Celem tego forum jest niesienie pomocy małżonkom przeżywającym kryzys na każdym jego etapie (także po rozwodzie i
gdy współmałżonkowie są uwikłani w niesakramentalne związki), którzy chcą ratować swoje sakramentalne małżeństwa
Portal  FAQFAQ  SzukajSzukaj  UżytkownicyUżytkownicy  GrupyGrupy  Chat  StowarzyszenieStowarzyszenie
RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  AlbumAlbum  DownloadDownload  StatystykiStatystyki  PolczatPolczat
 Ogłoszenie 

Poprzedni temat «» Następny temat
Jak się zachować?
Autor Wiadomość
agnicha
[Usunięty]

  Wysłany: 2007-12-02, 23:43   Jak się zachować?

Jestem tu nowa...dziś odkryłam tą stronkę i nie wiem czy dobrze sie wpisuję....

Proszę Was o pomoc....

Poznaliśmy sie z mężem 10 lat temu - miałam wtedy 15 lat a on 20...Ze względu na mnie zaczął szukać Boga - dopiero w wieku 20 lat Go odnalazł- tak mi się wtedy zdawało...
Przez te wszystkie lata mieliśmy wiele burzliwych przejść...ale 3,5 roku temu zaręczyliśmy się a 2,5 roku temu pobraliśmy....

Od kliku miesięcy widziałam ze z Tomkiem coś sie dzieje...nie miał ochoty ze mną rozmawiać po pracy...najchętniej siadał przed komputerem lub szedł majsterkować przy samochodzie...gdy pytałam co się dzieje twierdził, ze to przez pracę i ze nie mogę mu pomóc w żaden sposób- wiedziałam, ze rzeczywiście miał "gorący" okres w pracy więc odpuszczałam....
Miesiąc temu Tomek oświadczył mi, że chyba mnie nie kocha....gdy spytałam czego oczekuje mówiąc mi to odpowiedział: "Że się rozstaniemy na jakiś czas"...spakowałam się i wyjechałam ...
następnego dnia wróciłam...przecież musiałam walczyć...
I wtedy dowiedziałam sie całej prawdy. Tomek zakochał sie w koleżance z pracy...dziewczyna ma męża ( ślub cywilny i 2 dzieci )...Powiedział mi, że czuje z nią większą więź niż ze mną, że z nią może o wszystkim porozmawiać...Tłumaczył, że miała wyrzuty sumienia z mojego powodu (znałysmy się i -jak przypuszczałam- lubiłyśmy), ale on jej tłumaczył, że jesteśmy nieszczęśliwi... że żyjemy obok siebie a nie z sobą...to on ją namawiał do tych spotkań.... Gdy spytałam dlaczego nigdy mi o tym nie powiedział, ze tak się czuje, powiedział że uważał że czuł iz od roku miłość w nim wygasała ale, że to jego problem i musi go rozwiązać sam...
Tłumaczyłam mu, ze przecież to niemożliwe, żeby był szczęśliwy wiedząc, że zranił tyle osób (ja, moi i jego rodzice, nasi przyjaciele, rodzina)...że ona ma dzieci....że musimy spróbować walczyć o nasze małżeństwo........
On mi odpowiedział, ze nie chce o nas walczyć, a to że przysięgał przed Bogiem nic dla niego nie znaczy....Mówi, że jestem mu obcą osoba, nie kocha mnie i wie, ze na pewno nie chce być ze mną....
Po jakimś czasie kazał mi sie wyprowadzić( dodam, ze mieszkamy z jego rodzicami) i oznajmił że chce rozwodu... a to, ze się rozwodzimy jest moją wina, bo ja go unieszczęśliwiłam...ja go ograniczałam...to, że parę razy spotkał się z tamtą (jak twierdzi- to już skończone) i pocałował nic nie znaczy...to tylko pozwoliło mu uświadomić sobie, ze mnie nie kocha

Nie chcę się wyprowadzić i nie zrobię tego, ale mam wrażenie, ze im dłużej razem jesteśmy tym bardziej on sie ode mnie odcina...Ostatnio ktos mi powiedzial, zebym się po prostu nie odzywała gdy on tego nie chce, bo paplaniną mogę wszystko popsuć...może to i prawda, ale jak to wszystko w sobie trzymać? Przeciez to tyle emocji i bólu....czy to cos zmieni???Nie wiem czy już nie jest za późno....Poza tym mam cały czas obsesję aby go kontrolować, co robi, z kim pisze....
Tomek nie chce rozmawiać o tym z nikim...nie chce nic ratować, nie chce iść do poradni...
Nie chce słyszeć o księżach, bo - jak mówi - oni mają tylko jedna odpowiedź...
Boję się, z drugiej strony, ze jakis przypadkowy psycholog go wypaczy - powie, ze nie musi walczyć - może szukać szczęścia gdzie indziej...

Proszę pomóżcie...co mam robić?
Nie chcę popsuć tego jeszcze bardziej...
Czy rozstanie może tu pomóc?
Czy lepsze jest mieszkanie z sobą, ale OBOK siebie...przynajmniej przez jakiś czas?

Jeśli powinniśmy się rozstać to dlaczego to ja mam się wyprowadzać? Przecież to on chce odejść, nie ja...
 
     
agata96
[Usunięty]

Wysłany: 2007-12-03, 00:15   

Witam Cię. Bardzo dobrze trafiłaś, to forum pomogło mi przejść przez wiele bardzo ciężkich chwil. Moje zdanie jest takie (choć wiele osób pewnie go tutaj nie poprze), że życie pod jednym dachem, ale obok siebie, w dofatku z oosbą, która na dzień dzisiejszyc tego nie chce nie jest najlepszym pomysłem. Czasami taka rozłąka daje wiele wskazówek, pozwala zatęsknić, przemyśleć, popatrzeć inaczej, przez inny pryzmat. Nie wiem, takie jest moje zdanie, ale nie wiem czy słszne. A skoro mamy iść tym tokiem myślenia, to jeżeli mieszkacie z jego rodzicami to on się nie wyprowadzi. CZasami walka o związek polegająca na codziennym spotykaniu się osób z sobą skłóconcych, nie chcących razem przebywać może przynieść więcej szkody niż pożytku. To tylko pozorna bliskosć, która moim zdaniem może ludzi jeszcze bardzije od siebie oddalić. Trzymaj się. Pozdrawiam.
Nie załamuj się, a co najważniejsze nie szpieguj go i nie kontroluj, to nie prowadzi chyba do niczego dobrego. Co będzie chciał robić i tak to zrobi, a Twoje szpiegowanie jedynie spowoduje że jeszcze bardziej może się od Ciebie odwrócić. Nie proś o nic, żyj swoim życiam, na tyle na ile potrafisz. Pozdrawiam jeszcze raz.
 
     
atma
[Usunięty]

Wysłany: 2007-12-03, 20:45   

Witaj

Przeczytałam Twoją historię. Bardzo mnie ona poruszyła, bo wiele mi przypomniała. Tego co było pomiędzy mną a moim mężem. Nie mogę udzielić Ci rady, mogę jedynie powiedzieć co spotkało nas.
Po prawie 4 latach małżeństwa mój mąż zaczął zachowywać się dziwnie. Zaniepokoiło mnie to i spowodowało że skontrolowałam jego komórkę- pierwszy raz. To co tam zobaczyłam... Tego nie da się opisać. Zaczęłam rozmawiać z mężęm. Miałam wrażenie że wyszłam z siebie, stoję obok i golądam sceny z jakiegoś koszmaru. On przyznała się że kocha inną, że nigdy mnie nie kochał, że czuje do mnie nienawiść i tak dalej....
Ten stan zawieszenia trwał 2 miesiace. W nienawiści jego do mnie. W codziennym znęcaniu się psychicznym. Miałam potrzebę kontrolowania jego- każdego kroku, każdego smsa, ale teraz on się krył. Zaczęły się nawet telefony od jego "kobiety". Ten koszmar trwał 2 miesiące....
Wyprowadziłam się. Szukałam pomocy- u księży, terapeutów. On o terapiach nie chciał słyszeć- przeciez to ja byłam "chora" i wszystko było moją winą...
Zmieniło się wszystko kiedy wyprowadziłam się. Oboje pobłądziliśmy. Złożyłam pozew o rozwód, bo jak mogłam żyć z człowiekiem który mnie nanawidził, a przynajmniej tak mówił.
Wzieliśmy rozwód...
Sala rozpraw- koszmar. Godzina czasu. Tyle czasu to trwało.
Potem...
Potem sama nie wiem jak to się stało. Potem stało się tak że Bóg nas odnalazł. Inaczej nie potrafię tego określić....
Teraz jesteśmy razem. NIe jest to łatwy powrót. Uczymy się siebie na nowo, ale robimy to z Bogiem. Jeździmy na warsztaty, należymy do wspólnoty, chodzimy do kościoła.
Najważniejsze jest jednak to że oboje zrozumieliśmy jedną podstawową rzecz. Jak wielka jest Miłość Pana. Dla Niej nie ma rzeczy niemożliwych.....
Modlitwa- Pan jej wysłuchał....
 
     
agnicha
[Usunięty]

  Wysłany: 2007-12-03, 21:47   

Dziękuje dziewczyny...

Teoretycznie wiem że muszę żyć swoim zyciem, ale w praktyce wychodzi mi to dużo gorzej....
Nie mogę skupić się w pracy
Budzę sie w środku nocy wystraszona
Nic mnie nie cieszy...
Jest naprawdę źle.........................................................................................................

Nie wyprowadzę się na pewno...tak mi doradził jeden ksiądz...i ma racje.... niech Tomek poniesie odpowiedzialność za to co zrobił...niech to z niego wypłyną decyzje co z tym dalej zrobić...on cały czas próbuje sie w pewien sposób asekurować i nie podejmuje żadnych konkretnych decyzji. Jego odpowiedzi ciągle brzmią tak samo: "zrobisz jak będziesz chciała, mi to obojętne"
No może poza jednym posatwieniem sprawy jasno, że to dom jego rodziców i to ja mam się wynieść...

Mój mąż dzisiaj oznajmił mi, że wyjeżdża w góry na weekend bo musi odpocząć...spytał się czy będzie mi potrzebny samochód, bo z nim będzie bardziej niezależny...gdy spytałam czy oprócz samochodu może ma zamiar zabrać żonę, odpowiedział z rozbrajającą szczerością, że na pewno z nim nie pojadę...
No cóż nie bedę sie napraszać...poza tym przecież ja tez mogę wyjechać...
Ale to BOOLLLIII..... przecież to NASZE góry :-(
 
     
Reniuszek
[Usunięty]

Wysłany: 2007-12-04, 11:58   

Witaj Agnicho,



Rozumiem Twoj bol, sama przezywam to samo, tylko czasem boli jakby mniej ...
Ale przeciez nie bede Cie pocieszac uplywajacym czasem, bo dla Ciebie to pewnie koszmar.
Im dalej tym gorzej, co?

Szczerze gratuluje Atmie, u ktorej zdarzyl sie "cud"
Nik nam nie zagwarantuje , ze cud sie wydarzy u mnie, u Ciebie ..... Ale jedno masz pewne: tylko Bog jest z Toba w tej sytuacji do konca- CALY. I widzi Twoje cierpienie czuje bol. Jest Bogiem, ale byl tez czlowiekiem i czul i bal sie i plakal. Dlatego moze byc (jesli moze .. ) kims do kogo sie mozna zwraca i pytac.

Tez mnie ciekawi, podobnie jak Ciebie jak dlugo bede slepa na Jego znaki do mnie (bo przeciez w/g tego jak wierze; sa te znaki !) , jak dlugo Bol bedzie mnie/ciebie zaslepial?

Czy mozezmy podjac walke z bolem i czy jest to walka do wygrania?

z Bogiem tak i tylko z nim- wiec....

Boze nasz , nie kaz nam czekac i pomoz...przeciez widzisz, bo jestes, JESTES przy kazdej z nas z osobne, jestes przy nas .. z pochylona glowa i smutnymi oczymi, bo Twoja Milosc jest odrzucana i niekochana, wyszydzana i ponizana..
To Twoja Milosc , tak bardzo boli tylko odrzucona Milosc..Tylko Ty, Panie, tylko Ty, masz Moc to przemienic.. Wysluchaj nas...

Agnicha, ja Cie nie namawiam, ale pomysl co tracisz, jak sie od niego teraz wyprowadzisz?
Tracisz tylko pozornie cos czego i tak od niego nie dostajesz..., a tak na prawde mozesz zyskasz cos wiecej. Ale musisz sprobowac.

Jestem z Toba myslami, podejmi krok , Ty , tak Ty !!! i idz , idz do przodu, pomimo bolu idz, bedziesz silna i przejdziesz przez to, zobaczysz

pzdr
 
     
kasia
[Usunięty]

Wysłany: 2007-12-04, 12:00   

agnicha, przeczytaj proszę ze strony głównej Sychar korespondencję Agnieszki z Ojcem Salijem.
"Zły ogień szybko się wypala" Ksiądz, który Ci radził nie wykonywać zdecydowanych ruchów w tej sytuacji, słusznie radzi. Małżeństwo trwa, Ty jesteś na swoim miejscu. To zachowanie Twojego męża burzy równowagę. To on, pchany przez doświadczenie nowych, świerzych emocji, decyduje się na takie a nie inne postępowanie - przeciwko Małżeństwu, Rodzinie - której przysięgał wierność.

Jak zachowują się w tej sytuacji Twoi teściowie?

Pozdrawiam!
 
     
agnicha
[Usunięty]

Wysłany: 2007-12-04, 22:19   

Dziękuję Wam za każde słowo jakie od Was otrzymuję...wasze doświadczenie jest dla mnie bezcenne......



Reniuszku, napisałaś:

Reniuszek napisał/a:
Agnicha, ja Cie nie namawiam, ale pomysl co tracisz, jak sie od niego teraz wyprowadzisz?
Tracisz tylko pozornie cos czego i tak od niego nie dostajesz..., a tak na prawde mozesz zyskasz cos wiecej. Ale musisz sprobowac.


Nie rozumiem.... czyli Twoim zdaniem powinnam się wyprowadzić, bo i tak nic nie zyskam tym, ze zostaję?
Hmmmmmmmmmm.........Dlaczego ja cały czas mam wrażenie jakby to wszystko działo sie obok mnie?....jakbym wszystko oglądała przez szklaną szybę?


Kasiu,
Już się biorę za lekturę listów Agnieszki...
Dziękuję

[ Dodano: 2007-12-04, 22:36 ]
No tak i jeszcze parę spraw....

Właśnie mój "jeszcze" mąż obwieścił mi że w pracy u niego już huczy od plotek, że się rozwodzimy.....(szkoda, że ja jeszcze o tym nie wiem) on jest osobą publiczną, a nasze miasto - małe...Jedynym problemem dla niego jest to, że to na pewno nie ułatwi mu to życia w pracy....po co on mi to mówi? Mam się nad nim litować? nie zamierzam.....Choć bardzo mi przykro że będzie miał problemy...ale przecież prawda jest taka, że przez to i ja będę je miała- też jestem osobą znana w naszym mieście....
Choć wiecie co, jestem na etapie obojętnienia...i szczerze mówiąc mam to gdzieś co ludzie powiedzą....

Martwi mnie jeszcze jedna sprawa...jutro mam pierwsza wizytę u psychologa...boje się, bo szczerze mówiąc nigdy nie byłam zwolenniczką tego zawodu....
Niby pani psycholog polecona przez moja koleżankę, ale nie mam przekonania...czy nie przewróci mojego świata do góry nogami???
Trzymajcie za mnie kciuki
 
     
Reniuszek
[Usunięty]

Wysłany: 2007-12-05, 09:18   

Agnichho,

Zeby bylo jasne, absolutnie nie namawiam Cie do wyprowadzenia sie, to za powazna decyzja, zeby ja mogla ci radzic w tym temacie, nie znajac waszych okolicznosci.
Napisalas, ze mieszkacie w domu czy mieszkaniu meza i zrozumialam, ze on chce zebys sie wyprowadzila. To odpowiedzialam tylko, ze jesli Twoj maz tego naz prawde chce i Ty poczujesz ze chcesz/ powinnas, to nic nie stoi na przeszkodzie, zebys to rozwazyla.

Nic nie tracisz. a zyskac mozesz duzpo wiecej- ot i co.
Przeciez wyprowadzka nie oznacza konca waszego malzenstwa.
Ale ja sie moze nie znam, mnie nie sluchaj za bardzo.
Sama zazadalam wyprowadzki meze, bo sie zaczelam bac jego niekontrolowanych zachowan i jak na razie nie pomoglo nam w to w scaleniu naszego malzenstwa, wrecz przeciwnie...

Na razie nieznane sa mi zupelnie plany pana Boga w tym temacie. wiec slucha, i Tobie tez goraco doradzam SLUCHANIE i PATRZENIE co sie wydarza w Twoim zyciu.
Bardzo dobrze., ze idziesz do tego psychologa. Ja tez chodze i sobie chwale. Kawal nieznanej nam historii nosimy w sobie latami i zachowujemy sie, postrzegamy siebie wg. pewnych schematow, niekoniecznie obiektywnie slusznych. Stad potem nasze mniej lub bardziej uswiadomione zyciowe cierpienia.


A zapewniam Cie, BOG CHCE TWOJEGO SZCZESCIA, tylko i wylacznie tego, takze tam, a moze nawet szczegolnie tam gdzie teraz jest cierpienie. Te miejsca gdzie jest w nas bol, cierpienie to specyficzne kanaly Bozej Łaski, Bozego dzialania.
Madrze to brzmi, az sama sie dziwie, ze to pisze, ale to jest chyba jakas mocna podstawa mojej wiary, to sie dziele tym z Toba. Bog nie jest dawca cierpienia. A wcale nie bylo to dla mnie kiedys takie oczywiste, wiesz? Nie jest latwo wpuscic Boga w otwarta rane serca, oj nie latwo.



powodzenia tam u tego psychologa,
napisz jakie wrazenia i poddawaj sie zlym myslom

pzdr
 
     
Ada
[Usunięty]

Wysłany: 2007-12-05, 14:48   

Agnicha
Jesteś młodziutką dziewczyną na pewno piękną i ciekawą.
Moja rada: nie daj się zwariować złym destrukcyjnym myślom o zdradzie i podporządkować swojego życia bombardującym myślom od rana po noc i w nocy tez : dlaczego? dlaczego? dlaczego ? mnie się to przydarzyło? co ja takiego zrobiłam , ze teraz kiedy ja go mocno kocham on mnie zdradził i kocha inną? co robić aby znów było tak jak kiedyś? itd

Nie myśl o nim co on robi, gdzie wychodzi ani o tej kobiecie. Ta kobieta jest mocno zdesperowana i być może niedoceniana w małżeństwie , że zainteresowała się żonatym facetem. Masz nad nią przewagę. Nie dość , że jesteś młoda i piękna to jeszcze jesteś jego żoną. Weź się do pracy ratując swój związek - oczywiście jeżeli jeszcze Ci na nim zależy.

Tak długo jak mężczyźni uważają , że żony będą znosić zdradę , będą nadal zdradzać je w nieskończoność. Ale gdy tupniesz nogą...) i konsekwentnie ustalisz granice tego co możesz tolerować to możesz się zdziwić jak niedojrzali mężczyźni opuszczają swoje egoistyczne zapędy.

Zacznij pracę nad samoaktualizacją.

Zmień swój imaż o 180 stopni. Zaskocz go swoim kobiecym sprytem.
Włosy –inny kolor – fryzjerka dopasuje Ci kolor i długość do Twojej urody
Kosmetyczka - choć myślę , że w Twoim wieku na pewno nie potrzeba tu jej ingerencji – sama sobie dasz radę.
Solarium – kilka wizyt zmieni kolor skóry – będzie słoneczna i interesująca.
Strój modny dopasowany do urody ( kup sobie kilka ciekawych i ładnych ciuszków)

Nie sprawdzaj go, nie kontroluj to bardzo trudne zadanie w tej sytuacji ale musisz to zrobić dla własnego dobra. (ciągłe kontrolowanie obraca się w masochizm –przeciwko nam)
Wychodź z domu ale zanim wyjdziesz zadbaj o siebie jakbyś wychodziła na randkę ( nie namawiam Cię na „kawę z panem”) w tym czasie możesz nawet pójść do kościoła i w ciszy posiedzieć i się pomodlić albo na dłuuuuuuugi spacer.

Zapisz się na kurs (obcy język) albo na studia podyplomowe.
Zacznij myśleć o sobie.

Nie narzucaj się mężowi on wie , że go kochasz wystarczy na niego popatrzeć z miłością w oczach nie mówiąc mu po kilkakroć , że go kochasz bo w tej chwili on żyję w świecie „złudnych marzeń”. Opadną mu klapki z oczu , gdy będzie musiał za Tobą gonić i Ciebie kontrolować. Stanie się to gdy potrafisz to taktycznie i z gracją rozegrać.
Pamiętaj najbardziej mężczyznę zwala z nóg wymykająca się kobieta. Masz być tajemnicza chwilami masz się zamyślać ( w tym czasie myśl o pięknych chwilach spędzonych razem z mężem). Postaraj się być milcząca (nie kłóć się nawet gdy się spóźni z pracy nie osaczaj go ).
Daj mu tyle luzu ile chce . Twoje zachowanie musi się zmienić o 180 stopni i to nagle.

Jak jutro wstaniesz musisz być innym człowiekiem.

Byłaś smutna masz być wesoła.
Mówiłaś dużo masz być milcząca.
Byłaś szpiegiem męża masz być obojętną.
Przeanalizuj swoją postawę i zacznij pracować nad swoim charakterem.

Muszę Ci powiedzieć , ze kobiety są gorsze od facetów potrafią się narzucać i zrobić taki mętlik w głowie mężczyzny , że trudno się oprzeć oczarowaniu i jeszcze jedno kobieta gdy chce zdobyć faceta to nie ma na nią siły bo potrafi wyczuć ich słabe strony. Wiedząc o tym powalcz jej bronią ( masz od nowa być tajemnicza dla męża) . To co Ci radzę jest zwykłą parodią ale niestety sprawdza się w życiu.
Jeszcze jedno w każdym punkcie masz być wspaniała nawet jedząc kolacje sama masz pięknie nakryć stół i zapalić ozdobną świecę”. Masz kupić kwiaty i postawić we flakonie , masz słuchać pięknej spokojnej muzyki ściągnij ją z internetu (program Emule)
Zapamiętaj od dziś zacznij myśleć o sobie. Masz pokochać siebie . Masz być małą egoistką ponieważ przychodzi taki moment gdy miłość do siebie i własne interesy muszą uzyskać pierwszeństwo przed miłością do partnera.
Z tego co piszesz ten moment jest w tej chwili.

Dobrze robisz , że szukasz profesjonalnej pomocy.

Pozdrawiam cieplutko
Ada
 
     
agnicha
[Usunięty]

Wysłany: 2007-12-05, 23:32   

Ada, Reniuszku dziękuje Wam

Jak na złość wszystko się sypie.....oczywiście nastawiałam sie psychicznie na wizytę u psychologa od kilku dni i co??? I WIZYTA ODWOŁANA!!!!!!!!!!!!!!!
To tylko ja mam takie "szczęście"....

Ada,
widzisz ja teoretycznie wiem, że teraz powinnam pomyśleć o sobie...że powinnam coś zmienić czy zadbać o siebie...ale nie mogę sie do tego przełamać...Nie mam siły na "babskie" zmiany......
Szczerze powiedziawszy to codziennie rano muszę sie bardzo wysilić aby pomyśleć w co POWINNAM sie ubrać do pracy...a mam myśleć o zakupach???

Wiem na pewno jedno...bardzo chcialabym znaleźć jakąś wspólnotę...może macie jakieś propozycje?
 
     
Ada
[Usunięty]

Wysłany: 2007-12-06, 00:15   

Agnicha masz blisko naszą Wspólnotę. Wspólnota Sycharu znajduje sie w Warszawie .

[ Dodano: 2007-12-06, 01:40 ]
Wiele żon przypisuje sobie winę zdrady męża zamiast przypisać ją mężowi, i zakłada że musiały zrobić coś, co spowodowało, że zbłądził. Jeśli chodzi o mężczyzn to mówią, że gdyby żona była inna, nie mieliby motywacji, by ją zdradzać. Faktycznie jednak jest to tylko chytre usprawiedliwienie z ich strony. Chcą usprawiedliwić przed sobą swe zachowanie, by nadmiernie nie obciążać się winą więc mówią sobie, że to wszystko wina żony, gdyż nie dała mu tego, czego potrzebuje od kobiety. Jeżeli mąż mówi ci coś takiego, nie zgadzaj się na to, ponieważ niezależnie od tego, czym go denerwujesz, zdrada prawie nigdy nie jest najlepszym rozwiązaniem problemów.
Przeważająca większość przyczyn dla których mężczyźni dopuszczają się zdrady, ma niewiele lub w ogóle nie ma nic wspólnego z zachowaniem żony lub jej osobowością. Wprost przeciwnie. Z zasady mają większy związek z jego własnymi problemami i zahamowaniami. Więc jeżeli nie zrobiłaś mu nic naprawdę obrzydliwego, to daj sobie spokój i przestań obciążać się winą.
Wiem , że jest Ci źle , że nie możesz się pozbierać wszystko ma swój CZAS. Jest czas na rozpacz, na leczenie i na pogodzenie się z tym co nas spotkało. . W tej chwili wszystko co przeżywasz to normalne ale przyjdzie moment , że się pozbierasz.
Nie chcę się powtarzać we wcześniejszych postach już pisałam że do wszystkiego musimy pomału dojrzeć. Przede wszystkim „do przebaczenia”.
Każde małżeństwo przechodzi przez okres wyzbywania się złudzeń. Jest to nieuniknione. Romantyczna miłość zawsze się kończy, więc jeżeli mąż pragnie zostawić swoją żonę - którą kiedyś kochał - w nadziei, że znajdzie kogoś innego w kim będzie zakochany wiecznie, to na dłuższą metę rozczaruje się jeszcze bardziej, ponieważ na pewno odkocha się w każdej osobie, którą poślubi. Co gorsze, straci jedyną osobę, której prawdziwie na nim zależało w życiu.
Tak bardzo mi Ciebie żal.
Oddałaś swe życie innej osobie nie w nadziei, że wszystko co wydarzy się w przyszłości, będzie przyjemne, ale raczej ze świadomością że trudne chwile są taką samą częścią życia, jak chwile przyjemne. Jeżeli naprawdę prawdziwie kochasz swego męża, nie będziesz chciała go opuścić niezależnie od tego, jak wiele złych rzeczy zdarzy się w przyszłości

Ja tak myślę: jeżeli Twój mąż jest dobrym człowiekiem należy wszystko zrobić aby uratować Wasz związek nawet przeczekać to jego oczarowanie. Każde oczarowanie mija jeżeli nie dodaje się oliwy do ognia ( nie rozpaczaj, nie kontroluj, nie kłóć się,). Jemu szybciej minie „to złudne zakochanie” jeżeli zastosujesz się do moich wcześniejszych rad.

Pozdrawiam
Ada
 
     
agnicha
[Usunięty]

Wysłany: 2007-12-06, 20:06   

Ado, ale on mi mówi że się już z tamtą dawno nie spotyka.....
Myślę, że to nie chodzi o zauroczenie, ale o to , że jak mi powiedział wygasła jego miłość do mnie...Powiedział, że już od ponad roku czuje, że coś sie w nim wypala, ale nigdy mi tego nie powiedział, bo uważał, ze to jest jego problem i sam musi sobie z nim poradzić...
Jak to jego problem????????!!!!!????????
Czy w dniu ślubu nie powiedzieliśmy sobie, biorę sobie Ciebie za męża - żonę ...czyli biorę na siebie Twoje zmartwienia i problemy i chcę z Tobą dzielić Twoje radości???
:cry: :cry: :cry: :cry: :cry: :cry: :cry: :cry: :cry: :cry: :cry: :cry: :cry: :cry: :cry:

Nie chcę mysleć o naszym ślubie....chcę to wspomnienie zachować jako coś pieknego, a w tej chwili, przez pryzmat tego wszystkiego, co mi powiedział, wspomnienie ślubu napełnia mnie rozgoryczeniem, uczuciem krzywdy i ogromnym żalem...

Teraz po prostu się nie odzywam...nie mam siły już zaczepiać go, ale nie chce mi się z nim też gadać....jedyne co go interesuje, to czy dam mu samochód bo jedzie na weekend w góry...
A mi głupiej szkoda go, żeby tak się tłukł pociagiem i pewnie mu go dam...
Chociaż psuje mi to plany....

Tyle we mnie uczuć...sprzecznych i krzyczących...mam ochotę wyładować się.........

A najgorsze jest to, że dopada mnie zniechecenie.........nie chce mi sie juz o niego walczyć.......czuję że powoli we mnie tez wypala się wszystko...moze to po prostu forma samoobrony, a może dopiął swego i rzeczywiście przestaję powoli go kochać???

Ada, podziwiam Cie, że taka jesteś pewna siebie, że stoisz taka silna na nogach...
Ja na razie nie umiem...

Dziękuję za wasze wsparcie
 
     
Reniuszek
[Usunięty]

Wysłany: 2007-12-07, 15:31   

Agnicho,

Cos ci powiem na postawie tego co mowisz, cytujac Twoje slowa o mezu: " ... ale on mi mówi że się już z tamtą dawno nie spotyka..... - mnie tez tez tak mi mowil ... wierzysz mu Ty, wierzylam i ja, ale co z tego, skoro mowi, ze cytuje : ....wygasła jego miłość do mnie... oraz takie hasla w stylu: "..ze to jest jego problem i sam musi sobie z nim poradzić..."

Powiem Ci tak, ze ja to juz slyszalam wiele razy i jest to zwykla ucieczka przed odpowiedzialnoscia za Ciebie, za wasz zwiazek. Przykre to, ale prawdziwe.

Nie smiem, jak ktos wczesniej, Ada chyba, choc pewnie ma duzo racji.., radzic ze masz sie zajac soba itd , itp.
To dobre rady, jak czlowiek jest juz po pewnej drodze zrozumienia tego co sie stalo.
A Ty, zdaje mi sie jestes na poczatku takiej drogi .

Ja sie za bardzo na mezczyznach nie znam i dlatego prosze was, [b]drodzy mezczyzni z forum , byscie w miare mozliwosci zabrali glos w tym temacie [/b]

Masz Agnicha uzasadnione i sluszne zale do meza, bo przeciez cos Tobie przed Bogiem Ci SLUBOWAL i tego sie nie wyprze.

Najwyrazeniej nie chce mu (oby chwilowowo) brac na siebie waszych radosci, a juz na pewmo nie smutkow.

Duzo jest w Tobie tych emocji zwiazanych z zalem, smutkiem, nawet nie bojmy sie tego slowa, swego rodzaju "oszukaniem" Ciebie przez meza. Taka jest Prawda, jesli jest jak jest, jak piszesz.

Szkoda, ze nie wyszla wizyta i tego psychologa. Musisz o te wizyte zadbac, aby przede wszystkim uporzadkowac swoje emocje.

Oczywiscie zanim psycholog czy terapeuta, to modlitwa tez pomaga. Zalecam o polecam goracpo.
Tak jak teraz potrafisz, mozesz sie przeciez modlic nawet ta nieumiejetnoscia modlenia sie. Bog jest blisko Ciebie, bardzo blisko i nie potrzebuje okraglych slow, zdan i formulek. Potrzebuje Twojego otwartego na tchnienie Jego Ducha serduszka. Tylko tyle. Ja wiem, ze boli i ze wcale sie nie chce. wiem, ale warto wiesz? WARTO!

Czy Ci sie bedzie chcialo o niego walczyc- nie wiem.
Jesli go kochasz to bedziesz walczyc nawet wtedy, jak wszytsko sie bedzie ukladac nie po Twojej mysli (czego Ci nie zycze) ;-)

Czy maz Cie przestsl kochac ? Jesli tak, to znaczy ze nigdy Cie nie kochal. Ja wiem ze to bolesne, ale prawdziwe .

Zakladam jeszcze ze slowa nie sa odbiciem tego co Twoj maz ma w sercu i powoduja nim jednak inne okolicznosci, a nie brak milosci ze tak mowi... Ale tego ci juz nie powiem.

Niech jedzie w te gory, niech sobie przemysli, moze ruszy w nim cos dobrego i potem sprobuj z nim porozmawiac. Po prostu- probuj do skutku.

Tyle Ci moge poradzic
 
     
Ada
[Usunięty]

Wysłany: 2007-12-07, 21:19   

Z tym spotykaniem i nie spotykaniem to mu nie wierz bo facet jest jak małpa: dopóki nie złapie się porządnie drugiej gałęzi nie puści z reki pierwszej". Kręci i łga.
Z tym chwilowym niekochaniem to tez kłamstwo są pewni uczucia żony i igrają z jej emocjami. Wystarczy zadbać o siebie i być tajemniczą, milczącą i powabną.
Jak zobaczy , ze mu sie żonka wymyka z pod jego władzy i na dodatek podoba się innym facetom, którzy za nią sie oglądają w jego obecności to zaraz kochanie z zazdrością wróci.
 
     
nałóg
[Usunięty]

Wysłany: 2007-12-08, 10:02   

Witajcie............Ado piszesz:"Z tym spotykaniem i nie spotykaniem to mu nie wierz bo facet jest jak małpa: dopóki nie złapie się porządnie drugiej gałęzi nie puści z reki pierwszej". Kręci i łga."

Czy nie uważasz że troche przegiełas ty uogólnieniem???? Jestem facetem i nie szukam drugiej gałęzi poza rodziną,a Ty piszesz uogólnienia.
Na tym forum jest sporo świadectw że takie stwierdzenie jest prawdziwe niezależnie od plci szukającego drugiej gałezi w ramionach kochanka/ki .Wiec moze lepeij byłoby nie szafować tak szerokimi uogólnieniami?
 
     
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz załączać plików na tym forum
Możesz ściągać załączniki na tym forum
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  
Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group
Strona wygenerowana w 0,03 sekundy. Zapytań do SQL: 10