Uzdrowienie Małżeństwa :: Forum Pomocy SYCHAR ::
Kryzys małżeński - rozwód czy ratowanie małżeństwa?

Rozwód czy ratowanie małżeństwa? - Co robić w stanie zawieszenia?

Anonymous - 2008-11-15, 15:56

A ja nie mam siły na wyznaczanie granic, bo niby nawet jak przy dzieciach- nie można,i tak odbierają już to napięcie, gdy podejmowałam próby rozmów -było źle, powiedział, że już nie chce mi pomagać. Ludzie, ja chcę wrzeszczeć. Przecież, gdy coś powiem, żeby zrobił, powie "jak mi się zechce". Nie chcę już prosić, zmuszać, wymagać, kazać; to w końcu nie dziecko. A nie mam siły na powiedzenie wprost, żeby odszedł. Zwyczajnie jak go nie ma (bo jest w pracy) to jest łatwiej- wiem, że mam zrobić i już, a jak jest czuję, że to niesprawiedliwe.
Anonymous - 2008-11-15, 16:17

wiesz co Radość? wrzuć mi na priva swój nr telefonu... mam chwilkę, zadzwonię do Ciebie... Ty sobie powrzeszczysz, a ja posłucham :-) może choć trochę zrobi Ci się lżej...
Anonymous - 2008-11-15, 22:50

Radość, z moim mężem było tak samo...Nie miałam juz sił go ciągle prosić,aby coś zrobił w domu,zajął się dzieckiem,więc brałam się i robiłam,aż poczułam się skrajnie wyczerpana i pomyślałam sobie DOŚĆ.Oświadczałam mężowi,że np.w czwartek wychodzę na dwie godziny i będzie musiał zostać z dzieckiem i dobrze by było ,aby zrobił "to i tamto".Nie pytałam już ,czy może zostać,czy ja mogę wyjść poprostu zawiadamiałam go o swoim wyjściu.Mówiłam,że mam coś ważnego do załatwienia i jeżeli on nie zgodzi się zostać z dzieckiem będę musiała poprosić kogoś innego...I teraz mąż zostaje,coś w domu zrobi. A ja mam trochę czasu ,aby zrobić coś miłego tylko dla siebie,odpocząć ,aby mieć siły do tej sytuacji ,w której tkwię ...Pozdrawiam :-)
Anonymous - 2008-11-15, 23:08

Droga Radość, twoja radość istnieje, jest tylko grubo przykryta, ale ona istnieje. Pewnie tylko Ty możesz ją odkopać. Najpierw maaaleńkimi krokami, ale w dobrym kierunku. Pomóż sobie, zmień swoje działanie, nie powtarzaj błędów, głową w mur nie wal. Będzie dobrze
marek

Anonymous - 2008-11-18, 15:42

wiesz....Radość
Też zawsze byłam od wszystkiego...bo dzieci małe...bo on nie zostanie z nimi..bo trzeba nakarmić, a on nie umie, bo dziecko płacze, a on nie wie co zrobić, bo zawsze musiałam być ja...bo.... bo.... bo....matka polka!!!
Przychodziła sobota, a on na zakupy i znów zostawałam z dziećmi sama...a on nie będzie nas brał ze sobą, bo po co będziemy się za nim ciągnąć...tylko przeszkadzamy w tych zakupach.
Jak czasem jeździliśmy razem...ciągle nas poganiał...
Potem dzieci jedzą przez pół dnia, to co no kupił i tak całe weekendy i święta spędzaliśmy..czasem byliśmy u jego lub moich rodziców, ale to sytuacji między nami nie zmieniało......
Mimo mojej obecności..... na każde zawołanie i tak nie był zadowolony....
Powód był prosty..bo ja nie byłam zadowolona!!!
Już jest inaczej....
Tak jak Maka pisała wcześniej...po prosu wychodzę....(możesz powiedzieć gdzie, albo nieco tajemniczo..."na spacer") z tym, że o nic nie proszę męża...
O nic nie proszę...a on coraz bardziej się angażuje w sprawy domowe.....
Robi to, co wcześniej byłoby nie do pomyślenia.... :shock:
Muszę dodać, ze cały czas żyjemy obok siebie...nawet mnie nie stać na okazanie mu wdzięczności...bo jest tak jak jest...nie będę opisywać szczegółów....
Mimo to...jednak robi coś nie oczekując niczego w zamian....duża zmiana u męża...

Głowa do góry Radość!!
Postaraj się o swój własny wypoczynek

Anonymous - 2008-11-18, 21:57

Dziękuję Wam, za zainteresowanie. Dobrze wiedzić, że jesteście. Tylko jak żyć obok? Dwa oddzielne życia w jednym mieszkaniu. Jeszcze raz dziękuję. Trzymajmy się ciepło.
Anonymous - 2008-11-19, 15:03

Nie wiem, czy to Cię pocieszy, ale ja tak żyję od ponad trzech lat....i dobrze Cię rozumiem
Anonymous - 2008-11-19, 19:04

Atamko, to mnie nie cieszy, bardziej mi smutno. Ktoś kiedyś powiedział: zajmij się kłopotami innych, wtedy twoje okażą się mniejsze. Nie mam ochoty pocieszać się tym, że nie jestem sama, że ktoś ma podobnie. To jedynie daje mi uczucie, że rozumiecie ten stan. A może ktoś się odezwie, że takie zawieszenie wytrzymał, przetrwał...i warto było, bo ma lepiej, dojrzalej. Czy naprawdę można tak żyć obok siebie w milczeniu, przez lata, bez miłości, w oddzielnych sypialniach, bez zdrady i duchowej i tej fizycznej?????
Anonymous - 2008-11-20, 11:53

chyba lepiej razem. choć obok siebie, niż w zawieszeniu ale osobno.
nie angażować się w dyskursy, ale spróbować terapii,
której nie należy przedstawiać jako zobowiązanie do czegokolwiek.
no i jakieś warunki brzegowe - być może to można ustalić na mediacjach (to nie terapia),
np. podzielić obowiązki związane z dziećmi, zasady mieszkania (np. wspólne jedzenie posiłków w spokojnej atmosferze) i pójście na terapię (np.na 4 miesiące na próbę).

a jak się wentylować? a pamiętasz rzeczy, które lubiłaś robić kiedyś, a na które już od dawna nie miałaś czasu? może po prostu kino, spacer, odwiedzić znajomych (ale nie dyskotować godzinami o kryzysie w małżeństwie!), może po prostu książka i herbata??

powodzenia, spokoju...

Anonymous - 2008-11-20, 15:40

Radość...właśnie próbowałam Ci napisać, że mimo takiego zawieszenia da się żyć i to całkiem nieźle...
Wiem....że to jest trudne, wałkujemy w myślach jeden temat....
Mimo to, z czasem stajemy się coraz bardziej wolne, nawet w takich okolicznościach...
Radość..... potrzeba czasu, już nie raz o tym była mowa i sama sobie też to muszę przypominać...
Bez względu na to jaką podejmiesz..podejmiemy... decyzję, lepiej, żeby była ona podjęta w pełni świadomie.... przez wolną szczęśliwą osobę....
Zauważ, że skutki uboczne Twojej szcześliwości będą odczuwalne przez otoczenie ;-)
Ktoś na forum podał myśl, która może być kluczem w naszym położeniu-
Dziękujmy Panu zawsze i za wszystko Mu dziękujmy :-)

emem napisał/a:
chyba lepiej razem. choć obok siebie, niż w zawieszeniu ale osobno.
nie angażować się w dyskursy, ale spróbować terapii,


Nie wiem jak jest u Radości, ale mojego męża nie interesuje jakakolwiek terapia i myślę, że w większości przypadków jest podobnie....
pozdrawiam

Anonymous - 2008-11-30, 22:13

Kochani, znowu daję znać, że trwam. Ciężko, ciężko. Najbardziej boję się o dzieci, co one wyniosą z domu gdzie jest takie długie milczenie, życie obok, brak radości. Ja teraz nie mam siły by coś ustalać, omawiać...Po co skoro mówi, że chce rozwodu, wolności....Dlaczego się nie wyprowadzi i męczy własne dzieci, mnie...Straszny taki stan, kiedy nic nie robi, nie pomaga, a jest i patrzy...gra na komputerze, ogląda film za filmem, wychodzi kiedy chce i gdzie chce.
Anonymous - 2008-12-01, 09:22

Radość, współczuję...
Wiem, co czujesz bo miałam podobnie. Strasznie boli!!! I też myślałam, że lepiej gdyby się już wyniósł i przestał mnie ranić swoją obojętnością...
Cóż mogę powiedzieć?...
Ja zaczęłam wychodzić - do ludzi, do kościoła, do kina, na jakiś kurs... Zostawiałam męża z dzieckiem (w końcu ojciec) i nagle to on musiał siedzieć w domu a nie wybywać kiedy chce. Nie tłumaczyłam się, jego zresztą nie interesowało gdzie bywam... Oderwałam się przynajmniej na chwilę, a potem - gdy było bardzo źle - mogłam sobie przypomnieć jakieś miłe chwile, jakąś scenę z filmu...
Dobrze działała na mnie myśl, że gdzieś poza naszymi ścianami toczy się normalne życie...
Trzymaj się cieplutko
Odwagi


Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group