Celem tego forum jest niesienie pomocy małżonkom przeżywającym kryzys na każdym jego etapie (także po rozwodzie i
gdy współmałżonkowie są uwikłani w niesakramentalne związki), którzy chcą ratować swoje sakramentalne małżeństwa
Portal  FAQFAQ  SzukajSzukaj  UżytkownicyUżytkownicy  GrupyGrupy  Chat  StowarzyszenieStowarzyszenie
RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  AlbumAlbum  DownloadDownload  StatystykiStatystyki  PolczatPolczat
 Ogłoszenie 

Poprzedni temat «» Następny temat
Czuję , że zaczynam być samotna
Autor Wiadomość
administrator 
Administrator

Dołączył: 16 Mar 2006
Posty: 520
Wysłany: 2006-06-01, 21:09   Czuję , że zaczynam być samotna

Wyslane przez: Dota


Nie stanę w obronie tych nieszczęsliwych panów, którzy opuszczają żony i dzieci, które budzą sie w nocy i mówią "mamusiu , tesknię za tatą", a tatą ten naiwny i wykorzystywany (jak twierdzi większość drugich żon)dla zaspokojenia swego EGO zmienia żony. Mój powiedział , że nie dorósł do małzeństwa kiedy zakładał rodzinę .Teraz dopiero dojrzał(17 lat mu trzeba było), zrozumiał, że nie o to mu chodziło w życiu no i niestety "musicie sobie radzić", a dzieci?- przecież zawsze bedzie ich "kochał". Słucham tego wszystkiego i myślę, czy to napewno człowiek , którego kiedyś pokochałam, zastanawiam się i nie potrafie zrozumieć. Co mam mówić dzieciom , nie chcę żeby rosły w nienawiści ,więc niczego złego na ojca nie mówię, ale też nie chce aby kiedyś mnie obwiniały za całą sytuację , no bo przecież tatuś był dobry, a teraz jeszcze lepszy , bo podczas kontaktów dośc częstych o które sama zabiegam, tatuś daje dzieciom pieniądze i ciągle powtarza, że ich kocha. Boże kiedy ja zrozumię to zafajdane życie?

--------------------------------------------------------------------------------

Wyslane przez: A

Dota ! Trzymaj się. Dzieci jak dorosną to same ocenią. Straszne to, że są jednak mężczyźni, którzy nie potrafią zrozumieć, że sakrament to rzecz święta. Moja Kochana też chyba nie potrafi, ale... zobaczymy... Podobno czas leczy rany... U mnie umiera wielka część ze mnie... Ale przecież ufam Bogu... i On mnie nie opuści !!!

--------------------------------------------------------------------------------

Wyslane przez: Dota


chciałabym tak jak Ty, powierzyć Bogu , tylko ja chyba nie potrafię, nie chcę, che mi sie wciąz krzyczeć BOZE POMÓŻ MI bo już dłużej nie wytrzymam, a potem mija i dalej jakoś sie toczy jak nie pogodzona męczannica, która użala sie nad sobą, zawsze mi wszyscy mówiwli jaka jestem mądra jak sobie dzielnie radzę, pani taka dobra i miła kobieta, a ja już drugi ro0k śpię wtedy kiedy mi sie wreszcie zachce, i jakoś wegetuje. Twoja wypowiedz mnie chyba pobudziła do potoku słow , chaotycznego , ale spontanicznego. Piszę i ryczę ja bóbr, i ciąglę sie modlę o siły i przetrwanie bo ponoć mam jeszce dla kogo żyć , tylko chyba nie tak .

--------------------------------------------------------------------------------

Wyslane przez: małgorzata


Dota, chyba czas zrzucić z siebie bagaż smutnych myśli. Ani Tobie ani Twoim bliskim nie wychodzi to na dobre. Nie daj się pokonać, nie przegrywaj. Odszedł i koniec. Pomyśl teraz o Sobie. Jesteś Wielka. Dość wycierpiałaś, po co samemu się katować. Wróć do życia a za niego pomódl się.

--------------------------------------------------------------------------------

Wyslane przez: Marta

a ja sie nie moge modlić za niego i mysle tak albo ktos jest tttttttttttaaaaaaaaaaki dobry albo troche obłudny. nie modle sie za niego ,modle sie za dziecko które przestało chodzić do kościoła odkad odszedł i modle sie za się za siebie żebym przetrwała dla dziecka , na nic więcej mnie nie stac. on jest bardzo szczesliwy wiec mu moja modlitwa nie jest potrzebna. powiedział mi ze nie liczy się dla niego wiara i jest obrazony na mnie ze 18 lat temu związał go sakrament - teraz dopiero on wie co to związek i teraz dojrzał. jak się pobieralismy zmalismy sie 3 lata i mielismy po26 lat.wiesz o co powinnas sie modlic -nie za niego jak piszecie (a myślicie tak jak ja), bo pioszecie że modlicie sie za to zeby przejrzał na oczy czyli o to samo o co prosze Boga tylko nie mysle sie modlic za niego , prosze żeby przejrzał na oczy - a co to zanaczy-i myśle ze według was to samo-żeby cierpiał tak jak ja i dziecko cierpi bo dopiero wtedy przejrzy na oczy a i to wcale nie jest prawdopodobne bo moze sobie powiedziec ze cierpi znowu przez was. odchodzący zawsze maja "mocne argumenty" i zawsze sa winni ci zostawieni-oni nie mogli inaczej.nie przemawia pzrzeze mnie gorycz , naczytałam się dużo -są różne odejscia, ludzie sie szamocą wracaja próbuja naprawić czasami sie nie udaje ale ja przezywam 2 rok odejście z "klasa" odszedł do innej ale powodem odejścia byłam ja na co miał masze argumentów w stylu jesteś nie do wytrzymania to ty jesteś nieszczęsliwa to twoja wina ze tak musiałem postąpić (bardo praktykujacy katolik).jestem wrakiem a on jest szczęsliwy-jak to jest z ta sprawiedliwością?

--------------------------------------------------------------------------------

Wyslane przez: opuszczona

czytałam i widziałam jakby siebie. Nie będę Cię pocieszać - to nie ma sensu. Moja odpowiedź i tak ulgi Ci nie przyniesie, ale w pełni zgadzam się z Tobą jak trudno zrozumieć męża zachowanie, męża, którego znało się "od zawsze" po którym się nie spodziewało takich słów, czynów, zachowań. To boli, bardzo boli i tego się nie zapomina, nawet jak wróci. Ja jeszcze w piątek rano pisałam o zwątpieniu w modlitwę, że nie mam już siły, że brak we mnie wiary...a wieczorem mój zakochany w innej mąż zapytał się mnie czy może wrócić i czy mu przebaczę. Nie wiem czy będziemy razem, czy będziemy umieli być po tym co zaszło... ale chcę wierzyć że moje modlitwy zostały wysłuchane. Módl się za siebie, za dzieci, żebyś miała siły do walki z życiem i nie załamuj się, bo nigdy nie wiadomo co życie nam przyniesie. On jest szczęśliwy z inną, mój też był, ja płakałam i się modliłam a on flirtował, kłamał, zdradzał. Dzieci na to patrzyły, zadawały mu niewygodne dla niego pytania i co z tego wynikło? Co zostało z jego szczęścia? Tak może być i z Twoim mężem, i on może któregoś dnia przyjśc do Ciebie. Módl się za siebie bo to Ty teraz potrzebujesz wsparcia i pomocy. Głowa do góry i pamiętaj, że Pan Bóg wie co robi (chociaż nam trudno w to uwierzyć) poddając nas tak trudnej próbie.

--------------------------------------------------------------------------------

Wyslane przez: małgorzata


A ja nadal twierdzę, że trzeba modlić się za niego. Przemawia przez Was uzadniona gorycz, bo nadal nie godzicie się z faktami. Z faktami - nie z argumentami drugiej strony.
Pogodzonym z życiem łatwiej żyć. Można w sobie pielęgnować złość i nienawiść przez wiele lat, tylko co to zmienia. Same mówicie, że siły należy szukać w sobie. Chodzi mi o to, że na tym właśnie i na bliskich trzeba się skupić a nie na własnym cierpieniu, bo to dopiero dołuje. Przeżyłam, to wiem. Wy jesteście nadal w pierwszej fazie, ale długo tak nie można, bo obok trudności jakie niesie realne życie dokładacie do wszystkiego jeszcze własne rozgoryczenie, depresję. Czemu to ma służyć, jak wpływa to na dzieci. Ja wiem, że powrót do realiów i rezygnacja z egoistycznego w sumie użalania się nad sobą, są trudne, ale
przyniosły mi wyciszenie i wyszły na dobre.
Ja wróciłam do pełni życia.

--------------------------------------------------------------------------------

Wyslane przez: dota

ja nie potrafie chyba wybaczyć, zawsze wiecej wymagałam os siebie, niż od innych, innych tłumaczyłam , że tacy śą , że trudny charakter, albo że nieszkodliwy, sobie nie wybaczałam, nie mogłam zawalić, i chyba to sie na mnie zemściło, mój nie chciał mieć w domu "robota", żeby zawsze posprzatane, ugotowane na czas, wszyscy prtzy wspólnym stole, to go zabijało, ale nie "żalił sie, bo był cierpliwy", a ja czuje sie oszukana, bo myślałam , że buduję ognisko domowe. Małgosiu piszesz o wyciszeniu, może masz rację , może to przyjdzie , na razie już mniej płaczę, ale nie potrafię być "przyjacielem " dla mojego męża , o co on ma do mnie pretensję. Jak ja mogę być przyjacielem dla człowieka, który mnie oszukiwał, zdradzał, porzucił, i rząda akceptacji dla swoich uczynków, bawi sie , jest szczesliwy, żyjąc jak kawaler. Ma pretensje, że nie chcę go czasem odwiedzić , lub pójść na lamkę wina. A ja pytam , po co, przecież ja mu nie odpowiadam, więc PO CO? . Ja chyba do końca tego nie rozumię.

--------------------------------------------------------------------------------

Wyslane przez: agna


Marto, czasami zadaje sobie to samo pytanie. Jak to jest bliski ci człowiek (praktykujący katolik)odchodzi obwiniajac cie za cale zło tego świata, przedstwiajac swoje "mocne" argumenty? Mój mąż nagle doszedł do wniosku, ze nie jestem jego żoną (?)że skrzywdziłam go wychodząc za niego (nie był to przymusowy ślub)odeszedł bo ma prawo do szczescia, życie mu sie ulozy, z dnia na dzień wystapił o rozwód i zastrasza mnie gdy mowie ze sie nie zgadzam, ze bralam z nim ślub przed Bogiem. Przy każdej okazji obraża mnie robiąc wyrzuty, niedopuszczając mysli ze nie ma racji. Robi z siebie ofiarę a w niedzielę bez pardonu maszeruje do kościoła, nierzadko komunii bo przecież dobry z niego katolik. Jak tak można? Nie daję sobie już z tym rady

--------------------------------------------------------------------------------

Wyslane przez: Marta

Własnie , ja tez nie daję rady. wiem że powinnam pogodzic się z faktami ale chciałabym tez zrozumiec ..........a tego się nie da zrozumieć. chce stanąc we własnej obranie-wiem że czując sie skrzywdzona i rozgoryczona trudno zyc i cięzko ALE NIC NA TO NIE PORADZE TAK SIĘ CZUJE I MAM DO TEGO PRAWO. Niczego takiego nie zrobiłam żebym musiał tak cierpieć. Nie ja zostawiłam rodzine-dobra rodzinę, a to własnie ja cierpię a ON JEST SZCZĘSLIWY. kTO MI TO WYTŁUMACZY, JEST KTOS TAKI? Małgorzato, wytłimacz mi to może mi pomoze

--------------------------------------------------------------------------------

Wyslane przez: jeszcze_zona


Małgorzato, bardzo mądre to co piszesz. Powiedz tylko jeszcze, jak to zrobić - przestać myśleć, wyjść z uzależnienia, pogodzić się z faktami? Masz receptę, proszę podziel się, bo mnie się nie udaje przez wiele miesięcy, a bardzo bym chciała.
Jak pogodzić się z tym, że człowiek, któremu wierzyłaś przez tyle lat, planowaliście być razem do końca życia, przeszliście różne dobre i złe chwile - nagle mówi: to było mało ważne, to się nie liczy? Ja nie potrafię tak powiedzieć, dla mnie te lata były treścią życia, ten człowiek, teraz tak obcy, był mi najbliższy z ludzi, obdarzyłam go bezgranicznym zaufaniem i miłością. I co? Zapomnieć? Pogodzić się? Żyć dalej, jakby go nie było?
Nie umiem.
Pozdrawiam serdecznie.

--------------------------------------------------------------------------------

Wyslane przez: Tom


A ja doskonale ciebie roumiem. Jestem mężczyzną i nigdy bym mojej rodziny i dzieci nie opuścił. Daje słowo nigdy. NIe wiem dlaczego faceci to robią o to samo mógłbym zapytać kobiety dlaczego zostawiacie mężów? Rozumiem jak bije, pije, poniża. Ale jak nic takiego nie robi to dlaczego? Trochę widzę ,że jesteś zła na mężczyzn z powodu jednego. Tak jak ja jestem troche zrażony do kobiet bo obecnie mam problemy w małżeństwie jakich nigdy bym się nie spodziewał. I w myślach mam tylko jedno zdanie "Jak nam nie wyjdzie to już nigdy żadnych kobiet" i też jestem zły na ten świat. A co do Twojego byłego to tak samo go nie rozumiem chodź to może żadne pocieszenie. JEDNAK KOCHANE KOBIETY PAMIĘTAJCIE NIE WSZYSCY MĘŻCZYŹNI SĄ TACY SAMI!!!!! ale bywają straszni bez serca tak jak kobiety niestety. Z wyrazami szacunku i powodzenia .

--------------------------------------------------------------------------------

Wyslane przez: dota

czytam po kolei tematy na forum , dziś pierwszy raz siadłam i cokolwiek naklikałam, , tyle pokrewnych dusz , które łączą zbliżone problemy, kazde ważne i łaczy je jedno , jakaś magiczna mocna wiara, na lepsze jutro, na ziarenko nadziei . Bardzo mi brakuje tej pokory i wiary. Pomyślałam , że chyba nie umię już zaufać , nie mam w sobie nadziei. Co stało sie z moją wiarą?. Próbuje sobie wytłumaczyć, że człowiek , który mnie po prostu przestał kochać, chyba we mnie zaburzył wszystko to co miałam jakoś poukładane, a może we mnie nie było rzadnej wiary. Mam mnóstwo żalu, ale pozwoliłam odejść, nie potrafię walczyć o człowieka , który staje przede mną twarzą w twarz odważnie i jasno mi mówi"już cie nie kocham, dojrzałem do tego , czuję sie wreszcie wolny ". Chyba byłam pewna siebie , nie myślałam, że może mnie coś takiego spotkać, nie czułam, że jestem kłodą u nogi. Szukam w sobie winy, próbuję pojąc dlaczego? Chyba się wypalam. Jakby mi brakowało cząstki mnie samej. Zawsze uważałam, że jeli sobie sama nie pomogę to nikt tego nie zrobi. A teraz chyba słabnę , szukam pomocy. Proszę
 
     
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz załączać plików na tym forum
Nie możesz ściągać załączników na tym forum
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  
Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group
Strona wygenerowana w 0,01 sekundy. Zapytań do SQL: 8