Celem tego forum jest niesienie pomocy małżonkom przeżywającym kryzys na każdym jego etapie (także po rozwodzie i gdy współmałżonkowie są uwikłani w niesakramentalne związki), którzy chcą ratować swoje sakramentalne małżeństwa
Wysłany: 2006-07-17, 00:29 Separacja trwa, co dalej ? - cz. 4
Wyslane przez: zuza
Dziewczyny,
Dobra rada na wieczór- szczególnie dla osób mających problemy z apetytem ( w porywach ja tez jeszcze się do nich zaliczam). Otóż naukowcy (psychologowie ) stwierdzili że należy uskuteczniać konsumpcję razem z dziecmi. mówiąc wprost stadne jedzenie kolacji dobrze działa na psychikę dzieci. A chyba nam zależy coby miały najlepsze z możliwych warunków do rozwoju. Do stołu więc niejadki ( czego i sobie życzę). Niech ta myśl podziała na was tak jak i na mnie - apetytotwórczo.
Podrawiam,
Głowy do góry.
Widzicie, miałam rację że trzeba być czujnym. Dziś mój klon był na zebraniu. w szkole. Potem przyszedł do domu, zdał relację. Od miesiąca miał załatwic cos w spr. dziecka- jest w połowie załatwiania. Dokończy jak będzie miał czas- bo zajęty. Aż samo cisnęło się na usta- guzik mnie obchodzi, podobno kochasz dzieci- to doprowadź coś do konca sam i szybko bo to pilne. Dzieci są podobno najważniejsze w twoim życiu. To ja będe sie musiała tłumaczyc ze spóźnienia- nie on. A jednak. Tak jak założyłam , udalo mi sie przemilczeć. Przemyślę temat i zastanowię się kiedy i co powiem w tym temacie. Chyba miałam rację że jemu jest wygodnie. Bo to ja obrabiam wszystko. Niestety teraz będzie miał więcej obowiązków. I będą one na jego głowie- chodzę na różne badania. Mam wyznaczane terminy. Potem w maju szkolenie. Muszę tego wymagać- byc może z lekkim uśmiechem na ustach. A cały czas rozmawiam z obcym facetem. coraz bardziej obcym. To sie czuje.A jego rodzina przypuściła wczoraj drobny atak na mnie. Taka mała presja pt. pokaż mu na święta jak ci zależy. A ja nie jestem w stanie pokazać. Bo jestem zła na niego. Tak zwyczajnie. Oczywiście jestem grzeczna. I tylko na tyle mnie stać.
Kolacje jednak zjadłam dośc obfitą. Nie płaczę,w dołku nie jestem, naszykowałam sobie na jutro całkiem fajne ubranko.
I tylko mi przykro że musze mieć za męża takiego........ wadliwego uczuciowo i emocjonalnie faceta. Mam plan na następne dni- przygotować się na takie głupie teksty- duchowo i fizycznie.
Być może sie uda coś mądrego wymysleć. A może poczekam sobie do końca wynajmu. I zobaczymy gdzie będzie jego kontynuacja. Chyba daruję sobie wszelkie gadki.Nie warto teraz rozmawiać. Nadal utrzymuje się stan wolności ( dowolności w życiu mojego "męża")
Na złe duchy trzy rzeczy:
modlitwa Różańcem św.,
litania (lub inna modlitwa) do Najdroższej Krwi Jezusa (choćby krótkie westchnienie również) oraz
Św. Michał Archanioł.
Te trzy są b. skuteczne.
Czasem można pomodlić się krótko "w Imię Jezusa zły duchu wyjdź ze mnie"
Złe duchy boją się Imienia Jezusa!
Pozdrawiam, dołączam się do modlitw w tych wszystkich intencjach - do Pana Boga, Kochanego Ojca!
zuza, niestety ale dobrze nazywasz "wadliwy uczuciowo"..
ta wadliwość zbadana i nazwana
jeśli chciałabyś trochę psychologii
"Błąd Kartezjusza" Damasio
poczujesz o co chodzi, bo
są ludzie, którzy nie czują
to aż nie do uwierzenia, a jednak tak jest
To prawda . Moja pani doktor / nie psycholog / powiedziała mi w piątek: " Prosze Pani , prosze nie zadawać sobie pytania <dlaczego> . Nie ma odpowiedzi na to pytanie . Po prostu trafił się pani WYBRAKOWANY TOWAR , który nie potrafi kochać . Poszedł do innej , ale jej też nie będzie umiał kochać . Do dziwki poszedł i tyle . Niech pani zajmie się sobą i dziećmi ". I wiecie co? Pewnie to i wybrakowany towar z dziurą , która w ziemskim rozumieniu jest nie do złatania . Ale Jezus czyni cuda . Dlatego módlmy się o cuda dla naszych rodzin . Dziś mam trochę mniej sił , bo mało jem. Prawie wcale . I nie mam na to ochoty - to najgorsze . Chyba zapominam o sobie . Postaram się nad tym popracować .
"wybrakowany towar"
Annie, zobacz o co chodzi - Ty nie uważasz, że ten człowiek to rzecz
nie można tak myśleć, choć tak by się
chciało myśleć
ale
najlepiej o nim nie myśleć
to jest inny świat, ten jego świat
gdyby to nie był inny świat, kobiety porozumiałyby się z mężami
zajmij się sobą, swoim zdrowiem i obowiązkami
jeśli się robi, to co DO MNIE należy, to tylko i wyłącznie Tędy droga do Boga
i znów zdanie z rekolekcji
"uczmy się żyć prostotą"
Pan Bóg jest prosty, Boże ścieżki są proste
W wątku " życie po separacji" piszesz o pojednaniu. Pojednanie dotyczy dwojga. Nawet mówi się "pojednać się z kimś".
W sercu człowieka zachodzi przebaczenie.
Twoim sercu zachodzi przebaczenie, a boli Cię, bo chciałabyś, aby nastąpiło pojednanie.
Annie,
Teraz moja droga najprawdopodobniej zaczynasz ogarniac temat " na spokojnie" tzn. dociera do Ciebie tak jak jakiś czas temu do mnie, co tez ten ......( niech zostanie klon) zrobił Tobie i dzieciom. Teraz też dochodzi do głosu żal. U mnie również doszła do głosu złość. I trzyma mnie już od jakiegoś czasu. Wczoraj ta złośc przegłosowała inne uczucia. I mówiąc brzydko brak mi wyrzutów sumienia wobec samej siebie. Taka " niedobra" jestem.
Bardzo podoba mi się określenie wadliwy emocjonalnie i uczuciowo. Wadliwy towar też ładnie brzmi.
Mam jeszcze kilka dni na przemyślenia jak świętować z takim "bublem". Pewnie oleję temat. Zajmę się tylko dziećmi i sobą. Wbrew złotym radom rodziny- coby mu pokazać. Dzisiaj uważam że szkoda pokazywania.
Ale cały czas jestem uprzejma. Trzymam poziom i mam klasę.Kocham, tęsknię etc.
Może w moim sercu nastąpiło przebaczenie . Ale żyje się z tym o ileż trudniej !!! Dlatego pragnę by i on doznał podobnego uczucia w swoim sercu . Uczucia miłosci do całej rodziny a nie do beztroskiego zycia polegającego tylko na przyjemnosciach .
Ty mu przebaczasz każdego dnia i to jest ta trudność, ten bolesny wysiłek.
To nie jest tak, ktoś mi coś ukradł, bolało, przebaczyłam.
On Ci co dzień "kradnie" serce i dlatego Cię boli.
Nie oddawaj mu serca, tzn. Twoich uczuć.
Jeśli on nie czuje niczego (może tak być), to tylko Ty masz problem ze swoimi uczuciami, które chroń, jako swoją własność, a nawet DAR.
Annie,
Nie wymagaj nadludzkiego wysiłku od wszystkich ( męża). On nie jest zdolny w tym momencie życia do takich wysiłków. Zajmij się tym co możesz sama zrobić.Dla siebie.
Elu mój problem polega chyba na tym , że ja nie umiem już znosić niepokoju o przyszłość . Pięć miesięcy trudów bycia samotną matka - a on mówi że nic nie przemyślał . Teraz postawiłam go pod ścianą . Decyzja , mój Panie - powiedziałam. Rodzina albo nie . On nadal nie umie . Nie mogę dłużej czekać . Musze wiedzieć co postanowił żeby zacząć od nowa . Dostał pięć miesięcy , a nawet więcej bo duchowo to separacja trwa od praiwe dwóch lat . Teraz chcę wiedziec . Pytanie , kiedy nacisnąć znowu ? Bo on się nie kwapi do tej decyzji .
Zuza, on musi podjąć decyzję . Nauczę się zyć patrząc na jego kwitnący romans pod moim nosem ale musi wybrać . Nie ma czasu na trwonienie go . Jest zbyt cenny . Aby żyć dalej musze mieć poukładane wszystko . W moim sercu zrobił się porządek . Jesli wybierze ją - przyjmę to z godnością i będę czekać !/ jakżeby nie !/ Ale decyzję niech podejmie . jest dorosły i najwyższy czas na to .
Annie,
On teraz tej decyzji nie podejmie. Podobnie chyba jak mój "bubel"
A żyć trzeba. Nie należy chyba uzależniać swojego życia od ich decyzji. Ja będę żyć dalej. Zdaję sobie sprawę że poruszam się do przodu. Być może dojdzie do sytuacji że będzie chciał do nas dołączyć. To jego zmartwienie jak będzie musiał nas doganiać. Nie mówię że w takim wypadku nie zwolnię swojego tempa życia coby na niego poczekac. Ale teraz muszę żyć dalej. Już kiedyś mówiłam mu że idę do przodu. A on zostaje w tyle. Przecież nie zmuszę żeby gonił za nami ( rodzin). Wie co robi a jak nie to dowie się jak zda sobie sparwę że codziennie traci. To mu tez mówiłam- codziennie sam siebie okrada.
Taka prawda.
Jest dorosły, ale jest niedojrzały.
To mogą być problemy z wychowania w rodzinie - nie osiągnięcie dojrzałości, albo inne tempo rozwoju w trakcie trwania małżeństwa - jeden Pan Bóg wie.
To, że Ty przyśpieszasz, aby podjął decyzję nie dziwi, bo chciałabyś żyć z poczuciem bezpieczeństwa. Decyzja, jaką podejmiesz będzie Twoją decyzją. Możesz jedynie podeprzeć ją zawierzeniem Panu Bogu - to się wielokrotnie udawało. Jeśli powierzasz swoje decyzje Panu Bogu i uświęcasz je np. w tej intencji idziesz do spowiedzi i Komunii Św. Pan Bóg BŁOGOSŁAWI Ciebie - i te decyzje.
Od soboty ofiarowuję codziennie mszę św. w intencji jego decyzji . Dziewczyny , ja wszystko rozumiem . Niedojrzali, niezdecydowani , nie potrafią kochać . Dzieci . Ale myślę , że trzeba być stanowczym a to zanczy - domagać się decyzji . Niech ona padnie w końcu z jego ust . Będzie z nią dalej żył. Moze pomoze mu zrozumieć , że jedank się pomylił albo nie . Ale inaczej nie nauczymy ich , ze nas trzeba traktować poważnie . Ja powiedziałam , że jak podejmie decyzję to musi zabrać swoje rzeczy i oddać klucze - chyba że decyzja będzie na korzyść rodziny . On tego się boi . Ale to juz najwyższy czas . Jaką decyzje podejmie - takie konsekwencje poniesie . To będzie jego decyzja . Nie bedzie mógł zwalić wszystkiego na mnie . Że to ja mu coś powiedziałam a on się posłuchał . Nie . Ja mu wszystko powiedziałam w niedzielę . A on ma wybrać . Kropka . Utrwalam się w tym przekonaniu . Dostał dużo czasu . ZZZZZZByt dużo .Wysoką cenę za to zapłaciłam . Oprócz piekących ran serca , które udaje mi się zaleczyć zapłąciłam za to własnym zdrowiem, brakiem poczucia bezpieczeństwa dla dzieci . DOŚĆ.
Aniu
Dobrze, że teraz jesteś taka stanowcza.
Dziewczyny
Ela ma rację . Wy juz przebaczyłyście i jesteście gotowe na POJEDNANIE. A ono nastąpi
w najmniej oczekiwanym momencie.
A tego to już chyba nie umiem. Rezygnując ze mnie zabrał mi tą pewność , że jaj jestem dla niego ważna . Nie czuję miłosci a bez tego nie umiem prowokowac .
Ten przypływ miłości też nastąpi nagle , gdy Pan Bóg doprowadzi do pojednania i wtedy będziesz umiała. To też nastąpi NAGLE.
Teraz chwilami tracisz cierpliwość , bo tego pragniesz.I to jest prawidłowe. Tak ma być.
Beatko, nie ma czegoś takiego, jak prowokować do siebie. To siedzi w nim, to jest w nim.
Nie było u niego etapu "Poznaj siebie". Ucieka od siebie, od swojego wnętrza - od swojego przeżywania - czymkolwiek by ono nie było.
Nie ma z nim porozumienia, bo on nie ma porozumienia sam ze sobą.
Niewiadomo co nas czeka. Wiem tylko, że równowaga emocjonalna człowiekowi do dobrego funkcjonowania jest potrzebna ot chociażby nawet po to, aby być dobrym człowiekiem i dobrze innym ludziom czynić
oraz, żeby powierzać nieustannie wszystko właścicielowi naszego serca, czyli Panu Bogu i w związku z tym pytać Go nieustannie "czy taka jest Twoja wola?" "czy taka ma być moja decyzja?".
Beatko , mówię o miłosci jego do mnie . Tego nie czuję . Moze nie okazuje uczuć bo się wstydzi ? ? taki jest / . Chcialabym by odnalazł w sobie to uczucie tak jak ja . Prowokowac nie umiem . Nie jestem typem kokietki .
Elu a ja chyba rozumiem co Beatka miała na myśli. Jakiś mały geścik z mojej strony , zachęta . Takie coś mogłoby pomóc . Ale ja w zwiazku z tą całą sytuacją straciłam poczucie własnej wartości - jako kobiety . Dlatego teraz nie umiem . Będę z tym walczyć bo wiem że moje odczucia nie są prawidłowe . Wiem , że tak nie jest . Ale rozum a serce - to dwie różne czasem sprawy .
Aniu
Spokojnie. To wymaga czasu.Stopniowo z dnia na dzień bedzie coraz bardziej czuły i serdeczny. Stopniowo będzie się do Ciebie przybliżał.Zauważysz to .Poczujesz jego miłość. CIERPLIWOŚCI.
Też nie jestem kokietką ,ale pomyślałam o czułym dłuższym spojrzeniu w oczy i np. mówieniu do Męża miłym , ciepłym , spokojnym głosem, aczkolwiek stanowczym.
Ja tak robiłam.
Annie,
Może się mylę ale to prowokowanie to nie takie tam kokietowanie. Sposobem w jaki ułożyłaś sobie bądź ułożysz czy też właśnie układasz swoje życie być może spowodujesz jakąś zmianę w zachowaniu męża.
Zmianą jaka w tobie nastąpi- lub własnie następuje.
Nadal uważam że wystarczająco dałas mu do zrozumienia czego oczekujesz.I mówiłas o warunku jaki musi spełnić. Ja też dałam warunek. I koniec. Nie ma co strzępić języka. On wie. Jak da znać że zapomniał to mu przypomnę. Oczywiście jak będe miała okazję. Póki co żadnych sygnałów. Dlatego żyję swoim życiem. Coraz bardziej. O nim pamiętam ale to chyba JEGO SPRAWA CZY ZDĄŻY ZŁAPAĆ MNIE W MOIM AUTOBUSIE ZWANYM- RODZINA CZY BĘEDZIE JECHAL ZUPEŁNIE INNĄ LINIĄ. NIE MAM NA TO WPŁYWU. I gwoli wyjaśnienia- ja też chcę wiedzieć- wszystko i najszybciej jak się da.
Tylko że teraz się nie da.
Taki okres w życiu naszym i klonów.
Bądź dziewczyno cierpliwa- wiem że to bardzo trudne ale ja też mam braki w cierpliwości. Zawsze miałam. Jak zaczniesz go odpytywać to byc może znowu wycofa się do " swojej jaskini".
Co innego życie codzienne, podstawowe dla rodziny materialne sprawy których organizacja zazwyczaj należy do obojga . Tu można oraz trzeba działać bezzwłocznie.
małzonków.
Elu - będę żyła dalej prosząc Boga o cud . On je czyni . Wysłuchuje nas . Myślę że jestem na dobrej drodzę tylko proces przebaczenia jest złozony . To ze nastało ono w moim sercu - nie oznacza żę uzdrowiły się wszystkie odczucia . Myślę że nad nimi będzie musiał pracowac również mój mąż - jeśli się zdecyduje . Jeśli nie - będę pracować sama .Wiem ,że są ludzie , którzy nie potrafią kochać . Spotkałam taki ch w swoim życiu i to całkiem blisko .Wiem. Jesli ten mój klon takim się okaże - trudno . Będę żyła dalej - będzie mi łatwiej bo będe wiedziała na czym stoję .
Aniu
To tak na marginesie-ale ważne. Gdybyś zauważała,że za bardzo Cię ponosi i rozsadza to idz do lekarza z tym - bo może nietrafny dobór lekarstwa.
Ale myślę ,że Cię ponosi ,bo cały czas miałaś iskierkę nadziei, którą Mąż Ci odebrał w te dni. Jesteś troszkę w szoku, bo wyszła na jaw ta laska.
Powiedzcie ze cuda sie zdarzają i że może wrócić jako inny człowiek. Ja cały czas błagam o to Boga. Nie zeby od razu ale żeby chciaż zaczął mówić o nas.
Załamuję sie znowu bo gdy patrze na dzieci, które ojciec opuścił.... Ale on mówi ze je nie opuścił i je kocha , co oznacza kontanty pieciominutowe raz na tydzień. Co za człowiek , jak mogłam nie rozpoznac przez tyle lat wspólnego zycia. Może to jakaś kara? Cierpienie i rozpacz, tyle mi pozostało. Staram sie uśmiechać do dzieci ale coraz trudniej mi to przychodzi. Może zrezygnowac z niego? Obrzydzić sobie jakoś człowieka całkiem by było lżej?
Pamiętasz jak pisałyśmy ,że lepiej może jest nic nie wiedzieć , bo jak się wie, to jest gorzej ??? I dlatego teraz walcz z tym .Musisz teraz pokonać złość o te babkę.
A narazie czekaj cierpilwie na JEGO GOTOWOŚĆ do pojednania, bo Ty jesteś na pewno już do tego gotowa.
Beata, pamiętam ,ale nadal twierdze , że wolę wiedzieć . Nie umiem żyć złudzeniami . Wiem co jest grane , o co prosić Boga i za kogo się modlić . Gdybym wiedziala wczesniej juz pewnie miałabym to za soba . Ale jak teraz myślę to widze , że dopiero jak poznałam prawdę - przebaczyłam . Widocznie taka już jestem .
Annie i agnieszko, odczuwacie tyle przykrości od mężów, bo oczekujecie od nich "normalnego życia" i nie jest dziwne, że to wzburza. Problem dotyczy tego, że co dla Was jest normalne, dla mężów nie i odwrotnie.
Przyczyna w postrzeganiu wartości.
Wartość - Bóg, wiara, ale
dla niewierzących też są wartości UCZCIWOŚĆ, WIERNOŚĆ - to przecież nie jest wyznacznik wiary! tylko wyznacznik "być ludzkim". Daje to do myślenia.
Niewierzący są również uczciwi, wierni i dobrzy.
Jeśli mąż (niewierzący) nie jest uczciwy, wierny, to chodzi tu o ten czynnik "bycia ludzkim".
To rozgrywa się w głębi serca.
Oni nie dotarli DO SWOJEGO SERCA - nie dotrą więc do Waszego.
Dobrze byłoby, gdybyście przestały od nich czegokolwiek oczekiwać. Niczego już nie oczekujcie, bo mężowie nie są w stanie sprostać NICZEMU. Piszę to, ponieważ patrząc z boku na Wasze posty mogę rozpoznać stan w jakim jesteście. Jest Wam przykro, odczuwacie złość na całą tą sytuację, smutek, rozgoryczenie, ale też rozchwianie emocji, których mężowie zupełnie nie rozumieją.
Jeśli mąż nie jest w stanie dać Wam nawet drobnego gestu (bo tak jest - nie chce dać żadnego gestu nadziei, oraz tego że będzie lepiej, czyli tak jak Pan Bóg chciał, żeby "od początku" - co więcej, Pan Bóg i wiara nie są dla nich wartością na tyle, żeby się nią zachwycili) pozostaje wskazówka św.Pawła "starajcie się o PRZEMIANĘ waszego myślenia".
mÓJ DOSTAŁ CZAS. mUSI PODJĄĆ DECYZJĘ . Potem też będzie miał czas ale nie będzie już tego taki pewny . Jak będziemy się z nimi cackać czas nic nie pomoze . Powinni dostać określony termin i już .Inaczej nigdy się nie zdecydują bo są jak dzieci niezdecydowani . Dziecko jak wybiera zabawkę to też ostatecznie musi podjąć decyzję - którą chce . Mój dostał prawie pół roku - to nic ? On będzie fruwał a ja będę usychać ? Nie ma tak dobrze ! Niech podejmie decyzję . DECYZJĘ . A potem będziemy dawali sobie czas na dalsze przemyślenia . Potem też będzie czas na wszystko inne , dyskusje itd. Ale teraz , uważam , na tym etapie mojej separacji trzeba aby ON SIĘ OKREŚLIŁ. A słowa że nic nie przemyślał to niech sobie wsadzi do .... kieszeni . Idę do domu dziewuszki . Trzymajcie się ciepło . Pa.
witajcie jestem w wielkim potrzasku i niewiem co mam robic. jak tylko dojde do siebie i wieze ze sie uda to zaraz dopada mnie mysl ze ona mnie niechce. niepowiedziala mi ze mnie niekocha tylko niewie. jesli moge prosic was o pomoc to przeczytajcie moj temat i doradzcie temat to ( zaczela sie separacia ) na pierwszej stronie. wiem doskonale co mam robic ale nie opuszcza mnie mysl ze stracilem zone przez wlasna glupote i niewiedze. teraz doroslem do tego malzenstwa i znam swoje bledy i wiem ze nigdy wiecej ich niepopelni wiem ze kobieta- zona mosimbyc zdobywana i szanowana caly czas i ja tego chce, nie dlatego zeby ja miec tylko pragne jej dac szczescie ktorego niemiala po wstapieniu zemna w zwiazek malzenski, mial ale nie tyle co tzeba bylo myslalem bardiej o sobie niz o nas i o niej zaluje bardzo i chce to naprawic
ale zona niechce ma dosc chwilowo niechce namnie patrzec i wogle nieufa mi juz i nieiwezy ze sie zmienie
wiem ze musze jej pokazac i sobie tez ze jestem innym czlowiekiem tylkom jak skoro ona mnie odpycha? pomocy
Annie,
No nie wiem sama. Jakąś decyzję już podjął.
Głupią bo głupią- ale dla niego decyzją było to że zwiał. Uciekł- zostawił was.
A co zrobisz jak zmuszony podtrzyma tę decyzję. Ty przetrzymasz następny kryzys, zaczniesz większe porządki w życiu- aż tu nagle twój mąż po jakimś czasie ( trudno powiedzieć- np. 1,3, 5 miesięcy) nagle zapragnie wrócić. Będziesz czekać. Powiesz- za późno albo juz panu dziękuję. Czy znowu zmienisz swoje życie . Jesli będziesz chciała zmienić- to znaczy że powinnaś jeszcze poczekać. Ty. A jego olać. OLAĆ ze wszystkimi decyzjami które teraz własnie podejmuje. To jego problem- to jego życie małżeńskie się zatrzymało. Ty masz iść do przodu. I idziesz. Nie buduj przyszłości na jego decyzjach tylko na swoich .On teraz chyba nadal ma kłopoty z byciem " solidną podstawą i oparciem dla rodziny".
Ale może to ty masz rację. Ja nie mam monopolu na wiedzę bo siedzę na takiej samej gałęzi. Ale ja zostawiam ten problem w rękach mojego męża. Moje życie "jedzie " dalej. To jemu jak mówiłsam , coś się zatrzymało. To on jak będzie chciał - będzie musiał gognić. Owszem oglądam się w tył co z nim, on o tym wie. Ale jak odjadę za daleko może mieć problem z dogonieniem. Będzie musiał się starać. Jak będzie chciał oczywiście. Być może nadal tak jak teraz będe chciała zwolnic i poczekać.
I potwierdzam- nadal kocham i tęsknię.
Ale już w innym odcieniu ta moja miłość i też juz nie bezwarunkowa.
Trzymaj się ciepło.
Jak myślicie- jak przekonać się czy mężowi nadal jest wygodnie jak żona sama organizuje życie domu który zostawił a kiedy w grę wchodzi strach przed wstydem wobec tego numeru który zrobił, lub coś innego. Jest to pytanie teoretyczne.
Dziewczyny. Byłam u lekarza i dostałam leki. Myślę że pomogą, moze zacznę inaczej patrzeć na to wszystko. Tylko czy długo można ciągnąć na lekach? A moze czas mnie wzmocni. Tylko przez kilka miesięcy przetrwać? Nie wiem czy przeżyję jeśli wniseie sprawę o rozwód. Ile trwa taka sprawa? chyba nie szybko jeśli są małe dzieci. Módlmy się wszystkie o nasze małżeństwa. Wspólna modlitwa będzie chyba silniejdsza. Ja modlę się z moją córcią. Na razie jest bez zmian ale przecieć to drugi miesiąc.
Ja właśnie się boję tego , że mojego męża powstrzymuje wstyd przed powrotem do domu . Jak go o nią pytałam to mówił , że nic nie planuje . Może szukał chwili szczęścia i zapomnienia w jej ramionach bo było mu ciężko ze świadomością , żę nas krzywdzi . Moze był zazdrosny o synka , o mój czas jemu poswięcony ? Własnie otrzymałam smsa że zastanawia się . Myśli do którego pociągu wsiąść . To jest znak nadziei , nieprawdaż ?
Annie,
A prawdaż- jest to znak- nadzieja. Ale proponuję - zachowaj powściągliwośc. To on zbroił i on musi pierwszy zacząć sprzątać. Tylko dlatego żebyś ty otrzymała jasny sygnał że już pora na sprzątanie. Bez twojej pomocy nie da rady zrobić porządku- obojętnie czym sie to skończy.
To pewnie że względu na niepewnośc przykre ale tak mi się "widzi" ten temat.
A ty moja droga- głowa w górę i do przodu. Nie daj się - a idzie ci coraz lepiej jak mniemam.
Zuza - powiem tak : im więcej nadziei tym więcej niepewności . Ale już raz dokonałam siła woli czegoś . Walczyliśmy o mieszkanie . Nowe- pierwszy blok w mieście o dobrych standardach . Mnóstwo chętnych . NAsze podanie ginęło w tłumie - byli inni, lepiej ustawieni finasowo , bardziej wypłacalni . Wszyscy sie ze mnie śmiali. Nie dostaniecie tego mieszkania . Za dużo chętnych . A ja powtarzalam : Ja dostanę . Bo nam jest potrzebne . Wierzyłam w to całym sercem . I co ? Dostaliśmy je . Tylko wtedy było mi łatwiej wierzyć bo mialam męza , miałam tę siłę która napędzała mnie do optymizmu , miałam miłosć . Teraz , kiedy człowiek jest Sam , sam musi się napędzać . To o wiele trudmniejsze ale do zrobienia . Mam pomocnikow do popychania - Was , kochani . Popychacie mnie w dobrym kierunku . A męzowi dam jeszcze kilka znaków na to że mi zależy . Ale nie będę błagac , nie ! Tylko niech będzie świadom tego co ode mnie moze dostać . Bo potem załowałabym że mu nigdy tego wprost - jasno jak chłop krowie na rowie nie powiedziałam .
Część zakupów właśnie wykonaliśmy wspólnie. Wszystko przytachane do domu i rozlokowane we właściwych miesjcach.Może to mylne wrażenie ale dochodzę do wniosku że gdybym zgłosiła potrzebę zakupu "fioletowego lewego buta lub mlecznej zupy w kartonie w kwiatki" to tez byśmy kupili bez szemrania. Aż czasami śmiać się chce. Może sprawdzę co najgłupszego można kupić.
To moze sprawdź , Zuza ? Jesli wczęsniej szemrał przy zakupach a teraz nie - to znaczy że ma wyrzuty sumienia . I dobrze. Serce - znaczy ma na miejscu . U mnie cisza . przywozi dziecko od babci i znika . Bez uśmiechu , bez gestu żadnego . Zaproszony na święta ale nie pyta czy chcę pojechać na zakupy , albo czy mi je przywieźć . Zero uczucia .
Wiecie co ? Zamknęli mój kościół !! Wiem, że w Wielki Czwartek odprawiana jest tylko jedna Msza św wieczorem ale ... przecież ludzie chcą się modlić . Zamknęli i nawet kruchta nie była otwarta . Trzy osoby pędzące do pracy i mające nadzieję na krótkie spotkanie w domu Chrystusa odeszły z kwitkiem . Jest mi przykro .
Annie,
w zasadzie nigdy nie szemrał, a dodatkowo bez kartek wiedzial co potrzeba kupić. Rozumiem- teraz tylko ja wiem bo on nie mieszka. Być może teraz chce pomagać- oczywiście jak ma czas i nie " pracuje".
Miłego dnia dla ciebie i wszystkich
Annie, odnośnie informacji czy pyta czy nie- czy jest potrzeba coś kupić. Mój musiał "poczekać 3 miesiące" żeby przypomnieć sobie o potrzebach domu/rodziny.
Głowa do góry dziewczyno.
Tak mi źle . CZuję samotność . Musze odstawić synka od piersi ze względu na leki . A ja nie mam na to siły . Dziewczyny , nie rozumiem siebie , swoich uczuć , co się ze mną dzieje . Nie jesteśmy razem już tak długo a ja teraz przeżywam wszystko od nowa . Powtórka z rozrywki . Myślałam ,że ten najgorszy etap po pięciu miesiacach mam już za soba . Tymczasem jestem w gorszej formie niż na początku . Nie umiem sobie z tym poradzić . Na mojego męża nic nie skutkuje . Dobson nie - pięć miesięcy to kupa czasu . Najgorsze że ja sama popadam w jakąś otchłań .
Annie,
Nie dziw się. Kochasz męża. Gdybyś przestała kochać to zaraz zrobiłoby się lżej. Ale przeciez kochasz Dziewczyno. To żadna wina. Nikt nam nie obiecywał że zawsze będzie super. A ponieważ proawdopodobnie tak jak ja, uważałaś że jest to sytuacja normalna, tak ma być to teraz cierpisz. Wiem że ci ciężko. Takie nastroje jednak wracają. Dziewczyny mi tak pisały. Ja też mam tego świadomość. Wczoraj też było mi "smutno". Tez nie znam przyszłości. Staram się nie myślec na ten temat. Jeszcze nie opracowałam innej metody "opanowania" żalu. Da się. Uwierz. Ale będzie wracać. Pomyśl tylko o jednym- czy przypadkiem ten obecny " dołek" nie jest trochę płytszy. Dodatkowo zaś chciałam ( jako była matka karmiąca) przypomnieć- niektóre z nas ( ja to miałam) bardzo mocno przeżyły moment zakończenia karmienia dziecka piersią. To akurat jest całkiem normalne. I po zastanowieniu podejrzewam że to akurat bardziej teraz cię dołuje. Jak przestałam karmić syna- ( karmiłam na okrągło- bo to typ ssacza dla przyjemności był, 1,5 roku ciamkania dla przyjemności, 24 godz na dobę) to prawie to odchorowałam. Sama jestem zdziwiona tym faktem- zawsze uważałam się za "niezależną emocjonalnie". A tu taki numer. Załamanie po przerwaniu karmienia. Wię się nie dziw dlaczego tak reagujesz.Jak sobie to przemyslisz- to już połowa sukcesu. Zdanie sobie sprawy czasami trochę pomoaga. A fak brania leków nie przekreśla o ile wiem że po zakończeniu ich brania nie wrócisz do karmienia. Musisz tylko dbać o siebie tzn ściągać teraz pokarm. A potem znowu możesz karmić. Każdy lekarz ci to powie.
Zuza, czas najwyższy zakonczyć karmienie bo to juz 2 lata . Pił mleko na koniec przed snem i z samego ranka jak tylko miałam wstawać . Z rannego już zrezygnowałam jak tylko dostałam leki . Ale tego wieczornego bardzo się boję . Zastanawiam się czy nie poprosić klona by został na noc z synkiem a ja poszłabym do mojej mamy . Wtedy MAły musiałby obejsć sie bez . A tak - nie weim czy dam radę .
Annie,
O ile pamiętam trzeba było mojego syna-cmokacza "nasmoczyć " wieczorem do granic możliwości. Nakarmić jak się da- było to trudne bo jemu bardziej zależało na ćmokaniu niz jedzeniu. Ale pomysł z klonem ok- tobie będzie łatwiej psychicznie. Tylko znajdź sobie u mamy jakieś zajęcie ćobyś nie dumała o karmieniu.
Zuza, wydaje mi się jedank, ze to nie o karmienie głównie chodzi . Nie umiem sobie poradzić z uczuciem żalu , porzucenia . NAstroje mam jak na huśtawce . Z jednej strony nadzieja , wiara , a z drugiej zwątpienie , bezsilność , niemoc beznadzieja . Nie mam juz siły . Po prostu nie mam . Dziś jak szłam do pracy - jego samochód stał pod jej domem . CZy to normalne ???? Zuza ???
Annie,
Jeżeli chodzi o fakt że jego samochód stoi pod jej domem - to nie myśl o tym. Wiem że to ciężko ale niestety ma to destrukcyjny wpływ na samopoczucie. I nic dziwnego. Nie chodź tamtą drogą. Wybieraj inna nawet kosztem nadłożenia drogi.
Jeżeli chodzi o huśtawkę uczuć to niestety jest to normalne. Nie jestes maszyną tylko kobietą. Zranioną, zrozpaczoną czującą żal itd. Samotną z dziećmi. to się nazywa różnie ale- mamy zniszczone " poczucie bezpieczeństwa i własnej wartości". Można tak się czuć. Ale proszę- choć spóbuj myśleć TYLKO O DZIECIACH I SOBIE- TERAZ, ZARAZ, JUTRO LUB NAJWCZEŚNIEJ JAK DASZ RADĘ. Wiem doskonale jak cię to przytłacza- ta sytuacja. I jeszcze Święta. To jak kostki domina - jedna bach- i reszta dalej też pada. Musisz zrobić wysiłek. Musisz bo wpadniesz w głębszy dołek. Pomyśl sobie o dzieciach ( bo w takiej sytuacji pamiętam że nawet o sobie się nie myśli). Więc myślisz o dzieciach które kochasz i chcesz żeby miały to co najlepsze. I wiem doskonale że to też ooooogromny, nadludzki wysiłek. Ale chociaz spóbuj. Pomódl się - w domu, mówiłaś że to ci pomaga. Nie rozmyslaj o przyszłości tylko o najbliższych dwóch, trzech dniach- o Świętach z dziećmi. Proszki proszkami ale umysł tez potrafi. I pisz jak potrzebujesz.
Pisanie było dla mnie jak głaskanie po głowie.Nawet wolałam jak pogaduchy z rodziną która nie ma doświadczenia w takich " pionierskich" sytuacjach. Dasz radę.
Zuza ja myślałam że choć częściowo się z tym uporałam. Ale nie . Wydaje mi się , że przez cały ten czas kiedy on mnie zwodził i nie mówił prawdy na temat innej - to jakoś zyłam . Teraz gdy wiem - zaczynam od początku . Na nic pieć miesięcy . na nic. Teraz dopiero zaczyna się we mnie to co wy juz macie za sobą . częściowo . A dla mnie jest to teraz ogromnie trudne . Pozostaj mi wierzyć , że jeszcze za mna zatęskni .
Annie,
może jestesmy tylko w innym miejscu ale póki co to pisałam- musze być czujna bo nigdy nie wiem kiedy "to wraca". a może wrócić nawet w supermarkecie, podczas samotnych zakupów. Musisz oswoić się z tą myślą. Czasami zastanawiam się - czy gdybyśmy znowu mogli być razem czy poradzę sobie z bardzo dobra pamięcia którą posiadam. Ja nawet pamiętam gdzie kto stał jak padały konkretne słowa i zdania. a mięło już kilka miesięcy. Więc poniewaz widac tak jest to proponuję nie wojuj z faktem iż to nawraca tylko przygotuj się na takie własnie nawroty. Nie zawalczysz z całym światem równoczesnie. Ale jest duży plus- wiemy że takie samopoczucie wracać potrafi. Więc trzeba być tylko sprytniejszym. Bo przygotowanym.
Na początek to bardzo dużo. Gdybym wtedy wiedziała to co teraz wiem to pewnie sytuacja potoczyłaby się zupełnie inaczej. Ale nie można płakać nad przeszlością. To droga do ...nie wiem gdzie. Ja też jeszcze czasami biorę leki nasenne. Problem w tym że trzeba zawalczyć ze swoim własnym rozumem. On bywa czasami największym wrogiem. Spóbuj nie myśleć- dlaczego. To trudne ale da się zrobić. Myśl- jak.
Obecna sytuacja nie należy do normalnych w pełni tego słowa. trzeba więc zacząć zachowywać się mniej " normalnie". Bardziej egoistycznie. Teraz to nic złego Annie. To WSZYSTKO MINIE- ale najpierw będzie sie powtarzać- do bólu i znudzenia, potem zdasz sobie sprawę że przerwy będa coraz to dłuższe. Tak tu wyczytałam- i tak będzie bo już to czuję. Strategię zachowan wobec męża odpuść sobie na następne- 2-lub więcej dni.
Teraz tylko Ty i Dzieci.
To ty jesteś najważniesza.
rOZUM MI MÓWI TO CO TY ALE MOJE SERCE ATAKUJE CIAGLE TEN ZŁY DUCH . nIE DAJE MI WYTCHNIENIA ,nie daje odpocząć . Nawet w pracy nie mogę się powstrzymać od płaczu . Dla mnie to już koniec szczęśliwego życia bo jako wierząca nigdy nie zwiążę się z innym mężczyzną . I ta świadomość tej samotności , przez całe życie . Całe życie moje to walka z samotnościa - dzieciństwo moje nie należy do wspaniałych . Wychowywałam się bez ojca i wiem co czeka moje dzieci . To straszne .
TO ŻADEN KONIEC, TO POCZĄTEK.
CZEGOŚ INNEGO. A KTO POWIEDZIAŁ ŻE ZA MIESIĄC,DWA MIESIĄCE CZY PÓŁ ROKU TWÓJ "POPSUTY" OBECNIE MAŁŻONEK NIE ZACZNIE MYŚLEĆ ROZUMEM A NIE CZYMŚ INNYM I ZACZNIE STARAĆ SIĘ O TWOJE WYBACZENIE.
Nikt tego dzisiaj nie potrafi przewidzieć.
MYŚL NIE o PRZYSZŁOŚCI - SAMOTNEJ, ALE O DNIU DZISIEJSZYM- DO LANEGO PONIEDZIAŁKU WŁĄCZNIE.
TYLKO.
Głowa do góry. Samotnego dzieciństwa nie przekazuje się dzieciom w genach. To są strachy w twoich myślach. I to akurat jest wytłumaczalne.
Nie daj się- WARTO. I co więcej- potrafisz. Jak nie dzisiaj to może za dwa trzy dni lub za tydzień. Tylko odganiaj te czarne myśli. Ja gadać mogę w nieskończoność- ale z myślami poradzisz sobie sama. To tylko huśtawka nastrojów.
Zuza tsk cieżko . Planuje wyjazd na dwa tygodnie . Niby nie z nią , ale ... Potem chce wyjechać za granicę ni by do pracy . Jak wyjedzie to już po nas . Strasznie się boję też o finanse . Chyba powinnam załozyć sprawę o alimenty zanim wyjedzie co ?
Jeśli chodzi o alimenty to moje doświadczenie jest żadne- trzeba poposic o porade kogoś z formum - bardziej doświadczonego. A przy okazji- ale jak będziesz bardziej uspokojona to zapytaj ( może z tak zw. nienacka) jak on widzi sprawe łożenia na dzieci w trakcie wyjazdu. Ale spokojnie pytaj a jak wydusisz odpowiedź to i tak chyba powinnas się jakoś zabezpieczyć.
Ale o ew. sprawie o alimenty raczej mu nie wspominaj.
wiem że ciężko i wiem że teraz nie pocieszę- niestety to jedyne wyjście ogarnąć się.
Hej, Ludkowie,
Co radzicie w tej konkretnej sprawie.
Dzięki Zuza . Jakoś powolutku pójde do przodu . Wiesz, wczoraj to nawet byłam pozytywnie nastawiona do myśli : Nie oczekuj niczego od swojego klona . on ci nic nie moze teraz dać . A dziś zupełnie odwrotnie . Mam nadzieje , że uspokoję się nieco po adoracji Krzyża i po komuni św. Póki co smutek i rozpacz w moim sercu . Ale dziękuje ci za słowa otuchy . Idę pod wiatr , w końcu ustanie - choć na jakiś czas lub zmieni kierunek . Nie przestyaje się modlić o cud - o uratowanie mojego malżeństwa . Im więcej Szatan podsuwa mi dowodów na zdradę i na to że ja już nic dla niego nie znacze , im bardzie atakuje moje serce i myśli - tym więcej się modlę i w końcu Bog mnie wysłucha .
Identycznie myślę , tylko bałam się to powiedzieć głośno . Dziękuję ci Zuza . Jesteś cudowna przyjaciółką . Wiele bym dała by taką mieć obok siebie - w smutne samotne chwile - w domu .
Ja po prostu nie myślę o świetach. Nawet nic nie kupilem. W lodówce: mleko, kilka jajek, i pare plasterkow sera. Nie będę już błagał żony, by przyszła... Wystarczy mi przykład poprzednich, kiedy zrobiła mi nadzieję, przygotowywałem siebie i dom jak wariat, a potem nóż w plecy, w samą wigilię...
Do tego w pracy 13. dostałem "prezent świąteczny" - ogólnie nieciekawie.
Ja chcę "zapomnieć".
Ale wszystkim życzę Wesołych Świąt!!!
A u mnie w pracy powiedziałam zaraz, bo to ja się wyprowadziłam od męża. Stwierdziłam , że i tak się wszyscy dowiedzą bo to niewielkie miasto. Jestem z tego bardzo zadowolona, bo co chcę to powiem, a nie boję się zaskoczenia jakimiś pytaniami, i że musiałabym się motać co wymyślić. Wydaje mi się że byłobyto dla mnie zbyt duże obciążenie. U mnie przedstawiłam to tak, że głównie z powodu teściowej, bo mieszkaliśmy razem. Myślę że nie-ukrywanie byłoby lepsze dla Ciebie psychicznie.
Pozdr. Ewa
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Nie możesz ściągać załączników na tym forum