Celem tego forum jest niesienie pomocy małżonkom przeżywającym kryzys na każdym jego etapie (także po rozwodzie i
gdy współmałżonkowie są uwikłani w niesakramentalne związki), którzy chcą ratować swoje sakramentalne małżeństwa
Portal  FAQFAQ  SzukajSzukaj  UżytkownicyUżytkownicy  GrupyGrupy  Chat  StowarzyszenieStowarzyszenie
RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  AlbumAlbum  DownloadDownload  StatystykiStatystyki  PolczatPolczat
 Ogłoszenie 

Poprzedni temat «» Następny temat
Wypisac sie ...
Autor Wiadomość
wabona
[Usunięty]

Wysłany: 2006-10-21, 07:13   

Wojtek, tak czytam i czytam Twoje wypowiedzi, porównuję Twoją sytuację z moją. I zastanawiam się, jak długo jeszcze będziemy tak mieć nadzieję, jak długo będziemy tak walczyć? Do końca życia?
Nie wiem, jak Ty, ale ja czasami mam już po prostu dosyć tego wszystkiego. Rodzi się myśl, żeby się poddać, ale zaraz pojawia się zastanowienie - poddać się i co?
Więc trwam - ale jak długo jeszcze? Wyznaczyłam tak sobie termin - do końca roku, ale nawet nie wiem, co oznacza ten termin - czy potem zapomnę o mężu? Pogubiłam się w tym wszystkim.
Nie lubię niejasnych sytuacji - a taka jest moja i Twoja chyba też. Tylko że ja wiem, że on ma kochankę, u Ciebie jest jeszcze nadzieja...
 
     
zuza
[Usunięty]

Wysłany: 2006-10-21, 07:43   

Wanboma,
A co rozumiesz pod określeniem - poddać się?
Czy przypadkiem nie zrezygnować z czekania na męża i zacząć żyć " swobodniej" ?
Przestać zwracać na niego uwagę?
A to to akurat normalne odczucie- moim zdaniem nie masz powodu do zmartwienia.
Bo życie pędzi do przodu- musimy nadążać.


ps uprzedzam czatujących na niejasne wypowiedzi- rozwodom nadal mówię nie.
 
     
wabona
[Usunięty]

Wysłany: 2006-10-21, 11:15   

Zuza, nie wiem, co to znaczy "poddać się" - jeszcze muszę się nad tym zastanowić. Może właśnie chodzi o to, że przestanę już na niego czekać, że będę dążyć do uregulowań prawnych - nie chodzi mi o rozwód, ale głównie o alimenty.
Wczoraj wieczorem, niestety, byłam zmuszona wysłać do niego sms-a z informacją, że nie mam od niego pieniędzy na dziecko. Teściowa powiedziała, że on już nie będzie płacił, ale ja uważam, że to nie jest w porządku. Denerwuje mnie to, że muszę żebrać o te pieniądze, ale boję się jawnie wyrazić swoją opinię - właśnie temu, żeby go nie zdenerwować, właśnie dlatego, że mam nadzieję. Kiedy poddam się, nie będę tolerować takiego jego zachowania - bo nie będzie mi już zależało na jego powrocie.
To oczywiście teoria, plany - jaka będzie rzeczywistość - sama nie wiem.
 
     
Wojtek_USA
[Usunięty]

Wysłany: 2006-10-23, 03:00   

wanboma napisał/a:
Wojtek, tak czytam i czytam Twoje wypowiedzi, porównuję Twoją sytuację z moją. I zastanawiam się, jak długo jeszcze będziemy tak mieć nadzieję, jak długo będziemy tak walczyć? Do końca życia?
Nie wiem, jak Ty, ale ja czasami mam już po prostu dosyć tego wszystkiego. Rodzi się myśl, żeby się poddać, ale zaraz pojawia się zastanowienie - poddać się i co?
Więc trwam - ale jak długo jeszcze? Wyznaczyłam tak sobie termin - do końca roku, ale nawet nie wiem, co oznacza ten termin - czy potem zapomnę o mężu? Pogubiłam się w tym wszystkim.
Nie lubię niejasnych sytuacji - a taka jest moja i Twoja chyba też. Tylko że ja wiem, że on ma kochankę, u Ciebie jest jeszcze nadzieja...


Czy u mnie jest nadzieja? Naprawde juz nic nie rozumiem, nie wiem, nie umiem sobie jasno wytlumaczyc. Moja zona stwierdzial ze podejmie decyzje za tydzien lub dwa bo niby ja mam tego juz dosyc i Ja naciskam. Pozniej powiedzial ze moze troche dluzej z tym poczeka. Tylko co jesli domyslam sie ze mojej zonie "podoba sie" ktos inny ? Zona stwierdzila ze nawet przez minute nie zalowala swojej decyzji o tym ze mnie zostawila a mnie w takich momentach, jak slysze takie slowa ... w kazdym razie mam ochote poprostu przestac istniec i tyle. Wczoraj kiedy bylem u Niej w duchu modlilem sie o spokoj wewnetrzny, o slowa ktore mam jej powiedziec no i sie chyba posypalem bo na odchodnym powiedzialem ze nie zycze jej zeby poznala odczucia czlowieka ktory kocha i nie jest kochany nic wiecej. Zle zrobilem ? nie mam pojecia byc moze tak
 
     
wabona
[Usunięty]

Wysłany: 2006-10-23, 05:50   

Wojtek, w sumie to co złego powiedziałeś? Podziwiam Ciebie, że pytasz żonę o Was. Ja nie pytam - boję się, żyję nadzieją. Ale już niedługo.
Pisałam już tu, że wyznaczyłam sobie termin do końca roku. Jeśli do tego czasu nie dostanę wezwania do sądu - poproszę męża o rozmowę o nas. Myślałam nad tym swoim terminem - co on znaczy - że poddam się, że zrezygnuję. Nie - zapytam tylko o nas. Zaryzykuję.
 
     
Wojtek_USA
[Usunięty]

Wysłany: 2006-10-29, 06:03   

Moi kochani sam nie wiem jak mam to wszytko napisac co sie wydarzylo ostatnio w moim zyciu. Staram sie, modle sie codziennie za Nas, tak nie za siebie ale za Nas oboje, za Nasze malzenstwo, pytalem nie tak dawno zone czy umawia sie z kims i ... sklamala, Boze co ja takiego zrobilem, dlaczego ? Dzisiaj spedzilismy milo dzien, patrzylem na Nia ... tak mocno Ja kocham i nie moge nawet tego wyrazic, patrze i mysle dlaczego ? Wiem ze wiele razy w zyciu zbladzilem mniej lub bardziej, wiem ze moze jest juz za pozno. Teraz wiem jak bardzo Was to boli kiedy sie dowiadujecie, ja wlasnie to przezywam, nawet nie wiem co teraz napisac, mialem zasiasc do pracy ale zwyczajnie nie dam rady, sily poprostu mnie opuscily, moja zona nawet nie przyznaje sie do tego, ze jest mezatka, poprostu to zataja ale dlaczego jestem powodem do Jej wstydu lub "kula u nogi". Sama przyznaje ze sie zmienilem, ale tak naprawde Ona chyba nie chce odkrywac tych zmian. Ma kolezanke ktora "ciegnie" moja zone w kierunku ode mnie i ja nic na to nie poradze poprostu nic, moge sie tylko przygladac to tak jak by ktos zabieral mi zone, a ja probuje ja zlapac wyciagnieta dlonia, wyciagnieta tak bardzo jak tylko moge ale ... nie moge Jej dosiegnac. Kiedys powiedziala ze nie lubie Jej kolezanki (przyjacilolki) i moze sie myle czasami w osadach, moze jestem niesprawiedliwy ale jak poznalem Ja pierwszy raz poczulem jakis dziwny dystans, a pozniej przekonywalem sie do Niej coraz bardziej bo zawsze staram sie widziec w kims dobro. Naprawde nie wiem dlaczego moja zona ulega takim wplywom, poprostu nie wiem. Czuje poprostu cos nie do opisania slowami, czasami az brakuje czlowiekowi oddechu tak bardzo ze zatanawia sie czy jeszcze ma sens dalsze oddychanie, milosc mojego zycia nie chce Nia byc rezygnuje ze mnie, dlaczego? Wiem ze moja zona mowiac "musze zdecydowac" miala na mysli to o czym dokladnie mowilem "musze wybrac Ty czy inny" zaprzeczala ale, no wlasnie zawsze musi byc jakies ale. Jutro jesli sie nie rozmysli pojdziemy razem do kosciola, Ona nie nosi obraczki ja mojej nie zdejmuje nawet na ulamek sekundy, czasami w kosciele, w pracy, w sklepie, kiedy biegam dotykam Jej kciukiem, mam ten odruch od poczatku Naszego malzenstwa i wtedy zawsze mysle o Nas. Pamietam jak kiedys zapomnialem zabrac obraczki z pracy (musialem Ja zdjac) wiem ze nie powinienem o czym takim zapomniec ale zapomnialem, stalo sie, powiedzialem Jej o tym, i naprawde nie zmruzylem tej nocy oka.
Naprawde nie wiem co mam teraz robic, poprostu nie wiem pewnie tej nocy tez nie bede wiele spal. Wiem ze nic nie moge zrobic, poprostu bezsilnosc, tylko jedno ... pomodlic sie. Mam wrazenie czasami ze tocze jakas walke ze zlem, ktore stara sie mnie opanowac, a ja bronie sie jak tylko moge i bede to robil bo juz nie chce inaczej. Wszystko to co napisalem do zony w przerwach sniadaniwych na kartkach, moje przemyslenia, odczucia, marzenia ... wszystko to poprostu wyrzuce. Mialem nadzieje ze kiedys po latach usiadziemy razem i przeczytamy to co przelalem na papier i chyba nadal we mnie plonie ta nadzieja. Tak sobie mysle czy przysiega malzenska przed oltarzem tak naprawde nie wiele znaczy, czy slowo przysiegam tak sie zuzylo? Czy przysiega to juz jest nic ot poprostu slowa? Dla mnie absolutnie nie, mam przyjaciolki ale wiem moge powiedziec smialo ze na zadna inna nie spojrze tak jak patrze na zone ... z miloscia. To poprostu sie wie, czuje a od mojej zony slysze ze Ona juz nie czuje, pozbyla sie uczuc do mnie czy zatem to jest a raczej byl dla Niej jakis ciezar? Ja juz sam nie wiem czy lepsza jest niewiedza czy wiedza o tym ze kogos ma, juz nie wiem naprawde. Niewiedza powodujeze chcemy wiedziec, zadajemy sobie mnostwo pytan, a wiedza ... coz bol nie do opisania, moze nie tyle fizyczny ile psychiczny. Ja juz nie mam co mowic o mojej milosci bo mam wrazenie ze ponizam sie, ponizam sie mowiac o uczuciach do osoby ktora czuje do mnie tylko litosc nic wiecej.
 
     
wabona
[Usunięty]

Wysłany: 2006-10-29, 06:17   

Wojtek_USA napisał/a:
Niewiedza powodujeze chcemy wiedziec, zadajemy sobie mnostwo pytan,


Właśnie widzę, Wojtek. Ale po co chcesz to wiedzieć? Jak będziesz wiedział to co - przestaniesz ją kochać - nie sądzę; zaczniesz układać życie z inną - też nie sądzę. Myślisz, że jak będziesz coś wiedział, to będzie łatwiej. Absolutnie.
Jesteś w takiej, a nie innej sytuacji - jak większość z nas. Pozostaje tylko to zaakceptować i starać się normalnie żyć - aby nie zwariować.
Wiesz, mój mąż był wczoraj po córeczkę. Prawie się nie odezwał. Bardzo to boli. Ale ja sobie plusy z tego wyciągnęłam. Dlaczego - bo spojrzał na mnie, bo spojrzał na akwarium, które razem kupowaliśmy, bo spojrzał na portret ślubny (cholera, zrobiłam głupotę, bo jego twarz zasłoniłam Modlitwą franciszkańską - ale strasznie boli, jak patrzę na nas szczęśliwych). Cieszę się, że był, że go zobaczyłam, że było spokojnie. To co, że pewnie wieczór i noc spędził z kochanką. Już ta część dnia/nocy mnie nie interesuje.
Wojtku, dostrzegaj pozytywy całej tej sytuacji. Miej świadomość, że nic nie zmienisz, nawet jeśli Twoja miłość jest tak wielka - ona może Ci pomóc jedynie trwać.
 
     
bajka
[Usunięty]

Wysłany: 2006-10-29, 07:55   

[quote="wanboma"]
Wojtek_USA napisał/a:
Miej świadomość, że nic nie zmienisz, nawet jeśli Twoja miłość jest tak wielka - ona może Ci pomóc jedynie trwać.


Tak Wojtku, Ty chciałbyś szybko, już, zaraz... Tak bardzo się zmieniłem, uświadomiłem sobie, ze ją kocham, tracą ja, a nie chce jej tracić... Boże Boze, juz, teraz, zaraz, no dlaczego nie ???? Tak mniej więcej odbieram Twój stan... A byc może będzie tak, że ona nigdy do Ciebie nie wróci. Tego swiadomość też trzeba mieć... i dlatego powinienes pomysleć o sobie i swoim życiu - nie waszym. Módl się o siłę dla siebie, abys potrafił dźwigać ten krzyż...

Piszesz, że nie wiesz co masz robić... To nie szukaj na siłę sposobu na robienie czegoś. Zostaw to. Taka Twoja wiara ???? Nie możesz Bogu oddać ??? Wiem, ze łatwo to pisac, ale czasami osiaga się taki punkt, ze juz nic nie można zrobić. Zajmij się sobą - swoją rpaca, zdrowiem, samopoczuciem. Mysl o sobie.

Ile razy pisaliśmy tutaj, ze najważniejsze to osiągnąć spokój ???? Ty w tej chwili zmieniasz się dla siebie. Wybacz, ale prawda jest taka, że nie wiesz, czy Twoja zona zechce wrócic. Nawet jesli się zmienisz. tego nie wiesz.... Czy naprawde spotykanie się z nią to dbry pomysł ??? Caly czas ja gonisz, ścigasz, a ona być może ogania sie jak od natrętnej muchy (wybacz porownanie). Pisaliśmy, żebys dał jej odetchnąc ???? Zrozum - być może zraniłeś ja tak bardzo, że nie jest w stanie w tej chwili... No jak się pyta męża, czy kocha a ten rzuca, że nie wie... Kurcze... to samo było u mnie - świra potem dostawałam. Mój mąż teraz mnie nie trwai, wiec zeszłam mu z oczu. Niech podejmie tę decyzje SAM, bez nacisku. Bez patrzenia na osobe, którą skrzywdził (świadomosc ta jest), bez patrzenia na załzawione oczy, roztrzęsione ręce. Nie dawaj jej tych notatek, rpzemysleń - jej to teraz NIE OBCHODZI. Rozumiesz ????? teraz o siebie zadbaj.
Wczoraj pewna osoba pisała w boxie, że dostaje kilkadziesiąt smsów dziennie (a nawet w nocy) od faceta, który ją mierzi. I teraz rozumie, co czuł jej mąż, gdy ona zasypywała go smsami. Moze jednak trochę oddechu daj żonie... Musisz z nią iść do tego kościoła ? Liczysz na cud ??? No, moze akurat się stanie... Chcoiaz większe jest prawdopodobieństwo, że "stojąc tam koło niej będziesz blagał Boga izadawał pytanie: Boze Boze tak bardzo ją kocham, spraw abyśm byl irazem" a potem rozejdziecie się, a Ty dzien do końca będziesz miał zepsuty. Bo bdziesz deliberował nad tym, dlaczego ona Cię nie chce skoro się zmieniasz przecież. Nie chce i tyle. Daj spokój jej i sobie. Przestań się zadręczac, wypisywać przemyslenia, rozdrapywac rany.
Ja wiem z własnego doświadczenia, że kontakty z meżem starsznie mnie rozbijały. Jeden telefon i dwa dni z głowy. jedno spotkanie i cła misternie budowana rpzez tydzien równowaga waliła się jak domek z kart. Dlatego przestalam sie spotykać. Po co niby miałam go widywac ? Żeby słyszec to samo ???? I znowu siebie ranić ???
Uwierz - jesli on zechce powieziec m icos waznego - znajdzie mnie. Tak samo z Twoja żoną - jesli jej się domieni - znajdzie Cie na koncu świata !!!

Takiego rozlazlego i roztrzęsionego to ona chyba nie będzie chciała. Daj jej szanse, zeby mogła za Tobą zatęsknić...
Nie wiem, czy to ma sens co napisałam... ale skoro jak dotąd twoje metody nie przynosza skutku, może warto zastosowac inne ????
 
     
wabona
[Usunięty]

Wysłany: 2006-10-29, 08:23   

Słuchaj Wojtek - z tymi sms-ami to o mnie. Wiesz, że bardzo ważny wniosek z tego wyciągnęłam. Dzięki Ci Boże za to. Ktoś na siłę, tak raz dwa chce stać się moim przyjacielem. Tak jak Ty na siłę chcesz, aby żona czuła to, co Ty. Ta osoba twierdzi, że bardzo mnie lubi, że mogę z nią o wszystkim. Ty mówisz żonie, że bardzo ją kochasz, że może z Tobą być szczera itd itp.
Moja reakcja - to budzi moje podejrzenia - przyjacielem, jakim przyjacielem, tak szybko przecież nie można stać się przyjacielem, nie tędy droga. Być może podobnie myśli Twoja żona.
Czy jest jakiś przepis na przyjaźń? Jest. Przede wszystkim trzeba czasu. Wiesz, może i bym z tą osobą się zaprzyjaźniła, naprawdę, ale on to wszystko popsuł, bo chciał tak raz dwa się zaprzyjaźnić. Wiesz co teraz czuję? Nie chcę widzieć tej osoby, źle mi się robi, gdy o nim myślę. A mógł być moim przyjacielem, ale nie wiedział jednego - że do tego trzeba czasu, że trzeba małymi kroczkami, że czasem trzeba się wycofać, że sms-y przez całą noc, a potem z samego rana - denerwują.
I pytanie z jego strony, że nie rozumie, co się stało, przecież chciał dobrze. I Ty, Wojtek nie rozumiesz - przecież chciałeś/chcesz dobrze.
Zrozum, tu już nie ma miejsca na miłość od pierwszego spojrzenia, jedyne, na co możesz liczyć - to przyjaźń. A tu trzeba czasu, trzeba małymi kroczkami, trzeba czasem się wycofać...

[ Dodano: 2006-10-29, 09:25 ]
A w ogóle to polecam "Małego Księcia" - bardzo mądra książka!
 
     
bajka
[Usunięty]

Wysłany: 2006-10-29, 08:26   

wanboma napisał/a:
Zrozum, tu już nie ma miejsca na miłość od pierwszego spojrzenia, jedyne, na co możesz liczyć - to przyjaźń. A tu trzeba czasu, trzeba małymi kroczkami, trzeba czasem się wycofać...


Wanbomka - bardzo mądre, chyba sobie na ścianie to umieszczę, aby codzienie czytać :)
 
     
wabona
[Usunięty]

Wysłany: 2006-10-29, 08:29   

Myślałam - Boże za co jeszcze bieda z tym od sms-ów. Ale Bóg wie, co robi. Wnioski wyciągnięte.
 
     
bajka
[Usunięty]

Wysłany: 2006-10-29, 08:42   

Brawo - dzielna kobietka. O to chodzi Wanboma - o wyciąganie wniosków z tego, co się dzieje w naszym zyciu. Bo jak ktoś tego nie robi - niczego się nie uczy i wciaż te same błędy... Ja teraz gdy znowu wpadnę w "histerię smsową" tez pomyślę o Twojej "przygodzie" :)

PS> ale książkę piszesz ??? bo wiesz, ja chcę to białe... :lol:
 
     
wabona
[Usunięty]

Wysłany: 2006-10-29, 08:44   

Będzie białe. Pamiętam. Historia z sms-owym jeszcze się nie skończyła. Muszę jeszcze coś zdecydować a i tak będę musiała się widywać z sms-owym.
 
     
bajka
[Usunięty]

Wysłany: 2006-10-29, 10:41   

Ale spokojnie pamiętaj: masz wazniejsze problem ydo stersowania się. Kronike mu oddaj i już nie wchodź w nim w bliższe kontakty. Po prost uz ogromnym dystansem, bez zwierzania się, wchdozenia w dyskusje. Z dystansem. Ciekawe czy mu będzie głupio ???[/fade]
 
     
micszpak
[Usunięty]

Wysłany: 2006-10-29, 10:54   

Popieram, popieram 1000 razy i więcej! Atakowany ucieka, smsy, listy itp. odbiera jak zamach na swoją wolność. Nawet życzenia od osoby, od której chce się uwolnić, są dla takiego jak sidła, i wszystkie mowy o przysięgach, i o skrzywdzonych dzieciach!
O tym pisałam przedostatnią bezsenną nocą na forum, bo gdy starałam się skupić podczas modlitwy, wciąż wracał do mnie obraz polowania. Jakby Matka Niebieska zsyłała mi światło - nie o to się modlisz, dziecko. Nie o to się modlisz! A wczoraj czytam, że Wanboma też dostała taki sygnał, żeby zrozumieć DRUGĄ STRONĘ i swoje położenie w tej konstelacji.
Macie rację, dziewczyny, w takim stadium najlepiej się wycofać. I swoje robić z oddali.
W kościele Twoje modlitwy, Wojtku, zostaną wysłuchane, czy będziesz tam sam, czy z nią u boku. A nawet jeśli nie dostaniesz tego, o co prosisz, dostaniesz COŚ INNEGO! Dostaniesz najlepszego Terapeutę, dostaniesz spokój, dostaniesz SIEBIE LEPSZEGO i tę Boską perspektywę zamiast czarnej dziury, w której obijasz się po omacku.
Mona
Jezu, Synu Dawida, zmiłuj się nade mną.
Jezu, Synu Dawida, zmiłuj się nad nami.
Jezu, Synu Dawida, zmiłuj się nad NIMI.
 
     
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz załączać plików na tym forum
Możesz ściągać załączniki na tym forum
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  
Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group
Strona wygenerowana w 0,02 sekundy. Zapytań do SQL: 8