Celem tego forum jest niesienie pomocy małżonkom przeżywającym kryzys na każdym jego etapie (także po rozwodzie i
gdy współmałżonkowie są uwikłani w niesakramentalne związki), którzy chcą ratować swoje sakramentalne małżeństwa
Portal  FAQFAQ  SzukajSzukaj  UżytkownicyUżytkownicy  GrupyGrupy  Chat  StowarzyszenieStowarzyszenie
RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  AlbumAlbum  DownloadDownload  StatystykiStatystyki  PolczatPolczat
 Ogłoszenie 

Poprzedni temat «» Następny temat
Dalam z siebie wszystko! I... przegralam...
Autor Wiadomość
Justyna1
[Usunięty]

Wysłany: 2007-11-07, 22:56   Dalam z siebie wszystko! I... przegralam...

Ja tez przegralam wlake o nasze malzenstwo. Mylslam, ze sie da. Bylam przekonana o slusznosci tego, co robie. Wiedzialam, ze ide dobra droga. I niczego nie zaluje. Nie zaluje, ze sie staralam, nie zaluje, ze pozwolilam mu zostac w domu, nie zaluje, ze normalnie ze soba rozmawialismy, nie zaluje, ze dalam mu wiecej wolnosci. Niczego nie zaluje. Bo to wszystko pozwolilo mi dojrzec do decyzji, ktora podjelam dzisiaj - decyzji o jego wyprowadzce. Tak, juz raz podjelam taka decyzje. Ale wtedy serce mowilo co innego, rozum co innego. Myslalam wtedy, ze bedzie lepiej, jak sie wyprowadzi. A jednak pozwolilam mu zostac, z nadzieja, ze tak sa wieksze szanse na uzdrowienie naszego zwiazku. I wtedy bylam o tym przekonana. I dzisiaj tez wiem, ze dobrze zrobilam, pozwalajac mu zostac. Bo w tym czasie, moje serce i rozum zaczely mowic jednym jezykiem. Bo tym razem i serce i rozum sa przekonane, ze to koniec. Ja juz nie chce. Moja psychika jest w takim dole, ze tylko sie boje, kiedy przyjdzie zalamanie nerwowe. Mam wrazenie, ze moze ono nastapic w kazdym momencie. Nie mam sily walczyc, nie mam sily sie starac. Dalam z siebie 200%, a moze i wiecej. I nie dostalam nic w zamian. Zrozumialam, ze do uratowania zwiazku potrzeba dwoch osob. Ze jedna nie da rady. Ja nie daje rady. I sama o sobie mowie, ze jestem naprawde silnym charakterem. Ale nie jestem z kamienia. I nie umiem dalej tego ciagnac. Jestem na psychicznym dnie. Musze zaczac myslec o sobie. Zrozumialam, ze ten czlowiek mnie niszczy. Niszczy moja pogade ducha, ktora zawsze mialam, niszczy moj optymizm, niszczy mnie sama!!! Tak nie mozna. My mamy dwojke dzieci, ktore mnie potrzebuja. I ja musze tez dla nich byc silna.
On mowi o przyjazni, mowi, ze ja jestem jego najlepsza przyjaciolka, a nie ma go przy mnie w tej chwili, kiedy mnie jest tak zle! Nie ma go przy mnie, zeby mnie podbudowac. Bo moj dol nie ma tylko przyczyny w naszym kryzysie. Owszem, to jego poczatek. Ale czuje sie zostawiona ze wszystkim sama sobie. Mam dosc siedzenia wieczorami i gapienia soie w sciane, bo on wychodzi z kumplami. I to ja mu powiedzialam 2 tygodnie temu, zeby wzial sobie troche czasu dla siebie, zeby wyszedl z kolegami itd. Wzial to sobie bardzo do serca :-/ I przelala sie czara, bo ja od ponad tygodnia siedze sama, bo on albo wieczoramni pracuje, albo wychodzi z kolegami. Mysle, ze zostal z nami tylko ze wzgledow finansowych, bo nie mogl sobie pozwolic na wlasne mieszkanie. To takie obludne. I to wszytsko razem wziete - ja juz nie moge. On mowi, ze jemu nie jest to wszystko obojetne i wierze mu. Ale za grosz sie nie stara! Nie chce sie starac. Tak z niczego nic nie przyjdzie. Ja nadal wierze, ze gdyby tylko chcial, to mozliwe jest, ze jego uczucie do mnie wroci. Ale tego trzeba chciec. Ja nadal wierze, ze on jest moja druga polowka. Ale ja juz nie mam sily. Przegralam... Przegralam walke o nasze malzenstwo. Wierzylam, ze jestesmy niepokonani. Wierzylam, ze nasza milosc jest wyjatkowa, ze nic nigdy nie jest w stanie jej zniszczyc. Wierzylam w to jeszcze calkiem niedawno, wierzylam jeszcze nawet po tym, jak zaczelo sie to cale pieklo. I wierzylam w to wszystko naprawde mocno, z przekonaniem. Czy moglam az tak sie pomylic?
Modlilam sie z wiara i zostalam tez wysluchana. Przyszedl do mnie spokoj, o ktory tak prosilam. I czulam sie lepiej. Slyszalam ten glos, mowiacy mi, ze na zawsze bedziemy razem i wierzylam temu glosowi. On mnie nigdy nie zawiodl.
A teraz ... poddaje sie ... :-(
 
     
marta o.
[Usunięty]

Wysłany: 2007-11-08, 00:02   

Justyna,

Ja bym nie wyciagała takich ostatecznych wniosków. Mówię z własnego doswiadczenia. U nas też tak było - ja siestarałam a mój mąż powtarzał że to koniec. A dzisiaj, po niemal roku sytuacja wyglada zupełnie inaczej. Ta sama osoba, która wtedy już za nic nie chciała ze mną byc, która poczuła ulgę wyprowadzajac sie z domu, która szukała u innej kobiety tego, czego w związku nie dostawała, ta sama osoba jest mi najbardziej oddana na swiecie. czas, praca, cierpliwosć. Nie mówię, że sukces gwarantowany. Jedyne co chcę tu przekazać to mysl, że chyba na ostateczne rozwiazania jeszcze za wczesnie. Na ten moment - rozstanie. Ale NA TEN MOMENT. A czy przegrana na zawsze - tego nie wiesz.

Może nie mam racji. Wiem jednak co sama przeżyłam. Po prostu dzielę się doswiadczeniem
 
     
wabona
[Usunięty]

Wysłany: 2007-11-08, 06:34   

Widzisz, Justyno - Ty znalazłaś się na dnie. I już możesz się z niego odbić. On jeszcze się nie znalazł, on korzysta z życia, wychodzi z kolegami, baluje. Ma "hotel", gdzie może się przespać, żonę, która ugotuje, upierze.
Teraz chyba czas na jego "dołek". Myślę, że to dobra decyzja o jego wyprowadzce. Myślę, że najpierw będziesz się czuła dziwnie, ale potem, powoli, powoli, zaczniesz powstawać, zaczniesz coraz lepiej sobie radzić. I dopiero wtedy na trzeźwo ocenisz całą sytuację. piszę na podstawie właśnych doświadczeń. Ja nadal chcę, aby mąz wrócił - ale też chcę, aby wrócił dobry człowiek, który nie niszczy mnie psychicznie, nie znęca się fizycznie. Dopiero, gdybym wiedziała, że go stać na taką zmianę, dopiero wtedy pozwoliłabym mu wrócić. W tej chwili nie znam mojego męża, nie wiem, jaki jest. Przyjmowanie wielkiej niewiadomej do domu, nie ma sensu.
Justynko, nie trzymaj go za wszelką cenę w domu, nie niszcz się psychicznie, bo to bez sensu.
Zobaczysz, za jakiś czas będziesz wspominać obecne chwile jako najgorsze w życiu, sama będziesz dziwić się, że go na siłę trzymałaś.

Musisz dojść do siebie, tylko wtedy zrozumiesz, co ma sens.
 
     
Justyna1
[Usunięty]

Wysłany: 2007-11-08, 07:30   

Dziekuje wam, dziewczyny! Jejku, jakie to ciezkie! Caly czas gula w gardle, lzy same plyna. A zaraz musze isc do pracy. Dwojka dzieci, przed ktorymi staram sie jak moge. To tego najbardziej sie boje - reakcji dzieci. Jak ja im bede wieczorami tlumaczyc, ze tatus nie przyjdzie.
I dziekuje, ze jestesce ze mna, ze jestescie tego samego zdania, co ja. JA juz psychicznie nie moge. I on nie robi tego swiadomie (mysle), ale jego wieczne powtarzanie, ze to nie ma sensu, ze on i tak sie kiedys wyprowadzi ... Juz nie mam sily. Nie jem, nie spie, rece mi sie trzesa - do takiego stanu doszlam. I na tyle jeszcze trzezwo mysle, zeby nacisnac na hamulec i zapobiec mojej destrukcji.
Ja tez, Marto, na razie nie mysle ostatecznie, ze to koniec. Ale przyznaje tez, ze moja nadzieja jest prawie rowna zeru. Na ten moment musze tak postapic. I tak jak pisalam, mowia mi to i rozum i serce. Moje uczucia ... hmmm... nie ma ich juz. Ale wiem, ze jeszcze moga sie obudzic.
Trudny dzien dzisiaj przede mna.
Dziekuje jeszcze raz za wsparcie.
Justyna
 
     
nałóg
[Usunięty]

Wysłany: 2007-11-08, 08:08   

Justyna.....Wanboma napisała prawie wszystko co można napisać.
Ja dodam tylko że ta decyzja pomozesz mężowi ponosic konsekwencje jego wyborów.Odcinasz życiodajną poępowine,odcinasz zniewalającą pępowinę.
A łzy............puśc ich ,niech popłynął,łzy oczyszczają,jak burza i deszcz.
Pogody Ducha
 
     
lena
[Usunięty]

Wysłany: 2007-11-08, 09:28   

Justynko....piszesz przegrałam walke o nasze małżeństwo,a ja myślę że wcale nie, Ty wciąz walczysz, zmieniły się jedynie reguły.
Dotąd pokorna, znosząca wiele nagle powiedziałaś dość....ale nie dość małżeństwu, a sytuacji jaka ma miejsce.
Dałaś z siebie wiele,wykazałaś się ogromną miłością i cierpliwością,więc może nadszedł czas, aby i mąż sie wykazał?
Skoro mówi o przyjaźni jaką Cię darzy, o tym, że nie jesteś mu obojętna........to niech to pokaże,bo z tego co piszesz,
te słowa nijak sie mają do czynów.
Podjęłaś jakąś decyzje.........czujesz że tak musisz, bo tak mowi Ci rozum i serce,wierzę że tak właśnie jest,jednak zanim przystapisz do realizacji........szczerze z nim porozmawiaj. Powiedz to co napisałaś nam, daj mu trochę czasu na przemyslenie,a potem bądź stanowcza.........niech weźmie odpowiedzialność za swoje postępowanie.
Jesteś przemęczona fizycznie i psychicznie,więc Twoim obowiazkiem teraz jest zaopiekować się sobą, z taką samą miłością i czułością jaką opiekujesz się swoimi dzieciaczkami.

lena
 
     
EL.
[Usunięty]

Wysłany: 2007-11-08, 09:41   

Justynko.....to wczorajsza pogoda wykończyła nas wczoraj bardzo !! Nadwrażliwi jesteśmy pewnie tez i na pogodę.....to i zły wykorzystał...zamieszał nam . Wielu z nas wczoraj skarżyło się, że zły dzień....
A dzisiaj....
Dziesiaj musi byc dobry....bo i ja oszaleję....bo i u mnie wczoraj pogoda zadzialała....ale dzisiaj nie pozwalam i już ! Dzisiaj ma mbyc fajnie , dobrze, spokojnie i milo !
Dzisiaj Jestynko koniecznie cos miłego dla siebie !! O męża się nie martw...da sobie świetnie radę...decyzje podejmuje to i n konsekwencje gotowy !
O dzieci tez niech On sie martwi....
A Ty oddaj wszystkie swoje troski Bogu i w ciszy żyj spokonie. Pan sie nie spieszy....więc masz czas....czas dla siebie ..na przyjemość, odreagowanie, uspokojenie...bycie z dziećmi i ma być fajnie, miło, dobrze....TOBIE !!! Całuję ! EL.
 
     
kasia1
[Usunięty]

Wysłany: 2007-11-08, 09:57   

Justynko!
przeczytaj swoje posty z 1 listopada... że kupisz perfumy, że jesteś super ( bo jesteś), że wyjście z domu zaplanowane... i wróć szybciutko do takiego stanu ducha jak wtedy!!!
Decyzja o której piszesz, to chyba właśnie jest ta stanowcza miłość, której nam wszystkim potrzeba. Mąż musi w końcu zacząć ponosić konsekwencje swoich wyborów.
Nie poddawaj się!!! Módl się na różańcu do Maryi, Ona nie zostawia swoich dzieci w potrzebie. Ja też będę się za Ciebie modlić.
Dasz radę Justynko, głowa do góry!!!
Pozdrawiam serdecznie.
Kasia
 
     
Justyna1
[Usunięty]

Wysłany: 2007-11-08, 12:07   

Jak ja Wam wszytskim dziekuje! Za wsparcie, za zrozumienie. Tak, lzy leca. Moj stan psychiczny - bez komentarza. Masz racje, Kasiu, musze znowu byc ta Justyna z 1. listopada. Ale w tym stanie tak ciezko. Decyzje podjelam. Dzisiaj go o niej poinformuje. Ja juz nie moge pozwolic na takie traktowanie mojej osoby. Ile mozna? Ile mozna przytakiwac? Ile mozna gryzc sie w jezyk - dla swietego spokoju. Nie mam sily. I tak, jak kiedys napisalas, El, daje mu jego wolnosc, ktorej tak bardzo pragnie.
Dziekuje, ze ze mna jestescie. Lzy mi same leca do oczu, gdy czytam Wasze odpowiedzi.
Dzisiaj jest 8-ma rocznica naszego slubu cywilnego. Wieczorem zaprosil mnie na kolacje. Hmmm... Chyba wtedy go poinformuje o wszystkim.
Czeka mnie potem jeszcze bardzo ciezka rozmowa - z moimi rodzicami, ktorzy nadal o niczym nie wiedza.
Dziekuje jeszcze raz!
Justyna
 
     
kasia1
[Usunięty]

Wysłany: 2007-11-08, 15:46   

Justynko,
przed wyjściem na kolację zrób sie na bóstwo :-) najpiękniejsza bluzka, dopasowane spodnie, dopieszczona fryzurka, korale na szyję... no i oczywiście te perfumy.
Głowa do góry dziewczyno!!!
W W-wie mamy dziś spotkanie wspólnoty, bedę o Tobie myślała...
Trzymam kciuki.
Kasia
 
     
EL.
[Usunięty]

Wysłany: 2007-11-08, 16:22   

Justyno, nie wiemy co Wam Pan dzisiaj wieczorem na kolacje przygotował z okazji rocznicy ślubu !?
Zanim wujdziesz, pros Ducha Świętego, zeby był z Tobą, zeby prowadził. Nic z góry nie zakladaj..niech sie dzieje wola Pana ! Całuje i głowa do góry!! Cokolwiek będzie, nie jesteś sama !! EL.
 
     
basia_priv
[Usunięty]

Wysłany: 2007-11-08, 16:30   

Justynko...
Wspieram modlitwą
Trzymaj się moooooocno Pana-:)
 
     
Justyna1
[Usunięty]

Wysłany: 2007-11-08, 16:48   

Dziekuje Wam z calego serca! Jak to dobrze czytac Wasze odpowiedzi! Jak dobrze, ze jestescie!

Napisze, jak bylo dzisiaj. Jak dalam sobie rade z poinformowaniem go. Chce to miec juz za soba, bo brak sil na dalsze zycie w zawieszeniu.

Dziekuje za modlitwe!
Justyna

[ Dodano: 2007-11-08, 23:48 ]
Jestem sama... Moj maz sie wyprowadzil. Powiedzialam mu to przy kolacji, na ktorej bylismy. Byl zszokowany. Nie myslal chyba, ze to ja podejme taka decyzje. Mial lzy w oczach. Ja tez. Mowil o tym, ze on nigdy nie bedzie szczesliwy, ze on nie ma zadnych przyjaciol, ze oduczyl sie smiac, ze nie umie rozmawiac. Wiem, ze nie ta kobieta jest powodem naszego kryzysu (ona go tylko przyspieszyla). On ma problemy sam ze soba. Powiedzial mi, ze przez te ostatnie dwa miesiace, gdybym sama siebie posluchala, to caly czas mowilam o nim jako o niedorajdzie i przegranym (plakal przy tym). Czy ja tak mowilam??? Ja mowilam, ze on sie nie stara, ze nie walczy. Czy to znaczy to samo? Tak, teraz ja mam wyrzuty sumienia, ze moze za duzo mowilam. Czy powodem jego checi zakonczenia naszego malzenstwa jest to, ze to ja podejmowalam decyzje, ze to ja mialam pomysly, ze to ja musialam go czesto ciagnac za uszy? EL, czy to jest TO, dlaczego on chce odejsc??? Tak, tym, co powiedzial zranil mnie. Bo ja nigdy tak o nim nie myslalam, bo ja w nim widzialam mezczyzne mojego zycia i mowilam mu tez o tym. Czy to w koncu jest wszystko moja wina? O czym ja tu mowie w ogole? Ja mam teraz wyrzuty sumienia i bol, ze nie pozwolilam mu byc mezczyzna. Ze wszytsko (wiekszosc) robilismy tak, jak ja chcialam. Ale jak ja moge to teraz zmienic??? Czemu on mi nie powiedzial tego wczesniej? Dlaczego dopiero teraz, jak kazalam mu sie wyprowadzic? Co ja mam robic? Jak pokazac mu, ze on jest dla mnie MEZCZYZNA?
Dom taki pusty. Inaczej pusty, niz wtedy, jak pracowal wieczorami. Nie wiem, gdzie on teraz jest. I martwie sie o niego. Nie zaluje mojej decyzji. Ale tak bardzo mi go brakuje. Jego obecnosci. Nie dotarlo jeszcze do mnie calkiem, ze sie rozstalismy. Wydaje mi sie, ze to tylko przejsciowe. A jak nie?
Nie umiem zaczac myslec o sobie. Bo jeszcze nie pojelam, ze MY juz nie istniejemy...
 
     
Jo-anka
[Usunięty]

Wysłany: 2007-11-09, 05:32   

Justyna- wszytko jeszcze da sie naprawić! WY nadal jesteście! tyle ze w separacja- a czuje ze wszystko jeszcze bedzie dobrze!
, sama odpowiedzialas sobie troche na pytanie jak to zrobić aby nadal byc ze soba- miedzy innymi pozwolic mu na tzw. męskie decyzje.
(w moim kryzysie tez to troche tak wyglądalo ze to ja zrobilam z niego niby ciaptaka)

Spokojnie kochana Justynko!Jak przyjdzie do dzieci to pozwol mu sie wykazac- niech zaproponuje jakas zabawe, wycieczke- pochwal jego pomysl!popodziwiaj troche..Kiedys EL pisala zeby mowic do męża- kocham Cie i potrzebuje- na mojego(a wyobraz sobie ze bylismy w takim dole jak i Wy teraz) podzialalo- oczywiście nie od razu.To znow jak przyjdzie do domu , niech zarowke wymieni itp.- prowadz to po kobiecemu- modl sie do SW RITY!- ja u niej wybłagałam łaske odrodzenia mojego małżenstwa-

jeszcze nic nie jest skonczone-
moze ta separacja na dobre wyjdzie- moze on zatęskni, wiecej zrozumie-

bede sie za Was modlic

przytulam Cie z calego serca, wiem bidulku co przezywasz...
 
     
wabona
[Usunięty]

Wysłany: 2007-11-09, 06:27   

Justyno, to było potrzebne, uwierz. I nie miej wyrzutów sumienia. Wy nadal istniejecie, tylko inaczej. Teraz zaczyna się twój czas - czas na przemyślenia, ewentualne zmiany. czy to aby na pewno Ty byłaś taka winna? Przemyśl to dobrze. Może to zagrywka Twego męża, abyś źle się czuła i wzięła winę na siebie. Nie wiem, przemyśl to.

To jest też czas dla niego - dokładnie to samo, co Ty. On teraz ma wszystko również przemyśleć, poukładać, ewentualnie się zmienić. Wbrew temu, co piszesz - to jest dobre - i dla Ciebie, i dla niego, i dla Was.
 
     
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz załączać plików na tym forum
Możesz ściągać załączniki na tym forum
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  
Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group
Strona wygenerowana w 0,02 sekundy. Zapytań do SQL: 8