Uzdrowienie Małżeństwa :: Forum Pomocy SYCHAR ::
Kryzys małżeński - rozwód czy ratowanie małżeństwa?

Rozwód czy ratowanie małżeństwa? - i znowu nastała zima.... świadectwa raczej nie będzie :((((

Anonymous - 2008-01-06, 01:35
Temat postu: i znowu nastała zima.... świadectwa raczej nie będzie :((((
Jestem załamana :( Jeszcze nie tak dawno pisałam Wam, że u mnie lepiej, że zaczyna być miło, są czułości, piękne smsy, cudowne wieczory i noce.... To wszystko było kłamstwem z jego strony!!!!!!!! Cały czas mnie oszukiwał!!!! To było po raz CZWARTY jak mu znowu zaufalam. Jak można tak igrać czyimiś uczuciami??? Chyba trzeba byc potworem bez wlasnych uczuc, 100% egoistą!!!
Nie wiem czy był w stałym kontakcie z tą dziewczyną, czy odezwali się do siebie przed świętami. W piątek przed Wigilią oświadczył mi nagle, że jedzie na następny dzień do naszego rodzinnego miasta spotkać się z daaaaawno nie widzianym kolegą. Widziałam, że cos kręci, znam już te jego wymówki, mieliśmy poza tym jechać wszyscy razem do mojej mamy przygotowywać wspólnie święta. Zgodziłam się, niech idzie, zaproponowałam, że odwiozę go na tę imprezę i zaczęła się wojna. Zaczął nagle na mnie krzyczeć, że go osaczam, kontroluję, szpieguję i w takim razie nie pójdzie na tę imprezę, tylko pójdzie do swojego brata i rodziców na noc pogadać i odetchnąć. Ja mam najlepiej też sobie gdzieś pójść zabawić się. Uparł się i w sobotę spakował się i poszedł na dworzec, nie chciał jechać z nami samochodem, mimo że jechaliśmy do tego samego miasta! Obiecał, że odpocznie u brata te 2 dni i w Wigilię mam po niego przyjechać i będziemy już razem spędzać święta. Pojechałam jeszcze za nim na dworzec. przekonywałam, że bezsensu jedzie autobusem, żeby jechał z nami samochodem i odwiozę go do jego rodziców ale On zachowywal się, jakby czekał na kogoś, nerwowo się rozglądał, nie chciał mnie przytulić i pocałować, kazał mi jechać i nie czekać aż autobus odjedzie. Wsiadłam do samochodu i poczekałam aż wsiądzie do autobusu i widziałam, że jest wyraźnie wściekły. Poprosił mnie jeszcze abym przez te 2 dni nie pisała i nie dzwoniła do niego bo chce sobie ochłonąć, odpocząć (ode mnie). Uszanowałam jego decyzje, intuicja krzyczała we mnie, że to ma związek z tą dziewczyną, zagłuszałam ją, rodzinie wytłumaczyłam nieobecność mężą, nic nie wiedzieli co się dzieje. Syn cały czas nerwowo wypytywał gdzie jest tata, tłumaczyłam go cały czas. Zadzwoniłam dopiero w Wigilię rano, tak jak się umówiliśmy, nie odebrał telefonu, jego brat też odrzucał moje połączenia (nie wiem dlaczego, zawsze mieliśmy dobry kontakt). po chwili dostałam smsa, w którym mój mąż życzył mi cudownych i wesołych świąt jednocześnie informując mnie, że nie spędzi z nami Wigilii i Sylwestra (mieliśmy w trójkę jechać w góry), że zaraz po świętach składa pozew rozwodowy. Na koniec przesyła całuski dla mnie, syna i mojej rodziny. Niewiele myśląc wsiadłam w samochód i pojechałam do niego, nie chciał ze mną rozmawiać ale z oporami wyszedł przed dom aby jego rodzice nic nie słyszeli i stanowczo stwierdził, że mnie nie kocha, nie wyobraża sobie łamać się ze mną opłatkiem, chce jak najszybciej wziąć rozwód, jestem już wolna i najlepiej jak zacznę układać sobie już teraz życie bez niego itd. Ugiął się i obiecał, że spotka się ze mną w drugi dzień świąt.
Moja rodzina w szoku. Nikt się tego nie spodziewał, dla niech byliśmy wzorem, często mówiono nam, że jesteśmy "nienormalni", że po tylu latach małżeństwa cały czas gruchamy jak gołąbki, że mamy wobec siebie tyle miłości, szacunku itd. Moja mama po raz pierwszy usłyszała jak skarżę się na mojego męża. Nie powiedziałam, że on ma kogoś, powiedziałam tylko, że się pogubił z uczuciami itd. Cały czas mam nadzieję, że może uda się to jeszcze pozlepiać, może on się opamięta więc nie chcę aby moja rodzina miała o nim złe zdanie. Całą Wigilię razem z synem przepłakaliśmy. Syn nie chciał usiąść do Wigilijnego stołu, ryczał tak przeraźliwie, dostał ataku histerii i nie mogliśmy go uspokoić. Mimo, że Mąż nie jest jego rodzonym ojcem to jest dla mojego syna jest jedynym ojcem jakiego uznaje. Udało nam się usiąść wspólnie, łamanie opłatkiem było bardzo bolesne, my wciąż płakaliśmy, cały czas mieliśmy nadzieję, że ten pusty talerz w dniu dzisiejszym nie będzie tylko symboliczny, że może mój Mąż dojedzie do nas... niestety tak się nie stało. W drugi dzień świąt Mąż odwołał spotkanie ale napisałam mu, że skoro nie może to ja przyjadę do jego rodziców. Zgodził się natychmiast. Poszliśmy na spacer, rozmawialiśmy o rzeczach błahych i nieważnych, nie poruszałam tematu naszej przyszłości, dowiedziałam się jednak, że przerwał terapię i nie zamierza jej kontynuować. Widziałam, że spędza ten czas ze mną niechętnie, że najchętniej zakończyłby juz spotkanie. Kiedy się żegnaliśmy podał mi rękę i życzył szczęśliwego nowego roku! Czy to nie obłudne? Razem z synem jeszcze w ten sam dzień pojechaliśmy w góry na sylwestra, na przekór wszystkiemu postanowiliśmy bawić się świetnie i czasmi tak było. Chodząc po górach cały czas myślami byłam jednak przy mężu, zastanawiałam się co dalej ale były też momenty, że patrzyłam na to z dystansu, nabrałam wreszcie apetytu, zasypiałam bez wspomagaczy. Syn często pytał czy Tata napisał smsa, czy zadzwonił a tu cisza, nawet w nowy Rok głupich życzeń nie przesłał, nie zainteresował się co robimy, gdzie jesteśmy. Nie żałuję, że pojechaliśmy bo w domu siedziałabym i tępo wpatrywałabym się w telefon czekając na jego znak. Po powrocie z gór zatrzymałam się jeszcze u mamy, nie miałam ochoty na powrót do domu w tym czasie też nic do mnie nie napisał, nie interesował się gdzie jestem. Do domu wróciłam dopiero dzisiaj, Męża nie było, przyszedł po paru godzinach i jak zobaczył że wróciliśmy bez słowa zaczął się pakować, odpowiedział na moje pytanie, że jedzie do rodziców. Poprosiłam go, aby zajrzał do syna, przywitał się z nim, pogadał chwilę, bo dziecko to bardzo przeżywa, jeszcze nie wie co się dzieje, ale wie, że coś jest nie w porządku. Poświęcił na to niecałe 2 minuty, właściwie był w domu może 10 minut i poleciał. Traktuje mnie obojętnie, jak obcą osobę która mu przeszkadza.
Patrzę na swój telefon, przeglądam jego ostatnie smsy pełne miłości, zapewnień o uczuciu itd. Jeden z jego ostatnich takich smsow mam z 19 grudnia: "Będziemy mieć cudowne święta Kochanie. Całuję Cię bardzo mocno." Czy to był jakiś żart?

Anonymous - 2008-01-06, 01:53

moj maz zachowal sie podobnie pewnego dnia przyszedl do domu i powiedzial ze to koniec jak sie niedawo dowiedzialam zdradzil mnie wtedy
teraz jestesmy w trakcie rozowdu a on ma dziewczyne nr 3 od czasu kiedy pierwszy raz mnie zdradzil
i bylam w szoku wszyscy w okol tez ,zazdroscili nam tak udanego malzenstwa ,ale on nigdy nie powiedzial ,nawet teraz ze sam tez zawinil i zdradzil, winil i wini mnie
wiem jak sie czujesz i mi pomagalo i pomaga jedno modlitwa
modle sie rowniez za niego zeby przejrzal i juz wiecej nie krzywdzil
nie wiem jak mozna zartowac i mowic ze sie kogos kocha
na pewno nie zartowal


Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group