Celem tego forum jest niesienie pomocy małżonkom przeżywającym kryzys na każdym jego etapie (także po rozwodzie i
gdy współmałżonkowie są uwikłani w niesakramentalne związki), którzy chcą ratować swoje sakramentalne małżeństwa
Portal  FAQFAQ  SzukajSzukaj  UżytkownicyUżytkownicy  GrupyGrupy  Chat  StowarzyszenieStowarzyszenie
RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  AlbumAlbum  DownloadDownload  StatystykiStatystyki  PolczatPolczat
 Ogłoszenie 

Poprzedni temat «» Następny temat
Co robić? Ratować małżeństwo czy poddać się?
Autor Wiadomość
zuza
[Usunięty]

Wysłany: 2006-05-02, 09:10   

Hej, głowa do góry. Na szczęscie nasze szczęście nie zależy od pogody. Popada, kwiatki podrosną. A ty sie nie daj. Normalne że musisz się wysmucić.
 
     
wabona
[Usunięty]

Wysłany: 2006-05-03, 07:31   

Dzięki Zuza. Wytrwałam wczoraj. Dziś już mam dzień zaplanowany. Klon nie daje znaku życia. Zastanawiam się, czy on w ogóle istnieje.
 
     
Ari
[Usunięty]

Wysłany: 2006-05-04, 12:31   

Wiataj :-) niewiem co mam radzic bo sam jestem w takiej sytuacji wiesz bo czytalas moj temat ale jedyne co moge Ci doradzic co sam zaczale robic to to ze nigdy sie niepoddawac zyc soim zyciem miec nadzieje i pamietac ze ZAWSZE JEST ZA WCZESNIE ZEBY REZYGNOWAC. Ja wiem ze moja zona w glebi duszy mnie kocha mimotego z jest taka obojetna to cierpi tylko niedaje po sobie poznac powiedziala mi o tym. I czeka potzrbuje czasu na zagojenie sie ran i na przyjazn. Chce sie zemna zaprzyjaznic i to juz jest wielki sukces podejzewam. Najleprzym sposobem tak mi sie wydaje jest niecofanie sie wstecz tylko czekac i zyc tak zeby sie niemeczyc. Wiara czyni cuda zobaczysz ja wieze i niebiore tego co zona mi mowi do siebie, a ostatnio wogle nierozmawiamy o tym bo poco drozyc ten temat. Teraz jeszcze boli ale czas zrobi swoje bo jest naszym sprzymiezencem i pomoze nam czy tego chcemy czy nie. Minie bol, nienawisc i wruci milosc i zaufanie tylko tzrba czasu. Ludzie bladza czasami i trzeba to wiedziec ale predzej czy puzniej wychodza z zakretu na prosta i zaczyna sie wszystko ukladac trzeba w to wiezyc, bo kto w to nieiwezy zawsze bedzie sie meczyl sam ze soba, a to jest niezdrowe dla zwiazku. Przede wszystkim tzreba byc zyczliwym i pod zadnym pozorem nie prowokowac niechcianych sytuacji bo one do niczego dobrego nieprowadza szczegulnie kiedy dzieje sie zle w zwiazku. niepoddawaj sie, ja tez myslalem ze sytuacja jest beznadziejna ale dostrzeglem ze jednak niejest, mimo to ze zona mowi ze nas niema to ja wiem ze jestesmy ale troche na innych zasadach i tzrba dazyc do tego zeby bylo dobrze. Jesli sie kocha to trzeba dac czasu szanse niech nam pomoze, a pomoze wiez mi. Sam siebie niepoznaje tak barzdo sobie zaczalem radzic i wiem ze bedzie dobrze. CZASZ pozdrawiam :-)
 
     
wabona
[Usunięty]

Wysłany: 2006-05-04, 12:38   

Dzięki. Dręczy mnie tylko to, że stanęłam w martwym punkcie. Nie widuję go i martwię się, że on coś robi w tym kierunku, by nasze małżeństwo przestało istnieć - może złożył pozew, może....Już sama nie wiem, co.
 
     
kasia
[Usunięty]

Wysłany: 2006-05-04, 16:45   

Wanboma, zastanówmy się: jaki wpływ masz na to co zrobi Twój mąż? - żaden. Tak więc, dlaczego zajmujesz tym swoją głowę :-? Sprawy, na które wpływu nie mamy oddajemy Bogu. "Jutrzejszy dzień sam o siebie się zatroszczy". Teraz dbaj o swój wizerunek, niech mąż widzi jaki ma skarb blisko siebie. Wiecie co kobiety, przede wszystkim jesteście w fazie podkopanej samooceny, swojej wartości, godności. Zamiast zastanawiać się co tam u "klona" (swoją drogą niebezpiecznie dla Waszych relacji jest pielęgnowanie w umyśle ironicznych, badź ciut złośliwych określeń) zajmijmy się sobą. Wiecie ile spraw jest do dopracowania? Punkt nr 1.Moja wartość - poczucie "zdrowej" pewności siebie, w końcu jesteśmy córkami Króla Królów. Potem nasze obowiązki, począwszy od punktualności (tak wg. siebie troszeczkę piszę)starannego przygotowania posiłków, generalnie - szlifowanie.
 
     
zuza
[Usunięty]

Wysłany: 2006-05-04, 17:54   

Kasiu,
Zgadzam się że teraz mamy wpływ żaden na działania naszych emocjonalnie niedojrzałych mężów. Jednakże moim zdaniem mamy jedynie uszkodzone poczucie godności bowiem sytuacja jaką nam stworzono, mówiąc wprost " uwłacza naszej godności" jako kobiet oraz żon. Nie jest normalna dla przeciętnej kobiety . Ani dla kobiety z żelaza - takimi o ile widzę żadna z nas nie jest.
Mężom w tej chwili jest najprawdopodobniej wszystko jedno czy błyszczymy tak czy siak.
Czy jesteśmy poukładane czy tez rozsypane totalnie.
Dlatego jeżeli chcemy zebrać siły na ewentualną , ewentualną powtarzam, pomoc jednemu bądź drugiemu emocjonalnie niedojrzałemu mężowi pora na egoizm. Przynajmniej odrobinę.
Pora zacząć błyszczeć dla siebie. Pora na pokazywanie mężom tego jak błyszczymy skończyła się wraz z ich decyzjami które spowodowały naszą rozsypkę.

Wnioski powinnyśmy wyciągać - a jakże. Ale wnioski takie które skrócą męki jednej czy drugiej. Ja akurat zawsze byłam bardzo zorganizowana i na tym polu nic nie poprawię.
Wnioskami jakie dotychczas wyciągnęłam są:
1. nadal jestem wierną małżonką ,nadal kocham swojego niedojrzałego emocjonalnie męża , nadal martwie się o niego i mimo krzywdy jaką mi wyrządził mam siłę aby bronić go przed całą rodziną- również jego własną. On tego nie musi wiedzieć. I nie wie bo..
2.nadal uważam że należy być bezinteresownym w dawaniu mimo że dostałam po"łapach".
3. w miłości cofnęłam się z etapu Ty do etapu Ja i uważam że teraz jest taki czas aby myśleć tylko o sobie.
3. staram się podnieś z kolan na które mój niedojrzały emocjonalnie małżonek jednym ruchem ręki mnie powalił.
4. nadal mam poczuie własnej wartości.
I tak myślę że jak na początek innego życia to dużo. Mam podzielną uwagę. Działam na kilku frontach.

A nadzieję w tej chwili należy mieć taką że Bóg pozwoli im zobaczyć że jednak błyszczymy.
Mimo numeru jaki nam wycięli.
 
     
wabona
[Usunięty]

Wysłany: 2006-05-04, 18:11   

Oj, ciężko, ciężko. Ja kiedyś, kiedy miałam czym się pochwalić, zawsze przedstawiałam to mężowi. Dziś, gdy wywołałam zdjęcia naszej córeczki, pierwsza myśl, jak mi przeszła przez umysł, to pokazać je jemu. I nagle: stop - nie ma go przecież. Kupiłam sobie też dziś śliczne spodnie - włożyłam - i znowu - pierwsza myśl - żeby mnie w nich zobaczył - kiedyś widziałam podziw w jego oczach w takich momentach, dziś widzę, że różni potrafią obejrzeć się za mną, schlebić - tylko nie on - a mi nadal zależy na jego opinii, na tym, by błyszczeć dla niego. Niestety, nawet obojętna nie mogę dla niego być - jestem wrogiem nr1.
Nie wiem, co się ze mną dzieje, już było tak dobrze, a tu znowu mnie dopadło. Ale nie dzwonię, nie piszę sms-ów - to tylko ten jeden sukces. Boże, jak ja za nim tęsknię..........
Ostatnio zmieniony przez wabona 2006-05-04, 18:17, w całości zmieniany 1 raz  
 
     
Beata
[Usunięty]

Wysłany: 2006-05-04, 18:13   

Zuza
100 % racji. Ja tak pomyślałam od razu ( już miałam doświadczenie jako recydywistka ) - i od razu pokazałam mu jak mi 'DOBRZE" bez niego. Parę lat wcześniej doprowadziłam się do stanu 48 kg ( 10 kg mniej ). Nie widział ani jednej kropelki łzy- a na dodatek zaczęłam się objadać , 30 dag cukierków na raz itd., bo bałam się ,że schudnę i on to zauważy. Jadłam na siłę, zaczęłąm czytać książki ku jemu zdziwieniu, a garnki leżały. a on nie miał prawa wrzeszczeć. To zrobiło efekt. Codzienny swieży makijaż i uśmiech na siłę. Ponad ludzki wysiłek , a w święta to mu grałam na nerwach , grająć na organach. Ale o dziwo - pochwalił.
 
     
wabona
[Usunięty]

Wysłany: 2006-05-04, 18:16   

Mam jeszcze do Was pytanko: w następnym tygodniu przyjeżdża z Włoch mój cioteczny brat, który jest księdzem. Kiedyś mówił, że porozmawia z moim mężem. Co robić? Tak myślę, że gdy porozmawia, może coś mu uświadomi; z drugiej strony - może to wywoła odwrotne skutki. Może pomyśli, że znowu kogoś angażuję w pomoc i odwróci się jeszcze bardziej. Poradźcie. Nie chcę, aby zepsuło się to, co dotychczas osiągnęłam...
 
     
Mateusz
[Usunięty]

Wysłany: 2006-05-04, 18:17   

Pewnie może porozmawiać, skoro zna się na tym, tylko nie możesz męża do tej rozmowy zmuszać... to musi wyjść w miarę naturalnie.
 
     
wabona
[Usunięty]

Wysłany: 2006-05-05, 12:52   

No, na pewno sama nie zaproponuję, jeśli już, to brat do niego zadzwoni. Ale u mnie od początku zbyt dużo rodziny się mieszało, więc temu nie wiem. I jeszcze jedno - nagrałam homilię o kapitanie - chcę ją mężowi dać. Jak myślicie - jest sens? Co powiedzzieć, dając mu ją?
 
     
kasia
[Usunięty]

Wysłany: 2006-05-05, 12:56   

Wiesz, nagrałam - moim zdaniem - bardzo ciekawą prelekcję. Może miałbyś ochotę posłuchać? Mówisz trzymając to w ręku. Jeśli nie, to ok. Jeśli tak, to ok.
WOLNOŚĆ.
 
     
wabona
[Usunięty]

Wysłany: 2006-05-05, 13:01   

Pewnie tak zrobię, ale znając życie, on powie "NIE", mnie zaś uszy opadną, bo tak bym chciała, by posłuchał. Może jakoś podstępem - ale jak? Już tak pomyślałam, że spytam, czy to nie jego płyta z jakimś kazaniem? Kiedyś mój mąż miał nagrane jakieś kazania, nawet nie pamiętam dokładnie kogo - były piękne. Może by na to się nabrał. Albo powiem, że nagrałam kazanie tego księdza, którego kiedyś miał nauki. Czy takie kłamstwo mi ujdzie? :evil:
 
     
Anula
[Usunięty]

Wysłany: 2006-05-05, 13:13   

Kasiu , Ty tak pieknie piszesz o tej wolności ..jak ją stosowac na codzień . Czasem zapominamy jak to ma byc wg Dobsona . Przypominaj nam , przypominaj . Odświeżaj naszą pamięć .
 
     
wabona
[Usunięty]

Wysłany: 2006-05-05, 18:50   

Najgorsze jest to, że tak naprawdę, dla większości z nas WOLNOŚĆ=bycie z nim. Tak byśmy chciały być szczęśliwe w małżeństwie, tak byśmy chciały już w nim urzeczywistniać Dobsona, ale nasi panowie, niestety, nie dają nam tej szansy..........
 
     
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz załączać plików na tym forum
Możesz ściągać załączniki na tym forum
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  
Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group
Strona wygenerowana w 0,01 sekundy. Zapytań do SQL: 8