Celem tego forum jest niesienie pomocy małżonkom przeżywającym kryzys na każdym jego etapie (także po rozwodzie i
gdy współmałżonkowie są uwikłani w niesakramentalne związki), którzy chcą ratować swoje sakramentalne małżeństwa
Portal  FAQFAQ  SzukajSzukaj  UżytkownicyUżytkownicy  GrupyGrupy  Chat  StowarzyszenieStowarzyszenie
RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  AlbumAlbum  DownloadDownload  StatystykiStatystyki  PolczatPolczat
 Ogłoszenie 

Poprzedni temat «» Następny temat
Wypisac sie ...
Autor Wiadomość
Wojtek_USA
[Usunięty]

Wysłany: 2006-10-15, 02:54   Wypisac sie ...

On i Ona poznali sie w sposob szczegolny, tak odbiegajacy od uwczesnych "standardow" poznawania sie mlodych ludzi, ale byli oddaleni od siebie o ponad siedem tysiecy kilometrow. On postanowil napisac o sobie pare slow w internecie na stronie internetowej ktora zapewne juz dzisiaj nie istnieje. Byl wrzesien kiedy dostal kilka odpowiedzi. Przeczytal wszytskie uwaznie, kilkakrotnie. Zawsze tak postepowal z kazdym e-mailem zeby nie pominac zadnego slowa. Wsrod nich byla wiadomosc od Niej, ze jest za granica, pracuje, probuje zarobic na swoje studia. Do dzisiaj pamieta slowa rozpoczynajace ta wiadomosc "Jesli to co napisales jest jeszcze aktualne ..." oczywiscie przeczytal ten elektroniczny list kilkakrotnie tak jak pozostale. W jednym z nich byl numer telefonu, ale nie zdecydowal sie zatelefonowac, odpisal na wszytskie listy. Zaczeli korespondowac ze soba za pomoca poczty elektronicznej, wlasciwie zaczal sprawdzac swoja skrzynke kilka razy dziennie, jeszcze wtedy nie wiedzial jak bardzo ten e-mail zmieni jego zycie, jak jego zmieni. Wkrotce pojawily sie u Niej problemy z dostepem do internetu wiec zaczeli pisac do siebie standardowe listy, dlaczego ludzie teraz tak duzo ich nie pisza? nie wiem, ale bylo w tym cos niezwyklego. On i Ona sprawdzali skrzynke na listy codziennie, czasami wypatrywali listonosza czy czegos nie wrzuca do skrzynki. Widok listu od Niego do Niej czy od Niej do Niego powodowal takie uczucia ze trudno opisac je slowami, kazdy list czytany wielokrotnie, mysli co nadawca w tej chwili robi, czy jest wesoly, czy smutny. Tak pisali do siebie przez 3 miesiace w tym czasie wymienili sie zdjeciami, juz wiedzieli jak wygladaja nie wyobrazali sobie tej osoby tylko z opisu. On pamieta ten moment kiedy otwieral list i zobaczyl Jej zdjecie, pierwsza mysl jaka przyszla do glowy "Jak Ona piekna", opis nie oddal tego co teraz widzial, wkrotce jednak mial sie przekonac ze nawet zdjecie nie oddalo Jej rzeczywistego piekna. Po 3 miesiacach korespondowania Ona podjela decyzje o powrocie do kraju. Zaproponowala wspolne spedzenie Sylwestra, z dala od ludzkiego zgielku. Jechal do niej 12 godzin, noc, pociag, inni wspolpasazerowie, wlasciwie pierwszy raz mial zobaczyc Krakow, nigdy wczesniej tam nie byl. Rankiem pociag dotarl do miejsca swojego przeznaczenia, po bezsennej nocy bo jak tutaj spac jak jedzie do kogos kogo ... ale nie uprzedzajmy faktow. Wysiadl z pociagu, zaczal rozgladac sie po peronie ale Jej nigdzie nie mogl dostrzec, nagle zobaczyl jak idzie w jego kierunku. Znowu pomyslal sobie "Boze jaka ona piekna..." i nastapilo przywitanie, pelne zdenerwowania z obu stron, ale to chyba bylo pozytywne zdenerwowanie. Poszli na przystanek tramwajowy, spogladali od czasu do czasu na siebie, a kiedy ich wzrok sie spotykal usmiechali sie do siebie. Tak bylo w tym zdenerwowanie, ale znali juz swoje dusze z listow ktore do siebie pisali. Spedzili Sylwestra tylko we dwoje przy cichej muzyce, zyczeniach zlozonych o polnocy, juz w trakcie przygotowan do Sylwestra On zauwazyl w Niej cos co pokochal ... Jej male dlonie. Do dzisiaj pamieta kiedy mogl je dokladnie zobaczyc, Ona kroila kurczaka do salatki, a On stal obok Niej.
W pierwszy dzien Nowego Roku wybrali sie na spacer po okolicy, tam gdzie sie znajdowali mieli piekny widok na caly Krakow. Szli po dwoch stronach osniezonej podmiejskiej, waskiej ulicy, jak Ona pozniej wspomniala nawet nie mieli odwagi zeby wziac sie za rece, ale tez nie wie jak On bardzo tego pragnal bal sie jednak ze swoja nachalnoscia Ja skrzywdzi. Przeszedl na druga strone i szedl obok Niej co chwila dotykajac Jej plecow tak jakby miala za chwile sie poslizgnac, a On jakby chcial Ja ochronic przed upadkiem. Ona czula to ...
Spedzili mile dnie na rozmowach, wycieczkach po Krakowie, do dzisiaj On wie jak byla ubrana. Nagle dowiedziala sie ze On musi juz jechac, widzial smutek w Jej oczach, serce mu pekalo bo tylko On wiedzial jak bardzo by chcial zeby nagle przestaly jezdzic pociagi, zeby spadlo tyle sniegu ile nigdy dotad. Zmienil swoj decyzje o wyjezdzie o 2 dni, i znowu cieszyli sie swoja obecnoscia. Pewnego wieczoru kiedy On kladl sie spac Ona przyszla do Niego, zauwazyl ze w reku trzyma poduszke, zapytala sie czy moze sie polozyc obok. Byl szczesliwy, wiedzial ze nie zrobi nic czego Ona by nie chciala, odsunal sie nawet zeby powstala miedzy nimi mala przestrzen.
Jezdzil do Niej co dwa tygodnie, nie mogl bez Niej wytrzymac, bez Jej usmiechu, przytulen, bez dotyku Jej dloni, glosu ... kazde ich przywitanie bylo czyms cudownym, a pozegnania byly trudne. Ktoregos dnia lezeli przytuleni do siebie Ona powiedziala, ze bardzo go lubi, a On jej odpowiedzial ... ja tez Cie Kocham usmiechnela sie wtedy i powtorzyla co powiedziala On zawstydzil sie ... ale nigdy sie z tych slow nie wycofal. Podczas tych spotkan czasami klocili sie bardzo, ale za chwile godzili bo nie potrafili inaczej. On bardzo przezywal to ze powodowal klotnie, ale nigdy Jej o tym nie powiedzial. On podjal decyzje - przeprowadzam sie do Krakowa. Teraz na uczelnie bedzie jezdzil 600 km, ale beda razem, juz na zawsze razem. Mieszkali razem w jednym mieszkaniu, Ona studiowala, On pracowal i studiowal. W rocznice swojego spotkania On sie Jej oswiadczyl, posprzeczali sie wczesniej ale pogodzili sie rownie szybko. Wtedy jednak ona odpowiedziala na jego oswiadczyny ... w sposob jaki sie nie spodziewal.
Pobrali sie, pojawil sie w ich zwiazku kryzys ktory jednak zazegnali. Ten kryzys pokazal mu jak bardzo Ja kocha. Obiecal sobie ze cokolwiek by sie nie dzialo Ona bedzie najwaznejsza. Staral sie jak tylko potrafil. Przyszla wiadomosc o mozliwosci wyjazdu zagranicznego. Ona kiedys mowila ze chcialaby zeby On zobaczyl te miejsca gdzie byla, mieszkala, pracowala. Zdecydowali sie pojechac, On popadl tam w depresje, nie umial sobie z tym poradzic, pojawily sie klotnie, widzial ze Ja to boli, cierpial przez to jeszcze bardziej, ale nie umial poprosic o pomoc. W rocznice na Jej pytanie o milosc odpowiedzial "Nie wiem" a przeciez wiedzial, od zawsze to wiedzial, czul dlaczego sklamal sam przed soba? Do dzisiaj tego nie wie. Po kilkunastu dniach Ona zazadala rozwodu, a On zaczal sie "podnosic", wiedzial ze walczyla przez te 10 miesiecy, byla dzielna. Prosil Ja o szanse o czas na to zeby "zaczekala na Niego". Dzisiaj juz nie mieszkaja razem, On wciaz ja mocno kocha, Ona powiedziala mu ze juz nie kocha. On kazdego dnia modli sie i prosi Boga o szanse, kazdego dnia walczy o milosc swojego zycia, wie jak duzo popelnil bledow, czy kiedys ja dostanie ? Czasami mozesz spotkac go w sklepie, na skrzyzowaniu w samochodzie, w parku kiedy biegnie alejka. Nawet nie wiesz ze to On, czlowiek ktory walczy o milosc, o milosc swojego zycia.
Ostatnio zmieniony przez Wojtek_USA 2006-10-15, 15:04, w całości zmieniany 2 razy  
 
     
pestka
[Usunięty]

Wysłany: 2006-10-15, 09:44   

Wojtku Bracie,
to tak jakbym czytala swoją historię. Też listy, telefony, kilkugodzinne telefony. Spotkania i rozłąki, kłotnie i godzenie się. Jest tylko jeden szczegół. Przed ślubem pojawiło się kilka symptomów tego, że nie będziemy tworzyć harmonijnego związku. No cóż mówią miłość jest ślepa, bo dawno dawno temu, jak uczucia bawiły się w chowanego, to ona głupia schowała się w różach i oczy sobie wydłubała. Moja miłość była prawdziwie ślepa. Umiała tłumaczyć obiekt swojego uwielbienia ze wszystich złych zachowań. Mówiła ja się przystosuję, bo kocham. Jemu wybaczę, bo każdemu przytrafić się może gafa.
Wojktu drogi, moja miłość już nie siedzi w różach. Ona chodzi tak zwyczajnie do sklepu, tak jak Twoja, mija skrzyżowania, pracuje, ale jest smutna, bo nawet jaj białą laskę zabrano. Zostało jej tylko serce, które bije coraz wolniej. Na którymś skrzyżowaniu stanie niepostrzeżenie...

Wojtku pozdrawiam Cię gorąco. Płakałam, jak czytałam Twoje słowa. Nie umiem pisać tak pięknie jak Ty, bom umysł ścisły, ale z potrzeby ducha "uskuteczniłam" taką grafomanię w Twoim temacie. Jak to jest, że człowiek im piękniej kocha, to bardziej cierpi?
 
     
wabona
[Usunięty]

Wysłany: 2006-10-15, 16:04   

Wojtku, Pestko - tak żal, że piękne uczucie niszczą zranienia. Że ta miłość taka delikatna, że każde mocniejsze słowo, słowo "na złość", powoduje rysę, której tak ciężko się zbliźnić.

Co zrobić, by wskrzesić to, co było? Jak obudzić serca naszych ukochanych? Ja tego nie wiem. Nie wiem, czy to jest możliwe. Ta głupia nadzieja mówi, że tak - rozsądek każe przestać żyć marzeniami. Gdzie jest ten złoty środek?
 
     
Elik
[Usunięty]

Wysłany: 2006-10-15, 16:30   

Wróciłam właśnie z Nabożeństwa Różancowego, na którym były również rozważania związane z Dniem Papieskim, dały mi sporo tematów do przemyślenia.
Wanbomo, Wojtku , Pestko piszecie jak rozbudzić serca Waszych ukochanych, a jak rozbudzić swoje, by była w nim nadzieja, by chciało się chcieć...
 
     
wabona
[Usunięty]

Wysłany: 2006-10-15, 16:34   

Po prostu oddać wszystko Bogu. Ja tak zrobiłam. Codziennie staram sie rozmawiać z Nim - tak osobiście. Doznaję wtedy tak wielkiego spokoju i nadzieja odżywa - nadzieja na to, że będzie dobrze - z mężem czy bez męża - ale na pewno z Bogiem. Zakochałam się w nim bez pamięci - w Jezusie zmartwychwstałym. To mój ukochany przyjaciel, z którym mogę tak o wszystkim - jak z nikim innym.
 
     
pestka
[Usunięty]

Wysłany: 2006-10-15, 18:03   

Elik masz rację, jak zrobić żeby się chciało chcieć... Te nasze serduszka są jak statki, którymi miotają sztormowe fale. Jednak u części nawigacja zawiodła i siedzimy na mieliźnie. Ja jestem Robinsonem ósmy miesiąc i rzeczywiście przestaje mi się chcieć. Czasem nie wiem czy to jawa, czy sen. Funkcjonuję w jakichś dwóch równoległych światach. Ja wśród ludzi - z energią i humorem oraz ja w domu - zgaszona i obolała. Taka gra wymaga energii, której mi już powoli braknie. Jestem na drugim etapie mojego pożałowania godnego bytu. Wylazłam z potrzasku, z ostrego szoku po odejściu męża. Teraz przerabiam sposób "na udawacza": maskuję się przed ludźmi i udaję, że mi dobrze. Jednak serca nie oszukam, a rozum złudną nadzieję odrzuca. W rzeczywistości przestaje mi się już chcieć. To dla mnie zbyt trudny egzamin Panie...
 
     
Elik
[Usunięty]

Wysłany: 2006-10-15, 20:08   

Wanbomo, ja również chcę iść z Bogiem w swojej drodze, choć pewnie nie zawsze się udaje. Również rozmawiam tak po swojemu z Nim, co daje mi dużo wsparcia i spokoju, ale widać jeszcze mi wiele brak ;-)
Pestko, a gdyby czasem pokazać innym, że boli, że mi smutno, że mi źle i nie udawać, może czasem byłoby łatwiej? ;-)
 
     
wabona
[Usunięty]

Wysłany: 2006-10-16, 04:56   

Elik, to, że rozmawiam sobie z Jezusem, to nie znaczy, że jest u mnie tak idealnie. Ale to tylko On nie ma mnie dość, On jest "na każde zawołanie". I dlatego trwam, bo inaczej dawno bym się poddała.
 
     
Wojtek_USA
[Usunięty]

Wysłany: 2006-10-17, 04:59   

Czasami siedze i zastanawiam sie czy wogole to co robie, walcze o malzenstwo, czy nie robie tego wbrew mojej zonie, moze Ona ma racje mowiac ze teraz czuje sie szczesliwa, ze brakowalo Jej wyjsc ze znajomymi (caly czas dowiaduje sie ze to moja wina), ze nie mielismy duzo znajomych, lubi wracac do mieszkania ktore wynajmuje, obecne zycie bardzo Jej odpowiada. Moze nie otrzymala ode mnie tego co powinna, moze moja milosc to za malo zeby byc ze soba razem ? Jak tylko wspominam o dzieciach to tez dostaje po glowie bo zawsze otzymuje odpowiedz ze chcialem dziecko zeby Ja zatrzymac przy sobie. Tak nikt z ludzi nie zna moich mysli i nawet jesli powiem, ze chcialem bo widzialem Nas nie raz w wyobrazni jak cala rodzina spacerujemy po lesie, bawimy sie w parku ... Jak wobec tego walczyc ? To wszytsko co chcialbym jej teraz powiedziec ... kiedys lezelibysmy wieczorem zasluchani w swoje slowa. Pamietam jak kilkakrotnie zartowalem z moja zona, pytalem Ja "Wyjdziesz za mnie ?" Ona odpowiadala ze juz to zrobila a ja zawsze mowilem "..." wtedy sie usmiechala. Wiem, duzo bledow zrobilem w Naszym malzenstwie, te wszytskie klotnie, ostre slowa, trzaskanie drzwiami, mowienie sobie wzajemnie "wynos sie", "zejdz mi z oczu" byc moze to wszytsko za pozno, za pozno na zal, co z tego ze czesto boli jak o tym pomysle, jak widze swoje bledy jak na dloni - wiele bledow pewnie zwiazanych z niedojrzaloscia. Jeszcze nie tak dawno moja zona przytulila sie do mnie, kiedy siedzielismy na kanapie, teraz mowi o kims ze "ciekawie sie z tym facetem rozmawia", to co kiedys wedlug mnie bylo iskierka zazdrosci jest wg. Niej zartem czy zatem ja jestem zartem, bo pragnalem rodziny, szczescia bo nie umialem o to zadbac a kiedy sie tego nauczylem to stracilem ? W niedziele samotnie siedzac w lawce patrzylem na rodziny z dziecmi, na ojca ktory przyszedl ze swoimi trzema corkami, jak troskliwie sie nimi zajmowal, na malego chlopca stojacego przede mna i usmiechajacego sie po ktorego przyszedl tata. Czy to jest to czego nie bede mial? Ja wiem ze nie chce miec dzieci z nikim innym tylko z Nia, moze jest to infantylne, ale tak czuje, wiem. Cztery miesiace samotnosci - ponad 120 dni, a ja wciaz co dnia przypominam sobie jak wymawialem przed oltarzem slowa, slowa ktorych nie musialem powtarzac po ksiedzu, slowa wypowiedziane z usmiechem na ustach, z wewnetrzna szczesliwoscia. Tak moze przestalem sie starac po przyjezdzie tutaj, moze to co przeszedlem - ta depresja nie predysponuje mnie do roli ojca, glowy rodziny, moze moim celem jest ... samotnosc. Nie uzalam sie poprostu zastanawiam, w pracy widze jak koledzy telefonuja do zon, zony telefonuja do kolegow, moj telefon milczy, zadnego sygnalu, zadnego sms-a. Wyslalem kilka razy zyczenie milego dnia, otrzymalem odpowiedz moze dwa razy, chyba wymuszona. Zyje, mysle o przyszlosci ale zawsze kiedy o tym myslalem myslalem o Nas.
Zauwazam jak zona zwraca sie do mnie "oficjalnie" natomias do mezow kolezanek z pewna czuloscia zdrabniajac ich imiona, to boli bo czuje sie jak ... ktos obcy. Czy ktos kogo znamy kilka miesiecy ma wiecej wartosci od kogos znanego kilka lat ? Tak wiem milosc nie zazdrosci ... dlatego nie zazdroszcze poprostu czasami "zakluje" jak uslysze. Mysli spisane na kartkach, slowa nigdy ne wypowiedziane, ogromny zal za swoje zle zachowanie, tylko dlaczego nikt nie dostrzega nawet skrawka tego ? Ci w ktorych pokladalem nadzieje na podtrzymanie mnie przed upadkiem odsuneli sie, przyjaciele nie zawalczyli o malzenstwo ... poszli za zona. Czy jestem wobec tego zlym czlowiekiem ? Czy nie warto za mna isc ? Jeszcze nie tak dawno zona byla ciepla osoba, ktora nie przeszlaby obojetnie obok cierpienia, teraz odpowiada tylko, ze sie zmienila, jest inna ale dlaczego, skad taka zmiana czy to na dobre ?
 
     
wabona
[Usunięty]

Wysłany: 2006-10-17, 06:02   

Wojtuś, proszę - zapomnij o przeszłości - przestań ją analizować. To bardzo boli - ja to wiem. Uświadomiłam sobie i Ty też tak zrób - że nie ma już nas takich, jakimi byliśmy - tamci ludzie już nie istnieją i nigdy istnieć nie będą. Nie ma mojego opiekuńczego męża, nie ma mnie, ufającej, że on mnie nigdy nie opuści, nie ma Ciebie, nie ma Twojej żony sprzed lat.
Ale jest "tu i teraz" - to właśnie teraźniejszości mamy stawić czoła. Już to kiedyś Tobie pisaliśmy. Wojtek, bo znów wpadniesz w depresję - wiesz, lepiej, żebyś poczuł do żony złość, aby wyładować emocje. Może by to było na zasadzie oczyszczenia.

Wojtek, nie analizuj, proszę!!!!
 
     
rot
[Usunięty]

Wysłany: 2006-10-17, 06:33   

Wojtku... Twoje posty są naprawdę wspaniałe... ale daj sobie z tym spokój. Dokładnie tak, daj sobie spokój... przeżyłem chwile podobne do Twoich, podobne przemyślenia i rozważania... nie rób tego... to nie prowadzi do niczego dobrego. Wiem, że łatwo jest radzić, ale ja znam to z autopsji, złam się tak jak ja i idź do psychologa. Jeśli trafisz na dobrego pomoże Ci... jeśli nie to zmień i szukaj innego... do czasu gdy znajdziesz prawdziwą "bratnią duszę", z którą będziesz mógł pogadać i która Cię zrozumie... a na chwilę obecną - PRZESTAŃ... nie myśl, nie kombinuj... żebyś nie przekombinował... POWODZENIA !!
 
     
Wojtek_USA
[Usunięty]

Wysłany: 2006-10-18, 00:43   

rot napisał/a:
Wojtku... Twoje posty są naprawdę wspaniałe... ale daj sobie z tym spokój. Dokładnie tak, daj sobie spokój... przeżyłem chwile podobne do Twoich, podobne przemyślenia i rozważania... nie rób tego... to nie prowadzi do niczego dobrego.


Ja juz nie analizuje to kolejna potrzeba wypsania swoich przemyslen przed zasnieciem.

rot napisał/a:
Wiem, że łatwo jest radzić, ale ja znam to z autopsji, złam się tak jak ja i idź do psychologa. Jeśli trafisz na dobrego pomoże Ci... jeśli nie to zmień i szukaj innego... do czasu gdy znajdziesz prawdziwą "bratnią duszę", z którą będziesz mógł pogadać i która Cię zrozumie... a na chwilę obecną - PRZESTAŃ... nie myśl, nie kombinuj... żebyś nie przekombinował... POWODZENIA !!


Tak zlamalem sie juz dawno jakies 5 miesiecy temu i poszedlem, przez te miesiace siedzielismy, rozmawialismy o wszystkim, tutejsze realia wygladaja tak ze majatek wydalem na psychologa i ... moja zona wie o tym, sama nie chciala dac sie namowic mimo ze psycholog powiedziala wyraznie tutaj pomogloby gdybyscie usiedli naprzeciwko siebie i powiedzieli sobie to co przed chwila powiedziales mnie. Mysle ze juz nie przekombinuje, zona juz nie chce spotkan, kontaktow bo jak ... twierdzi musi zatesknic ... anyway zycie toczy sie dalej ja wiem jedno dla mnie Ona zadna inna, tutaj nie ma kompromisow. Ja to ujal JP II (dokladnie nie zacytuje) Nie zyje sie, nie kocha sie, nie umiera sie na probe ... dla mnie te slowa sa calym "przewodnikiem".
Tutaj w USA mam jednego prawdziwego kolege ktorego juz dzisiaj moge nazwac przyjacielem, ON wie o mnie wszytsko co zle i co dobre ... mimo to "stoi obok mnie" i wiem ze na niego zawsze moge liczyc tak jak On na mnie. Szkoda ze Was mam tak daleko :( ze nie moglem byc na zjezdzie ... wiem ze w Was tez mam przyjaciol to wazne.
 
     
weronika
[Usunięty]

Wysłany: 2006-10-18, 11:51   

Wojtku,ja też korzystam z psychologa,mój syn również,ale ja korzystam z państwowego,i bardzo mi on pomógł,jak i również mojemu synowi.
Pierwszy i okazał się bardzo dobry,to jest psycholog od przemocy w rodzinie.Poszukał państwowego,nie jest prawdą,że prywatny jest lepszy,on musi być człowiekiem ,tak jak my,pozdrawiam.
 
     
Goszka
[Usunięty]

Wysłany: 2006-10-19, 08:22   

Wojtek_USA napisał/a:
Czy nie warto za mna isc ? Jeszcze nie tak dawno zona byla ciepla osoba, ktora nie przeszlaby obojetnie obok cierpienia, teraz odpowiada tylko, ze sie zmienila, jest inna
(...)
Tez sie zastanawiam, Wojtusiu, dlaczego obcym (lub znajomym, ale takim, ktorych nie kochamy) potrafimy latwiej wybaczyc, zapomniec krzywde z ich strony niz najblizszej nam osobie. Przeciez milosc nie pamieta zlego. Moze troche dlatego, ze bardziej boli krzywda, zle sowa meza (zony). Nie latwo je zapomniec. Moj wypomina mi wciaz słowa i zachowania sprzed lat. Chce sie zmienic na lepsze, bardzo sie staram, ale gdy on wciaz wraca do starych sytuacji to rece mi opadaja do samej ziemi i sil juz brak.
Tak... umiemy reagowac na krzywde innych.... A co z krzywda i cierpieniem meza (zony)...?
Twoj post, raczej dwa dlugasne, daly mi do myslenia, bardzo...
Trwajmy w Panu i badzmy tu razem wsrod przyjaciol, ktorzy pomoga, gdy juz takich ludzkich sil po prostu i zwyczajnie brak...
Pozdrawiam serdecznie. Malgorzata
 
     
Wojtek_USA
[Usunięty]

Wysłany: 2006-10-21, 04:58   

Goszka napisał/a:
Tez sie zastanawiam, Wojtusiu, dlaczego obcym (lub znajomym, ale takim, ktorych nie kochamy) potrafimy latwiej wybaczyc, zapomniec krzywde z ich strony niz najblizszej nam osobie. Przeciez milosc nie pamieta zlego. Moze troche dlatego, ze bardziej boli krzywda, zle sowa meza (zony). Nie latwo je zapomniec.


No tak coz moge powiedziec, ja nie pamietami nie chce pamietac tego co powiedzial czy zrobila moja zona. Pewnie jest tak jak mowisz ze krzywda ze strony bliskiej osoby boli podwojnie, ale czyto oznacza ze milosc wygasa bo ktos cos powiedzial? Ja chyba jestem z innej epoki bo u nie milosc nie wygasla, ale niestety tylko u mnie, Z tego wzgledu trudno jest mipojac jak mozna ot poprostu "zabic" bo inaczej trudno to okreslic w sobie tak pozytywne uczucia, ale to moj sposob postrzegania swiata. Ja kolejny raz spotkalem sie z odmowa ze strony zony na propozycje spotkania, coz nie wiem dlaczego mnie tak odsuwa ale OK nie chce ... trudno glowa muru nie przebije. Wiele zachowan teraz z Jej strony nie rozumiem, no tak Ona nie chce ratowac malzenstwa racja tylko ja chce ale czy mam przestac chciec? Czy Ona tego che? mam sie poprostu poddac, a co jesli czuje inaczej ? a z drugiej strony ciagle jestem "sprowadzany do parteru" bo Ona nie wie co zrobic, z Nami, ze swoim zyciem, ale nie patrzy tez na to ze Ja chcialbym jej pomoc, Nam pomoc, byc ze soba icieszyc sie zyciem. Boi sie ze poznam faceta od ktorego wynajmuje mieszkanie z ktorym sie "zaprzyjaznila" nie wiem, szukam jakiegos wytlumaczenia ale nie znajduje, moze poprostu poddac sie i nic nie robic, juz nic ... nawet nie odbierac od Niej telefonow bo jak chce byc z kims innym to po co Ja mam sobie dawac nadzieje ze ocale Nasze malzenstwo, a co jesli Ona chce mnie odsunac jak najdalej tylko nie wie jak to zrobic ? Moze poprostu powinna przyjsc i mi to powiedziec prosto w oczy, moze tak byloby uczciwiej. Czasmi wzbiera we mnie zlosc i bezsilnosc jednoczesnie. Dlaczego tak trudno dotrzec do kobiecej psychiki, dlaczego tak trudno przekonac ze facet tez potrafi sie zmienic z milosci. To troche jest tak ze ja nic nie czuje to spadaj a co Ty czujesz ... nie wazne.
A ja i tak modle cie za Nas co wieczor i nawet kiedy bede sam ... (ale inaczej niz w slowach piosenki Ja sie zmienie)
 
     
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz załączać plików na tym forum
Możesz ściągać załączniki na tym forum
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  
Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group
Strona wygenerowana w 0,02 sekundy. Zapytań do SQL: 9