Celem tego forum jest niesienie pomocy małżonkom przeżywającym kryzys na każdym jego etapie (także po rozwodzie i gdy współmałżonkowie są uwikłani w niesakramentalne związki), którzy chcą ratować swoje sakramentalne małżeństwa
Witajcie.
Bardzo się cieszę, że zupełnie przypadkiem udało mi się znaleźć to forum!
Potrzebuję porozmawiać a zupełnie nie mam z kim.
Jestem w trakcie rozwodu z kobietą, którą kocham od lat. Nasz związek, tak niegdyś pełen miłości i niesamowitego porozumienia dusz zaczął gdzieś niknąć. Za moją sprawą. Już raz się ze sobą rozstaliśmy. Było to 3 lata temu. Też za moja sprawą. Nie dlatego, że zdradziłem moją żoną. Dlatego, że nie szanowałem jej, byłem zły, złośliwy, małostkowy i kłótliwy. Do tego nie pracowałem i w zasadzie utrzymywałem się z dorywczych prac. Po prostu nie dbałem o nią. Po roku rozłąki wróciliśmy do siebie pełni wiary, że tym razem nam się uda. Urodziła nam się śliczna córeczka. Ale już w czasie ciąży traktowałem Monikę źle. Później było już tylko gorzej. Nie wiem co mnie opętało. I ponownie obudziłem się z ręką w przysłowiowym nocniku kilka tygodni temu. Od tego momentu pracuję nad sobą intensywnie jak nigdy wcześniej. Staram się zmieniać wszystkie moje złe cechy i marzę tylko o jednym - żeby znów tworzyć rodzinę z moją żoną i córką. Strasznie się boję, że ani moja żona ani Bóg nie dadzą mi już trzeciej szansy. Ten strach mnie obezwładnia i paraliżuje!!! Do tego stopnia, że nie wiem już jak do tego wszystkiego podejść. Czy unikać kontaktu z Moniką, która powiedziała mi że już mnie nie kocha i szuka nowego partnera, czy wręcz przeciwnie. Od kilku dni myślę, aby ze sobą skończyć bo nie widzę żadnego celu w moim życiu jak tylko moja rodzina. Myślę, że byłem i nadal jestem bardzo złym człowiekiem. Jest mi z tym strasznie ciężko. Przepraszam za chaos w tym poście, ale dziś mam największe apogeum depresyjno-samobójcze odkąd Monika się ze mną rozstała. Napiszcie co mam zrobić aby odzyskać moją rodzinę, bo w tej chwili jestem jak ślepy szczeniak, który kompletnie nie wie co z tym wszystkim zrobić.
Jeśli znalazł by się ktoś, kto mógłby mi jakoś pomóc, coś zasugerować to proszę niech napisze nawet smsa (603915872). Będę ogromnie wdzięczny!
justysia [Usunięty]
Wysłany: 2007-10-12, 13:35
Tomku...Dobrze ,że usiłujesz się zmieniać tylko nie wiem czy sam dasz radę podołać ..dobrze ze widzisz zło które wyrządziłeś ale szkoda ,że dopiero w obliczu zagrożenia utraty najdroższych Ci istot,ale najważniejsze że wiesz ile bólu zadałeś...Myślę ,że potrzebna Ci pomoc mądrego człowieka ,terapeuty.Ale najpierw pojednaj sie z Bogiem ...
Ola2 [Usunięty]
Wysłany: 2007-10-12, 13:59
Spokojnie, Tomku. Jeśli facet rzeczywiście chce naprawić i ma szczere intencje, nie ma bata, wcześniej, czy później uda mu się. Pod warunkiem, że będzie cierpliwy i konsekwentny w postanowieniu naprawy.
Pozdrawiam
Tomek Wrona [Usunięty]
Wysłany: 2007-10-12, 14:00
Dziękuję Justysia! Od kilkunastu dni bardzo nad tym pracuję, aby odbudować a w zasadzie Zbudować swoje własne życie, które przez wiele lat było bardzo nihilistyczne i przesiąknięte pewnymi ideami, które powinienem porzucić już dawno temu. Mam straszne chwile załamań takich jak dziś, kiedy nagle tracę sens i wpadam w panikę. Gubię cel, sens, wszystko. Ale... Odnalezienie tego forum, przeczytanie kilkunastu postów doprowadziło mnie do wniosku, jak bardzo jestem oddalony od Boga. A teraz Ty o tym napisałaś...
[ Dodano: 2007-10-12, 15:05 ]
Ola2 napisał/a:
Jeśli facet rzeczywiście chce naprawić i ma szczere intencje, nie ma bata, wcześniej, czy później uda mu się. Pod warunkiem, że będzie cierpliwy i konsekwentny w postanowieniu naprawy.
Dzięki Ola2 !!! Bardzo potrzebuje właśnie takich słów, które podtrzymują mnie w pracy nad samym sobą !!! Dzięki stukrotne !!!
justysia [Usunięty]
Wysłany: 2007-10-13, 20:13
przeczytaj Tomku posty JarkaS,jest w podobnej sytuacji co Ty
rzaba [Usunięty]
Wysłany: 2007-10-21, 15:04
Tomku... przeczytaj posty Jarka S... podobny schemat, idz do koscioła, pojednaj sie z Bogiem, spowiedz, modlitwa za zone... i cirpliowsc, ktorej nie moze Ci w tej chwili zabraknąc... psułes długo, wiec i długo bedzie trwał proces odbudowywania, musisz byc jednak silny a z Boża pomoca uda sie... dobrze ze trafiles na to forerum, dobrze ze zaczynamsz rozumiec swoje błedy... chcialabym kiedys aby moj maz zaczała myslec podobnie jak Ty i wielu innych zdadzaczy...
Bog jednak kocha nas wszystkich niezaleznie od tego co zrobimy... dlatego teraz modl sie do Niego aby dał ci wiare i siłe na kolejne dni...
wabona [Usunięty]
Wysłany: 2007-11-16, 21:19
Aniu, a co takiego zrobiłaś, że czujesz się aż tak winna? Czy na pewno tylko Ty ponosisz winę za kryzys? Czy mąz jest aż tak idealny, że nie przyczynił się do obecnej sytuacji?
Elik [Usunięty]
Wysłany: 2007-11-17, 17:14
Witaj aniu na forum
A Ania napisał/a:
A w związku ludzie powinni akceptowć swoje słabości i wspólnie z nimi walczyć.
To działa w dwie strony, wspólniez nimi walczyć, nawet jeśli gdzieś popełniłaś błędy, to przecież popełniamy błędy, przepraszamy i próbujemy rozwiazać problemy, wiem ze łatwo to się mówi, trudniej to wykonać.
Pozdrawiam, pamietać dzis będę o Tobie w modlitwie
agnes [Usunięty]
Wysłany: 2007-11-19, 17:37
Aniu,dobrze że nie było u Was zdrady(tak jak u mnie),mysle że wszystko sie poukłada.
Ja tez nie chce życ bez swego męża choć zrobił mi wiele złego...Tak bardzo go kocham ze
rozpaczliwie próbuje go odzyskac mimo ze od prawie roku jestem z kimś innym,że nosze jego dziecko...
Widzisz wiec ze moja sytuacja jest duuużo bardziej skomplikowana niż Twoja.
Też szukam spokoju w modlitwie,pomodle sie i za Twoja rodzine...
kasia1 [Usunięty]
Wysłany: 2007-11-20, 08:48
Aniu,
człowiek jest słaby, ale ma kogoś, kto go umacnia, kto go podnosi gdy upada. Tym Kimś jest Bóg. On da Ci tyle siły, o ile będziesz Go prosić. Spotkaj się z Nim w sakramencie pokuty i uwierz, że On Ci wszystko wybacza. Ty sama też musisz sobie wybaczyć i spróbować jeszcze raz. To dobrze, że widzisz swoje własne błędy, ale pewnie nie jest tak, że tylko Ty je popełniłaś, że Twój mąż nie popełnił żadnego, nawet najmniejszego. Stań przed swoim mężem w pełnej prawdzie o swoim sercu, powiedz, co czujesz, powiedz jakie błędy widzisz w sobie. Może na razie nie pytaj o Jego błędy, może przyjdzie czas, ze sam Ci o nich powie. Powiedz to wszystko co czujesz, co widzisz w spokojnej rozmowie, powiedz Mu, że bardzo Go kochasz... i zostaw Go z tym, daj czas na przyjęcie tego wszystkiego.
I tylko zaproś Boga do Waszego małżeństwa. On jest pomiędzy Wami ale może czeka, żebyści się do Niego zwrócili razem. Poproś męża o wspólną modlitwę, choćby najkrótszą, ale wspólną. Niech to będzie modlitwa w intencji Waszego małżeństwa.
Ja też będę się za Was modlić.
Pozdrawiam.
Kasia
Do Tomka:
Tomku, co się z Tobą dzieje? Jak sobie radzisz. Napisz choć parę słów...
kasia1 [Usunięty]
Wysłany: 2007-11-21, 08:30
Aniu,
proś Boga o cierpliwość dla siebie abyś oparła się pokusie zadawania pytań mężowi :)
Jeśli, jak piszesz, wiesz co zrobiłaś żle, to nic nie mów, tylko to zmień. Nie przekonuj, że jest ważniejszy od spraw codziennych, tylko daj Mu to odczuć. Nie słowa są ważne, tylko nasze czyny. Przyjdzie czas, że mąż to zobaczy...
Wiem, że życie w niepewności i zawieszeniu jest trudne, ale doświadczyłam już, że staje się prostsze, kiedy bezwarunkowo oddamy się Bogu... kiedy uznamy, ze my sami nic nie możemy zdziałać bez Jego pomocy... kiedy zgodzimy się, żeby to Bóg działał w naszym życiu.
Stań przed Bogiem bezradna jak dziecko i powiedz: Panie, Ty to poprowadź.
Zachęcam do wspólnej modlitwy z mężem - dziesiątek różańca odmówiony wspólnie, wieczorem... niewiele na to czasu potrzeba, a ma ogromną moc :)
Zachęcam Cię też do codziennej Eucharystii... tak naprawdę stąd czerpiemy siłę.
Polecam Was Bogu i życzę powodzenia!!
Kasia
elzd1 [Usunięty]
Wysłany: 2007-11-21, 17:44
Aniu, Czy Ty przypadkiem nie jesteś na etapie obwiniania siebie za wszystko?
Jakoś trudno mi uwierzyć, żebyś była winna temu, że szanowny mąż znudził się małżeństwem i Tobą. Powiadasz, że on nie potrafi Ci zaufać. A cóż takiego złego zrobiłaś: zabiłaś kogoś, okradłaś, zdradziłaś męża?
Chyba nic z tego nie było, więc za co siebie obwiniasz? Że on nie potrafi rozmawiać z Tobą? Że nie mówił Ci gdy czymś go raniłaś? Że zaniedbywałaś go? Ciekawe w jaki sposób?
Dziewczyno, nie obwiniaj siebie, nie tędy droga do odbudowania małżeńtwa.
Czy Twój mąż jest aż taki wspaniały że nie ma wad? Chodzący ideał?
Powiadasz: "On wyciągał do mnie rękę a ja tego nie zauważyłam. Tkwiłam w przekoaniu o własnej nieomylności. "
A może zamiast wyciągać rękę - powinien przemówić? Powiedzieć, że coś jest nie tak, jakby chciał?
On może wedlug Ciebie jest nieomylny? To w takim razie pomylił się jednak, uważając że potrafisz czytać w jego myślać, odgadywać jego życzenia. Więc też jest winien temu co się teraz dzieje.
"Nie umiałam mężowi, mojemu najdroższemu mężowi pokazać jak wiele dla mnie znaczy. "
Pewnie i on nie umiał okazać tego samego Tobie, skoro w jakiś sposób odsunęłaś się od niego.
Widzisz, znów oboje jesteście winni.
"Błedny dnia codziennego - niby nic wielkiego, ale jak się je popełnia tyle lat, zaboały Go tak bardzo, że w końcu odizolował się od mnie. Sprawy codzienne były ważniejsze niż On, więc nie dziwię się, że w końcu miał dość. I to najbardziej boli, jak bardzo sobie uświadamiam własną winę za tę sytuację. I że mogłam do tego nie dopuścić. Ale musiałam dostać zimny prysznic, żeby się ocknąć, opamiętać, uświadomić sobie hierarchię wartości."
Nie Ty popełniałaś błędy - robiliście to oboje. On ma dość? A Ty masz teraz brać na siebie jego niewypowiedziane oczekiwania?
Wiesz, myślę, że Twój mąż zaczął się nudzić, zobaczył że małżeństwo to nie tylko przyjemności ale i obowiązki. Teraz uważa, że Ty jesteś powodem. A ja Ci mówię: nie daj wpędzić się w krainę winy. Jeżeli Twój mąż nie jest niemową, to jakie miał powody, by nie mówić Ci o swoich uczuciach?
Coś Ci powiem: gdy mój "szanowny" znalazł sobie kochankę, również obwiniałam siebie. I uważałam, że gdybym była inna, on by się tak nie zachował. Nic bardziej mylnego. Okazało się, że jemu ponoć od pewnego czasu było źle, tyle że "nie potrafi mówić o uczuciach". Ale kochance opowiadał, jaki to zaniedbany i niedoceniany się czuje. Więc, jak chce, to potrafi otworzyć buzię i wypowiedzieć swoje żale.
Zresztą, na tym forum również wmawiano mi, że winy mam szukać w sobie. I szukałam, i znalazłam. I ktoś mądry wskazał mi właściwą drogę. Przestałam siebie obwiniać. "Szanowny" milczał, bo chciał milczeć. Milczał, by teraz mieć powody do obwiniania wlaśnie mnie.
Przytulam Cię bardzo mocno.
Tomek Wrona [Usunięty]
Wysłany: 2007-11-27, 09:19
Witajcie!
Dawno się nie pojawiałem, gdyż mam w chwili obecnej bardzo niewielki dostęp do internetu.
Cóż, w moim życiu niewiele się zmieniło. Może nie ma we mnie już tego przerażenia i paniki jakie towarzyszły mi w czasie kiedy pisałem pierwszy post, ale to nie zmienia faktu że jestem wewnątrz wypalony i strasznie obolały. Cały czas się jednak zmieniam i wydaje mi się, że już widzę tego jakieś tam niewielkie efekty. Jestem dużo spokojniejszy i z dużo większą pokorą podchodzę do ludzi.
Co do mojego małżeństwa to jesteśmy z Moniką w trakcie rozwodu. Pozew został przez nią wysłany. Więc nie ma pewnie już odwrotu.
Przez 3 tygodnie w ogóle nie widziałem się z żoną. Potraktowała mnie z ogromną niechęcią i agresją, dlatego postanowiliśmy że nie będziemy się widywać. Jednakże nasza ostatnia rozmowa była w zasadzie moim monologiem pełnym naprawdę pozytywnego przekazu i wydaje mi się, że gdzieś tam to w niej utkwiło na tyle, że zaczęła się ze mną po tych 3 tygodniach kontaktować. Teraz potrafimy razem siedzieć i rozmawiać. I chyba nawet dobrze się ze mną czuje. Ale oczywiście to o niczym nie świadczy. Widzę że z jej strony jest to koleżeńskie zachowanie. Chociaż może nie zawsze... Faktem jest jednak to, że zachowuje się często w taki sposób, że odechciewa mi się w ogóle z nią utrzymywać jakieś kontakty. Zaczeła pić dużo i robi np. coś takiego, że obcałowuje i "wiesza" się na moich kolegach (zresztą nie tylko, niestety). Kiedy coś takiego widzę/słyszę to naprawdę mam wszystkiego dość...
Ech, muszę lecieć do pracy, ale wrócę tu nie bawem i na dłużej.
To forum poniekąd uratowało mi życie w sensie dosłownym za co bardzo wam wszystkim dziękuję!
A do Ani dwa słowa:
Nie rozmawiaj z mężem na temat jego internetowego seksu.To nie ma sensu.Najlepiej nie prowadź z nim żadnych głębszych dyskusji na temat jego zachowania.Musisz do ratowania swojego związku podejść z innej strony.I na pewno Ci się uda.Jeśli masz chwile i ochote napisz/zadzwoń do mnie 603915872.Jesteśmy w bardzo podobnej sytuacji.
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum