wymyśliłem... A sprawy bieżące nie miały wpływu na sytuację w naszej rodzinie. Ja jestem winien rozpadu, jestem... i ..., temu winien i tamtemu...
wito napisał/a:
Piszę o tym, bo uważam, że szukanie "winy w sobie", "połówkowanie winy" i podobne rewelacje prowadzą w prostej linii do utraty resztek wiary w siebie w swoją wartość skrzywdzonych małżonków.
Mam takie samo (dwukrotne) doświadczenie. Obwinianie siebie nic nie zmieni, a jedynie prowadzi do pognębienia samego siebie. Oczywiste, że każdy z nas zmienił się w obliczu zaistniałych faktów i to na pewno na dobre, czego dowodem jest choćby przyjęta postawa i obecność na tym forum. Dlaczego mielibyśmy więc szukać dziury w całym i obwiniać się jeszcze bardziej niż winni jesteśmy. Może doznając maksimum samoobwinienia, powinniśmy zapewnić kochankom komfortowe, bezstresowe warunki, bo to przeciez nasza wina? Bez przesady.
Jak słyszę wypowiedzi nakłaniające do obwiniania samego siebie, to mam wrażenie, jakbym słuchał psychologa, sędziego, adwokata czy jakiegokolwiek innego urzędnika, z który się zetknąłem w tej sprawie. Mieli wspólną cechę: chcieli osądzić sytuację, wskazać procentowo winę, umotywować rozpad "związku", no i wsazać najlepsze rozwiązania, którym zawsze był cywilizowany rozwód. Nikt nie mówił o pojednaniu, ratowaniu małżeństwa czy rodziny nawet przez chwilę. Poprostu chcieli rozwiązać sprawy po ludzku.
Jeśli mamy dążyć do pojednania, to nie ma znaczenia procent winy, najważniejsze jest to, aby nie czynić tego, co było i jest złem. Jeśli to nie zostanie wdrożone, to możemy się spodziewać w niedługim czasie "powtórki z rozrywki".
 
     
marioviola
[Usunięty]

Wysłany: 2008-05-01, 16:48   

Jak wielu jestem w podobnej sytuacji, Żona mnie zdradza, a ja chcę i próbuję ratować nasz związek.
Jednakże zastanawiam się nad sobą i nad tym, co zostało tu napisane.
Pozwólcie że wyjaśnie: nikt z nas, albo prawie nikt nie myślał o takiej sytuacji, dopóki nie został zdradzony. Nikt nie sądził, że może w sobie odnalezć aż taką siłę i znieść aż taki ból. Bo jest on nie do opisania i szukanie w sobie winy to masochizm. Ale przychodzi czas, kiedy stawiamy sobie pytanie: ok, gdyby wszystko było super, to nie zostalibyśmy zdradzeni. Czyli jednak my też coś spapraliśmy.....................
Ale wina nie leży po naszej stronie, bo to nie my zdradziliśmy.I to jest niezaprzeczalny fakt!
Pozdrawiam - M.
 
     
Mirela
[Usunięty]

Wysłany: 2008-05-01, 18:13   

wito napisał/a:
Mirelo - wydaje mi się, że wytłumaczyłem, dlaczego samo przepraszam nic nie zmieni.

Dobrze przeczytaj Wito...w żadnym poście nie prosiłam , ani nie oczekiwałam byś mi wytłumaczył ,czy wystarczy przepraszam.....Sama tez wspominałam we własnych wcześniejszych postach o tym ,że samo przepraszam nie wystarczy,że to początek... Dziękuję Ci Wito ,ze chcesz wyjaśnic, dzieki również za cierpliwosc...

Elzd 1
Nim zaczniesz mi kolejny raz ubliżac...przeczytaj ze zrozumieniem...
Mogę Cię zapewnic ,ze staram się...jeśli to cokolwiek dla Ciebie znaczy...


Pozdrawiam:)
 
     
wito
[Usunięty]

Wysłany: 2008-05-01, 18:58   

Zadałaś pytanie - na ile przepraszam zdradzacza zmieni moją postawę.
Być może było to pytanie retoryczne ale temat jest na tyle poważny, że odpowiedziałem publicznie - Tobie jako osobie pytającej, do wiadomości wielu, którzy borykają się z podobnymi problemami.
Problem hardych zdradzaczy i pokornych skrzywdzonych małżonków często przewija się w postach na forum. O. Jacek Salij pisał - pokora to nie głupkowatość, a cytowany ks. Dziewiecki - przestrzega przed naiwnością i tolerowaniem zła.
Oczywiście masz rację - nie powinno sie zamykać na wybaczenie i pojednanie z małżonkiem.
 
     
elzd1
[Usunięty]

Wysłany: 2008-05-01, 19:05   

Mirela napisał/a:
Elzd 1
Nim zaczniesz mi kolejny raz ubliżac...przeczytaj ze zrozumieniem...
Mogę Cię zapewnic ,ze staram się...jeśli to cokolwiek dla Ciebie znaczy...


Mirelo. A czym lub w jaki sposob Ci ubliżam?
Chyba trochę za ostro pojechałaś, nie uważasz?
I to kto!

O co tak się starasz? Bo zupełnie nie wiem.
O zrozumienie?
Kogo?
Mnie nie zrozumiesz, bo nie jesteś mną.
Zdradzacza nie zrozumiesz, bo nie jesteś zdradzaczem.
Więc co chcesz zrozumieć? Że można nie czuć wyrzutów sumienia? Że można żyć jakby się nic nie stało, zmienić żonę na kochankę, męża na kochanka? Że można uważać, jakby rozwód był czymś normalnym? Zdrada chlebem powszednim? Nienawiść do żony/męża - bo nie zgadza się na rozwód? Porzucenie dzieci, bo nie akceptują kochanki/kochanka?
Że aby doszło do pełnego wybaczenia, potrzebne jest przyznanie się do popełnionej winy, uznanie jej, przeproszenie - nie tylko pustym słowem, ale i czynami? Że ktoś rzuci Ci słówko "przepraszam" jak ochłap - i nie zamierza nic zmienić, uważając, że już i tak wiele zrobił? Albo nie rzuci nic i żyje z poczuciem, iż miał prawo do krzywdzenia innych? Że wybaczyć musimy?
Ja tego nie rozumiem.
 
     
Elik
[Usunięty]

Wysłany: 2008-05-01, 20:00   

elzd1 napisał/a:
Że aby doszło do pełnego wybaczenia, potrzebne jest przyznanie się do popełnionej winy, uznanie jej, przeproszenie - nie tylko pustym słowem, ale i czynami? Że ktoś rzuci Ci słówko "przepraszam" jak ochłap - i nie zamierza nic zmienić, uważając, że już i tak wiele zrobił? Albo nie rzuci nic i żyje z poczuciem, iż miał prawo do krzywdzenia innych? Że wybaczyć musimy?
Ja tego nie rozumiem.


Elu, moim zdaniem to nie tak. By wybaczyć nie trzeba przyznania się do winy drugiej osoby. Wybaczasz Ty, beż względu na postawę drugiej osoby. Wybaczyć to nie znaczy się pojednać, do tego potrzeba faktycznie dwóch osób/stron. Wybaczenie daje największe korzyści osobie wybaczającej :-)
 
     
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz załączać plików na tym forum
Możesz ściągać załączniki na tym forum
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  
Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group
Strona wygenerowana w 5,04 sekund. Zapytań do SQL: 8