Celem tego forum jest niesienie pomocy małżonkom przeżywającym kryzys na każdym jego etapie (także po rozwodzie i
gdy współmałżonkowie są uwikłani w niesakramentalne związki), którzy chcą ratować swoje sakramentalne małżeństwa
Portal  AlbumAlbum  NagraniaNagrania  Ruch Wiernych SercRuch Wiernych Serc  StowarzyszenieStowarzyszenie  Chat  PolczatPolczat
RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  FAQFAQ  SzukajSzukaj  UżytkownicyUżytkownicy  GrupyGrupy  StatystykiStatystyki
 Ogłoszenie 

Poprzedni temat «» Następny temat
Tylko dla facetów ;-)
Autor Wiadomość
markow
[Usunięty]

Wysłany: 2008-04-28, 14:11   Re: Tylko dla facetów ;-)

Mirela napisał/a:

Ten pogrubiony tekst mówi mi ,że nie rozumiesz pojęcia miłości, co jest normalne ,albo nie wiesz , lub nie masz prawidłowego wzorca mężczyzny... Przede wszystkim , to Ty pozwalałeś się tak traktowac !!! Dałeś sam żonie no to przyzwolenie... Myślę sobie ,że wiele w tym prawdy co mówi Twoja żona o "facecie z jajami", wspominasz ,że stajesz sie mężczyzną...Chłopie Ty już jesteś OJCEM...!!! Myślę sobie,że kiedy Twoja żona mówiła sakramentalne TAK , to miała przekonanie ,że mówi to MężCZYźNIE!!! Hm...wtedy miała przekonanie, dlaczego je straciła?
I jeszcze coś ..."W dalszym ciągu ktoś inny DBA o żonę". A Ty jak dbasz w tych okolicznościach, bo przecież one z niczego nie zwalniają? I jak to możliwe,że na to pozwoliłeś,żeby ktoś inny zadbał?
Dalej ,co składa sie na ślubowanie , na sakramentalne TAK, co to miłośc?


Dzięki za powitanie ;-)
Tak masz rację, ten tekst mówi to, co napisałaś. A jak napisałem później użyłem skotów myślowych, więc jest to uproszczone. W moim przypadku można mówić raczej o pewnym zniewoleniu, które jak zaobserwowałem dotyka wielu. Zniewoleniu drugą osobą, które faktycznie nie jest prawdziwą miłością. Dlatego napisałem w ten sposób, żeby pokazać jak z tego zniewolenia się wyrywam wracam do równowagi jaką miałem w chwili zawarcia małżeństwa.

A teraz na przekór ;-)
Przytoczony przeze mnie Twój tekst mówi mi , że usprawiedliwiasz zdradę mojej żony.
Dużo pytań z Twojej strony. Podejrzewam, że z chęci pomocy. Odpowiem tylko tyle: ZAUFANIE. Zaufałem żonie, że będzie wierna przysiędze małżeńskiej ...

Pogrubiona czcionka pokazuje jak można zinterpretować tekst. Przecież wiem, że nie popierasz takich rzeczy.
A więc ostrożnie ... słowo pisane nie jest w stanie w pełni oddać sytuacji osoby piszącej na forum. Warto, żeby wszyscy o tym pamiętali.
 
     
Mirela
[Usunięty]

Wysłany: 2008-04-28, 15:27   Re: Tylko dla facetów ;-)

markow napisał/a:

Dzięki za powitanie ;-)
Tak masz rację, ten tekst mówi to, co napisałaś. A jak napisałem później użyłem skotów myślowych, więc jest to uproszczone. W moim przypadku można mówić raczej o pewnym zniewoleniu, które jak zaobserwowałem dotyka wielu. Zniewoleniu drugą osobą, które faktycznie nie jest prawdziwą miłością. Dlatego napisałem w ten sposób, żeby pokazać jak z tego zniewolenia się wyrywam wracam do równowagi jaką miałem w chwili zawarcia małżeństwa.

A teraz na przekór ;-)
Przytoczony przeze mnie Twój tekst mówi mi , że usprawiedliwiasz zdradę mojej żony.
Dużo pytań z Twojej strony. Podejrzewam, że z chęci pomocy. Odpowiem tylko tyle: ZAUFANIE. Zaufałem żonie, że będzie wierna przysiędze małżeńskiej ...

Pogrubiona czcionka pokazuje jak można zinterpretować tekst. Przecież wiem, że nie popierasz takich rzeczy.
A więc ostrożnie ... słowo pisane nie jest w stanie w pełni oddać sytuacji osoby piszącej na forum. Warto, żeby wszyscy o tym pamiętali.


No to" przekorny "facet jesteś...skoro tak na przekór... ;-)
Nie musisz nic podejrzewac...Jasno i otwarcie napisałm intencje....
Cytat:
Ps. Nie traktuj tego postu jak atak... To spostrzeżenia...które mogą okazac się meritum i mogą pomóc zmienic wiele na lepsze..
ODPOWIEDZI NA ZADANE PYTANIA Są DLA CIEBIE, NIE MA POTRZEBY ODPOWIADAC MI NA NIE...

Cytat:

A więc ostrożnie ... słowo pisane nie jest w stanie w pełni oddać sytuacji osoby piszącej na forum. Warto, żeby wszyscy o tym pamiętali.

Tyż prowda...szczególnie trzeba miec na uwadze subiektywizm osoby pokrzywdzonej, skupionej na swoim cierpieniu...Jednak pomimo subiektywizmu...doskonale Wszyscy tutaj wiemy co to jest CIERPIENIE, a jego nie da się ważyc , na mniejsze , czy większe...

Cytat:
markow Zniewoleniu drugą osobą, które faktycznie nie jest prawdziwą miłością. Dlatego napisałem w ten sposób, żeby pokazać jak z tego zniewolenia się wyrywam wracam do równowagi jaką miałem w chwili zawarcia małżeństw

Bardzo się cieszę ,że podjęłeś chęc walki o prawdziwą Miłosc.
Jedną z form pokonania takiego zniewolenia jest odkrycie w sobie wartości Bożych, akceptacji SIEBIE z wadami i zaletami. Uwalnia nas to również od zabiegania o akceptację w środowisku.
Pozdrawiam serdecznie:)
 
     
lena
[Usunięty]

Wysłany: 2008-04-28, 20:50   

w.z.....przeprosiłeś(uznałeś swoje niedociągnięcia ,bądź błedy),powiedziałeś,że ma prawo w każdej chwili do Ciebie wrócić i co ważne ...zachowałeś się jak na męża przystało....stanąłeś po jej stronie mimo wielu przeciwności.
Popieram rownież Twój sprzeciw co do zachowania żony (które opisujesz) bo z całą pewnością było złe.
Gratuluje postawy......pełnego miłości, odpowiedzialnego sprawowania należnej Ci władzy.....to jest własnie to o czym rozmawialiśmy w innym poście.Nie zgadzam sie tylko z jednym...co do pracy i innych temu podobnych czynników mających wpływ na zdradę...upieram sie przy człowieku, jego hierarhii wartości,sumieniu...itp.
Myslę,że sam w sobie również się zmieniłeś i ta zmiana zaowocowała powrotem żony.

Mam jednak pewne zastrzeżenia ......
Wczoraj spróbowałem o czymś z przeszłości pogadac, ale nie dało się. Zostawiam to. Liczę, że Bóg, może przez inne osoby coś jej pokaże.
i....
na razie nie da się o tym porozmawiac, za dużo bólu z jednej i z drugiej strony. Może kiedyś ...
Jedynie boję się by ta moja zazdrośc znowu czegoś nie popsuła.


w.z......po co?, do czego Ci to potrzebne?
Wracając do przeszłości otwierasz nie zagojone jeszcze w pełni rany.
"winni" bardzo bronią się przed uznaniem swojej "winy", wiec jeśli zaczniesz wracać, dociekać, umoralniać....możesz rozpętać burze.Możesz również usłyszeć... bo to przez Ciebie...itp....tego chcesz?
Rozmawiać owszem... patrząc w przód...nie w tył.
Dostrzegasz pozytywne zmiany, dzieje się u Was ........wiec na tym sie skup i tym ciesz,bo masz z czego.
Jeszcze raz gratuluje i pełni szczęścia życzę :-)
 
     
elzd1
[Usunięty]

Wysłany: 2008-04-28, 21:49   

w.z. napisał/a:
Po prostu nie ruszam pewnych tematów. Wczoraj spróbowałem o czymś z przeszłości pogadac, ale nie dało się. Zostawiam to. Liczę, że Bóg, może przez inne osoby coś jej pokaże.

Jedynie boję się by ta moja zazdrośc znowu czegoś nie popsuła.


lena napisał/a:
Mam jednak pewne zastrzeżenia ......
w.z......po co?, do czego Ci to potrzebne?
Wracając do przeszłości otwierasz nie zagojone jeszcze w pełni rany.
"winni" bardzo bronią się przed uznaniem swojej "winy", wiec jeśli zaczniesz wracać, dociekać, umoralniać....możesz rozpętać burze.Możesz również usłyszeć... bo to przez Ciebie...itp....tego chcesz?
Rozmawiać owszem... patrząc w przód...nie w tył.


A ja nie wiem czy tak być może: zamknąć kawałek życia i udawać, że nic się nie stało.
Skoro jakiś temat z przeszłości się przypomniał, znaczy, że nadal sprawa jest niezamknięta. Trzeba coś z tym zrobić, bo za chwilę wyskoczy kolejna.
To tak jak z nieboszczykiem: zamiast pochować jak należy ( rozliczyć przeszłość), zamyka się trupa w szafie. Na pozór go nie ma, nie widać. A naprawdę siedzi w tej szafie i śmierdzi coraz bardziej.
Moim zdaniem ( tak zresztą i psycholodzy mówią), przeszłość trzeba rozliczyć. Skoro są pytania, trzeba wyjaśnić. Bo te sprawy będą się nawarstwiać, zaczną pokrywać się kurzem, z którego ppwstają zarazki.
Niedomówienia znów doprowadzą do braku zaufania. I po co to komu?
 
     
GregS
[Usunięty]

Wysłany: 2008-04-28, 22:01   

elzd1 napisał/a:
A ja nie wiem czy tak być może: zamknąć kawałek życia i udawać, że nic się nie stało.
Skoro jakiś temat z przeszłości się przypomniał, znaczy, że nadal sprawa jest niezamknięta. Trzeba coś z tym zrobić, bo za chwilę wyskoczy kolejna.
To tak jak z nieboszczykiem: zamiast pochować jak należy ( rozliczyć przeszłość), zamyka się trupa w szafie. Na pozór go nie ma, nie widać. A naprawdę siedzi w tej szafie i śmierdzi coraz bardziej.
Moim zdaniem ( tak zresztą i psycholodzy mówią), przeszłość trzeba rozliczyć. Skoro są pytania, trzeba wyjaśnić. Bo te sprawy będą się nawarstwiać, zaczną pokrywać się kurzem, z którego ppwstają zarazki.
Niedomówienia znów doprowadzą do braku zaufania. I po co to komu?


No właśnie i wraca tu poruszana kiedyś przeze mnie sprawa PRZEBACZENIA.
Czy można przebaczyć coś o czym się nie wie?, gdy współmałżonek mówi: "przebacz mi, ale o nic mnie nie pytaj, bo o tym nie chcę mówić" ?? Czy nie będzie to wracać jak bumerang?
Czy aby cokolwiek przebaczyć trzeba wiedzieć co przebaczać ??
Tak, to o czym się dowiemy może boleć, może bardzo boleć, ale czy nie należy tego przysłowiowego trupa z szafy" pochować, czy też wszystkiego "wyborować do czysta", zamknąć ten rozdział życia i spokojnie odbudowywać małżeństwo i nadrabiać stracony czas ??
 
     
Anuszka
[Usunięty]

Wysłany: 2008-04-28, 23:01   

Ja chyba czegos nie rozumiem. Ha! Na pewno nie rozumiem i nie mysle po Bozemu. Te zony, ktore robia takie Wam jaja, upokarzaja zdrada, ciaganiem po sadach......Ja mam wrazenie, ze opisujacy te sprawy Panowie pozenili sie z niedojrzalymi kobietami, ktore obraz milosci to z Harlekinow czerpia, ze kolezanki powiedza, iz one nie pasuja do nich, bo sa mezatkami i one juz przyjmuja to jako sygnal, ze niemodne sa tracaja myszka. Cos chyba nie tak. Malzenstwa nie idzie ot tak, bo kolezanka powiedziala lub Harlekiny poczytalam, zniszczyc. Jezeli komus w zwiazku jest dobrze to nie szuka sie czegos innego. Bo kaprys mam i mysle tylko o sobie, dzieci mi zwisaja, znajde se z nudow kogos innego. Jakies to wszystko niedojrzale i az dziwne. No i jezeli tylko o to biega to jakis niesamowity natlok przykladow niedojrzalych zon nam tu zaserwowano. No dobrze zostawmy to. Byc moze tak jest.Nie wiem, nie znam sie.
Mnie zastanawia jedno...hm...chyba bym nie potrafila. Zdrada to spore upokorzenie. Przebaczyc nie jest latwo taki czyn. Kiedy czlowiek sie naslucha w sadzie jakiz to on podly jest, to odechciewa sie zycia z kims, kto o nas tak gadac. Takie to troche jakby trzymanie na przymus tej osoby przy nas. Nie odejdziesz bo dalas slowo, nie dopuszcze zebys przysiege zerwala bo? No wlasnie bo? Takich rzeczy szybko sie nie wybacza....jak potem zyc pod jednym dachem z kims, kto nas nienawidzi ?
Zycze aby Wam sie udalo i zebyscie w malzenstwie wytrwali.
 
     
lena
[Usunięty]

Wysłany: 2008-04-28, 23:41   

elzd1 napisał/a:
A ja nie wiem czy tak być może: zamknąć kawałek życia i udawać, że nic się nie stało.


....no i wiedzieć nie możesz,bo w takiej sytuacji nie byłaś.....więc Twoje wątpliwości są uzasadnione.
Rzadko kiedy bywa tak, że ten nawrócony od razu wraca, zwykle jego powrót poprzedzony jest okresem płaczu wzajemnego obwiniania,wałkowania tematu czego powodem jest jeszcze wieksze oddalenie i zadawanie nowych ran. Przykładów tego typu sytuacji mamy na forum bez liku.Kiedy juz wraca z reguły nie obywa sie bez rozmowy,pewnych wyjaśnień, przyrzeczeniach na przyszłośc...itp.....Jednak zawsze coś pozostanie niewyjaśnione, niezrozumiałe.....bo wciąz nie potrafimy pojąć dlaczego i żadne wytłumaczenie nas nie usatysfakcjonuje z prostej przyczyny...bo jestesmy ludzmi wiary i przysięga małżeńska ma dla nas ogromną wartość.Więc pytam po co?

Zawsze trzeba wiedzieć, kiedy kończy się jaki etap w życiu. Jeśli uparcie chcemy w nim trwać dłużej niż to konieczne, tracimy radość i sens tego, co przed nami.

elzd1 napisał/a:
Skoro jakiś temat z przeszłości się przypomniał, znaczy, że nadal sprawa jest niezamknięta. Trzeba coś z tym zrobić, bo za chwilę wyskoczy kolejna.


....takich przypominajacych się tematow bedzie jeszcze wiele...wystarczy najmniejszy szczegół, jakieś skojarzenie,reklama w telewizji, artykuł w gazecie,internecie........takie momenty przychodzą i przychodzić bedą i co gorsza moga sie nigdy nie skończyć, ale można nauczyć sie z nimi żyć.

GregS napisał/a:
Tak, to o czym się dowiemy może boleć, może bardzo boleć, ale czy nie należy tego przysłowiowego trupa z szafy" pochować, czy też wszystkiego "wyborować do czysta"


mamy prawo wiedzieć, możemy pytać, ale.... trzeba wziąć wzgląd również na to,że owa prawda może być zupełnie inna niż ta jakiej się spodziewamy i zamiast.....
"zakopać tego trupa" można go odkopać,a smród bedzie się rozchodzil do końca naszych dni .....zamiast "wyborować do czysta" można nieziemsko nabrudzić i zatruć samego siebie.Wybór należy do nas.

Dla zainteresowanych (wywiad z księdzem Markiem Drzewieckim)
Jeśli dochodzi do zdrady, to jej nieuchronną konsekwencją jest nie tylko dramatyczne cierpienie ale też równie dramatyczny kryzys małżeństwa. Odkrycie, że jest się zdradzanym, wiąże się z ogromnym szokiem oraz powoduje długotrwały uraz psychiczny i moralny. Czasem poczucie krzywdy u osoby zdradzonej jest tak wielkie i bolesne, że nie ma raczej szans na złagodzenie tego bólu i na powrót do wspólnoty małżeńskiej. W takim przypadku nie pozostaje zwykle nic innego, jak złożenie przez osobę skrzywdzoną wniosku o separację.

W świetle Ewangelii optymalnym rozwiązaniem jest przezwyciężenie kryzysu poprzez pojednanie i przebaczenie. W odniesieniu do osób nie ma bowiem sytuacji nieodwracalnych. Zawsze możliwa jest radykalna przemiana, nawrócenie i przezwyciężenie przeszłości. Przebaczenie i pojednanie to droga, którą Chrystus proponuje w obliczu każdego grzechu i każdej krzywdy. Droga ta nie może mieć jednak nic wspólnego z naiwnością czy z tolerowaniem zła. Prawdziwe pojednanie jest możliwe wyłącznie wtedy, gdy małżonek, który dopuścił się zdrady, uznaje swoją winę oraz radykalnie się zmienia. Jeśli warunek ten zostaje spełniony, to potrzebne jest jeszcze zadośćuczynienie wyrządzonej krzywdy i zadanego bólu. Najdojrzalszym sposobem wynagrodzenia zdrady nie jest ciągłe wypominanie sobie bolesnej przeszłości, lecz okazywanie tu i teraz dojrzałej, ofiarnej, wiernej miłości małżeńskiej i rodzicielskiej.


Od siebie moge dodać......jesteśmy RAZEM,jest FAJNIE, jestem szczęśliwa bowiem nauczyłam się nie uzależniać swego szczęścia od drugiego człowieka,ale do pełni szczęscia małżeńskiego brakuje jednego....patrz wyżej podkreślone zdanie.
Być może nigdy tego nie usłysze........ale nie chce tez po raz kolejny usłyszeć......... to przez Ciebie, Ty mnie do tego zmusiłaś.
Na tym zakończe ponieważ tego typu wspomnienia powodują niepotrzebny ból.
Żyje tu i teraz i cieszę się dniem dzisiejszym czego i Wam życzę :-)
 
     
GregS
[Usunięty]

Wysłany: 2008-04-29, 00:02   

lena napisał/a:


mamy prawo wiedzieć, możemy pytać, ale.... trzeba wziąć wzgląd również na to,że owa prawda może być zupełnie inna niż ta jakiej się spodziewamy i zamiast.....
"zakopać tego trupa" można go odkopać,a smród bedzie się rozchodzil do końca naszych dni .....zamiast "wyborować do czysta" można nieziemsko nabrudzić i zatruć samego siebie.Wybór należy do nas.


Może warto podjąc takie ryzyko?, a może lepiej wszystko odciąć grubą kreską i udawać, że nic się nie stało ?
 
     
lodzia
[Usunięty]

Wysłany: 2008-04-29, 07:53   

GregS napisał/a:
Czy można przebaczyć coś o czym się nie wie?,

można...
 
     
w.z.
[Usunięty]

Wysłany: 2008-04-29, 08:01   

GregS napisał/a:
Może warto podjąc takie ryzyko?, a może lepiej wszystko odciąć grubą kreską i udawać, że nic się nie stało ?


Sytuacje nasze są bardzo różne. Pamiętam jakąś dziewczynę z forum, w kryzysie, która chyba jakiś rok temu opowiedziała mężowi o zdradzie. A może czasami lepiej nie mówic, zwłaszcza jak wszystko się układa?

Moja sytuacja była trochę dziwna - tzn. wszyscy z pewnej małej miejscowości łącznie z rodziną mojej żony mówili, że ona mnie zdradza. Wynikało to z jej luźnego zachowania wobec mężczyzn i dlatego tak mówiono. Z jej relacji wynika, że wtedy jeszcze mnie nie zdradziła, jednak wczoraj dowiedziałem się, że już wtedy jej znajomi, których nie akceptowałem, proponowali jej seks na boku. Później odeszła do zupełnie innego człowieka w jakiś sposób zamykając usta krytykom, którzy twierdzili że jest niewierna ;(. Poplątane to wszystko. Wtedy to mocno przeżywałem ponieważ obce osoby przychodziły do mnie i opowiadały z kim i gdzie moja żona mnie zdradziła - w efekcie wylądowałem w szpitalu, a ona w pewnych sprawach dalej kłamała co niestety podważyło jej wiarygodnośc. Np. zamiast byc u rodziców pojechała na imprezę itp. Jej rodzice byli za mną ponieważ nie podobało im się zachowanie córki. Dlatego kłamstwa to straszna rzecz.
Nie było u nas spektakularnego przebaczenia, oczyszczenia. Brakuje mi tego. Do pewnych spraw podchodzę jednak rozsądniej - wcześniej ślepo we wszystko wierzyłem, teraz staram się przewidywac co może wyniknąc z jakichś jej pomysłów i uprzedzam fakty.
Może to dziwne, ale mimo, że jest ona teraz wierząca to jestem nieufny i bałbym się ją zostawic sam na sam z jakimś księdzem.
Niemniej to co się stało jest dla mnie wielkim cudem i myślę, że pomału Bóg jej wszystko pokaże. A czy będziemy wracac do przeszłości - wątpię - ona już sobie wszystko przebaczyła.
Dlatego moim zdaniem lepiej nie mówic o przeszłości, zostawic to Bogu i innym. O tym tak szybko się nie zapomni, a lepiej jak ktoś inny to uświadomi partnerowi.
Kurczę, tak to czytam co tu wypisuję i dociera do mnie, że jednak coś tam w środku boli. Coś nie jest załatwione do końca. Na razie nie będę miał czasu tu zaglądac, ale obiecuję za kilka miesięcy opisac jak wygląda sytuacja. Pozdrawiam i życzę wszystkim miłego długiego weekendu.
 
     
rzaba
[Usunięty]

Wysłany: 2008-04-29, 08:05   

mozna wybaczyc wile, mozna wybaczyci to czego sie nie wie, mozna wybaczyc zdarde, jesli sie o niej wie, choc boli, ale mozna... po wielu cierpieniach mozna byc szczesliwym, trzeba tylko chciec... a chciec to móc... jednak nie wystarczy chęc jednej osoby, nie wystarczy chęc osoby, która została skrzywdzona... to osoba, która nas zraniła musi chcieć sie zmienic, musi chciec i soebie przebaczyc...
 
     
lodzia
[Usunięty]

Wysłany: 2008-04-29, 08:10   

rzaba napisał/a:
jednak nie wystarczy chęc jednej osoby, nie wystarczy chęc osoby, która została skrzywdzona... to osoba, która nas zraniła musi chcieć sie zmienic, musi chciec i soebie przebaczyc...

tak tak kochana rzabko...
i dlatego my też musimy wybaczyć sobie, bo często też skrzywdziliśmy :!:
 
     
atama
[Usunięty]

Wysłany: 2008-04-29, 11:34   

Agnieszka napisała:

"w.z., rozmawiałam ostatnio z Miriam o tym, ze forum jest ubogie w tematy o odbudowywaniu, ciężka to droga i można popełnić mnóstwo błędów, ja czuje sie jakbym działała po omacku, choćby to , ze my liczymy że krzywdziciel przyjdzie na kolanach i jakby czekamy na to no bo przecież to by nam samym pomogło uporać sie z poniżeniem jakiego doznaliśmy, ale to nie nastąpi, może kiedyś krzywdziciele do tego dojdą, może zrozumieją, ale najczęściej wypierają to z siebie, chcą zapomnieć, z resztą czy można pojąc tą krzywdę jeśli samemu sie jej nie doświadczyło,
mimo że on wrócił ja nadal czuję sie samotna bo przecież jak mogłabym na niego liczyć
nie wierzę w jego słowa o miłości, tęsknocie, w jego uśmiech a jak sie kochamy to ja myślę ze on myśli ze robi to z kochanką, myślę np., ze może mi dzisiaj powiedzieć-że jednak nie, że znowu mu sie odmieniło i nie chce być razem-i to wszystko mimo, że on zachowuje sie lepiej niz kiedys
wiem, ze muszę sie usamodzielnić sama w sobie, rzeczywiście stać sie w środku kimś samotnym"

Ekolo, Agnieszko.... i ja z mężem pod jednym dachem, który raczy pomyjami.....
A logicznie i rozsądnie biorąc powinno być odwrotnie.... ;-)
Spokój...już otrzymałam i otrzymuję, ale jeszcze wiele przede mną...to znaczy wiele mogę od NIEGO dostać i cały czas spodziewam się tego....
Jest już niezgoda na zło ze strony męża.....ale jeszcze czasem niezbyt stanowcza i nie we wszystkim....
Jest już też radość i przebłyski poczucia humoru w odpowiedzi na coraz rzadsze już pomyje ze strony męża.......Lena tu oczko w Twoją stronę ;-)

Dziewczyny....dlaczego to piszę...? Bo jestem pewna, że odbudowywanie związku to długi proces....i chodzi przede wszystkim o odbudowanie samego siebie...
Ojoj, ile już razy o tym było....
A mój mąż jest szczególnie wrażliwy.....na wszelkie naciski.... ;-)
Jednak jestem pewna, że kiedyś jakieś decyzje podejmie...sam z siebie....chociaż niekoniecznie...Może to ja dojrzeję do tego wcześniej.....niezbadane są ścieżki Boże... :-)

Pozdrawiam
a
 
     
lena
[Usunięty]

Wysłany: 2008-04-29, 14:26   

w.z. napisał/a:
Kurczę, tak to czytam co tu wypisuję i dociera do mnie, że jednak coś tam w środku boli.

....i boleć będzie....z czasem jednak coraz mniej....i mniej.....i jeśli powstrzymamy sie od spoglądania w tył....ból zniknie.
Być może łatwiej byłoby odejść niż... czekać...trwać... pozostać,ale czy lepiej?
Skoro jednak podjęliśmy ten wysiłek,znaczy się że wybaczamy, badź wybaczyć pragniemy....i o tę łaske winniśmy prosić Boga dla swojego i najbliższych dobra.

GregS napisał/a:
Może warto podjąc takie ryzyko?, a może lepiej wszystko odciąć grubą kreską i udawać, że nic się nie stało ?

....zależy co chcesz wiedzieć i na ile jesteś silny,aby to co usłyszysz przyjąć.
Lepiej odciąć grubą krechą i NIE udawać,że nic się nie stało....
Szczera rozmowa jest konieczna,ale nie na zasadzie....dlaczego mnie zdradziłaś/łeś,z kim,gdzie i kiedy....ale co Ci sie nie podobało w naszym zwiazku,że postanowiłaś/łeś szukać czegoś innego.Kiedy "to" sobie wyjaśnimy i wspólnie określimy czego potrzebujemy, czego od małżeństwa oczekujemy i wspólnie o to zadbamy....mamy klucz do odbudowy.
Czasami jednak i na te rozmowe trzeba nam poczekać (byle nie w emocjach)

atama napisał/a:
Dziewczyny....dlaczego to piszę...? Bo jestem pewna, że odbudowywanie związku to długi proces....i chodzi przede wszystkim o odbudowanie samego siebie...

...to przede wszystkim ;-)
 
     
wito
[Usunięty]

Wysłany: 2008-04-30, 19:45   

rzaba napisał/a:
mozna wybaczyc wile, mozna wybaczyci to czego sie nie wie, mozna wybaczyc zdarde, jesli sie o niej wie, choc boli, ale mozna... po wielu cierpieniach mozna byc szczesliwym, trzeba tylko chciec... a chciec to móc... jednak nie wystarczy chęc jednej osoby, nie wystarczy chęc osoby, która została skrzywdzona... to osoba, która nas zraniła musi chcieć sie zmienic, musi chciec i soebie przebaczyc...

Potwierdzam to co napisałaś - można.
Natomiast przyjęcie kogoś, kto nie chce zauważyć swoich potknięć, kto wręcz uważa, że nic takiego sie nie stało, bagatelizuje konsekwencje, jest zaproszeniem do powtórki.
Greg napisał za księdzem Dziewieckim: Prawdziwe pojednanie jest możliwe wyłącznie wtedy, gdy małżonek, który dopuścił się zdrady, uznaje swoją winę oraz radykalnie się zmienia.
Jeżeli ten warunek nie zostanie spełniony to zdradzacz znów zdradzi, drugi, trzeci, kolejny raz...
nałóg napisał/a:
Po za tym to w ogromniej większości jak facet należycie dba kobietę,o jej bezpieczeństwo,o nią,o jej potomstwo,słucha tego co ona ma do powiedzenia,utrzymuje własciwą komunikację to żona nie skacze jak małpa z jedego drzewa,z jednej gałezi na drugie drzewo.Nie zdradza,nie szuka innego goryla.
(Wyjątki potwierdzą regułę.)

nałogu - to dlaczego facet pije jak ma wspaniałą żonę?
dlaczego szuka "zieleńszej trawy"?
dlaczego bije dzieci?
DDA i DDR - bardzo często to jest przyczyną. I jeżeli w porę nie zadziała psycholog, lub osoba nie jest na tyle silna by się z konsekwencjami spapranego dzieciństwa uporać samemu - to nie ma szans na szczęśliwe małżeństwo.

Wszyscy wiemy, że za małżeństwo, komunikację są odpowiedzialne obie strony. Tylko czy obie strony zdają sobie z tego sprawę? Czy Pan Bóg, żąda od nas wiecznego niańczenia zdradzacza bo on taki biedny - potrzebował goryla a związał sie z orangutanem?
Czy wciąż musimy zastanawiać się dlaczego ktoś nam rogi przyprawił, czytać - szukaj winy w sobie? Wiecznie żałować zdradzacza bo on taki "biedny", "musiał" nas zdradzić bo "...jeśli nie chcesz mojej zguby krokodyla daj mi luby..." a my daliśmy mu jedynie troszkę mniejszego aligatora.
Zdrada jest potworną traumą, pozostawia ranę na sercu na wiele lat, niszczy psychikę zdradzonego małżonka - często wielokrotnie zdradzonego, oszukiwanego przez "wycwanionego" i pewnego siebie zdradzacza. Za co go żałować? Czyż to nie siebie powinniśmy żałować? Nie zabijajmy w sobie słusznego gniewu na krzywdę, której doznaliśmy, szukając wciąż drugiego dna.
Taka postawa nie ma nic wspólnego ze słowami Jezusa - ...ktokolwiek jest bez winy...
Tak - jesteśmy grzeszni. Nie jesteśmy ideałami. Ale nie szukajmy na siłę winy w sobie!!!
Pożałujmy siebie!!! To zdradzacze chcą nas wpędzić w poczucie winy - po to by usprawiedliwić siebie, przed samym sobą. Bo są tchórzami. Nie potrafią się przyznać, powiedzieć przepraszam. Wciąż słyszą - niemalże sakramentalne - "wina leży pośrodku" i sami zaczynają w to wierzyć. Więc - wracając do tego co napisała rzaba - "przebaczają sobie" starając się zwalić winę za rozpad na współmałżonka. Czy tego chce od nas Bóg? Czy chce byśmy wiecznie gderali i płakali nad krzywdzicielami "jacy to oni biedni". Syn marnotrawny jadł razem ze świniami - dopiero kiedy sam zrozumiał wrócił. Dopiero kiedy ukorzył sie przed ojcem, wyznał swoja winę ten go przyjął.
Starajmy się dostrzec, że zdradzacz jest człowiekiem - to bardzo ważne, ale nie poświęcajmy siebie. Nie cierpmy za miliony, nie dokładajmy sobie - bo i tak zostaliśmy potrzaskani.
Współczujmy i kochajmy siebie.

[ Dodano: 2008-04-30, 20:04 ]
PS - nałogu pozwolisz jeszcze, że dodam coś do Twojego tłumaczenia zdradzaczy. Będą to Twoje słowa: "Eszim........... napisałaś coś czego chyba nawet nie do końca uświadamia sobie spora część populacji:WZORCE"
 
     
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz załączać plików na tym forum
Możesz ściągać załączniki na tym forum
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  
Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group
Strona wygenerowana w 0,02 sekundy. Zapytań do SQL: 8