Uzdrowienie Małżeństwa :: Forum Pomocy SYCHAR ::
Kryzys małżeński - rozwód czy ratowanie małżeństwa?

Odbudowa związku po separacji, rozwodzie, zdradzie - już nie jestem nic warta...

Anonymous - 2008-04-03, 00:23
Temat postu: już nie jestem nic warta...
Witam Was .Nie wiem od czego zacząć... nie wiem czy powinnam pisać ale już nie mogę sobie poradzić z niczym, z życiem,ze sobą a przedewszystkim z wielkim poczuciem winy ,z ogromem zniszczeń jakich dokonałam,zniszczyłam życie swoje ,męża ,dzieci ...
w wielkim skrócie : zdradziłam! nienawidzę się za to
jesteśmy jeszcze razem tzn.mieszkamy w jednym domu,mamy małe dzieci ale czuję że koniec już jest blisko... a ja nie potrafię nic zrobić,paraliżuje mnie chyba nienawiść i obrzydzenie do siebie samej i nie umiem tego przezwyciężyć, przecież chcę być z nim ,nie wyobrażam sobie życia bez męża,jak pomyślę że się rozejdziemy to już za nim tęsknię.
Wiem że on już mnie nie chce,próbował... walczył sam ze sobą... miałam możliwości naprawienia wszystkiego> tak mówił. Od czasu kiedy powiedziałam mu wreszcie całą bolesną prawdę minął rok ,od zakończenia mojego brudnego życia dwa lata.
chyba tylko cud może coś zmienić

Przepraszam, wiem że to wszystko tak chaotycznie napisane,mam tysiące myśli jakby w jednej minucie... i tyle chciałabym powiedzieć ,podzielić sie tym co czuję .
Wiem że sprawiłam mężowi tyle cierpienia,tyle bólu... ale ja też cierpię ,choć z drugiej strony mówię sobie DOBRZE MI TAK

(ciężko mi)
:-(

Anonymous - 2008-04-03, 05:52

Ewano, napiszę potem do Ciebie na priva. Znam ten ból.
Anonymous - 2008-04-03, 08:57

ewana napisał/a:
paraliżuje mnie chyba nienawiść i obrzydzenie do siebie samej

Ewana... pierwsze, co chyba powinnaś zrobić, to wybaczyć samej sobie... jeśli tego nie zrobisz, nie ruszysz dalej,będziesz tkwić w tym miejscu, w którym jesteś...
Zrobiłaś coś złego... stało się, nie cofniesz teraz czasu... ale widzisz swój błąd, chcesz go naprawić... Zakładam, że Boga już za ten błąd przeprosiłaś w Sakramencie Pokuty... i Bóg Ci wybaczył... i Bóg już nie pamięta tego grzechu... mam nadzieję, że jesteś świadoma , że mimo tego, co się stało, miłość Boga do Ciebie nie uległa zmianie... On Cię kocha tak samo jak kiedyś... Nie myśl, ze nie jesteś nic warta... dla Boga nieustannie jesteś umiłowanym dzieckiem :-)
Piszesz, że tylko cud może coś tu zmienić... może potrzebny jest cud przemiany Twojego serca, może potrzebny jest cud przemiany serca Twojego męża... nie wiem...
Ale wiem, że wszystko, czego Bóg daje nam doświadczać, jest "po coś"... próbuj zobaczyć po co jest Twój kryzys...
Żyj Nadzieją Ewana!
Niech Zmartwychwstały Chrystus wleje w Twoje serce swój Pokój :-)
Kasia

Anonymous - 2008-04-03, 15:26

Dobrze że zaczęłaś szukac pomocy, być może bez pomocy kogoś z zewnątrz (księdza, psychologa) się nie obejdzie.

Pozdrawiam CA

Anonymous - 2008-04-03, 15:58

Ewana
Przezyłem prawie identyczną sytuację. Zostałem zdradzony ale jakoś wytrzymałem. Są ty moje posty i mojej żony (nick: Zosia). Poczytaj. Nie wszystko stracone. Nam sie udało.
Jeżeli twój mąż chciałby o coś zapytać kogos kto był w tej samej sytuacji prosze o kontakt na priva.

Najwazniejsze że zrozumiałaś swój błąd. Dobrze że czujesz obrzydzenie ale czuj je do grzechu a nie do siebie. Długo potrwa zanim sobie wybaczysz ale kiedyś przyjdzie taki dzień.

pozdrawiam
Jarek

Anonymous - 2008-04-04, 09:18

Ewana, ja wierze, że z każdego zła można wyprowadzic dobro. Z tego doświadczenia Wasze małzeństwo tez może wyjśc bardziej dojrzałe, świadome, silne, bo doswiadczne bardzo bolesnymi wydarzeniami...
Przede wszystkim - czas. To oczywiście nie może stać się od razu, potrzeba duzo czasu, abyście oboje sobie wszystko poukładali, aby uciszyc emocje.
Więc od razu powiedz sobie, że najpierw trzeba uzbroic sie w cierpliwość.
Po drugie - nie przekreslaj swojego malżeństwa. Bardzo duzo dzieje się w naszych myslach - jesli z góry myslisz, że to juz koniec, to faktycznie szanse są małe.
Ale jeśli powiesz, że jest szansa, że wierzysz w wasze małżeństwo, że zrobisz wszystko, żeby je uratować, że wierzysz, że w sakramencie Bóg daje Wam obojgu łaski, żeby przezwyciężyć najwieksze trudnosci - to powoli wszystko może się prostować.
Oczywiscie musisz wziąć pod uwage uczucia męża - że on sie musi zmagać ze soba , ze jemu jest trudno. Musisz dać mu czas i być cierpliwa wobec niego.

I zadbaj o siebie - nie katuj sie poczuciem winy - idź do spowiedzi, Pan Bóg wybacza wszystko i oczyszcza nas. Jeśli w tym doświadczeniu zwrócisz sie do Boga, odnajdziesz bliski z Nim kontakt, oddasz Mu wszystko - to właśnie bedzie ogromne dobro, które pozwoli odbudować małżeństwo.
Pzdrawiam

Anonymous - 2008-04-04, 21:23

Ja tez dobrze znam ten ból,zmagam się z nim już póltora roku.Moja zdrada zakończyła się odejściem do kochanka.Mąż czeka a ja jestem rozdarta i narazie nie potrafię wrócic(poczytaj sobie moje posty).
Tak jak dziewczyny Ci napisały-najtrudniej jest wybaczyc sobie ale mnie się udało.
W wolnej chwli napisze na priw.
Nie martw się,nie wszystko stracone.

Anonymous - 2008-04-04, 21:55

wanboma napisał/a:
Ewano, napiszę potem do Ciebie na priva. Znam ten ból.

Mąż Zosi napisał/a:
Jeżeli twój mąż chciałby o coś zapytać kogos kto był w tej samej sytuacji prosze o kontakt na priva.

agnes napisał/a:
Tak jak dziewczyny Ci napisały-najtrudniej jest wybaczyc sobie ale mnie się udało.
W wolnej chwli napisze na priw.


a może dobrze byłoby się tym podzielić na forum, może to co chcecie przekazać tylko pojedynczej (czy też kilku) osobom, warto przekazac ogółowi, może to będzie jakaś przestroga dla innych lub też ważna wskazówka, że warto pomimo ogromnego bólu i żalu spróbować sobie wszystko wyjaśnić, wybaczyć, zacząć budować coś ważnego ponownie

żona ode mnie odeszła, jedno dziecko mieszka z nią drugie ze mną, sprawa rozwodowa z pozwu żony w toku, był a pewnie i jest nadal ten trzeci, młodszy o 12 lat "wspaniały facet, który ją tak doskonale rozumie, jak nikt inny..." spojrzenie na sakrament małżenstwa zmieniło sie jej diametralnie, itd itp,
Pomimo wszystko wierzę że kiedyś zobaczy to iż porusza sie w ślepej uliczce,
że zrozumie iż może być coś ważniejszego od wlasnego JA a co najmniej równie ważnego.

podzielcie się swoimi doświadczeniami i tym co Was spotkało może pozwoli to nie tylko mi ale i "Gościom" (których jest 3-4 razy więcej niż zarejestrowanych) tego forum choć trochę zrozumieć małżonków
chyba, że są to w waszym odczuciu, tak bardzo osobiste doznania i przeżycia, że jesteście w stanie się podzielić tym jedynie z wybranymi

Pzdr

Anonymous - 2008-04-04, 22:14

Greg-ja swoja sytuację,rozdarcie,walkę z samą sobą juz tu opisałam.
Chciałabym odbudowac sakramentalne małżeństwo,ale niestety była przemoc-fizyczna i psychiczna a mąż poza gadaniem że sie zmienił i że kocha nie robi nic.Czcze gadanie bez żadnych pozytywnych skutków.
Od Wielkanocy (kiedy całe święta pił i balował z panienkami,zapominając o własnych dzieciach) niestety straciłam resztki sił:((
Mój partner jest cudownym człowiekiem.Jest dla mnie i moich dzieci bardzo,bardzo dobry a za 2 miesiące urodzi nam się córka dlatego tym trudniejsza moja decyzja:/



Przykre że Wasze dzieci sa "podzielone".One najmocniej odczuwaja skutki tej sytuacji.
Moje mieszkaja ze mną,maja wszystko czego zapragna,mój partner bardzo się stara być dla nich ojcem ale widzę że i tak sa w tym wszystkim trochę zagubione.
Mam nadzieję że Twoja żona się opamięta.Nie przekreślaj jej,ona tez zadała sobie głębokie rany,tylko byc może jeszcze nie zdaje sobie z tego sprawy.

Pozdrawiam

Anonymous - 2008-04-04, 23:43

Kasia1...dziękuję za te słowa ,pierwsze słowa otuchy,choć muszę przyznać że dziwnie mi się je czyta,czuję że nie jestem godna...nie zasługuję na nie ,na miłość Boga , dzieci,miłość męża, choć marzę by wróciła... nie zasługuję na to o co proszę...

Przystąpiłam do Sakramentu Pokuty i naprawdę poczułam wielką ulgę, lecz to przeminęło ,po jakimś czasie było jeszcze gorzej ,to wtedy mąż zaczął mnie często wyzywać , nazywać właściwie odpowiednio zresztą... byłam wtedy w ostatnich miesiącach ciąży,przechodziłam przez nią właściwie sama,słaba... ,myślałam o popełnieniu samobójstwa...

Przez to wszystko co się stało wejrzałam w głąb siebie, przestałam być egoistką ,czuję że jestem innym człowiekiem ,może lepszym... ale ponad wszystko to gorszym

Pozdrawiam

[ Dodano: 2008-04-04, 23:00 ]
Mężu Zosi cieszę się że Wam się udało,ale naprawdę wątpię że nam się ułoży,modlę się prosząc Boga,wszystko w jego rękach.
Czytam wszystko na tym forum i naprawdę w tym czasie gdy tu jestem ,czuję że nie jestem sama.
Dziękuję za chęć pomocy.
Życzę Tobie i Twojej żonie już tylko samych dobrych i pogodnych dni.
Pozdrawiam

Anonymous - 2008-04-05, 22:16

Ewana, przypomnij sobie, jak Chrystus odniósł się do kobiety pochwyconej na cudzołóstwie... powiedział: "ja Ciebie nie potepiam, idź i nie grzesz więcej". On nie potępił ani tamtej kobiety, ani dziś nie potępia Ciebie... jesteś godna Miłości Boga.
Nikt z nas nie jest ideałem, nikt z nas nie jest bez grzechu... każdemu z nas przytrafiają się upadki... i nad każdym z nas, bez wyjątku, Chrystus pochyla się, żeby podnieść z tego upadku... Jego Miłośc jest bez granic, nie ma takiego grzechu, którego by nam nie wybaczył.
Piszesz, że poczułaś ulgę po Sakramencie Pokuty, ale to minęło... wtedy trzeba iść znowu do konfesjonału... i znowu... i znowu... i oddawać Bogu wszystko to, co Cię niepokoi, każdy smutek, każdy lęk... w pierwszej kolejności oczywiście myśli samobójcze... Spowiedź to Łaska, która jest dla Ciebie jak tarcza ochronna... póki ją czujesz, masz Pokój w sercu. Jak tego Pokoju brak, to znaczy, że czas na kolejną Spowiedź.
Być może długa droga przed Tobą do jedności w małżeństwie, ale myślę, że warto tą drogą iść, że nie można się poddawać.
Okazuj mężowi swoją miłość, ale nie biczuj siebie... i czekaj :-)
Polecam Ci gorąco codzienną Eucharystię i Adorację.
Pamiętam o Tobie w modlitwie.
Kasia

Anonymous - 2008-04-05, 23:15

Małgosiu kochana dziękuję za Twoje słowa, dziękuję Wam wszystkim, dodajecie sił i wiary w siebie. Może jeszcze nie wszystko stracone... ???
dziś mąż mnie przeprosił bo zdenerwował się i nakrzyczał na mnie w sumie bez powodu, widział że było mi przykro ,może nie jestem mu tak zupełnie obojętna???
...tak bardzo chcialabym go przytulić... :cry:

Anonymous - 2008-04-05, 23:20

to podejdź i przytul... :-)
Anonymous - 2008-04-05, 23:38

heh Kasiu... widzisz nie mogę ,boję się ,nie wiem...
masz racje muszę iść znów do spowiedzi

Wiecie co? właśnie doszłam do wniosku że jesteście dla mnie prawdziwymi przyjaciółmi,jakich nigdy nie miałam. Tamci co byli tacy pseudo... co w gruncie rzeczy źle mi życzyli... teraz to widzę ,kiedyś oni mieli rację

Anonymous - 2008-04-05, 23:43

do spowiedzi, jak najbardziej... najlepiej jutro
ale dziś wyłączaj komputer i idź przytulić męża :-)
Odwagi Kobieto :-D


Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group