Celem tego forum jest niesienie pomocy małżonkom przeżywającym kryzys na każdym jego etapie (także po rozwodzie i
gdy współmałżonkowie są uwikłani w niesakramentalne związki), którzy chcą ratować swoje sakramentalne małżeństwa
Portal  FAQFAQ  SzukajSzukaj  UżytkownicyUżytkownicy  GrupyGrupy  Chat  StowarzyszenieStowarzyszenie
RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  AlbumAlbum  DownloadDownload  StatystykiStatystyki  PolczatPolczat
 Ogłoszenie 

Poprzedni temat «» Następny temat
co robić? kocham go, a on...
Autor Wiadomość
wiki0701
[Usunięty]

Wysłany: 2006-06-25, 06:38   co robić? kocham go, a on...

witajcie, jestem nowa.

za kilka tygodni obchodze 1 rocznicę slubu, z mężem jestem 5,5 roku. Przez ostatni rok miałam olbrzymie kłopoty w rodzinie, problemy z rodzicami, wrzeszcie śmierć ojca 2 m-ce temu. bardzo odsunęłam sie od męża, nie okazywałam żadnej czułości, miłości - tak mówi mąż. wiele razy dawał mi do zrozumienia, e czuje sie odepchnięty.
2 dni temu wyprowadził sie. wiem, że nie ma nikogo.
chciałabym aby był to kopniak dla mnie w stylu: "zrób teraz coś, zobacz jak to jest żyć tak jak ja żyłem przez ostatni rok. Pokażę, że tak Ci na mnie zależy, że zrobisz wszystko".
Ale to chyba moje złudzenia. mąż powiedział, że nie ma dla mnie żadnych uczuć, że chce odpocząć, nie wyobraża sobie zycia ze mna, bo do siebie nie pasujemy i nie wierzy, że jestem w stanie się zmienić.
A ja błagam go o ostatnia szansę, obiecuję, że będę taka jak sprzed roku.


nic...
wie, to dopiero 2 dni, zwłaszcza że tydzień temu wrócilismy ze wspólnego wyjazdu. wszystko jest świeże.
ze strony męża nie pada słowo rozwód, nic nie powiedział swoim rodzicom. ale takiego zdecydowania i braku uczuc z jego strony nigdy nie widziałam. powiedział, że sie wypalił i zdeptałam jego miłośc i serce.
Nie wiem jak żyć, jest mi cholernie źle, sami wiecie jak to jest.
jak pokazac mu, że chcę walczyć i to zrobię? Rozmowa to juz za mało, a nie chcę go epatować telefonami...
boje sie i czuje, że to juz nie jest kryzys, to juz koniec...
 
     
Mateusz
[Usunięty]

Wysłany: 2006-06-25, 09:20   

No cóż... wyprowadzka - najprostszy sposób ucieczki od problemu...
Chyba to nienajlepiej o nim świadczy?
To doiero 2 dni i miejmy nadzieję, że szybko się zreflektuje, iż postąpił jak rozkapryszone dziecko. Odpowiedzialność za związek spoczywa na Was obojgu. Powinien zrozumieć, że masz problemy emocjonalne po śmierci bliskiej Ci osoby (czy też z innego powodu) i wręcz pomóc Ci przjść te chwile. Nie obiecuj mu, że będziesz, jak kiedyś lecz, że postarasz się popracować nad sobą. Tacy sami już nie będziecie! Ale miejmy nadzieję, że to doświdczenie pozwoli Wam na wyciągnięcie nauki na przyszłość, by uważniej patrzeć na zachowania i potrzeby drugiej strony.
Oczywiście, nie błagaj go by wrócił. Staraj się to zrobić w taki sposób, by pokazać mu, że masz wolę naprawy i będziesz się starać, ale zachowaj godność i nie pozwól, by on to wykorzystał przeciwko Tobie.
Życzę Was, by szybko wszystko się poukładało, a Wasz związek stał się silniejszy o to doświadczenie! :-)
Ostatnio zmieniony przez Mateusz 2006-06-25, 09:46, w całości zmieniany 2 razy  
 
     
wiki0701
[Usunięty]

Wysłany: 2006-06-25, 09:36   

byc może postapił jak dzieciak, ale sama tez wiem, że czasem człowiek juz dochodzi do takiego etapu, że nie może więcej. być może jest tak z moim mężem.

modlę się, aby wrócił, abyśmy odbudowali to co kiedys było, abym nie zeszła na drogę niechęci, nienawiści i żalu do niego. Wiem, że to ja zawiniłam całą sobą i muszę walczyć.

Oczywiście nie zamierzam postepować wbrew logice i sledzić go itp. nie o to tu chodzi.
Tylko nie wiem jak się walczy tak naprawdę? oprócz wiernego czekania i mówienia o pewnych sprawach, co się ROBI?
czy w ogóle udaje sie na nowo stworzyć coś takiego?
 
     
Mateusz
[Usunięty]

Wysłany: 2006-06-25, 09:43   

Pokaż mu, że go kochasz, że chcesz naprawy Waszego związku, że mu wybaczysz i w każdej chwili może wrócić. I nie bierz całej winy na siebie! On będąc Twoim mężem powinien, po zauważeniu problemu postarać się o jego rozwiązanie.
On musi zrozumieć, że źle postąpił! W końcu ślubowaliście sobie na dobre i na złe, a to jest właśnie sprawdzin tego złego, ślubowaliście też aż do śmierci, a nie "aż mi się nie znudzi"...
Moja żona też wyprowadziła się w momencie, kiedy ja potrzebowałem wsparcia. Miałem problemy ze swoimi emocjami, które były spowodowane kłopotami w pracy i finansowymi. Oczywuście, mogła się wtedy czuć zaniedbana z mojej strony, bo chodziłem poddenerwowany. Nie wypieram się mojej winy, bo powinienem się starać jednak dbać o nią, a problemy służbowe zostawić za drzwiami domu. Jednak ona uważała, że moje problemy, to nie problemy, wyśmiewała mnie tylko... no i skończyło się tak, że moja prawie 2-letnia praca na awans poszła w las... Nie do końca wiem, z jakich przyczyn, czy po jej odejściu zmieniło się moje zachowanie w pracy, czy miała na to wpływ moja miesięczna nieobecność w pracy po operacji kilka miesięcy temu, ale nie dostałem tego awansu... i to też wyśmiała...
Ostatnio zmieniony przez Mateusz 2006-06-25, 09:46, w całości zmieniany 1 raz  
 
     
Mateusz
[Usunięty]

Wysłany: 2006-06-25, 09:45   

A jeżeli chodzi o receptę, jak to się robi... cóż, chyba nikt Ci takiej nie da...
Każdy przypadek, każdy człowiek jest inny i musisz się zdać na swoją intuicję.
 
     
wiki0701
[Usunięty]

Wysłany: 2006-06-25, 09:59   

dzieki mateuszu za wsparcie.
Mąż nie chce zachowywać sie w stosunku do mnie jak drań, mówi, że zawsze chętnie mi pomoże, bo jestesmy kulturalnymi ludźmi, ma do mnie szacunek... jednoczesnie mówiąc, że rozmawiamy sobie fajnie, tylko chemii nie ma... a jak ma byc skoro on nie pozwala sie teraz nawet wziąć za rękę i mówi: "tak, jestem zimny jak głaz. zniosłabys takie zachowanie?"
mówi, że teraz musi pokupowac sobie wiele rzeczy do wynajętego mieszkania: przede wszystkim pralkę. za chwilke mówi, że nie wie co będie za tydzień, nie wybiega w przyszłość, może kupi pralke i za moment ja wystawi na allegro bo nie będzie mu potrzebna... a ja chwytam się takch półsłówek i nie chcę sobie uświadomić że wyprowadzka z domu to nie to samo o zwykła kłótnia...
 
     
Mateusz
[Usunięty]

Wysłany: 2006-06-25, 10:14   

No rzeczywiście, ranić bliską osobę słowami jest łatwo...
Piszesz, że nie ma już "chemii". I tutaj należy się zastanowić nad definicją miłości!
Miłość, to nie tylko chemia i emocje. To są składniki zmienne, które potrafią się zmieniać od wielkich porywów do obojętności.
A gdzie odpowiedzialność? Gdzie zobowiązanie podjęte wobec drugiej osoby?
Idealnie będą tu pasować słowa piosenki Happysad "Zanim Pojdę":

"Miłość to nie pluszowy miś ani kwiaty.
To też nie diabeł rogaty.
Ani miłość kiedy jedno płacze
a drugie po nim skacze.
Miłość to żaden film w żadnym kinie
ani róże ani całusy małe, duże.
Ale miłość - kiedy jedno spada w dół,
drugie ciągnie je ku górze."

On to musi rozumieć!
Takich sytuacji, kiedy Ty będziesz miała problemy, będzie jeszcze wiele!
Urodzisz dziecko i całą swą uwagę skierujesz na nie, to co? Ma się obrazić, czy Ci pomóc?
Będziesz miała problemy w okresie menopauzy...
Można tu wyliczać, ale tak, jak on musi zrozumieć, że życie to nie jest bajka i same przyjemne chwile, tak i Ty powinnaś być wyrozumiała dla niego i byc wsparciem w jego problemach.
 
     
wiki0701
[Usunięty]

Wysłany: 2006-06-25, 10:21   

masz rację... bolesnie sobie uświadomic to co piszesz...
ale mimo tego jego w pewnym stopniu egoizmu, wybaczam mu...
 
     
Mateusz
[Usunięty]

Wysłany: 2006-06-25, 10:40   

Właśnie... wybaczenie...
Wybaczenie, to nie to samo, co zapomnienie.
Ma to swoje zalety i wady. Nie możemy zapomnieć, by pamiętać o nauce z takich doświadczeń. Ale na tym koniec! Z własnego doświadczenia wiem, że pomimo wybaczenia drugiej osobie, w chwilach, kidy przypominamy sobie to zło robimy wyrzuty drugiej osobie, jesteśmy złośliwi (nawet po długim czasie od złego wydarzenia) i tego trzeba się wystrzegać! Druga osoba często sama już ma wystarczające wyrzuty sumienia, jeżeli naprawdę zrozumiała swój błąd...
Prawdziwe wybaczenie, to po części, także wybaczenie samemu sobie..
 
     
wiki0701
[Usunięty]

Wysłany: 2006-06-25, 11:27   

jest wiele emocji, staram sie w najgorszych chwilach mysleć, że emocje a prawdziwe głębokie uczucie to dwie inne sprawy.

czekam do 16 lipca, naszej 1. rocznicy... co będzie wtedy? mąż nie ma do dat głowy, więc nie powinnam sie łudzić, że nawet gdyby pamietał to coś zrobi. to jeszcze 3 tygodnie...
 
     
Mateusz
[Usunięty]

Wysłany: 2006-06-25, 11:39   

Może nie powinnaś sobie robić zbyt wielkich nadziei...
Może on będzie pamiętał, ale sam będzie się czuł głupio, nie będzie wiedział, co zrobić... on może być sam zagubiony w tym, co teraz robi!
Ja tak czekałem wielokrotnie: jej imieniny, Gwiadka, Sylwester, moje imieniny, Wielkanoc, moje urodziny, nasza rocznica ślubu... i za każdym razem tylko bolało, bo oczekiwałem, że coś się zmieni... Oczywiście, wiary nie tracę! Lecz wiem już, że nie mogę oczekiwać, iż coś się nagle zmieni dzięki, np. rocznicy... ja jej wysłałem życzenia wierszem napisane, a ona całkowicie to zbyła... wtedy tyko bardziej boli.
Może to byc jakiś impuls, do zrobienia pierwszego kroku w kierunku poprawienia Waszych relacji, ale nie spodziewaj się nagłych "fajerwerków", i że wszystko z dnia na dzień będzie OK. Wtedy dopiero zacznie się prawdziwa, trudna i długa praca nad związkiem.
Pozdrawiam!
:-)
 
     
wiki0701
[Usunięty]

Wysłany: 2006-06-25, 11:43   

niechcący wysłałam post 2 razy.
teraz czekam, ma do mnie przyjechać żeby pozałatwiac kilka spraw organizacyjnych, samochód itp. czekam...
 
     
Mateusz
[Usunięty]

Wysłany: 2006-06-25, 12:04   

Usunąłem powtórzony post :-)
Na przyszłość zwracaj sie o usunięcie takiego postu przez PW, GG, czy maila do moderatorów forum. Jak wejdziesz na główną stronę tematu, to zobaczysz, kto go moderuje. :-)
Zapraszam także do zadawania takich pytań w Dziale Technicznym, który jest do tego przeznaczony. :-)

Pozstarajcie się takie sprawy "organizacyjne" załatwiać bez niepotrzebych emocji, to pozwoli uniknąć zbędnych nerwów, które naprawdę nic nie dają...
 
     
wiki0701
[Usunięty]

Wysłany: 2006-06-25, 12:10   

ja jestem spokojna w rozmowie z mężem, to tylko jak go nie płaczę...

eee, szkoda gadać, dlaczego człowiek musi zawalić coś albo przegapić żeby to stracić? dlaczego czujemy sie tak pewni drugiej strony że tak lekko to czasem traktujemy?
 
     
wabona
[Usunięty]

Wysłany: 2006-06-25, 12:46   

Hej Wiki. Tak czytam Twoje wypowiedzi i tak mi smutno się zrobiło, że Twój mąż właściwie nie pozwolił Ci na bycie żoną. Niecały rok...Problemowy. A z drugiej strony, może dobrze, że tak szybko coś się zadziało, bo gdyby się nawarstwiało, byłoby gorzej. Ty jednak widzisz, że jest potrzebna zmiana - choć, tak jak pisze Mateusz, nie bierz całej odpowiedzialności na siebie. Miejmy nadzieję, że problem się rozwiąże - jeszcze do rocznicy, czego Ci z całego serca życzę.
 
     
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz załączać plików na tym forum
Możesz ściągać załączniki na tym forum
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  
Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group
Strona wygenerowana w 0,02 sekundy. Zapytań do SQL: 8