Celem tego forum jest niesienie pomocy małżonkom przeżywającym kryzys na każdym jego etapie (także po rozwodzie i
gdy współmałżonkowie są uwikłani w niesakramentalne związki), którzy chcą ratować swoje sakramentalne małżeństwa
Portal  FAQFAQ  SzukajSzukaj  UżytkownicyUżytkownicy  GrupyGrupy  Chat  StowarzyszenieStowarzyszenie
RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  AlbumAlbum  DownloadDownload  StatystykiStatystyki  PolczatPolczat
 Ogłoszenie 

Poprzedni temat «» Następny temat
Przesunięty przez: administrator
2007-04-13, 09:17
Nawet nie wiem jak to zdefiniowac
Autor Wiadomość
emigrant
[Usunięty]

Wysłany: 2007-04-04, 19:02   Nawet nie wiem jak to zdefiniowac

Witam wszystkich. Od jakiegos czasu czytam wypowiedzi na tym forum w nadziei ze znajdepodobny jak moj przypadek. historia jest wielowatkowa ja postaram sie napisac o obecnej sytuacji (jesli konieczny bedzie opis od poczatku - oczywiscie do napisania). jestesmy (jeszcze) malzenstwem od 4 lat obecnie w stanie gdzies pomiedzy separacja pod jednym dachem a rozwodem. nie wiem jak dalej postepowac. ok 1,5 roku temu zdecydowalem wyemigrowac po kolejnej klotni w naszym trojkacie(mieszkalismy 2 lata wspolnie z moja tesciowa....) od 2 miesiacy mieszkam razem z moja zona na ktora czekalem caly ten czas. niestety pomylilem sie co do tego ze jak zamieszkamy z daleka od poprzednich klopotow to uda nam sie zaczac od nowa. niestety bagaz klopotow i nieporozumien miedzy nami przybyl tu za nami. pierwszy miesiac naszego wspolego mieszkania byl tragiczny - klotnie o stare i nowe, totalny brak komunikacji... az eksplodowalo w mojej zonie i powiedziala mi po kolejnej klotni ze to juz koniec. od tego momentu (to juz miesiac) nie odzywa sie do mnie, traktuje mnie jak powietrze, jesli odpowiada to bardzo formalnie, oswiadczyla mi ze ja nie pociagam jej a moze wrecz czuje odraze do mnie (faktycznie unika mojego dotyku). ponadto oswiadczyla mi ze stracila do mnie zaufanie, juz mi nie wierzy.. bo od samego poczatku nie traktowalem jej jak nalezy i od samego poczatku wszystko bylo zle i nie powinna za mnie wychodzic i to byl najwiekszy blad. I tu przechodze do sedna - od zawsze moja zona pamietala (i to z detalami) wszystko co zrobilem zle, pamieta tylko zle chwile, przykrosci i wzystko co najgorsze... no to sie tego uzbieralo za te kilka lat. od dluzszego czasu zaczela byc osoba bardzo zgorzkniala, pesymistycznie nastawiona do wielu spraw (m.in. do losu naszego wspolnego zycia) trzyma sie rekami i nogami tej calej zlej przeszlosci... a to sie tak kotluje, miesza. Nawet nie wiem czy ona wie co to znaczy przebaczyc, - nie zapomniec na chwile... ostatnio z rozmowy z nia zrozumialem ze nasz zwiazek jest jakoby toksyczny.. opadly mi rece. poddalem sie pomimo ze bardzo mi na niej zalezy i ja szczerze kocham ja miloscia zraniona przykrosciami jakimi z kolei ja doznawalem od niej. niestety nie wierzy mi ze wciaz ja kocham i chce skorygowac swoje wady ktorych nie moze zaakceptowac...
Prosilem abysmy poszli wspolnie do psychologa ale powiedziala mi ze w tym momencie szuka pomocy dla siebie a nie dla naszego malzenstwa. ja - jesli to potrwa tak dalej to wyladuje na wrzody w szpitalu.
nie wiem jak dalej postepowac, a zwlaszcza jak ROZMAWIAC by moc wyjasnic to co nas rozni. cala sprawe zawierzylem PANU przez wstawiennictwo Jana Pawla II... dopiero wtedy zaznalem toche spokoju choc czarne scenariusze mnoza sie codziennie. wiem ze gdyby wpuscila do swojego serca troche milosci, pokoju i przebaczenia to wszystko by zmienilo sie na lepsze ale nie wiem jak ja do tego zachecic bo uwaza mnie za swietojebliwego (za przeproszeniem).. czytam to co napisalem jeszcze raz i chyba tylko duch swiety wie co ja tu mam na mysli.
 
     
bajka
[Usunięty]

Wysłany: 2007-04-04, 19:21   Re: Nawet nie wiem jak to zdefiniowac

emigrant napisał/a:
ponadto oswiadczyla mi ze stracila do mnie zaufanie, juz mi nie wierzy.. bo od samego poczatku nie traktowalem jej jak nalezy i od samego poczatku wszystko bylo zle i nie powinna za mnie wychodzic i to byl najwiekszy blad. I tu przechodze do sedna - od zawsze moja zona pamietala (i to z detalami) wszystko co zrobilem zle, pamieta tylko zle chwile, przykrosci i wzystko co najgorsze... no to sie tego uzbieralo za te kilka lat. od dluzszego czasu zaczela byc osoba bardzo zgorzkniala, pesymistycznie nastawiona do wielu spraw (m.in. do losu naszego wspolnego zycia)


Skąd ja to znam :lol: jest zgorzkniała, bo jak sam piszesz nigdy nie traktowałeś jej jak należy. Ja rpzy moim mężu też tak się czułam. A kobieta potrzebuje kwitnąć. A kwitnie wtedy, gdy czuje się jedyną, podziwianą, najwspanialszą i najwazniejszą dla swojego męża.
Myślę, ze spokój i cierpliwość jest dla Ciebie szansą. Na siłę jej nie rpzekonasz, bo w niej tkwi koszmar. Bądź dobry, dawaj odczuć, ze jest najważniejsza. Ale nie nachalnie, b on uwierzy, bedzie wietrzyła postep (zwłaszcza jeśli ją okłamywałeś). Spróbuj trochę się wycofać i na spokojnie pokazywać, ze jesteś i że Ci zależy.
A do psychologa - idź sam. Ona musi do tego dojrzeć.
Napsiałam tak "na czuja" ale może trochę to Ci pomoże.
Pozdrawiam
 
     
emigrant
[Usunięty]

Wysłany: 2007-04-04, 19:34   

dziekuje za tak szybki odzew. tak pewnie jestem w pewnych obszarach "typowym" facetem mierzacym potrzeby kobiety swoimi potrzebami ale NIGDY jej nie oklamalem.
ma do mnie zal ze ze spadkiem po moim ojcu nie postapilem tak jak ona by sobie tego zyczyla co zinterpretowala jako to ze wiecej jest warta dla mnie moja rodzina (mama rodzenstwo) a nie RODZINA (czyli ona bo dzieci jeszcze nie mamy). a ja tylko zgodnie w wola mojego sp ojca zrzeklem sie mojej czesci dla brata ktory bedzie opiekowal sie moja mama ktora po moim slubie zostala sama. i myasle ze na dzien dzisiejszy tym narazilem na szwank swoje zaufanie.
 
     
bajka
[Usunięty]

Wysłany: 2007-04-04, 19:51   

no nie... i to jest powód do tego, co opisujesz ? jeśli tylko taka jest Twoja wina, to ona chyba życia nie zna... no cóż... każdy ma swoją hierarchię "przewinień" :mrgreen:
To dobrze, że jej nie oszukałeś. Może będzie łatwiej dzięki temu...
Nie wiem, co z tą Twoją żonę jeśli tylko to zrobiłeś źle. Przecież takie coś można szybko wyjasnić. Chyba że coś się gromadzi. Albo że ona ma jakieś wewnętrzne problemy (np. niedowartościowanie). Przydałoby się to rozgryźć...
 
     
emigrant
[Usunięty]

Wysłany: 2007-04-05, 08:53   

to jest tylko jeden z powodow ktory przez ostatnie miesiace przewijal sie dosc czesto i zawsze konczyl sie klotnia. ale tak jak napisalem wczesniej ja tez mam na sumieniu pare bledow ktore popelnilem - szczegolnie przez nie traktowanie mojej zony tak jak potrzebowalaby KOBIETA. ale wiem co zrobilem zle, wiem jak to poprawic i pracuje nad tym tylko co zrobic aby choc na moment spowodowac aby nie pamietala tylko zlych chwil bo to napawa ja samymi czarnymi scenariuszami na przyszlosc a wiem ze bez odrobiny wiary w to ze bedzie lepiej nic nie uda sie zrobic.
i na zakonczenie - ja juz od jakiegos czasu chodze na sesje do psychologa bo zbzikowalbym juz dawno.
 
     
EL.
[Usunięty]

Wysłany: 2007-04-05, 20:53   

Emigrancie..najlepszym psychologiem jest Bóg ! Jemu codziennie powierzaj swoje troski i zmartwienia ! Z Nim codziennie może sz rozmawiać,...prosić, dziękować,modlic się !
Trzymaj sie swojego psychologa, jeżeli czujesz, że Tobie pomaga...że czujesz sie lepiej ...ale nie zapominaj o tym najwa żnieszny, najlepszym! Na stronie głównej Sychar masz ważna artykuły, modlitwy. Skorzystaj ! Pozdrawiam !! EL.
 
     
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz załączać plików na tym forum
Możesz ściągać załączniki na tym forum
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  
Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group
Strona wygenerowana w 0,02 sekundy. Zapytań do SQL: 11