Celem tego forum jest niesienie pomocy małżonkom przeżywającym kryzys na każdym jego etapie (także po rozwodzie i
gdy współmałżonkowie są uwikłani w niesakramentalne związki), którzy chcą ratować swoje sakramentalne małżeństwa
Portal  FAQFAQ  SzukajSzukaj  UżytkownicyUżytkownicy  GrupyGrupy  Chat  StowarzyszenieStowarzyszenie
RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  AlbumAlbum  DownloadDownload  StatystykiStatystyki  PolczatPolczat
 Ogłoszenie 

Poprzedni temat «» Następny temat
Przesunięty przez: administrator
2007-04-13, 09:20
Kiedy przyjdzie zaufanie?
Autor Wiadomość
Tosia
[Usunięty]

Wysłany: 2006-07-26, 19:15   Kiedy przyjdzie zaufanie?

Pytanie moze do psychologa- Blekitnej, ale moze do kazdego z Was?

Wlasnie, jestesmy razem, minelo juz 7 m-cy, a ja dalej nie mam zaufania, nawet nie pytam co robi, jak mam watpliwosci, bo nie wierze w zadne jego slowo.
Wyglada to tak jakbym zyla przeszloscia, analizuje zdarzenia i porownuje, a nie chce tego, podobne sytuacje, ktore maja miejsce teraz sa brane jako zapowiedz najgorszego, wiec czekam (nie wiem, na co), nie jestem soba, udaje, ze mnie nic nie dreczy, bo nie chce mu sie zwierzac z moich lekow. Wiec chociaz tutaj sie wygadam, nie moge dusic w sobie strachu.
Czekanie na powrot meza/zony jest straszne, ale mnie ta niepwenosc "zabija".
wyszlam z zalozenia, ze co ma byc to bedzie i moje pytanie i jego odpowiedzi na nie moga byc klamstwem i nic nie zmienia, wiec nie pytam i kolo sie zamyka. Wtedy wszsytko wyczulam, choc to dzialo sie na odleglosc (delegacje z pracy) i mowilam, ze cos sie zmienil to zaprzeczal i jeszcze sie na mnie denerwowal, nie chce znow przez cos takiego przechodzic, czasem mysle, ze to co teraz mysle, ze on cos kombinuje znowu, to sa moje urojenia, leki, a potem znowu mysle, ze znowu mam przeczucia.
Przez to, co mi zrobil nawet nie potrafie odczytac wlasnych uczuc, to straszne, kiedys sobie z tym doskonale radzilam, teraz groch z kapusta. Brzydze sie klamstwami, a on tak pieknie to robil, z taka precyzja, wiec moze znow? Potrafil, czy jest w ogole szansa, ze sie zmienil, jest niby lepszy, dba o mnie, wtedy nie dbal, ale tak jakby jego zapal ostygl, moze przepracowany, a moze ma dolek (on???), a moze znowu zawarl jakas znajomosc?
Nie moge zniesc tych mysli, wydaje sie, ze powrot zalatwia wszsytko, niestety nie zalatwia. Zwlaszcza, gdy nie ma sie meza przy sobie, a jest w pracy daleko.
 
     
wabona
[Usunięty]

Wysłany: 2006-07-26, 20:57   

Tosiu, nie możesz tak żyć. Na pewno, będąc sama, nauczyłaś się żyć dla siebie, robić coś, co Ci sprawiało przyjemność. Rób to dalej, nie myśl, bo wykończysz się.
Nie możesz znowu przypuszczać, że dzieje się coś złego. Znowu chyba potrzebny jakiś czas - może nawet nie dla Ciebie, ale dla niego, by się otworzył przed Tobą, by przekonał Cię, że będzie dobrze.
Ja uczę się żyć bez męża, organizować sobie czas, robić to, na co mam ochotę. ty też to musisz, bo znów coraz bardziej swe szczęście uzależniasz od niego, a to nie tak. ty musisz być szczęśliwa sama dla siebie.
Może mylę się, bo chyba nigdy nie będę na takim etapie, więc nie wiem, jak to jest. Choć wcześniej mój mąż też odchodził, a potem wracał. Wrócił jednak, by zaraz się wpakować w romans, który trwa i się rozwija. Ja jednak wtedy wielu rzeczy nie rozumiałam, ale on mi nawet nie dał czasu na zrozumienie. Miesiąc po powrocie zdradził mnie. Ale to już od początku było wiadome, że nie wyjdzie. Mówił, że wrócił tylko dla dziecka, nie spał ze mną, nie starał się, by coś z tego wyszło. A ja coraz bardziej naciskałam. Gdybym tego nie robiła, też by nie wyszło, bo już wtedy była ona. Jeśli Twój mąż wrócił dla Ciebie, to powinno się udać. Może przeanalizuj jeszcze raz Dobsona.
 
     
Tosia
[Usunięty]

Wysłany: 2006-07-26, 21:36   

Zdaje sobie sprawe ze swego uzaleznienia, moj maz byl dla mnie zawsze silnym narkotykiem, od niego uzaleznialam swoje samopoczucie, "dzieki" kryzysowi przeszlam przyspieszony kurs samodzielnosci, malymi kroczkami, wiem, ze tak trzeba dla siebie, aby maz nie byl pepkiem swiata, ale ciezko wyjsc z kokonu i zamienic sie w motyla.
Pocieszmy sie tym, ze zaden postep nie nastepuje szybko, ale wolno.
Wiem, ze nie POWINNO sie uzalezniac samopoczucia od drugiej osoby. CIEZKO to zastosowac.
 
     
Elaka
[Usunięty]

Wysłany: 2006-07-27, 08:19   

Tosia, to bardzo ciekawy temat. Ja też mam takie lęki, że coś okropnego. On nie chce już rozmawiać o tym co było, a ja bym chciała wiedzieć co robił w tym okresie dzień po dniu. Twierdzi, że nie zdradził. A jak mu mówię o moich lękach, a nawet negatywnej wyobraźni to bagatelizuje to. Również jest bardzo przepracowany i w związku z tym z jego strony nie widzę zbytniego zaangażowania w odradzanie związku, jest tak jak było przed kryzysem, bez euforii z jego strony. Wiem również, że się trochę uniezależniłam. Nie mam wyrzutów sumienia, jak gdzieś sama wychodzę i chcę tego. Nie wymagam i nie potrzebuję spędzania wolnego czasu w 100% razem - a tak kiedyś było. Ale zaufania nie mam. Tak patrzę czasem w te piękne czarne oczy i myślę sobie: "Czym Ty facet mnie jeszcze zaskoczysz?". Ale z drugiej strony cieszy mnie to uniezależnienie, spadły mi te różowe okulary - to dobry efekt kryzysu. Zaś brak zaufania to rana na duszy - i też jestem ciekawa czy da się to wyleczyć, bo męczy potwornie.
 
     
Anula
[Usunięty]

Wysłany: 2006-07-27, 09:25   

Elu a po co Ty chcesz wiedzieć co Twój maż robił "w tym czasie " dzień po dniu ? Do czego ma Ci posłużyć ta wiedza ? Czy do tego by analizować i rozmnażać swoje lęki ? Przecież to już było . BYŁO . A najważniejsze jest to TERAZ , to co JEST .

A swoją drogą to ja osobiscie Was podziwiam kobiety . Ja czekam na swojego meża , chciałabym by poczuł do mnie znowu jakieś uczucie na ktorym moznaby zbudowac przyszłosć , ale ...
No właśnie , jak blizej się przyjrzałam swoim uczuciom to stwierdzam że : nie jestem gotowa by go przyjąć z powrotem . Trwa to już 9 miesięcy a im dłużej tym gorzej dla mnie . Gdyby on teraz zechciał to ja niestety chyba nie . Pomimo że go kocham . Po prostu te lęki o którycch Wy piszecie u mnie są już teraz co uniemożliwia wszystko !
 
     
Tosia
[Usunięty]

Wysłany: 2006-07-27, 09:42   

Anula modl sie o gotowosc przyjecia meza, jesli wroci, o przebaczenie, sami nie jestesmy w stanie, ale z Boza pomoca tak.
Tez nie potrafilam mu wybaczyc, kiedy zapytal, czy jest szansa, powiedzialam tylko TAK, ale sie wystraszylam, bo zrozumialam, ze mu nie potrafie wybaczyc, nie chce, modlilam sie cala msze o laske (poniewaz zapytal w niedziele, w piatek pytal o rozwod)), potem wszsytko potoczylo sie szybko (i dobrze), zapadla decyzja, ze wraca do domu i zwiazek budowalismy juz na miejscu, dzis wiem, ze gdyby bylo wolno (rozmowy, dyskusje) to byloby wiecej watpliwosci, strachow, wahania. moze przez to, ze rozmyslasz o tym, utwierdzasz sie w swym przekonaniu, jakie sa nasze mysli, takie czyny, a w rzeczywsitosci bedzie inaczej. I tego Ci zycze.

Elaka niufnosc to jak wrzod, zatruwa zycie, ale wiedza o przeszlosci zatruje Ci zycie przyszle, im wiecej bedziesz wiedziec, tym gorzej, ta wiedza nie buduje, ale rujnuje, wraca jak echo. Jedno sie dowiedzialam i wiecej nie chcialam, a i tak o jedno za duzo. Uwierz.
 
     
Anula
[Usunięty]

Wysłany: 2006-07-27, 09:53   

Tosiu , był taki moment w maju że byłam gotowa do takiego pojednania / to przebaczenie było w moim sercu / ale on nie był pomimo iż zapowiedział ze wróci . Zrobił nadzieje i zwiał , zrezygnował , wycofał się . Potem nastąpiły kolejne bóle, nowe rany i tak teraz mam że nie jestem ja gotowa .
Modlę się ale czasami tak mam, że nie wiem już o co się modlić ... / o moje przebaczenie , o jego wewnętrzne uzdrowienie , o siłę do wtrwania w tej naszej małzeńskiej decyzji... ? /
więc modlę sie już bez konkretnych próśb /Ty Panie wiesz czego mi potrzeba / .

Ale podzielam Twoje zdanie , że LEPIEJ NIE WIEDZIEĆ pewnych rzeczy .
Elu , nie pytaj męża o PRZESZŁOSĆ bo to nie ma sensu . NAJWAŻNIEJSZE że teraz coś budujecie .
 
     
MajkaB
[Usunięty]

Wysłany: 2006-07-27, 10:09   

Cześć dziewczyny.
Dawno się nie odzywałam chociaż cały czas śledzę co dzieje się na forum.Bo tak się z Wami zżyłam i cały czas mam nadzieję ,ze wreszcie wszystkim się uda poukładać swoje życie.
Ela po co CI te wiadomości z ich wspólnego życia.Ja z z własnego doswiadczenia wiem jak potem strasznie się żyje z tą wiedzą.Też chciałam wiedzieć co robili,gdzie bywali,z kim się spotykali(chodzi o jej grono znajomych).Mąż grzecznie odpowiedał mi na każde pytanie.A teraz ja mam z tym problem bo nie chcę chodzić w te miejsca gdzie oni bywali i spędzali czas.Takie świadome wrzucenie sobie tych informacji na plecy może spowodować ,że będziesz miała problem aby wstać a potem to jeszcze dźwigać.Radzę CI nie dopytuj się i staraj nie wracac do przeszłości.Daj mu trochę czasu aby on nie poczuł się ,ze znowu dusi się w małżeństwie.
Tak jak napisałaś trzeba żyć swoim życiem ,nie uwieszać się im na szyję bo uzależnienie emocjonalne od naszych partnerów tylko oddala ich od nas.
A jeżeli chodzi o zaufanie to ten proces odbudowy trwa miesiącami a nawet latami.U mnie idzie to strasznie ciężko.Powiem ,że z tym nie ruszyłam wogóle do przodu.Pani psycholog powiedziała mi ,że do tego potrzebny jest czas,dużo czasu i że będziemy nad tym pracować,ale przychodzi to z wielkim oporem.Każdy gest ,telefon ,późniejsze przyjście z pracy już nakręca moją wyobrażnię.Niestety to jest silniejsze ode mnie i czasem nie kontroluję swojego zachowania choć staram się .
Anula ma uzasadnione obawy odbudowy związku po zdradzie i tak długiej rozłące.Czasem ja zastanawiam się czy było warto mimo ,że kocham.Po zdradzie próba odbudowy małżeństwa jest strasznie trudna i myślę,ze jeżeli jest możliwosć skorzystania z pomocy psychologa to trzeba z tego skorzystać .Najlepiej jak partner zgodzi się bez przymusu na terapię a jeżeli nie to powinno się to zrobić dla siebie.Ja widzę u siebie ile pracy mnie jeszcze czeka z psychologiem abym mogła powiedzieć,że już jestem po kryzysie.Bo oprócz pracy nad zdradą trzeba zastanowić się co mogło spowodować tę sytuację,jak wyglądało i układało się między nami przed zdradą.
 
     
Elaka
[Usunięty]

Wysłany: 2006-07-27, 10:27   

Oj dziewczyny, w teorii wszystkie jesteśmy mocne. Macie rację! Ja wiem, że nie należy wypytywać, a ja jakaś masochistka jestem. Tak bardzo czekałam na jego powrót (mieszkaliśmy razem, ale osobno) i obiecywałam sobie, że będę zyć tylko teraźniejszością, ale to wraca jak bumerang. Mi się wydaje, że jakby sie wsyzstko wyjaśniło, powiedział całą prawdę byłoby łatwiej, jaśniej. Ale z Waszych doświadczeń wynika że nie. Choć chcę wierzyć że nie zdradził, to powątpiewam jednocześnie. Cóż, muszę przestać przebąkiwać o tym.
A ja też już mam takie myśli, czy warto było, choć u mnie od powrotu minęło zaledwie 13 dni!!! Wszystko chrzani ta praca, a może i pracoholizm? Chyba przeprowadzimy się w Bieszczady ;-) .
 
     
Tosia
[Usunięty]

Wysłany: 2006-07-27, 10:33   

Elaka poczatki sa zawsze trudne, jak wspomne moje, nie wiem skad bralam na to sily, bo moj maz psychicznie zostawial mnie wiele razy i uciekal do matki, ale wzielam to na przeczekanie, przeciez mial taka wode zrobiona z mozgu, ze bylam nastawiona na to, i dalam sobie czas. Gdyby sie nie zmienil, bym zalowala, a teraz boje sie przyszlosci do tego stopnia, ze mysli i ucuzica wymykaja mi sie spod kontroli, najgorsze jest to, ze nie chce mu zaufac, bo boje sie porazki, wiec mzoe stad ten pancerz, ale ciezko tak zyc z nim i dalej budowac, nie chce takiego zycia, bez zaufania.
 
     
Anula
[Usunięty]

Wysłany: 2006-07-27, 10:50   

Tosiu ja myślę ,że to zaufanie przyjdzie
tylko na to potrzeba czasu i sytuacji , które to zaufanie niejako w Tobie wyrobią .
Jak inaczej się o tym przekonać ? Wydaje mi się że właśnie wtedy gdy stanie się przed wyborem a ten wybór potwierdzi nasze oczekiwanie . Tylko w życiu nie wystarczy jeden - ich potrzeba mnóstwo ! Trzeba więc i czasu ...
 
     
Mirela
[Usunięty]

Wysłany: 2006-07-27, 15:45   

Zaufanie wymaga pracy z obu stron.
Napisze przykład może banalny, ale wiem ,że działa.
Ja poprostu mężowi powiedziałam ,że nie wierze, że mam ciągle myśli które przeszkadzają w naszych relacjach , bo sytuacje i reakcje na nie sie powtarzają. A ponieważ jest to rezultat jego nałogu i kłamstw wiec ,jesli chce zeby było ok. to niech poprostu stara sie potwierdzac , upewniać mnie przez taki czas jaki jest nam to potrzebne. I np. jeżeli coś kupi i weźmie pieniądze to ma sie rozliczyc( dla alkoholika to trudne). To moze rzeczywiście nienajlepsze porównanie, ale chodzi o to żeby wprost o tym powiedzieć -nie mam do Ciebie zaufania, ale bardzo chciałabym żeby to sie zmieniło i Ty możesz mi w tym pomóc, wtedy pewno nasze relacje będą lepsze. No pewno nic nowego nie wniosłam, ale jeśli to pomoże spojrzeć troszke i pomóc tom wielce rada.
Sądze ,ze metodą prób i błędów do czegoś się dojdzie i znajdziemy tą właściwą dla siebie.

Pozdrawiam serdecznie :)
Pamiętam w modlitwie :)
 
     
Tosia
[Usunięty]

Wysłany: 2006-07-27, 16:18   

Mirena masz racje ze najprosciej powiedziec, ja biore na przeczekanie, a potem cierpie, jednak doszlam dzisiaj do wniosku, a moze juz psychicznie nie wytrzymalam i powiedzialam co czuje, oplacalo sie, bo uslyszalam to, ze nigdy wiecej mnie nie oposci i mam sie nie bac, ze nie chce nikogo innego. Na obecna chwile mi przeszlo, wiec na pewno nalezy rozmawiac i mowic o swoich uczuciach, pamietam, ze nawet pani psycholog "kazala" mi mowic wszystko mezowi.
Ale te leki wracaja, czasami tak ciezko zyc, powinno byc fajnie, bo wrocil.

Anula bardzo trafne spostrzezenie, masz racje, ze pewnosc i zaufanie najlepiej zdobywac, gdy maz dokonuje wyborow zgodnych z naszymi oczekiwaniami. Moj po powrocie zaczal tak postepowac dopiero w maju, wczesniej tak jak pisalam inni byli wazniejsi ode mnie, ale porozmawialam z nim, chyba zrozumial. Do tego (zrozumienia przez niego) tez naprawde potrzeba czasu, bo wszsyscy emocjonalnie sa tak zmiksowani, ze ciezko trzezwo myslec.
 
     
flug
[Usunięty]

Wysłany: 2006-08-08, 17:43   

Wiecie co dziewczyny , jestem facetem, ktory od 5 miesiecy nie jest z zona. Od tylu miesiecy mamy synka, zona nie chce ze mna mieszkac, choc nie mam zadnych nalogow. Poprostu nie ufa, poniewaz, mieszkanie ktore otrzymala na kredyt mial byc naszym mieszkaniem. Mial byc ale tez dla mamusi i kolezanek. Prawde mowiac, wy macie problemy, my ich nie powinnysmy miec, a jednak sa. Porodzcie , jako kobiety co robic. Zona chce rozwodu, juz jak byla w ciazy, bo niby za malo sie nia interesowalem. W Kurii jednak i u Dominikanow powiedzieli mi raczej, ze mnie nabrala, za 2 miesiace jak mnie nie wpusci do domu ( a teraz sie nie odzywa nawet juz na smsy) mam isc wniesc sprawe. Zona jest wierzaca, ale rozwod przychodzi jej latwo, kocha ale i nienawidzi, ksieza stwierdzili uzaleznienie emocjonalne od Mamy, a psychoterapeuta, ze jesli Ktos nie mysli jak zona to jest nie dobry. Pomozcie to ratowac, podobno mam 5% na uratowanie, ale moze w tych 5% jest nadzieja.
 
     
wabona
[Usunięty]

Wysłany: 2006-08-08, 19:32   

A może to hormony - kobieta w ciąży ma różne nastroje, a po urodzeniu dziecka może mieć depresję poporodową. Nic nie piszesz, czy rozmawiałeś z żoną, czy wcześniej - przed ciążą było dobrze. Doszło do poczęcia dziecka - więc na pewno cię kochała/kocha.
Napisz coś więcej o sobie, o żonie.
 
     
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz załączać plików na tym forum
Możesz ściągać załączniki na tym forum
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  
Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group
Strona wygenerowana w 0,03 sekundy. Zapytań do SQL: 10