Celem tego forum jest niesienie pomocy małżonkom przeżywającym kryzys na każdym jego etapie (także po rozwodzie i
gdy współmałżonkowie są uwikłani w niesakramentalne związki), którzy chcą ratować swoje sakramentalne małżeństwa
Portal  FAQFAQ  SzukajSzukaj  UżytkownicyUżytkownicy  GrupyGrupy  Chat  StowarzyszenieStowarzyszenie
RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  AlbumAlbum  DownloadDownload  StatystykiStatystyki  PolczatPolczat
 Ogłoszenie 

Poprzedni temat «» Następny temat
Jak odbudować moje małżeństwo
Autor Wiadomość
skowronek
[Usunięty]

Wysłany: 2007-05-20, 11:29   Jak odbudować moje małżeństwo

Witam Was bardzo serdecznie. Mam nadzieję, że pomożecie mi w moim cierpieniu. Byłam w związku małżeńskim ponad 20 lat. Mamy wspaniałego syna. W końcu nadszedł ogromny kryzys. Nie umieliśmy się porozumieć. Były ciche dni, lekceważenie siebie nawzajem, zimne noce, w zwykłych codziennych sprawach bez żadnej jedności.... Nie było zdrad (a może po prostu o nich nie wiem). Mój mąż jest bardzo uparty i skryty. Nie wytrzymałam psychicznie, nie potrafiliśmy rozmawiać. Podałam o rozwód. Na pierwszej sprawie zapytany czy chce tego rozwodu, odpowiedział, że nie. Ja jednak postawiłam na swoim. Było we mnie tyle żalu, bólu, wściekłości.... I stało się. "Wyprowadziłam" go z domu... Wiem, zachowałam sie nieodpowiedzialnie, jak jakaś "małolata", ale STAŁO SIĘ! I przeszłości nie da się zmienić, bo ona po prostu minęła. Było to prawie 3,5 roku temu .... Cieszyłam sie wolnością, jakbym wyszła z jakiejś puszki. Nie myślałam, nie wracałam pamięcią do przeszłości. Zajęłam się pracą, pracą, jeszcze raz pracą. Ale wróciło to do mnie jak bumerang. Od ponad roku, a może i dłużej otrząsnęłam się z tego letargu i moje uczucia do męża wróciły ze zdwojoną siłą. Kocham go każdą cząstka mnie. W listopadzie ubiegłego roku zadzwoniłam do niego i nawiązaliśmy kontakt. Było ciężko, ale powolutku, powolutku w styczniu zobaczyliśmy sie po raz pierwszy. Rozmawialiśmy. Dowiedziałam się wtedy jak bardzo cierpiał. Płakaliśmy oboje. Powiedział mi również, że nie jest sam, że poznał kogoś i coś zaiskrzyło, ale nie mieszkają razem i z tego co dzisiaj wiem nie jest to znajomość poważna. Zaraz po tym wyjechał do pracy za granicę. Pisałam sms-y. Byłam jednak chyba zbyt namolna i niecierpliwa, bo pewnego dnia wykrzyczał, że najpierw go wyrzuciłam, a teraz wchodzę w jego życie, że wyrządziłam tyle krzywdy.... Napisałam do niego list i wyjaśniłam wiele, choć nie wszystko, bo w jednym liście przecież się nie da. I zadzwonił.... jakby spokojniejszy, bez komentarzy, jakby tego listu nigdy nie było. I tak oto jesteśmy w kontakcie. Czasem prosi mnie o załatwienie różnych spraw, wysłałam mu nawet paczkę na Święta Wielkanocne z małym koszyczkiem... Niedawno był w Polsce i widzieliśmy sie, ale krótko. Próbowałam nawiązać rozmowę do naszej sytuacji, ale jet to trudne. On czuje sie bardzo zraniony... ale przecież ja również. Co będzie dalej ? Jak ocalić moje małżeństwo?. Czy możliwym jest aby wygasły w nim wszystkie uczucia, wymazał z pamięci 20 lat wspólnego życia ? Co mam robić? Pomóżcie!
 
     
wabona
[Usunięty]

Wysłany: 2007-05-20, 12:23   

Ewa, małymi kroczkami, powoli...

Musisz starać się go zrozumieć, bo to Ty go zraniłaś. Nauczył się żyć bez Ciebie, a Ty mu teraz otworzyłaś rany. Może boi się powtórnego bólu, potwornego bólu.

Musi Ci znów zaufać, a to trudne, ale możliwe.

Ewo, życze Ci powodzenia, warto zrobić wszystko, by się zjednoczyć. Tylko z wyczuciem. Nie rań go już....
 
     
Elżbieta
[Usunięty]

Wysłany: 2007-05-21, 08:32   Re: Jak odbudować moje małżeństwo

logis@onet.eu napisał/a:
Co mam robić? Pomóżcie!

Ewo, skowronku, wejdź na stronę główną wspólnoty Sychar. Poczytaj, poszperaj, są piękne modlitwy, propozycje rekolekcji, świadectwa ludzi.
Tak jak Wanboma radzi "małymi kroczkami", ale
najpierw do Boga,
potem do człowieka, którego kochasz ..
Będzie dobrze.
Pozdrawiam!
 
     
Tadeusz
[Usunięty]

Wysłany: 2007-05-21, 22:29   

Niesamowita historia Ewo !
Masz wielkie szanse na uratowanie małżeństwa !
Tak jak piszą dziewczyny małymi kroczkami.
Ja dodam jeszcze receptę z książek „Moc sakramentów” „Cuda Mszy Świętej”
Ważne jest aby być jak najczęściej na mszy, najlepiej codziennie.

Jeden przykład: Dwóch przedsiębiorców z Francji, jednemu szedł dobrze interes a drugiemu nie i miał same długi. I poszedł, więc do tego pierwszego z zapytaniem jak on to robi a ten powiedział żeby jutro rano przyszedł do kościoła na 6 rano. I tak byli razem na mszy św. ale ten drugi dalej nic nie rozumiał i pyta pierwszego, o co chodzi. I dopiero ten pierwszy przedsiębiorca tłumaczy mu, aby był codziennie na mszy św a Bóg będzie błogosławił twojej pracy. I ten drugi zaczął chodzić na mszę św. i wkrótce w jakiś przedziwny sposób jego kłopoty ustały i interesy zaczęły rozwijać się ponad wszelkie jego oczekiwania.

I bardzo podobnie ma się sprawa z małżeństwem ! ;-)

U mnie to zadziałało i naprawdę jest coraz lepiej :-D
 
     
MKJ
[Usunięty]

Wysłany: 2007-05-22, 07:48   

Ewo!

Jesteś bardzo prawdziwa w kochaniu i ...! Będę się bardzo modlił za Ciebie i Męża. Te msze święte to bardzo dobra myśl.

Czy Mąż wie, że się za Niego codziennie modlisz?

Czy jesteś szczęśliwa gdy On tylko jest przy Tobie? Gdy piszesz list, gdy telefonujesz, gdy wysyłasz SMS?

Czy gdy było dobrze w Waszym małżeństwie, lub w narzeczeństwie bywaliście razem na rekolekcjach?

Odwagi Ewo i bardzo małymi kroczkami ale stałymi i coraz częstszymi kroczkami.

Bóg jest wierny złożonej Jemu przysiędze małżeńskiej, będzie przy Was - i rozpali ogień miłości a może i odbuduje jedność?

Pozdrawiam :-)

[ Dodano: 2007-05-22, 07:52 ]
Czy byłaś lub jesteś we wspólnocie katolickiej ruchów chrześcijańskich? Jeśli nie to zacznij szukać?

Pozdrawiam
 
     
skowronek
[Usunięty]

Wysłany: 2007-05-22, 20:33   

Z całego serca dziękuję Wam za porady i nadzieję. Tobie Elu, Mambomo, Tadeuszu. Czuję się o wiele lepiej będąc z Wami wszystkimi na tym forum. Czekam z niecierpliwością na Wasze wypowiedzi, doświadczenia i rady. Muszę Wam powiedzieć, że najgorsze dla mnie są soboty i niedzielę, kiedy nie mogę przestać rozpamiętywać przeszłości i całe te dnie zawsze przepłaczę. Idę wieczorem do kościoła pomodlić się i przeszkadzają mi ludzie. Ich obecność. Najchętniej wybuchnęłabym płaczem i to by mi ulżyło, ale nie mogę ... bo są ludzie. Mimo to, modlitwa mi pomaga. Cały tydzień, kiedy jestem w pracy, jakoś sobie radzę, ale tylko jakoś. Nie wiem jak maja wyglądać moje małe kroczki .... Pozdrawiam wszystkich - Ewa
 
     
wabona
[Usunięty]

Wysłany: 2007-05-23, 05:56   

Ewo, stań w kościele w kąciku i wypłacz się - to pomaga, płacz oczyszcza.
Małe kroczki - to ponowne zaprzyjaźnianie się z mężem, to próba rozmowy, to delikatny uśmiech, to wymowne spojrzenie, to dotknięcie ręki, to miły sms - to przypominanie, że istnieję, że potrzebuję przebaczenia. Wiele czasu nie było Cię z nim, teraz trzeba by było wolno, starannie odbudować, stworzyć na nowo coś trwałego, co już nigdy nie ulegnie zniszczeniu, coś, co oparte będzie na wzajemnym zaufaniu, porozumieniu, związku dwóch dusz...
 
     
lodzia
[Usunięty]

Wysłany: 2007-05-23, 06:56   

wanboma napisał/a:

Małe kroczki - to ponowne zaprzyjaźnianie się z mężem, to próba rozmowy, to delikatny uśmiech, to wymowne spojrzenie, to dotknięcie ręki, to miły sms - to przypominanie, że istnieję, że potrzebuję przebaczenia. Wiele czasu nie było Cię z nim, teraz trzeba by było wolno, starannie odbudować, stworzyć na nowo coś trwałego, co już nigdy nie ulegnie zniszczeniu, coś, co oparte będzie na wzajemnym zaufaniu, porozumieniu, związku dwóch dusz...


Dobra rada.

A jeśli chodzi o płakanie w Kościele to mnie sie zdarzało... nawet często. I wcale się z tym nie kryłam, czasem tak mocno beczałam, ze się ludzie mnie pytali czy sie coś stało i czy mi pomóc. I wtedy aż mi się lepiej na sercu zrobiło.
 
     
MKJ
[Usunięty]

Wysłany: 2007-05-23, 08:00   

Małe kroczki -

Ewo - Skowronku!

Małe kroczki to też wewnętrzna zgoda rozbudowywana w sersu codziennie o ociupinkę, iż życie małżeńskie i osobiste będzie przemieniało się pomału.

Małe kroczki to również dziękczynienie Bogu że ostatnia godzina była znośna, spokojna, trudna ale przeżyłam i wiem Komu to zawdzięczam.

Małe kroczki to zrobienie sobie najważniejsze oraz Dziecku, najbliższym lub komukolwiek potrzebującemu - przynajmniej jednej przyjemności raz na dzień. Przytulenie, uśmiech, kupienie gazety, zjedzenie cukierka z radością, kupienie chusteczek higienicznych w kolorze jaki lubie itd.

Pozdrawiam
 
     
Elżbieta
[Usunięty]

Wysłany: 2007-05-23, 08:10   

Tak, "małe kroczki" to żyć TU I TERAZ, w tej właśnie chwili i żyć według Bożych Przykazań.
"Małe kroczki" to zatrzymać się i spojrzeć w swoje serce, nie w serce męża, to wsłuchać się w siebie, potem w innych.

Księża paulini mają na swojej stronie pytanie:
"Jak chcesz żeby Pan Bóg cię wysłuchał skoro ty sam siebie nie chcesz wysłuchać?"

Wsłuchaj się w siebie, aż poczujesz, że potem już możesz wsłuchiwać się w innych (w męża)
Pozdrawiam Ewo, skowronku.
 
     
MichalG
[Usunięty]

Wysłany: 2007-05-24, 11:43   

Cześć Skowronku,

Twoja historia pokazuje, że Ty go kochasz. Ale nie dziw się jemu, że jest ostrożny…
Wyrzuciłaś go z życia, wystąpiłaś o rozwód, „wyprowadziłaś” go. On cierpiał, ale poukładał sobie życie. I nagle znów się pojawiasz. Znów mu „mącisz”, znów chcesz zburzyć to, co sobie zbudował. Nie dziw mu się, że nie rzucił Ci się w ramiona i nie powiedział „super – wracam”.

Pokarz mu, że może Ci z zaufać. Pokaż mu, że to co Ty czujesz jest prawdziwe. Porozmawiaj z nim.

Ale zastanów się dobrze, czy rzeczywiście chcesz z nim znów być. Bo nie wolno Ci rozwalić jego „nowego” życia, a potem powiedzieć „sorry pomyliłam się – jesteśmy już inni, nie uda się tego odbudować”.
Ktoś kiedyś powiedział:, „Jeśli kogoś kochasz, pozwól mu odejść. Jak wróci – to na zawsze. Jak nie, to nigdy nie był <Twój>”. Twój mąż pozwolił Ci odejść. Ty chcesz wrócić – ale upewnij się, czy na zawsze.

I jeszcze jedno – może się tak zdarzyć, że on jest teraz szczęśliwy, jest mu dobrze. Czy potrafisz sobie odpowiedzieć na pytanie, czy kochasz go na tyle, że jesteś w stanie poświęcić swoje obecne uczucia, aby nie ranić go więcej i „dać mu spokój”? Jeśli nie, to znaczy, że kieruje tobą egoizm, nie Miłość.

I pamiętaj - nie naciskaj. Bądź cierpliwa. Krok po kroku.

Powodzenia,
 
     
Andrzej 
Mąż jednej żony


Imię małżonka/i: Kama
Wiek: 30
Dołączył: 22 Mar 2006
Posty: 341
Skąd: Warszawa
Wysłany: 2007-05-24, 13:44   Czy kochasz swojego męża tak, aby dać z siebie wszystko i go

MichalG napisał/a:
I jeszcze jedno – może się tak zdarzyć, że on jest teraz szczęśliwy, jest mu dobrze. Czy potrafisz sobie odpowiedzieć na pytanie, czy kochasz go na tyle, że jesteś w stanie poświęcić swoje obecne uczucia, aby nie ranić go więcej i „dać mu spokój”?


Czy można być naprawdę szczęśliwym nie dotrzymując bezwarunkowym zobowiązaniom wynikającym z przysięgi małżeńskiej, naruszjąc przymierze z Bogiem i małżonkiem?
Czy takie "szczęście" to tylko imitacja szczęścia, pod powierzchnia której kryje się... brak szczęscia, brak ścisłej relacji ze Stwórcą, brak odpowiedzialności za słowo, które wyrzekło się przed ołtarzem w czasie zaślubin?
Co to znaczy "dać mu spokój"? Czy tylko uszanować jego wolność - wolność jego wyboru?
Czy także wyrzucić go z serca i przestać o niego walczyć - o jego miłość do mnie i o moją miłość do niego? I jak o tę miłość walczyć?
Bardzo mądra jest homilia ks. Piotra Pawlukiewicza wygłoszona 13 maja w bazylice sw. Krzyża w W-wie podczas Mszy transnmitowanej przez PR1:

Czy kochasz swojego męża tak, aby dać z siebie wszystko i go uratować? - ks. Piotr Pawlukiewicz MP3
_________________
"Módl się tak, jakby wszystko zależało od Boga, a działaj, jakby wszystko zależało tylko od ciebie" (Święty Ignacy Loyola)
„Wszystko mogę w Tym, który mnie umacnia” (List św. Pawła do Filipian 4:13)
„I nie uczynił tam wielu cudów z powodu ich niewiary” (Ew. Mateusza 13:58)
www.separacja.org ::: www.sychar.mobi ::: www.modlitwa.info
 
 
     
skowronek
[Usunięty]

Wysłany: 2007-05-24, 17:41   

Dziękuję. To piękne co piszesz. Bardzo filozoficzne. A ja Ci powiem tak całkiem normalnie o czym marzę, czego pragnę. Pragnę ugotować jemu obiad i czekać kiedy wróci z pracy, prać jego koszule, prasować, szykować śniadanie i jego ulubione sałatki. Zasypiać i budzić mając go przy sobie, słyszeć spokojny oddech, zanurzyć się w jego dłonie ... taka zwykła codzienność, a jakże szczęśliwa. Ach! mogłabym pisać bez końca.... Jestem gotowa aby dać z siebie wszystko i być z nim ZAWSZE razem.

Ale chciałam opowiedzieć o tym, co wczoraj się wydarzyło. Wróciłam z pracy i zobaczyłam w domowym telefonie wyświetlony numer, jako nieodebrany. Zacisnęło mnie w gardle, kiedy uświadomiłam sobie, że to nr moich teściów, z którymi od ponad trzech lat nie miałam żadnego kontaktu. Moi teściowie nigdy nie ingerowali w nasz związek, nawet wtedy kiedy toczył się rozwód. Dlatego byłam zszokowana i bardzo zdenerwowana, gdyż pomyślałam sobie, że może dowiedzieli się o naszych kontaktach i nie chcą bym burzyła spokój męża. Oddzwoniłam. Rozmowa z moją teściową była bardzo ciepła i serdeczna. Chciała dowiedzieć się , czy miałam z mężem kontakt, ponieważ od ostatniego jego wyjazdu (miesiąc temu) nie dzwonił do domu. Odpowiedziałam, że tak i że jest wszystko w porządku. Zadzwoniłam za chwilkę do męża i poprosiłam aby skontaktował się z mamą, bo jest zmartwiona. Nie był zdziwiony tym faktem, że mama do mnie dzwoniła w tej sprawie. Zastanowiło mnie to, gdyż przecież posiada nr do swojego syna i wystarczyło zadzwonić na 2 minutki i wszystko byłoby jasne. Finał naszej rozmowy był taki, ze umówiłyśmy sie, aby sobie pogadać. W sobotę wybieram się do domu moich teściów, do miejsca, w którym od naszego rozwodu mąż mieszka. Bardzo to przeżywam i zastanawiam jak się zachować, czy pozwolić sobie na szczerość i powiedzieć jak bardzo kocham Jej syna. Dodam, że moi teściowie są bardzo religijni. Po tym zdarzeniu bardzo się rozbeczałam, poczułam, jakby spadło ze mnie kilo kamieni. Modliłam sie do Boga i dziękowałam za to wydarzenie.
 
     
elzd1
[Usunięty]

Wysłany: 2007-05-24, 18:19   

A czy my możemy decydować w czyimś imieniu?
Jeżeli ktoś - mąż/żona - uznaje, że szczęście jest z trzecią osobą - czy my mamy prawo ingerować?
Jeżeli dla mojego męża szczęściem jest życie i inną kobietą - jakie mam możliwości żeby zmienić jego myślenie?
Nawet jeżeli to imitacja szczęścia - on myśli inaczej. I ma WOLNĄ WOLĘ !.

"Czy można być naprawdę szczęśliwym nie dotrzymując bezwarunkowym zobowiązaniom wynikającym z przysięgi małżeńskiej, naruszjąc przymierze z Bogiem i małżonkiem? "

TAK - oni myślą że mogą. A my nic nie możemy zrobić, rozumiesz?

Powiadasz - walczyć.
Niby jak?
Transplantacja mózgu zdradzacza?
Na razie niemożliwe.

Niezależnie od tego czy kocham męża, czy nie - on i tak zrobi po swojemu.
 
     
MichalG
[Usunięty]

Wysłany: 2007-05-24, 20:21   

Andrzeju,
Pozwolisz, że zacytuję: „Czy kochasz swojego męża tak, aby dać z siebie wszystko i go uratować?”. I właśnie o to mi chodziło… Kwestia, co to znaczy „go uratować”. Może być tak (oby nie), że dla męża Skowronka będzie to „danie spokoju”. Nie każdy do małżeństwa podchodzi tak, jak wiele osób z tego Forum.


Skowronku,
Bardzo się cieszę, że pogadasz z teściami.
I myślę, że powinnaś mężowi powiedzieć to, co napisałaś na początku dzisiejszego post – powiedz mu, o czym marzysz.

Pozdrawiam,
 
     
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz załączać plików na tym forum
Możesz ściągać załączniki na tym forum
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  
Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group
Strona wygenerowana w 0,02 sekundy. Zapytań do SQL: 9