Uzdrowienie Małżeństwa :: Forum Pomocy SYCHAR ::
Kryzys małżeński - rozwód czy ratowanie małżeństwa?

Życzenia - Miłość nigdy nie przemija

Anonymous - 2008-02-22, 16:59

Dunia.
Piękny wiersz.

Anonymous - 2008-02-22, 22:33

Dziękuję. To jeden z moich ulubionych. Dziękuję za niego Ks. Twardowskienu...
Dzisiaj u mnie strasznie. Próbowałam jakiejś roamowy z Mężem. Może za bardzo chcę go odzyskać. Czasami nie mogę po prostu przestać mówić. Dzisiaj powiedziałam mu, że go kocham i ze jest chory na dzuszę. Odpowiedział, że to jak jakieś egaorcyzmy. Był jak zawsze ostatnio przy próbie zbliżenia z mojej strony szorstki i niecierpliwy. On mnie nirmalnie odgania od siebie. Mam takie wrażenie jakbym walczyła z czymś/kimś silniejszym ode mnie. Ostatnio bez przeswy się nidlę. Boję się czy nie popadam w jakiś obłęd... Smutek. Myś o tym ,że Bóg ze mną ...ratunek.

[ Dodano: 2008-02-22, 22:36 ]
Porobiłam wyżej mnóstwo literówek. To chyba nerwy. Mam nadzieję, że da się to przeczytać. :oops:

Anonymous - 2008-02-23, 08:25

Może lepiej spróbowac trochę odsunąć się od niego...
Anonymous - 2008-02-23, 23:47

Tak. Powinnam. Tylko jak to zrobić skoro tak bardzo brakuje mi miłości, jego bliskości. Stram się nie panikować i nie narzucać...ale to takie trudne i bardzo boli, to zimno i obcość na okrągło. Poza tym kto jak nie ja zadba teraz o to, żebyśmy nie stali się sobie całkiem obcy. Proszę o jakieś refleksje...wiem, że nie ma cudownych rozwiązań...
Anonymous - 2008-02-24, 07:38

"Żebyśmy nie stali się całkiem obcy..." - to złe myślenie. Zresztą sama tak miałam i nic na tym nie zyskałam, oprócz tego, że mąż bardziej mnie znienawidził i bardziej zbliżył się do kochanki.

Z drugiej strony, ponoć nienawiść bardziej uzależnia niż miłość....

Błędne myslenie, bo wchodzimy w rolę ofiary...

Anonymous - 2008-02-24, 09:41

Zuza zgadzam się z Tobą!
Anonymous - 2008-02-24, 11:53

Macie rację. Już wcześniej to miałam. Czułam się jak ofiara. Wręcz myślałam, że kiedy on zobaczy jak mnie to bardzo boli, to zrozumie i zrobi zwrot. Zrobił, ale w odwrotnym kierunku. Wzięłam się wtedy trochę w garść. Zadbałam o swoje samopoczucie. Było mi ciut lepiej...spokojniej. Tylko,że ten stan sie zmienia. Modlę się. Tylko, widocznie coś nie do końca dobrze z moją wiarą. Co mam robić ? Ja go kocham, ale to tak bardzo boli... pewnie gdyby nie dzieci, to bym uciekła. To już prawie 4 lata. Ile jeszcze? Pewnie całe życie.

[ Dodano: 2008-02-24, 22:32 ]
Miłość się zmienia. To paradoks...albo może prawidłowość: moja miłość dojrzewa chyba dopiero teraz, w syt. kryzysu. Teraz wiem na pewno, że go kocham. A wcześniej? Może nie uświadamiałam sobie tego tak wyraźnie.

Anonymous - 2008-02-26, 11:50

Ja wierzę że miłość nie ustaje, przecież to Bóg pobłogosławił nas związek i wierzę że doprowadzi nas znów do siebie że nas uzdrowi bo nas kocha. Też przeżywam ciężkie chwile bo mąż mówi że sie wypalił że nie zmuszę do kochania i wiele przykrych słów.Ja kocham bo ja kocham na dobre i złe trzeba przezwyciężyc to złe i ja wierze ze Bóg mi w tym pomoże abym zło dorem zwycieżyła. Mam dwójke cudownyych dzieci i przynajmniej dla nich powinien chciec walczyć. Ja wierzę że Bóg mi pomoże i nie przestane Go o to błagać.
Dunia myslę że musimy sie modlic i Ufać że zdaży sie cud. Ja sie modlę żeby jeszce mój mąz nie zbłądził aby sobie kogoś nie znalazł.

Anonymous - 2008-02-28, 18:25

Mój niestety już znalazł...i dlatego pewnie dziś znów z powodu głupstwa szukał zaczepki, powodu do nieporozumienia. Wciąż nie mogę w to uwierzyć,że facet, który tak mądrze myślał o życiu , o relacjach między nami może tak radykalnie zmienić zdanie...A może po prostu chce mnie tym ostraszyć. Co mam robić? Miesza mi się wściekłość z bólem. Modlę się. Ale to pomaga na chwilę. Gdy przychodzi znów zmierzyć się z jego niechęcią, złośliwością, złym przykładem dawanym córce wracają złe emocję i wymiękam... Jak na to reagować?
Anonymous - 2008-02-29, 18:01

Bliscy i oddaleni
Bo widzisz tu są tacy którzy się kochają
i muszą się spotkać aby się ominąć
bliscy i oddaleni jakby stali w lustrze
piszą do siebie listy gorące i zimne
rozchodzą się jak w śmiechu porzucone kwiaty
by nie wiedzieć do końca czemu tak się stało

są inni co się nawet po ciemku odnajdą
lecz przejdą obok siebie bo nie śmią się spotkać
tak czyści i spokojni jakby śnieg się zaczął
byliby doskonali lecz wad im zabrakło

bliscy boją się być blisko żeby nie być dalej
niektórzy umierają-to znaczy już wiedzą
miłości się nie szuka jest albo jej nie ma
nikt z nas nie jest samotny tylko przez przypadek
są i tacy co się na zawsze kochają
i dopiero dlatego nie mogą być razem
jak bażanty co nigdy nie chodzą parami

można nawet zabłądzić lecz po drugiej stronie
nasze drogi pocięte schodzą się z powrotem.

Ks. Jan Twardowski

Anonymous - 2008-03-06, 13:10

Piękne słowa Ks. Jana przytoczyłaś Olu. Dziękuję. Jakie one prawdziwe...
Anonymous - 2008-03-06, 22:28

olu trafilas w samo sedno
Anonymous - 2008-03-07, 00:22

Duniu , moja kochana , to co Ty piszesz w 100% pokrywa sie z tym co ja czuje .Marna w tym pociecha , ze jest nas wiecej tak cierpiacych na lodowatosc przez nas kochanych mezow . Ja postanowilam wyprowadzic sie z domu razem z dziecmi . Nie w zlosci , czy klotni ,nie zrywajac kontaktu , z mysla o wspolnych swietach , moze wakacjach , bo przeciez sa dzieci .Jeszcze 5 miesiecy pomieszkamy razem , a potem 1200 km odleglosci . Mysle , ze nie wiekszego dystansu jak teraz .Przynajmniej nie bedzie mnie mial okazji odrzucac i wylanczac poza nawias swego zycia . A ja przestane skamlec i prosic o zdzblo uczucia i karmic sie plonna nadzieja .Wyprowadzam sie , aleon daje mi poznac , ze mu jest to obojetne.Prosze Boga , zeby tak nie bylo .Pozdrawiam cie cieplutko
Anonymous - 2008-03-07, 10:07

Ewokrystyno, też o tym myślałam, ale jestem chyba mniej odważa niż Ty niestety. Boję się radykalnej zmiany miejsca , pracy, ludzi. Jeszcze gdyby to tylko o mnie chodziło myślę ,że dałabym radę i nawet myśl o tym jakoś uśmiecha się do mnie, ale mam 16-letnią córkę, która - kiedy nawet żartując o tym wspomniałam - nie chciała w ogóle słyszeć. Ona tutaj ma swój świat. Może gdy pójdzie na studia...ale to najwcześniej za 3 lata. Być może sprawę rozwiąże mój mąż, bo on od kilku tygodni mówi o wyjaździe za granicę, oczywiście (niby) za pieniędzmi, których zawsze nie za dużo, ale wcześniej nigdy nie brał tego pod uwagę. I teraz nie wiem, czy się z tego cieszyć, bo jeśli nie będzie go na miejcu to oddali się (fizycznie) także od niej, czy raczej martwić, bo to myślę ucieczka ode mnie. trzeba chyba popłynąć z prądem. Ewokrystyno będziesz pewnie jeszcze bardziej samotna, chyba że tam gdzie pojedziesz masz bliskie i serdeczne osoby. Ale rację masz na pewno mówiąc, ze mniej będzie bolało Cię nieoglądanie , nieodczuwanie obcości męża. Chciałabym ,zeby ta Twoja ucieczka zmieniła go. Życzę Ci tego z całego serca.
Anonymous - 2008-03-07, 21:49

Duniu , ja mam 1000 nowych spraw do zrobienia w Polsce , 13 lat nie pielegnowanych przyjazni , bo byly one moje , a nie nasze , tyle jest osob potrzebujacych pomocy . Mam zdobyte w niemczech doswiadczenie pracy na cele charytatywne , aktywnie pracuje dla parafii, ucze dzieci z rodzin emigranckich, w przyszla niedziele przygotujemy obiad z ktorego zyski przekazujemy na misje , przeciez jest mnostwo ludzi bardziej poszkodowanych przez los niz my ,ktorzy czekaja na nasza pomoc.Coz jesli ten , komu chcialam dac milosc jej niechce okarze ja innym , ktorzy ja przyjma . tak widze moja dalsza droge .Ja nie uciekam , ja sie przeprowadzam , w kazdej chwili sa dla niego drzwi otwarte.Takze moje serce , ale juz inaczej niz przed 13 laty , madrzej. Ja nie czuje sie samotna jako jednostka spoleczna , ja czuje sie samotna w malzenstwie .Zawierzam Bogu i oddaje sie jego woli.Czego i Tobie zycze. Trzymaj sie i odwagi , Bog jest z Toba!

Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group