Celem tego forum jest niesienie pomocy małżonkom przeżywającym kryzys na każdym jego etapie (także po rozwodzie i gdy współmałżonkowie są uwikłani w niesakramentalne związki), którzy chcą ratować swoje sakramentalne małżeństwa
czytam po kolei tematy na forum , dziś pierwszy raz siadłam i cokolwiek naklikałam, , tyle pokrewnych dusz , które łączą zbliżone problemy, kazde ważne i łaczy je jedno , jakaś magiczna mocna wiara, na lepsze jutro, na ziarenko nadziei . Bardzo mi brakuje tej pokory i wiary. Pomyślałam , że chyba nie umię już zaufać , nie mam w sobie nadziei. Co stało sie z moją wiarą?. Próbuje sobie wytłumaczyć, że człowiek , który mnie po prostu przestał kochać, chyba we mnie zaburzył wszystko to co miałam jakoś poukładane, a może we mnie nie było rzadnej wiary. Mam mnóstwo żalu, ale pozwoliłam odejść, nie potrafię walczyć o człowieka , który staje przede mną twarzą w twarz odważnie i jasno mi mówi"już cie nie kocham, dojrzałem do tego , czuję sie wreszcie wolny ". Chyba byłam pewna siebie , nie myślałam, że może mnie coś takiego spotkać, nie czułam, że jestem kłodą u nogi. Szukam w sobie winy, próbuję pojąc dlaczego? Chyba się wypalam. Jakby mi brakowało cząstki mnie samej. Zawsze uważałam, że jeli sobie sama nie pomogę to nikt tego nie zrobi. A teraz chyba słabnę , szukam pomocy. Proszę
pewnie nie podniesie Cię to na duchu, ale chcę powiedzieć, że ja też usłyszłam od męża po 16 latach wydawałoby się idalnych że mnie już nie kocha, podał nawet powód a mianowicie podobno przestałam go rozumieć i brakuje mu ... odmiany w łóżku, wobec czego jestem niejako winna że znalazł sobie kochankę. W międzyczasie zdążył oczyścić nasze wspólne konto. Płacz dzieci, moje prośby nie robiły na nim żadnego wrażenia. Musiał się wyprowadzić żeby wszystko przemyśleć a teraz nie może wrócić bo ... ma ogromne wyrzutu sumienia, problemy i jest mu tak żle. A ja mimo to kocham jego, cierpię, płaczę i wierzę że moje modlitwy zostaną kiedyś wysłuchane. Chaciałabym tylko wiedzieć kiedy i jak mam dalej żyć i postępować.
przeczytlam.....i nic juz nie bede robic......poza modlitwa.......postaram sie juz nie martwic......... bo zwariuje......oddajmy bogu nasze zmartwienia.nich on sie nimi zajmie.a my w tym czasie zajmijmy sie soba......dziecmi...i usmichajmy sie do nich.i do siebie w lustrze.przeciez bog nas kocha.....i ."sam zawiaze za nas sznurowki........."jakos jestem przepelniona ...ogromna nadzieja po tym co przeczytalam........ Boze....zajmij sie moim i innych tu smutnych ..problemem
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Nie możesz ściągać załączników na tym forum