Celem tego forum jest niesienie pomocy małżonkom przeżywającym kryzys na każdym jego etapie (także po rozwodzie i
gdy współmałżonkowie są uwikłani w niesakramentalne związki), którzy chcą ratować swoje sakramentalne małżeństwa
Portal  FAQFAQ  SzukajSzukaj  UżytkownicyUżytkownicy  GrupyGrupy  Chat  StowarzyszenieStowarzyszenie
RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  AlbumAlbum  DownloadDownload  StatystykiStatystyki  PolczatPolczat
 Ogłoszenie 

Poprzedni temat «» Następny temat
czy jest sens ratować to małżeństwo ?
Autor Wiadomość
zagubionaaa
[Usunięty]

  Wysłany: 2007-06-02, 22:16   czy jest sens ratować to małżeństwo ?

Dziś odkryłam tę stronę i nie omieszkałam nie skorzystać z tego forum ... być może będzie mi choć odrobinę lżej...
Jestem mężatką od 3 lat. Wcześniej byliśmy parą 2 lata. Nigdy nie była to szalona, płomienna miłość, ale kochałam męża. Po miesiącu znajomości zrobiliśmy nauki przedmałżeńskie. Od samego początku wiedzieliśmy, że będziemy w końcu rodziną. Zaczęliśmy urządzać sobie gniazdko. Jednak zazdrość ludzka spowodowała, że musiałam odejść pokłócona z domu rodzinnego, co wydawało mi się wtedy było rozwiązaniem. Fakt faktem byłam krzywdzona ... Skończyło się jednak na wielu nieprzespanych nocach, wiecznym płaczu. Niestety w tej kwestii nie miałam oparcia w mężu, który nie chciał utrzymywać żadnych kontaków z moją rodziną. Bez jego wiedzy zrobiłam pierwszy krok po blisko 2,5. Pogodziłam się. Zrobiłam to stanowczo za późno.
Przez cały okres małżeństwa czułam że jestem tylko sprzątaczką, kucharką, kochanką na zawołanie. Niestety nie była to tylko moja ocena, lecz również naszych przyjaciół. No i stało się .... moje uczucie coraz bardziej słabło. Zrobiłam krok do mojej 1 miłości, z którą nie miałam kontaktu 10 lat, jednak w sercu zawsze było dla niego miejsce.Wpadaliśmy na siebie od czasu do czasu i zawsze wszystkie wspomnienia wracały. Chciałam dodać, że nigdy wcześniej nikim się interesowałam. Przez 10 lat żyłam w przekonaniu że on mnie nienawidzi... a on że ja jego nienawidzę. Po wielu rozmowach okazało się że to uczucie jest w nas cały czas. Trwa to już prawie pół roku. Całymi dniami myślę tylko o mojej 1 miłości, nie śpię po nocach, coraz bardziej oddalam się od męża. Stałam się bardzo oziębła w stosunku do męża. Męczy mnie spędzanie z nim czasu. Zamknęłam się w sobie. Nie mam ochoty nawet z nim rozmawiać, o obowiązkach małżeńskich nie wspomnę, bo tutaj mam 100% blokadę. Mój maż tego nie szanuje i manipulując mną zmuszą mnie do zbliżeń. Moja 1 miłość tylko czeka aż będę znowu sama, chcę się ze mną związać. Uważa że jego życie ma sens tylko wtedy gdy spędzi je ze mną, że zbyt wiele czasu zmarnowaliśmy. A ja mam mieszane uczucia, bardzo chciałabym się związać z moją 1 miłością, ale nie chcę zranić męża. Powiedziałam o wszystkim mężowi. Bardzo cierpi. A mi serce pęka z bólu. Wiele razy próbowaliśmy z moją 1 miłością zerwać ten kontakt, ale nie udaje się nam, bo cały czas o sobie myślimy, a gdy nie mamy kontaktu jest jeszcze gorzej. Nie wiem czy jest sens dalej zyć z mężem, którego już nie kocham tak jak kiedyś, jest dla mnie nadal ważny i dlatego nie jestem obojętna na jego cierpienie. Czy uszczęśliwić męża zostając z nim i łudząc się, że kiedys zapomnę o mojej 1 miłości a w ten sposób zranie siebie i moją 1 miłość, czy odejść od męża i być wreszcie naprawdę szczęśliwa? P.s. W kwestii moich problemów rodzinnych mogłam liczyć na moją 1 miłość, to on ostatecznie podniósł mnie do pionu i dzięki niemu jest teraz ok. Jeśli ktoś ma doświadczenie w podobnej kwestii bardzo proszę o radę i pomoc.
 
     
Chmurka
[Usunięty]

Wysłany: 2007-06-02, 22:39   Re: czy jest sens ratować to małżeństwo ?

Droga Zagubionaaa,

Chyba tylko Ty sama jesteś w stanie odpowiedzieć na postawione przez siebie pytania. Musisz zastanowić sie co jest dla Ciebie w życiu ważne!!! Przecież związałaś się z mężem, nie dlatego, że nie mogłaś związać się ze swoją "1. miłościa".

zagubionaaa napisał/a:

Czy uszczęśliwić męża zostając z nim i łudząc się, że kiedys zapomnę o mojej 1 miłości a w ten sposób zranie siebie i moją 1 miłość, czy odejść od męża i być wreszcie naprawdę szczęśliwa?


Na jakiej podstawie wysuwasz wniosek, że gdy zmienisz partnera to będziesz w koncu naprawdę szczęśliwa? Skąd ta pewność. Może okaże się, że było to tylko złudzenie, a Ty wyidealizowałaś tego faceta, bo często to co zakazane wydaje się bardziej atrakcyjne niż to co w zasięgu ręki. A może powinnas popracować nad swoim związkiem z mężem. Powiedzieć mu, że czułasz się do tej pory w pewien sposób wykorzystywana. Na pewno będzie chciał to zmienić i dać Ci poczucie spełnienia.
A to czu uda Ci się zapomnieć o swojej "1 miłości" zależy tylko i wyłącznie do Ciebie, od Twojego sposobu myslenia, bo raczej nie była to miłość skoro złożyłaś przysięgę innemu...
 
     
Mila
[Usunięty]

Wysłany: 2007-06-02, 22:46   

Zagubiona, czytam i mam wrażenie że sama dajesz odpowiedź na swoje pytania i rozterki : unieszczęśliwic męża zostając z nim czy być szczęśliwa wracając do pierwszej miłości. Zapewniam Cię żadne szczęście nie nastapi cudownie i natychmiast. Nie napisałaś czy jestes po ślubie kościelnym, czy cywilnym, to chyba też ma znaczenie. Jeżeli jesteś w związku sakramentalnym, to zapytaj sama siebie : czym jest dla Ciebie ten sakrament?
 
     
zagubionaaa
[Usunięty]

Wysłany: 2007-06-02, 22:56   

Jestem po ślubie kościelnym i to mnie przy mężu zatrzymuje. Wiem o tym, że gdyby nie było ślubu ... odeszłabym
 
     
MKJ
[Usunięty]

Wysłany: 2007-06-03, 00:32   

Zagubiona!

Ponieważ czułaś sie przymuszana do seksu to może przez pewien czas jakaś ulgę od takiego przymusu łóżkowego znalazłabyś.

Ten twój pierwszy - to chyba typ - mściciel zdobywca? My lubimy zdobywać co jakoś jest zapisane w geny chyba?! Kwiatek zerwany już nie tak ciekawy, nieprawdaż?
Poczytaj sycharek proszę.

Z tego co piszesz to ta miłość nr 1 - albo Ciebie nie szanuje. przecież On wie że masz ślub kościelny a gna do łózka, albo jest totalnie niewierzący. Uproszczając obie możliwości są do bani.

A miłości Twoja do numeru jeden jest bardzo nie przekonywająca. Dobra dla blondynki z dowcipów a nie kobiety dojrzalej w uczuciach i na duszy; mocnej miłością i prawej. To wygląda jak złudzenie miraż.

A taką blondynką na pewno nie chcesz być; dlatego Jezus i Maryja tutaj Ciebie przyprowadzili. " Kusy probuje Cię nabrać" tak myślę.

Wybór należy do Ciebie.


Pozdrawiam
 
     
wabona
[Usunięty]

Wysłany: 2007-06-03, 08:19   

Zagubiona. Ja widzę taki scenariusz - odchodzisz od męża do "miłości nr 1". Jest wspaniale przez miesiąc, pół roku, może rok. A potem zaczynasz tęsknić za mężęm, zaczynasz rozumieć, że tak naprawdę tylko jego kochałaś. Jeśli opuścisz męża, jestem pewna na 99,9%, że tak będzie, więc zastanów się. Ja już to przerobiłam.
 
     
Elżbieta
[Usunięty]

Wysłany: 2007-06-03, 09:59   Re: czy jest sens ratować to małżeństwo ?

zagubionaaa napisał/a:
Dziś odkryłam tę stronę i nie omieszkałam nie skorzystać z tego forum ... być może będzie mi choć odrobinę lżej...
Jestem mężatką od 3 lat. Wcześniej byliśmy parą 2 lata. Nigdy nie była to szalona, płomienna miłość, ale kochałam męża. Po miesiącu znajomości zrobiliśmy nauki przedmałżeńskie. Od samego początku wiedzieliśmy, że będziemy w końcu rodziną. Zaczęliśmy urządzać sobie gniazdko. Jednak zazdrość ludzka spowodowała, że musiałam odejść pokłócona z domu rodzinnego, co wydawało mi się wtedy było rozwiązaniem. Fakt faktem byłam krzywdzona ... Skończyło się jednak na wielu nieprzespanych nocach, wiecznym płaczu. Niestety w tej kwestii nie miałam oparcia w mężu, który nie chciał utrzymywać żadnych kontaków z moją rodziną. Bez jego wiedzy zrobiłam pierwszy krok po blisko 2,5. Pogodziłam się. Zrobiłam to stanowczo za późno.
Przez cały okres małżeństwa czułam że jestem tylko sprzątaczką, kucharką, kochanką na zawołanie. Niestety nie była to tylko moja ocena, lecz również naszych przyjaciół. No i stało się .... moje uczucie coraz bardziej słabło. Zrobiłam krok do mojej 1 miłości, z którą nie miałam kontaktu 10 lat, jednak w sercu zawsze było dla niego miejsce.Wpadaliśmy na siebie od czasu do czasu i zawsze wszystkie wspomnienia wracały. Chciałam dodać, że nigdy wcześniej nikim się interesowałam. Przez 10 lat żyłam w przekonaniu że on mnie nienawidzi... a on że ja jego nienawidzę. Po wielu rozmowach okazało się że to uczucie jest w nas cały czas. Trwa to już prawie pół roku. Całymi dniami myślę tylko o mojej 1 miłości, nie śpię po nocach, coraz bardziej oddalam się od męża. Stałam się bardzo oziębła w stosunku do męża. Męczy mnie spędzanie z nim czasu. Zamknęłam się w sobie. Nie mam ochoty nawet z nim rozmawiać, o obowiązkach małżeńskich nie wspomnę, bo tutaj mam 100% blokadę. Mój maż tego nie szanuje i manipulując mną zmuszą mnie do zbliżeń. Moja 1 miłość tylko czeka aż będę znowu sama, chcę się ze mną związać. Uważa że jego życie ma sens tylko wtedy gdy spędzi je ze mną, że zbyt wiele czasu zmarnowaliśmy. A ja mam mieszane uczucia, bardzo chciałabym się związać z moją 1 miłością, ale nie chcę zranić męża. Powiedziałam o wszystkim mężowi. Bardzo cierpi. A mi serce pęka z bólu. Wiele razy próbowaliśmy z moją 1 miłością zerwać ten kontakt, ale nie udaje się nam, bo cały czas o sobie myślimy, a gdy nie mamy kontaktu jest jeszcze gorzej. Nie wiem czy jest sens dalej zyć z mężem, którego już nie kocham tak jak kiedyś, jest dla mnie nadal ważny i dlatego nie jestem obojętna na jego cierpienie. Czy uszczęśliwić męża zostając z nim i łudząc się, że kiedys zapomnę o mojej 1 miłości a w ten sposób zranie siebie i moją 1 miłość, czy odejść od męża i być wreszcie naprawdę szczęśliwa? P.s. W kwestii moich problemów rodzinnych mogłam liczyć na moją 1 miłość, to on ostatecznie podniósł mnie do pionu i dzięki niemu jest teraz ok. Jeśli ktoś ma doświadczenie w podobnej kwestii bardzo proszę o radę i pomoc.

Zagubiona, jeśli nie popełniłaś grzechu cudzołóstwa z 1 miłością, nie widzę powodu dla którego ten pierwszy mężczyzna nie mógłby być choć trochę obecny w Twoim życiu, jednak z wielką rozwagą, umiarem i z radami spowiednika.
Jeśli natomiast byłaś z tym człowiekiem związana intymnością jaka jest zarezerwowana dla małżeństwa sakramentalnego, to - tym bardziej - nie wolno Ci - wobec sprawiedliwości, która należy się mężowi - ciągnąć tej znajomości.

W obu przypadkach - skoro jesteś na tym forum - gdzie wyznajemy wiarę w Boga i Jego Przykazania -
postaraj się najpierw o życie w uczciwości wobec męża sakramentalnego, zrób "coś", aby uznać ten Sakrament jaki Was łączy.
Mąż wie o wszystkim i cierpi.
Oboje cierpicie, lecz zrób tak, aby Prawda o Waszym małżeństwie zwyciężyła.

www.spotkaniamalzenskie.pl
lub
www.szansaspotkania.net

Zagubiona, nie czekaj, aż przytłoczy Cię np.namiętność lub inne silne uczucie do 1 miłości - zaczniesz ranić ...

Miłość zaczyna się uczuciem, ale wyraża się aktem woli.
Kocham pomimo trudności - miłość uświęca się, staje się dojrzała i prawdziwa Prawdą Bożą.
 
     
micszpak
[Usunięty]

Wysłany: 2007-06-03, 10:14   

Zagubionaaa! Czy ten nr 1 nie zechce jeść, chodzić w wypranych gaciach i wyprasowanych koszulach, spać w czystej pościeli w domu z umytymi oknami? Czy nie zechce seksu akurat w momencie, kiedy Ciebie rozboli głowa? Te zajęcia, które są dla Ciebie tak nużące, niesprawiedliwe i ciężkie, przynależą do małżeństwa. Kochankom zostają piękne słowa, często bez pokrycia, obietnice jak bańki mydlane. Jeśli chciałabyś "zamienić miejscami" męża i tamtego, pewnie po jakimś czasie zatęskniłabyś za mężem, bo to on wodziłby za Tobą tęsknym wzrokiem, a nr 1 w Twoim odczuciu gnałby Cię do garów. Upraszczam, ale chodzi mi o schemat, o to, że nie tyle faceci są tu ważni, ile Twoja dojrzałość:
jesteś na etapie myślenia o "miłości" jako o niezobowiązującym, wyidealizowanym flircie, a małżeństwo wymaga miłości innej, takiej, że "jeśli pokocham pranie jego skarpetek, to to już na pewno będzie miłość... " (cytat z wiersza)
Wiesz, co? Te wszystkie gorzkie myśli o wykorzystywaniu w domu schowaj w ciemny kąt, choćby na chwilę schowaj, i czas, który teraz poświęcasz na tęsknotę za "nowym", przeznacz na eksperyment ze "starym". Najpiękniej jak sobie wyobrażasz pomyśl o miłości i zechciej choć raz dać ją mężowi, tak, żeby ziemia się zatrzęsła :oops: . Jeśli odpowie Ci tym samym - wygrasz.
Mam wrażenie, że Twój mąż zmusza Cię do zbliżeń nie tyle po to, by zaspokoić własne pragnienia (my na tym forum wiemy, jak łatwo można to zrobić poza małżeństwem), ile po to, żeby Cię obudzić, okazać, jak Cię kocha, dać dowód swoich męskich uczuć najszczerzej i najgłębiej, jak potrafi, nie przez babskie gadki, ale CZYNEM. Może masz pod dachem skarb, dziewczyno? Sprawdź to, zaszalej i zagraj kilka razy zakochaną żonę.
Co Ci szkodzi spróbować? Na kochanka zawsze jest czas, nawet na stu. A małżeństwo masz jedno w życiu i po zdradzie drugiego nie będzie.
Trzymam kciuki.
 
     
elzd1
[Usunięty]

Wysłany: 2007-06-03, 12:46   

Cóź, tak samo nasi małżonkowie zrobili - znudziło im się małżenstwo, które jest tylko ciągłym pasmem obowiązków, wyrzeczeń, podporządkowania drugiej osobie. A przede wszystkim wymaga pracy NAD SOBĄ. Więc uciekli od tego, obwiniając nas o wszelkie możliwe występki przeciwko małżenstwu.
Kochanek, kochanka - tam wkracza się z czystą kartą, można wzdychać do woli, składać sobie obietnice wiecznej miłości ( a jaka ona wieczna w Twoim przypadku, skoro za męża wzięłaś sobie kogoś innego?).

Zastanawia mnie Twoja sytuacja z własną rodziną - musiało być coś bardzo poważnego, skoro Twój mąż tak ostro zareagował i nie chce zmienić zdania. Przemyśl to, może on ma rację?

"Przez cały okres małżeństwa czułam że jestem tylko sprzątaczką, kucharką, kochanką na zawołanie. Niestety nie była to tylko moja ocena, lecz również naszych przyjaciół. "
Wiesz, zwykle slyszymy to co chcemy slyszeć. Czy to aby naprawdę przyjaciele? Czy może Ty takich sobie wybierasz, żeby utwierdzali Cię w poczuciu rzekomej krzywdy? Ci rzekomi przyjaciele - nie są w Wami przez cały czas od rana do nocy, nie znają Waszych prawdziwych codziennych relacji.
A może - zamiast wzbudzać w Tobie niechęć do męża - powinni stanowić dla Was obojga oparcie, może powinni raczej zaprzestać mieszania a pomyśleć o tym, co Was łączy?
Wtedy to by byli przyjaciele.
Tu na forum jest wiele przykładów, jak to "przyjaciele" potrafią rozbić małżenstwo - właśnie przez utwierdzanie jednej ze stron - że jest krzywdzona.

"Moja 1 miłość tylko czeka aż będę znowu sama, chcę się ze mną związać. Uważa że jego życie ma sens tylko wtedy gdy spędzi je ze mną, "
Jakie to zabawne - nie widzisz manupulacji? Przecież ten facet wyraźnie chce wpędzić Cię w poczucie winy.
Ty nie jesteś i już nigdy nie będziesz wolna - nawet gdybyś postanowiła rozstać się z mężem - ten facet NIE MA PRAWA ingerować w Twoje życie. MA OBOWIĄZEK uszanować sakramet, który łączy Ciebie i męża.
A przede wszystkim - to Ty powinnaś ten sakrament szanować.

Obwiniasz męża o wykorzystywanie Ciebie jako żony. To może zobacz, co robi ten drugi mężczyzna - wykorzystuje jakieś dawne nieporozumienie, żebyś Ty czuła się winna.
Ciekawa jestem, czy rzeczywiście był przez te lata taki czekający. I gdzie był gdy Ty planowałaś ślub z kimś innym.
Powiadasz, że to prawdziwa miłość?
Gdyby tak było to on byłby teraz Twoim mężem.
Łatwo jest ulegać romantycznym nastrojom, trudniej wytrwać w małżenstwie i dbać o dobry związek i wzajemną miłość.

"Całymi dniami myślę tylko o mojej 1 miłości, nie śpię po nocach, coraz bardziej oddalam się od męża. Stałam się bardzo oziębła w stosunku do męża. Męczy mnie spędzanie z nim czasu. Zamknęłam się w sobie. Nie mam ochoty nawet z nim rozmawiać, o obowiązkach małżeńskich nie wspomnę, bo tutaj mam 100% blokadę. Mój maż tego nie szanuje i manipulując mną zmuszą mnie do zbliżeń. "
Cóż - skoro Twój mąż wie jaka jest przyczyna Twojej oziębłości - można go podziwiać, że jeszcze daje Ci szansę.
To Ty wzbudzasz w sobie niechęć do niego i obwiniasz za swoje uczucia. I jednocześnie chcesz go karać, że nie jest tamtym człowiekiem.
Jak łatwo ludzie usprawiedliwiają swoje zachowanie, jak łatwo zrzucają winę na drugą osobę ze swoje słabości.
Prawda?

Przemyśl proszę to, co mam w swoim podpisie - bardzo pasuje do sytuacji.
 
     
nałóg
[Usunięty]

Wysłany: 2007-06-03, 16:34   

Zagubiona............ten post napisałem do kogos innego,w innym miejscu i choć dotyczył on raczej odpowiedzialności mężczyzny nie kobiety to jak czytam Ciebie-to wydaje mi sie pasujący do Ciebie:

"....zostawanie meżem(żona) wiaże się najczęściej z przyjemnościami...wesele,kwiaty,impreza.........
Zostawanie ojcem(matką) najczęściej wiąże się z przyjemnościami .....seks,doznania,spełnienie żądz.
Ale bycie mężem ,bycie ojcem to juz wielki obowiazek,tu juz jest mniej doznań a więcej zadań.
Widocznie nie kazdy z partnerów(żon czy meżów) dorasta do tego aby byc TATĄ(MAMĄ) woli doznania i ucieka od obowiazków,od zadań.
Dlatego zostawia swoje włąsne dziecko,swoja żonę (której przysięgał) i idzie za doznaniami..........bo to łatwiejsze i przyjemniejsze.
Ale przychodzi na każdego,na kazdego przychodzi czas kiedy trzeba ponieść konsekwencje swoich czynów...........w czasie jest to różnie,ale konsekwencje trzeba ponieść.
I to nie jest zemsta,poprostu konsekwencje.
Pozdrawiam"
Polecam przemyslenie głębokiej treści motta elzd1 i tego co Ci napisała.Podpisuje się obiema rękami pod tym .................
A teraz napiszę coś za co mogę zostać skarcony przez kogoś........ale zaryzykuje..........
Zagubiona!!!!!!!!!!!!!!!!!!!! wsadż głowę do wiadra z zimna woda i potrzymaj kilkanaście minut.........może "hucie" Ci ochłodzą się.
Napisałałaś:
"Niestety nie była to tylko moja ocena, lecz również naszych przyjaciół."

Twoja ocena jest z założenia subiektywna,a Ci przyjaciele czy oni są przyjaciółmi????
Czy przyjaciel może podpowiadać zło?

Gdzie zasady? gdzie prawo? gdzie wiara? gdzie ślub?gdzie przysięga?gdzie "walka" o miłość?o małżeństwo? O szczęście drugiej osoby? A poszczuj psem tę -jak nazywasz"miłość nr 1",to chodzący "kusy",jak miłość?szatańska? Harleqinów się naczytałaś?.Poprostu..... to sa Twoje rozbudzone żądze,hucie
Wiesz.....jest takie powiedzonko;Jak rządzą mną żądze to ja sobą nie rządzę.Pewnie większość z ludzi ma jakiejś 1 miłości(ja mam),zauroczenia w pamięci..........ale czy to znaczy że jak spotkam kobiete z która kiedyś sptykałem się to mam jej proponować "łóżko i szczęście' ze mną"? mam jej proponować rozbicie rodziny???
Nie wiem ile masz lat ale aż się prosi krzyczeć:KOBIETO......DOROŚNIJ!!!!!!!!!
 
     
EL.
[Usunięty]

Wysłany: 2007-06-03, 16:53   

Zagubiona !

Ludzie traktuja nas tak, jak sobie na to pozwalamy !
Twój mąz Cię źle traktował...najpierw sie pewnie na to godziłaś....prałaś, sprzatałaś, wszystko sama....służąca. No....byłby frajerem, gdyby tego nie wykorzystał. Skoro służaca w domu....to po co miał sie męczyć, angażować.
Z czasem przestało Ci się to podobać....i słusznie...bo żoną jesteś , nie służacą. Więc przyszedł czas na zmiany, przemiany....walke o siebie i swoje miejsce w domu. Oj...to niełatwe...gdy męża tak rozpuściłaś !
Aż tu nagle ....taki miły Ktoś....z dawnych czasów. Pewnie się zierzyłaś....On pokazał się, że zupełnie inny....ba....prawie idealny ! Rozumie Cię doskonale, pomocny, wspiera, zabiega itp...wie co robi.
Ale wiesz....klamka zapadła....Ty przysięgałaś przy Bogu....a Bóg w prezencie ślubnym związał Was- Ciebie i męża na zawsze !!
Łatwo jest nam, gdy wszystko sie układa, życie lekkie, bez problemów.....ale to ułuda....bo przychodza cięższe dni....to doświadczenie dla nas i naszych małżeństw....i cały "dowcip" polega na tym, żeby sobie radzić wspólnie te ciężkie dni przechodzić, problemy współnie rozwiązywać...a nie uciekać...gdzie dzisiaj wydaje się cudownie...a co będzie jutro ??
Jutro dla innego chcesz być służącą ??

Zagubiona....zabierz sie najpierw za siebie ! Przepracuj swoja uległość....przemień się, naucz bronić i asertywnie dbać o siebie !
Bo TY Kobieto....nie jesteś służącą !! Jesteś fajną, wartościową dziewczyną, która ma prawo być zmęczona , chora itp. Wspólnie zmęzem uczcie sie bycia ze soa i dla siebie nawzajem !!
O wszyzstkim opowiedz mężowi....i o tym, że chcesz zmienić swoje życie....i być żoną a nie służącą ! Pozdrawiam !! EL.
 
     
Ann3
[Usunięty]

Wysłany: 2007-06-04, 08:06   

Zgadzam się z EL. Zagubionaaaa jeśli teraz wejdziesz w nowy związek przeniesiesz do niego automatycznie rolę bycia "służącą itp" Bardzo polecam Ci pracę nad sobą , zajęcie się sobą. Są bardzo dobre książki z dziedziny rozwoju osobistego - mnie bardzo pomogły . Na początek polecam "Sztuka mówienia NIE" Henry Cloud, John Tomnsend, wydawnictow VOCATIO oraz "Jego obraz , mój obraz " Josh McDowell, do kupienia na www.sklep.af.com.pl
Taka lektura pozostawia trwały dobry ślad i zmienia nasze życie . :lol:
:lol: :lol:
 
     
zagubionaaa
[Usunięty]

Wysłany: 2007-06-16, 22:39   

Dziękuję wszystkim za odpowiedzi.

Niestety wszystko trwa nadal i jest mi coraz gorzej z każdym dniem. Mam wyrzuty sumienia że ranię męża, myśląc cały czas o kimś innym. Coraz bardziej oddalam się od niego. Nie przeczytałam wprawdzie wszystkich postów, ale wydaje mi się że większość to osoby skrzywdzone, a ja jestem ta która krzywdzi. I jest mi z tym na prawdę bardzo ciężko. Moje uczucia umarły ... tak czuję. Czy jest sens byc z kimś z powinności? A może mniej byśmy cierpieli, gdybyśmy się rozstali.
Próbowałam wiele razy dać szansę mężowi, aby wszystko wróciło do normy, próbowałam wiele razy zapomnieć, nie myśleć o mojej miłości nr 1 ale niestety nic z tego. To już trwa prawie pół roku. Czy zauroczenie trwa tyle czasu? Nie wydaje mi się
Wyjechaliśmy z mężem na kilka dni w góry. Nic to nie pomogło. Na początku nawet nie było tak źle, natomiast póżniej - same kłótnie. Wszyskie spowodowane moim kiepskim samopoczuciem (myślami byłam zupełnie gdzie indziej) i wiecznymi kontrolami męża, który najchętniej do toalety chodziłby ze mną.
Wiem że to forum katolickie, moje zachowanie nie jest akceptowane. Czy ktoś był w podobnej sytuacji jak ja i czy może mi opowiedzieć swoją historię, może wyciągnę z tego jakieś wnioski.
Uważam, że gdyby tak na parwdę wszystko było ok w moim małżeństwie nie zainteresowałabym się kimś innym, ponieważ nigdy taka nie byłam. Za bardzo ubiegałam o względy męża, on nie wysilał się nigdy specjalnie i faktycznie dogadzałam na każdym kroku, rozpuściłam go, ale ja właśnie taka jestem. Daję z siebie wszystko, staram się dla innych zawsze jak najlepiej.
Wcześniej proponowałam dziecko, niestety bez pozytywnych efektów, widziałam że on tego nie chce. Teraz ja tego nie chcę. Nie chcę mieć teraz dziecka nie będąc pewna przyszłości, nie chcę ranić dzieci. Wczesniej słyszałam - jak bedzie dziecko nie ruszę nawet palcem i przeprowadzę się do 2 pokoju bo muszę być wyspany do pracy. Wiele razy zostałam też odrzucona przez męża. Od samego początku byłam często kontrolowana, w pracy, w domu, urwałam wszystkie kontakty ze znajomymi, z rodziną. Miałam tylko męża i moja przyjaciółkę, z którą jako jedyną udało mi się utrzymac kontakt. Mąż w tej chwili zarzuca mi że to wszytsko moja wina i że zasługuję tylko na takiego co by pił i mnie bił. Może to racja.
 
     
anna30
[Usunięty]

Wysłany: 2007-06-17, 00:37   

Moje zauroczenie trwało parę miesięcy. Wydawało mi się, że to miłość, i że nigdy tak nie kochałam. I zniknęło nagle, kiedy tylko podjęliśmy decyję (z kochankiem), że chcemy być razem. Uczucie zniknęło, pojawił się lęk o przyszłość, o dzieci, wyrzuty sumienia. Po tej decyzji, i oznajmieniu jej mojemu mężowi (i kochanka żonie) już nic między nami nie było. Spotkaliśmy się raz, ale wiedzieliśmy, że to koniec. Teraz wiem, że nawet, gdybyśmy byli razem, to nie trwało by to długo.
I też dostrzegałam w mężu same wady, a idealizowałam tę drugą osobę. Nie potrafiłam myśleć racjonalnie. Widzę teraz, że to była odskocznia od codziennych problemów, pracy, stresu, ale też niedostrzeżenie w porę kryzysu w naszym małżeństwie. Przecież ja tego człowieka kochałam, byłam z nim szczęśliwa... Dlaczego nagle uznałam, że ja go nigdy nie kochałam? To był problem we mnie, a nie w moim mężu. Obojętność, co się stanie, poczucie pustki i beznadziei, poczucie utraty czegoś cennego, ale też zgoda na zburzenie własnego szczęścia... I ja to nazywałam miłością...

[ Dodano: 2007-06-16, 23:42 ]
A to, że Twój mąż nie chce mieć dzieci, daje do myślenia na temat ważności małżeństwa.
 
     
bajka
[Usunięty]

Wysłany: 2007-06-17, 09:15   

anna30 napisał/a:

A to, że Twój mąż nie chce mieć dzieci, daje do myślenia na temat ważności małżeństwa.


Chyba nie do końca. Być może zawierając małżeństwo chciał mieć dzieci, ale potem - gdy nie czuł się kochany, bezpieczny - odpuścił. Tak jest w moim przypadku. Teraz nie mogłabym mieć dzieci z moim mężem. Bo nie czułam sie i nie czulabym się przy nim bezpiecznie.
Więc fakt niechcenia dzieci może być SKUTKIEM tego, co było...

A w ogóle AnnoMArio - pięknie napisałas o uczuciach w tym poście wyżej...[/center]
 
     
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz załączać plików na tym forum
Możesz ściągać załączniki na tym forum
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  
Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group
Strona wygenerowana w 0,03 sekundy. Zapytań do SQL: 10