Uzdrowienie Małżeństwa :: Forum Pomocy SYCHAR ::
Kryzys małżeński - rozwód czy ratowanie małżeństwa?

Odbudowa związku po separacji, rozwodzie, zdradzie - Piekło po zdradzie

Anonymous - 2008-06-30, 11:17

Kłamczuchem jest na pewno. Ale jest to konsekwencją zdrady. Pomyśl, gdyby Cię nie kochał, to nie zdradzałby po kryjomu, tylko po prostu odszedłby sobie do innej. To, że Cię okłamywał potwierdza tylko, że nie jesteś Mu obojętna. To jest tak. Mąż zdradza żonę nie dlatego, że Jej nie kocha, tylko dlatego, że siebie kocha bardziej. Człowiek jest jednak istotą samolubną, co by nie mówić każdy z nas siebie kocha najbardziej. To, że teraz też nie jest do końca szczery? Zrozum też jego. Nie jest Mu przyjemnie opowiadać Ci o intymnych sprawach, które są dla ciebie bolące i upokarzające. Jemu jest po prostu wstyd tego, co się stało. Tak myślę. Zgrzyty są zawsze, a przed zdradą ich nie było? Trzymaj się, będzie dobrze.
Anonymous - 2008-06-30, 13:22

TEOR napisał/a:
Kłamczuchem jest na pewno. Ale jest to konsekwencją zdrady. Pomyśl, gdyby Cię nie kochał, to nie zdradzałby po kryjomu, tylko po prostu odszedłby sobie do innej. To, że Cię okłamywał potwierdza tylko, że nie jesteś Mu obojętna. To jest tak. Mąż zdradza żonę nie dlatego, że Jej nie kocha, tylko dlatego, że siebie kocha bardziej. Człowiek jest jednak istotą samolubną, co by nie mówić każdy z nas siebie kocha najbardziej. To, że teraz też nie jest do końca szczery? Zrozum też jego. Nie jest Mu przyjemnie opowiadać Ci o intymnych sprawach, które są dla ciebie bolące i upokarzające. Jemu jest po prostu wstyd tego, co się stało. Tak myślę. Zgrzyty są zawsze, a przed zdradą ich nie było? Trzymaj się, będzie dobrze.


Za żadne skarby świata mi to nie pasuje...to jak chochlik...takie małe wykrzywienie prawdy...
Człowiek jest słaby...z różnych powodów potrzebuje , szuka akceptacji, z różnych powodów gra, by zachowac twarz ( tak szumnie to sie nazywa - reputacja) ,...ale pewniakiem w tej sprawie jest uciekanie od konsekwencji, uciekanie od odpowiedzialności która jest przeciwieństwem tego co piszesz...bo przecież 1 Kor 13 "miłosc nie szuka swego". Zapewne jest to wynikiem niedojrzałości, ale wszystkie ułomności Jezus uzdrawia...nawet przez dotknięcie płaszcza, a co dopiero przyjmując Najświętszy Sakrament.
Czy kocha...? Człowiek ma to coś ,że chce kochac...problem w tym , że człowiek nie jest zdolny do miłowania bez Boga.Taki człowiek miota się, kręci...tak naprawdę sam w tym wszystkim jest pogubiony, i nie ma się co dziwic ,że nie potrafi powiedziec prawdy... To sam Bóg jest źródłem miłosci i On może nas jej uczyc.
Wszyscy sie jej uczymy...najpierw poznając swój EGOIZM, KTóRY MNIEJ DRASTYCZNIE MOZNA NAZWAC KOCHA SIEBIE BARDZIEJ.... To cos w stylu...wyzysk=przedsiebiorczosc, albo oszustwo=zaradnośc... Bez PRAWDY ani rusz...


Ks .Marek Dziewiecki :
"Dojrzały chrześcijanin to ktoś, kto precyzyjnie wyjaśnia zasady takiej właśnie mądrej i wychowującej miłości. Bóg-Miłość uczy nas kochać w każdej sytuacji i za każdą cenę pod warunkiem, że jest to rzeczywiście miłość, a nie naiwność. Chrześcijaństwo nie ma zatem nic wspólnego z tolerowaniem zła, z naiwnym cierpieniem czy choćby pośrednim aprobowaniem jakiejkolwiek formy przemocy czy krzywdy."
http://www.opoka.org.pl/b...cierpienie.html


Ps. Rita , zapewne jesteś Tą osobą, która z pomocą Bożą może pokazac swemu mężowi prawdziwe oblicze MIłOSCI, nie poddawaj się :) Daj sobie czas...
pozdrawiam serdecznie:)

Anonymous - 2008-06-30, 13:40

W 100% zgoda. Mirelo masz rację! Ale ja też ją mam. Różnica polega na tym, że Ty mówisz o tym, jak być powinno, a ja o tym jak jest w życiu codziennym. Człowiek nie jest Bogiem, choć jest stworzony na podobieństwo Boga. Tak więc, skutkiem tego człowiek jest ułomny i błądzi i grzeszy - zdradza, kłamie, ..... Jest to wszystko skutkiem odstępstwa od Boga i jego przykazań. Oczywiście, że to wszystko jest złe, ale jest i zdarza się i nam i naszym bliskim zbłądzić. Naszym zadaniem jest próbować ciągle żyć lepiej, mądrzej i pomagać tak żyć naszym najbliższym.
Anonymous - 2008-06-30, 13:47

Nie chodzi o rację Teor... Chodzi o to , by nie zacierac PRAWDY, jeśli ktoś jest egoistą to nim jest...i to trzeba powiedziec, uzmysłowic ,że można to zmienic..., ze można pomóc...Jeśli człowiek nie pozna prawdy jak może próbowac cos zmieniac, kiedy używa się nazwijmy to "słów mniej bolesnych..."zacierających prawdę typu..."kocha bardziej siebie". Wszystko trzeba nazywac takim jakim jest...jeśli coś jest NAZWANE jest rozpoznane...to daje szansę uzdrowienia...
napisałaś
Cytat:
Naszym zadaniem jest próbować ciągle żyć lepiej, mądrzej i pomagać tak żyć naszym najbliższym.

To właśnie zaczyna sie od PRAWDY i jej niezacierania, nierozcieńczania , jak kto woli...
Dziekuję Ci ,ze jesteś ;)

Anonymous - 2008-07-01, 09:12

[quote="GregS"]
darek1 napisał/a:

Kiedyś koleżanka powiedziała mi coś co zapamiętałem dobrze: "To okropne żałować czegoś co się zrobiło, ale sto razy gorzej jest żałować tego czego się nie zrobiło"


Tak czytam ten wątek i zastanawiam sie ile jest prawdy w cytacie powyżej, a co jeśli ta druga zdradzająca strona chce odejśc"na zieleńszą trawkę" dlatego żeby nie załować że kiedyś nie spróbowała, że to mogła być szansa na szczęście. Kto powiedział że szczęście mozna osiągnąc tylko z małżonkiem.

Takie słowa jak w cytacie usłyszałem przed chwilą od żony, kiedy dociśnięty tymi wszystkimi negatwnymi uczuciami, poprosiłem o ustalenie ostatecznego terminu podjęcia decyzji, ja czy on.

Boję się jak nigdy przedtem.

Anonymous - 2008-07-02, 18:39

No i mam, myślałam, że gorzej być nie może, a jednak może. Mój mąż w czasie swojego romansu zmieniał pracę, umowę podpisał już wcześniej i bardzo się z tej zmiany cieszyliśmy, bo wreszcie miały się skończyć wyjazdy, praca na miejscu i za dobre pieniądze. Na początek miał być tylko krótki staż w Warszawie. To właśnie podczas tego stażu zamieszkali razem... i ta praca też sprawiła, że on poczuł się jak król, który wreszcie może skorzystać z życia i zadbać o swój "rozwój". Generalnie przez ten pierwszy okres był zadowolony z pracy bardzo i dobrze się tam czuł. Mniej więcej od momentu, kiedy się przyznał zaczęło się pogarszać. Teraz jesteśmy na urlopie i dzisiaj musiał pojechać do pracy. Od dwóch dni dzieje się z nim coś strasznego - cały czas ataki paniki, chodzi w kółko, płacze, no i twierdzi, że nie nadaje się do tej pracy, że na pewno poznają się na jego niekompetencji i go zwolnią, a w końcu, że on nie jest w stanie w ogóle wyjechać. I że to jest pułapka zastawiona przez szatana, bo skoro nie może utrzymać rodziny to musi się zabić, żebyśmy dostali pieniądze z ubezpieczenia :cry: To były straszne dni. Tłumaczyłam, że na nawet jak tą pracę straci to nic się nie stanie, może nawet lepiej, bo będziemy żyć skromniej i będzie więcej w domu, może to znak, i że sobie poradzimy, nie oczekuję od niego roli "zarabiacza" pieniędzy, może to nie jest praca dla niego. I tak w ogóle to czego się boi, bo przecież jest na stażu i nikt jeszcze nic od niego nie wymaga, a przecież zawsze jego życie zawodowe było pełne sukcesów, więc niech da sobie czas. Tłumaczyłam i tłumaczyłam, a w końcu znalazłam i umówiłam wizytę u psychiatry. Przypadkowo trafiliśmy do świetnego człowieka, który po 1,5 - godzinnej wizycie (!) powiedział, że to zaburzenia lękowe, ale nic poważnego, da się to podleczyć, natomiast problem jest gdzie indziej. I tu powiedział to, co ja niestety już ze smutkiem sobie uświadomiłam - że problemem jest jego niedojrzałość (były jeszcze inne przykłady z życia - jak trudno, to ucieczka), egocentryzm - bo m.in. bardziej zależy mu na utrzymaniu wizerunku niż zadbaniu teraz o rodzinę, którą skrzywdził przez danie jej również stabilności, a w tym straszenie samobójstwem się nie mieści. No i ustawienie hierarchii wartości - dlaczego ta praca przesłania cały świat. W związku z tym, że się bałam, czy mąż nie zrobi jakiejś głupoty wstałam dziś o 1 w nocy, pojechałam do Warszawy i wróciłam pociągiem do Gdańska. I wiecie co? Nie czułam, że się cieszy, znowu był skoncentrowany na sobie, na swoim strachu przed pracą, ale i zrezygnowany z powodu uświadomienia sobie, że on nie umie kochać i właściwie całe życie bierze. Powiedziałam mu, że nie łudzę się, że się zmieni całkowicie i w jednym momencie, wiem że to długi proces, ale ważne jest, żeby chciał go rozpocząć. A on ciągle, że on nie wie jak, dlaczego on nie potrafi, itd. Jednocześnie widzi, że to, co robię to oznaka wielkiej miłości, ale raczej myśli, że on na nią nie zasługuje. Teraz jest daleko, ma spotkania, mało się kontaktujemy, a jeśli tak jest w tym swoim obłędnym stanie i znowu jestem przerażona, niepewna i kompletnie nie wiem jak do niego dotrzeć. Ta wizyta krótka w Warszawie - miejscu ich wspólnego życia też mnie rozwaliła, plus on nieobecny, znowu oddalający się to dla mnie za dużo. Jestem w panice.

[ Dodano: 2008-07-04, 22:43 ]
Kochani, błagam módlcie się. Mój mąż popełnił samobójstwo, cudem został uratowany, ale jest źle. POOOOMOCY

Anonymous - 2008-07-08, 10:00

Najważniejsze że Twój mąż przeżył, zaufaj Panu.
Jestem z Tobą

Anonymous - 2008-07-08, 10:14

Rito, ja też jestem z Tobą.
Odwagi!
Pomodlę się za Was...

Anonymous - 2008-07-09, 10:41

Rita napisał/a:
Jestem w panice.

[ Dodano: 2008-07-04, 22:43 ]
Kochani, błagam módlcie się. Mój mąż popełnił samobójstwo, cudem został uratowany, ale jest źle. POOOOMOCY


Litania do Najdroższej Krwi Chrystusa Pana
tutaj

Różaniec do Przenajświętszej Krwi Pana Jezusa

Anonymous - 2008-07-09, 16:18

Już wydrukowałam modlitwy, będę się modlić. Dziękuję Wam za wsparcie. Jestem przerażona. Teraz mam dzieci, opłaty, kredyt, no i ogromny lęk o męża, który ma zmiany w mózgu z powodu niedokrwienia...... no i może być zupełnie niepełnosprawny umysłowo.... Tak bardzo się boję. Tylko cud nas może uratować....
Anonymous - 2008-07-09, 17:46

będę się modlić o cud...
Anonymous - 2008-07-09, 21:19

Rito - ja również będę Cię wspierać modlitwą .
Anonymous - 2008-07-09, 21:27

I ja też dołączam się do modlitwy.
Anonymous - 2008-07-10, 20:16

Rita, zajrzyj na priva.
Anonymous - 2008-07-17, 09:42

Wszystkim dziękuję za modlitwę, czuję ją, bo sytuacja zupełnie mnie przerasta, a mimo to jakoś się trzymam. Stan fizyczny mojego męża jest teraz stabilny, większy problem to psychika i intelekt. Nie wiadomo w jakim stopniu będzie sprawny, ma poważny uraz głowy i zaburzenia pamięci, a może to choroba psychiczna, nic jeszcze nie wiadomo. Na razie jestem ciągle w szpitalu i to w innym mieście, bo to się stało poza naszym miejscem zamieszkania, mieszkamy u rodziny, nie jest łatwo. Przerażają mnie też kwestie finansowe, bo to mąż był głównym "żywicielem" rodziny, a ja siedziałam z dziećmi i tylko dorabiałam. Boję się bardzo.... o niego, o dzieci, nasz byt, itd. Tylko Pan Bóg i dobrzy ludzie są jakąś nadzieją. I wiara w cud, że mój mąż będzie jakoś w miarę normalnie funkcjonować. Nie wiem dlaczego on to zrobił, nie rozumiem jak można posunąć się do takiego kroku i to moim zdaniem bez powodu. Wiem, że stracił bardzo poczucie własnej wartości przez tą zdradę, ale to chyba raczej ja jaklo osoba oszukana i zdeptana mogłabym myśleć o takim kroku. Ale ja musiałam znieść jego nagłe odejście, potem prawdę o zdradzie, potem próbować jakoś z nim żyć w tym koszmarze i jeszcze go pocieszać, że da sobie radę w pracy. A on znowu pomyślał tylko o sobie i zniszczył nasze życie już całkowicie. Wiem, że teraz to już takie rozważania nie mają żadnego znaczenia, bo życzę mu tylko powrotu do zdrowia, ale jakoś trudno mi się z tym pogodzić...

Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group