Celem tego forum jest niesienie pomocy małżonkom przeżywającym kryzys na każdym jego etapie (także po rozwodzie i gdy współmałżonkowie są uwikłani w niesakramentalne związki), którzy chcą ratować swoje sakramentalne małżeństwa
Wysłany: 2007-12-11, 17:29 BEZNADZIEJA!!! Co o tym sądzicie :(
Witam wszystkich…
Znalazłem to forum jakiś czas temu ale dopiero dzisiaj zdecydowałem się napisać do Was …
Chciałbym, żeby ktoś spojrzał na moją sytuację z boku…
Uff…
Od czego by tu zacząć…
Małżeństwem jesteśmy nieco ponad 4 lata. Mamy śliczną, trzyletnią córeczkę i ustabilizowaną sytuację życiową…
Żonę poznałem 2 lata przed ślubem. Jest naprawdę dobra dla mnie, nie kłócimy się prawie wcale, razem rozwiązujemy napotykane problemy… Ufamy sobie… Często osobno wychodzimy na jakieś spotkania, imprezy… Nie ma w nas zazdrości… Mimo, że żona jest bardzo atrakcyjną osobą… Idealne małżeństwo… Za takie uchodzimy i wszyscy nam zazdroszczą tak sielankowego życia…
Ale… Zawsze się zastanawiałem kiedy pojawi się ale…
No i pojawiło się ponad rok temu.
Uderzyło to we mnie jak grom z jasnego nieba…Tak nieoczekiwanie i tak dosadnie…
Żyję z osobą, której nie kocham……………….
Jesteśmy przyjaciółmi to fakt. Ale nie wierzę w żadne uczucie między nami niestety….
Od roku CODZIENNIE myślę o tym, że mimo wielu prób nie jestem w stanie tej osoby pokochać. Wydawało mi się, że to co nas łączyło wystarczy do zbudowania rodziny……
Jaki ja byłem głupi….
Jest mi wstyd i nie chcę nikogo ranić ale ja się wypalam coraz bardziej z każdym dniem…
Nie ma między nami żadnej chemii, odrobiny szaleństwa… Żona jest do bólu praktyczna…
Od zawsze brakowało w naszym związku czułości…
Ja tak nie potrafię… Jestem w totalnej kropce.
Próbowałem z żoną o tym porozmawiać kilka razy bez skutku…Próbowałem już wszystkiego...
Najgorsze, że przestaje mi zależeć na tym związku…
Ale apogeum moich wątpliwości przepełniło się całkiem niedawno. Wyjechałem na weekend ze znajomymi. Żona stwierdziła, że nie ma ochoty… Jako, że tak jak pisałem wcześniej, nigdy w niczym siebie nie ograniczamy wyjazd taki był jak najbardziej możliwy. Ba, nawet można rzec, że w jakiś sposób naturalny…
I tam poznałem kogoś… Od razu napiszę, że do niczego nie doszło a było ku temu kilka okazji, z których to ja jawnie rezygnowałem…Mimo przypływu chwili nie zrobiłbym nigdy tego osobie, z którą jestem…
Ale ta dziewczyna pokazała mi jak może wyglądać życie… Nie chodzi tu o jej wygląd , chodzi o podejście do życia i ta jej czułość, którą zaraziła mnie niesamowicie… Po powrocie z tego wyjazdu nie potrafię się pozbierać… Nie potrafię o niczym innym myśleć jak o tym jaka pustka istnieje w moim życiu…
I naprawdę nie chodzi mi już o tą dziewczynę… Wierzcie mi…
Ona była jak katalizator początkujący wydarzenia do jakich się przymierzam…
Nie potrafię żyć bez uczucia…
Zdaję sobie sprawę, że sam jestem winien… To ja przystałem na taki związek, licząc że głębokie uczucie przyjdzie z czasem…. Nie przychodzi a dzisiaj już wiem, że nie przyjdzie… Jestem załamany…
Wiem, że dojdzie do rozpadu naszego małżeństwa… A najgorsze jest to ŻE NIE MA WE MNIE CHODŹBY KSZTYNY CHĘCI ABY RATOWAĆ NASZE MAŁŻEŃSTWO…
Mam jeszcze ostateczną nadzieję…Taką co to tli się na samym końcu duszy człowieka…
Wiem, że rozmowa nic nie da… Wierzcie mi, że nie da…
Dlatego planuję wyprowadzić się na jakiś czas z domu (miesiąc może dłużej) aby wszystko przemyśleć… Żebyśmy to razem przemyśleli…
Wydaje mi się to ostatnią deską ratunku, która gdzieś tam dryfuje na krańcach oceanu nadziei…..Poryczę się zaraz………………….
Napiszcie mi proszę co sądzicie o tym wszystkim… Ale tylko Ci, którzy mnie rozumieją…
Wesprą… Pomogą…
Co robić…………………
Smutny….
MISIOR
Andrea [Usunięty]
Wysłany: 2007-12-11, 19:51 Re: BEZNADZIEJA!!! Co o tym sądzicie :(
Misior napisał/a:
...
Jest mi wstyd i nie chcę nikogo ranić ale ja się wypalam coraz bardziej z każdym dniem…
Nie ma między nami żadnej chemii, odrobiny szaleństwa… Żona jest do bólu praktyczna…
Od zawsze brakowało w naszym związku czułości…
Ja tak nie potrafię… Jestem w totalnej kropce.
Próbowałem z żoną o tym porozmawiać kilka razy bez skutku…Próbowałem już wszystkiego...
Najgorsze, że przestaje mi zależeć na tym związku…
'''
Wiem, że rozmowa nic nie da… Wierzcie mi, że nie da…
MISIOR ?
Nie wiem czy dosłownie można rozumieć te "kilka razy bez skutku…Próbowałem już wszystkiego..." ? Jeśli tak, to moim zdaniem to zbyt mało i niekoniecznie rozmową zmienisz relacje w małżeństwie, co zresztą napisałeś w końcowej części posta. No i z tymi próbami "wszystkiego", domyślam się, że nie jest tak do końca jak piszesz. Trudno samemu sobie pomoc, może rekolekcje ?
http://www.kryzys.org/vie...ight=rekolekcje
Powodzenia. :)
Misior?????
A Ty kiedykolwiek byłeś mężem?Czy moze tylko Ci sie wydawało?
Piszesz:"Mam jeszcze ostateczną nadzieję…Taką co to tli się na samym końcu duszy człowieka…
Wiem, że rozmowa nic nie da… Wierzcie mi, że nie da…"
Wiesz chłopie co?Ty wiesz że nic nie wiesz............Ty chyba nie wiesz że jak ŻĄDZĄ TOBĄ ŻĄDZE TO TY SOBĄ NIE RZĄDZISZ.........
Miłość to nie zielsko które rośnie byle gdzie i byle jak,miłość,małżeństwo to taki ogródek,taka grządka którą trzeba starannie pielęgnować aby była piękna.Ale nawet na pięknej grządce pojawiają sie chwasty,które trzeba usuwać...........a czy chwastem nie jest ta spotkana na wyjeżdzie osoba?
Jesteś chyba jeszcze młodym człowiekiem więc nie odpuszczaj sobie,mężem można być tylko raz......... a potem jest sie tylko zdradzaczem,konkubentem a w najlepszym razie tylko drugim albo kolejnym mężem,ewentualnie mężem z odzysku.A co z ojcostwem??? Jesteś ojcem?Czy Twój ojciec był ojcem czy tylko bywał ojcem?Czy Ty chcesz być ojcem czy tylko bywać ojcem?
"Kusy" podstawił Ci panienkę,a może mężatkę bez kręgosłupa,lecącego na faceta który jest mężem,ojcem.A czy nie sądzisz że ona jest złodziejką?Chce ukraść ojca Twojej córce...............
Wiesz co????? Każda kobieta pasuje do każdego mężczyzny............ale nie każda kobieta może byc żoną.....tylko jedna....................
Poproś Boga o światło Ducha Świętego ,o miłość,o zdrowy rozsądek,o odpowiedzialność,o to abyś z powrotem stał sie mężczyzną ,mężczyzna który potrafi p-ognać "kusego' z jego pokusą.
Pogody Ducha
elzd1 [Usunięty]
Wysłany: 2007-12-11, 23:54
Piszę, chociaż zupełnie Cię nie rozumiem. Bardziej rozumiem Twoją żonę - tę "do bólu praktyczną" kobietę.
Widzisz. Ja też tak mam - bujać w obłokach przestałam bardzo dawno.
Mówisz, że próbowałeś rozmawiać z żoną - a czy na pewno to była rozmowa? I czy rzeczywiście nic nie zostało wyjaśnione? Może tylko prowadziliście monologi?
Piszesz " Od roku CODZIENNIE myślę o tym, że mimo wielu prób nie jestem w stanie tej osoby pokochać. Wydawało mi się, że to co nas łączyło wystarczy do zbudowania rodziny……
Jaki ja byłem głupi…."
Znaczy - nie kochałeś żony w dniu ślubu? Nie kochałeś żony, gdy dowiedziałeś się, że będziesz ojcem, gdy zobaczyłeś swoją córeczkę?
Trudni mi w to uwierzyć.
Piszesz: "Najgorsze, że przestaje mi zależeć na tym związku…"
"I tam poznałem kogoś…
...Ale ta dziewczyna pokazała mi jak może wyglądać życie… Nie chodzi tu o jej wygląd , chodzi o podejście do życia i ta jej czułość, którą zaraziła mnie niesamowicie… Po powrocie z tego wyjazdu nie potrafię się pozbierać… Nie potrafię o niczym innym myśleć jak o tym jaka pustka istnieje w moim życiu…"
Ja myślę, że właśnie o tę dziewczynę chodzi, że ona faktycznie stała się powodem Twoich złych myśli.
Czułość - a skąd niby wzięła się Wasza córka? Czy wtedy nie było czułości?
Wiesz, byliśmy małżeństwem 26 lat, wydawało mi się, że w miarę dobrym. Może i mało było spontaniczności, może zbyt mało rozmów o nas, z czasem może i czułości zbyt mało. Ale odczuwałam miłość męża przez cały ten okres, dostawałam dowody - nie materialne, tylko te niewymierne, a jakże ważne.
Później, gdy pojawiła się inna kobieta - nagle dowwiedziałam się, że właściwie to on nie był szczęsliwy.
Poczuł tak modne obecnie "motylki w brzuchu", wydawało mu się, że dotychczasowe wspólne życie nie było wiele warte. Teraz, może i przeżył więcej, może bardziej zabiega, może te motylki wciąż gdzieś mu fruwają, ale czy jest szczęsliwy?
Życie nie polega na tym żeby patrzeć na siebie. Życie polega na tym, żeby patrzeć w tym samym kierunku.
Motylki kiedyś odlecą, zostanie szarość dnia codziennego, a jeśli zdecydujesz się związać z tą kobietą - czy ominą Was codzienne kłopoty? Spontaniczność jest dobra - czasami. Ale nie może stanowić jedynego naszego działania.
Piszesz: " Wyjechałem na weekend ze znajomymi. Żona stwierdziła, że nie ma ochoty… Jako, że tak jak pisałem wcześniej, nigdy w niczym siebie nie ograniczamy wyjazd taki był jak najbardziej możliwy. Ba, nawet można rzec, że w jakiś sposób naturalny…"
Może za dużo wolności miałeś? Może warto by się zastanowić, dlaczego żona nie miała ochoty na ten wyjazd?
Wiesz, ja również unikałam spotkań z osobami, z którymi źle się czułam. I mój mąż to rozumiał, akceptował. Ale rzadko wychodził beze mnie, ja zresztą bez niego również. Bo jakoś tak nam się wydawało, że małżenstwo polega na tym, aby wspólnie spędzać czas z osobami, których oboje akceptujemy, to było naturalne.
Pewnie że każde z nas miało swoich znajomych, ale nie kosztem drugiego z nas.
Piszesz: "Wiem, że dojdzie do rozpadu naszego małżeństwa… A najgorsze jest to ŻE NIE MA WE MNIE CHODŹBY KSZTYNY CHĘCI ABY RATOWAĆ NASZE MAŁŻEŃSTWO…"
Nie wiem czy dobrze rozumiem: Ty już postanowiłeś, że w tym małżenstwie nie będziesz szczęśliwy? Teraz jakbyś szukał potwierdzenia i powodów, dla których chcesz opuścić rodzinę?
Napisałeś: "Żonę poznałem 2 lata przed ślubem. Jest naprawdę dobra dla mnie, nie kłócimy się prawie wcale, razem rozwiązujemy napotykane problemy… Ufamy sobie… "
Hmmm. Jest dla Ciebie dobra. A Ty dla niej?
I jeszcze coś: potraficie razem rozwiązywać problemy, ufacie sobie. To przecież podstawa każdego związku!
Nałóg ma rację - trzeba dbać o tę wspaniały ogródek - jakim jest małżenstwo, rodzina, a Twoja żona w tym ogródku jest najwspanialszym kwiatem. Tylko zadbaj o pielęgnację.
No, nie rozumiem Ciebie, jak nie rozumiem innych, którzy nagle przenoszą się do innej piaskownicy - bo tam są bardziej kolorowe zabawki.
Jeśli chcesz coś zrobić - proś Pana Miłości, by otworzył Ci serce. Pomódl się, bo wtedy On być może nie odmówi pomocy, jeśli prośba będzie ze szczerego serca.
Małżeństwo to jest kontrakt na czas określony "dopóki mi się nie znudzi", to decyzja na całe życie.
Maria Anna [Usunięty]
Wysłany: 2007-12-12, 08:44
A ja Ciebie rozumiem. Poniewaz na własnej skórze doświadczyłam, ze miłośc naprawdę może sie całkowicie wypalic. Byłam w związku kilkanascie lat, teraz nie jestesmy razem juz lat kilka i decyzje o odejściu podjęłam będąc pewna, ze tego "pana" ja nie kocham i kochac nie będę.
Na dzień dzisiejszy dziwi mnie tylko, ze ja mogłam w ogóle z nim byc. Nie czuje do niego nic, naprawdę.
Tylko moje powody, jesli można w ten sposób pisac były dośc poważne, on sam "zabił" nasza miłośc, bo kiedys kochałam tego człowieka. A ty sam piszesz, ze zona Twoja to dobra kobieta...
Ale rozumiem Cie i wiem, ze ci bardzo cięzko, poniewaz odchodząc od kogos mimo, ze tej osoby nie kochamy jest straszne. Te wyrzuty sumienia naprawde moga dobić...
Ja napewno podjęłam dobrą decyzje, ale jednak Ty musisz sam podjąc swoja...
Pamietajac, ze nie sztuka jest odejśc, ale sztuka jest spróbować i jeszcze raz, a jesli nic z tego nie wyjdzie to wybrac, zostac albo odejśc ...
Elżbieta [Usunięty]
Wysłany: 2007-12-12, 09:24 Re: BEZNADZIEJA!!! Co o tym sądzicie :(
Misior napisał/a:
I naprawdę nie chodzi mi już o tą dziewczynę…
Więc teraz czas na Matkę Bożą.
Mężczyźni, którzy ujrzą piękno Maryi, zakochują się w żonach na nowo.
To jest gwarancja,
lecz
pytanie do Ciebie:
Czy Ty w to, co napisałam uwierzysz?
W to, że żona, która jest Ci dana może być przez Ciebie pokochana,
choćby nawet miało chodzić o uczucia również. twoje uczucia do niej.
Miłość prawdziwa jest aktem wyrażenia woli "chcę".
Uczucia są piękne, ale mają to do siebie, że są zmienne.
Zawsze tak było, jest i będzie. Takimi nas stworzył Bóg.
Uczucia zmienne są, a my chcielibyśmy je zatrzymywać na jakimś ich etapie.
Jak będziemy chcieli zatrzymać je na jakimś ich etapie możemy nie zobaczyć, co jeszcze ma dla nas Bóg.
Dlatego jedyną dobrą radą jest ujrzeć piękną kobietę Matkę Jezusa, najpiękniejszą, która kiedykolwiek żyła na ziemi.
W każdej kobiecie potem ujrzysz prawdę o kobiecie, a zwłaszcza w kobiecie-żonie, aktualnej-chcianej.
Misior, czy wiesz co to są pokusy?
W Adwencie: "czuwajcie i módlcie się, żeby nie przyszła na was pokusa"
Czuwaj, badaj i pilnuj co masz w sercu.
Módl się o miłość do tej żony, do tej kobiety, nie miłość uczuciami (choć te nadają barwy), ale o miłość prawdziwą.
Wiesz, raczej nie ma innej drogi.
Ale zachęcam Cię do niej : - Drogi Z Bogiem, Maryją, Jezusem i Świętymi.
"...tak mi dopomóż Panie Boże i Wszyscy Święci"
a mój kolega 20 lat temu na ślubie powiedział drżącym głosem:
" iiiiii wyyy wszyscy święci" - tak się przejął w tym dniu swoim zadaniem bycia męża i ojca.
Ma 5 dzieci i Bóg mu błogosławi.
Chwyć Boga za Rękaw. Tyle.
Pan Bóg lubi dawać tym, którzy Go o to proszą i trwają z Nim.
Misior [Usunięty]
Wysłany: 2007-12-12, 10:44
Dziękuję wszystkim za uwagi...
Chciałbym coś jednak dodać...
"Robiłem już wszystko".....
Tak wszystko aby pokochać własną żonę.
Czy któryś z obecnych tutaj na forum o mało nie puścił z dymem mieszkania czy domu bo rozstawione było 347 (dokładnie pamiętam) świeczek a wejście do sypialni DOSŁOWNIE usłane różami ???
Czy któryś wprowadzał swoją kobietę na kopiec z zawiązanymi oczami o 2 w nocy aby pokazać jej panoramę miasta...
Czy któraś z Was dziewczyny obraziłaby się o to, że mąż wszedł do domu oblepiony żółtymi biurowymi karteczkami (4 paczki) i na każdej była prośba o to aby pozwoliła się kochać. (tak to było najtrudniejsze do zrealizowania:) :) :)
Mógłbym wymieniać jeszcze długo...
Każdy z moich "romantycznych" wybiegów kończył się ....hmmm......obrazą....
Ile ty musiałeś na to wydać..... Co to za brednie..... Masz coś z łokciem.... to jej słowa...
I zero odzewu. ZERO... Nawet dziękuję ba nawet całuska... Nic, null, nada :(
Nie były to wybiegi...Były to próby jakie podejmowałem aby coś zaiskrzyło w naszym związku... Na co dzień starałem się jej okazywać uczucie... Przy robieniu prozaicznych rzeczy.... Pomyślcie teraz....
Tyle rzeczy robiłem dla osoby, której nie kocham... Tyle rzeczy robiłem dla osoby, którą chciałem pokochać... Ale ona mi w tym nie pomaga nawet w najmniejszym stopniu...
Gasiła mnie przy każdej próbie...
Czasami się zastanawiam jak można być tak zimnym. A nasze rozmowy na ten temat kończą się praktycznie jednym stwierdzeniem..." Przecież cię nie trzymam..."
Wierzcie mi... Nie mam sobie nic do zarzucenia. Starałem się przez ten krótki czas naszego małżeństwa być jak najlepszym mężem. Dbałem o żonę na każdym kroku. Nigdy jej nie ubliżyłem, zawsze stawałem po jej stronie w jakichkolwiek konfliktach...
Jedynie mogę liczyć na odrobinę czułości podczas seksu, który jest a i owszem....
Ale tylko wtedy kiedy ona ma na to ochotę i do tego się przyzwyczaiłem.... Ale żeby jakieś przytulanie...Nic z tych rzeczy... Po seksie zawsze to ona się odwraca....wychodzi...
Czasmi się zastanawiam czy czasem nam się mózki nie pozamieniały :)
Chcę abyście mnie dobrze zrozumieli... Nie jestem facetem, którego można określić jako "ciepłe kluchy"... O nie...
Ja tylko chcę kochać i być kochanym. Potrzebuję tego jak wody, jak powietrza...
Ja poprostu już nie mam siły...Mam 31 lat i jeszcze wszystko przed sobą...
Jedyną osobą którą kocham z wzajemnością jest moja córeczka... Dałbym się za nią poćwiartować i tylko ona trzyma mnie jeszcze w domu... I z tego co widzę to córka dla mnie wydaje się ważniejsza... Ale nie będę tutaj nikogo osądzał... Nie mam do tego prawa...
Co do tej dziewczyny na wyjeździe....
Jeżeli myślicie, że trzy dni to za mało żeby kogoś poznać to się mylicie...
Nie powiem... Myślę o niej często.... Ale nie spotykamy się... Nie dzwonimy i nie piszemy sms-ów. Nawet nie mam bladego pojęcia jaki stosunek ona ma do mnie... Poprosiłem tylko żeby nie szukała ze mną kontaktu... Posłuchała i jestem jej wdzięczny za to bardzo... Zostawiła jednak furtkę... Że jakby co to ona za mną w ogień..............
Po trzech dniach znajomości...
Nie wiem na ile to było szczere, prawdziwe i realne... Ale było piękne...
Obiecałem sobie jednak, że jeśli dojdzie do rozpadu mojego małżeństwa to nigdy przez inną kobietę... Nie dopuszczę do tego... Zawsze starałem się być wporzo wobec ludzi i tym się w życiu kieruję... Nie uważacie, że bycie wporządku wobec siebie i innych jest najważniejsze w życiu? A ja nie jestem ani wobec żony ani wobec siebie...
Dlatego mówię jeszcze raz... Nie mam już siły... naprawdę...
A do tego wczorajsza nasza rozmowa:
ONA: Puściłeś przelew za OC ?
JA: Kotku...Czy ja kiedyś o jakiejś płatności zapomniałem?
ONA: Nie kotkuj mi tu tylko powiedz czy puściłeś...
JA: Chyba od Ciebie odejdę...
ONA: A puściłeś?
JA: Zostawię Cię... Zobaczysz...
ONA:Jesteś niezłe ciacho....Znajdziesz sobie kogoś...
JA: Nie prowokuj mnie tylko porozmawiajmy, proszę...
ONA: Dobra... Ale powiedz czy puściłeś ten przelew...
Ręce mi opadły... Oczywiście była wczoraj poważna rozmowa... Ale skończyła się jak ostatnia... "Przecież cię nie trzymam"...Zero krzyków, płaczu itd.
Oczywiście próbowałem też kiedyś krzyczeć ale nic to nie dało...niestety...
Wydaje mi się, że ta obca mi osoba nie wierzy, że ją zostawię... A ja jestem o krok od tego...
Żona jeszcze wylicza mi wszystkie minusy tego, że odejdę... Niestety wszystkie ekonomiczne... Wszystkie...
Straszne...
I co wy na to???
Jak tu żyć???
Maria Anna [Usunięty]
Wysłany: 2007-12-12, 11:08
PRZYKRE.
Zrobisz jak bedziesz uwazał.
Ale z tego jak to opisujesz, nie tak powinnien wyglądać pełen miłości związek dwojga ludzi.
Elżbieta [Usunięty]
Wysłany: 2007-12-12, 11:22
Misior napisał/a:
Jak tu żyć???
Żyć z Bogiem.
kasia [Usunięty]
Wysłany: 2007-12-12, 12:56
Hej !
piszesz, że robiłeś już wszystko.. Wiesz ostatnio w jednej z audycji w Radio Józef wypowiadała się pewna kobietam która miała ten sam problem co ty - nie czuła miłości, nie kochała swojego męża. Zaczęła się o to modlić. Przez łzy na przekór przeświadczeniu, że pewnie tego nie poczuje.. do własnego męża. Nie wiem jak długo się modliła, ale podobno to przyszło nagle.. to za czym tęskniła, jej serce zostało przepełnione miłością.
To piękne co piszesz o tych niespodziankach, usłaniu podłogi rózami.. Tylko wiesz, miłość nie chce niczego wzamian.. Ty widząc "brak efektów" mówisz sobie, nie nie kocham, nic nie czuję do niej.. dlaczego??
Oczekujesz od żony czułości, a dlaczego u niej taki niepokój o rachunek za OC? może powinieneś poprawić przepływ informacji między Wami. Nie byłoby tych pytań, gdyby w umówionym miejscu znajdowało się potwiedzenie opłacenia tej składki.
Miłość to pewna sprawność jakiej się nabywa. Jest cierpliwa, nie szuka swego... Czy znasz jej pragnienia? Czego ona od CIEBIE oczekuje, co mógłbyś jej dać. No bo wiesz.. czasem tak jest, że jak chcesz dać komuś prezent wg. swoich wizji nt. "świetnego prezentu", może się okazać przysłowiową "kulą w płot". Być może tak było np. w przypadku oblepienia się żółtymi kartkami..
Módl się więc o Miłość do żony.. "Proście, a będzie Wam dane"
Ada [Usunięty]
Wysłany: 2007-12-12, 13:06
Misior
Ty prowokujesz nas wszystkich tu na forum swoimi postami.
Nie mogę uwierzyć , że mężczyzna w Twoim wieku jest taki dziecinny.
Boże jak tak można igrać z drugim człowiekiem - bardzo współczuje Twojej żonie. Musi być naprawdę aniołem , ze potrafi przy takim jak Ty człowieku - zachować spokój.
Niczego nie nauczyli Ciebie Twoi Rodzice nie potrafisz być odpowiedzialny za swoje czyny za swoją Rodzinę.
Nie mogę jednego zrozumieć w Twoim zachowaniu : jak można w życiu
kierować się instynktem przecież tak robią zwierzątka a nie myślący ludzie.
Twoja żona jeszcze Ci ufa nie strać tego - zacznij pracować nad sobą z dobrym psychologiem bo naprawdę będzie miał dużo pracy z Tobą. Masz poważne kłopoty ze swoimi emocjami.
Misior [Usunięty]
Wysłany: 2007-12-12, 13:27
Ada...
Uwierz...Moim jedynym problemem jest brak uczuć....
Elżbieta [Usunięty]
Wysłany: 2007-12-12, 13:39
"brak uczuć"
Twoich do żony, czy żony do Ciebie? Zastanów się.
Miłość męża do żony wraca do niego.
Miłość wyraża się aktem woli "chcę", uczucia są barwą miłości, lecz nie szkodzi, aby barwa ta była biała.
Uczucia zmienne są.
Pozwól, aby ich nie było.
Czego się boisz?
Masz w sobie lęk. Boisz się braku uczuć. Swoich, czy żony?
Nie bój się, bo szatan lubi bojaźliwych i podsyła im śliczne pokusy. Już w jedną wpadłeś.
Wpadłeś w pokusę, że jakaś kobieta potrafi wskoczyć za Tobą w ogień.
W ogień potrafił wskoczyć tylko Jeden Człowiek - Jezus - to ogień miłości.
Czy Ty w ogóle widzisz Ten Ogień Miłości??
Ada [Usunięty]
Wysłany: 2007-12-12, 13:55
To prawda, ze pustkę w sercu czuje się gdy nie ma w nim miłości.
W Twoim sercu napisałeś , że jest miłość czujesz ją do swojej malutkiej córeczki, więc zacznij pracować nad swoim związkiem nad swoja miłością do żony dla swojej córeczki.
Udowodnij , że potrafisz zdobyć serce kobiety, która urodziła Ci dziecko.
Pokaż, ze masz w sobie dużo czułości, dla Niej, , ze jesteś odpowiedzialny za Nią i za Córeczkę. Gdy dajesz miłość dostajesz w zamian jej więcej. Zarażaj swoją "miłością", dbaj o swój wizerunek dbaj o siebie rozpal w Niej uczucie a zobaczysz , że ten seks o którym marzysz sam przyjdzie.
Rozpal ogień na tych zgliszczach "Twojej Miłości" od małej iskierki nie jednemu udało się rozpalić ogień .
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum