Celem tego forum jest niesienie pomocy małżonkom przeżywającym kryzys na każdym jego etapie (także po rozwodzie i
gdy współmałżonkowie są uwikłani w niesakramentalne związki), którzy chcą ratować swoje sakramentalne małżeństwa
Portal  FAQFAQ  SzukajSzukaj  UżytkownicyUżytkownicy  GrupyGrupy  Chat  StowarzyszenieStowarzyszenie
RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  AlbumAlbum  DownloadDownload  StatystykiStatystyki  PolczatPolczat
 Ogłoszenie 

Poprzedni temat «» Następny temat
Przesunięty przez: administrator
2006-04-18, 08:58
Rozpad związku trwa
Autor Wiadomość
wabona
[Usunięty]

Wysłany: 2006-05-03, 20:49   

Niestety - i mnie przyszło samej walczyć. Ale moja walka to połowa sukcesu. Lepiej, żeby walczyła choć jedna strona niż żadna. Nie załamuj się. Weź się za siebie, a co on zrobi - na to możesz mieć wpływ tylko swoim postępowaniem. Powiedz sobie:"Mam być szczęśliwa - nieważne, z nim czy bez niego" i tak sobie organizuj życie, byś nie była uzależniona od niego. Mój mąż dziś przyjechał po dziecko, a nas nie było. Był bardzo zdziwiony tym, że nie czekam na niego, mimo iż nie uprzedził o przyjeżdzie. Ale dość tego - skończyło się, że siedziałam całe dnie i czekałam na niego, on zaś nie przyjeżdżał, teraz organizuję życie, nie zważając na niego. Efekt? Spytał, czy w sobotę będzie mógł wziąć córkę> Spytał, czy może...Nareszcie jakiś malutki objaw liczenia się ze mną!!! Tak więc i Ty postaraj się żyć dla siebie - on to na pewno zauważy. Nie duś go, jak ja zdusiłam swego męża. Całe szczęście, że Twój ucieka W pracę - mój tak też robił, a potem pojawiła się "ona". Nie dopuść, by u Ciebie tak się stało. Bądź szczęśliwa sama dla siebie!!!!♥
 
     
_zosia_
[Usunięty]

Wysłany: 2006-05-04, 23:26   

Witam!
No tak wkrótce nasza 7 rocznica slubu, a my tylko sie klocimy, albo z soba nie rozmawiamy. Nie moge powstrzymac swojej zlosci - chociaz i tak bardziej sie powstrzymuje niz kiedys. Ja w przeciwienstwie do was nie mowilam od dawna,ze meza kocham tylko wrzeszczalam i wrzeszczalam, ale On zachowywal sie tak,ze mozna dostac szalu. W kazdym razie po kazdym "wybuchu" zalowalam,ze znow zrobilam jeden krok do przodu,a dwa do tylu. Chce napisac list do meza i tam mu powiedziec,ze go kocham. W tym liscie chce pozbierac wszystkie moje niepozbierane mysli. Nie wiem czy mi starczy odwagi. Co o tym sadzicie?
Pozdrawiam
_zosia_
 
     
wabona
[Usunięty]

Wysłany: 2006-05-05, 05:05   

Zosiu, u mnie też niedługo 7 rocznica ślubu...Ja też pisałam listy do mężą, ale nic nie dało. Wg mnie to tylko swym postępowaniem możesz udowodnić, że go kochasz. Mój mąż powiedział, gdy mówiłam, że go kocham, że nie wierzy w to, że go aż skręca, gdy to słyszy. Teraz jestem w miarę spokojna i myślę, że jeśli coś ma z tego jeszcze być, to tylko w taki sposób mogę coś osiągnąć - spokojem. Nie jest łatwo - było mi już tak dobrze, a tu znowu zaczynam biadolić, wątpić, ale jakoś radzę. Nagrałam sobie homilię, która jest tu na forum, z prawej strony - chcę mu ją dać do posłuchania, choć nie wiem, czy warto, czy w ogóle zechce ją posłuchać. Może i Ty to zrób - to może być lepszym prezentem niż list............
 
     
Anula
[Usunięty]

Wysłany: 2006-05-05, 06:50   

Ja uważam ,że jesli masz potrzebę napisania listu Zosiu , to go napisz. Jak już będzie gotowy to się zastanowisz drugi raz czy mu go dać czy lepiej nie . Ale na pewno przelanie twoich myśli na papier pomoze Tobie samej trochę pozbierać się do kupy . Pisanie to też terapia dla nas samych .
Ja pisałam do mojego męża listy . I choć nie było reakcji jakiej się spodziewałam , wiem ,że skłaniało go to do refleksji nad naszym zwiazkiem i życiem w ogóle .
jeden list napisany noszę przy sobie w torebce i jeszcze nie zdecydowałam czy go mu dam . Noszę go od świat albo i dłuzej . Ale jak to napisałam to bardziej zrozumiałam siebie i swoje postepowanie .
 
     
kasia
[Usunięty]

Wysłany: 2006-05-05, 10:11   

Dziewuszki, teraz sporo emocji. Chciałoby się wiele powiedzieć, przetłumaczyć mężowi, jak się wydaje to trudne, to pisze się listy. Zasada: jeśli chce się napisać, to któtko, na temat, bez rozwlekania i emocji - mężczyźni tego nie lubią. Wszelkie oznaki krzywdy wyrządzonej nam, będzie wspólmałżonek odbierał jako atak, pisanie jak to go kochamy - jako osaczanie. Uzbroić się w cierpliwość i modlić do Ducha Świętego. W razie czego, niech On poprowadzi naszą rękę i długopis.
 
     
Ola2
[Usunięty]

Wysłany: 2006-05-05, 22:13   

Pisałam do Was na starym forum („Dzielmy się małymi zwycięstwami, radościami”). Potem byłam dłuuuugo w lesie, ale cały czas czytałam Wasze posty. Pokrótce przypomnę najważniejsze wydarzenia z mojego gigantycznego kryzysu małżeńskiego:
1. Mąż pół roku temu oświadczył, że ma od kilku miesięcy kochankę (mężatka, dzieciata, w kryzysie małżeńskim). Wszystko utrzymywał w głębokiej tajemnicy, bo nie chce rozwodu z orzekaniem o winie.
2. Ja „wypraszam” u niego, żeby się wyprowadził. Wyprowadza się i zamieszkuje z kochanką. Wspólnie informujemy dzieci o naszym rozstaniu. Po pewnym czasie kochanka wraca do swojego męża.
3. Mój mąż zaczyna starać się o powrót do domu. Ja natomiast staram się upewnić, czy rzeczywiście nie jest z nią (niestety, podobnie jak u Zuzy, mój mąż z nią pracuje). Kochanka znowu wyprowadza się od swojego męża.
4. Mąż płacze, błaga o przebaczenie, mówi, że mnie kocha, że nie doceniał tego, co miał (Zuza, po co chcesz usłyszeć takie słowa, jakie padły z ust mojego męża?). Mówi: „Pokażmy wszystkim, że możliwe są powroty”.
5. Ja staram się jak Wenusjanka Marsjanowi pomóc mu odzyskać godność.
6. Po miesiącu widzę, że coś nie gra, bo to właściwie ja biegam z taczką (pustą, bez celu) po budowie naszego małżeństw, a mój mąż siedzi sobie gdzieś daleko na stosie cegieł napuszony jak paw i przygląda się moim poczynaniom z zaciekawieniem, po czym wstaje, otrzepuje „spracowane” rączęta i odzyskuje godność i… kochankę, która widząc, że może stracić swoją miłość znowu się mooocno z nim zaprzyjaźnia.
7. Mój szanowny małżonek zaczyna wobec mnie stosować uniki, udaje, że szuka sensu życia, ble ble ble.
8. Żeby już Was nie zanudzić do końca, to od czasu do czasu: mąż ustala jakieś terminy naszego spotkania, które nie dochodzą do skutku, spotka się z dziećmi, coś im kupi na pocieszenie. „Przyciśnięty” przeze mnie do muru (powtórzenie jesiennej konfrontacji), chce rozwodu (oczywiście bez orzekania o jego winie) i połowy wszystkiego, co mamy. Wg niego mam spłacać kredyty sama, a jeżeli złożę pozew o alimenty, to on biedaczek będzie zmuszony wprowadzić się do nas. Dzieci widują go z oddali z kochanką.
9. W rezultacie miesiąc temu poszłam do lasu po spokój i po rozum do głowy. Nie kontaktuję się z mężem. Bardzo rzadko z jego rodziną. Wg dzieci i znajomych jest radosny, przeszczęśliwy, wobec mnie zgrywa się na biedaczka z dylematami. Pyta się w sms-ach, co u mnie (moje odpowiedzi: o.k., świetnie, dobrze). Pisałam do Was na starym forum, że mój mąż na szczęście jest zwykłym oszustem, a nie psycholem (chociaż manipuluje moimi uczuciami po mistrzowsku – wie, że ja nie chcę po sądach włóczyć starców i dzieci).
10. Zgoda jestem naiwna, ale niegłupia. W związku z tym złożyłam pozew o alimenty (nie mogę bez końca się debetować, żeby utrzymać siebie i dzieci).

Proszę Boga w codziennej modlitwie, żeby nie pozwolił mi wpaść w gniew. Muszę być opanowana we wszystkim, co robię i robić to maleńkimi kroczkami. Już tylko ufam Bogu, bo ani sobie, a tym bardziej mężowi.

Pozdrawiam serdecznie
P.S. Myślałam, że jestem blisko tematu „Odbudowa związku po separacji”, a okazało się, że u mnie „Rozpad związku trwa”.
P.P.S.S. Stosowanie metody Dobsona rzeczywiście pozwala podnieść się z kolan osobom pokrzywdzonym. Polecam stosowanie zwłaszcza tym, którzy muszą podnieść się bardzo szybko ze względu na dobro własnych dzieci.
P.P.P.S.S.S. Przepraszam, że swoim postem nie wnoszę optymizmu, ale ja pozbyłam się wszelkich złudzeń. Muszę pamiętać o najbardziej pokrzywdzonych - dzieciach. Wam radzę to samo.
 
     
wabona
[Usunięty]

Wysłany: 2006-05-06, 05:48   

Tak mi przykro, Olu. Widocznie nie można tak szybko. Potrzeba czasu, czasu i jeszcze raz czasu. Niech tam sobie nacieszy się tą wolnością, kochanką - Ty pracuj nad sobą. Ja też tak sobie pomyślałam - dawniej to było bagno moje i jego. Teraz to bagno jego i jej. Nie mam zamiaru tkwić w tym, a tym bardziej wkładać do tego bagna dziecka. Nie!!! I Ty też tak myśl!!!
 
     
zuza
[Usunięty]

Wysłany: 2006-05-06, 12:25   

Czeka mnie impreza rodzinna. Z rodziną mojego " nieustannie zdradzającego mnie małżonka" ( nie wiem nawet czy już nie chodzi równiez o seks). Już jedna taka była. Nadal jednak ( może nawet to odczucie się nasiliło) nie wyobrażam sobie że mogę tam zawitać w jego towarzystwie. Albo pójdę ja z dziećmi albo więc on z dziećmi. Innej opcji nie widzę i nie zaakceptuję.
Teraz własnie tak mi się porobiło. Mimo iż nadal jestem uprzejma i w sposób bardzo kulturalny potrafię konwersować.
 
     
wabona
[Usunięty]

Wysłany: 2006-05-06, 15:37   

Ja, Zuza też mam imprezę - weselę, ale gdy spytałam, czy pójdzie ze mną, powiedział, że oszalałam.
Dziś u mnie klapa - miał po dwóch tygodniach przyjechać do córki i nie przyjechał. Brak mi słów...
 
     
zuza
[Usunięty]

Wysłany: 2006-05-06, 15:53   

Wesele tez mnie czeka.
Bardzo huczne. U znajomych. I wiesz co ?. Jestem zdecydowana że:
1. Nie będę pytac czy pójdzie . Wie że jest taka impreza.
2.Ja pójdę- nawet sama.
3.Prosić go nie będe.
4.Towarzystwo będzie super ( złośliwość losu- ludzie z naszej wspólnej pracy)- bede się czy z nim czy bez niego bawić super. Wczoraj miałam sprawdzian. I było super. Czyli można.
 
     
Ola2
[Usunięty]

Wysłany: 2006-05-06, 16:08   

Zuzo, mój mąż zawsze był grzeczny, gdy zbliżały się uroczystości w jego rodzinie. Bardzo wtedy potulniał. Mojej mamie nawet życzeń świątecznych nie złozył. Ja przyjaźnię się z jego rodziną, ale aż mnie odrzuca, gdy pomyślę, że mam iść razem z nim i dziećmi do jego rodziny i udawać, że jest o.k., jak nie jest o.k. Chodzę więc z dziećmi złożyć życzenia dzień wcześniej.
Wanboma, nad czym mam jeszcze pracować. Zawsze byłam bardzo tolerancyjna, niezrzędliwa, wyrozumiała, wspierająca. To mój mąż stosował wobec mnie emocjonalny szntaż (nawet teraz). On poprostu wykorzystywał mnie do granic możliwości. Z perspektywy czasu patrząc, to ja powinnam go... zdradzić, ale ja zawsze się szlifowałam, żeby się przypodobać mężowi i rozumiałam, że jest, jaki jest.
Nim wybuchła bomba, że zdradził, zachowywał się tak wspaniale, że tylko zakochać się. Ale ja już przeczuwałam, że nie możliwa jest taka zmiana. W przeszłości najczęsciej był milutki, jak finansowo narozrabiał albo chciał coś kupić, np. nowy, szałowy telewizor (potrzeby rodziny to był dla niego zamach stanu). A tu szok. Doszła jeszcze zdrada uczuciowa i jeszcze chce winę zwalić na mnie. Znowu konsekwencje jego czynów ma ponosić rodzina, bo tak zawsze było. Ja z dziećmi już ponosimy konsekwencje "uczuciowe", ale nie pozwolę jeszcze na to, żebyśmy ponosiły konsekwencje finansowe. Bo wynika, że mój mąż "każe" sobie płacić za to, że mieszka oddzielnie. To zupełna paranoja. A pracować nad sobą będę, ale dla siebie i dzieci. Nauczę się z Bożą pomocą panować nad gniewem.
Ola2
 
     
wabona
[Usunięty]

Wysłany: 2006-05-06, 16:23   

Tak Olu trzymaj. Ja też wiem, że nie powinnam zważać na niego, że przede wszystkim ja i dziecko. Ale nad gniewem nie mogę zapanować. Dziś miał przyjechać do córki - po dwóch tygodniach - czekała, płakała - aż zasnęła. A on co? Guzik go to obchodzi - nawet nie zadzwonił i nie wytłumaczył się. Czuję w tej chwili ogromną złość do niego!!!
 
     
Ola2
[Usunięty]

Wysłany: 2006-05-06, 16:30   

Moim dzieciom, kiedy bardzo przeżywały brak ojca (nieraz nieokreślony niepokój) podobnie jak Zuza, organizowałam czas, np. czytałam książki, organizowałam wycieczki, wieczory filmowe. Rezultat dziwny. Przestały pytać o ojca, są spokojne, a ja... mam ręce do kolan i wieczorem padam ze zmęczenia (przynajmniej nie mam już kłopotów z zasypianiem).
 
     
wabona
[Usunięty]

Wysłany: 2006-05-06, 16:51   

Też tak robię, ale myślałam, że skoro obiecał, przyjedzie........
 
     
zuza
[Usunięty]

Wysłany: 2006-05-06, 16:58   

Dziewczyny,
Mój mąz był ok. Zawsze. Bez awantur. Super opiekuńczy, szarmancki itd itp.Jego rodzina bardziej jest po mojej stronie jak po jego.Co prawda szok troche im mija ( to super) - ale oni nie maja pojęcia jak to jest. Zreszta ja nie chcę dzielić rodziny- starczy że moja rodzina i jego nie spotkały się po raz pierwszy od wielu, wielu lat podczas świąt. Zawsze to odbywało sie u nas. Nawet ucinam WSZELKIE rozmowy już po pierwszym słowie. Jak chcą niech sobie dzwonią do niego.
Ale nie to chcę napisać. To chyba ja się zmieniam. czy ja wiem? to we mnie narasta takie "coś". Przychodzi widać taki moment- u mnie idzie chyba szybciej jak zazwyczaj, lub mam taki podły charakter że nie widzę bywania razem. Trochę nad tym myślałam- zawsze zaczynałam od pracy wyobraźnią. No i się nie da. Nijak tego nie widzę.
Z przyjacielem- ( nie kochankiem!!!!) mogę sobie wyobrazić że gdzieś idę- kino, przyjęcie itd. Ale przeciez mój" zdradzający mnie nadal mąz " spadł ( sam świadomie zszedł ) z ławeczki na której usadzam przyjaciół. A wybieram ich sobie sama. I wybieram takich przez których nie płaczę.

Co do wizyt ojca u dziecka pisałam już- to najprawdopodobniej nie chodzi że facet nie myśli o dziecku. Myśli że dziecko jest razem z wrogiem. Czyli np. żoną. A od wroga się ucieka. Sprawa jasna. A dodatkowo, jako doświadczony egoista najprawdopodobniej, przed lub w czasie tej ucieczki myśli tylko o sobie. To matka myśli inaczej - chociaż jak wiemy z tego forum i matki zachowują się identycznie.
To więc , moim skromnym zdaniem nie brak miłości do dzieci - tylko strach przed wrogiem- czyli nami.
Coraz bardziej zaczynam "ignorować" zachowanie mojego małżonka. Nie oznacza to że jest mi ok. Jest mi b. przykro. A dodatkowo kocham tego klona. Tez już inaczej. Ale kocham. I tęsknię za moim mężem. MĘŻEM. A jego nie ma. Jest krzywdziciel.
A gniew odczuwam ostatnio ciągły ( no -z przerwą w trakcie imprezy lub jakiegoś spotkania czy bycia z dziećmi gdzieś poza domem a i to nie zawsze).
Ale jak pisałam- nie odczuwam zbytnich wyrzutów sumienia. Nie będę prosić czy błagać. Nie nadstawię drugiego policzka , bo oberwawszy w pierwszy policzek bardzo "chorowałam" i ledwo co wygrzebałam się z niedoli. Przepraszam- wygrzebuję się nadal. A od ogniska trzeba trzymać się w bezpiecznej odległości.
Ja sobie nie potrafię ( no przynajmniej coraz to słabiej) wyobrazić że mam z nim gdziekolwiek iść. Owszem odwiedza dzieci, jestem grzeczna , kulturalnie konwersuje o niczym i o sprawach organizacyjnych. Dbam o jego dobre imię w oczach dzieci.
W moich oczach nie ma kto dbać o jego dobre imię więc robi się coraz mniej bezcenny.
I tyle.
Może mi się przelewa. Może już się przelało. Ale z pewnością jest już dośc pełno. Trzeba uważać- bo się rozleje.
A Wy się trzymajcie. Moje odczucia nie oznaczają że u was też tak się potoczy. Juz pisałam .Widać mam taki wredny charakterek. Obudziła się we mnie złośnica .
I nie ma mi czego zazdrościć.
 
     
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz załączać plików na tym forum
Możesz ściągać załączniki na tym forum
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  
Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group
Strona wygenerowana w 0,02 sekundy. Zapytań do SQL: 10