Celem tego forum jest niesienie pomocy małżonkom przeżywającym kryzys na każdym jego etapie (także po rozwodzie i
gdy współmałżonkowie są uwikłani w niesakramentalne związki), którzy chcą ratować swoje sakramentalne małżeństwa
Portal  FAQFAQ  SzukajSzukaj  UżytkownicyUżytkownicy  GrupyGrupy  Chat  StowarzyszenieStowarzyszenie
RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  AlbumAlbum  DownloadDownload  StatystykiStatystyki  PolczatPolczat
 Ogłoszenie 

Poprzedni temat «» Następny temat
co dalej?
Autor Wiadomość
nowa
[Usunięty]

Wysłany: 2007-11-25, 19:07   co dalej?

Witam Was
Dlugo czytalam wasze wiadomosci, jakos nie moglam sie zebrac aby napisac o swojej sytuacji...
od 13 lat jestesmy malzenstwem, mamy syna, ktory urodzil sie przed slubem, maz nie wiedzial czy chce byc ze mna choc zaakceptowal fakt swojego ojcostwa. po narodzinach wzielismy slub koscielny, choc juz okolo 3 miesiace po slubie, u wspolnych znajomych twierdzil ze nie pasujemy do siebie... tak minely 3 lata, pozniej wyjechalismy w trojke z Polski, zaczynalismy jakby od nowa, to nas umocnilo? po 5 latach przyszedl kryzys, maz w dzien Bozego Narodzenia stwierdzil ze juz mnie nie kocha i nie chce byc razem. szarapalam sie jak wszyscy, odpuscilam, i zostal, zaczelismy planowac wspolna przyszlosc, kupno naszego domu z gankiem, itd
az tu po powrocie z wakacji, -zwykle jezdzilam z synem latem na miesiac do polski,( maz nie moze wziac tyle urlopu a wakacje dlugie no i dziecku przydalby sie kontakt z dziadkami i polska) - dowiedzialam sie ze musimy sie rozstac, bo zycie jest krotkie i on nie chce sie juz ze mna meczyc... tak mija juz 4 miesiac tej napietej sytuacji w domu, w ktorym jest cisza, maz do nikogo sie nie odzywa, dziecko ignoruje, mnie tez. przychodzi do domu sie najesc i wyspac. w tym czasie zdazyl sobie wynajac mieszkanie od 1 listopada, choc planuje sie meblowac pomalu, a potem co? przeprowadzic do urzadzonego gniazdka?
nie ukrywa ze mnie zdradza, nie wiem czy to jedna osoba, czy tylko okazyjnie, co wpadnie w rece...
Dzis po raz pierwszy widzialam lzy mojego 13latka, ktroy ma dosc wychodzenia taty z domu i nie wiadomo gdzie. nigdy nie robil wczesniej tajemnic gdzie idzie, a teraz zwrot o 180 stopni. nie wiadomo gdzie jest, co robi i kiedy wroci.
moge go wyrzucic z domu, czo niczego nie zmieni bo gniazdko juz ma, a moge czekac bo mialby wtedy szanse mnie zrobic winna i jeszcze syn moglby mnie za to znienawidzic
po co utzrymywac malzenstwo jesli maz zdradza, czy mozna cos takiego wybaczyc?
modle sie za nas, choc juz brakuje mi wiary, nie kazdy kryzys konczy sie pomyslnie... co myslec? zapominam tylko jak spie, budze sie z tego koszmaru i chcialabym znowu zasnac
 
     
EL.
[Usunięty]

Wysłany: 2007-11-25, 19:33   

Cześć Nowa, fajnie, że jesteś z nami !!! Witam Cię serdecznie i mocnoooooo przytulam !!

Co robić ? Kochać a jednoczesnie nie zgadzać się na na zdradę, na tajemnicze wychodzenia z domu i zachowanie męża.
Powiedz coś o sobie...jaka jesteś ? Cicha , spokojna...czy burza jak ja ??
Myślę sobie, że można by mężowi w ciszy i spokoju powiedzieć, że dość takiej sytuacji....i Ty i dziecko też już macie dość ! Prosisz Go, żeby został z Wami i z wami budował zycie, albo jeżeli woli, niech odejdzie.....już....przemyśli , a Wy zawsze będziecie na Niego czekali !
Trudna sytuacja, jak wszystkie tu nasze.....ale jak będziesz miała nadzieje, wiarę i miłośc w sercu, jak będziesz prosić Pana.....jeszcze wszystko może się odmienić ! I uwierz mi.....jeszcze będziesz szczęśliwa !!
A teraz zajmij sie sobą.....zadbaj i fizycznie i psychicznie o sibie i synka ! Uśmiechaj się do Niego....i żyjcie razem w spokoju !Niech Pan Was prowadzi i przemienia Wasze życie na lepsze !! EL.
 
     
nowa
[Usunięty]

Wysłany: 2007-11-25, 20:04   

jaka jestem? cucha i spokojna, z wiekiem coraz bardziej zamykam sie w sobie
w dziecinstwie wykrzyczalam sie za duzo na sytuacje domowa, jciec pil, mama sie awanturowala, myslalam ze uratuje nas zdom, teraz jest a jakby go nie bylo, zostalo dwoje ludzi, ktorzy nie moga patrzec na siebie

tak bardzo chcialam aby moj dom byl lepszy, chyba sie nie udalo
 
     
Dorota2
[Usunięty]

Wysłany: 2007-11-25, 22:41   

Witaj. Ja mam podobną sytuację od półtorej roku, ale kazalam mężowi się wyprowadzić - właściwie sam się spakował rok temu, mimo, że jeszcze nie miał dokąd.. Prosiłam by to przemyślał, by się zastanowił ... wyczytalam że osoba w której się zakochał nie była nim zainteresowana, mimo, że z pokorą chcial przyjąc wszystko .....Teraz kiedy ma mieszkanie przestało mu się spieszyć - chyba go poopuszczały - najpierw słoneczko w którym się zakochał... ale miały być inne .... prośby, rozmowy nic nie dały - odpuścilam i powiedzialam koniec - skoro od półtorej roku żyjesz wlasnym życiem - rób to na własny rachunek, ja z tym nie chcę mieć nic wspolnego... tylko wydaje mi się, że mieszkanie dostał jak milostki się skończyły, a ponieważ chcial pożyć bez problemów to wygodniej mu tutaj, bo nie trzeba się martwić o opał, oplaty, wraca się w nocy do nagrzanego domu..... a tak zaczną się problemy od których chcial uciec. Mnie ta sytuacja przerosla - niby mąż jest, a go nie ma- nie da się mieszkać obok siebie w tym samym domu i żyć każdde własnym życiem. Jak mam prosić kogoś o pomoc skoro w domu jest facet, a jego nie interesuje, że piwnice zalalo, czy rura do komina jest przepalona... Mam nadzieję, że się opamięta, ale chcę odpocząć od tej chorej sytuacji. Dziś nie był nawet na imieninach swoich rodziców, tak był zajęty, że nie znalazł czasu... a co dopiero dla córek, które w końcu mają mamę i co mama by robila, w czasie gdyby on coś dla nich robił ... Dzięki temu forum i modlitwom jakoś się pozbierałam, ale nie mam ochoty zastanawiać się skąd wraca i wiedzieć o której wraca... Pozdrawiam, trzymaj się cieplo.
 
     
nowa
[Usunięty]

Wysłany: 2007-11-25, 23:17   kochaj blizniego jak siebie samego

tak sie zastanawiam czego faceci ciagle chca od zycia... zdobywac i zdobywac, a dzieci maja zrozumiec ich pozniej,
w mojej kategorii nie ma wyjscia aby zostawic rodzine gdy jest kiepsko, tylko walczyc przeciez dla tego dziecka rodzice sa najwazniejsi na swiecie, nie ma wiekszego zadania w zyciu niz byc dobrym ojcem, matka, a jednak...moze takie sa matki, kochaja mimo wszystko a nie za cos

i jescze jedna watpliwosc, skoro czlowiek ma kochac najpierw siebie a potem innych, to w imie milosci do siebie, musi wybierac to co dla niego dobre... tak? to jak ma trwac przy zonie ktorej nie kocha, z ktora nie moze sie juz meczyc? bo zycie jest zbyt krotkie aby je na to tracic, zaczac od nowa czasem moze miec znaczen
albo ma wybierac kochac siebie i zostawic zone albo trwac przy zonie ktorej nie kocha a tym samym rani siebie, bo jest nieszczesliwy.... nie wiem czy jest to zrozumiale dla innych
 
     
EL.
[Usunięty]

Wysłany: 2007-11-26, 11:11   

Nowa .....nooooo...facet jest zdobywcą i musi widocznie ciągle zdobywać...tak tez jest w książce - Dzikie serca.Tajemnica męskiej duszy.....polecam !!
Ale tez dlaczego nie miłaby ciagle zdobywać własnej zony ??
Bo to zona ma byc tajemnica dla niego, ciągle niezdobytą, ciekawą , interesujacą !!
a kiedy będzie ciekawą.....gdy zadba o sibie !!!!!!!!! Będzie miała swoje pasje, zainteresowania !Nie będzie kuchtą i tylko gospodynia domową, ale oprócz tego, będzie umiała dbać o siebie i swoje niezlaezne zycie !! Kobieta zadbana zawsze jest ciekawa dla mężaczyzn ! Kobiea z pasjami zawsze znajdzie dla siebie interesujce zajęcie, a wykonując te zajęcia dla siebie staje się szczęśliwa i radosna !Wraca zadowolona do domu i swoją radością zaraża cały dom...wszyscy wtedy są szczęśliwi !!!

Druga sprawa....czy mążczyzna (kobieta) mają trwac na siłę przy żonie ( mężu), których juz nie kochają ???
Hm.........a jak to jest Nowa....nagle przestaje sie kogos kochać...bo co ?? Bo kiedys kochał, zdecydował sie na przyjęcie sakramentu, na przysięge w obecności Boga....a teraz sie odwidziało ?? Bo miło jest w zaiaku, gdy wszystko samo sie układa i jakos leci....a gdy problemy, zmartwienia i kłopoty......to sie ucieka i juz nie kocha ...bo tak wygodniej ??
Przecież to brak dojrzałości, dziecinada, wygoda.
Uważam, że miłośc nie przemija....miłośc powinno sie pielegnowac jak najpiękniejszy ogród, trzeba dbac, starać się !!
Ło Matko....czy kochanka też sie znudzi za chwilę...i co wtedy...będzie następna i nastepna i nastepna...i każda będzie sie mu nudzić, każdą przestanie kochac ?? Każdej cos przysięgnie i zerwie przysięgę...bo tak wolno, tak wygodnie, bo świat na to sie godzi .
Byc może jesteśmy ostatnimi dinozaurami w kwestii ratowania trudnych małżeństw....pewnie patrza na nas z usmiechem....zdziwieniem.....ale co nam to ?? Przecież stoimy na straży wartości....one sa dla nas ważne ! Bo nasze wartości to WIARA, NADZIEJA I MILOŚĆ.....ale czy to cos złego ???

U nas , katolików nie może być takiej opcji, że przestaje kochać..że nie interesuja mnie twoje uczucia....ale ja odchodże, bo mi tak wygodnie. Jak człowiek jest zdrwoy , dorosły...to za wszystko co robi w zyciu powinien konsekwentnie odpowiadać....za przysięgę , sakrament w obecności Boga również, za slowa - kocham Cię....za wszystko ! Pozdrawiam !! EL.
 
     
Justyna1
[Usunięty]

Wysłany: 2007-11-26, 12:03   

Ja tez sie pytam: czy bycie matka i ojcem to nie jest zadanie zycia? Nie pojmuje, ze mozna dzieci zepchnac na drugi plan. Nie pojmuje, ze jakas obca kobieta, znajomosc kiulkumiesieczna moze tylko kiwnac palcem i juz sie do niej biegnie, niewazne, ze dziecko w goraczce, niewazne, ze sie mu cos obiecalo. Ja tego nie rozumiem. Co sie dzieje z takim czlowiekiem? Jak mozna sie az tak pogubic? Jak mozna byc tak slepym, zeby nie widziec, ze ta kochanka kiedys stanie sie "szaroscia dnia", codziennoscia, nie bedzie w niej nic ekscytujacego. Stanie sie taka zwykla. I co? A no potem bedzie pewnie nastepna itd.
Przeciez my jestesmy doroslymi ludzmi, powinnismy byc odpowiedzialni, powinnismy trzymac sie danego slowa. Wiem, ze czasem trudno, ale cos takiego jak przysiega malzenska, jak dzieci - tym nie wolno sie bawic!
Moj maz zachowuje sie jak nastolatek; jak nastolatek, ktory zafascynowany jest motylami w brzuchu. To cos nie tak. On powinien pielegnowac milosc do zony, zakochiwac sie w niej na nowo. Tak, czasem zony malo o siebie dbaja, nie maja czasu, sa naburmuszone, zle, nie maja na nic ochoty. Ale tak nie jest przeciez codziennie! I czy to jest powod, zeby przestac kochac? Czy moj maz byl zawsze usmiechniety, radosny, zadbany? Nie! A ja go nie przestalam kochac.
Dorota, mnei tez w koncu sytuacja przerosla, nie da sie zyc w klamstwie. Kazalam mu sie wyprowadzic. I jest mi lepiej. Nadal kocham, nadal chce, zeby wrocil. Ale nie chce nastolatka w domu.

Pozdrawiam
Justyna
 
     
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz załączać plików na tym forum
Możesz ściągać załączniki na tym forum
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  
Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group
Strona wygenerowana w 0,01 sekundy. Zapytań do SQL: 8