Celem tego forum jest niesienie pomocy małżonkom przeżywającym kryzys na każdym jego etapie (także po rozwodzie i
gdy współmałżonkowie są uwikłani w niesakramentalne związki), którzy chcą ratować swoje sakramentalne małżeństwa
Portal  FAQFAQ  SzukajSzukaj  UżytkownicyUżytkownicy  GrupyGrupy  Chat  StowarzyszenieStowarzyszenie
RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  AlbumAlbum  DownloadDownload  StatystykiStatystyki  PolczatPolczat
 Ogłoszenie 

Poprzedni temat «» Następny temat
Już nie wiem co mam robić....
Autor Wiadomość
s-a-m-o-t-n-a
[Usunięty]

Wysłany: 2007-11-20, 17:38   Już nie wiem co mam robić....

Kochani!
Cieszę się, że trafiłam na to forum. Śledzę i czytam wątki juz od jakiegoś czasu, w końcu zdecydowałam sie napisać o sobie.
Mamy po 31 lat. Jesteśmy w związku małżeńskim prawie 7 lat. Moim zdaniem jesteśmy dobrym i fajnym małżeństwem. Zresztą nie tylko moim, wśród znajomych uchodzimy za super związek. Wspólnie wychowyjemy syna. W naszym małżeństwie zawsze było dużo czułości, szacunku, wzajemnego zrozumienia, miłe smsy w ciągu dnia, czasem jak wszędzie zdarzało nam się pokłócić o jakieś bzdury, ale nigdy nie było np. cichych dni, dzikich awantur itd. Od początku małżeństwa dotykały nas tragedie, trzy razy straciliśmy dziecko. Przeżyliśmy dramat, ale byliśmy zawsze RAZEM. Nigdy nie mogliśmy liczyć na naszych rodziców, zawsze tylko na siebie i nie mieliśmy nigdy z tym kłopotów. Mieliśmy też problemy z komornikiem ale nigdy z tego powodu nie kłóciliśmy się, nie robiliśmy sobie wyrzutów, wierzyliśmy że dopóki będziemy razem nic nie jest straszne. W przyszłość patrzyliśmy wspólnie.
W październiku wyczułam zmianę w zachowaniu Męża. Zaczęłam mieć podejrzenia, że może ma kogoś, ale wszystkiemu zaprzeczał. Podejrzewałam, że może flirtuje sobie z kimś z internetu, gdyż zdarzało mu sie to kiedyś. Szybko okazało się jednak, że uwikłał się w jakiś romans z 18 letnią dziewczyną! Twierdzi, że niby z nią nie spał, ale strasznie zaangażował się emocjonalnie. Kiedy to się wydało, wyrzucił mi, że za mało okazuję mu uczucia, że wydawało mu się, że ja go nie kocham a ta dziewczyna zalała go wręcz wielką miłościa. Powiedział, że ją kocha i chce ode mnie odejśc (po miesiącu znajomości!). Przekonałam go aby dał nam jeszcze jedną szansę abyśmy spróbowali, abyśmy powiedzieli na spokojnie o swoich oczekiwaniach i byli razem. Udało się i było cudownie, moje emocje sięgały zenitu, kochaliśmy się namiętnie każdej nocy, mówił mi jak bardzo mnie kocha, jaka jestem ważna dla niego, na moje pytania o nią twierdził, że nie ma już z nią kontaktu. Uwierzyłam, dopóki nie odkryłam, że jednak są w stałym kontakcie, czułe smsy od niej. Z nich dowiedziałam się, że on zdązyli się już zaręczyć! I znowu tłumaczenia i przeknywania, że On kocha tylko mnie, a to ona wysyła do niego smsy, że On jej nic nie pisze. Znowu uwierzyła, bo tak bardz chciałam wierzyć. I znowu wielka fala namiętności i emocji. Trzy dni później mój Mąż nagle wyszedł z domu, a po 2 godzinach dowiedziałam się, że jednak mnie nie kocha, że myśli o niej, że nie chce być ze mną, bo gdy na mnie patrzy nie czuje żadnych emocji. Ale co to było przez ostatnie dni? Czy tyle emocji mógł udawać? Czy wykorzystywał mnie tylko do zaspokajania swoich potrzeb seksualnych? Byłam pewna, że wyszedł się z nią spotkać ale wszystkiemu zaprzeczał. Czy emocje po 8 latach znajomości można porównać do tych, kiedy biega się na "zakazane randki" z jakąś małolatą? Mąż twierdzi, że jak jest ze mną "nie ma już motyli w brzuchu". Umówiliśmy się do terapeuty małżeńskiego. Na początku, kiedy dowiedziałam się o zdradzie nalegałam na taką wizytę, On nie chciał, teraz sam stwierdził, że za chwilę zwariuje, że musi z kimś o tym porozmawiać. Wizyta miała być za tydzień, Mąż poprosił o tydzień spokoju, abym nie męczyła go rozmowami na temat przyszłości naszego związku. Jednocześnie przez te dni przytulał mnie, obejmował, spaliśmy przytuleni jak zawsze. Mąż chciał się kochać ze mną, czułam jak go pociągam, jak trudno mu panować nad sobą, na moje stwierdzenie, że przecież mnie nie kocha to po co te czułości stwierdzał, że przecież nadal jestem jego żoną więc to normalne. Tym razem powiedziałam, ze dopóki nie będzie pewny swoich uczuć, dopóki nie będzie przekonany, że mnie kocha nie będziemy współżyć, choć i mnie było z tym trudno. Ten ydzień mijał na moich łzach, na przytulaniu się do siebie i próbach rozmowy. Mąż twierdził też, że nie spotyka się już z tą dziewczyną, że stan w jakim jest teraz nie ma z nią nić wspólnego. Jednak nadal kłamał.... Znowu wyszedł pod jakimś głupim pretekstem, nawet się nie wysilał, aby wymyślić coś sensownego. Prosiłam aby nie wychodził, aby nie zostawiał mnie z głupimi domysłami. Nie przejął się moimi łzami, moim stanem w jakim byłam. Wyszłam za nim i zobaczyłam ich razem, jak się obejmują, jak ona go pociesza (pewnie się skarżył jak mu źle w domu ze mną). Więcej nie patrzyłam, uciekłam do domu. Nabrałam pewności, że ta terapia to tylko przykrywka, że niby wszystko robił co się dało i nic nie pomogło więc trzeba się rozstać. A On jak wrócił oświadczył, że wyprowadza się z domu, bo ja go ograniczam, że On nie może nigdzie wyjść bo ja histeryzuję. Wyparł się tego, że się z nią spotkał, nie powiedziałam mu, że widziałam ich bo wstydziłam się, że tak nisko upadłam i biegam za nim po mieście. Zaczął obsesyjnie powtarzać, że musi się wyprowadzić - ja już wiedziałam, że po to aby bez przeszkód się z nią spotykać.
Wczoraj byliśmy u terapeuty i moje podejrzenia potwierdziły się. Mąż nie wykazuje chęci współpracy. Nie chiał się zastanawiać co dalej, twierdził, że obsesyjnie myśli o tej dziewczynie. Terapeuta po wysłuchaniu nas stwierdził, że Mąż strasznie emocjonalnie do tego podchodzi, że powinien trochę przystopować, tłumaczył, że ten związek z nieznaną mu prawie osobą raczej nie ma szans, że widzi ją przez pryzmat swoich wyobrażeń, że nie powinien tak NAS przekreślać, ale Mąż tylko swoje, mówił o naszym związku jakby to było piekło, o tym że go ograniczam (chodziło mu o to wyjście, ale mówił to w taki sposób jakby cały czas w więzieniu żył), o tym że z tamtą dziewczyną odkrył co to miłość i szczęście, że chce teraz jakiś czas mieszkać sam (terapeuta na to, że to nie poprawi naszego związku) Na koniec terapeuta stwierdził, że Mąż cierpi na zaburzenia z dzieciństwa i właściwie żadna kobieta nigdy nie spełni jego oczekiwań, że powinien poddać się terapii. Mąż się zgodził, rozmawiał z terapeutą a po spotakniu powiedział, że faktycznie ma zaburzenia i MUSI sam zamieszkać, bo takie jest polecenie terapeuty. Będzie chodzić na terapię i może to nam pomoże. Ja się załamałam, mam wrażenie, że Mąż przedstawił swoja sytuacje tak, aby wyszło na to, że jak faktycznie robię mu krzywdę i powinien zamieszkać teraz sam. Zresztą zachowanie mojego Męża po wizycie było dla mnie nieco dziwne. Nucił sobie cały wieczór, gwizdał radośnie, wypił piwka i był cały szczęśliwy, tak jakby właśnie osiągnął to co chciał. A przecież dowiedział sie, że ma problemy ze sobą, że powinien się leczyć. I to jest powód do takiej radości.
Próbowałam z Mężem wczoraj rozmawiać, o tym aby pochopnie nie podejmował decyzji, aby zapanował nad emocjami. Obiecuję mu, że pomogę mu przejśc przez to, że to taka próba dla nas, że bardzo Go Kocham, wybaczam tą dziewczynę, że rozumiem, że sie pogubił itd. Płakałam znów cały wieczór, Mąż mnie przytulał, pocieszał, że przecież jest ze mną, że jeszcze sam nie wie co dalej. Zasnęliśmy wtuleni w siebie, widziałam, że Mąż chce się ze mną kochać, ale odmówiłam. Powiedziałam, że dopóki się nie zdecyduje ja nie chcę tak, nie zgadzam sie na żaden trójkąt, nawet emocjonalny.
Dzisiaj znowu rozmawiałam z Mężem, tzn. prowadziłam monolog (niestety, tak codziennie go męczę ale nie potrafię inaczej bo cały czas o tym myślę), podawałam argumenty moje, terapeuty a On siedział i coś robił przy komputerze, miałam nawet wrażenie, że nie bardzo mnie słucha. I Mąż nagle wstał podszedł do mie i powiedział, że chce być ze mną, że już podjął decyzję. Ale tak bez zastanowienia, jakby to było nic takiego. Nie zniosę dłużej tej emocjonalnej huśtawki, powiedziałm mu, żeby się najpierw zastanowił dobrze, że to jest poważna decyzja, że wczoraj u terapeuty nie chciał współpracować, mówił, że szaleje za tą dziewczyną a dzisiaj nagle mówi, że chce być ze mną. Mąż chyba poczuł sie urażony, bo stwierdził, że dobra, jak chcę to On sobie przemyśli to jeszcze, i że to co powiedział przed chwilą jest nieaktualne.
Modlę się za nasze małżeństwo, za mojego Męża. Nie wiem co mam robić, co jeszcze mogę zrobić?
 
     
A Ania
[Usunięty]

Wysłany: 2007-11-20, 18:15   

Witaj na tym "smutnym" a jednak pełnym nadzeii forum. Musisz wierzyć, że to próba dla Waszego związku, w końcu tyle lat byliście szczęśliwi, więc na pewno macie solidne podstawy, żeby udało się odbudować to co Was łączyło. Wiem, że to strasznie trudne (sama to przerabiam) ale może chwilowo nie zameczaj męża "monologami". On może rzeczywiście potrzebuje czasu. Ja też mam ochotę ciągle mojemu mężowi tłumaczyć i wyjaśniać, więc doskonale rozumiem że ty też masz taką potrzebę. Oni chyba generalnie są bardziej zamknięci i nie potzrebują aż tylu słów... Jestem pewna, że znajdziesz w sobie dość siły aby przejść ten trudny dla Was okres i może potem Wasz związek będzie dużo mocniejszy niż był do tej pory. W końcu problemy zawsze umacniają, chociaż z początku wydaje się że nie damy rady. Modlitwa bardzo pomaga i będę dziś w Niej o Tobie pamiętała. Odkryłam ostanio piękny cytat z Psalmu: Powierz Panu swoją drogę, zaufaj Mu, a on sam będzie działał.
 
     
wabona
[Usunięty]

Wysłany: 2007-11-20, 19:58   

Samotna - kiedy mój mąż poznał swoją kochankę, miała 17 lat. Są już ze sobą prawie 3 lata i raczej zawsze ze sobą będą. Mam nadzieję, że Ty będziesz miała więcej szczęscia. Ja, niestety, o zdradzie dowiedziałam się po roku, więc oni już zdążyli scementować swoje uczucie.
Na Twoim miejscu byłabym cały czas obecna przy mężu - ale bez natarczywości. I nie pozwól, by odszedł - póki jest z Tobą, na pewno się choć trochę wstrzymuje.

Pozdrawiam - jutro napiszę więcej...
 
     
Justyna1
[Usunięty]

Wysłany: 2007-11-20, 22:08   

Witaj!
Samotna, gdy czytalam Twojego posta, myslalam, ze ktos sobie zrobil zart i opisal tu jeszcze raz moja historie. Poczytaj sobie moje posty. Identyczne, jak Twoj!
Udane malzenstwo - w oczach moich i swiata. On, dobry czlowiek, mowiacy i pokazujacy, ze kocha. W przeciagu lat mam wrazenie, ze on za malo pielegnuje swoje uczucie, ale nadal jest czuly, torskliwy. Ufam mu. Mamy dwojke cudownych dzieci. Wszystko uklada sie dobrze.
Prawie trzy miesiace temu szok -on kogos ma. Nie neguje tego. potwierdza, ze ja kocha, ale fizycznie go z nia nic nie laczy. Ja walcze. Daje z siebie wszytsko, on powtarza, ze nie kocha mnie, nie chce ze mna byc. Mieszkamy nadal dalej.Normalnie rozmawiamy, smiejemy sie. Ale sytuacja staje sie dla mnie nie do zniesienia. Kaze mu sie wyprowadzic.
Od ponad tygodnia jestem sama. Pierwsze dwa dni - katastrofa. Potem spokoj. Wymodlony spokoj. I ten spokoj trwa do dzis.
Dlatego DOSKONALE wiem, co przezywasz. Ja probowalam wszytskiego - prosilam, tlumaczylam, plakalam, grozilam itd.itp. Wiele osob, tez tu na forum, mowilo, ze on powinien sie wyprowadzic. I w koncu, po dwoch miesiacach dojrzalam do tej decyzji.

Teraz juz wiem, nie chce zyc w zaklamaniu. Nie chce byc z kims, kto mnie zdradza, kto mnie nie szanuje (chociaz on ciagle powtarzal, ze jestem jego najlepsza przyjaciolka). Wiem, jak Ci jest teraz ciezko. Ale badz konsekwentna. Trudno, wiem. Mnie tez tu mowiono, ze powinnam, ze tak bedzie lepiej. Ja musialam sama do tego dojsc. I doszlam ;-) Cierpialam strasznie. Ale gdy juz stalam na krawedzi nerwowej przepasci, powiedzialam "KONIEC". Nie moge pozwolic, zeby on mnie zniszczyl - tym co robi.

Postaraj sie byc konsekwentna. Ja zrozumialam, ze do zdradzacza nie dociera NIC! Mozesz ochrypnac od tlumaczenia mu co jest biale, a co czarne. On w tym momencie i tak wie lepiej, nie przekonasz go! Wiem to nie tylko ze swojego doswiadczenia, ale tez z doswiadczenia forumowiczow.
Daj temu wszystkiemu czas. Nic nie zrobisz na sile. Nic dobrego nie wyjdzie, jak podejmujeszc decyzje w emocjach. Na wszystko potrzeba czasu. Wiem, ze to trudne.
Jedyna rade jaka Ci dam to: sluchaj swojego rozumu i swojego serca. Razem. Tylko wtedy bedziesz w 100% przekonana o slusznosci Twojej decyzji. Ja moje decyzje podejmowalam sama. Kolezanki, forumowicze pomagali, ale decyzje podejmowalam JA. Nie moge nikomu nic zarzucic, ze ktos mi cos zle podpowiedzial, ze moglam tak nie robic. Nie. kazdy moj ruch byl moja decyzja i zadnego z tych ruchow nie zaluje.

Teraz jestem bez meza. Czy on wroci? Nie wiem. Nie robie planow, nie mysle. Ja sie odbilam od dna. I jest mi lepiej. Swiadoma jestem, ze dol moze mnie dopasc. Lza pewnie jeszcze nie jedna poplynie. Ale jest lepiej teraz, niz bylo jeszcze dwa tygodnie temu.
Zycze Ci, zebys odzyskala sile. Modl sie o spokoj. Zajmij sie soba (wiem, ze to w tym momencie trudne, ale sprobuj).

Nasze historie sa tak bardzo podobne, pisz, jak tylko chcesz.

Sciskam
Justyna
 
     
just29
[Usunięty]

Wysłany: 2007-11-21, 22:48   

witajcie forumowicze i forumowiczki
Jestem niestety GOŚCIEM tego forum, mój mąż odchodzi tylko nie ma odwagi rozwiązać tego po męsku i z twarzą, tylko powedział mi że mnie juz nie kocha i że nie chce mu się wracac do domu bo ja go denerwuję, jesteśmy po 10 latach znajomości, 28 października była nasza 7 rocznica ślubu, nasza córcia w kwietniu skończy 6 lat.
próbowałam do niego dotrzeć, tłumaczyłam żeby się zastanowił 100 razy, bo zawsze może po prostu odwrócić się na pięcie i nie wróci, że ucierpi na tym najbardziej Weroniczka, na to on mi odpowiada, że GRAM DZIECKIEM.
Jestem na skraju wytrzymałości psychicznej dzisiaj byłam u pediatry z dzieckiem i porosiłam o leki no i mi przepisał psychotropy, podobnie jak większość nowych mam nadzieję, że TO się nie stanie że TO nie możliwe ale wiem że powinnam sie z tym pogodzić, ale wydaje mi się ze mógł to rozwiązac inaczej niż tak, jestem pełan żalu, i beznadziei.
żyję tylko dla dziecka, bo corki mu nie oddam,
mówi że nikogo nie ma ale mu nie wierzę bo gdzieś przecież siedzi jak kończy pracę o 5 a w domu jest o 22-21, albo w ogóle jak dziś.
BOŻE daj mi siłę bo zwarjuję.
 
     
ProNo
[Usunięty]

Wysłany: 2007-11-21, 23:28   

Witaj kolejny kwiatuszku do bukietu ZDRADY.Jeżeli śledziłaś forum to na pewno odpowiedzi dla siebie znalazłaś.A mężowi nie wierz to jest mechanizm obronny zdradzacza! Ja swojej żonie uwierzyłem,że nie ma nikogo i źle na tym wyszedłem cały czas kłamała chcąc go ochronić bo przecież ukochanego mojej żony znam!!! Rozejrzyj się co robi nie tak jak zawsze i przygotuj się na najgorsze! Im wcześniej zaczniesz tym lepiej ja czekałem za długo nic nie robiąc tzn. tłumacząc sobie,że wszystko będzie dobrze ,że to chwilowe itd. Żałuję tylko, że za późno znalazłem to forum.Nie poddawaj się i wywal te psychotropy musisz teraz rozsądnie myśleć i wyciągać wnioski a te leki nic nie pomogą .Uspokoić musisz się sama.Modlitwa pomaga i pojednanie z Bogiem!!! Dziecko też ci pomoże. Ja uciekam do jego miłości wiem,że dla niego muszę być twardy !!! Tak jak wszyscy zdradzeni (a przynajmniej większość) na tym forum potrzebujemy spokoju,modlitwy i wzajemnego wspierania się . Tu można po prostu się wygadać, a to też pomaga .Nie poddawaj się .Wyrzuć te leki !!! Powodzenia. Piotrek
 
     
wabona
[Usunięty]

Wysłany: 2007-11-22, 06:27   

Piotrek, jeśli lekarz przypisał psychotropy, należałoby je wziąć. Większość z nas brała leki na jakimś etapie i wielu pomogły. Ja tez brałam, aż nadszedł czas, że mogłam je odstawić.

Justynko, jestem prawie pewna, że Twój mąz Cię zdradza - zachowuje się identycznie jak mój - też kończył pracę wcześniej, a wracał nad ranem. Ja, naiwna, tłumaczyłam sobie, że jest z kolegami. Nawet kiedy odchodził, po roku zdrady, zapierał się, że nikogo nie ma. Chciał, bym czuła się winna - byłam tak zła, że musiał odejść. Dziś wiem, że to nie ja byłam powodem odejścia.

To bardzo trudny dla Ciebie okres, tym bardziej, że zbliżają się Święta. A może one sprawią, że mąż się opamięta? Może jednak zatęskni za rodzinnymi świętami? Jeśli czujesz się na siłach, postaraj się, aby atmosfera przedświąteczna nie była napięta. Wbrew temu, co pisze Piotrek, uważam, że leki mogą Ci pomóc w tym okresie.

Justynko - powodzenia!
 
     
s-a-m-o-t-n-a
[Usunięty]

Wysłany: 2007-11-22, 07:50   

Kochani!
Mam do Was ogromną prośbę. Czy wiecie, albo macie gdzieś informacje na temat tego co czuje ZDRADZAJĄCY. Jakie mechanizmy nim kierują, jakie emocje targają. Chciałabym teraz lepiej rozumieć mojego Męża, nie drażnić niepotrzebnie, nie wywoływać niepotrzebnych spięć.
Mam też pytanie i proszę o rady, jak ja mam postępować?

Jasno powiedziałam Mężowi, że nie zgadzam się na trójkąt, nawet emocjonalny. Powiedziałam, że Kocham go bardzo i chcę abyśmy sobie znowu zaufali i byli razem. W tym wszystkim prowadzimy codzienne życie, rozmawiamy, przytulamy się, śpimy w jednym łóżku przytuleni co noc. Ale ja nie zgadzam się na współżycie. Mąż ma do mnie o to pretensje, twierdzi, że go odpycham i oddalamy się od siebie. Ja mam wrażenie, że on chce mnie potraktować instrumentalnie, do zaspokojenia swoich potrzeb, jednocześnie marząc i wzdychając do tej "trzeciej". Czy słusznie robię?

Mąż jest teraz poddenerwowany, jego złość skupia się często na mnie, bardzo mnie to rani. Zaciskam zęby i nic nie mówię, nie wdaję się w dyskusję aby nie wywołać u niego większej złości, czy awantury. Nigdy tak u nas nie było. Jestem cierpliwa, pomagam mu nadal w pracy, robię herbatki, deserki, podaję z uśmiechem obiad, sprzątam po nim, itd. W zamian nie dostaję często nawet jego uśmiechu. Właściwie robię to co wcześniej, tylko wtedy Mąż dziękował mi, okazywał uczucie, brał w ramiona i mówił, że jestem cudowna (tak było jeszcze 1,5 iesiąca temu!). To dodawało mi skrzydeł! Czy nadal mam tak postępować, udawać, że nic się nie zmieniło?

Namawiam nadal Męża na terapię. Po tej jednej, kiedy terapeuta rozszyfrował Męża, że jemu nie zależy i przyszedł tak dla "świętego spokoju", Mąż się wycofał. Wjechałam mu na ambicję, że nie powinien się bać, że skoro twierdzi, że miłość do tej dziewczyny jest taka silna, to powinna przetrwać naszą terapię, że nawet jeśli nie będziemy razem, to dużo wyniesiemy z tej terapii, i może w jego nowym związku pozwoli to uniknąc błędów. Czy słusznie, namawiać Męża dalej?

Nie prowadzę już monologów, nie tłumaczę, nie ryczę (choć trudno jest mi się powstzymać), nie proszę. Wspominam tylko o terapii i pytam się co dalej, bo żyjemy sobie jakby nic się nie stało.
 
     
kasia1
[Usunięty]

Wysłany: 2007-11-22, 08:38   

Samotna,
jak najszybciej przeczytaj książkę Dobsona "Miłość potrzebuje stanowczości"
Moim zdaniem, słusznie robisz nie zgadzając się na współżycie... ja bym jeszcze przestała robić herbatki, desereki, podawać z uśmiechem obiad, sprzątać po Nim... Nie możesz udawać, ze nic się nie stało!!!
Wierzę, że dasz sobie radę.
Pozdrawiam
Kasia

[ Dodano: 2007-11-22, 09:38 ]
Samotna,
jak najszybciej przeczytaj książkę Dobsona "Miłość potrzebuje stanowczości"
Moim zdaniem, słusznie robisz nie zgadzając się na współżycie... ja bym jeszcze przestała robić herbatki, deserki, podawać z uśmiechem obiad, sprzątać po Nim... Nie możesz udawać, ze nic się nie stało!!!
Wierzę, że dasz sobie radę.
Pozdrawiam
Kasia
 
     
s-a-m-o-t-n-a
[Usunięty]

Wysłany: 2007-11-22, 09:27   

Jedziemy w weekend razem na imprezę :) Mąż chce jechać na zlot gry internetowej, w którą jest zaangażowany. Nie wiem, czy mam być tylko kierowcą, czy jestem jeszcze dla niego ważna, ale zaproponował abyśmy pojechali razem. Będziemy przez sobotę i niedzielę wspólnie się bawić.

Co do tych herbatek, obiadków i usługiwania..... Nie chcę, aby widział mnie naburmuszoną, złą, zagniewaną. Mam wrażenie, że wtedy jeszcze bardziej nie będzie mu się chciało myśleć na temat naszej wspólnej przyszłości. Tam gdzieś z boku zapatrzona w niego dziewczyna, wielbiąca go, uśmiechnięta a w domu wściekła żona, dająca do zrozumienia, że MUSI mnie pokochać bo nie dostanie obiadu. Dopóki będzie w domu, będę starała pokazać się z jak najlepszej strony, żeby nie miał wymówki, że jestem zła i w domu ogólnie mu niedobrze.

Czy książka Dobsona jest ogólnie dostępna w bibliotekach, księgarniach?
 
     
nałóg
[Usunięty]

Wysłany: 2007-11-22, 09:41   

Samotna.....książka jest dostępna w księgarniach.Ale czytając weż z niej to co jest dla Ciebie.
A na wyjazd -tym bardziej że zaprasza Cię maż,jedż.To wazne.Pokazujesz mu konsekwencje jego postepowania (trójkąt w łóżku),ale bądż tez kosekwentna w innych dziedzinach.Postawiłaś warunki,spełnia je więc i Ty wypełniaj obietnice.
No właśnie.Bardzo dojrzałę spostrzeżenia:"a w domu wściekła żona, dająca do zrozumienia, że MUSI mnie pokochać bo nie dostanie obiadu."

To co piszesz i robisz to ja nazywam :twardą miłością" kochasz męża jako człowieka,ale nie pozwalasz na to aby Cie krzywdził.Jednocześnie nie obnosisz się z fochami,ze zrzędzeniem,nie robisz z siebie "zołzy".
Tak często właśnie kobiety-żony zmieniają sie z zalotnic,uwodzicielek,powabnych w złosnice,zołzy.NIe rób z siebie takiej właśnie.
Wiem co piszę....jestem facetem
Pogody Ducha
 
     
kasia1
[Usunięty]

Wysłany: 2007-11-22, 10:12   

Kiedy pisałam o obiadkach, herbatkach i usługiwaniu, wcale nie chciałam tym zachęcać , żebyś stała się wściekłą zołzą...
Jeśli raz Ty robisz herbatę, innym razem mąż - jest ok. nie przestawaj...
Jeśli Ty podajesz obiad, dlaczego On nie może posprzątać?
Nie możesz wszystkiego robić za Niego... i jak piszesz, nawet nie dostajesz za to uśmiechu.
Kiedy mój mąż zakochał się w innej kobiecie i godzinami rozmawiał z Nią przez telefon, ja w pewnym momencie powiedziałam, że przestaję prasować Jego koszule.
Nie przestałam Go kochać, nie przestałam być dobrą żoną... pokazałam jedynie, że mam szacunek do samej siebie. Nigdy to prasowanie nie było dla mnie krzywdą, nie czułam się tym zniewolona... ale jeśli On ma czas na rozmowy z ukochaną, może ten czas przeznaczyć na swoje koszule... Zdziwił się mocno moim stanowiskiem, ale zrozumiał dlaczego tak postanowiłam... i prasuje koszule sam (całkiem nieźle) :-)
Dla mnie jest to właśnie jeden z elementów stanowczej miłości...
Napiszę Ci na priva gdzie kupiłam książkę.
Powodzenia
Kasia
 
     
magdam
[Usunięty]

Wysłany: 2007-11-22, 10:56   

samotna - jestem w bardzo podobnej sytuacji - i tez niestety nie wiem co robic- jak postepowac - i co myslec- mam hustawke emocji - raz wydaje mi sie ze dam rade i jakos przez ten kryzys przejde innym razem mysle, ze chyba nie ma juz czego ratowac i dalej sie oszukiwac - u mnie sprawa ciagnie sie od lipca - a moze dopiero w lipcu ja sie zorintowalam - bo wczesniej tez bylo cos nie tak - ale przez mysl by mi nie przeszlo ze chodzi o kobiete/- maz ma trudny charakter - ale takiego go kochalam i pewnie nadal gdzies kocham bo wyciagam reke i zalezy mi tym bardziej ze mamy cudowne dzieci - / nigdy nie bylam zazdrosna - mialam calkowiete zaufane i nigdy maz mnie nie oklamal - teraz to wszystko sie zmienilo - i jeszcze trudno samej mi w to uwierzyc - ciesze sie ze trafilam na to forum - bo nie mam z kim porozmawiac - kazdy zabiegany - kolezanki wysluchaja ale nie moge im glowy bez przerwy zawracac - a wlasciwie o czym tu rozmawiac jak rodzina mi sie rozpada - rozumiem cie i wiem co czujesz - i podoba mi sie ze reagujesz stanowczo - ja tez wlasnie powiedzialam -" dosyc" nie dam sie ponizac bo jak strace szacunek do samej siebie to wtedy dopiero ciezko sie bedzie podniesc - moze opisze pozniej moja historie bo chetnie poslucham jak ja widza inni - takie spojrzenie jest bardzo potrzebne bo jak emocje targaja to trudno stanac z boku - pozdrawam cieplo

[ Dodano: 2007-11-22, 10:56 ]
samotna - jestem w bardzo podobnej sytuacji - i tez niestety nie wiem co robic- jak postepowac - i co myslec- mam hustawke emocji - raz wydaje mi sie ze dam rade i jakos przez ten kryzys przejde innym razem mysle, ze chyba nie ma juz czego ratowac i dalej sie oszukiwac - u mnie sprawa ciagnie sie od lipca - a moze dopiero w lipcu ja sie zorintowalam - bo wczesniej tez bylo cos nie tak - ale przez mysl by mi nie przeszlo ze chodzi o kobiete/- maz ma trudny charakter - ale takiego go kochalam i pewnie nadal gdzies kocham bo wyciagam reke i zalezy mi tym bardziej ze mamy cudowne dzieci - / nigdy nie bylam zazdrosna - mialam calkowiete zaufane i nigdy maz mnie nie oklamal - teraz to wszystko sie zmienilo - i jeszcze trudno samej mi w to uwierzyc - ciesze sie ze trafilam na to forum - bo nie mam z kim porozmawiac - kazdy zabiegany - kolezanki wysluchaja ale nie moge im glowy bez przerwy zawracac - a wlasciwie o czym tu rozmawiac jak rodzina mi sie rozpada - rozumiem cie i wiem co czujesz - i podoba mi sie ze reagujesz stanowczo - ja tez wlasnie powiedzialam -" dosyc" nie dam sie ponizac bo jak strace szacunek do samej siebie to wtedy dopiero ciezko sie bedzie podniesc - moze opisze pozniej moja historie bo chetnie poslucham jak ja widza inni - takie spojrzenie jest bardzo potrzebne bo jak emocje targaja to trudno stanac z boku - pozdrawam cieplo
 
     
Justyna1
[Usunięty]

Wysłany: 2007-11-22, 12:09   

Ja probowalam tez wszystkiego. Tez myslalam "Znalazl sobie kochanke, bo ona jest bezproblemowa, zawsze usmichnieta itd." Wiec probowalam byc w domu taka. Nie podzialalo. Tlumaczylam - nie zadzialalo. Robilam wymowki - nie podzialalo. Bylam obojetna - nie podzialalo. Powtarzalam, ze kocham - tym bardziej nie podzialalo. Wydaje mi sie, ze w ciagu tych dwoch miesiecy przeszlam cala palete prob. Sama nie wiem, co jeszcze moglabym zrobic.
Kasiu, tak, jak Ty, z dniem, w ktorym dowiedzialam sie o jego zdradzie, przestalam prasowac jego rzeczy. To nie bylo robienie mu na zlosc, tylko ja nie moglam po prostu sie przemoc, zeby wyprasowac cos, w czym on pozniej obejmie swoja kochanice!

Samotna, Madziu - moze moje doswiadczenie nie jest dlugie, sa tu na forum ludzie, ktorzy cierpia juz o wiele dluzej, ale sytuacje mamy wszyscy bardzo podobne.
Naturalna konsekwencja moich nieudanych prob "wymuszenia jego milosci" i zerwania z kochanka, byla jego wyprowadzka. On tez "grozil" 2 miesiace, ze sie wyprowadzi, ale nie robil tego. Tez mowil, ze nie ma zadnego zwiazku z ta kobieta. Hahaha! Ja juz nie moglam pozwolic mu, mnie tak traktowac. Stanowczosc. Tylko ja mysle, ze kazdy z nas musi dojrzec do tej stanowczosci. Bo my teoretycznie wiemy, co powinnismy robic, tylko w praktyce nie zawsze wychodzi. Ja dojrzalam i z reka na sercu moge powiedziec, ze stanowczosc w moim przypadku daje owoce. Nie w postaci jego powrotu itd. Nie. Daje owoce w postaci mojego dobrego samopoczucia. Stanowczosc i modlitwa. Modle sie nadal, ale chyba troche inaczej - umiem powiedziec (ze spokojem) "Jezu, Ty sie tym zajmij". Nie wiem, jakie plany ma szefostwo z gory ;-) Nie wiem, czy da sie uratowac moje malzenstwo. Ale udalo mi sie uratowac siebie. A pomogl mi moj Najlepszy Przyjaciel :->
Kiedys Marta O. napisala w jednym z moich pierwszych postow:
"W Twoim przypadku jest, moim zdaniem szansa na uratowanie związku jesli Ty zaczniesz od siebie (bo na to co mąż robi nie masz wpływu a na swoje działania masz)."
Nie wiedzialam wtedy, o czym ona pisze :-D Przeciez ze mna jest wszystko ok. Ja jestem nadal ta sama, to co mam zmieniac??? Ha! Teraz widze, jak bardzo sie zmienilam. Teraz zauwazam, ze znowu wiecej sie smieje, ze jestem bardziej na luzie (tak jak 10 lat temu!), ze mam ochote na wyjscie itd. Przez ostatnie 9 lat zwiazku z moim mezem (w ktorym bylam przeciez szczesliwa) stalam sie kura domowa, czytajaca ksiazki i gazety, zeby cos o swiecie wiedziec, ale do tego swiata w ogole nie wychodzilam. Zona, mama, gosposia. Teraz zauwazylam, ze ja sie umiem znowu smiac, ze znowu umiem byc dusza towarzystwa. I to nie byla w zadnym wypadku wina mojego meza. Nie. Ja sama wskoczylam w ta role.
A teraz wlasnie z niej wyskoczylam ;-)
Modle sie o uratowanie mojego malzenstwa, o uratowanie mojego meza. Pan Jezus juz bedzie wiedzial, co z tym wszystkim zrobic. :->

Pomyslcie o sobie.
Sciskam
Justyna
 
     
s-a-m-o-t-n-a
[Usunięty]

Wysłany: 2007-11-24, 20:41   

Kupiłam książkę Dobsona, ale jeszcze jej nie mam. Dostanę dopiero za kilka dni pocztą. Już się nie mogę doczekać, strasznie gubię się w tym wszystkim.

Nie pojechaliśmy wspólnie na imprezę, gdyż została odwołana. Dzień spędzaliśmy normalnie, było nawet miło, rozmawialiśmy o świętach, Mąż chce je spędzać wspólnie, Sylwestra także, tak jak wcześniej planowaliśmy pojedziemy na kilka dni w góry, bardzo się ucieszyłam, że będziemy razem. Ale On po południu gdzieś wyszedł, podejrzewam, że spotkał się ze swoja kochanicą, jak wrócił to wyparł się tego, oświadczył, że poszedł rozejrzeć się za samodzielnym mieszkaniem :( Tak nagle!
Stwierdziłam, że zrobi co zechce, jest dorosły i ja mu tego nie zabronię. Niech sam decyduje co robić dalej. Strasznie się jednak wkurzyłam. Wieczorem postanowiłam wyjść do kościoła, wyciszyć się trochę. Był bardzo zdziwiony, że wychodzę, dopytywał się dokąd, ale mu nie powiedziałam, z tajemniczą miną wyszłam z domu wcześniej wylewając na siebie perfumy. Wydaje mi się, że trochę się wkurzył, stwierdził, że w takim razie to On też wychodzi. No i nie ma go juz prawie 3 godziny. Denerwuję się trochę, ale nie będę do niego dzwonić i pytać co robi. Chociaż strasznie bym chciała....:(

[ Dodano: 2007-11-25, 18:18 ]
Dzisiaj powtórka z dnia wczorajszego. Najpierw miły dzień, spacer po lesie, trzymanie się za rączkę, buziaczki. Przed godziną wymiana smsów, pokręcił się, wymyślił głupi powód, pocałował mnie w czoło i poleciał do miasta. Pewnie znowu poszedł się z nią spotkać :( Nawet już nie chce mi się płakać, wypatrywać w oknie, patrzeć na zegarek.
Wczoraj wieczorem smsowałam ostro z koleżnką, Mąż pytał się zaciekawiony z kim. Powiedziałam, że sam mi się nie tłumaczy, więc ja też chyba nie muszę. Ochoczo przyznał mi rację, ale później przy byle okazji 2 razy wypomniał mi,że ja też piszę niewiadomo z kim, też wychodzę niewiadomo gdzie (chodziło o to moje wyjście do kościoła wcześniej). Te jego wypominania nawet nie były związane akurat z tematem :)
Czy myślicie, że go to trochę ruszyło? Bo ja mam taką nadzieję. Z drugiej strony, czy Dobson jest dla wszystkich. Mój Mąż bardzo szybko się zniechęca, nie ma cierpliwości, nie lubi walczyć. Może jeszcze łatwiej ze mnie zrezygnuje, może nie będzie mu się chciało walczyć o nas.
Teraz zupełnie nie chce, jak wraca z tych "randek" mówi to wprost, potem jest lmiędzy nami lepiej dopóki znowu nie wyjdzie :(
 
     
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz załączać plików na tym forum
Możesz ściągać załączniki na tym forum
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  
Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group
Strona wygenerowana w 0,02 sekundy. Zapytań do SQL: 8