Celem tego forum jest niesienie pomocy małżonkom przeżywającym kryzys na każdym jego etapie (także po rozwodzie i
gdy współmałżonkowie są uwikłani w niesakramentalne związki), którzy chcą ratować swoje sakramentalne małżeństwa
Portal  FAQFAQ  SzukajSzukaj  UżytkownicyUżytkownicy  GrupyGrupy  Chat  StowarzyszenieStowarzyszenie
RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  AlbumAlbum  DownloadDownload  StatystykiStatystyki  PolczatPolczat
 Ogłoszenie 

Poprzedni temat «» Następny temat
Drzwi klatki otwarte - ptaszek powraca II.
Autor Wiadomość
Mikula
[Usunięty]

Wysłany: 2007-11-24, 11:46   Drzwi klatki otwarte - ptaszek powraca II.

Kochani, opisuję kolejny etap mojej historii.
Mija siódmy miesiąc odkad dowiedziałam się o tym, co dzieje się w głowie mojego męża. Mija siódmy miesiąc, od kiedy nie mogę czuć się jego zoną..
Chcę napisać to wszystko po to, by dać kolejne swadectwo ku temu, ze jedyną słuszną drogą w kryzysie, jest odwrócenie się plecami i pójście w swoja stronę. Jedynymi słusznymi słowami do zdradzacza są słowa " Nie pozwolę ci się krzywdzić. Nie chcę być z takim tobą.."
Powiedziałam to dośc szybko. Chyba tak - bo już w czerwcu miałam na tyle sił, by kazać mu się wyprowadzić. Od czerwca powoli spadał na dno. Na dno bajora, które sam stworzył - zalewał je skutecznie przez całe półtora roku wodami o smaku zdrady, kłamstwa, poniżeń...Wypełnił je aż po brzegi.
A potem spadał.
Najpierw się bronił, mówił, że jest szczęśliwy. Że tak bardzo cieszy się, że nie jest ze mną. Że decyzja o odejściu była jedną z najlepszych, jakie podjął w zyciu.
Potem juz tylko milczał. Usmiechał się. Pojawiał się z dobrymi słowami.
Niedawno zaczął cierpieć jawnie . Chyba wpadł w tą największą truciznę, tuż przy samym dnie. Nawet stosunkowo obcy ludzie zaczęli dostrzegać, ze coś co trapi.

Wczoraj dostałam SMS-a ' Tęsknię za Wami..." Kilka telefonów, i innych sms-ów. Wieczorem idziemy wspólnie z naszym synkiem na urodziny córeczki przyjaciół - prosił mnie, byśmy mogli pójśc razem.

Myślę o tym, jak ja spadałam na dno innego bajora - tego, które też on stworzył. Myśle o tym, jak cierpiałam, jak płakałam, jak nie chciało mi się życ. A potem wydostawałam się z niego, powoli i z bólem i chyba nigdy tak naprawdę nie uda mi się wysuszyć...

Chyba chciałabym, byśmy znowu byli razem. Ale to tak, jak z jakimś ekstremalnym wyczynem - np. skokiem na bungie. Człowiek bardzo chce, a jak przychodzi co do czego, to się po prostu boi. Rozsadek bierze górę...
 
     
*marta*
[Usunięty]

Wysłany: 2007-11-24, 13:03   

ODWAGI !!!
 
     
weronika
[Usunięty]

Wysłany: 2007-11-24, 13:09   

Mikula uwierz....,jak ja bardzo lubię czytać Twoje świadectwa...są tak bliskie temu co mnie spotkało....tak bardzo chciałabym zobaczyć mojego męża w takim stanie jak Twój(to nie chodzi o złośliwość,czy cokolwiek,to chodzi o to,że mój mąż potrzebował by takiego właśnie "kopniaka",jemu wtedy dałoby to dużo do myślenia)....wiem i rozumiem Cię Mikulo...ale powiem szczerze,że chciałabym się znaleźć na Twoim miejscu...ja na razie mogę tylko o tym pomarzyć.....fakt do tego wniosku,że trzeba odwrócić się plecami już doszłam dawno...ale na mojego męża to na razie nie podziałało......dzisiaj na urodziny do teściowej idziemy....a mój mąż hmhm..poinformowałam go o tym z grzeczności,że teściowa odprawia dzisiaj urodziny....hmhm ale wątpię,że się pojawi,od dwóch lat się nie pojawia.....
 
     
Ada
[Usunięty]

Wysłany: 2007-11-24, 15:17   

Kod:
 Wieczorem idziemy wspólnie z naszym synkiem na urodziny córeczki przyjaciół - prosił mnie, byśmy mogli pójśc razem.


Kochana wykorzystaj tą sytuacje. Spraw abyś wieczorem była piękna i tajemnicza - niech dzisiejszy wieczór będzie pierwszym krokiem do spełnienia Twojego marzenia
Kod:
Chyba chciałabym, byśmy znowu byli razem.


Pozdrawiam cieplutko
Ada
 
     
Justyna1
[Usunięty]

Wysłany: 2007-11-24, 17:54   

Mikulo, u mnie daleko jeszcze do smsow typu "tesknie za wami". Ja odwrocilam sie plecami po dwoch miesiacach cierpien. Widujemy sie czesto/w miare regularnie. Jak na razie nie widze, zeby w jakikolwiek sposob podzialala na niego wyprowadzka. Na mnie podzialala ;-)
Ale tez czasem mysle, czy ja chce, zeby on wrocil? On dla mnie jest nadal mily, uprzejmy, nigdy mi nie ublizyl. Ale latami oklamywal. Mozna jeszcze kiedys z kims takim mieszkac pod jednym dachem, dzielic loze. Mozna jeszcze bez strachu kochac? Czy juz zawzse jest sie skazanym na myslenie, ze moze on znowu mnie kiedys zostawi, zdradzi... To pytanie do tych, ktorym sie udalo. Ktorzy przeszli przez ta cala palete cierpien, a teraz sa razem - szczesliwi. Mozna po tym wszystkim kochac? Mozna ufac? Czy moze przy kazdej jego wypowiedzi zadajesz sobie pytanie - prawda to czy klamstwo? Mozna z nim jeszcze zyc?
W glebi serca chce powrotu mojego meza. A jednoczesnie zadaje sobie te wszytskie pytania. Rozumiem Cie doskonale, Mikula. ( i tak jak Weronika, chcialabym tez byc teraz w Twojej sytuacji ;-) )
Pozdrawiam
Justyna
 
     
rzaba
[Usunięty]

Wysłany: 2007-11-24, 19:28   

witam...
Justynko... chciałam odpwiedzic na twoje pytanie- czy mozna po tym wszystkim kochac, zaufac? zyc jak kiedys?
Cytat:
MOZNA
trzeba tylko chciec!!!!!trzeba na bok odłozyc urazę, trzeba staracsie wyrzucic z głowy najgorszei niepokojące mysli, trzeba starac sie zyc tak jak wczesniej... owszem człowiek zraniony nigdy nie zapomni, ale jesli chce sie dac szansę, jesli chce sie zbudowaczdrowy związek to trzeba odrzucic wszystko, trzeab starac sie nie rozpamietywac i nie rozdrapywac ran... jest to trudne, ale mozliwe... może cięzko w to uwierzyc, ale to wszystko jest możliwe... czy z tego skorzystamy zalezy jednak tylko od nas samych... powiem tak mi sie udało... nie bylismy jeszcze małzenstwem, rozstalismy się... moj mąz popełnił bład...( bładto moze zbyt łagodnie powiedziane) nie bylismy jakis czas razem, potem wrocilismy do siebie... dałam mu szanse... pomimo tego co zrobil.. a skrzywdził mnie ogromnie potrafiłam mu wybaczyc, potrafiłam z nim zbudowaczdrowy związek... potrafiłam kochac i byc kochana... nie rozpamietywałam, nie wyrzucałam mu tego i byłam szczesliwa, byłam szczesliwa 3,5 roku.... wiec jesli ktos chce, jesli ktos prawdziwie kocha to wybaczy, wybaczy najgorsze z mozliwych przewinienia..... zgrzeszyłanym mowiac ze zaluje tamtej decyzji, ze powoliłam mu wrocic...to były najpiekniejsze3,5 roku jakie mogłam soebie wyobrazic... teraz owszem nie jestesmy razem, byc moze nigdy nie bedziemy, ale to były moje marzenia, to było cos o czym marzyłam i cos co sie zrealizowało... czułam sie kiobieta wyjatkowa... dzis jestzle, bardzo zle... czeka mnie rozwód, sprzedaz mieszkania, ale wiem jedno, ze nikt wspomnien odebrac mi nie moze... wspomnien o zyciu o jakim zawsze marzylam...
 
     
Mikula
[Usunięty]

Wysłany: 2007-11-25, 09:34   

Dziewczynki, dziekuję Wam za odpowiedzi. Nie wiem, co bedzie dalej - własciwie napisałam to wszystko bardziej po to, by pokazać jaki ciąg dalszy może spotkać małżeństwo w kryzysie.

Ja nie wiem czego chcę, tak do końca nie wiem...
I boję się tego, co przeszła Rzabka - wybaczyła, a teraz została zraniona jeszcze mocniej....

Wczoraj po tej wspólnej imprezie cała noc sniły mi się koszmary - ze on wrócił i przechodziłam to samo. Krzyki, chowanie telefonu, odpychanie mnie, gdy chciałam się przytulić....Strasznie się tym snem zmeczyłam, i chyba przestraszyłam..

To zycie jest czasami za trudne!

Pozdrawiam Was niedzielnie.
 
     
EL.
[Usunięty]

Wysłany: 2007-11-25, 11:06   

Mikulo....powrót męża , to dopiero początek szklanej góry ! Szklanej, bo łatwo z niej ie ześlizngnąć....ale znowu trzeo do góry. Powoli, ostroznie....ale też inną, nowa drogą....Nie tak jak było...ale całkiem inaczej ! Pozdrawiam !! EL.
 
     
rzaba
[Usunięty]

Wysłany: 2007-11-25, 14:39   

Mikulo.... owszem zostałm zraniona, ale dla tych wspolnych chwil spedzonych razem było warto... nie żałuje ze wybaczylam... gdybym mogła cofnac czas zrobilabym dzis dokładnie to samo... wybaczyłabym... wiesz duzo łatwiej mi z tym było, ze potrafiłam wybaczyc, wiedziałam ze zrobilam wszystko aby uratowac ten związek... dzis , teraz, jutro... gdyby tylko moj mąz chcial... przyjełabym go z otwartymi ramionami... wiem, ze bylo by ciezko, ale tez wiem, ze potrafiłabym zacisnaczeby i nie wracac do tego... chciałabym miec szanse... ale jej nie mam... dziewczyny wykorzystajecieszanse, ktore staja na waszej drodze, nie pooddawajcie się... warto jest walczyc o miłosc...
 
     
wioletka
[Usunięty]

Wysłany: 2007-11-25, 23:26   Drzwi klatki otwarte- ptaszek powraca II

Justyna1
też ciągle zadaję sobie te pytania, czy można z kimś kto zranił głęboko, okłamywał, zdradzał, upokarzał, żyć szczęśliwie, obdarzyć zaufaniem? Mój mąż, mimo ostatecznych słów, które padały wielokrotnie, nie wyprowadził się z domu, nie odszedł fizycznie, ale ja czuję, jakbyśmy nie byli razem, staliśmy się sobie obcy, bez bliskości, intymności. Nie czuję się szczęśliwa, nie czuję się bezpiecznie, nie ufam mu, tzn. często bywam podejrzliwa, zdarza się, że wypominam przeszłość. W dodatku wybrałam chory sposób poradzenia sobie ze zranieniem- zamroziłam uczucia do niego, zamroziłam soje pragnienia, potrzeby seksualne- ze strachu przed odrzuceniem czy zranieniem.
Wtedy mąż wpadł na pomysł wyjazdu za granice, tu czuł się upokorzony zarobkami. Jest tam już dwa miesiące i chce, żebym przyjechał do niego. A ja? Boję się nie tylko obcego kraju, nieznanego języka - tego przecież można się nauczyć. Boję się, że gdyby tam mnie zawiódł, nie miałabym sił się pozbierać, zostałabym bez wsparcia.
Wiem, że w dużej mierze pokonanie tych lęków zależy ode mnie, od mojej decyzji i konsekwentnego przy niej trwania, bo przecież i tak nie mam wpływu na to, co zrobi mój mąż, czy tu, czy tam.
Jestem więc teraz w stanie zawieszenia, rozmyślam co byłoby najlepsze dla mnie i na razie żadna potencjalna decyzja mi się nie wykluwa.
Wyobrażam sobie, że możliwe jest wspólne życie po zdradzie, zranieniu, ale wymaga to od nas- zdradzanych mnóstwo samodyscypliny- niewypominania, nie wyciągania z lamusa obrzydliwych wspomnień, nie nastawiania się, kiedy znowu- bo oddajemy wtedy cenną energię. Mnie osobiście bardzo łatwo kręcą się"czarne filmy" , a potem potrafię się tak nakręcić, że wybucham jak burza- i co z tego, że wiem, że źle?
Przepraszam, jeśli to co napisałam nie za bardzo na temat, ale taką miałam wielką potrzebę, a mam ją nieczęsto ;-)
Pozdrawiam wszystkich bardzo serdecznie i życzę większej niż moja wytrwałości i konsekwencji.
 
     
magdam
[Usunięty]

Wysłany: 2007-11-26, 12:16   

dziekuje ze jestescie - ze jestescie takie szczere - i ze umiecie rozmawiac o tym co najbardziej boli -ja dopiero sie ucze - moze sama nie wierzylam w to ze jest tak zle u mnie w malzenstwie - mialam nadzieje ze sie ulozy - ze moze przesadzam -z reszta jak moj maz mi to wmawia - mam zbyt duzo czasu i sobie cos ubzduralam z tym ze miedzy nami jest zle ale ja juz zaczynam sie dusic - gardlo mi sciska bol i patrze na niego i mysli gubie - czy to mozliwe ? co on robi? do czego zmierza? czy tylko sie mna bawi -czy moze prowokuje mnie do podjecia decyzji -bo tak mu wygodniej-? jestesmy jeszcze razem ale czy to ma sens ?- a raczej obok siebie - czytalam posty justyny 1- co czula jak maz sie wyporwadzil - boje sie tego ale nie wiem jak dlugo moge jeszcze zyc w stanie takigo zawieszenia ? totalny marazm -
cala historia zaczela sie w lip.albo ja sie wtedy zorientowalam - byc moze tak - bo wczesniej maz tez byl jakis dziwny - zmienil sie - nie rozmawial ze mna - trudno go bylo wyciagnac na spacer - jak sie juz odezwal to najczesciej zalowalam ze o cos pytalam - -/ mamy dwoje dzieci - 5lat i 1,5 roku - ja zrezygnowalam z pracy i jestem w domu / tlumaczylam to jego zmeczeniem - stresem w pracy - do lipca kiedy to coraz czesciej siedzial przed komputerem na gg i rozmawial z kolezanka z pracy - w soboty , niedziele zaczely przychodzic do tego sms , mms - na jego twarzy pojawial sie usmiech - dawno juz przez nas zapomniany - ale tylko do monitra albo do tel. - cos mnie tknelo i zapytalam wprost o co chodzi? wczesniej mi wspominal o kolezance ktora na niego "leci" ale ja nigdy nie bylam zazdrosna -mialam zaufanie - wtedy poczulam ze cos jest nie tak - wiec sie dowiedzialam ze to jego sprawa - i nie rozumie o co mi chodzi? spokojnie tlumaczylam ze ta znajomosc moim zdaniem przekracza granice "normalnosci" ze w domu jest "nieboecny" ze jezeli to cos powaznego to wolalabym sie dowiedziec od niego niz od obcych - odopowiedz byla jedna - ze to nic takiego - /dziewczyna jest brzydka- tylko jakie to ma znaczenie ? / - chyba moze sobie rozmawiac z kim chce- kocha tylko mnie . Prosilam dalej ze to nie w porzadku -bo jezeli wie ze ta panna ma troche inne zamiary - to gra jest niebezpieczna i jak ja sie mam czuc w takiej sytuacji - nie uwazam zeby noramlne bylo ani jej zachowanie / przeciez wie ze ma rodzine / ani tym bardziej jego - z nia slubu ani dzieci nie mam i co moge od niej wymagac -ale rodzina jest dla mnie najwazniejsza -
Niestety maz w dlaszym ciagu nie uwaza ze robi cos zlego - ja czuje jak sie od niego oddalam - jak nie potrafie z nim juz rozmawiac - jak stajemy sie dla siebie obcy - jak nie mamy wspolnych planow - jak jest mi ciezko - byc moze gdyby nie to ze jestem w tej chwili zalezna finasowo to podjelabym juz decyzje - proponowalam poradnie ale on nigdzie nie pojdzie bo uwaza ze on porblemow nie ma- nie wiem co myslec -co czuc - ani co robic ? na ile mozna sobie jeszcze pozwolic ? jak reagowac - czy tak ma wyglac juz moje zycie - za to ze kocham? -tak zwyczajenie bez niewierosci i bez niewoli - bez samobojstw i krzykow - tak poporostu ....
trace pewnosc siebie - nie potrafie przestac o tym myslec -....coraz bardziej boli...

[ Dodano: 2007-11-26, 12:16 ]
dziekuje ze jestescie - ze jestescie takie szczere - i ze umiecie rozmawiac o tym co najbardziej boli -ja dopiero sie ucze - moze sama nie wierzylam w to ze jest tak zle u mnie w malzenstwie - mialam nadzieje ze sie ulozy - ze moze przesadzam -z reszta jak moj maz mi to wmawia - mam zbyt duzo czasu i sobie cos ubzduralam z tym ze miedzy nami jest zle ale ja juz zaczynam sie dusic - gardlo mi sciska bol i patrze na niego i mysli gubie - czy to mozliwe ? co on robi? do czego zmierza? czy tylko sie mna bawi -czy moze prowokuje mnie do podjecia decyzji -bo tak mu wygodniej-? jestesmy jeszcze razem ale czy to ma sens ?- a raczej obok siebie - czytalam posty justyny 1- co czula jak maz sie wyporwadzil - boje sie tego ale nie wiem jak dlugo moge jeszcze zyc w stanie takigo zawieszenia ? totalny marazm -
cala historia zaczela sie w lip.albo ja sie wtedy zorientowalam - byc moze tak - bo wczesniej maz tez byl jakis dziwny - zmienil sie - nie rozmawial ze mna - trudno go bylo wyciagnac na spacer - jak sie juz odezwal to najczesciej zalowalam ze o cos pytalam - -/ mamy dwoje dzieci - 5lat i 1,5 roku - ja zrezygnowalam z pracy i jestem w domu / tlumaczylam to jego zmeczeniem - stresem w pracy - do lipca kiedy to coraz czesciej siedzial przed komputerem na gg i rozmawial z kolezanka z pracy - w soboty , niedziele zaczely przychodzic do tego sms , mms - na jego twarzy pojawial sie usmiech - dawno juz przez nas zapomniany - ale tylko do monitra albo do tel. - cos mnie tknelo i zapytalam wprost o co chodzi? wczesniej mi wspominal o kolezance ktora na niego "leci" ale ja nigdy nie bylam zazdrosna -mialam zaufanie - wtedy poczulam ze cos jest nie tak - wiec sie dowiedzialam ze to jego sprawa - i nie rozumie o co mi chodzi? spokojnie tlumaczylam ze ta znajomosc moim zdaniem przekracza granice "normalnosci" ze w domu jest "nieboecny" ze jezeli to cos powaznego to wolalabym sie dowiedziec od niego niz od obcych - odopowiedz byla jedna - ze to nic takiego - /dziewczyna jest brzydka- tylko jakie to ma znaczenie ? / - chyba moze sobie rozmawiac z kim chce- kocha tylko mnie . Prosilam dalej ze to nie w porzadku -bo jezeli wie ze ta panna ma troche inne zamiary - to gra jest niebezpieczna i jak ja sie mam czuc w takiej sytuacji - nie uwazam zeby noramlne bylo ani jej zachowanie / przeciez wie ze ma rodzine / ani tym bardziej jego - z nia slubu ani dzieci nie mam i co moge od niej wymagac -ale rodzina jest dla mnie najwazniejsza -
Niestety maz w dlaszym ciagu nie uwaza ze robi cos zlego - ja czuje jak sie od niego oddalam - jak nie potrafie z nim juz rozmawiac - jak stajemy sie dla siebie obcy - jak nie mamy wspolnych planow - jak jest mi ciezko - byc moze gdyby nie to ze jestem w tej chwili zalezna finasowo to podjelabym juz decyzje - proponowalam poradnie ale on nigdzie nie pojdzie bo uwaza ze on porblemow nie ma- nie wiem co myslec -co czuc - ani co robic ? na ile mozna sobie jeszcze pozwolic ? jak reagowac - czy tak ma wyglac juz moje zycie - za to ze kocham? -tak zwyczajenie bez niewierosci i bez niewoli - bez samobojstw i krzykow - tak poporostu ....
trace pewnosc siebie - nie potrafie przestac o tym myslec -....coraz bardziej boli...

[ Dodano: 2007-11-26, 12:16 ]
dziekuje ze jestescie - ze jestescie takie szczere - i ze umiecie rozmawiac o tym co najbardziej boli -ja dopiero sie ucze - moze sama nie wierzylam w to ze jest tak zle u mnie w malzenstwie - mialam nadzieje ze sie ulozy - ze moze przesadzam -z reszta jak moj maz mi to wmawia - mam zbyt duzo czasu i sobie cos ubzduralam z tym ze miedzy nami jest zle ale ja juz zaczynam sie dusic - gardlo mi sciska bol i patrze na niego i mysli gubie - czy to mozliwe ? co on robi? do czego zmierza? czy tylko sie mna bawi -czy moze prowokuje mnie do podjecia decyzji -bo tak mu wygodniej-? jestesmy jeszcze razem ale czy to ma sens ?- a raczej obok siebie - czytalam posty justyny 1- co czula jak maz sie wyporwadzil - boje sie tego ale nie wiem jak dlugo moge jeszcze zyc w stanie takigo zawieszenia ? totalny marazm -
cala historia zaczela sie w lip.albo ja sie wtedy zorientowalam - byc moze tak - bo wczesniej maz tez byl jakis dziwny - zmienil sie - nie rozmawial ze mna - trudno go bylo wyciagnac na spacer - jak sie juz odezwal to najczesciej zalowalam ze o cos pytalam - -/ mamy dwoje dzieci - 5lat i 1,5 roku - ja zrezygnowalam z pracy i jestem w domu / tlumaczylam to jego zmeczeniem - stresem w pracy - do lipca kiedy to coraz czesciej siedzial przed komputerem na gg i rozmawial z kolezanka z pracy - w soboty , niedziele zaczely przychodzic do tego sms , mms - na jego twarzy pojawial sie usmiech - dawno juz przez nas zapomniany - ale tylko do monitra albo do tel. - cos mnie tknelo i zapytalam wprost o co chodzi? wczesniej mi wspominal o kolezance ktora na niego "leci" ale ja nigdy nie bylam zazdrosna -mialam zaufanie - wtedy poczulam ze cos jest nie tak - wiec sie dowiedzialam ze to jego sprawa - i nie rozumie o co mi chodzi? spokojnie tlumaczylam ze ta znajomosc moim zdaniem przekracza granice "normalnosci" ze w domu jest "nieboecny" ze jezeli to cos powaznego to wolalabym sie dowiedziec od niego niz od obcych - odopowiedz byla jedna - ze to nic takiego - /dziewczyna jest brzydka- tylko jakie to ma znaczenie ? / - chyba moze sobie rozmawiac z kim chce- kocha tylko mnie . Prosilam dalej ze to nie w porzadku -bo jezeli wie ze ta panna ma troche inne zamiary - to gra jest niebezpieczna i jak ja sie mam czuc w takiej sytuacji - nie uwazam zeby noramlne bylo ani jej zachowanie / przeciez wie ze ma rodzine / ani tym bardziej jego - z nia slubu ani dzieci nie mam i co moge od niej wymagac -ale rodzina jest dla mnie najwazniejsza -
Niestety maz w dlaszym ciagu nie uwaza ze robi cos zlego - ja czuje jak sie od niego oddalam - jak nie potrafie z nim juz rozmawiac - jak stajemy sie dla siebie obcy - jak nie mamy wspolnych planow - jak jest mi ciezko - byc moze gdyby nie to ze jestem w tej chwili zalezna finasowo to podjelabym juz decyzje - proponowalam poradnie ale on nigdzie nie pojdzie bo uwaza ze on porblemow nie ma- nie wiem co myslec -co czuc - ani co robic ? na ile mozna sobie jeszcze pozwolic ? jak reagowac - czy tak ma wyglac juz moje zycie - za to ze kocham? -tak zwyczajenie bez niewierosci i bez niewoli - bez samobojstw i krzykow - tak poporostu ....
trace pewnosc siebie - nie potrafie przestac o tym myslec -....coraz bardziej boli...
 
     
wioletka
[Usunięty]

Wysłany: 2007-11-26, 17:02   

Wiesz, Magdam,
mój mąż też zaczął ucieczkę od związku ze mną od telefonów, smsów, internetowych randek, potem były też zdrady fizyczne z zaangażowaniem emocjonalnym i bez. Nie chcę cię straszyć, ale jak czytam posty dziewczyn i jak patrzę wreszcie przez pryzmat własnych doświadczeń, to widzę, że późno dojrzałam do emocjonalnego uniezależnienia się od mojego ukochanego. To właśnie moje chore przywiązanie między innymi pozwalało mu czuć się bezkarnym, bo ja i tak go nie opuszczę. Zauważyłam, że dziewczyny, które szybko podjęły zdecydowane kroki, szybciej też doświadczyły mężowskiej skruchy. Ale przede wszystkim nie wyszły tak pokiereszowane, nie pozwoliły się stłamsić, odebrać sobie wiary w swoją wartość i atrakcyjność. Wydaje mi się, że- paradoksalnie- wychodząc na przeciw bólowi rozstania z ukochaną osobą, uratowały szacunek dla siebie- swój własny i od męża. Bo do takiego delikwenta może szybciej dotarło, że żona ma swoje zdanie, swoją niezaprzeczalną wartość, i kocha mądrze, choć czasem twardo, a tych łatwych pań jest na pęczki.

No, tak mi przyszło, nie wiem, czy nie namotałam, ale jeśli ktoś zrozumie, to super. A swoją drogą, to niesamowite jest, ilu z nich to takie niedojrzałe dzieciaki :-o Dziewczyny, które macie chłopców- pomyślcie o tym, coś jest nie tak ;-)
Pozdrawiam serdecznie :-)
 
     
Justyna1
[Usunięty]

Wysłany: 2007-11-26, 18:31   

Och, Wioletka, masz racje. Moj maz tez stal sie nastolatkiem, uganiajacym sie za spodnicami. Coz. Moja stanowczosc wykazalam. Moze powinnam pare lat wczesniej, kiedy smsowal, a ja wierzylam w jego wytlumaczenia. I teraz dopiero widze, ze moze wtedy juz cos bylo nie tak.
Tylko do stanowczosci kazdy musi "dorosnac", tak mysle. Bo teoretycznie to my wiemy, ze musimy byc stanowcze/stanowczy. Tylko z wykonaniem trudniej. I chyba tylko wtedy mozna szybko sie uspokoic, jak sie wie, ze zobilo sie wszstko, co mozliwe, a serce i glowa mowia to samo. Gdy jest sie w 100% pewnym, ze TA decyzja jest prawidlowa. Mowie tylko ze swojego doswiadczenia, ja tylko w ten sposob moglam byc stanowcza. Bylam pewna i przekonana do tego, co robie.

Pozdrawiam
Justyna
 
     
magdam
[Usunięty]

Wysłany: 2007-11-26, 21:53   

mysle ze tak - macie racje dziewczyny justynko1 , wioletko - ja dojrzewam do decyzji - szarpie sie jeszcze i boje - tym bardziej ze nie mam wsparcia - i musze sobie radzic zupenie sama - ale moze tak ma byc - byc moze gdybym miala sie gdzie podziac z dziecmi juz dawno by mnie tu nie bylo - tylko to raczej bylaby ucieczka a nie rozwizanie problemu - jestem jeszcze na etapie ze ciezko mi uwierzyc -co za zacmieni dotknelo mojego meza ? - jaki proces uwsteczniajacy sie w nim dzieje - czy on ma jeszcze jakies wnetrze ? gdzie jest ten facet z ktorym sie tak rozumialam ? i czy on potrafi nas zostawic ? sam moze i nie ale z pomoca kolezanki ktora go uratuje przed nudnym zyciem rodzinnym to moze daleko zajdzie - /tak wlasnie moj maz po 12 godz. w pracy i powrocie do domu i stesknionych coreczek siedzi przy komputerze na gg i zali sie kolezance ze mu sie w domu nudzi / brak slow - zastanawiam sie jeszcze nad tym czy gdyby nie bylo dzieci -czy zalezaloby mi samej na jego uczuciach ? chyba juz nie - czuje sie zdradzona emocjonalnie - to dla mnie upokarzajace prosic sie o uczucia - i czy to ma sens - moze warto sprobowac dla spokoju sumienia tylko jak to zrobic w madry sposob? bez zbednych emocji ? co macie na mysli mowiac .."byc stanowczą "?...pozdrawiam cieplo magdam
 
     
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz załączać plików na tym forum
Możesz ściągać załączniki na tym forum
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  
Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group
Strona wygenerowana w 0,02 sekundy. Zapytań do SQL: 9