Celem tego forum jest niesienie pomocy małżonkom przeżywającym kryzys na każdym jego etapie (także po rozwodzie i
gdy współmałżonkowie są uwikłani w niesakramentalne związki), którzy chcą ratować swoje sakramentalne małżeństwa
Portal  FAQFAQ  SzukajSzukaj  UżytkownicyUżytkownicy  GrupyGrupy  Chat  StowarzyszenieStowarzyszenie
RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  AlbumAlbum  DownloadDownload  StatystykiStatystyki  PolczatPolczat
 Ogłoszenie 

Poprzedni temat «» Następny temat
Co robić? Ratować małżeństwo czy poddać się?
Autor Wiadomość
wabona
[Usunięty]

  Wysłany: 2006-04-29, 06:21   Co robić? Ratować małżeństwo czy poddać się?

:roll:
Ostatnio zmieniony przez wabona 2006-11-11, 14:35, w całości zmieniany 1 raz  
 
     
zuza
[Usunięty]

Wysłany: 2006-04-29, 07:39   

Strasznie dużo tej rodziny między Wami. Może gdybyście byli sami byłoby inaczej już od początku- a tak ciągłe zależności. Chyba razem się raniliście. Po równo.
U mnie "swego czasu" pomagałay rozmowy.
Pomyśl - może masz jeszcze możliwość porozmawiać- SPOKOJNIE i na osobności. Bez namawiania jednego czy drugiego przez waszych członków rodziny. Tylko jak chcesz pomóc mężowi to sama musisz zebrać się "do kupy" dziewczyno bo nie dasz rady. Jeżeli on ( jeśli widzisz to) nie jest gotowy do spokojnej rozmowy to chyba przestań go (przytłaczać- bo tak to się nazywa) prosić o rozmowę, chodzić w miejsca gdzie bywa. Nie chodź z dzieckiem bo szkoda psychiki dziecka. Dla dzieciaczka są to prawie ( to moje zdanie) nieodwracalne szkody . W tej małej główce jak coś takiego się zatrzyma to chyba pozostanie już zawsze. Jesteś młoda i przedsiębiorcza.
Daj czasowi działać. Wykorzystaj ten czas dla siebie i dziecka. Zbieraj siły dziewczyno żebyś mogła funkcjonować bez lekarstw.(jeśli bierzesz jakieśl eki)
Proponuję ( jeżeli jest to choć trochę możliwe) odseparuj się od męża. On też- jak widać z twojego postu jest kompletnie pogubiony. Ten związek z małolatą to chyba jakaś ucieczka. Nic teraz chyba nie zadziałasz bo do miłości i generalnie tego typu uczuć nie można zmusić na siłę ani namówić nikogo.
Wykształcenie wykształceniem ale miłość jednakowo traktuje wszystkich- i górników i ministrów.
Ustabilizuj choć trochę- jak się da,swoje życie . Zbieraj siły- jak chcesz walczyć o męża i rodzinę - te siły będą ci potrzebne. Jak uda ci się choć trochę - to pierwszą małą walkę na drodze do naprawy już wygrałaś. Rodzina jest pomocna- to dobrze. Ale ich zdania raczej nie należy specjalnie brać pod uwagę.
We własnym sercu powinnaś przeprowadzać bilans waszego związku i oceniać- co będzie dobre a co gorsze.
Glowa do góry.
Ale proszę cię- zacznij od własnego zdrowia. I jeszcze jedno- wiem że to trudno- ale decyzje podejmowane pod wpływem emocje zazwyczaj okazują się gorsze od tych które podejmujemy na spokojnie.
Trzymaj się.
 
     
wabona
[Usunięty]

Wysłany: 2006-04-29, 07:57   

Dzięki Zuza. Naprawdę miłe słowa wsparcia. Wiem, emocje u mnie zawsze brały górę. Mówiłam, co mi ślina na język przyniosła, a on przyjmował to do serca. Próbuję dać mu spokój, sobie...Już czwarty dzień :lol: nie odzywam się do niego, nie piszę sms-ów, nie szukam go po całym mieście..
Dzięki. Naprawdę...
 
     
zuza
[Usunięty]

Wysłany: 2006-04-29, 08:05   

Kobieto,
To ty silna jesteś- cztery dni to dużo życia. Trzymaj tak dalej. Ja wiem po sobie ile to jest te kilka dni. Właśnie robię tak samo. Tylko sytuacja troszkę inna.
Tu na forum z prawego boku są fragmenty książki Miłośc wymaga stanowczoświ. Dobsona. Poczytaj- będzie ci łatwiej zrozumieć jakim paradoksem jest to że trzeba uciekać aby dać szansę na powrót. I nie można rozmawiać jak widać że rozmowa przynosi odwrotny skutek. Trzeba uciekać i zbierać siły. To jest dopiero początek. Jak chcesz zwiększyć szanse powodzenia- trzeba kontrolować się i sytuacje.
I oczywiście nikt nie zagwarantuje że będzie dobrze tzn. że wróci. Ale dobrze będzie. My też się liczymy i nasze dzieci też. Takie falowanie- raz góra raz dół zdarza się jak widać na przykładach życia wszystkich forumowiczów.
Trzymaj się, daj czasowi działać- jego upływ też pomaga. Stawaj się silna- może to też pomoże mężowi. Bo że pomoże tobie to wiadomo.
 
     
zuza
[Usunięty]

Wysłany: 2006-04-29, 08:25   

Też schudłam.
Teraz właśnie się tuczę bo zanim schudłam to wyglądałam akurat normalnie. Więc na zdrowie mojemu wyglądowi to nie wyszlo.
Wczoraj przeczytałam że naprawa (zazwyczaj ) trwa czasowo proporcjonalnie do czasu psucia. Jestem duchowo ( tak mi się wydaje i wolę nie sprawdzać) przygotowana na następne miesiące bujania ( karuzele zawsze omijałam bo miałam wymioty).
Ale trzeba zdać sobie sprawę z sytuacji. TO POMAGA.
To co mąż teraz opowiada jest właśnie opowiadane pod wpływem emocji. No to je wyciszmy. U siebie możemy same. U niego- ew. można pomóc swoim zachowaniem.
Glowa do góry. Planuj te kilka dni dla siebie i dziecka. W domu zwyczaje powinny być niezmienne. Trwać i w ten sposób stworzysz dziecku komfort poczucia bezpieczeństwa. Nie zmieniaj obowiązków bo się dzieciak pogubi. A mąż- niech siedzi w jaskini. I nawet jak chce podyskutować to ja bym powiedziała- nie chcę bo nie jestem gotowa.
Ale finansami zająć się trzeba. I tu już chyba ty sama będziesz wiedziała jak. Jakoś sprytnie- żeby utrzymać wrażenie odsunięcia.
 
     
kasia
[Usunięty]

Wysłany: 2006-04-29, 09:29   

Droga Wanboma. Historia waszego wspólnego życia opisana po krótce pokazuje Twoje szkolenie męża, spełnianie Twoich planów. Ciągnięcie za uszy do nauki, kolejnych egzaminów, błaganie o dziecko, prośby o powrót. Mężczyzna ma potrzebę czucia się potrzebnym, ma potrzebę zdobywania. Jak zawsze uzdrowienie zaczynamy od siebie. Zastanów się gdzie zawiniłaś, tak z ręką na sercu. Twój mąż mógł poczuć się paradoksalnie - niekochany i niedoceniany. Tak jak małe dziecko - samych wymagań i musztry nie wytrzyma. Dochodzi zdrada...Czy kochałaś go i akceptowałaś takiego repetującego kolejną klasę w podstawówce, nie mającego ambicji piąć się wyżej. Na pewno tak, tylko chciałaś, żeby dalej się rozwijał. On mógł to odczuć jako brak akceptacji. Czasem jak okazuje się wielką miłość i nie pcha na siłę w jakimś kierunku, osoba w sposób bardziej świadomy i odpowiedzialny sama odczuwa chęć do bycia coraz lepszym. Czas na refleksję. Czas na działanie Boga i wyełnianie Jego woli.
Pozdrawiam.
 
     
wabona
[Usunięty]

Wysłany: 2006-04-29, 14:09   

Dzięki Zuza, dzięki Kasia. Ja doskonale wiem, że popełniałam błędy, aż sama się dziwię, że mogłam tak się zachowywać. Ale zmieniłam się i chciałabym jeszcze malutką szansę dostać...Kiedy mówiłam mu, że go kocham, powiedział, że go to jeszcze bardziej drażni, że nie wierzy. Przecież gdybym go nie kochała, dałabym sobie spokój...Boję się tego długiego weekendu. Narazie nie odzywam się do niego, ale nie gwarantuję, że tak siedząc i myśląc, że jest z nią, że spędzają miło czas, nie zrobię głupstwa. Kiedyś z utęsknieniem czekaliśmy na takie wolne dni, teraz ja się boję....
 
     
wabona
[Usunięty]

Wysłany: 2006-05-01, 07:19   

Witam dziewczyny - długi weekend sobie płynie, a ja jakoś daję radę. wciąż się modlę i jakoś funkcjonuję. I Wy tak trzymajcie. Aha, wczoraj byłam z córeczką w cyrku, było mnóstwo tatusiów i rodzin, a ja nawet przez moment nie poczułam się źle, że my bez taty. Polecam Wam modlitwę o cud z tej stronki. Jest wspaniała - ja już widzę efekty!!!
 
     
zuza
[Usunięty]

Wysłany: 2006-05-01, 16:32   

Wanboma,
Gdzieś tam czytałam że teraz ( być może) mąż traktuje żonę jak wroga. Z powodu: poczucia winy, z powodu sumienia- bo ono dokucza, z braku możliwości dokonania jasnej oceny sytuacji itd.itp.). A ponieważ dziecko jest z "wrogiem" i pod jego opieką to ma wybór- uciec od wroga lub przebywać z wrogiem. Chyba to jest powód że taki "popsuty" tatuś dochodzi do najprostszego wniosku- krótkie wizyty u dziecka. I nie musi to oznaczać że przestał je kochać. Boi się wroga . I tyle.
 
     
wabona
[Usunięty]

Wysłany: 2006-05-01, 17:34   

Ty Zuza to jesteś mądra!!! Ja przedtem zabiegałam o wizyty jego u dziecka. Teraz przestałam. Moja przyjaciółka - też mądra osoba, powiedziała, że to przecież on na tym traci. Chyba ma rację. Ty też. Ale to może ma i dobre strony - skoro tak mają się objawiać wyrzuty sumienia. Zuza, poradź mi jescze - ja tak dawno nie widziałam męża - 6 dni. Jeśli da znak życia, jak mam zareagować? Udawać obrażoną, nie mówić nic? Boję się spotkania, bo kiedy ostatnio go widziałam, powiedział, że przyjedzie wieczorem, byśmy wspólnie napisali pozew. Nie przyjechał wtedy. Już tak sobie pomyślałam, że powiem, że jeszcze chcę psychicznie się "ustatkować", to wtedy, ale już sama nie wiem, co robić
 
     
zuza
[Usunięty]

Wysłany: 2006-05-01, 17:53   

Hola, hola,
Ja sobie gdybam. Tak naprawdę to tylko twój mąż wie. Albo i nie. Powiem tak- gdyby mój wyjechał z taką propozycją odpowiedziałabym: możesz przyjechać do dziecka. Tęskni. A pozew pisz sobie sam. Ja rozwodu nie chcę.
No bo ja akurat nie chcę się rozwodzić. Ty jak pamiętam- też jeszcze nie.
I głowa do góry- to akurat wiem. Jak cię brał za żonę to mialaś swoje zdanie, współdecydowałaś. Przypomnij sobie o tym. Nie błagaj tylko stanowczo zaprezentuj swoje opinie w danym temacie. I nie daj się wciągać w rozmowy rozwodowe. Nawet nie daj się wciągać w żale i biadolenie. Pobiadolić możesz tu- na forum. On tego wiedzieć i widzieć nie musi i nie powinien. Może to będzie jakaś odmiana.
 
     
wabona
[Usunięty]

Wysłany: 2006-05-01, 18:10   

Ale to gdybanie daje mi nadzieję. Tylko boję się, że gdy go zobaczę, moja nadzieja pryśnie, do tego, jeśli powie mi na powitanie "coś miłego", pewnie znów się poddam....
 
     
zuza
[Usunięty]

Wysłany: 2006-05-01, 18:27   

Toż właśnie tłumaczę. Ale najpierw przypomnienie. NIE NALEŻY TERAZ ZBYTNIO SŁUCHAĆ CO MÓWI BO MA MAŁE MOŻLIWOŚCI SKŁADNEGO I LOGICZNEGO ANALIZOWANIA SYTUACJI. BRONI SIĘ- SAM SOBIE ZROBIŁ WROGA I Z NIM WALCZY.
I dlatego tłumaczę- nie dawaj się wciągać w żadne dyskusje poza sprawami dotyczącymi organizacji życia dziecka, rachunki itp. Ucinaj rozmowy tego typu w zarodku. Jak ci cos walnie na przywitanie to uśmiechnij się słodko i powiedz- miły jesteś albo - też cię kocham I tyle. Bez pretensji , kłótni , łez i żalu. Zaskocz go tym. Jeśli zawsze widział że wyprowadza cię tym z równowagi- to go zaskocz klona jednego. Daje się to zrobić. Wyobraź sobie że stoisz obok a on gada do obcej osoby. Albo wyłącz zmysł słuchu. Kiedyś jak dzieciaczek ci podrośnie nauszysz się stopować słuchanie bo można zgłupieć- przynajmnie moje dzieciaczki to czasami mogą spowodować.
Głowa do góry. Niech sobie gada. O ile pamiętam gada ci już tak dość długo.
Może chce twoimi rękami załatwić sprawę. To musisz się trzymać. Tak na początek dla samej siebie. Ty akurat jesteś tego warta. I nie ze wględu na kremy Loreal'a.
 
     
Beata
[Usunięty]

Wysłany: 2006-05-01, 18:51   

Według mnie Twój mąż tak naprawdę nie chce rozwodu. Za dużo mówi, o tych pozwach. On ma zaburzoną wiarę w Twoje uczucia. Sama pisałaś, że mówi Ci ,że nie wierzy w Twoje uczucia. Być może to jest też zródłem kryzysu. Powinnaś mu mówić o tym ,ze go kochasz. I tak jak radzi Zuza - bądż stanowcza, aczkolwiek kochająca i pod żadnym pretekstem nie wyrażąj chęci na rozmowę o rozwodzie. On tego nie zrobi. Gdyby tak naprawdę chciał to - zwykle małżonkowie zanoszą pozwy po cichu- i w nieoczekiwanym momencie pojawia się wezwanie do sądu.
 
     
wabona
[Usunięty]

Wysłany: 2006-05-02, 09:07   

Boję się - on siódmy dzień się nie odzywa. A może już złożył sam ten pozew? Tak bardzo mi źle - pogoda "pod psem", pada deszcz, nie mam siły...
 
     
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz załączać plików na tym forum
Możesz ściągać załączniki na tym forum
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  
Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group
Strona wygenerowana w 0,02 sekundy. Zapytań do SQL: 10