Uzdrowienie Małżeństwa :: Forum Pomocy SYCHAR ::
Kryzys małżeński - rozwód czy ratowanie małżeństwa?

Odbudowa związku po separacji, rozwodzie, zdradzie - Skąd wziąć siły i wygrać kolejną bitwę o miłość mojego życia

Anonymous - 2008-08-27, 02:57
Temat postu: Skąd wziąć siły i wygrać kolejną bitwę o miłość mojego życia
Witajcie, jesteśmy po ślubie 20 lat i całe życie mamy pod górkę.Byliśmy szczęśliwym małżeństwem pierwszy raz 4 lata temu mieliśmy poważny kryzys - bo żona mnie zdradziła. Jak to bolało - poprzez komunikator zauroczyła się jakimś mężczyzną i stało się. Ale udało się nam wspólnie sobie wybaczyć i żyliśmy dalej - wydawałoby się szczęśliwie. Aż do teraz . Nastąpiła sytuacja podobna jak wtedy znowu komunikator, zauroczenie, zdrada. Ona teraz też twierdzi, że między nami coś się wypaliło i nie kocha mnie. Mamy dwóch synów (17 i 20 latka) .Żona bardzo się zmieniła odwróciła się ode mnie ale też od naszych wspólnych przyjaciół . Dzieje się coś niedobrego. Rozmawialiśmy nieraz, gdzieś jest olbrzymie poczucie winy, ja ją ciągle szalenie kocham. Nie widzę życia bez niej. Nie wiem już co robić.
Prowadzimy razem wspólnie firmę od 10 lat. Z miernymi plusami - raczej ciągłe kredyty ale nie głodujemy. Ona chce bezpieczeństwa, stabilizacji i rozwodu. może ma rację ale ja nie potrafię zrozumieć , że ktoś mówi mi , że mnie nie kocha ale jednocześnie podkreśla, że mnie bardzo szanuje. Może tu znajdę jakieś pocieszenie - rade kogoś kto wybrnął z takiej sytuacji.

Anonymous - 2008-08-27, 07:17

31 sierpnia minie 17 lat odkąd jesteśmy małżeństwem, mamy dwoje dzieci: syna 16 lat i córkę 13 lat. Potrafię zrozumieć co czujesz. Mój mąż dokładnie dwa miesiące temu zażądał rozwodu. Pozew już otrzymałam. Powiedział, że mnie nie kocha, żałuje, że się ze mną ożenił ale jednocześnie szanuje jako matkę swoich dzieci. Opatrzność Boża sprawiła, że trafiłam na to forum. Nie piszę dużo ale to, co czytam podnosi mnie na duchu i pozwala żyć dalej.
Kiedyś wydawałoby się, że jestem silna i odporna na różne życiowe problemy. Niestety pomyliłam się. Gdybym tutaj nie doświadczyła ludzkiego wsparcia, rad osób, które przechodzą kryzysy chyba bym tego nie wytrzymała. Czasem, gdy już nie mogę poradzić sobie, miotają mną przeróżne uczucia, czytam i przypominam sobie, że kochać trzeba jak Jezus: cicho, cierpliwie i całkowicie, nie osądzając osoby kochanej. Mój mąż nie chce tego słuchać, ale przecież na moje uczucia nie ma wpływu :).
Rozmawiamy ze sobą o sprawach zawodowych, dzieciach, na tematy bezpieczne. Jeśli poruszam temat "nas", staje się agresywny i zamyka się w sobie. Jeszcze mieszkamy razem. Nie mam siły (nie chcę ?) stawiać twardo sprawy i żądać, by się wyprowadził. Choć pewnie niedługo to nastąpi. Nie wiem co wówczas będzie. Czasem jest mi tak źle, że chciałabym się już nie obudzić. Spokój znajduję jedynie w modlitwie. Poprostu całkowicie zdaję się na Jezusa i Matkę Bożą.
Staram się, by dzieci nie widywały mnie roztrzęsionej. Na codzień "trzymam twarz". Tylko wieczorem ryczę w łazience.

Anonymous - 2008-08-27, 12:46

Tyle lat bycia razem.....
Teraz ludzie mają przyzwolenie ( czasopisma, książki, film) na to, że można spakować sie odejść.
W tym wieku przeżywją okres wieku średniego...To ciężki czas....współmałżonek spowszedniał, życie stało się takie....byle jakie , bo rutyna i każdy dzieć taki sam.
I częśto w tym czasie człowiek zauracza sie inną osobą....bo jest inna....więc ciekawa, interesująca.
Pakuje się i idzie.....
właściwie idzie na oslep...jak zaczarowany....bo nie wie, że ta nowa osoba za kilka chwil też spowszednieje .
To jest jak w amoku.....takie zachorowanie....na głowę ? Duszę? Jak u młodego człowieka..nic nie jest ważne, autorytety padają, stabilizacja ciąży ! To amok !!

Najlepiej , to pozwolić im to doświadczyć....ale my nie mamy na to sił...i boimy się, słusznie, że jak doświadczy, to mu sie spodoba i nie wróci. I tak może być. Ale jak zatrzymać dorosłego człowieka ?? Kazać mu już nic nie można ! Błagać, prosić, plakać.....czy to coś da?? Przecież nawet nas nie słyszy, nie odbiera naszych słów...
Więc co , jak ??
No właśnie co i jak , żeby na nowo stać się interesującą osobą? Jak go ( ją ) na nowo zaciekawić sobą ? Co mogę zrobić ja sam ( sama ) dla naszego związku ???
Kupa myslenia....ale warto poświęcić czas na takie myślenie, rozmowy z ludzmi w podobnej sytuacji, z psychologiem księdzem.....odbudować relacje z Bogiem......pomóc sobie , nam !! Powodzenia !! EL.

Anonymous - 2008-08-30, 07:22
Temat postu: Kryzysu cd.
Tak, to już jest przyjaciele mi mówią - potrzeba czasu. Ale ja sobie cały czas zadaje pytanie dlaczego nie zauważyłem , że ta burza się zbliżała.
Może poszukać innej towarzyszki dalszego życia - ale co z naszymi dziećmi.
Patrząc na to co się z nami dzieje - ciągle boli serce. Narastająca obcość, ciągle nie wybaczone zdarzenia z przeszłości ( np.: bo pierścionek na 20 rocznicę to był zły pomysł - bo ona nie nosi biżuterii i w dodatku za duży). Ona może rzeczywiście chce być tylko szczęśliwa i wolna. Realizować się w życiu . A jak mnie już nie kocha to dlaczego ma być ze mną w związku. Jak mogę spokojnie patrzeć na to jak w pracy rozmawia ze swoim przyjacielem przez komunikator. Wiecie jak to boli. najchętniej trzasnąłbym drzwiami i uciekł gdziekolwiek - byle dalej. I pewnie usiadłbym samotnie i ...
Miłość wybacza ... ale dlaczego mam być niszczony - jak to przetrzymać. Wiem , ze jeśli spotkam inną życzliwa kobietę to może się stać to czego nigdy nie zrobiłem - a wtedy już będzie to kompletnie koniec naszego małżeństwa - ciągle tego nie chcę - ale chyba jestem coraz słabszy... Od Boga niestety odszedłem już kilka lat wstecz - nieraz bardzo bym chciał móc sie pomodlić - ale ciężko to przychodzi - po tym co zrobiłem .... - wiem , że On wybacza. Ja wierzę że Jest , jest dobry i miłościwy - ale tak naprawdę to ja nie mogę wybaczyć sobie...

Anonymous - 2008-08-30, 12:42

Macieju, może czas odnaleźć Chrystusa?
NA DOBRE I NA JESZCZE LEPSZE.

Anonymous - 2008-08-30, 15:35

rmacieju, piszesz:
rmaciej napisał/a:
Miłość wybacza ...
,
a zaraz
rmaciej napisał/a:
Od Boga niestety odszedłem już kilka lat wstecz - nieraz bardzo bym chciał móc sie pomodlić - ale ciężko to przychodzi - po tym co zrobiłem ....


BÓG jest MIŁOŚCIĄ, więc na pewno wybacza. On Ci wybaczył już dawno, niezależnie od tego co zrobiłeś. Czy Ty umiesz sobie wybaczyć?
Czy na pewno wiesz czego Ty chcesz? TY w TWOIM ŻYCIU, czyli w swoich wyborach (piszesz, że nie wiesz jak długo wytrzymasz bez kobiety), w swoim myśleniu, w swoich relacjach (w tym z Bogiem)...
Nikt za Ciebie nie przeżyje Twoich zranień. Sam musisz je przejść. Ty sam musisz wiedzieć czego chcesz. Co jest dla Ciebie najważniejsze?

Jest takie mądre zdanie:

<<Jak Bóg jest na pierwszym miejscu - wszystko inne jest na właściwym miejscu...>>

Może warto od tej strony zacząć wszystko naprawiać?
Zaryzykuj! Nic nie tracisz:)

http://www.szukajacboga.c...ny_list_od_ojca

Anonymous - 2008-08-30, 18:52
Temat postu: Pewnie nie mam dość siły
dziękuje za dotychczasowe listy - może rzeczywiście pojednanie się z Bogiem będzie dobrym początkiem. Ale co robić dalej ? Może wtedy będzie mi łatwiej. Nie wiem.
Na razie dostaje ciągle po głowie - ale nigdy nie ma winy tylko po jednej stronie. Ona jednak mnie dwukrotnie zdradziła .
Kocham cały czas moją żonę - ona deklaruje , że mnie już nie kocha i co teraz dalej ....

Chcę aby była szczęśliwa - nie wiem co robić , jak postąpić. Dla jej szczęścia zrobię nawet coś przeciwko sobie bo ją kocham i nie potrafię nienawidzić i nie wybaczyć ...
Wiem, że abyśmy byli razem ona musi też chcieć coś zmienić - przebaczyć mi i sobie rzeczy które się wydarzyły.

Czas tu nie pomaga.

Tak naprawdę nie wiem po prostu co począć - jak długo czekać, na co czekać i nawet nie wiem teraz o co się modlić.

Anonymous - 2008-08-31, 09:28

Witaj.
O co się modlić, pytasz.
W zasadzie to można o wszystko. Ja szukam pokoju i spokoju, szukam planów na życie bez męża, szukam pocieszenia i potwierdzenia że wybrałam dobrą drogę.
Szanowny układa sobie życie beze mnie, nie wiem czy jest szczęśliwy, robi wszystko, jakby był.
Czy ja chcę żeby on był szczęśliwy, czy chcę żeby tkwił w grzesznym związku? Nie chcę, bo nie to ludzkie szczęście jest ważne, bo tutaj i teraz pracujemy na życie wieczne. Grzech zamyka nam bramy do życia z Bogiem. A to mąci obraz ziemskiego szczęścia. I dlatego nie chcę szczęścia dla mojego męża, szczęścia które on sobie wyobraził.
Czas pomaga, wyciszają się emocje, żale, pretensje. I z czasem umiemy żyć bez niego/niej, chociaż dziś wydaje Ci się to niemożliwe. Powrót do Boga to najlepsze, co człowiek może zrobić, bo tylko z Nim osiągnie się ów pokój w sercu.
Zrób tyle ile możesz, jesteś tylko człowiekiem. I daj sobie czas.

Anonymous - 2008-09-01, 08:24

rmaciej..........pytasz,czy może stwierdzasz:"Tak naprawdę nie wiem po prostu co począć - jak długo czekać, na co czekać i nawet nie wiem teraz o co się modlić."

A możesz sobie odpowiedzieć na dziś czego najbardziej Ci potrzeba? A może spokoju?Wejrzenia w siebie?A może dobrych,jasnych mysli?Natchnienia Ducha Św.?

Anonymous - 2008-09-01, 12:16
Temat postu: Re: Pewnie nie mam dość siły
rmaciej napisał/a:
dziękuje za dotychczasowe listy - może rzeczywiście pojednanie się z Bogiem będzie dobrym początkiem. Ale co robić dalej ?


Może wtedy będzie mi łatwiej. Nie wiem.



Na razie dostaje ciągle po głowie - ale nigdy nie ma winy tylko po jednej stronie. Ona jednak mnie dwukrotnie zdradziła .
Kocham cały czas moją żonę - ona deklaruje , że mnie już nie kocha i co teraz dalej ....

Chcę aby była szczęśliwa - nie wiem co robić , jak postąpić. Dla jej szczęścia zrobię nawet coś przeciwko sobie bo ją kocham i nie potrafię nienawidzić i nie wybaczyć ...
Wiem, że abyśmy byli razem ona musi też chcieć coś zmienić - przebaczyć mi i sobie rzeczy które się wydarzyły.

Czas tu nie pomaga.

Tak naprawdę nie wiem po prostu co począć - jak długo czekać, na co czekać i nawet nie wiem teraz o co się modlić.

Pojednanie z Bogiem - to podstawa życia z Bogiem.
Pytasz "co dalej?"

Wiesz, pojednaj się szybko i wróć na forum - wtedy
być może wtedy, nie takie zadasz pytanie, tylko inne. Zdziwisz się.

Pojednaj się, a potem wróć na forum. :-)

"może wtedy będzie mi łatwiej"
więc zakładasz, że pojednanie z Bogiem da Ci łatwość?
a może właśnie wtedy poczujesz ciężar Krzyża? To wówczas odejdziesz od pojednywania się z Panem Bogiem?

Wczoraj usłyszałam takie słowa:
"kto Krzyża unika, temu krzyż zostaje, a Chrystus znika"

chyba więc wolałabym Krzyż z Jezusem!
On zwyciężył!

Wołaj o Krzyż, ale z Nim! Z Panem Jezusem!


"ona"
"wina"

te dwa słowa zastąp - przebaczenie, miłość, miłosierdzie, cierpliwość, pojednanie z Bogiem, cierpliwość, miłość, miłosierdzie, przebaczenie

WCIĄŻ TYLKO TO
Jak Bóg na Krzyżu wybaczył, kochał, cierpliwie znosił, miłował, pokorny i cichy, ale jakże bardzo był mężczyzną - KOCHAŁ!

spróbuj zwrócić się do Chrystusa - najszybciej, według mnie - zakon kaznodziei - przybliża Chrystusa - zakonnicy św.Dominika -
wiele jest świadectw nawróceń właśnie od ich głoszenia Pana Jezusa.

Prostują ludziom myślenie o Bogu! Bardzo szybko, i skutecznie! To chyba łaska Boża ich prowadzi, taka szczególna, nie wiem, ale polecam właśnie ten zakon - do kierownictwa duchowego - skutecznie Macieju wrócisz "do siebie", odzyskasz równowagę emocjonalną, ujrzysz Boże światło.

PYTASZ "CO TERAZ DALEJ"
Prawda, że dobrze byłoby ujrzeć światło Boże?
Tak mi się zdaje.
z Bogiem.

ps. nawet za cenę pojechania do innego miasta, by tam szukać tych kaznodziei - to polecam, zrób tak!

Anonymous - 2008-09-05, 18:29
Temat postu: bólu ciąg dalszy
witajcie,
Elu pisząc łatwiej wcale nie miałem na myśli łatwiejsze rozwiązanie - miałem na myśli pokonywanie przeciwności z pomocą i dlatego miało by być łatwiej...
Na wyjazd do kaznodziei mogą pozwolić sobie ludzie od których nic nie zależy a na mojej głowie jest utrzymanie firmy - wyciągniecie jej z długów które się nagromadziły, zapewnienie pracy ludziom którzy u nas pracują i mają do nas zaufanie. Najgorsze z tego , że tą firmę prowadzimy razem z żona od 10 lat.
Może gdybyśmy nie pracowali razem to potoczyłoby się to całkiem inaczej - ale tak jest i na razie nie zmieni się.
Szukam pomocy która da mi siłę do pokonywania przeciwności w doprowadzeniu do ponownego szczęścia w naszej miłości - do powrotu naszej miłości.
Choć ona twierdzi , że mnie nie kocha i nie chce już ze mną być - tylko rozwód.
Po takich stwierdzeniach myślę zawsze czy nie dać spokoju - nie odpuścić . Może rzeczywiście wszystko wygasło... a ja teraz wychodzę na takiego co się narzuca.
Bo to nie jest tak , że do końca jest tylko obrzydzenie i pogarda - za każdym razem kiedy rozmawiamy martwimy się o siebie i ciągle się szanujemy. Mamy też dwóch synów 17 i 20 latka to nasze szczęście.

Ale nic nie poradzę , że nadzieja umiera ostatnia...

Anonymous - 2008-09-10, 10:48

Rmaciej wiesz przede wszystkim to teraz potrzebne jest wyciszenie wiem to zwasnych doswiadczeń i twierdze że to bardzo trudne. Kiedy bliska Ci osoba obdarowuje Cie nabardziej przykrymi słowami typu nie kocha czy się wypaliła. Posłuchaj Rmaciej ja też otrzymuję multum takich słów, ale wiesz kiedy, wtedy gdy co raz mocniej się modlę kiedy odprawiaja się Msze Św w Jego intencji kiedy proszę innych o modlitwę i oczywiście łączę się po przez uczestnictwo w Eucharystii i ukazuje mi to wszystko coś o czym czytałam w jednej z książek o działaniu złego, że on niszczy wszystko co dobre i szaleje kiedy demaskujemy zło. Wiesz co i wierzę, że Ufając Jezusowi Chrystusowi odając to cierpienie Jemu damy radę bo to właśnie On nas poprowadzi ku dobru On uratuje nasze małżeństwo tylko my musimy zaufać bezgranicznie. Wiem, że dla Boga nie ma sytuacji bez wyjścia bo kiedy zmykaja się drzwi On otwiera okno On wszystko może. Wiesz nie bierz sobie tych przykrości do serca złuż to wszysto w sercu Jezusowi i pamiętaj o tym, że to Jezus jest miłościa nieskończoną z którj można czerpać do woli i kiedy On będzie na pierwszym miejscu to wszystko będzie na swoim miejscu bo On daje nadzieję i prowadzi nas ku Zbawieniu.
To, że tu trafiłeś to też łaska Boża, że chcemy walczyć o rodzinę i nam nie wolno godzić się na zło my chcemy naszym życiem świadczyć o Chrystusie ,że jesteśmy Jego uczniami i Chwała Panu za to wszystko.
Pozdrawiam
Jeszcze kilka słów chciałam powiedzieć tobie Mario67 rozumiem Cię bo pół roku trwało odrzucenie upokorzenie i przykrości które znosiłam aż się mąż wyprowadził i wiesz co było to potwornie trudne znosiłam to tylko dzieki wielkiej łasce której dostąpiłam od Jezusa, bo ja postanowiłam że będę to wszystko znosić i nie wygonię męża, że nigdy nie dostanie ode mnie pozwolenia na opuszczenie tego domu twierdziłam i twierdze, że są dzieci rodzina i trzeba o nią walczyć a jak jest życie wdług nauki Chrystusa to się ludzie porozumieją chociażby dlatego,że Chrystus ciągle mówił o przebaczeniu.
Mimo tego cierpienia to cieszyłam sie że jest wraca do tego domu, późno ale wraca i chociaż czasmi przechodziliśmy obok siebie to przechodzilismy, a kiedy sie wyprowadził ostatniego lipca to już nie wiem co robi na codzień co u niego słychać w pracy przyjeżdza tylko dzieci zawieźć do szkoły i przedszkola i w tym wszystkim jeszcze bardziej uderza mnie przykrymi słowami oczywiście po to by usprawiedliwić swoją decyzję. Jest mi dalej trudno, ale w momentach upadku staram się szybko spojrzeć na Chrystusa i On mnie podnosi On mnie dotyka to jest niesamowite On daje mi wiele znaków, że o mnie pamieta i wlewa w moje serce nadzieję dlatego chcę iść za Chrystusem i wierzę że On może wszystko nawet najbardziej zatwardzałe serce rozkruszy a my musimy trawać na modlitwie.
Pozdrawiam
JEZU UFAM TOBIE!

Anonymous - 2008-09-23, 15:43

Małgosiu, dziękuje za słowa otuchy, ale w moim przypadku najgorsze jest to , że chyba nie potrafię się polecić, zaufać. poświęcić się modlitwie o to aby moje małżeństwo przetrwało i rozkwitło. Powiem szczerze - boje się wejść do domu Pańskiego - nie jestem godny aby tam być - bo nie potrafiąc do końca uwierzyć - pewnie nic dlatego nie zdziałam. Dlaczego my chrześcijanie widzimy w cierpieniu wyróżnienie. Nie wiem jak to pokonać.
Anonymous - 2008-09-23, 16:05

rmaciej napisał/a:
boje się wejść do domu Pańskiego - nie jestem godny aby tam być

Hej, Macieju, to już grzech pychy. Każdy jest godny, o ile zechce stanąc przed Krzyżem, mówiąc " Panie, nie jestem godzien....ale powiedz tylko słowo, a będzie uzdrowiona dusza moja" (por. Mt 8,8).
Jezus odkupił i Ciebie i mnie i łotra na Golgocie.
rmaciej napisał/a:
Na wyjazd do kaznodziei mogą pozwolić sobie ludzie od których nic nie zależy a na mojej głowie jest utrzymanie firmy

Wiesz, każdy z mas ma pracę, dom, obowiązki związane z działaniem poza pracą, jakieś duszpasterstwo. Uważasz się za lepszego, bardziej zapracowanego? Sądzisz, że zaniedbujemy swoje obowiązki? Ja Ci mówię: sie da pogodzić. dowodem są samotne matki, które dają sobie radę mimo nawału obowiązków. A Ty nie jesteś samotną matką, nie wychowujesz sam dzieci, one zresztą poradzą sobie przez jeden wieczór bez Ciebie.
Myślisz, że kilka godzin Twojej nieobecności spowoduję upadek firmy? Pracujesz przez 24 godziny na dobę? Jesteś niezastąpiony? To co jest w końcu ważniejsze: pieniądze czy rodzina?
Albo się czegoś chce albo szuka wymówek.

Z tym zaufaniem i powierzeniem jest faktycznie trudno, ale od czegoś trzeba w końcu zacząć, bo inaczej wciąż będziesz stał na schodach kościoła jak żebrak i nie zrobisz tego najważniejszego kroku.

Anonymous - 2008-09-24, 06:25

Czy zagladłeś na stronę www.szukajacboga.pl , która poleciła Ci Agnicha.
WARTO........


Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group