Celem tego forum jest niesienie pomocy małżonkom przeżywającym kryzys na każdym jego etapie (także po rozwodzie i gdy współmałżonkowie są uwikłani w niesakramentalne związki), którzy chcą ratować swoje sakramentalne małżeństwa
Mam pytanie do wszystkich członków tego forum. Czy Waszym zdaniem ktoś, kto został wielokrotnie zdradzony, wystawiony na pośmiewisko, wyszydzony gdzie tylko można powinien wyciągać rękę do małżonka, który to wszystko zrobił? Zastanawiam się nad tym od dłuższego czasu. Bardzo proszę o odpowiedz.
Pozdrawiam wszystkich, Darek
Jezus zdradzony, Jezus wyszydzony, Jezus poniżony, wystawiony na pośmiewisko.
Jeszcze opluty, bity i kopany.
Zna te wszystkie stany.
Proś Go o odpowiedź, a udzieli Ci jej w Twoim sercu.
Tylko poprzez Jezusa, z Jezusem, i w Nim - można.
"Wszystko mogę w tym, który mnie umacnia"
Z Jezusem można wszystko przejść, przetrwać i zaplanować.
Z Nim tak.
pozdrowienia
Elik [Usunięty]
Wysłany: 2007-12-13, 12:23
darek1 napisał/a:
Mam pytanie do wszystkich członków tego forum. Czy Waszym zdaniem ktoś, kto został wielokrotnie zdradzony, wystawiony na pośmiewisko, wyszydzony gdzie tylko można powinien wyciągać rękę do małżonka, który to wszystko zrobił? Zastanawiam się nad tym od dłuższego czasu. Bardzo proszę o odpowiedz.
Pozdrawiam wszystkich, Darek
Wszyscy członkowie forum zapewne Ci nie odpowiedzą ale moim zdaniem w Twoim poście chyba bardzo mocno idzie o przebaczenie oraz o próbę pojednania. Chrześcianin powinien przebaczać, to wynika z zasad wiary naszej, co oczywiście według mnie nie oznacza, że mam sie godzić na zło, na złe traktowanie siebie. Przebaczenie też nie jest równoznaczne z pojednaniem. Przebaczyć mogę aktem woli, tego uczy Chrystus (...choćby i 77 razy...jakoś tak) natomiast do pojednania trzeba woli dwojga osób.
Tak poza tym akurat przychodzi mi do głowy taka myśl: ludzi zdradzanych na różne sposoby jest mnóstwo, wystawianych na pośmiewisko, wyszydzanych następna niesamowicie duża ilość i to nie tylko w małżeństwie, więc nie jesteś żadnym wyjątkiem z takimi sytuacjami spotykamy sie bardzo często w zyciu codziennym, choć faktem jest, że te sytuacje z najbliższymi najbardziej ranią i jeśli tylko mozna należy dążyć do najpierw przebaczenia tej osobie, potem pojednania.
Darku piszesz, że oskarżono Cię o znęcanie nad rodziną, dlaczego?
I jeszcze jedno Darku co przychodzi mi do głowy. Dlaczego spędzasz czas sam? Czy nie masz rodziców, rodzeństwa, by wspólnie spędzić np swięta, nie zaś zamykać się w domu? Pomyśl może Ktoś obok Ciebie też jest samotny i czeka na możliwość rozmowy lub wspólnego spędzenia czasu, myslę tu choćby o kolegach. Ktoś już napisał ci byś znalazł sobie sposób na bardziej aktywne spędzanie czasu, może np basen lub cos innego co lubisz, warto podjąć wysiłek wyjścia z domu, zmęczenie poprawia nastrój.
elzd1 [Usunięty]
Wysłany: 2007-12-13, 17:41
Darek. Jak myślisz, czego ja szukam na tym forum, czego szukają inni - w podobnej do mojej sytauacji?
Tak, byłam wyśmiewana, byłam poniżana. Bo już sam fakt, że mąż znalazł sobie kochankę, czyż nie jest to obelgą dla mnie? Czy fakt, że z tą kobietą żyje, że wystąpił o rozwód, że nawet własna córka mało dla niego znaczy - czyż nie jest to poniżanie mnie i córki?
Już nie wspomnę o naszych rozmowach, o próbie wmawiania, że moją winą jest, iż doszło do tego, oszczerstwa wymyślane przed innymi, byleby się tylko usprawiedliwić - przecież to dla mnie również policzek, ciosy zadwawane wiele razy, znienacka, z ukrycia.
A jednak - jestem z tymi, którzy mnie wspierają, którzy uczą mnie zarówno prawdziwej miłości jak i trudnej sztuki wybaczania.
Tak - w tej chwili - pomimo tego, że wydarzyło się tyle zła ( przecież nie o wszystkim pisałam na forum), - byłabym gotowa podjąć próbę wspólnego życia - o ile mąż chciałby coś zmienić.
Czasem mam dość, chciałabym zapomnieć i wspólne lata i tę krzywdę, którą mi wyrządzono. I obelgi. Upadam wiele razy, poddaję się. Ale przychodzą chwile, jakaś wypowiedź, zdanie zasłyszane w radio - i wiem, że mnie również wiele razy wybaczono, cały czas Jezus mi wybacza moje słabości. Więc, czy i ja nie powinnam? Ielż razy obraziłam Boga swoimi grzechami, swoim życiem, a jednak wciąz mam możliwość powrotu. I wracam.
Wiele można wybaczyć, mówię Ci, bo naprawdę wiele wybaczałam. Chyba o wiele trudniej wybaczyć sobie.
p8er1 [Usunięty]
Wysłany: 2007-12-16, 01:37
Witam wszystkich.
Może kiedy indziej opowiem więcej ale teraz proszę tylko o jedną odpowiedź ponieważ jestem tak roztrzęsiony, że nie mogę myśleć o niczym więcej.
Czy to możliwe, żeby ukochana kobieta powtórzyła w trakcie rozmowy zupełnie przypadkowo imię męskie dwa razy w przeciągu pięciu lat (to samo) i nie miałoby to nic wspólnego, że często przebywa w towarzystwie tej osoby lub o niej mówi?
Na moje pyania odpowiedziała, że nie ma pojęcia skąd się to wzięło, ponieważ nawet nie zna nikogo o takim imieniu...
Błagam o odpowiedź, dziękuję...
Wesołych Świąt, moje takie nie będą, ponieważ moim zdaniem jest to tylko jeden z symptomów zdrady i tak jak obiecałem obszerniej całą sytuację opiszę kiedy indziej, niebawem...
Agnieszka2 [Usunięty]
Wysłany: 2007-12-16, 02:00
Rzeczywiście jesteś bardzo roztrzęsiony, albo ja bardzo śpiąca, bo nic nie zrozumiałam. Dwa razy w ciągu pięciu lat? Chyba poczekam na to "niebawem"
p8er1 [Usunięty]
Wysłany: 2007-12-16, 02:16
Agnieszko!
O to właśnie chodzi, że po pięciu latach powtórzyła "przypadkiem", w potoku słów to samo imię. Dlatego pytam, czy to możliwe, żeby to był jakiś absurdalny przypadek? Wiadomo, że ktoś kto ma coś do ukrycia kontroluje się nad tym co mówi. No a Jej po prostu drugi raz "wymsknęło" się imię. Zrozumiałbym, jeśli to byłby ktoś znajomy czy to z pracy czy skądkolwiek. Ale tak jak napisałem, Ona twierdzi, że nie zna absolutnie nikogo o takim imieniu... Możliwe?
Edytka:
Nie zaznaczyłem jasno, że polegało to na tym, za pierwszym razem zwróciła się do rozmówcy tym (nie Jego, nie rozmówcy) imieniem, ostatnio, że opowiadając mi o kimś innym również "pomyliła" imiona...
elzd1 [Usunięty]
Wysłany: 2007-12-16, 11:28
Hej, roztrzęsiony.
Wszystko jest możliwe. Zdarzyło się i mnie kiedyś w rozmowie wypowiedzieć obce imię, i też w tym czasie nie było pośród naszych znajomych nikogo, kto by się tak nazywał. Po prostu, myślałam o czymś innym, może oglądałam film, nie pamiętam. Faktycznie, to był przypadek.
Moja teściowa dość często mylila imiona synów i wnuka: Marek, Darek, Andrzej. I tak było od samego początku, odkąd ją znam, z wiekiem oczywiście się pogłębiało.
Myślę, że nie warto - jeśli nie ma innych oznak dziwacznego zachowania - przejmować się tym na razie.
Darek [Usunięty]
Wysłany: 2008-02-01, 00:26
Witam wszystkich,
Chaciałem się z Wami podzielić pewną rzeczą jaka mi się niedawno przytrafiła. Od ponad roku moich niepowodzeń związanych z kryzysem, a właściwie rozpadem mojego małżeństwa pojawiła się pierwsza, mam nadzieję nie ostatnia gwiazdka na hozyzoncie. Otóż bez moich zabiegów i ku mojemu zdziwieniu wrócił do mnie syn, odszedł od matki, mieszka ze mną od połowy grudnia 2007, a między nami wszystko jest jak najbardziej w porządku, aż jestem zdziwiony, że tak się wszystko potoczyło. Jest to dla mnie potwierdzenie, że warto wytrwać w Bogu i że wszytko jest możliwe, choć nie jest to łatwe. Naturalnie sytuacja jest daleka od doskonałości, lecz mam nadzieję, że coś się jeszce zmieni.
Pozdrawiam Wszystkich, Darek
wabona [Usunięty]
Wysłany: 2008-02-01, 08:02
Cieszę się, Darku. A co zona na to?
czarna [Usunięty]
Wysłany: 2008-02-01, 10:35
WITAM.
Potrzebuje waszej pomocy....
Własnie wczoraj mąz przyznał sie ze mnie zdradził dwa razy z kim innym.Jesteśmy małzeństwem od 10 lat,mamy corke 10 l. Kocham mojego męza bardzo.OD 4 miesiecy jest miedzy nami bardzo żle, spimy w osobnych pokojach ,chociaz kilka razy doszło miedzy nami do zblizenia ale maz mowi ze to była potrzeba.Ja chce z nim byc ale on twierdzi ze mnie nie kocha ze juz od dawna mnie nie kocha dlatego mnie zdradził.Wczesniej wypiera ł sie ze mnie nie zdradził ze tylko mnie nie kocha ale wczoraj cos pekło i sie przyznał.Jest mi bardzo cięzko ale chce z nim być mimo to ,tylko potrzebuje pomocy jak sobie poradzic by o tym zapomnieć ,ufałam mu .Na wakacjach planowaliśmu drugie dziecko wzieliśmy kredut na dom który sie buduje a tu wszystko prysło nie wiem jak sobie z tym poradzic .Powiedziałm mu ze zapomne ale musimy zacząc od nowa maz powiedział ze zadne małzenstwo po zdradzie nie przetrwa i ja tez nie wytrzymie .w poniedziałek mam wizyte u psychologa i powiedzial ze po tej rozmowie porozmawiamy , bo jest przekonany ze po tej wizycie nie dam rady z nim zyc.Wszystko runeł...Aja go tak bardzo kocham mimo tego i chce byc z nim. Zmienił sie bardzo do tego ma kłopoty w swoje firmie,teraz twierdzi ze miedzy nami zawsze zle było wiem ze mielimy kryzysy ale zawsze sie jakos ułozyło zawsze mi mowił ze mnie kocha a teraz twierdzi ze co miał mi mówic.Nie rozumiem go..Chce mu przebaczyć i zaczac od nowa ,ale on do wszystkiego nastawiony jest negatywinie co robić??
Goszka [Usunięty]
Wysłany: 2008-02-01, 11:50
Koleżanko Czarna...
Po pierwsze - czy Twój mąż jest osobą wierzącą w Boga? Czy dla niego sakrament małżeństwa ma znaczenie i jakie?
Po drugie - Ty idziesz do psychologa... a co z Twoim mężem..? Czy on również nie powinien się wybrać do kogoś mądrego, aby uporządkować swoje myśli i uczucia..?
Uważam, że oboje powinniście tam pójść, niekoniecznie razem.
Twój mąż musi sie zastanowić czego chce, czego mu brakuje, a co przeszkadza w Twoim zachowaniu.
Robiliście plany, a tu nagle takie "wyznania" z jego strony...? Coś tu nie tak.
Póki co staraj się zachować spokój, pójdź do Boga i wyżal Mu się z lęku, żalu i bólu.
Poproś o ukojenie.
Pozdrawiam serdecznie
czarna [Usunięty]
Wysłany: 2008-02-01, 12:32
Ja wiez w Boga i bardzo go kocham i dlatego mam siłe na to wszystko chociac to tak boli płacze prawie caly czas ,i prosze Boga by nam pomógł i tylko to mi daje nadzieje i wiare .Aco do mojego męz to wierzy w Boga ale odzczuwam ze bardzo sie od niego oddalił juz dawno do kosciała nie chodzi ze mna od tego czasu,chociaz i tak stwierdził ze chodził tylko ze wzgledu namnie.Ado psychologa powiedział najpierw ze nie musi juz iśc bo wszystko mi powiedzial czyli ze przyznał sie do zdrady ale prosiłam go by tez poszedł to powiedzial ze najpierw mam isz ja a jak psycholpg bedzie chcial sie widziec z nim to przyjdzie.Jest mi bardzo żle ale chce z nim byc co robic jestem zagubiona.
Goszka [Usunięty]
Wysłany: 2008-02-01, 12:59
No to widzimy główny powód oddalenia sie od Ciebie Twojego męża - oddalenie się od Pana Boga. Przestał się liczyć sakrament, przyszły zdrady, oddalenie psychiczne i fizyczne...
Jeśli traficie na mądrego terapeutę, któremu będzie zależało, aby rzeczywiście Wam pomóc to jest szansa.
Ale musisz zaufać Panu i próbować zrozumieć dlaczego Was to spotkało...? Po co Bóg dotknął Was tym kryzysem..? Bo z pewnością jest w tym jakiś sens, który trudno na początku dostrzec.
Spróbuj doprowadzić męża spowrotem do Boga.
Może to jest teraz Twoje najważniejsze zadanie życiowe...?
Zapewniam o modlitwie w tej intencji.
czarna [Usunięty]
Wysłany: 2008-02-01, 13:08
Dziekuje za te słowa i za modlitwe
Ufam Bogu z całego serca i to moja jedyna iskierka nadziei
wabona [Usunięty]
Wysłany: 2008-02-01, 15:01
Czarna, idźcie razem do psychologa. Twój mąz chyba nie wierzy, że mogłabyś mu wybaczyć, bo chyba on sam w takiej sytuacji by nie wybaczył.
Myślę, że psycholog pomógłby Wam dojść do kompromisu, bo to chyba mąż ma problem, a Ty ponosisz tego konsekwencje. Spróbuj mu to zaproponować.
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum