Celem tego forum jest niesienie pomocy małżonkom przeżywającym kryzys na każdym jego etapie (także po rozwodzie i
gdy współmałżonkowie są uwikłani w niesakramentalne związki), którzy chcą ratować swoje sakramentalne małżeństwa
Portal  FAQFAQ  SzukajSzukaj  UżytkownicyUżytkownicy  GrupyGrupy  Chat  StowarzyszenieStowarzyszenie
RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  AlbumAlbum  DownloadDownload  StatystykiStatystyki  PolczatPolczat
 Ogłoszenie 

Poprzedni temat «» Następny temat
historia jakich wiele
Autor Wiadomość
basia_priv
[Usunięty]

Wysłany: 2007-11-11, 18:35   

W tym przypadku zgadzam się z edz1, że samo zawieszenie obrazu niczego nie zmieni.
Nawet gdybyśmy wytapetowali sobie wszystkie ściany w naszych domach świętymi obrazami - nic to nie da, jeśli nasze serca będą zatwrdziałe i niedostępne na działanie łaski Boga.
Wiemy jaki problem miała z namalowaniem obrazu Jezusa Miłosiernego Św. Faustyna i jak bardzo przeżywała to, że obraz jaki został namalowany, nie przedstawia wiernie postaci Jezusa jakiego widziała w objawieniach. Sam Jezus więc w jednym z kolejnych objawień wytłumaczył jej, że nie chodzi tu o sam wizerunek ale o coś więcej - o łaski jakie przy tym wizerunku można będzie wypraszać.
Czyli chodzi o naszą postawę, to czego pragniemy i czy za tymi naszymi pragnieniami podążamy własciwą drogą konsekwentnie je realizując.

Również Elżbieta nie mija się z prawdą pisząc o poświęceniu się Sercu Jezusa.
Przytoczyła cytat: "w domu, w którym czci się Jego Święte Serce"
Chyba nie chodzi tu tylko o zawieszenie obrazu na ścianie?
Nalezy te słowa szeroko rozumieć...
Dom w którym jest czczone Serce Jezusa, to dom gdzie panuje zgoda, zrozumienie, wzajemny szacunek, miłość... To dom w którym są otwarte seca na Bożą łaskę.

Jeśli nie wprowadzę wszystkich tych prawd w swoje życie. Jęśli nie będę tymi pradami żyła na codzień i jeśli nie będę tymi prawdami się posługiwała. Jeśli nie potwierdzę realnie tej prawdy, że Jezus ŻYJE w każdym człowieku, to na nic się zdadzą wszystkie święte obrazy, na nic się zda także to, że będę codziennie "latała" do kościoła i uchodziła za "wspaniałego" katolika czy "wspaniałą" żonę.
Możemy świetnie się maskować na zewnątrz, udawć zupełnie kogoś innego przed innymi, a nawet przed współmałżonkiem.
Ale gdy w końcu uda się nam stanąć w prawdzie, wtedy odkrywany, że najbardziej oszukaliśmy samych siebie i nasze małżeństwo.

[ Dodano: 2007-11-11, 19:37 ]
W tym przypadku zgadzam się z edz1, że samo zawieszenie obrazu niczego nie zmieni.
Nawet gdybyśmy wytapetowali sobie wszystkie ściany w naszych domach świętymi obrazami - nic to nie da, jeśli nasze serca będą zatwrdziałe i niedostępne na działanie łaski Boga.
Wiemy jaki problem miała z namalowaniem obrazu Jezusa Miłosiernego Św. Faustyna i jak bardzo przeżywała to, że obraz jaki został namalowany, nie przedstawia wiernie postaci Jezusa jakiego widziała w objawieniach. Sam Jezus więc w jednym z kolejnych objawień wytłumaczył jej, że nie chodzi tu o sam wizerunek ale o coś więcej - o łaski jakie przy tym wizerunku można będzie wypraszać.
Czyli chodzi o naszą postawę, to czego pragniemy i czy za tymi naszymi pragnieniami podążamy własciwą drogą konsekwentnie je realizując.

Również Elżbieta nie mija się z prawdą pisząc o poświęceniu się Sercu Jezusa.
Przytoczyła cytat: "w domu, w którym czci się Jego Święte Serce"
Chyba nie chodzi tu tylko o zawieszenie obrazu na ścianie?
Nalezy te słowa szeroko rozumieć...
Dom w którym jest czczone Serce Jezusa, to dom gdzie panuje zgoda, zrozumienie, wzajemny szacunek, miłość... To dom w którym są otwarte seca na Bożą łaskę.

Jeśli nie wprowadzę wszystkich tych prawd w swoje życie. Jęśli nie będę tymi pradami żyła na codzień i jeśli nie będę tymi prawdami się posługiwała. Jeśli nie potwierdzę realnie tej prawdy, że Jezus ŻYJE w każdym człowieku, to na nic się zdadzą wszystkie święte obrazy, na nic się zda także to, że będę codziennie "latała" do kościoła i uchodziła za "wspaniałego" katolika czy "wspaniałą" żonę.
Możemy świetnie się maskować na zewnątrz, udawć zupełnie kogoś innego przed innymi, a nawet przed współmałżonkiem.
Ale gdy w końcu uda się nam stanąć w prawdzie, wtedy odkrywany, że najbardziej oszukaliśmy samych siebie i nasze małżeństwo.
 
     
elzd1
[Usunięty]

Wysłany: 2007-11-11, 20:01   

Basiu. Chodziło mi raczej o to, że nasza wiara i zaufanie do Pana nie zmieni innego ludzkiego serca, tutaj potrzebna jest zgoda osoby o której myślimy. Zobacz, ja sama nic nie mogę, mój "szanowny" postanowił sobie żyć bez Boga, czy kiedyś zrozumie - ja nie wiem.
Moja wiara jest malutka, ale znam osoby, nawet tutaj są - dla mnie stanowiące wspaniały przykład jak można żyć z Bogiem - i cóż z tego? Czy całkowite zawierzenie Bogu zmienia coś w ich stosunkach z małżonkami, czy następuje poprawa w małżeństwie?
"...Jeśli nie wprowadzę wszystkich tych prawd w swoje życie. Jęśli nie będę tymi pradami żyła na codzień i jeśli nie będę tymi prawdami się posługiwała. ...."
To jest właściwe, tak by należało żyć, a mnie jeszcze daleko do takiej wiary. Ale, gdyby nawet - nie mam wpływu na drugiego człowieka. I z obrazem na ścianie, czy bez obrazu - mam wpływ tylko na swoje życie.
 
     
basia_priv
[Usunięty]

Wysłany: 2007-11-12, 12:28   

Ldz1 - podbnie jest u mnie...
Tak sobie myślę o swojej wierze i przychodzą mi na myśl słowa Ewangeli, o wierze małej jak ziarenko gorczycy, która góry przenosi... A mnie się nie udało w swoim życiu nawet pagórka przenieść-:(
Jezus zapewne wiedział, że po ludzku to niemozliwe aby ktoś dokonał takiego wyczynu.
Dlaczego więc powiedział o tym? Aby mnie zdołować?
Dlaczego zachęcał wszystkich aby zdobywali najwyższe „szczyty”? Kiedy to wchodząc pod najmniejszą górkę dostaję zadyszki.
Nie o to widać w tym chodziło... Myślę, że chodziło o to abyśmy chcieli chcieć. Aby to nasze „chcenie” przeradzało się w pragnienie dobra a następnie aby to dobro zaistniało w nas, zaowocowało... I tak jak mówił Św. Albert „abyśmy byli jak chleb, który leży na stole i każdy może podejść aby ułamać sobie z niego kawałek”.
To długa, ciężka i mozolna „praca” nad samym sobą aby dojść do takiego stanu. Sama jestem świadoma tego jak bardzo wiele jeszcze mi brakuje-:(
Bóg jednak nie wskazuje na „półśrodki” i nie „segreguje”, że dla niektórych to mogą być „małe pagórki” bo są słąbi i nie dają rady. On wzywa KAŻDEGO z nas do Jego wielkich planów.
Dlaczego? Bo tylko w tych planach – Jego planach, On sam uczestniczy, a skoro uczestniczy, to jest zaangażowany i z Jego pomocą te „szczyty” są do zdobycia-:)
I to jest ta Dobra Nowina, to jest nasza nadzieja-:)
Sami nie jesteśmy w stanie zmienić innego człowieka, bo on sam musi tego zapragnąć aby coś w sobie zmienić...
Mamy jednak wielki wpływ na to aby wzbudzić w innym człowieku takie pragnienia...
Gdy ten np. widzi przykład dobrego i szcześliwego życia jaki daje wiara i zaufanie Bogu, sam zapragnie tak żyć...
Również modlitwa za taką osobę ma wielką moc, bo sprawia, że modląc się za kogoś (chociaż ten ktoś o tym nie wie), powoduje, że „posyłamy” mu dużo Bożego ciepła, w którym Rogaty słabnie w tym człowieku.
Nigdy więc nic na siłę. Bo to tak jakbyśmy chcieli szybko i na siłe wyprostować zgięty konar drzewa – złamiemy go!
I aby to wszystko nie było tylko „bujaniem w obłokach”, należy wprowadzać w konkrety i żyć pełnią życia. Trzeba tylko chcieć i próbować.
Osobiście sama staram się na codzień o tym pamiętać i wciąż próbuję (ciężko czasm mi idzie).
Ale nie ma się co zrażać – idziemy na szczyt – czyli pod górę. Realnie stąpam po ziemii, jakoś do obłoków nie odfruwam. Wiem przecież, że Jezus JEST obecny TU, przy mnie i czeka aby wciąż pomagać – więc dlaczego miałabym Go olewać i dla własnego dobra nie korzystać i nie otwierać się na Jego łaski?
 
     
justaa
[Usunięty]

Wysłany: 2007-11-12, 14:39   

Mowicie o modlitwie o wierze, ja wiem, jedno ze przez ta cala sytuacje oddalilam sie bardzo od Boga, kiedys codziennie odmawialam modlitwem teraz juz nie, pierwsza osoba, ktora zaczela mi mowic o uniewaznieniu malzenstwa byl ksiadz, opisalam mu swoja sytuacje na tyle obiektywnie na ile moglam, a on sam stwierdzil, ze nie ma sensu tego ciagnac. Tylko dlaczego starajac sie robic cos w tym kierunku czuje sie zle? Inne co mnie trapi, skoro moj maz przystepuje do sakramentow, nigdy nie dostal od spowiednika rady, zeby ze mna wszyskto wyjasnil? Dlaczego potepiane sa rozwody, a tak naprawde ile kazan w Kosciele jest poswieconych ratowaniu malzenstwa, czy nie dopuszczeniu do kryzysu? Tak naprawde ja czuje sie oszukana, mowi sie ze jak czlowiek bedzie ufal Bogu, to wszystko bedzie latwiejsze bardziej poprawne. A ja mam wrazenie ze wszystko w co wierzylam, raz na zawsze sie rozpadlo. Mowi, sie o czystosci przed malzenskiej, gdybym jej nie przestrzegala pewnie wczesniej bysmy sie zorientowali ze do siebie nie pasujemy, i nie pakowali sie w malzenstwo. Gdybysmy nie uwazali rozwodu za zerwanie z Bogiem, moze dawno juz by bylo po nim, kazde z nas ulozylo by sobie zycie. Gdybym nie uwazala,ze puszczanie sie na boku jest czym niezgodnym z wiara, juz dawno mialabym dziecko, chociazby na boku. Wiec, jak w sobie znalesc sile, zeby mimo wszystko nie trzepnac Panu Bogu drzwiami przed nosem,
skoro zamiast sily, ktora ma z wiary plynac plynie tylko cierpienie?
 
     
basia_priv
[Usunięty]

Wysłany: 2007-11-12, 16:09   

Napisałaś Justo "Mowi, sie o czystosci przed malzenskiej, gdybym jej nie przestrzegala pewnie wczesniej bysmy sie zorientowali ze do siebie nie pasujemy, i nie pakowali sie w malzenstwo."
Jesteś w wielkim błędzie...
Naprawdę tak myślisz, że to Ci zaszkodziło?
Twierdzisz, że powodzenie w seksie małżeńskim opiera się na dopasowaniu w tym względzie i "przećwiczeniu" przed ślubem?
Myślisz, że aby małżeństwo było szczęśliwe i zgodne to wystarczy, że seks "wychodzi" a jak się coś zaczyna psuć, to znaczy seks nie domaga?
Powiem Ci więc kiedy ta płaszczyzna przynosi małżonkom wiele satysfakcji. Ano wtedy gdy macie do tego dobre "podłoże". A to nie to samo, czy "prześcieradło" Was nie uwiera.
To "podłoże" to nic innego jak mocna więź, wzajemne zrozumienie, zaufanie, poszanowanie, delikatność... Wtedy seks staje się pięknym "ozdobnikiem", uzupełnieniem Waszej miłości i cieszycie się z tej bliskości, pragniecie jej.
Natomiast jeśli dzieje się to na odwrót , no to jest to "postawione na głowie".

A co do modlitwy, to tak jak do rozmowy telefonicznej - najpierw sprawdź czy masz dobre "połączenie" a póżniej nie "odmawiaj modlitwy", ale rozmawiaj z Jezusem tak jak z Najlepszym Przyjacielem. Nie musimy przed nim udawać - On zna nas doskonale jacy jesteśmy a nawet o czym myślimy-:)
Pamiętam o Tobie w modlitwie Justo - trzymaj się.
 
     
gogol
[Usunięty]

Wysłany: 2007-11-12, 16:22   

czytam i tak jak bym to ja mówiła.czasami tez chce mi sie tak porównywać co byłoby gdyby.Tez twierdze ,że niebyłabym taka nieszczęśliwa dziś gdybym zauważyła wiele sytuacji w młodości.często właśnie kapłani rozmawiajac ze mna o naszych problemach mówili ,nie ma rzeczy przypadkowych Pan Bóg chciał abyście staneli na ten samej drodze.Ja jednak mam duże wątpliwości ,że Pan Bóg chciał abym tak cierpiała ,On nie chce naszego cierpienia wiem ,że to ja go nie posłuchałam.Nie słuchałam jego rad ,które mówił przez usta innych byłam młoda i zaślepiona,więc dzis nie obwiniam juz Boga i wiary tylko siebie ale jest mi z tym źle ,że nie potrafie sobie pomóc.Innym daje rady ,które im pomagaja ale sobie nie umie pomóc ,tylko dlatego ,że mam męża który zwie sie ideałem pod płaszczem głębokiej wiery udaje człowieka jakim nie jest.Przez jego obojetnośc i brak dojrzałości do małżeństwa jest przyczyna moich wielu upadków jeżeli chodzi o wiare i Boga,to on wyzwala we mnie zło ,które prowokuje,przez niego ciagle szukam ciepła tam gdzie nie powinnam ale to ja jestem winna.teraz nie umie sie odnaleźć jest mi źle a co gorsze wiem ,że lepiej nie będzie.Z bardzo praktykujacej rodziny stałam sie bardzo obojetna na wiele spraw.Bylismy z rodzina w Kregach Domowego Kościoła ,uczestniczyliśy w 7 letnich rekolekcjach i kilku Orarach,po latach usłyszałam od męża ,że jeździł tam abym ja sie zmieniła.Cos jest nie tak ale ja nie wiem co .Wiem napewno,ze gdym stała sie dla niego służacą,kobieta która nie chce sie kształcic,pracować tylko dom gary ,zero kontaktu z innymi ludźmi oraz jego kontrola nademna no i oczywiście jego najkochańsza mamuśka to po prostu idylla.ja tak nie chce ,chcę żyć tak jak mam prawo nie jestem jego własnością ale mimo to boje sie tego co może sie stac ,bo juz stało sie dużo złego.
 
     
justaa
[Usunięty]

Wysłany: 2007-11-12, 16:26   

basia_priv napisał/a:
Napisałaś Justo "Mowi, sie o czystosci przed malzenskiej, gdybym jej nie przestrzegala pewnie wczesniej bysmy sie zorientowali ze do siebie nie pasujemy, i nie pakowali sie w malzenstwo."
Jesteś w wielkim błędzie...
Naprawdę tak myślisz, że to Ci zaszkodziło?
Twierdzisz, że powodzenie w seksie małżeńskim opiera się na dopasowaniu w tym względzie i "przećwiczeniu" przed ślubem?

Nie wiem, ale wiem, ze nie raz slyszalam od meza ze gdybysmy pomieszakali ze soba przed slubem to nigdy by sie ze mna nie ozenil. Nie twierdze ze seks jest podstawa dobrego malzenstwa, bo to nie jego brak zdecydowal, ze zaczelam myslec o rozwodzie, tylko brak pomocy ze strony meza w innych sprawach. Wlasnie bardziej mi chodzilo o czystosc malzenstka w sensie takiego pomieszkania ze soba. Znam wiele par, ktore sie na to zdecydowaly, i w tym czasie nauczyli sie ze soba rozmawiac, nie wiem, jakos lepiej to wsyztsko u nich funkcjonuje.
 
     
Elżbieta
[Usunięty]

Wysłany: 2007-11-12, 16:30   

justaa napisał/a:
Poczytam dokladniej forum moze jeszcze sie da cos ratowac, chociaz skoro on mnie nie kocha to nie zmusze go do milosci.


"skoro on mnie nie kocha, to nie zmuszę go do miłości"

Jastaa, co to znaczy, że nie kocha Cię? Powiedział Ci to?

Wiesz, miłość nie ma dna, więc wiem, że to zdanie jest nieprawdziwe w każdym przypadku (ku zbudowaniu serc wielu)

pozdrowienia
 
     
justaa
[Usunięty]

Wysłany: 2007-11-12, 16:36   

Elżbieta napisał/a:

Jastaa, co to znaczy, że nie kocha Cię? Powiedział Ci to?

tak powiedzial mi to, ze mnie nie kocha i ze nie chce miec ze mna dzieci.
 
     
Elżbieta
[Usunięty]

Wysłany: 2007-11-12, 16:50   

Justaa, jak napisałam miłość nie ma dna, dlatego jego słowa są nieprawdziwe.
Nie wierzę w to, że mąż Cię nie kocha. Jemu tylko wydaje się, że Cię nie kocha.
Miłość nie ma dna.
Wyjdź od tych słów i od tej pory weź sobie za cel (paradoksalnie Ty weź za cel)
- odszukać miłość prawdziwą w Waszym małżeństwie.

Wiesz, problem w małżeństwie zaczyna się wtedy, kiedy jedno z małżonków powie "nie kocham" i wtedy drugi małżonek może wpaść w panikę.

Mądra żona/mądry mąż wie, że to słowo
(ludzkie słowo, nie piszę o Bożym, bo Boże Słowo Ciałem się stało)
jest tylko słowem, a miłość wyraża się w czynie.


Chociaż, nawet i czyny czasem nie muszą świadczyć o prawdziwości miłości (tej prawdziwej miłości).

Zachęcam Cię Justaa od teraz, abyś zaczęła szukać miłości, wiernej i mądrej - tej swojej.
Bo zawsze miłość się odbija i wraca, więc zawsze wystarczy jak jedno z małżonków kocha.

Bo zawsze Miłość się odbija i wraca, więc nawet wystarczy jak jedno z małżonków kocha.
Justaa, to rewolucja w myśleniu. To rewolucja w myśleniu???...

Czy po prostu miłość podobna do Miłości Bożej?
Zastanów się :)
pozdrowienia serdeczne
 
     
Mirela
[Usunięty]

Wysłany: 2007-11-12, 20:50   

Elżbieta napisał/a:


Wiesz, problem w małżeństwie zaczyna się wtedy, kiedy jedno z małżonków powie "nie kocham" i wtedy drugi małżonek może wpaść w panikę.

Mądra żona/mądry mąż wie, że to słowo
(ludzkie słowo, nie piszę o Bożym, bo Boże Słowo Ciałem się stało)
jest tylko słowem, a miłość wyraża się w czynie.



Elżbieto chcę się zatrzymac przy tym fragmencie...
Tak zdarza się w kryzysach małżeńskich, zresztą nie tylko w kryzysach...,że słowa mogą człowieka wykrzywic. Chcę na to spojrzec z innej strony...

"Uderzenie rózgi wywołuje sińce, uderzenie języka łamie kosci" ( Syr. 28,17)


Chę powiedziec o złych duchach...to nie bajka...to real.
Kiedy czytam te forum powtarza się to samo zjawisko...
Złe duchy często atakują kilkakrotnie w ten sam sposób, w tych samych okolicznościach, przez te same osoby lub w tym samym miejscu. Przecież chodzi właśnie o to, aby człowiek wypełnił sie lękiem, żeby związał się urazami przed pewnymi doznaniami ,okolicznościami, osobami, miejscami.
Przede wszystkim pragną, żeby zostało w nas coś zaległego, coś nieprzebaczonego, coś, czego nie chce się wspominac,na nowo przeżywac.

Kobieta skrzywiona z Ewangelii Lukasza...
Tak skrzywiona,że nawet ludziom w twarz nie może spojrzec...jest tak skulona i zamknięta w sobie, zamknięta na Boga...a zaczęło się może nawet od słów...takich" zwykłych", potem mocniejszych...może nie tylko słów... A może jeszcze kiedyś miała siłę żebrac o "miłosc', o odrobinkę zrozumienia...jak ślepy żebrak od urodzenia...;ale dostała słowem...znowu się skuliła, tylko ,ze teraz bardziej...i wiele wydarzeń, które nie interpretowała prawdami Słowa Bożego...Może sama zaczęła sie widziec już w sposób pochylony, bo skoro ją nikt nie kocha, skoro jest do niczego...bo przecież mogła się nasłuchac...parę takich słów co łamią człowieka.
Demony wykorzystuja okazję, każde potknięcie ludzkiego ducha i rzucają się na człowieka...,żeby zniewolic, żeby skrępowac, by taka osoba już nic dla siebie i dla innych nie potrafiła zrobic ...
Nie piszę o tym żeby wystraszyc...
Elżbieta napisała o mądrej kobiecie...to nadzieja, może właśnie ta kobieta kiedyś była skrzywiona...Kto ją zauważył? Ten , który też był skrzywiony, tylko ,ze ciężarem Krzyża, Ten który był biczowany słowami , które łamią kości...

Uwolnienie od wszelkich wykrzywień daje nam Jezus Chrystus...serio...
Dopiero zaczynam się prostowac, a już ma radośc wielką :)
Elzd 1 wspominała w którymś poście, że zdanie się na Boga nie może zmienic relacji miedzy małżonkami...A ja Ci mówię zmienia...bo to wtedy nie my już jesteśmy sprawcą działania... Tak jest , tego doświadczam...

Pozdrawiam serdecznie:)
Ps. W czasie ataku rażących słów odmawiam RóżANIEC...lub Koronke do Miłosierdzia Bożego...najlepsza broń...
 
     
elzd1
[Usunięty]

Wysłany: 2007-11-12, 21:26   

"Elzd 1 wspominała w którymś poście, że zdanie się na Boga nie może zmienic relacji miedzy małżonkami...A ja Ci mówię zmienia...bo to wtedy nie my już jesteśmy sprawcą działania... Tak jest , tego doświadczam... "

Mirelo. Masz stały kontakt z mężem, mieszkacie razem, więc i doświadczasz zmiany. Zaś na odległość, bez żadnego kontaktu, jest to relacja jednostronna. Nie da się zastosować Twojego przekonania do każdej sytuacji.
Resztę przemyśleń zachowam dla siebie. Zgodzę się tylko z tym, że najlepszą bronią jest faktycznie modlitwa. Broni - przede wszystkim przed własnymi myślami.
 
     
Mirela
[Usunięty]

Wysłany: 2007-11-12, 21:56   

elzd1 napisał/a:
" Zaś na odległość, bez żadnego kontaktu, jest to relacja jednostronna. Nie da się zastosować Twojego przekonania do każdej sytuacji.


Elzd1...napisałas to Ty...jest to RELACJA jednostronna...
Ja nad tą relacją jednostronną się głeboko zastanowie...i sensownie na ile mogę , podzielę się nia z Tobą:) Nad drugim zdaniem też pomyślę :roll:
Pozdrawiam Cię serdecznie:)
ps.
Cytat:
Broni - przede wszystkim przed własnymi myślami.
to z czym walczysz jest pewno wielkie..., niezdolna jestem to pojac... :-(
 
     
basia_priv
[Usunięty]

Wysłany: 2007-11-13, 10:42   

A Bóg kocha WSZYSTKICH jednakowo...
Kocha mnie, ciebie, twojego męża – który cię zdradza, twoją żonę – która znalazła sobie „lepszego”, tego włuczęgę co śmierdzi na odległość, szefa z pracy co mi tak „dokopał” - Każdego
Ciekawe jak On to „robi” i po co?
Kocha i jak „żebrak” czeka na moją miłość...
Taka Jego RELACJA jednostronna...?
Bez sensu...?
 
     
EL.
[Usunięty]

Wysłany: 2007-11-13, 16:43   

Elżbieto, czy mówiłas o świętej Małgorzacie Marii Alacoque i obietnicach, ktore otrzymała do przekazania wszystkim, którzy będę wielbic Najświętsze Serce Jezusa .....?


Akt Osobistego Poświęcenia się Najświętszemu Sercu Jezusowemu
według świętej Małgorzaty Marii Alacoque


Ja N. oddaję i poświęcam siebie Najświętszemu Sercu Pana naszego Jezusa Chrystusa: moją osobę i moje życie, moje uczynki, trudy i cierpienia, aby odtąd jedynie czcić, miłować i wielbić to Serce.

Mocno postanawiam należeć całkowicie do Niego i czynić wszystko z miłości ku Niemu, wyrzekając się z całego serca wszystkiego, co by się mogło Mu nie podobać. Ciebie, o Najświętsze Serce, obieram jako je-dyny przedmiot mojej miłości, jako obrońcę mego życia, jako rękojmię mego zbawienia, jako lekarstwo na moją słabość, jako naprawienie wszystkich błędów mojego życia i jako pewne schronienie w godzinę mej śmierci. O Serce Jezusa pełne dobroci, bądź moim przebłaganiem wobec Boga Ojca i odwróć ode mnie Jego sprawiedliwe zagniewanie.

O Serce Jezusa pełne miłości, w Tobie pokładam całą moją ufność, gdyż obawiam się wszystkiego ze strony mej skłonności do czynienia zła, natomiast spodziewam się wszystkiego od Twojej dobroci. Wyniszcz we mnie wszystko, co może się Tobie nie podobać lub sprzeciwiać. Niech Twoja Boska miłość tak głęboko przeniknie moje serce, abym nigdy nie zapomniał o Tobie ani nie odłączył się od Ciebie. Błagam Cię przez niezmierzoną Twą dobroć, niech moje imię będzie zapisane w Tobie, gdyż pragnę, aby największym moim szczęściem i radością było żyć i umierać jako Twój wierny sługa. Amen.



Akt poświęcenia rodzaju ludzkiego Najświętszemu Sercu Pana Jezusa

O Jezu najsłodszy, Odkupicielu rodzaju ludzkiego, wejrzyj na nas, korzących się u stóp Twego ołtarza. Twoją jesteśmy własnością i do Ciebie należeć chcemy. Oto dzisiaj każdy z nas oddaje się dobrowolnie Najświętszemu Sercu Twemu, aby jeszcze ściślej zjednoczyć się z Tobą. Wielu nie zna cię wcale; wielu odwróciło się od Ciebie, wzgardziwszy przykazaniami Twymi. Zlituj się nad jednymi i drugimi, o Jezu Najłaskawszy, i pociągnij wszystkich do świętego Serca Swego. Królem bądź nam, o Panie, nie tylko wiernym, którzy nigdy nie odstąpili od Ciebie, ale i synom marnotrawnym, którzy Cię opuścili. Spraw, aby do domu rodzicielskiego wrócili co prędzej i nie zginęli z nędzy i głodu. Króluj tym, których albo błędne mniemania uwiodły, albo niezgoda rozdziela; przywiedź ich do przystani prawdy i jedności wiary, aby rychło nastała jedna owczarnia i jeden pasterz. Użycz Kościołowi Twemu bezpiecznej wolności. Udziel wszystkim narodom spokoju i ładu. Spraw, żeby ze wszystkiej ziemi, od końca do końca, jeden brzmiał głos: Chwała bądź Bożemu Sercu, przez które stało się nam zbawienie. Jemu cześć i chwała na wieki. Amen.


OBIETNICE PANA JEZUSA
uczynione św. Małgorzacie Marii Alacoque i czcicielom Jego Najświętszego Serca


1.Dam im wszystkie łaski potrzebne w ich stanie.

2.Zgoda i pokój będą panowały w ich rodzinach.

3.Będę ich pocieszał we wszystkich ich utrapieniach.

4.Będę im bezpieczną ucieczką w życiu, a szczególnie przy śmierci.

5.Wyleję obfite błogosławieństwa na wszystkie ich przedsięwzięcia.

6.Grzesznicy znajdą w mym Sercu źródło nieskończonego miłosierdzia.

7.Dusze oziębłe staną się gorliwymi.

8.Dusze gorliwe dojdą szybko do doskonałości.

9.Błogosławić będę domy, w których wizerunek Serca mego będzie czczony.

10.Kapłanom dam dar kruszenia serc najbardziej zatwardziałych.

11.Osoby, które będą to nabożeństwo rozszerzały, będą miały imię swoje zapisane w mym Sercu i na zawsze w nim pozostaną.

12.Przyrzekam w nadmiarze miłosierdzia Serca mojego, że wszechmocna miłość moja, udzieli tym wszystkim, którzy przyjmą komunię św. w pierwsze piątki przez dziewięć miesięcy z rzędu, łaskę pokuty, iż nie umrą w niełasce mojej ani bez sakramentów świętych, a Serce moje będzie im pewną ucieczką w ostatniej godzinie ich życia.


Modle sie tą modlitwą za mojego syna....codziennie widze ten obrazek - Serce Jezusa...nie zabiegam o obietnice,.....ale .....ja je dostaję. EL.
 
     
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz załączać plików na tym forum
Możesz ściągać załączniki na tym forum
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  
Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group
Strona wygenerowana w 0,02 sekundy. Zapytań do SQL: 9